Tytuł: "Dulcis Somniabunt"
Para: Naxi (Natalia & Maxi)
Gatunek: Psychologiczny, thriller, dramat, horror, science-fiction, romans.
Przedział wiekowy: T
Dla Wiktorii P. <3
* * *
Dla Wiktorii P. <3
* * *
- Witaj, kochana. Jak się czujesz?
- Bardzo dobrze, dziękuje.
- To nasza kolejna, trzecia już sesja, możemy zaczynać?
- Oczywiście.
chwila na oddech
- Wszystko zaczęło się jakieś cztery lata temu, a może więcej? Nie wiem, czasem zapominam, jestem też kiepska w liczeniu, w końcu nigdy nie znosiłam matematyki. Ale... Czy ja nie odbiegam od tematu? Może prościej będzie jak powiem, że właśnie skończyłam studia weterynaryjne. Od dziecka uwielbiałam zwierzęta, szczególnie koty. Mama często powtarzała mi, że to właśnie one oddają ludziom najwięcej swojej miłości - nie wierzyłam, ale to szybko się zmieniło, kiedy adoptowałam swojego pierwszego mruczka, to on właśnie nauczył mnie odpowiedzialności i tego, no, znów paplam bez sensu...
sekundy ciszy - wzdycha
- Nie łatwo mi o tym mówić.
- Wiem, rozumiem. To co się stało po zakończeniu studiów?
- Nic szczególnego. Zmarł mój dziadek, a kotka tak po prostu zniknęła. Nie próbowałam jej nawet szukać, bo po co? Siedziałam zdruzgotana na fioletowej kanapie w salonie - nawiasem mówiąc, była obita strasznie szorstkim materiałem, okropieństwo - i przyglądałam się obrazom na ścianach, które tak dobrze znałam. Właśnie tamtego dnia podjęłam drugą, najgorszą decyzję w swoim życiu. Postanowiłam się wyprowadzić. Każdy człowiek marzy o tym, by wyfrunąć z rodzinnego gniazdka, zacząć pisać zupełnie nowy rozdział swojego życia, prawda? Tak też się stało ze mną. Wynajęłam mieszkanie na obrzeżach miasta, ścięłam włosy i kupiłam nowego kota. Wszystko miałam zaplanowane co do minimetru. Pieniądze odkładałam przez dłuższy czas i mniej-więcej miało starczyć na opłacanie mieszkania przez trzy miesiące, oraz inne wydatki, te takie drobniejsze. Odprężyłam się, poczułam, że w końcu żyje. Udało mi się poznać też kilka ciekawych osób, przeczytać mnóstwo książek - kryminałów, nie lubię dramatów, nudzą mnie. Ach, no i poznałam mężczyznę.
- Zakochałaś się?
- Nie. Okazał się być felernym strzałem, życiowym błędem. Chociaż, wiesz co? Był po prostu świnią, jak wszyscy faceci, bez urazy, oczywiście. Nigdy nie byłam desperatką, co też nie skłoniło mnie do dalszych poszukiwań swojej drugiej połówki. A wraz ze złamanym sercem, dostałam również falę rachunków. Musiałam chyba coś źle policzyć, bo pieniądze rozeszły się szybciej niż myślałam, co gorsza, zaczął się sezon świąteczny, czyli ten najgorszy dla bezrobotnych. Próbowałam znaleźć pracę. Myślałam, że pójdzie mi łatwo, bo w końcu studia medyczne to nie lada wyzwanie, a trudno w tych czasach znaleźć kogoś, kto by się tym interesował. Wysłałam CV do kilku klinik weterynaryjnych w okolicy, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi. Zupełnie nie wiem dlaczego, bo otrzymałam świadectwo z wyróżnieniem - jestem naprawdę pilna w nauce. Może to chodziło o wiek? Być może byłam za młoda? Sama nie wiem. Od tego momentu, kiedy zrozumiałam, że wcale nie jestem tak odpowiedzialna, na ile mi się zdawało, zaczęły się wszystkie problemy. Brak pieniędzy, brak jedzenia, brak jakiejkolwiek radości, wiesz? Kopert z rachunkami zaczęło przybywać, a ja ich nawet nie otwierałam, nie umiałam, przerażał mnie widok tych wszystkich cyferek - swoją drogą było ich bardzo dużo. Po dwóch tygodniach spędzonych w domu na kanapie, wraz z depresją, która wtedy była moją jedyną przyjaciółką, wzięłam się w garść i wyszłam na miasto w poszukiwaniu jakiejś dorywczej pracy. Czegoś na szybko, rozumiesz, prawda?
myśl
myśl
myśl
- Był styczeń, początek nowego roku. Zajrzałam do kilku księgarni, restauracji, kawiarni, aż w końcu ktoś zainteresował się mną w sklepie z antykami. Starsza, niska kobieta, o mocno czarnych, farbowanych włosach, wysoko osadzonych oczach i falą zmarszczek na twarzy, przyjęła mnie z uśmiechem, twierdząc, że idealnie nadaje się na sprzedawczynie. Trochę przerażała mnie wizja spędzania czasu, wśród zakurzonych, wołających o natychmiastową konserwacje, przedmiotów, które moim zdaniem nie były szczególnie wartościowe ale, bądź co bądź, sama zasłużyłam sobie na to wszystko. Ech, no i miałam zacząć od poniedziałku.
- Jak Ci poszło pierwszego dnia?
- Kiepsko, zbiłam kilka wazonów i zalałam kawą szafę grającą, ale nie mówmy o tym, dobrze? Nie umiałam połapać się też w tych cenach, fakturach, rachunkach czy coś tam. Już Ci wspominałam, że z moją matematyką ciężko, prawda? Chociaż... Pani Dobros - zdążyłam się już z nią zapoznać, naprawdę miła kobieta - wciąż widziała we mnie determinację i stwierdziła, że da mi kolejną szansę. Cóż, skończyło się na dwudziestej trzeciej, kiedy zapomniałam zamknąć sklepu i złodzieje ukradli pieniądze, automat do kawy i prawdziwe skarby lat osiemdziesiątych. Naprawdę, ja wśród tych staroci nie widziałam nic cennego.
wzdycha
- Zostałam zwolniona zaledwie po dwóch tygodniach, rozumiesz? Właściwie... miałam o tym nie mówić. Miałam skupić się na czymś innym. Cholera.
- Spokojnie, mamy dużo czasu. To jaki jest ciąg dalszy tej historii?
- Ekhem. Beznadziejny.
- Otworzyć okno? Nie jest Ci za gorąco?
- Nie, po prostu się denerwuje, przejdzie mi. Dalszy ciąg jest jeszcze gorszy. Jak wiesz, nie jestem desperatką, ale w chwilach, kiedy nie masz już ani grosza przy sobie, a twój żołądek kręci się jakby miał jakiegoś głębokiego świra, albo robaki - obojętnie - to potrafisz zrobić naprawdę bezsensowną rzecz. Ja właśnie taką zrobiła i żałuje, wszystkiego. A, z wyjątkiem jednego, ale o tym dowiesz się później.
- Co zrobiłaś?
- No więc popełniłam największy błąd w swoim życiu. Tak, to ten pierwszy, najokropniejszy, a jego skutki rozchodzą się po mnie do teraz. Czuję czasami chłód, wtedy nie wiem co ze sobą zrobić i płaczę. Ech, ale teraz nie o tym... Nie zauważyłeś, że lubię zbaczać z tematu?
cisza
- Nieważne. Szłam chodnikiem w stronę domu, jak co wieczór, ale tym razem nie zwracałam na nic uwagi. Moje oczy były przepełnione pustką, jakby wszystkie dobre rzeczy, które mieszkały w mojej pamięci nagle się ulotniły, prysły, jakby ich nie było. Ludzie trącali mnie ramieniem, albo ja ich - nie pamiętam, miałam to gdzieś, sam rozumiesz, prawda? - aż do czasu, kiedy na jednych z drewnianych drzwi nie zauważyłam ogłoszenia. Było nad wyraz proste, takie o, rzucone psom na pożarcie - jednak nikt nie zwracał na nie uwagi. Nieraz myślę, że tylko ja je tak naprawdę widziałam, że to ja byłam już wcześniej wybrana.
- Jak brzmiała treść tego ogłoszenia?
- Nijak, normalnie, nawet nie miało ono jakiś kolorów, zwykła biała kartka z czarnym napisem, ot co, nic więcej. A co było na niej napisane? Sama nie pamiętam, wolę zapomnieć. Wiem tylko tyle, że była to ankieta związana ze snami. Coś w rodzaju "Przyjdź, opowiedz nam o czym śnisz, odbierz nagrodę i wyjdź", cała filozofia.
- Nagrodę?
- Tak, ona była moim celem. Marne pięćset dolarów... Ale wtedy byłam innego zdania. Potrzebowałam tych pieniędzy bardziej, niż czegoś innego, a to, że można było zdobyć je w tak prosty sposób i bez żadnego zbędnego wysiłku - przeklinam się za to, że od dzieciństwa jestem takim leniem, ygh - przykuło moją uwagę jeszcze bardziej. No i weszłam w to.
- Jak to weszłaś? Nie rozumiem.
- No dosłownie. Pchnęłam drzwi i wgramoliłam się do środka. Jednak coś mi zagrodziło drogę, a właściwie ktoś. Mężczyzna o najczarniejszych oczach jakie widziałam. Były senne, opatulone taką dziwną energią, mroczne, do bólu przerzedzone jakby rozcieńczaczem, rozumiesz? Coś w nich pływało, chyba obawa, ale nie przyglądałam się im dłużej. Minęłam go i wparowałam do budynku. Moim oczom ukazało się dość nietypowe pomieszczenie. Było ciemne, oświetlone jedynie światłami lamp stojących gdzieś w kącie. Wszystko zdawało się być zimne. Ściany, podłoga, sufit, akwarium z rybkami i wzrok wysokiej, szczupłej pani, która z kamienną twarzą przywitała mnie i kazała usiąść na jednym z granatowych krzesełek. Z początku wydawało mi się to dziwne, bo wiedziała od razu czego chce, po co przyszłam, jednak nie zastanawiałam się... Ech, mówiłam Ci, że nie jestem desperatką, prawda? Ale wszystko powoli zaczęło mnie denerwować. Uciekający czas, bulgocząca woda w akwarium i skrzypiące krzesło. W pewnym momencie coś kazało mi wyjść, więc wstałam i wiesz co? Pani w białym wdzianku - przypominał mi kaftan, przeraziłam się wtedy - powiedziała, żebym skierowała się do pokoju z numerem siedemnaście. O zgrozo, przełknęłam ślinę i po prostu poszłam.
- Co to był za pokój?
- Normalny. Stolik, dwa krzesła po obu jego stronach i wiatrak w lewym rogu. Nie zważając na nich, weszłam do środka, delikatnie zamknęłam drzwi i usiadłam na jednym z nich - było twarde, niewygodne.
- Co się później stało?
- Wszedł mężczyzna. Nie przedstawił mi się, ani nie przywitał. Może o to chodziło? Nie wiem. Trzymał w dłoni teczkę, ostry pomarańczowy kolor raził mnie w oczy, to było nieprzyjemne. Dopiero po chwili na mnie spojrzał, lustrował mnie wzrokiem, dogłębnie. Podobnie jak ja jego. To chyba działa w dwie strony, prawda? Był zielonookim blondynem. Na twarzy, jak małe mróweczki, rozlane miał piegi, a miejsce nad prawię brwią zdobiła spora blizna. Chyba nie lubił jak się na nią patrzyło, bo gdy tylko moje spojrzenie wędrowało ku różowej kresce, ten pomrukiwał, chrząkał, nadymał usta. Ale nie tylko to było dziwne...
- Było coś jeszcze, co zwróciło twoją uwagę?
krztusi się
- Tak. Wraz z teczką przyniósł stosik papierów, który wylądował na brzegu stolika. Rozmowa nie trwała długo, ale hmm... Nie zdziwisz się chyba, jak powiem Ci, że i ona przewróciła mi w głowie?
- O czym rozmawialiście?
- On zadawał mi pytania. Chore, intymne, poważne i zupełnie wyrwane z kontekstu. Raz pytał z iloma facetami spałam, a następnie o ulubiony kolor, czy rzecz, która mnie przeraża. Dziwne, nie sądzisz? A jeszcze dziwniejsze było to, że nigdzie tego nie zapisywał. Nie miał też przy sobie żadnego urządzenia, które mogłoby to nagrać. Nie wiem też ile czasu tam spędziłam, a po kilkudziesięciu pytaniach zrobiłam się senna, powieki aż wrzały do tego, by się wreszcie zamknąć. No i w końcu ja zadałam pytanie... "Kiedy zakończymy ankietę?" On jedynie podsunął mi pod sam nos te świstki i kazał podpisać. Mówił coś o potwierdzeniu wzięcia udziału w eksperymencie. A wiesz co ja zrobiłam? Podpisałam, nie czytając ani jednego zdania - to było ze zmęczenia, zdecydowanie - a teraz tego żałuje. Cholernie. Ech.
- Co się stało dalej?
- Dalej? Mówiłam, że będzie coraz bardziej przerażająco. Obudziłam się w pokoju, zupełnie sama, a chłód muskał moje nagie stopy. Przez chwile byłam oszołomiona, zdezorientowana, a świat wokół wydawał się być rozmazany, nieczysty. Kiedy w końcu moje tęczówki uchwyciły ostrość, zobaczyłam pokój, którego ściany były w kolorze najgłębszego błękitu. Metalowe łóżko to wszystko, co się w nim znajdowało, a jego biała pościel była okropna, podobnie jak podłoga i drzwi, do których się przylgnęłam z płaczem. Darłam się, kopałam, piszczałam - bez żadnych efektów. Wydaje mi się, że były dźwiękoszczelne, czy coś tam...
gardło drży
- Przez pierwsze kilka godzin - w sumie, to sama nie wiem - siedziałam w kącie, moje ciało trzęsło się, jęczało. Pod paznokciami miałam tynk, na koszulce plamy krwi, a głowa pulsowała mi od ciszy... Kręciło mi się w głowie, prawie zwymiotowałam, a później zasnęłam, albo zemdlałam - wszystko jedno.
- Nie pamiętasz co się wcześniej stało?
- Nie przypominam sobie niczego, poza tym, że trzymałam w dłoni długopis. Ech, a później obudziłam się w tym czymś... Koszmarze, który dział się naprawdę. Bałam się, cholernie, rozumiesz? Tak jak nigdy.
- "tym czymś", czyli? Sprecyzuj to.
kręci, przekręca, wierci
- Zakład, ośrodek, ludzka rzeźnia, psychiatryk o zaostrzonym rygorze? Tak, to są dobre określenia. Pokrótce, dowiedziałam się o wszystkim. Znali mnie od początku, śledzili każdy ruch, obserwowali w pracy i w domu. Potrzebowali kogoś takiego jak ja. Młodą, zdrową osobę, nie radzącą sobie z problemami dorosłego świata, która popadała w śladową, a jednak doskwierającą depresje. Wiesz, oni się do mnie uśmiechali. Nazywałam ich szaleńcami, albo Panami Snów.
- Dlaczego?
- Bo w projekcie właśnie o nie chodziło. Badali różne zjawiska spowodowane snami. Starożytne wierzenia, ciekawostki biblijne, czy legendy pochodzące z dalekiego wschodu. Chcieli dowiedzieć się wszystkiego o naszych umysłach, działaniu mózgu i symbolice pewnych elementów, nawet za wszelką cenę. Podpinali nas do różnego rodzaju urządzeń, wstrzykiwali jakieś płyny, dawali specjalne kapsułki... Każde było inne, niepowtarzalne, ale jeden szczegół powtarzał się ciągle. Specjalny narkotyk... Ale o tym później.
- "Nas"?
- Tak, nie byłam tam sama. Było jeszcze kilka osób. Spotykałam się czasem z nimi na korytarzu, czy przy wspólnym obiedzie, który odbywał się w każdy czwartek. Nawet zaprzyjaźniłam się z pewną dziewczyną, Lisą. Była uroczą osobą, ale chorowała...
- Na co?
- Osobowość mnoga. Czasem była królową Elżbietą, co było niekonwencjonalne. Uch, ale nie mówmy o niej... Robili badania. A raczej test.
- Na czym polegał?
- Och, każdego z nas karmili czymś innym, więc i każdy z nas musiał być poddawany innym zabiegom. Na Lisie testowali fazy snów, a właściwie jego część... Wybudzanie, elektrowstrząsy, czy nakłuwanie podczas snów. Przez co też, Lisa miała tak zwany "sen paradoksalny". Ech, biedaczka naprawdę musiała się męczyć.
- A co z Tobą? Co na tobie testowali?
wdech... wydech?
- Symbolikę. Badali każdy skrawek obrazu, który utworzył się w mojej głowie. Były trzy przypadki, kiedy sięgnęłam szczytu, a Panowie Snów zyskali to, czego oczekiwali.
- Opowiesz mi o nich?
- Ekhem. Jasne. Pierwszy sen był dziwny, wiesz? Trwał kilka sekund, zaledwie może z czterdzieści? Ech, moja matematyka... Ale był ciemny, nic w nim nie widziałam, tylko coś biegło w moją stronę. Nie przypominało żadnego ze zwierząt, które można spotkać na ziemi. Miał krzywe zęby, trójkątne uszy, ciało osła, a może psa? Łeb miało nad wyraz ohydny. Z pyska sączyła się pijana i strugami spływała wzdłuż szyi. Nozdrza poruszały się w rytmie, podobnie jak jego kopyta i rozwidlony ogon, który kołysał się we wszystkie strony. Biegł, a ja uciekłam. Nawet do końca nie wiedziałam gdzie... Biegłam przed siebie, a wcale nie ruszałam się z miejsca. Bestia była coraz bliżej. Słyszałam jej oddech, ciche warknięcia, smród wydobywający się z jego paszczy. Widziałam żółte oczy, ogromne...
- A później?
- Obudziłam się, całkowicie zalana potem. Okazało się, że spałam zaledwie kilka minut - pierwsza faza snu, obłęd - a obrazy, które widziałam trwały milisekundy i powtarzał się. Wpadłam w "rytuał gracki" - tak to nazywali - a zwierze, które mnie goniło to Set - bóg ciemności i chaosu . Ech, nigdy nie lubiłam starożytności... A oni? Oni się cieszyli.
- Oni?
- No, Panowie Snów.
cisza
- Drugi był natomiast bardziej kolorowy? I nie nękał mnie tak często, w zasadzie tylko raz. Ech. Śniła mi się łąka, najprawdziwsza, porośnięta bujną polną trawą i kwiatami, a pszczoły spokojnie zbierały miód z ich kielichów. Szłam boso, zatapiając stopy w miękkich listkach, a lekki wiatr rozwiewał moje włosy. Teraz pewnie wydaje Ci się, że wszystko było całkiem normalne, prawda? A jednak... Normalność czasem jest bardziej dziwna od nienormalności. I idąc tak zieloną ścieżką zobaczyłam konia. Był śnieżno biały, bez żadnej skazy, szlachetny w swej barwie. Unikat jednak miał coś, co nie pasowało do całości. Na grzbiecie, tuż za różowym ryjem, siedział jeździec. Tylko on był ciemny, nie pasujący do mojego snu, rysowany inną kreską. Koń ruszył, a tajemnicza istota podskoczyła. Obudziłam się. Już więcej nie widziałam jeźdźca.
- Czy coś się stało?
- Nie, nie... Tylko... wiedzieli. Czytając biblie natrafiasz na trzy konie, każdy w innym kolorze, każdy symbolizuje coś innego. Wiesz, że biały oznacza śmierć? Nikt się nie przejął, kiedy dwa dni po incydencie Lisa nagle zniknęła.
tłuczone szkło
- Myślisz, że to było związane z twoim snem?
- Jak najbardziej. Wierze w to.
- A co z ostatnim twoim etapem?
- ...
- Nie chcesz o nim opowiedzieć?
- Chce, tylko mógłbyś zamknąć okno?
- Przecież nawet go nie otworzyłem.
- Och.
wydech
zdecydowanie wydech
- Znalazłam się w domu, u mamy. Obudziłam się w łóżku, przytulając do piersi swoją poduszkę, która pachniała cynamonem i starością. Pamiętam, że się uśmiechnęłam. Wszystko wydawało się normalne, jakby to, co stało się wcześniej było złym snem. Zwlokłam się z łóżka, czując zapach porannych grzanek, które jadłam zawsze z miodem i owocami. Zbiegłam na dół, weszłam do kuchni i wiesz co? Wszystko było w najlepszym porządku. Stół, krzesła i zegar w kształcie koguta, który stał na lodówce, jakby nic się nie zmieniło, jakbym cofnęła się w czasie. Przy kuchni stała moja mama - tyłem, więc nie mogłam zobaczyć jej twarzy, a strasznie tęskniłam - kazała mi usiąść. Głos miała inny, chropowaty, oschły, a ja... ja zrobiłam, jak powiedziała. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że wszystko powróciło na swoje miejsce. Wgapiałam się otępiałym wzrokiem w bujne blond włosy matki, nie myśląc o tym co się stało... A potem...
- Co się stało?
drży
- Wiesz, zdałam sobie sprawę z tego, że to nie moja matka.
- Moja mama nigdy nie mówiła do mnie "Natusiu", nie ma blond włosów i nie gotuje od tak kotów w garnku.
- I co było dalej?
- Odwróciła się, nie miała swojej twarzy, ta była inna. Krzywa, zlana, szpetna. Oczy wyłupiaste, podkreślone czarnymi kreskami, a język? Rozdwajał się, syczał na mnie, wystawał spod szpiczastych zębów. Oczy były czerwone.
łyka ślinę
- Widziałeś kiedyś diabła?
- Nie. Przyśnił Ci się?
- Czy to nie dziwne, ze Lucyfer przybrał postać akurat mojej matki? A wiesz co jest jeszcze dziwniejsze? Symbolizuje on błąd, rozpoczęcie czegoś bez zastanowienia, wstąpienie w burzliwą historię, która źle wpłynie na nasze życie, rozumiesz? Ech, to jest nadal dla mnie tajemnicą...
- Co?
- Sny. Podobnie jak dla nich.
- Kogo?
- Szalonych naukowców.
start
- Dlaczego?
- Nie, nie! Dam radę... Po prostu, jeszcze tragiczniejszy okazał się widok jej oczu. Puste, wyjałowione, niemal czarne - tęczówka zlała się z źrenicą, jestem pewna, że w chwili zaczerpnięcia przez nią ostatniego oddechu - musiało opuścić je życie. Na zawsze. Nie wytrzymałam, zwymiotowałam. Bóg mi świadkiem, że leżałam na tej zabrudzonej podłodze dość długo, rycząc, dopóki coś nie rozbiło się w pokoju obok, może wazon? "Ktoś tu jest", pomyślałam spanikowana, adrenalina wzięła górę, więc nie zastanawiając się dłużej, wstałam i wybiegłam. Jakby mnie, co najmniej, stado wściekłych diabłów goniło! Czy jak to się mówi... Bardzo szybko wpadłam w tę ciemną, krwiożerczą noc; świat zawirował. Upadłabym, gdyby nie On... mężczyzna, spod sklepu, kojarzysz? Krzyczałam, płakałam, a On trzymał mnie mocno, tak blisko, że przez chwilę poczułam się nawet bezpieczna, jednakże słodka niewiedza nie trwała zbyt długo. Opowiedział mi wszystko, o tym, że sam brał udział w projekcie, że przeżył, został wypuszczony, jednak coś poszło nie tak... Zbyt dużo osób, nie mówię tu o sobie czy o Nim, ale... zaczęło szaleć, dopuszczać się przestępstw, nieraz krwawych zbrodni. Powód był jeden: Nie mogli zasnąć, narkotyk zadziałał zbyt mocno, wprowadził nieodwołalne zmiany w ich organizmie, zesłał agresję... A ludzie, ludzie zaczęli zadawać pytania. Szukali przyczyn, to naturalne, zwłaszcza, gdy tyle osób w kraju zamienia się nagle w wariatów, swoistych sadystów, morderców, latających z siekierą po podwórku... Szukali winnego. I nie mieli prawa go znaleźć, to wbrew zasadom - pieniądza, całego tego brutalnego, wyższego biznesu, gdzie każda pomyłka może kosztować życie... Nasze nie miało większego znaczenia. Nie próżnowali więc - wynajęli płatnych zabójców, co by zrobić porządek, pozbywając się ostatnich śladów, niedociągnięć po brudnej robocie. Dopadli Mary, ja miałam być następna. Zabawne, prawda?
Szukam!
- Dlaczego?
- Cóż, dość prędko wystąpiły skutki
uboczne. Wymioty, stres, ataki paniki... Sny, a raczej koszmary, też
przybrały na sile, brutalności? I wszyscy wiedzieli. Pomysł spalił na
panewce. Misterny plan, ogólnie wszystko, co ci ludzie wyłożyli, a
należy wspomnieć, że były to zapewne grube miliony, okazało się
bezużyteczne. Dulcis Somniabunt
- wspomniany wcześniej narkotyk, o wdzięcznej, choć nad wyraz ironicznej nazwie... "Słodkie
sny", też coś!, nie przyjął się. Widziałam niezadowolenie w ich oczach,
wzruszyłam ramionami. Po tym wszystkim myślę, że nienawidziłam tych
cholernych szaleńców, mieniących się "naukowcami", najbardziej na
świecie. Całym sercem i duszą? Coś w tym stylu.
- Co było potem?
- Potem? Oh, wypuścili Nas. W tamtym momencie pięćset dolarów wydawało
mi się tak skromną sumą, w porównaniu do tego, co straciłam i ile
wycierpiałam. Bo, czy wspominałam, że koszmary trwały jeszcze przez
około dwa miesiące? Minimum. Myślę... Nie, ja wiem, że nie masz pojęcia
jak to jest, gdy lodowate odmęty zacieśniają się wokół ciebie, oddech
ulatuje z płuc, poczekaj... On zostaje Ci wyszarpnięty!, i toniesz.
Idziesz na dno, coraz szybciej, szybciej. A wiesz co jest najgorsze? Że
masz wrażenie snu, błądzenia wśród myśli, a jednak... nie możesz się
obudzić. Nie możesz.
raz, dwa, trzy
- Na czym skończyliśmy?
- Koniec projektu, powtarzające się koszmary?
- Ah, tak. Dobrze, kilka dni po zakończeniu wynajęłam nowe mieszkanie -
poprzednie sprzedałam, za dość dogodną ceną, na przedmieściach Nowego
Jorku - jak wiesz, nigdy nie byłam miastowym typem, kupiłam nawet kota -
kolejnego, Filemona trzasnęło auto, biedny, miał białe łapki - tylko,
poza tym cały był czarniuteńki jak bezgwiezdna noc, może przypominał mi
tę otchłań, w którą wpadałam za każdym razem, gdy... Nieważne. W każdym
razie, zajął specjalne miejsce w moim sercu, a ja znalazłam pracę. Nic
wielkiego, kasjerka w pobliskim supermarkecie, na pół etatu, ale na
potrzeby - moje i Łapki, nie byłam zbyt oryginalna w doborze imion, moje
też było zwykłe, jedno z wielu, prawda? Ciągle zbaczam z tematu, aghr! O
czym to ja...? A! Na nasze potrzeby, rachunki, w zupełności
wystarczało. Zaczęłam na powrót cieszyć się życiem, wiesz? Było jasne,
kolorowe, a wspomnienie strachu stopniowo blakło. Tylko z Mary - dziewczyną, którą poznałam na jednym z obiadów "czwartkowych", wciąż
utrzymywałam kontakt, o niej nie mogłabym tak po prostu zapomnieć. Ale
nic, co piękne nie trwa wiecznie, powinniśmy się tego wreszcie nauczyć.
Koszmar powrócił.
- Jak to?
- To był październik, bardzo chłodny i pochmurny, jeśli mogę nadmienić,
niby nic specjalnego w historii Nowego Jorku, a jednak jeden dzień
wywrócił całe moje życie do góry nogami. Od koszmaru "Dulcis Somniabunt",
minęły dwa, jak nie trzy lata - jestem słaba w liczeniu, wspominałam?
Pewnie tak... Wracając, minęło... kilkanaście miesięcy, tak będzie
bezpieczniej, a ja od kilku dni zaczęłam zauważać coś dziwnego...
Zaledwie cienie, niewyraźne, migoczące, a jednak pojawiające się tam,
gdzie ich być nie powinno...
trzy, dwa, jeden
- Co masz na myśli?
- Ktoś mnie śledził. Nikomu jednak o tym nie powiedziałam, nie chciałam
wyjść na paranoiczkę - nie w tych czasach... ludzie dość szybko mogą
nazwać Cię wariatem, co nie? Tak. Na początku więc bagatelizowałam całą
sprawę, jednak coraz śmielsze ataki, choć nieuchwytne, zasiały ziarenko
strachu. A on narastał, narastał...
wdech
wydech
- Ale dobrze, przejdę wreszcie do sedna. Było zimno, mżyło, właśnie
wychodziłam z pracy, stąpając po oblodzonym chodniku, gdy nagle na kogoś
wpadłam. Ten mężczyzna... Twarz jedna z wielu, a jednak wydawał
mi się dziwnie znajomy, jakby już raz minięty gdzieś na drodze, w
pociągu? Coś z tych rzeczy. I wiesz, już odchodziłam, śpieszyło mi się -
Łapka pewnie umierał z tęsknoty, lecz wtedy poczułam pewny uścisk na
ramieniu. Wyrwałam się. Powiedział tylko dwa słowa: "Oni wrócili", a ja
udawałam niewzruszoną, biorąc go początkowo za niespełna rozumu, nie
znałam go... Kiedy jednak wymówił te inne, acz konkretne wyrazy - nazwę,
która ścigała mnie dniem i nocą prze kilka lat, zapewne domyślasz się o
czym mówię, zdębiałam. Otrząsnęłam się jednak szybko, udając głupią,
niepoinformowaną. Może się bałam? Ktoś powiedziałby, że chwilę później
odeszłam, ale nie, nieprawda... To była ucieczka.
pauza
- Przed czym uciekałaś?
-
Bo ja wiem, chyba przed faktem, że - o zgrozo!, to wszystko może zacząć
się od nowa, powrócić. Dziwnym trafem wiedział o narkotyku, o
projekcie, to nie mógł być przypadek. Ale cóż, lubiłam bagatelizować, nie doceniać, i właśnie to dość szybko stało się moim osobistym
przekleństwem...
"może wody?"
-
Jak w każdy piątek, dwa dni po wspomnianym wcześniej "incydencie",
postanowiłam odwiedzić Mary - to było naszą bezsłowną tradycją,
niespisaną, a jednak praktykowaną. Chciałyśmy pożartować, poplotkować,
sam rozumiesz... A może nie? To babskie sprawy. Przechodząc... Stanęłam
pod jej drzwiami, zapukałam raz, drugi, i nic. Pamiętam, że zmarszczyłam
brwi, wyraźniej niż kiedykolwiek - to nie było normalne. Na szczęście wiedziałam, gdzie chowa zapasowy klucz. Sięgnęłam pod wycieraczkę, weszłam do środka. I wtedy to zobaczyłam...
- Wszystko w porządku?
- Tak, tak, troszkę zakręciło mi się w głowię.
cztery, pięć, sześć
- Zobaczyłam... krew, to chyba odpowiednie słowo, bo była dosłownie wszędzie. Na
podłodze, zasłonach, jasnej kanapie... Wyglądała upiornie; do dziś
męczy mnie najmniejsze jej wspomnienie. Tak bezużyteczna, zepsuta...
chwila
- Wszystko było powywracane, przesunięte, jednemu z krzeseł brakowało nogi - istny horror.
Ale nie to było najgorsze... Przeszłam dalej, do pokoju, choć po drodze
prowadziłam zawziętą walkę z chęcią natychmiastowej ewakuacji, tudzież -
odruchem wymiotnym, nie znosiłam tego ostrego, lekko metalicznego
zapachu, i poczułam, że opuszczają mnie wszelkie siły. Ciało Mary -
okrutnie powykręcane, na wszelkie strony, ułożone pod dziwnym kątem,
obite, zakrwawione... To nie była moja przyjaciółka, już nie. Raczej
zbitek mięsa, obdarty ze skóry, wrzeszczący w bezdźwięcznej agonii. Ten
widok...
sześć, pięć, cztery
- Dobrze się czujesz? Możemy dokończyć jutro...
- Nie, nie! Dam radę... Po prostu, jeszcze tragiczniejszy okazał się widok jej oczu. Puste, wyjałowione, niemal czarne - tęczówka zlała się z źrenicą, jestem pewna, że w chwili zaczerpnięcia przez nią ostatniego oddechu - musiało opuścić je życie. Na zawsze. Nie wytrzymałam, zwymiotowałam. Bóg mi świadkiem, że leżałam na tej zabrudzonej podłodze dość długo, rycząc, dopóki coś nie rozbiło się w pokoju obok, może wazon? "Ktoś tu jest", pomyślałam spanikowana, adrenalina wzięła górę, więc nie zastanawiając się dłużej, wstałam i wybiegłam. Jakby mnie, co najmniej, stado wściekłych diabłów goniło! Czy jak to się mówi... Bardzo szybko wpadłam w tę ciemną, krwiożerczą noc; świat zawirował. Upadłabym, gdyby nie On... mężczyzna, spod sklepu, kojarzysz? Krzyczałam, płakałam, a On trzymał mnie mocno, tak blisko, że przez chwilę poczułam się nawet bezpieczna, jednakże słodka niewiedza nie trwała zbyt długo. Opowiedział mi wszystko, o tym, że sam brał udział w projekcie, że przeżył, został wypuszczony, jednak coś poszło nie tak... Zbyt dużo osób, nie mówię tu o sobie czy o Nim, ale... zaczęło szaleć, dopuszczać się przestępstw, nieraz krwawych zbrodni. Powód był jeden: Nie mogli zasnąć, narkotyk zadziałał zbyt mocno, wprowadził nieodwołalne zmiany w ich organizmie, zesłał agresję... A ludzie, ludzie zaczęli zadawać pytania. Szukali przyczyn, to naturalne, zwłaszcza, gdy tyle osób w kraju zamienia się nagle w wariatów, swoistych sadystów, morderców, latających z siekierą po podwórku... Szukali winnego. I nie mieli prawa go znaleźć, to wbrew zasadom - pieniądza, całego tego brutalnego, wyższego biznesu, gdzie każda pomyłka może kosztować życie... Nasze nie miało większego znaczenia. Nie próżnowali więc - wynajęli płatnych zabójców, co by zrobić porządek, pozbywając się ostatnich śladów, niedociągnięć po brudnej robocie. Dopadli Mary, ja miałam być następna. Zabawne, prawda?
kolejny łyk
- Co zrobiliście?
wzrusza ramionami
- Uciekliśmy. Po wszystkim, siedząc tu, myślę, że miałam sporo
szczęścia, bo to akurat mnie znalazł Maxi. W końcu, byłam młoda,
zaledwie dwudziestoparolatka, nie chciałam umierać... Nie w ten sposób.
Egoistycznie? No nie patrz tak na mnie, życie zmusza Nas niekiedy do
gorszych, bardziej makabrycznych czynów, myśli, uwierz. Ale
dobrze, więc uciekliśmy, tylko Ja i On - trochę jak w tych oklepanych
opowieściach o wiecznej, zakazanej jednak wcześniej, miłości, co? Nie
martw się, w tym przypadku, nie było aż tak trywialnie. Wracając...
zostawiłam mieszkanie, Łapkę - choć koty zawsze obdarzały mnie
bezbrzeżną miłością, ja nie potrafiłam kochać ich wystarczająco mocno,
wszystko, co znałam i kochałam, znowu... Wylądowaliśmy na jakimś
odludziu, Teksas? Ważne, że mimo października było tam ciepło, i noce
spędzone w opuszczonych domach, czy pod gwiazdami, ramię w ramię, nie
były tak druzgoczące. Żyliśmy - jak rozbitkowie, uciekinierzy,
wciąż w ruchu, brnęliśmy do przodu, nie oglądając się wstecz. A z
upływem kolejnych tygodni przyzwyczajałam się coraz bardziej. Do twardej
ziemi, smaku konserwy, chleba, łyku butelkowanej wody, jego
uścisku, w którym było tak wiele ciepła, a zarazem zimna i brutalności,
że nie wiedziałam, czy powinnam uciec, a może zostać. Wiesz... Każdy z
Nas był ścigany przez własne demony, koszmary jakby powróciły, staliśmy
się nieczuli, bez serca? A jednak pragnęliśmy bliskości,
zapewnienia, że wszystko, co znaliśmy, nie odeszło. Pamiętam, jakby to
było wczoraj, gdy po jednym, z powtarzających się wciąż koszmarów -
jakieś odludzie, martwi krewni, nieistotne, płaczącą, utulił mnie do
snu. Potem objął wciągu dnia, wreszcie - pocałował. Ten płomień
zapłonął, roztlił, na chwilę? Seks był szybki, zainicjowany niemal w zwierzęcym odruchu, rozbujany. Przynosił zapomnienie, ukojenie - w strachu, odcięciu, to wszystko.
- Na pewno?
kiwa głową
siedem, osiem, dziewięć
-
Po wielu miesiącach, znowu nie pamiętam ilu, powiem tylko, że wszystko,
co zaczynało się od "gdy Cię poznałam", a kończyło na "my", stało się rutyną. Nawet
nasze zbliżenia, to chyba normalne, tak? Mieliśmy swoje potrzeby.
Brzmię okropnie, prawda? Przywykłam... Choć Maxi wciąż widział dla mnie
nadzieję, często powtarzał, że chce widzieć mnie szczęśliwą, bez trosk,
zmartwień... Też tego chciałam, wiesz? W każdym razie... W końcu byłam
wolna, wszelkie intrygi zostały wyciągnięte na światło dzienne, kroki
podjęte - nie powiem, że FBI pracowało nad tą sprawą krótko i
dostatecznie dobrze, bo musiałabym skłamać, w końcu dopiero po
jakimś czasie odkryli zależności między znikającymi obywatelami, a
"napływem" wariatów, ale nie mogłam się gniewać... To był koniec. Mogłam
zacząć od nowa. Radosna.
- "Mogłam?"
histeria
- Czy Maxi był rad, widząc Cię szczęśliwą?
- Byłby... jestem pewna, że tak, gdyby tylko nadal żył.
cisza
- Co się stało?
zagryza wargi
-
Pomoc przybyła po czasie, wbrew pozorom nie byliśmy ostatnimi z
"ocalałych", służby porządkowe działały po kolei, Nas znaleźli ociupinkę
za późno...
- Chcesz o tym opowiedzieć?
dziewięć, osiem, siedem
- Chyba nie, akurat tę część zachowam dla siebie. Nie cierpiał zbyt długo, jeśli to ważne... Ja nie cierpiałam,
widząc go takim. Buchnęły płomienie, i już!, ostatni sekret zabrali do
grobu, a Jego wraz ze sobą. I wiesz, czasem mi go brakuje, mimo tego jak
irracjonalnie potrafił się zachowywać - najpierw robił, potem myślał,
bo dochodzę do wniosku, że gdybyśmy spędzili ze sobą dostatecznie dużo
czasu... Gdybyśmy spotkali się w innym miejscu, w innych
okolicznościach, może nie jako Natalia i Maxi, ale jako... O! John i
Gabriela, zawsze chciałam mieć tak na imię, jest ładne, choć proste, i
kojarzy mi się z aniołami..., którzy założyli rodzinę i wiedli spokojne
życie, na małej farmie z gromadką kotów, które tak bardzo kochała moja
mama, mogłabym Go... pokochać? Bardzo mocno i zapalczywie. A może już to zrobiłam? Kiedyś? Nie wiem, nie pamiętam...
tss tssss. "siostro, proszę wyłączyć taśmę"
mruga
- Przepraszam, który dziś mamy?
tss tssss. "siostro, proszę wyłączyć taśmę"
mruga
- Przepraszam, który dziś mamy?
- Siódmy sierpnia, to jest piętnasty dzień twojego pobytu w naszym zakładzie.
dziesięć?
- Oh, rzeczywiście. Straciłam rachubę.
STOP
- Wiesz, że znowu opowiedziałaś tę samą historię?
- Wiem, lubię ją.
* * *
Od autorek: Witojcie, ludziowie. Z tej strony Marcia po raz kolejny? Wiem, że się nie cieszycie. No ale... macie moje coś, które stworzyłam z Edytką (oczywiście jej część lepsza, żal - talent jeden) Ech. A sam OneShot? Trochę dziwaczny, inny, ale bardzo fajnie nam się go pisało <3 (szczególnie przez telefon XD) Marcyśka nie mogła dodać, więc jej cudo zobaczycie dopiero 21 sierpnia ^^ a teraz... mam nadzieje, że spodobało Ci się, Wiktorio. Bo według mnie jest całkiem nieźle.
Żegnam was i do następnegoo! <3 Kocham was :* (Edziak to cioł, hyhy) ---> Chyba TY, Paruffkomaniaku ;D
Hej, hej, słoneczka! Teraz do głosu dochodzi Edyta, hyhy. Nie słuchajcie, tego żala, o tam, u góry, jej część jest lepsza, na pewno zgadniecie która... To oczywiste ;D Choć w jednym ma rację, pisało się bardzo dobrze, szybko, ogarnięcie ;D Więc... chyba nie jest najgorzej. To... liczymy na szczere opinię, a 19-stego zapraszamy na shota Sarci <3 Kocham Was, branoc ;*
PS: Dziś mijają 3 miesiące odkąd założyłyśmy JSM *o* rozumiecie? Dziękujemy za 57 tyś wyświetleń, komentarze i motywacje <3 To naprawdę wiele dla nas znaczy <3
PS2: Konkurs na OS został zakończony ! Dziękujemy za każdą nadesłaną pracę <3 Wyniki ogłosimy pod koniec sierpnia!
PS3: Edyta to cioł :3
Hej, hej, słoneczka! Teraz do głosu dochodzi Edyta, hyhy. Nie słuchajcie, tego żala, o tam, u góry, jej część jest lepsza, na pewno zgadniecie która... To oczywiste ;D Choć w jednym ma rację, pisało się bardzo dobrze, szybko, ogarnięcie ;D Więc... chyba nie jest najgorzej. To... liczymy na szczere opinię, a 19-stego zapraszamy na shota Sarci <3 Kocham Was, branoc ;*
PS: Dziś mijają 3 miesiące odkąd założyłyśmy JSM *o* rozumiecie? Dziękujemy za 57 tyś wyświetleń, komentarze i motywacje <3 To naprawdę wiele dla nas znaczy <3
PS2: Konkurs na OS został zakończony ! Dziękujemy za każdą nadesłaną pracę <3 Wyniki ogłosimy pod koniec sierpnia!
PS3: Edyta to cioł :3
Jak mówisz, że dziwaczny one shot, to ja go lubię, bo jest dziwaczny, a ja lubię dziwaczne rzeczy i dziwacznych ludzi, i dziwaczne zjawiska (np. taka telepatia, siedzi 2km ode mnie przed komputerem). No i lubię te klimaty, śmierć, psychiatryki i te sprawy (jakie rym, haha xd)
OdpowiedzUsuńMi też się spodobało! I według mnie jest całkiem nieźle, a nawet nad nieźle <3
Żal, nie mogę odróżnić części XD W każdym razie obie są cudaśne i tworzą cudaśna całość :3 I jeszcze Naxi, co z tego, że nie w słodkim wydaniu, takie kocham jeszcze bardziej.
Ja też was kocham, nooo <3
Dobra, idę spać, a znając życie, to i tak będę leżała i nie zasnę xD
Dobranoc, buziaczki, Justyna :)
PS. Ubolewam, że trafiły się takie terminy, że w moje urodziny nie ma one shota ;-; No ale cóż, niestety tak bywa :c Agata ma coś mi napisać, zobaczymy czy się wyrobiła XD
Jeszcze raz, dobranoc :*
Zajmę ale wrócę dzisiaj ^^
OdpowiedzUsuńPrzybywam... mimo braku czasu przybywam bo chyba byłabym ostatnim chamem gdybym nie skomentowała mojego zamówienia xd Os... Był mocno MOCNO powalający
Usuń(Nie wiem czy take wyrażenie istnieje) nie będę opisywać Os (jak to zazwyczaj robię) bo takiego Os nie mogę opisać ponieważ się nie da poprostu się nie da. Jest to naj orginalniejsze opowiadanie jakie miałam szansę czytać. Nigdy nie czytalam takiego opowiadania o mojej ukochanej parze w takim wykonaniu a wiedzcie że dla mnie oryginalność jest najważniejsza. Połączenie horroru i psychozy .... idealnie ♥ połączenie naxi w tym os nie było jak zwykle słodkie i dramatyczne ale przerażające, smutne, dramatyczne i sztuczne (nie mogłam znaleźć innego słowa) bardzo bardzo mi się to spodobało tym bardziej że coś takiego czytalam pierwszy raz. Dziękuję za dedykacje i za przecudowy i przerażający Os ♥
Jesteście najlepsze ♥♥
Przybyłam. Tak naprawdę przeczytałam tę miniaturkę nieco wcześniej, aczkolwiek dopiero teraz zdecydowałam się wypowiedzieć. Mam nadzieję, że napiszę coś, co będzie choć odrobinę sensowne. Jednak z moim szczęściem - szczerze w to wątpię.
OdpowiedzUsuńKiedy przeczytałam uzupełnioną formułkę "Gatunek" poczułam, że to opowiadanie będzie wyjątkowe. Nie pomyliłam się. Pierwsze słowa, które miałam okazję przeczytać, przyciągnęły mnie. Skupiły na sobie całą moją uwagę. Na samym początku myślałam, że Natalia jest na wizycie u psychologa, aczkolwiek nie udało mi się momentalnie was rozszyfrować. Znajduje się ona w szpitalu psychiatrycznym? Poprawcie mnie, jeśli się mylę. Często zdarza mi się zgubić najistotniejsze szczegóły, czego skutkiem są właśnie takowe błędy. Ale teraz nie o mnie. Dalej - myślałam, że tym psychiatrom/psychologiem, czy kimś tam jest Max. Dobra, znowu pomyłka. Nieistotne. Mknę dalej. Coraz mocniej zagłębiam się w historię. Staram się odnaleźć wszelkie szczegóły. Natkę ciągnie do tak uroczych stworzonek, jakimi są kotki? No to piąteczka, Natalko! Eh, problemy finansowe. Jako, że jestem niezwykle empatyczną osobą, współczuję jej. Musiała posunąć się do czegoś takiego, by zdobyć marne pięćset złotych. Nie przeczuwała jednak, co może ją czekać. To ją usprawiedliwia. W sumie, nawet nie musi. Ona nie jest niczemu winna. I... w tej chwili mam problem. Czy te wydarzenia nie był tylko wytworem jej wyobraźni? A może... Sama nie wiem. Jestem kiepska w myśleniu, jak Naty w mnożeniu. Zrymowało się? Nie powinno, ale ok.
Dziewczyny, jesteście idealne.
To jest chyba najbardziej oryginalny one shot, jaki kiedykolwiek czytałam. Dziewczyny, naprawdę podziwiam was. W ogóle, was wszystkie, bo jesteście tak bardzo zgrane, że nieważne czy w parze, czy w grupie, z kim i o czym, wychodzi wam świetnie.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, gatunki, jakie zostały wpisane sprawiły, że zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę chcę to przeczytać. Ciekawość i pewność wspaniałości tej historii okazały się jednak silniejsze i już po pierwszym zdaniu wiedziałam, że to będzie coś. Oczywiście nie pomyliłam się. Sam pomysł jest niezwykle oryginalny, intrygujący i wymaga mnóstwa wyobraźni i talentu. Na pewno sama nie wpadłabym na coś takiego. Tytuł, choć nie wskazuje na nic konkretnego, ciekawi i zachęca do przeczytania dalszej części. Para to również szczegół, który mnie ujął, ponieważ mam słabość do Naxi. Opowieść niekonwencjonalna i niemająca w sobie nic z trywialności. Po pierwsze - Natalia. Zwykła dziewczyna, która ma mnóstwo problemów związanych z wkraczaniem w dorosłe życie. Pieniądze, a właściwie ich brak, to tylko jedna z wielu trudności, jakie napotyka na swojej drodze, choć chyba najbardziej doskwierająca brunetce. To właśnie najbardziej mi się podoba. Życie Naty (pomijając dalsze części historii) jest zwyczajne. Nie opływa w bogactwa i przyjemności, jak jakaś księżniczka. To co dzieje się później... Nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam. Na początku wydawało mi się, że jest gwiazdą udzielającą wywiadu, ale szybko porzuciłam tę myśl. Koniec opowieści wskazuje na to, że Natalia znajduje się w szpitalu psychiatrycznym. I w tym momencie nęka mnie podobna myśl, co w komentarzu wyżej. Bo co jeśli nic takiego się nie działo, a było tylko wytworem jej umysłu? Opowiedziała tę historię dziesięć razy, być może to jest kolejną wskazówką. Ale jeśli to działo się naprawdę i to właśnie przez doświadczenia życia znalazła się w tej psycho-instytucji? W tym wypadku zrobiło mi się jej żal. Z powodu przykrości, jakimi obarczyło ją życie, ale również niespełnionej miłości, która mogłaby być wybawieniem.
Kończąc tą krótką i nieskładną wypowiedź, jestem pod wrażeniem powyższego parta. Śmiało mogę uznać go za mój ulubiony. Jesteście wspaniałe, idealne, wyjątkowe, kompletne, nic dodać, nic ująć.
Pozdrawiam
xx
To jest takie...
OdpowiedzUsuńInne... Ale oczywiście nie oznacza, że gorsze :3
To mi się tak strasznie spodobało *.*
To wszystko co Naty przeżyła...
Zadziwiacie mnie swoją wyobrażnią ;*
Już czekam na kolejnego OS'a ;3
Buziaki - Nat <3
Jejku, jak możecie mówić, że to było niezłe ? Chyba genialne, wspaniałe, fantastyczne.
OdpowiedzUsuńSam pomysł zwalił mnie z nóg. Macie taką bogatą wyobraźnie ;). Połączenie słodkiego Naxi z horrorem. Bardzo nietypowe. Ale strasznie mi się spodobało, nawet nie wiecie jak bardzo ;). No i to taka nowość, a ja też bardzo lubię oryginalność.
Historia. Była tak ciekawie opisana, że nawet nie zauważyłam jak się skończyła. Bardzo się wciągnęłam. Shota w tej formie też chyba nie czytałam. No, genialny jest ! Wszystko tak idealnie dopracowane. Oddajcie innym talent dziewczyny, macie go za dużo !
No, obie piszecie świetnie <333. Część każdej z was ma bardzo wysoki poziom. Bardzo. No i strasznie się cieszzę, że nam tak pięknie piszecie no i możemy czytać wasze cuda.
A samo opowiadanie ?Przyznam, że często się śmiałam z Natalii, jej matematyki, tego jak odbiega od tematu. Idealnie wykreowałyście jej postać, od razu jąpolubiłam ;D. A te sny, narkotyk o bardzo ciekawej nazwie - no kocham was za ten pomysł <3. Jak przeczytałam tytuł to właśnie bardzo mnie zaintrygował. No widzicie dziewczyny ? Zachwycacie już od pierwszego słowa jakie napiszecie :).
Ja też nie wszystko zrozumiałam, ale dzięki temu ta historia staje się jeszcze bardziej magiczna <3. Lubię takie rzeczy :)
A samo Naxi. Nie przetrwało, Maxi zginął. Ale nawet nie umiem być na was zła. Bo to smutne zakończenie było takie piękne :3.
Czekam na następne takie cudowne oneshoty. Weny życzę, przyda się wam :).
Gośka
Byłabym tu wczoraj, gdyby nie kilometrowy part Edytki, na który straciłam połowę swojego życia ;) Ogólnie, to powinnam tutaj już być bardzo dawno temu, a jestem dopiero teraz, nie ogarniam samej siebie, ale mniejsza o to.
OdpowiedzUsuńNo dziewczynki moje kochane, pierwszy raz czytam coś takiego. Nigdy nie pogodzę się z tym, że inni mają takie zajebiste pomysły, a moje są takie beznadziejne, że aż szkoda gadać XDD
Boże, ale... jak ja lubię takie straszne opowiadania, wiecie, duchy itp. itd. czy coś w tym rodzaju jak ten part. Przeszłyście same siebie, serio, kurde <3
Ja chcę więcej, chce jeszcze takiego przeczytać! :D
Kocham was bardzo mocno <3333
So scary!:)
OdpowiedzUsuńAle fajny.
Lajk;D