poniedziałek, 1 września 2014

Wyniki konkursu + Miejsce trzecie.

  WITAJCIE!

  Przybywamy do Was z wynikami (troszkę spóźnione, tak, ale... wybaczcie nam to, ok? ;c). Na początek chciałybyśmy podziękować wam za każde zgłoszenie, które otrzymałyśmy. W sumie było ich osiemnaście, a tematyka, jak i pary - przeróżne. Cieszymy się, że tak wiele osób zdecydowało się wziąć udział i zaskoczyć Nas czymś nowym. Pomimo małego incydentu, który zdarzył się już na początku, reszta konkursu przebiegła pomyślnie i... Co tu więcej mówić? Pewnie czekacie na wyniki, prawda?

  W konkursie głosowało 10 blogerek należących do JSM (reszta, tak jak było wspominane wcześniej, nie miała czasu lub chęci). Oddawały one swoje oceny w 3 następujących kategoriach:
  - Pomysł
  - Poprawność
  - Wykonanie

  Kategorie były oceniane w skali 1-10, a każdy uczestnik mógł zdobyć maksymalnie 300 punktów. 

  Zanim przeczytacie wyniki (co pewnie żeście już zrobili, bo ciekawość was zżerała XD) Chciałybyśmy powiedzieć, żeby nikt nie przejmował się przegraną. To tylko zwykły konkurs, nic więcej. W każdą prace było włożone serce i masa pracy, co doceniamy i dziękujemy! Jesteśmy pod wrażeniem waszego zapału i oryginalności. Werble proszę?

  Miejsce trzecie: Velvette (punktów: 235/300)
  Miejsce drugie: Nikoletta (punktów: 249/300)
  Miejsce pierwsze, czyli osoba wchodząca w nasz skład: Devinette (punktów: 278/300) Gratulujemy wygranej! 

  Reszcie natomiast dziękujemy za udział, i życzymy dalszych sukcesów w pisaniu :)
  A teraz, zapraszamy do czytania Oneshota Velvette. 

 
Tytuł: Kolejne nazwisko z listy
Para: Leonara
Gatunek: Romans
Przedział wiekowy: T

Ludzie, którzy dążą do swojego własnego celu, popadają w uzależnienia; miewają własne priorytety, zachcianki i potrzeby, przesączone abstrakcją. Podobnie jak inni, od małego chciałam spełniać swoje marzenia. Żądza krwi od zawsze tętniła sensem istnienia w moich żyłach; szukałam tego, co destrukcyjne, wykorzystując ludzi do własnych potrzeb. Nie zawracałam sobie głowy przyziemnymi potrzebami, czerpałam satysfakcję z bólu, który mącił mi w głowie, gdy dochodziło do mnie to, czego dokonywałam. Kolejne imię, schowane w skrzyneczce pełnej znajomych mi nazwisk, nie odkupywało ich win. Rejestracja moich „ofiar” była całkiem łatwa. Może nie było to coś, co można opatrzyć salwą śmiechu, i z pewnością nie bagatelizowało ze zdrowym rozsądkiem, ale utopia marzeń, w których się pochłonęłam, sprawiła, że każdy związek zaczął przynosić mi upojenie. Był bezsennością, migoczącą milionem iskier na zarysie granatowego sklepienia nieba. Szklane fiolki, opatrzone krótkim komentarzem swojego oprawcy, mogły na nowo, spokojnie spoczywać w zepsutej pozytywce racji, zapalając jej rubinowe serce ekstazy. Nie był ważny wiatr, ramionami otulający ciała moich starych przyjaciół – wprowadzenie w plan moich własnych zasad, wydawało się być bardziej kuszącą perspektywą. Posiadałam swój własny świat.
Nie byłam typem człowieka, który łatwo rezygnuje z marzeń. Moja mentalność stanowiła kwintesencję wszystkich potrzeb, jakich kiedykolwiek zmuszona byłam doświadczyć. Świat stał przede mną otworem, gotów pomóc moim pragnieniom, błąkającym się po świecie, dotrzeć do wyznaczonego celu. Byłam tworem najwyższego Boga; istotą stworzoną do podziwiania piedestału chwały. Moja nieskazitelna, egzotyczno-wschodnia uroda i niebywale przyciągający urok osobisty, był kluczem do osiągnięcia największego na świecie dobra – opanowania świata mody, którym żyłam od najmłodszych lat swojego żywota. Posiadałam wszystko, by najwięksi projektanci na świecie, mogli wychwalać moją ziemską powłokę, napawając się jej perfekcyjnością. Byłam doskonała. Moja młodość ciała, hart ducha, siła magnetyzujących oczu i szatynowe włosy, niejednokrotnie okazały się być towarem przetargowym, który musiałam przehandlować, by osiągnąć powierzone niegdyś w moje ręce, priorytety. Stworzenie takie jak ja, utkane z kryształu i szronu nocy, musiało mieć swoją wadę. Musiało wywoływać zamieszanie, wśród łaknących jego obecności ludzi. Było tylko ciałem. Frustracją seksualną, rzeźbą na wystawie, upojeniem nocy i drobiazgiem, za które uzyskiwało się marzenia. Dziesiątki ludzi przetoczyło się przez moją egzystencję, powtarzając melodie tych samych, pustych, pozbawionych uczuć słów. Setki z nich wychwalały moją piękność, powtarzając żałosne dźwięki wołania o pomoc. Tysiące rozgrywało swoje własne przedstawienie, w którym to ja byłam marionetką pociąganą za sznurki – potrzebowali mnie tylko do jednego: do postawienia mnie na pierwszej stronie magazynów.
Był to korzystny układ, szczególnie dla takiego amatora, jakim wówczas byłam. Moja droga do sławy wyglądała powalająco – pragnęłam stworzyć coś odrębnego, być panią własnej duszy, ale dotkliwość świata krzywdziła moje postanowienia, odstraszając swoją natrętnością. Nie przejmowałam się swoim upadkiem; gdy największy projektant na świecie mówił, że jest tylko jeden sposób, by przekonać go o moim poczynaniu, zaciskałam wargi, czując jak ból na nowo szarpie moimi ścięgnami i uśmiechałam się w wykreowany przez siebie sposób. Po wszystkim nie użalałam się nad swoim losem. To byłoby zbyt banalne. Podnosiłam się, jako upadły anioł, wracając do swojego mieszkania i wrzucałam do mojej bazy danych kolejne nazwisko, przez które zostałam wykorzystana. Miałam na konkretną osobę odpowiedni dowód, który tylko dzięki kolorowi ingerencji, kreślił mnie jako królową wszystkich rzeczy. Trudniej byłoby mi stłumić coś w zarodku, niżeli zostawić surowość mojej stosowności. W końcu to ja rządziłam tym światem.
Ale teraz robiłam wszystko, bym ja, Lara Baroni, dostała się do Pequeno Estrellas – największego zgrupowania najlepszych projektantów i fotografów. 
***
Nie podejrzewałam, że w moim życiu zmieni się coś bardzo diametralnie. Pomijając, że stawiłam sobie cel dołączenia do największego domu modowego w Ameryce Południowej. A, żeby zdziałać cokolwiek, musiałam sięgnąć najokrutniejszych czynów. Nie cofnęłabym się, gdyby trzeba było kogoś pobić. Jeśli przyjęliby mnie tam, cały świat modelingu stałby z otwartymi ramionami. Brałam udział w castingu na najurodziwszą twarz do kolekcji wiosennej, jak i kontraktu z agencją. Z tego co mi wiadomo, szef całej załogi jest zimny, ale można go udobruchać. Trzeba zdobyć jego sympatię, wyrwać ją z głębi lodowatego serca, niczym rozwścieczony tygrys.
Jazda windą jeszcze nigdy nie była tak nużąca. Stałam pośrodku niej, po swojej prawej stronie mając nonszalancko opartego o jedną ze ścian chłopaka z uśmiechem, przywdziewającym na myśl rozpuszczone dziecko, jakim niewątpliwie był. Sama podróż nie wydawała się być ciężka; to świadomość poznania największej inspiracji wpływała na mnie destrukcyjnie. Miałam wrażenie, że do mojego końca pozostało zaledwie kilkanaście sekund. Dźwięk otwierających się drzwi windy na właściwym piętrze mi w tym nie pomagał.
Hall, jaki było mi dane ujrzeć, skąpił nowoczesnością. Jasne, przestrzenne ściany opierały się niebanalnym meblom, rozstawionym w czystym nieładzie po całej szerokości pomieszczenia. Na wprost windy usytuowany był kontuar, przy którym zwykł siadać recepcjonista; z prawej strony, pod oknem, gdzie rząd skórzanych sof przywoływał na myśl angielskie lobby, znajdowały się podłużne, szklane stoliki, ze stosikami czasopism o modzie na samym ich wierzchołku. Po lewej, na ścianie ozdobionej portretami sławnych osób, wisiało kilka nagród dla sztabu specjalistów zajmujących się wizerunkami znanych osób. Za nimi biegł korytarz, z całą pewnością prowadzący przez dębowe drewno podłogi do reszty pomieszczeń, w tym studia fotograficznego samego właściciela, gdzie w tym momencie najbardziej chciałam się znaleźć. Mogłabym tak stać i wpatrywać się w ten cudowny widok niezmierzonymi godzinami, gdyby nie fakt, że powietrze w pomieszczeniu nie było przeznaczone jedynie dla naszej dwójki – na wprost, z niebanalnym wyrazem twarzy stał sam Leon Verdas, z grupką otaczających go osób.
Leon na pierwszy rzut oka emanował spokojem ducha i łagodnością. Jego postawa pajała bezpieczeństwem. Nie znając go, mogłam z ręką na sercu stwierdzić, że jest idealnym przykładem wspaniałego obywatela, prawego człowieka i niesamowitego artysty. Bez zbędnej gry pozorów, urzekł mnie jego wygląd.
Rękawy granatowej koszuli miał podwinięte, krawat niedbale zawiązany, a ciemne spodnie, opinające jego smukłe nogi, odziane czarnymi mokasynami, wysiały nisko na jego szczupłych biodrach. Wyglądał jak anioł – posiadał wydęte, malinowe usta, mocną linię szczęki, słodkie dołeczki w policzkach, które towarzyszyły jego szerokiemu uśmiechowi, lekko zadarty nos, piękne orzechowe oczy, które dostrzegłam mimo dzielącej nas odległości, i zmierzwione perfekcyjnością brązowe włosy na wyprofilowanej głowie.
Stałam jak sparaliżowana, nie potrafiąc wykonać żadnego ruchu. Rękę zatrzymałam w połowie drogi do ust, na chwilę wstrzymałam oddech, śledząc dokładnie każdy jego ruch. Obserwowałam jego przymknięte powieki, okalane wachlarzem długich, ciemnych rzęs; zarysowaną szczękę i kilkudniowy zarost, nadzwyczaj przyjemny dla oka. Zmierzwione włosy z pewnością też były jego zasługą, gdyż nie wstrzymywał się od pociągnięcia ich za każdym razem, kiedy malinowe i ciepłe wargi, badały każdy milimetr otoczenia.
Jego postawa była rozluźniona, ale oczy zdradzały co innego. Zyskały odcień czarnego marmuru i przeszywały mnie na wylot. Nie miałam wątpliwości, że roztoczył nade mną osąd. Byłam dla niego amatorem, który, by zaistnieć w świecie mody, spełniał zachcianki wyżej postawionych od niego osób. Trudno zresztą, żeby nie wiedział, biorąc pod uwagę to, że zarządzał wielką korporacją. Świadczyła o tym jego postawa.
Zżerało mnie mdlące obrzydzenie i przerażenie. Widziałam wszystko wyraźnie: jego gładkie słowa, brązowe, błyszczące oczy, doświadczenie z uwodzeniem, kobietami, pracę z mężczyznami. Zamierzałam spoufalić się z diabłem.
Rozchyliłam wargi, żeby coś powiedzieć, ale czułam się, jakbym miała usta wypełnione gwoździami.
Leon na każdym kroku, każdym oddechem, uderzeniem serca i ruchem powiek, uświadamiał mi, że jestem zerem. Utwierdzał mnie w przekonaniu, nie pozwolił na maleńką choć dozę nadziei, że jest inaczej. Jeszcze nigdy czyjeś spojrzenie nie sprawiło mi tyle bólu. Nawet ten facet stojący obok przestał dawkować mi wsparcie. Zostałam sama. Mój wzrok przeciwko jego. Moje podejście kontra podejście mojego szefa. Powinnam przygotować się na upadek.
– Baroni, twoja kolej. – Głos Leona dotarł do moich uszu, a po kręgosłupie przeszły mnie ciarki. Brzmiał jak anioł. Jednak mogłam wywnioskować, że przy pierwszej lepszej okazji uciekłaby stamtąd. Nudziła go konwersacja ze mną. Ja go nudziłam.
Tak się nie będziemy bawić.
Wydęłam usta w niezadowoleniu, czując się urażona monotonią jego głosu. Byłam dla niego po prostu kolejną modelką, która będzie stawiała nieodpowiednio swoje kończyny lub strzelała dziwne miny przy ujęciach. Jak to abstrakcyjnie brzmi. Kolejna i nudna, przy rozmawianiu o Larze Baroni.
Uśmiechnęłam się tylko pod nosem, widząc jak ten chłopak kieruje w jego stronę porozumiewawcze spojrzenie, a on ze zrezygnowaniem kręci głową, wprawiając tym gestem w ruch kosmyki jego krótkich włosów. Samo patrzenie na niego przyprawiało mnie o zawroty głowy, nie wspominając o unoszącej się w powietrzu gęstej atmosferze. Nawet nie zauważyłem, kiedy kilkadziesiąt sekund później, w pomieszczeniu zostaliśmy tylko ja i on, mierzący się podejrzliwymi spojrzeniami.
– Zobaczmy na co cię stać. – Posłał w moim kierunku wymuszony uśmiech, za co podziękowałam mu skinieniem głowy. Byłam wdzięczna za jego za okazywane chęci.
Podczas kiedy wnosiłam ostatnie poprawki do swojego wyglądu, jego długie palce chwyciły w swoje posiadanie aparat, patrząc na niego z nieukrywaną czcią. Zadawałam sobie sprawę z miłości, jaką Leon obdarzał swój sprzęt. W pomieszczeniu dało się dostrzec wiele porozstawianych po całej długości pokoju stojaków i statywów. Jego pracownia wyglądała jak typowe studio fotograficzne. Czuł się w nim dobrze i swobodnie, dzięki czemu targający mną niepokój odszedł w niepamięć. Wstrzelam oddech i nie dając się ponieść emocjom, zaczęłam z nim współpracować.
Po kilkunastu minutach syzyfowej pracy, ze zmęczeniem dopadłam butelkę wody, stojącą na pobliskim krześle, łapczywie wypijając całą jej zawartość. Uważne obserwowanie Leona podczas wykonywanej przez niego pracy było wydarzeniem, którego sama nie potrafiłam opisać. Podziwiałam go za lekkość, z jaką obnosi się z robieniem zdjęć. Wydawało się, że na świecie jest tylko on i jego aparat, zbyt niedostępny dla oka zwykłego obserwatora, by zrozumieć, jak wielki element stanowi w jego życiu. Jego palce swobodnie naciskały spust migawki, a ciało w wyćwiczonej choreografii zmieniało swoje położenie. W ciągu kilku godzin do perfekcji wyćwiczył sobie przybieranie na twarz maski nieczułego na wszystkich dupka, za co byłam mu niebywale wdzięczna. Rozmowa z nim nie była na samym szczycie moich priorytetów. Obawiałam się, że nie jestem na to jeszcze gotowa i z tą myślą trwałam z nim przez kilka ostatnich godzin, wdzięcznie uśmiechając się do obiektywu w proszący mnie o to sposób.
***
Byłam strasznie zdenerwowana tym, co mogą ogłosić. Wierciłam się nierówno, przestałam jeść i pić. Wszystko dla mnie było nieodpowiednie i nie takie; pragnęłam tylko jednego. Męczarnie czekania, na jakie mnie wygnano, wytracały mnie od środka. W końcu, postanowiłam działać – skoro nie przyjęto mnie w taki sposób, może przyjmą mnie w inny? Nie pozwolę, by taka wspaniała okazja uciekła pomiędzy moimi palcami. Większość szczeblów, które osiągałam swoim zachowaniem były dla natrafienia na idealnie wyrzeźbioną drogę do Pequeno Estrellas.
Zapukałam kilka razy w drzwi i nie czekając na zaproszenie, wprosiłam się do biura Pana Verdas. Spojrzał na mnie zdezorientowany, a potem chciał już otworzyć buzię, gdy przyłożyłam palec do swoich ust, sygnalizując mu, że nie mam złych zamiarów. Ucichł więc i założył ręce na pierś. Odwróciłam się i zaczęłam krążyć po pokoju, niczym rekin, który żeruje na swoją ofiarę.
– Nie zadzwoniliście – mówiłam, podchodząc bliżej fotografa i obiektu mojego pożądania. Rzuciłam torebkę w kąt pokoju i uśmiechnęłam się zawadiacko, co nerwowo odwzajemnił.
– Chyba mamy powody, czyż nie? – tchnął, gdy już zniknął mu uśmiech z tej przesłodzonej twarzy. Mój śmiech wypełnił to pomieszczenie i usiadłam na jego obrotowym krześle, lubieżnie otwierając wargi.
– Teraz będziesz grać niedostępnego? Proszę cię – prychnęłam. – Wystarczy, że trochę rozepnę tą koszulę, a padniesz na swoje kolana przede mną.
Wstałam z tego krzesła i podeszłam do niego. Nie miał zamiaru mnie wyrzucać, a ja nie miałam zamiaru przestawać.
Wiedziałam, co robię. 
Zaśmiałam się cicho wprost do jego ucha i długim paznokciem przejechałam po jego bladym policzku. Spiął wszystkie mięśnie, a ja, jednym sprawnym ruchem oparłam go o biurko. Wiedziałam, że to dla niego było niekomfortowe.
– Co się tak spinasz? Spokojnie – zaintonowałam, podchodząc go od tyłu. Wiedziałam jak kusić. Wiedziałam, jak stawać się obiektem pożądania. Dla mnie było to jak rzut beretem – rach, ciach i koniec. Zawiesiłam dłonie na jego karku, masując go. Zwykle po kilku takich krokach byli już w mojej sieci. Mogłam się nazwać pajęczycą, która tka aksamitną sieć i chwyta w nią muchy. Odchylił głowę do tyłu i postarał się odprężyć. Nie pozwalam. To nie ma być odpoczynek.
Ja wiem, jak sprawiać przyjemność. 
Zdawał się tonąć w pieszczocie, ale miałam głębsze zamiary. Stopniowo zaczęłam przybliżać usta do jego, by potem je delikatnie musnąć. Cały czas, nie odrywając się od jego warg. Były mięciutkie i takie, takie... miłe? Na pewno nie było to podobne do poprzednich razów; wtedy nie grałam o taką wielką stawkę. Starałam się być uwodząca, słodka, a zarazem przy jego standardach.
– Wiesz, zawsze chciałam sprawdzić, jak to jest na biurku szefa... – mówiłam smutno, unosząc brew. Nie zaprzestawałam mocowania się z krawatem otumanionego Leona. – Mam nadzieję, że ty też, szefie. 

END.

  I jak? Co myślicie? :) Zachęcamy do dzielenia się opinią. Zobaczymy, czy nasz wybór okazał się trafny.
  Na koniec...  Miejsce drugie będziecie mogli ujrzeć za dwa dni, natomiast piątego września zostanie przedstawiona zwycięska praca.

  Dziękujemy za uwagę, i miłego dnia życzmy!
  ~ Ekipa JSM

  PS: 7 września pojawi się drugi post organizacyjny :) Do zamówień wrócimy około 9.

9 komentarzy:

  1. Gratuluję Velvette trzeciego miejsca! :D No i oczywiście Nikolettcie oraz Devinette, która dostała się do naszej ekipy. GRATULACJE :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda że się nie dostałam ;c
    Ale cóż, gratuluję zwyciężczyni z całego serca ;*
    A praca Velvette jest cudna <333

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez cały dzisiejszy dzień ciągle odświeżałam JSM (nawet podczas apelu, co jest swoją drogą chyba trochę nienormalne), bo przecież w każdej chwili mogły pojawić się wyniki, prawda? Ale nie wierzyłam, że mogłabym wygrać lub chociaż znaleźć się na podium. "To coś" naprawdę dostało 278 punktów?
    Pięć razy sprawdzałam, czy to na pewno mój nick znajduje się przy słowach "Pierwsze miejsce". Najpierw myślałam, że źle przeczytałam albo mam jakieś omamy. Ale gdy zrozumiałam, że to nie jest pomyłka, zaczęłam skakać po domu ja wariatka (brat pytał, czy dobrze się czuję, kiedy chwyciłam go w ramiona tańcząc i wyśpiewując coś o tym, jaka to nie jestem szczęśliwa).
    Naprawdę, bardzo bardzo bardzo się cieszę, że będę mogła dołączyć do JSM, to po prostu najpiękniejszy prezent na rozpoczęcie roku szkolnego<3 Dziękuję, że doceniłyście moją pracę, która aż tak dobra według mnie nie była:*
    Co do Oneshota Velvette - bardzo ciekawy pomysł, a w dodatku moja ukochana Leonara<3333 No i Lara jest jest twarda i stanowcza, czyli taka, jaką ją najbardziej lubię ^^
    Przepraszam, że komentarz nie jest zbyt składny i w dodatku pewnie jest w nim mnóstwo błędów, ale po pierwsze piszę go z komórki, po drugie wciąż jestem w lekkim szoku ;D
    Naprawdę Wam dziękuję za tę szansę, postaram się jej nie zmarnować.
    I oczywiście gratuluję wszystkim, którzy również brali udział, zwłaszcza Velvette i Nikoletcie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też gratuluję kochana, z całego serca <3 .
      I mimo, że jak każda z dziewczyn, które brały udział, chciałabym być na Twoim miejscu, to nie mniej jestem przekonana, że zasłużyłaś na wygraną ♥.
      A Ty Velv wiesz co myślę o opowiadaniu ♥.
      Jesteś niesamowita, co jest sprawa oczywista.
      Parring jest mi nieco obcy, bo w swojej blogerkiej 'karierze' rzadko się z nim spotykam, nie mniej urzekła mnie ta historia <3.
      Gratuluję 3 miejsca ;).

      N.

      Usuń
    2. RYCZE ONA MYŚLI ŻE JESTEM NIESAMOWITA

      Usuń
  4. No cóż, ja miałam oceniać, ale wyszło inaczej, brak czasu robi swoje XD Gratuluję dostania się do naszej ekipy i gratuluję również dwóm pozostałym dziewczynom :) No i gratuluję całej reszcie, bo wszystkie prace były świetne i każda na swój sposób wyjątkowa <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny oneshot <333. Nie dość, że taka wspaniała para, bo cóż Leonara jest w czołówce moich ulubionych połączeń to jeszcze takie śliczne wykonanie. Gratuluję talentu ! No i w ogóle od razu przeczytałam oneshota, a ominęł notkę na górze. No i przez cały czas byłam pewna, że czytam zwycieską pracę. Jestem pełna podziwu, part jest piękny i chyba nie potrafię sobie wyobrazić prac, które zajęły 1 i 2 miejsce :D.
    Gratuluję wszystkim ;).

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję wszystkim <3
    Wszystkie OS'y są bardzo piękne <3 Wybaczcie, że piszę tu, ale nadrabiam wszystkie blogi.. ech.. xD Aniołki, wszystkie wasze prace były cudowne, gratuluję ♥ Ale gratulacje należą się również innym uczestnikom ^^ A może opublikujecie jeszcze kilka prac innych? :D Nic nie narzucam, nie, nie... ale przemyślcie to ^^ Ja i tak nie brałam udziału, a pracę innych uczestniczek też bym z chęcią przeczytała ^.^ Jeszcze raz gratuluję ♥ ♥ ♥

    Nel

    OdpowiedzUsuń