wtorek, 19 sierpnia 2014

{Zamówienie 014} Leonesca, Dieletta, Femiła || "Uczuciowy zamęt" - Alexandra Comello i Carmen E.

Tytuł: "Uczuciowy zamęt"
Para: Leonesca (Leon & Francesca) Dieletta (Diego & Violetta) Femiła (Federico & Ludmiła) 
Gatunek: Dramat, obyczajowy
Przedział wiekowy: T (język)


Dla Caroliny Verdas


-Łapska z dala od mojego jedzenia - zawołał z oburzeniem, patrząc na dłoń Federico zbliżającą się niepokojąco w stronę jego kanapki. Przyjaciel spojrzał na niego spode łba, jakby właśnie uczynił mu największą możliwą krzywdę. 
-Wal się, debilu ... - mruknął pod nosem, jednak na tyle głośno, by Leon mógł to dokładnie usłyszeć. 
-Fede, słownictwo - usłyszał za sobą i poczuł na policzku usta Ludmiły. Uśmiechnął się do niej i przyciągnął ją do siebie, sadzając swoją dziewczynę sobie na kolanach. Zaśmiała się perliście i wyrwała mu z objęć, siadając obok. 
-Gdzie Fran i Viola? - spytała blondynka, patrząc pytająco na Leona, który właśnie zaglądał do środka swojego drugiego śniadania. 
-Violetta z Diego zaraz przyjdą. Urwały się gdzieś nasze gołąbeczki. A Fran, z tego co wiem, musiała coś obgadać z kimś. Więc teraz raczej nie przyjdzie - dziewczyna pokiwała ze zrozumieniem głową i skupiła się na szeptaniu czegoś na ucho Federico, który zaczął się śmiać. 
-Właśnie! - przypomniała sobie Ludmiła po chwili, odsuwając się od swojego chłopaka - W piątek Adam  robi imprezę. Idziemy, prawda? - nawet nie musiała czekać na odpowiedź. 


-Jak się masz? - usłyszała jego głos i odwróciła się na pięcie. Spojrzała w jego brązowe tęczówki i poczuła gęsią skórkę tworzącą się na całym jej ciele. Nie potrafiła patrzeć na niego bez ściśniętego gardła i zaróżowionych policzków. Miała szczęście, że w domu Adama było ciemno - i głośno. Wiedziała, że nie mogłaby zdradzić Leona - za bardzo jej na nim zależało. Jednak uczucie do Federico... Było takie silne. I wywoływało coraz więcej wyrzutów sumienia - zakochała się w chłopaku swojej przyjaciółki. 
-Świetnie - odpowiedziała po chwili, z trudem wypowiadając to jedno słowo. Nie wiedziała, że jej uczucia były odwzajemnione. Nie wiedziała, że on też cierpiał, patrząc na nią. Nie wiedziała, że on też czuł się winny. Był lepszym aktorem od niej - i zdołał zataić prawdę na dnie swojego serca. Patrzył teraz na nią, zastanawiając się, jaki smak miały jej usta - chociaż wiedział, że nigdy nie będzie jego przywilejem posmakowanie ich. Była Leona. On był Ludmiły. Nie mogli tego zmienić. 


-Może już Ci starczy? - spytał Diego, zabierając Leonowi kolejny kubek pełen alkoholu. Ten tylko pokiwał przeczącą głową i w amoku wyrwał z powrotem przyjacielowi swoją własność. Opróżnił ja jednym haustem i odrzucił kubek za siebie. 
-Dobra, dobra, potrzebujesz powietrza - oznajmił Diego, stawiając go do pionu. 
-I panienki - oznajmił Leon z uśmiechem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Jego przyjaciel ucieszył się w duchu, że Francesca gdzieś wcześniej zniknęła. Inaczej mogłoby się to dla niej niezbyt przyjemnie skończyć. 
-Tak, tak, ale to może później - wyprowadził go na taras i posadził na huśtawce ogrodowej, z zamiarem pozostania przy koledze, jednak kiedy Ludmiła zawołała go w jakiejś sprawie pozostawił go na chwilę samego. Dwie minuty później Leona już na tarasie nie było. 


Poczuła mocny dotyk czyichś dłoni na biodrach. Zadrżała, jednak nie była w stanie się odwrócić. Jedną dłonią zasłonił jej usta, żeby nie mogła krzyczeć, przygniatając ją swoim ciężarem do ściany. Jego szybko dłoń powędrowała pod jej krótką sukienkę, którą ubrała specjalnie po to, żeby spodobać się Diego. Nie wiedziała, kim jest, jednak bała się jak nigdy. Jej krzyki skutecznie zagłuszała jego ręka.  Nie pomagała też głośna muzyka dochodząca z domu w którym odbywała się impreza. Którą miała zapamiętać do końca życia. 


-Diego... Ja tak już nie potrafię. Widzę, że Cię ranię tym, że nie mogę się do Ciebie zbliżyć. Ale... Nie. Naprawdę - w jej oczach zaszkliły się łzy, które po chwili zaczęły spływać po policzkach. Nie wiedziała, co powiedzieć. Widziała smutek w jego oczach, to łamało jej serce. Postanowiła więc powiedzieć mu całą prawdę. Za jednym zamachem. Jak z plastrem - boli bardziej, ale krócej. 
-Wyjeżdżam. Z Buenos Aires, z kraju. Nie zamierzam wracać - smutek na jego twarzy zastygł, jakby nie wiedział co powiedzieć. 

Kilka dni później zostawiła go. 

Opuściła. 

I został sam...


Każdy kolejny dzień spędzony bez niej, był dla niego udręką. Marzył, aby znów ją zobaczyć, znów powąchać jej jasnobrązowe włosy pachnące truskawkowym szamponem do włosów. Chciał dotknąć jej filigranowej dłoni i przyciągnąć ją mocno do siebie, przytulając z całej siły, bez zamiaru wypuszczenia jej. Była dla niego całym światem. Jego życie bez niej już nie było takie samo.


I nawet myślał o tym, aby polecieć za nią do tej przeklętej Anglii i znów ją spotkać. Nieważne, że nie miał pojęcia gdzie mieszka, że najpewniej zgubiłby się w gigantycznym Londynie. Nieważne. Ważna była tylko ona.


Ale mimo wszystko nie pojechał za nią. Chyba wolał siedzieć w domu i czekać na jakiś cud. O cudy było ciężko, szczególnie teraz. Ale on nie miał w sobie tyle siły, aby coś zrobić.


Wiedział, jak bardzo Violetta cierpi. W końcu po tym wszystkim nie może być już taka jak wcześniej. Gdyby tylko spotkał tego kto jej to zrobił... Zabiłby go. Zabiłby go i nie patrzył na konsekwencje. Miałby gdzieś wszystkie skutki - skrzywdziłby go tak samo mocno, jak on skrzywdził ją. Nie miałby wyrzutów sumienia. I mogliby go zamknąć w więzieniu, mógłby dostać dożywocie - nie obchodziłoby go to. Przynajmniej miałby pewność, że sprawiedliwość została wymierzona.


Nie wiedział co ma robić. Głos jego w głowie mówił, żeby stąd wyjechał. Żeby zapomniał. A serce powtarzało uparcie, aby tego tak nie zostawiał - aby znalazł Violettę i pomógł jej stać się na powrót tą radosną dziewczyną, aby ona była zdolna go przyjąć z powrotem.


Duża, mahoniowa szafa odziedziczona po dziadkach stała przy jednej ze ścian jego pokoju; była otwarta. Średniego rozmiaru bordowa waliza leżała na granatowym dywanie jakby tylko czekała, aby ją zapełnić.


Wstał. Wolnym krokiem podszedł do niej.


Jednym ruchem zgarnął z półki przypadkowe ubrania do torby. Zasunął ją. Wyjął plecak z szafy i wrzucił do niego najpotrzebniejsze rzeczy.


Zbiegł z całym bagażem na dół.


A... wiesz co? Piętnaście minut później był już na lotnisku. Jeszcze przy samym okienku wahał się, czy aby na pewno dobrze robi. Ale nie chciał mieć wątpliwości. Nie teraz.


- W czym mogę pomóc? - Sztuczny uśmiech kobiety za ladą przywołał ją do świata rzeczywistego.


Spojrzał na nią uważnie. Zabawne, jak bardzo była szczęśliwa. Albo po prostu udawała.


- Poproszę bilet do Hiszpanii. - Od razu otrzymał ofertę zakupu biletu powrotnego. - Nie, dziękuję. W jedną stronę.






„Żegnaj, miejsce tak wielu dobrych chwil. Żegnaj, szkoło budząca we mnie pragnienie coraz głębszego poznawania muzyki. Żegnaj, miasto dobra. Żegnaj, Buenos Aires.”






- Cholera, Federico, zaczekaj!


Biegła, co chwila odgarniając włosy ze spoconej twarzy. Uważała, aby nie potknąć się o korzenie wyrastające z ziemi i kamienie, leżące bezprawnie na drodze. Kilka razy już na kogoś wpadła, ale nawet nie wiedziała czy była to kobieta czy mężczyzna... bo jej wzrok przykuwał tylko wysoki chłopak idący kilkanaście metrów przed nią. W końcu go dogoniła. Złapała go za ramię.


- Nie słyszysz, że cię wołam?


Odwrócił się w jej stronę. Jęknęła cicho w duszy. Ona nawet samym swoim wyglądem wzbudzał w niej te denerwujące uczucia. I już czuła jak serce wali jej ze zdwojoną siłą - i nie, nie był to efekt maratonu, jaki teraz przebiegła.


- Francesca, my nie mamy o czym rozmawiać.


Do cholery, nie potrafił. Kochał ją, i to kochał całym sercem. Nie Ludmiłę, a ją. Co za ironia losu... Przyznał jej się do tego, bo nie potrafił kłamać. Ale w dalszym ciągu był z blondynką. I to jej ciągle powtarzał, jak mu na niej zależy; nie Francesce.


- Jak to nie mamy o czym rozmawiać? - Zacisnęła delikatną dłoń na jego ramieniu. - Fede, czy ty siebie w ogóle słyszysz? Nie zaprzeczaj temu, co się między nami dzieje!


- Ale Francesca, właśnie chodzi o to, że nic się nie dzieje. - Chwycił ją za nadgarstek i odciągnął od siebie. - Między nami nic nie ma, zrozumiesz to w końcu?


Stanęła na palcach, aby być mniej więcej na jego poziomie. Wprawdzie, brakowało jej trochę do jego wzrostu, ale to był w tym momencie najmniejszy problem.


- Co to znaczy? Federico, sam powiedziałeś, że mnie kochasz, przyznałeś to! Dlaczego teraz się tego wypierasz? Dlaczego ty...


- Francesca - przerwał jej. - Przejrzyj w końcu na oczy. Ja jestem z Ludmiłą, ty jesteś z Leonem. Nie ma sensu niczego zmieniać. Nie ważne, że cię kocham, ja...


Nie mógł dokończyć. Po chwili poczuł jej usta na swoich. Wbiła się w nie z zadziwiającą siłą, nie chciała przestać. Całowała go mocno, namiętnie, a on to odwzajemniał. Mimo, że nie chciał. Ale to było silniejsze od niego.


Chwycił ją w talii i gwałtownie odciągnął od siebie. Zachłysnęła się powietrzem.


- Co ty do cholery robisz? - warknął. - Nie psuj tego, co tak długo budowałem, co ty budowałaś. Widzę, że dla ciebie słowo „przyjaciele” nie jest zrozumiałe.


- Bo nie jest. - Nie potrafiła wyrwać swoich rąk z jego uścisku. - Dlaczego, Federico? Dlaczego ty mi to robisz?


- A dlaczego ty robisz to sobie? Przecież jesteś szczęśliwa, tak? Nic na siłę, Francesca, my i tak nigdy nie będziemy razem. Nigdy, rozumiesz?


Spojrzała na niego z bólem. Wiedziała, że mówi prawdę. Wiedziała o tym już od dawna, bo w końcu nie pierwszy raz jej to powtarzał. Ale to było tak trudno pojąć. Nie potrafiła lekceważyć tej miłości. Nie potrafiła, mimo że musiała. I wiedziała, że kiedyś na pewno się tego nauczy.


- Mai? - wyszeptała z cierpieniem wyczuwalnym w jej pięknym głosie.


- Mai, Francesca. - Puścił jej dłonie. - Non vioglio. E anche voi. Capisci?


Pokręciła przecząco głową. - No. Io voglio. Ti amo, Federico.


Przygryzł wargę. Ranił ją, choć nie chciał. Ale musiał to zakończyć, nie mógł ciągnąć czegoś, co nie miało sensu. Wtedy cierpiałaby jeszcze bardziej.


- Arrivederci, Francesca.


Odszedł. Odszedł i zostawił ją samą na środku chodnika. Dopiero teraz dotarło do niej, że to wszystko to tylko jej chore wyobrażenie. Że trzeba walczyć z miłością. Ktoś kiedyś powiedział jej, że ona nie może rządzić człowiekiem. To człowiek powinien rządzić nią.


Przecież miała Leona. Leona, którego tak bardzo kochała... przynajmniej kiedyś. Ale nie chciała nawet o tym myśleć. Przekonywała samą siebie, że nadal coś do niego czuje.


Okłamywała samą siebie.




On kolejny opuszczał to miejsce. Byli taką zgraną paczką... najpierw Violetta. Opuściła Buenos Aires; wyleciała do Anglii. Później Diego, który nie mógł znieść życia bez niej w Argentynie i wrócił do swojej rodzinnej Hiszpanii. A teraz i on, który w tym momencie marzył tylko o tym, aby znów poczuć te Włoskie klimaty. Zapomnieć o Francesce, o Ludmile, o wszystkim, co miało jakikolwiek związek z BA.
Italiański narodzie... Powitaj na nowo swojego syna.




Federico nie wiedział tylko, że pewna drobna blondynka tego tak nie zostawi. Że ze swoim silnym charakterem dowie się, dlaczego wyjechał, choćby musiała pokonać tysiące kilometrów.

Nie spodziewał się, że kilka dni później ujrzy ją przed drzwiami swojego domu.




Zaczynał kojarzyć fakty. Wszystko stawało się jaśniejsze...


Tamta noc. Gorąca impreza w domu któregoś ze znajomych. Alkohol lejący się strumieniami, dym z papierosów unoszący się w powietrzu, smród i odgłosy wymiotowania dobiegające z łazienki.


Pamiętał kolejne butelki z piwem, które podnosił do swoich ust i smak tej żółtawej cieczy. Doskonale zdawał sobie sprawę, że przesadził z piciem tego wieczoru. Bo przecież już nie potrafił zapanować nad sobą, nad swoimi czynami i myślami.


I może to właśnie dlatego zaczepił tą dziewczynę na tarasie. Stała tyłem do niego... a zaczepił to zbyt delikatne słowo. Przecież on od razu przeszedł do rzeczy.


Chwycił ją za nadgarstki i przyciągnął brutalnie do siebie.
Chwilę później znajdowali się już w lesie, w miejscu, gdzie nikt ich nie słyszał. Krzyczała, wyrywała się, ale on na to nie reagował. Alkohol go omamił; już nie myślał trzeźwo.
Później... później obudził się w swoim domu. Było rano, a może południe?
Kilkanaście dni zajęło mu dojście do pewnego, bardzo ważnego wniosku. Przerażającego, a jednak ważnego.
Dopiero teraz, po tak długim czasie przekonał się, że tą dziewczyną była Violetta.




- Obiecasz mi, że już nigdy więcej nie wyjedziesz bez słowa? - spytała patrząc w jego oczy. - Obiecasz mi to?
Uśmiechnął się lekko. Znów ją okłamał. Przyleciała za nim do Włoch - to znaczy, że go kochała. Kochała i była zdolna zrobić dla niego tak wielkie rzeczy.
Zadziwiające, jak szybko uwierzyła w jego bajeczkę o chorej matce...

- Obiecuję. - Pocałował ją w czoło. - Już nigdy.

Samolot wystartował.

Godziny mijały, a oni coraz bardziej zbliżali się do Buenos Aires. Byli coraz bliżej miejsca, w którym się poznali, w którym spędzili tak cudowne chwile; w którym narodziła się ich miłość.
Bo kochał ją. Kochał ją, choć jednocześnie czuł coś do Francesci. Cóż, podobno Włocha do Włocha ciągnie. A ta Włoszka przyciągała ją ze zdwojoną siłą, mimo że odpychał ją na wszystkie sposoby, bo nie chciał się z nią wiązać - nie byli sobie pisani.


I nagle...


huk


zgrzyt


świst


trzask


ogień


ból

ostatnie słowa

...ciemność.


„- Kochasz mnie?
- Kocham cię.
- Do końca?
- Do końca. A jeśli po końcu jest wieczność, to będę cię kochał również w wieczności.”


- Francesca, ja to zrobiłem.
Uśmiechnęła się lekko i dotknęła jego ręki.
Spędzała z nim coraz więcej czasu, bo chciała zapomnieć o Federico. Udawało jej się to, już tak często o nim nie myślała; prawie w ogóle. Nie chciała się do tego przyznać przed samą sobą, ale... kochała Leona. Nadal go kochała choć czuła, że ta miłość powoli wygasa i już jutro może jej w ogóle nie być.

- Ale Leon, co zrobiłeś? - spytała. - Mów konkretnie.

Musiał to komuś powiedzieć. Od kilku dni trzymał to w środku, czuł, że długo nie wytrzyma. Miał wrażenie, że zaraz eksploduje, to kłamstwo go przerastało. Nie mógł gnieździć tego w sobie. To było za trudne.

- Violetta - wyszeptał. - Ja to zrobiłem.

Zmarszczyła czoło. Nie rozumiała. - Ale co Violetta? Co jej zrobiłeś?

Podniósł głowę i spojrzał w jej piwne oczy. Zacisnął dłoń na jej bladej ręce.

- Obiecaj, że mnie nie znienawidzisz.

Nie odpowiedziała. Nie mogła. Nie wiedziała.

Chyba nie potrafiła go znienawidzić. Bo mimo wszystko spędziła z nim takie wspaniałe chwile... ale nic nie mogła mu obiecać. Nie teraz. Nie w tej sytuacji.


- To ja... ja zgwałciłem Violettę.
Nie uwierzyła. Myślała, że gada głupoty. Może po prostu to wszystko go przerosło i teraz coś złego się z nim dzieje...?
- Leon, to wcale nie jest śmieszne. Nie żartuj sobie ze mnie w ten sposób.
Przełknął wielką gulę w gardle. - Nie żartuję. Francesca... byłem pijany, było ciemno, ja... ja nie wiedziałem, że to ona.
Pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Nie - ucięła. - Nie. To nie możliwe. Ty nie mógłbyś tego zrobić.
Chwycił ją za blade dłonie i przyciągnął do siebie. - Nie myślałem jak ja, Fran. Przecież gdybym był trzeźwy, to... Francesca, przepraszam.
Jeszcze przez chwilę patrzyła w jego oczy, w których widziała tyle bólu i cierpienia... ale już przestało ją to wzruszać.
Nie mogła z nim być. Nie po tym, co zrobił.

Wyrwała ręce z jego uścisku. - Ty mnie przepraszasz? Violettę powinieneś przeprosić. Zresztą... ona i tak pewnie nie będzie chciała cię znać. I ja też.

Wstała. On również. Podszedł do niej, chciał ją zatrzymać, mówił, jak bardzo ją kocha, że nie chce jej stracić, że ona jest dla niego wszystkim... ale ona mu nie wierzyła. Nie potrafiła teraz normalnie na niego patrzeć... a jeszcze kilka minut temu wszystko było w porządku.

Wyszła. Zostawiła go samego.

A on nie wytrzymał. Popłakał się. Popłakał się jak dziecko, bo właśnie stracił kolejną ważną osobę. I już wiedział, że nigdy jej nie odzyska.
Tutaj wszystko przypominało jej o nich. Na korytarzach Studia nadal widziała swoją paczkę, bawiącą się razem, rozmawiającą, tańczącą, śpiewającą... ale już nic nie będzie takie samo.

Przecież nikt nie wróci życia Federico i Ludmile. Choćby chciał.


Nikt nie cofnie tego, co stało się tamtej nocy. Nikt nie wyleczy ran Violetty - one zostaną już na zawsze. Nikt nie sprawi, że Francesca będzie mogła znów bez obrzydzenia spojrzeć na Leona. Nikt nie sprowadzi Diego z powrotem do Argentyny. Nikt.
Uparcie hamowała łzy cisnące jej się do oczu.
Z trudem wrzuciła walizę na taśmę i szybkim krokiem oddaliła się do łazienki.

Osunęła się na ziemię.

Wszystko się zmieniło.

- Samolot do Włoch startuje za dziesięć minut. Prosimy pasażerów o zbiórkę przed samolotem.

„Tutaj wszystko się zaczęło. I chciałabym, żeby tutaj też się skończyło.
I skończyło się.
Na zawsze.”

Nie dawał rady. Nie mógł. Nie potrafił.


Zżerały go wyrzuty sumienia. Nie umiał tak funkcjonować.
Zaledwie rok temu wszystko było w porządku. Byli zgarną grupą, dogadywali się jak nikt inny. Nagle wszystko się zmieniło; kolejne rzeczy sypały się jedna po drugiej. Gwałt Violetty, którego to on był sprawcą; śmierć dwójki ich znajomych; to całe zawirowanie...
Z bólem, ale i z ulgą kupował bilet do Meksyku.
Z trudem pokonywał kolejne schodki przed wejściem do samolotu.
Ale wiesz... nigdy nie żałował, że opuścił to miejsce. To była... jedna z najlepszych rzeczy jaka go w życiu spotkała.
Nie spotkali się już nigdy więcej. Nie rozmawiali ze sobą; nie chcieli rozdrapywać starych ran. Bo to wszystko tak bardzo ich bolało. Każdego z osobna.
Jedyny ślad, jaki pozostał po nich w Argentynie, to dokumenty w prestiżowej szkole muzycznej. A gitara, na której złożyli swoje podpisy już na początku nauki w Studio, na pewno leży gdzieś, zakurzona, w jakimś składziku na instrumenty.
Cóż, przynajmniej mają pewność, że nigdy nie zginie...


___________________

Od Sary: Nie wiem, może Ola coś później dopisze, ale ja dodaję, to ja też piszę, nie? :D No więc... Widzicie, pisałam swoją część dzisiaj. To ra gorza, krótsza i dziwniejsza. Nie mam doświadczecia w gwałceniu kobiet. W sumie w gwałceniu nikogo... I tak o sobie wyszło. W sumie tego OSa miała pisać Asia z Olą, jednak ja się wjebałam, no sorry. A tak serio to Aśka mnie zmusiła... Zal mi cioła xD
Zapraszam Was na poprzednie i przyszłe OSy. Kocham <3 

6 komentarzy:

  1. O boziuu jakie to piękne! ♥
    Dziękuję za tego shota <3 Naprawdę.
    Postarałyście się. ^^

    Kochammmmm ♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudeńko<3 Mega cudo<3 Moje łzy niech będą powodem waszego uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku noooo...
    Jak czytam te wasze OS' Y to popadam w depresję :'CCC
    Leoncesca, Dieletta i Fedemiła...
    A może powinnam napisać inaczej?
    Nieszczęśliwa Fedecesca, zły Leon, zgwałcona Violetta, nieświadoma Ludmiła i smutny Diego...
    Zastanawia mnie tylko jedno...
    Czy Federico wypowiadając swoje ostatnie słowa do Ludmiły sklamal czy mówił to w pełni szczerze?
    Sama juz nie wiem...
    To jest takie piękne :'(
    Czekam na kolejnego OS 'a ;3
    A tak w ogóle rozwaliły mnie końcowe słowa Sary: "Nie mam doświadczenia w gwałceniu kobiet. W sumie w gwałceniu nikogo..." xd
    Jezu xd padłam xd
    Buziole - Maja ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki smutny, dramatyczny i zagmatwany one shot... I dziwny. Nie mam innych słów.
    Historia, z tego co zrozumiałam układa się tak, że Federico, który jest z Ludmiłą, jest zakochany również we Francesce i ona też go kocha, ale on mimo wszystko nie chce z nią być. Ich pożegnanie jest takie przygnębiające, a wplecione fragmenty języka włoskiego idealnie dopełniają całości. Dalej, Federico wylatuje do Włoch. Francesca za to jest z Leonem, który zgwałcił Violettę (o matko, zupełne przeciwieństwo wszystkiego) i ona przez niego zostawiła Diego i wyjechała do Anglii, a on nie mogąc bez niej żyć wraca do Hiszpanii. A w tym samym czasie niczego nieświadoma Lu leci za Federiciem, a wracając giną w katastrofie lotniczej. Właściwie to jest mi bardzo szkoda Ludmiły. Widać, że kocha Fede najmocniej na świecie, a on ją tylko trochę... Fran dowiaduje się co zrobił Leon, nie chce go znać, nic już nie jest takie samo. Tyle historii, a tylko jeden one shot. Podziwiam, że zmieściłyście w nim tyle wątków. Zdecydowanie jest on trudny i jeden z dziwniejszych, które czytałam, ale bardzo bardzo mi się podoba, bo jest również piękny.
    Ujęłyście mnie tą opowieścią.
    A komentarz Sary... przeczytałam tak smutnego one shota, a przy dopisku śmiałam się do monitora. Cóż, życie jest pełne nowych doświadczeń xd

    Wspaniałe, wspaniałe, wspaniałe.

    Ściskam

    xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Pff. Ja Cię Sarenko do niczego nie zmuszałam, ja Cię po prostu baaaaardzo kocham i ten part w Twoim wykonaniu jest o niebo lepszy niż byłby w moim, ogółem ten gwałt... haha, no no ;D Wrócę tu (chyba) z czymś porządnym, kocham Was dziewczyny! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, kochane ♥
    O dziwo, nie jestem spóźniona, jakaś nowość ;D No, ale... Co ja się dziwię, czegoś tak dobrego, (bardzo, bardzo, BARDZO *O*) nie mogłabym nie skomentować. I już nawet nie ważne, że są tu dwie, najbardziej znielubione przeze mnie pary, phi! Bo jakie znaczenie mają pary przy talencie, pomyśle? Żadne, są tylko swego rodzaju dopełnieniem. Chociaż w sumie... Z żadnej pary nic do końca nie wyszło, zawsze coś stało na przeszkodzie, skończyło się. Została tylko stara gitara, wspomnienie wspólnych chwil. Kiedyś byli inni, radośni, nie przejmowali się mankamentami życia, po prostu żyli. A potem wstąpili w dorosły świat, świat zakazanych uczuć, pragnień, zła. Może to brzmi trochę dziwnie, ale tak właśnie było, to wszystko ich przerosło. To, co zrobił Leon, matko ;o Teraz doskonale widzimy, co alkohol może zrobić z człowiekiem... Femiła - ich historia nie była nie mniej tragiczna, nie dość, że Federico czuł coś do Franceski, to jeszcze zginęli - tak młodo. A Fran? Kochała Leona, Federico też, a kiedy drugi odszedł... Straciła również Leona, nie mogła mu wybaczyć, nie po tym, co zrobił. Violetta wyjechała, ale czy jej się dziwię? Po tym, co przeżyła. Diego też, nie mógł zostać w BA, nie po tym wszystkim. A może powinien zawalczyć? Eh, no nic. Tego, co się stało nic nie zmieni. Za błędy się płaci, taka prawda. Ale... To i tak było cudowne, mimo tego, że trochę smutne, przygnębiające, zwłaszcza końcówka - ukazanie tego, że wszystko się skończyło, na dobre, że wspaniałe chwile nie wrócą, uroniłam kilka łez. Dziękuje Wam. Myślę, że każdy OS, miniaturka, no wszystko, co piszemy, tworzymy, może Nas czegoś nauczyć, każdego z osobna. I właśnie za to dziękuje, bo na pewno się czegoś nauczyłam :)
    Kocham Was, i czekam na Wasze kolejne dzieło - osobno, w duecie, bez znaczenia, pochłonę wszystko,
    Edyta ♥

    OdpowiedzUsuń