WITAJCIE!
Przybywamy do Was z wynikami (troszkę spóźnione, tak, ale... wybaczcie nam to, ok? ;c). Na początek chciałybyśmy podziękować wam za każde zgłoszenie, które otrzymałyśmy. W sumie było ich osiemnaście, a tematyka, jak i pary - przeróżne. Cieszymy się, że tak wiele osób zdecydowało się wziąć udział i zaskoczyć Nas czymś nowym. Pomimo małego incydentu, który zdarzył się już na początku, reszta konkursu przebiegła pomyślnie i... Co tu więcej mówić? Pewnie czekacie na wyniki, prawda?
W konkursie głosowało 10 blogerek należących do JSM (reszta, tak jak było wspominane wcześniej, nie miała czasu lub chęci). Oddawały one swoje oceny w 3 następujących kategoriach:
- Pomysł
- Poprawność
- Wykonanie
Kategorie były oceniane w skali 1-10, a każdy uczestnik mógł zdobyć maksymalnie 300 punktów.
Zanim przeczytacie wyniki (co pewnie żeście już zrobili, bo ciekawość was zżerała XD) Chciałybyśmy powiedzieć, żeby nikt nie przejmował się przegraną. To tylko zwykły konkurs, nic więcej. W każdą prace było włożone serce i masa pracy, co doceniamy i dziękujemy! Jesteśmy pod wrażeniem waszego zapału i oryginalności. Werble proszę?
Miejsce trzecie: Velvette (punktów: 235/300)
Miejsce drugie: Nikoletta (punktów: 249/300)
Miejsce pierwsze, czyli osoba wchodząca w nasz skład: Devinette (punktów: 278/300) Gratulujemy wygranej!
Reszcie natomiast dziękujemy za udział, i życzymy dalszych sukcesów w pisaniu :)
A teraz, zapraszamy do czytania Oneshota Velvette.
Tytuł: Kolejne nazwisko z listy
Para: Leonara
Gatunek: Romans
Przedział wiekowy: T
Para: Leonara
Gatunek: Romans
Przedział wiekowy: T
Ludzie, którzy dążą do swojego własnego celu, popadają w uzależnienia; miewają własne priorytety, zachcianki i potrzeby, przesączone abstrakcją. Podobnie jak inni, od małego chciałam spełniać swoje marzenia. Żądza krwi od zawsze tętniła sensem istnienia w moich żyłach; szukałam tego, co destrukcyjne, wykorzystując ludzi do własnych potrzeb. Nie zawracałam sobie głowy przyziemnymi potrzebami, czerpałam satysfakcję z bólu, który mącił mi w głowie, gdy dochodziło do mnie to, czego dokonywałam. Kolejne imię, schowane w skrzyneczce pełnej znajomych mi nazwisk, nie odkupywało ich win. Rejestracja moich „ofiar” była całkiem łatwa. Może nie było to coś, co można opatrzyć salwą śmiechu, i z pewnością nie bagatelizowało ze zdrowym rozsądkiem, ale utopia marzeń, w których się pochłonęłam, sprawiła, że każdy związek zaczął przynosić mi upojenie. Był bezsennością, migoczącą milionem iskier na zarysie granatowego sklepienia nieba. Szklane fiolki, opatrzone krótkim komentarzem swojego oprawcy, mogły na nowo, spokojnie spoczywać w zepsutej pozytywce racji, zapalając jej rubinowe serce ekstazy. Nie był ważny wiatr, ramionami otulający ciała moich starych przyjaciół – wprowadzenie w plan moich własnych zasad, wydawało się być bardziej kuszącą perspektywą. Posiadałam swój własny świat.
Nie
byłam typem człowieka, który łatwo rezygnuje z marzeń. Moja mentalność
stanowiła kwintesencję wszystkich potrzeb, jakich kiedykolwiek zmuszona
byłam doświadczyć. Świat stał przede mną otworem, gotów pomóc moim
pragnieniom, błąkającym się po świecie, dotrzeć do wyznaczonego celu.
Byłam tworem najwyższego Boga; istotą stworzoną do podziwiania
piedestału chwały. Moja nieskazitelna, egzotyczno-wschodnia uroda i
niebywale przyciągający urok osobisty, był kluczem do osiągnięcia
największego na świecie dobra – opanowania świata mody, którym żyłam od
najmłodszych lat swojego żywota. Posiadałam wszystko, by najwięksi
projektanci na świecie, mogli wychwalać moją ziemską powłokę, napawając
się jej perfekcyjnością. Byłam doskonała. Moja młodość ciała, hart
ducha, siła magnetyzujących oczu i szatynowe włosy, niejednokrotnie
okazały się być towarem przetargowym, który musiałam przehandlować, by
osiągnąć powierzone niegdyś w moje ręce, priorytety. Stworzenie takie
jak ja, utkane z kryształu i szronu nocy, musiało mieć swoją wadę.
Musiało wywoływać zamieszanie, wśród łaknących jego obecności ludzi.
Było tylko ciałem. Frustracją seksualną, rzeźbą na wystawie, upojeniem
nocy i drobiazgiem, za które uzyskiwało się marzenia. Dziesiątki ludzi
przetoczyło się przez moją egzystencję, powtarzając melodie tych samych,
pustych, pozbawionych uczuć słów. Setki z nich wychwalały moją
piękność, powtarzając żałosne dźwięki wołania o pomoc. Tysiące
rozgrywało swoje własne przedstawienie, w którym to ja byłam marionetką
pociąganą za sznurki – potrzebowali mnie tylko do jednego: do
postawienia mnie na pierwszej stronie magazynów.
Był
to korzystny układ, szczególnie dla takiego amatora, jakim wówczas
byłam. Moja droga do sławy wyglądała powalająco – pragnęłam stworzyć coś
odrębnego, być panią własnej duszy, ale dotkliwość świata krzywdziła
moje postanowienia, odstraszając swoją natrętnością. Nie przejmowałam
się swoim upadkiem; gdy największy projektant na świecie mówił, że jest
tylko jeden sposób, by przekonać go o moim poczynaniu, zaciskałam wargi,
czując jak ból na nowo szarpie moimi ścięgnami i uśmiechałam się w
wykreowany przez siebie sposób. Po wszystkim nie użalałam się nad swoim
losem. To byłoby zbyt banalne. Podnosiłam się, jako upadły anioł,
wracając do swojego mieszkania i wrzucałam do mojej bazy danych kolejne
nazwisko, przez które zostałam wykorzystana. Miałam na konkretną osobę
odpowiedni dowód, który tylko dzięki kolorowi ingerencji, kreślił mnie
jako królową wszystkich rzeczy. Trudniej byłoby mi stłumić coś w
zarodku, niżeli zostawić surowość mojej stosowności. W końcu to ja
rządziłam tym światem.
Ale
teraz robiłam wszystko, bym ja, Lara Baroni, dostała się do Pequeno
Estrellas – największego zgrupowania najlepszych projektantów i
fotografów.
***
Nie
podejrzewałam, że w moim życiu zmieni się coś bardzo diametralnie.
Pomijając, że stawiłam sobie cel dołączenia do największego domu
modowego w Ameryce Południowej. A, żeby zdziałać cokolwiek, musiałam
sięgnąć najokrutniejszych czynów. Nie cofnęłabym się, gdyby trzeba było
kogoś pobić. Jeśli przyjęliby mnie tam, cały świat modelingu stałby z
otwartymi ramionami. Brałam udział w castingu na najurodziwszą twarz do
kolekcji wiosennej, jak i kontraktu z agencją. Z tego co mi wiadomo,
szef całej załogi jest zimny, ale można go udobruchać. Trzeba zdobyć
jego sympatię, wyrwać ją z głębi lodowatego serca, niczym rozwścieczony
tygrys.
Jazda
windą jeszcze nigdy nie była tak nużąca. Stałam pośrodku niej, po
swojej prawej stronie mając nonszalancko opartego o jedną ze ścian
chłopaka z uśmiechem, przywdziewającym na myśl rozpuszczone dziecko,
jakim niewątpliwie był. Sama podróż nie wydawała się być ciężka; to
świadomość poznania największej inspiracji wpływała na mnie
destrukcyjnie. Miałam wrażenie, że do mojego końca pozostało zaledwie
kilkanaście sekund. Dźwięk otwierających się drzwi windy na właściwym
piętrze mi w tym nie pomagał.
Hall,
jaki było mi dane ujrzeć, skąpił nowoczesnością. Jasne, przestrzenne
ściany opierały się niebanalnym meblom, rozstawionym w czystym nieładzie
po całej szerokości pomieszczenia. Na wprost windy usytuowany był
kontuar, przy którym zwykł siadać recepcjonista; z prawej strony, pod
oknem, gdzie rząd skórzanych sof przywoływał na myśl angielskie lobby,
znajdowały się podłużne, szklane stoliki, ze stosikami czasopism o
modzie na samym ich wierzchołku. Po lewej, na ścianie ozdobionej
portretami sławnych osób, wisiało kilka nagród dla sztabu specjalistów
zajmujących się wizerunkami znanych osób. Za nimi biegł korytarz, z całą
pewnością prowadzący przez dębowe drewno podłogi do reszty pomieszczeń,
w tym studia fotograficznego samego właściciela, gdzie w tym momencie
najbardziej chciałam się znaleźć. Mogłabym tak stać i wpatrywać się w
ten cudowny widok niezmierzonymi godzinami, gdyby nie fakt, że powietrze
w pomieszczeniu nie było przeznaczone jedynie dla naszej dwójki – na
wprost, z niebanalnym wyrazem twarzy stał sam Leon Verdas, z grupką
otaczających go osób.
Leon
na pierwszy rzut oka emanował spokojem ducha i łagodnością. Jego
postawa pajała bezpieczeństwem. Nie znając go, mogłam z ręką na sercu
stwierdzić, że jest idealnym przykładem wspaniałego obywatela, prawego
człowieka i niesamowitego artysty. Bez zbędnej gry pozorów, urzekł mnie
jego wygląd.
Rękawy
granatowej koszuli miał podwinięte, krawat niedbale zawiązany, a ciemne
spodnie, opinające jego smukłe nogi, odziane czarnymi mokasynami,
wysiały nisko na jego szczupłych biodrach. Wyglądał jak anioł – posiadał
wydęte, malinowe usta, mocną linię szczęki, słodkie dołeczki w
policzkach, które towarzyszyły jego szerokiemu uśmiechowi, lekko zadarty
nos, piękne orzechowe oczy, które dostrzegłam mimo dzielącej nas
odległości, i zmierzwione perfekcyjnością brązowe włosy na
wyprofilowanej głowie.
Stałam
jak sparaliżowana, nie potrafiąc wykonać żadnego ruchu. Rękę
zatrzymałam w połowie drogi do ust, na chwilę wstrzymałam oddech,
śledząc dokładnie każdy jego ruch. Obserwowałam jego przymknięte
powieki, okalane wachlarzem długich, ciemnych rzęs; zarysowaną szczękę i
kilkudniowy zarost, nadzwyczaj przyjemny dla oka. Zmierzwione włosy z
pewnością też były jego zasługą, gdyż nie wstrzymywał się od
pociągnięcia ich za każdym razem, kiedy malinowe i ciepłe wargi, badały
każdy milimetr otoczenia.
Jego
postawa była rozluźniona, ale oczy zdradzały co innego. Zyskały odcień
czarnego marmuru i przeszywały mnie na wylot. Nie miałam wątpliwości, że
roztoczył nade mną osąd. Byłam dla niego amatorem, który, by zaistnieć w
świecie mody, spełniał zachcianki wyżej postawionych od niego osób.
Trudno zresztą, żeby nie wiedział, biorąc pod uwagę to, że zarządzał
wielką korporacją. Świadczyła o tym jego postawa.
Zżerało
mnie mdlące obrzydzenie i przerażenie. Widziałam wszystko wyraźnie:
jego gładkie słowa, brązowe, błyszczące oczy, doświadczenie z
uwodzeniem, kobietami, pracę z mężczyznami. Zamierzałam spoufalić się z
diabłem.
Rozchyliłam wargi, żeby coś powiedzieć, ale czułam się, jakbym miała usta wypełnione gwoździami.
Leon
na każdym kroku, każdym oddechem, uderzeniem serca i ruchem powiek,
uświadamiał mi, że jestem zerem. Utwierdzał mnie w przekonaniu, nie
pozwolił na maleńką choć dozę nadziei, że jest inaczej. Jeszcze nigdy
czyjeś spojrzenie nie sprawiło mi tyle bólu. Nawet ten facet stojący
obok przestał dawkować mi wsparcie. Zostałam sama. Mój wzrok przeciwko
jego. Moje podejście kontra podejście mojego szefa. Powinnam przygotować
się na upadek.
–
Baroni, twoja kolej. – Głos Leona dotarł do moich uszu, a po
kręgosłupie przeszły mnie ciarki. Brzmiał jak anioł. Jednak mogłam
wywnioskować, że przy pierwszej lepszej okazji uciekłaby stamtąd.
Nudziła go konwersacja ze mną. Ja go nudziłam.
Tak się nie będziemy bawić.
Wydęłam
usta w niezadowoleniu, czując się urażona monotonią jego głosu. Byłam
dla niego po prostu kolejną modelką, która będzie stawiała
nieodpowiednio swoje kończyny lub strzelała dziwne miny przy ujęciach.
Jak to abstrakcyjnie brzmi. Kolejna i nudna, przy rozmawianiu o Larze
Baroni.
Uśmiechnęłam
się tylko pod nosem, widząc jak ten chłopak kieruje w jego stronę
porozumiewawcze spojrzenie, a on ze zrezygnowaniem kręci głową,
wprawiając tym gestem w ruch kosmyki jego krótkich włosów. Samo
patrzenie na niego przyprawiało mnie o zawroty głowy, nie wspominając o
unoszącej się w powietrzu gęstej atmosferze. Nawet nie zauważyłem, kiedy
kilkadziesiąt sekund później, w pomieszczeniu zostaliśmy tylko ja i on,
mierzący się podejrzliwymi spojrzeniami.
–
Zobaczmy na co cię stać. – Posłał w moim kierunku wymuszony uśmiech, za
co podziękowałam mu skinieniem głowy. Byłam wdzięczna za jego za
okazywane chęci.
Podczas
kiedy wnosiłam ostatnie poprawki do swojego wyglądu, jego długie palce
chwyciły w swoje posiadanie aparat, patrząc na niego z nieukrywaną
czcią. Zadawałam sobie sprawę z miłości, jaką Leon obdarzał swój sprzęt.
W pomieszczeniu dało się dostrzec wiele porozstawianych po całej
długości pokoju stojaków i statywów. Jego pracownia wyglądała jak typowe
studio fotograficzne. Czuł się w nim dobrze i swobodnie, dzięki czemu
targający mną niepokój odszedł w niepamięć. Wstrzelam oddech i nie dając
się ponieść emocjom, zaczęłam z nim współpracować.
Po
kilkunastu minutach syzyfowej pracy, ze zmęczeniem dopadłam butelkę
wody, stojącą na pobliskim krześle, łapczywie wypijając całą jej
zawartość. Uważne obserwowanie Leona podczas wykonywanej przez niego
pracy było wydarzeniem, którego sama nie potrafiłam opisać. Podziwiałam
go za lekkość, z jaką obnosi się z robieniem zdjęć. Wydawało się, że na
świecie jest tylko on i jego aparat, zbyt niedostępny dla oka zwykłego
obserwatora, by zrozumieć, jak wielki element stanowi w jego życiu. Jego
palce swobodnie naciskały spust migawki, a ciało w wyćwiczonej
choreografii zmieniało swoje położenie. W ciągu kilku godzin do
perfekcji wyćwiczył sobie przybieranie na twarz maski nieczułego na
wszystkich dupka, za co byłam mu niebywale wdzięczna. Rozmowa z nim nie
była na samym szczycie moich priorytetów. Obawiałam się, że nie jestem
na to jeszcze gotowa i z tą myślą trwałam z nim przez kilka ostatnich
godzin, wdzięcznie uśmiechając się do obiektywu w proszący mnie o to
sposób.
***
Byłam
strasznie zdenerwowana tym, co mogą ogłosić. Wierciłam się nierówno,
przestałam jeść i pić. Wszystko dla mnie było nieodpowiednie i nie
takie; pragnęłam tylko jednego. Męczarnie czekania, na jakie mnie
wygnano, wytracały mnie od środka. W końcu, postanowiłam działać – skoro
nie przyjęto mnie w taki sposób, może przyjmą mnie w inny? Nie pozwolę,
by taka wspaniała okazja uciekła pomiędzy moimi palcami. Większość
szczeblów, które osiągałam swoim zachowaniem były dla natrafienia na
idealnie wyrzeźbioną drogę do Pequeno Estrellas.
Zapukałam
kilka razy w drzwi i nie czekając na zaproszenie, wprosiłam się do
biura Pana Verdas. Spojrzał na mnie zdezorientowany, a potem chciał już
otworzyć buzię, gdy przyłożyłam palec do swoich ust, sygnalizując mu, że
nie mam złych zamiarów. Ucichł więc i założył ręce na pierś. Odwróciłam
się i zaczęłam krążyć po pokoju, niczym rekin, który żeruje na swoją
ofiarę.
–
Nie zadzwoniliście – mówiłam, podchodząc bliżej fotografa i obiektu
mojego pożądania. Rzuciłam torebkę w kąt pokoju i uśmiechnęłam się
zawadiacko, co nerwowo odwzajemnił.
–
Chyba mamy powody, czyż nie? – tchnął, gdy już zniknął mu uśmiech z tej
przesłodzonej twarzy. Mój śmiech wypełnił to pomieszczenie i usiadłam
na jego obrotowym krześle, lubieżnie otwierając wargi.
–
Teraz będziesz grać niedostępnego? Proszę cię – prychnęłam. –
Wystarczy, że trochę rozepnę tą koszulę, a padniesz na swoje kolana
przede mną.
Wstałam z tego krzesła i podeszłam do niego. Nie miał zamiaru mnie wyrzucać, a ja nie miałam zamiaru przestawać.
Wiedziałam, co robię.
Zaśmiałam
się cicho wprost do jego ucha i długim paznokciem przejechałam po jego
bladym policzku. Spiął wszystkie mięśnie, a ja, jednym sprawnym ruchem
oparłam go o biurko. Wiedziałam, że to dla niego było niekomfortowe.
–
Co się tak spinasz? Spokojnie – zaintonowałam, podchodząc go od tyłu.
Wiedziałam jak kusić. Wiedziałam, jak stawać się obiektem pożądania. Dla
mnie było to jak rzut beretem – rach, ciach i koniec. Zawiesiłam dłonie
na jego karku, masując go. Zwykle po kilku takich krokach byli już w
mojej sieci. Mogłam się nazwać pajęczycą, która tka aksamitną sieć i
chwyta w nią muchy. Odchylił głowę do tyłu i postarał się odprężyć. Nie
pozwalam. To nie ma być odpoczynek.
Ja wiem, jak sprawiać przyjemność.
Zdawał
się tonąć w pieszczocie, ale miałam głębsze zamiary. Stopniowo zaczęłam
przybliżać usta do jego, by potem je delikatnie musnąć. Cały czas, nie
odrywając się od jego warg. Były mięciutkie i takie, takie... miłe? Na
pewno nie było to podobne do poprzednich razów; wtedy nie grałam o taką
wielką stawkę. Starałam się być uwodząca, słodka, a zarazem przy jego
standardach.
–
Wiesz, zawsze chciałam sprawdzić, jak to jest na biurku szefa... –
mówiłam smutno, unosząc brew. Nie zaprzestawałam mocowania się z
krawatem otumanionego Leona. – Mam nadzieję, że ty też, szefie.
END.
I jak? Co myślicie? :) Zachęcamy do dzielenia się opinią. Zobaczymy, czy nasz wybór okazał się trafny.
Na koniec... Miejsce drugie będziecie mogli ujrzeć za dwa dni, natomiast piątego września zostanie przedstawiona zwycięska praca. Dziękujemy za uwagę, i miłego dnia życzmy!
~ Ekipa JSM
PS: 7 września pojawi się drugi post organizacyjny :) Do zamówień wrócimy około 9.
Gratuluję Velvette trzeciego miejsca! :D No i oczywiście Nikolettcie oraz Devinette, która dostała się do naszej ekipy. GRATULACJE :*
OdpowiedzUsuńSzkoda że się nie dostałam ;c
OdpowiedzUsuńAle cóż, gratuluję zwyciężczyni z całego serca ;*
A praca Velvette jest cudna <333
#CRYIN
UsuńPrzez cały dzisiejszy dzień ciągle odświeżałam JSM (nawet podczas apelu, co jest swoją drogą chyba trochę nienormalne), bo przecież w każdej chwili mogły pojawić się wyniki, prawda? Ale nie wierzyłam, że mogłabym wygrać lub chociaż znaleźć się na podium. "To coś" naprawdę dostało 278 punktów?
OdpowiedzUsuńPięć razy sprawdzałam, czy to na pewno mój nick znajduje się przy słowach "Pierwsze miejsce". Najpierw myślałam, że źle przeczytałam albo mam jakieś omamy. Ale gdy zrozumiałam, że to nie jest pomyłka, zaczęłam skakać po domu ja wariatka (brat pytał, czy dobrze się czuję, kiedy chwyciłam go w ramiona tańcząc i wyśpiewując coś o tym, jaka to nie jestem szczęśliwa).
Naprawdę, bardzo bardzo bardzo się cieszę, że będę mogła dołączyć do JSM, to po prostu najpiękniejszy prezent na rozpoczęcie roku szkolnego<3 Dziękuję, że doceniłyście moją pracę, która aż tak dobra według mnie nie była:*
Co do Oneshota Velvette - bardzo ciekawy pomysł, a w dodatku moja ukochana Leonara<3333 No i Lara jest jest twarda i stanowcza, czyli taka, jaką ją najbardziej lubię ^^
Przepraszam, że komentarz nie jest zbyt składny i w dodatku pewnie jest w nim mnóstwo błędów, ale po pierwsze piszę go z komórki, po drugie wciąż jestem w lekkim szoku ;D
Naprawdę Wam dziękuję za tę szansę, postaram się jej nie zmarnować.
I oczywiście gratuluję wszystkim, którzy również brali udział, zwłaszcza Velvette i Nikoletcie :)
Też gratuluję kochana, z całego serca <3 .
UsuńI mimo, że jak każda z dziewczyn, które brały udział, chciałabym być na Twoim miejscu, to nie mniej jestem przekonana, że zasłużyłaś na wygraną ♥.
A Ty Velv wiesz co myślę o opowiadaniu ♥.
Jesteś niesamowita, co jest sprawa oczywista.
Parring jest mi nieco obcy, bo w swojej blogerkiej 'karierze' rzadko się z nim spotykam, nie mniej urzekła mnie ta historia <3.
Gratuluję 3 miejsca ;).
N.
RYCZE ONA MYŚLI ŻE JESTEM NIESAMOWITA
UsuńNo cóż, ja miałam oceniać, ale wyszło inaczej, brak czasu robi swoje XD Gratuluję dostania się do naszej ekipy i gratuluję również dwóm pozostałym dziewczynom :) No i gratuluję całej reszcie, bo wszystkie prace były świetne i każda na swój sposób wyjątkowa <3
OdpowiedzUsuńGenialny oneshot <333. Nie dość, że taka wspaniała para, bo cóż Leonara jest w czołówce moich ulubionych połączeń to jeszcze takie śliczne wykonanie. Gratuluję talentu ! No i w ogóle od razu przeczytałam oneshota, a ominęł notkę na górze. No i przez cały czas byłam pewna, że czytam zwycieską pracę. Jestem pełna podziwu, part jest piękny i chyba nie potrafię sobie wyobrazić prac, które zajęły 1 i 2 miejsce :D.
OdpowiedzUsuńGratuluję wszystkim ;).
Gratuluję wszystkim <3
OdpowiedzUsuńWszystkie OS'y są bardzo piękne <3 Wybaczcie, że piszę tu, ale nadrabiam wszystkie blogi.. ech.. xD Aniołki, wszystkie wasze prace były cudowne, gratuluję ♥ Ale gratulacje należą się również innym uczestnikom ^^ A może opublikujecie jeszcze kilka prac innych? :D Nic nie narzucam, nie, nie... ale przemyślcie to ^^ Ja i tak nie brałam udziału, a pracę innych uczestniczek też bym z chęcią przeczytała ^.^ Jeszcze raz gratuluję ♥ ♥ ♥
Nel