poniedziałek, 28 lipca 2014

{Zamówienie 006} Marcundo || ''My heart will go on'' - Little Liar

Tytuł: ''My heart will go on''
Para: Marcundo (Marta + Facundo)
Gatunek: dramat, romans
Przedział wiekowy: M
UWAGA! TO ZNISZCZY WAM MÓZGI NIEODWRACALNIE, UPRZEDZAM, JEŻELI KTOŚ NIE CZUJE SIĘ NA SIŁACH PROSZĘ O OPUSZCZENIE TEJ STRONY!



Zamówienie dla mojego Kochanego Anonima <3 
(znanego też jako Karo)


Siedziała na łóżku z ponurą miną, beznamiętnie gryząc parówkę i maczając ją w ketchupie. Dzisiaj mijał drugi rok, odkąd uczyła się języka hiszpańskiego, ślęcząc nad książkami dniem i nocą. Mimo to, do tej pory go nie spotkała. Gdy nikt nie widział, w nocy zamykała się szczelnie w pokoju i płakała w poduszkę, zerkając na jego zdjęcia wiszące na ścianie. Za każdym razem wtedy uśmiechał się, ukazując rząd białych, równych zębów. Nigdy nie była powierzchowna ale Facundo Parufka Bufon Gambande był z pewnością najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego w życiu widziała. Pragnęła go tak bardzo, że coraz częściej nie wiedziała co ze sobą zrobić. Pragnęła jego i jego miłości.  
Wstała, zarzucając na ramiona pseudo skórzaną kurtkę i biorąc do ręki karmę dla kotów, skierowała się do ogrodu. Uwielbiała te małe czworonożne futrzaki, sama nie wiedziała dobrze dlaczego. Może z tego powodu, że zawsze chodziły własnymi drogami, podobne jak i On? Wzięła na ręce małego kotka Maxiego i przymknęła oczy, wsłuchując się w jego mruczenie.
Kiedy usłyszała kroki za sobą nie odwróciła się, sądząc że to znowu Sara ją nachodzi chcąc bawić się w policjantów i złodziei. 
- Idź sobie. - mruknęła, kiedy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
- Przepraszam. - usłyszała niski, tak dobrze znany jej głos, na dźwięk którego jej serce zaczęło bić tak szybko jak nigdy. - Chciałem tylko zapytać, czy tą ulicą dojdę do Częstochowy?
Otworzyła oczy, wpatrując się w jego uśmiechniętą twarz. Wciąż nie mogła uwierzyć. Stał tutaj, przed nią, w jej rodzinnym domu. On, gwiazdor najpopularniejszego serialu dla młodzieży i ona, zwykła dziewczyna z polski.
- Fa... Facundo? - wyszeptała, wyciągając przed siebie drżącą dłoń by przekonać się, czy obraz ten na pewno jest prawdziwy.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, ujmując jej dłoń w swoją.
- W rzeczy samej. Widzę, że w tym pięknym kraju żubrówki również jestem rozpoznawalny?
Kiwnęła głową mrugając gwałtownie, kiedy zdała sobie sprawę że wgapia się w niego z otwartymi ustami. Wzięła kilka głębokich oddechów.
- Uwielbiam 'Violettę'. Uwielbiam ciebie. - wydusiła, spoglądając w jego czekoladowe tęczówki.
Zaśmiał się, kiwając głową.
- Polska to moja druga ojczyzna. Mój dziadek się stąd wywodził, wiesz?
Nie wiedziała. Nigdy nawet nie przypuszczałaby, że jej ukochany może mieć coś wspólnego z jej ojczystym krajem.
- Jestem Marcia. - wydusiła, wyciągając przed siebie rękę.
Uśmiechnął się czarująco, chwytając ją i unosząc do swoich ust.
Zadrżała.
- Mówią też na mnie Marciak. - dodała niepewnie, nie chcąc by zauważył jej skrępowanie.
Przytaknął, poprawiając swoją torbę na ramieniu.
- Dobrze, panno Marciaku. Przyjechałem tutaj, bo chciałem trochę oderwać się od aktorstwa. I odpocząć od całej załogi 'Violetty', wiesz, sława bywa męcząca. - mówiąc to, zawadiacko odgarnął grzywę z czoła. - Chcę tutaj zająć się swoją drugą pasją. Malarstwem.
Zamarła po raz kolejny. Nigdy przenigdy nie sądziła, że jej ukochany interesuje się również malowaniem.
- Oh. - wydusiła. - A co malujesz?
Rozejrzał się dookoła, oddychając świeżym, polskim powietrzem.
- Lubię rysować naturę, pejzaże. Ale teraz najchętniej namalowałbym twój portret. - dodał z czarującym uśmiechem. Marcia poczuła, jak uginają się pod nią kolana. Jedną ręką oparła się o drzewo, nie chcąc by zauważył że cała drży.
- Powiesz mi, gdzie trafiłem? Czy to Częstochowa?
Pokręciła przecząco głową, wciąż nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Marzyła od tym od dwóch lat a teraz, kiedy stał tutaj, przed nią, nie wiedziała jak się zachować. Nagle zdała sobie sprawę że ma na sobie stare spodnie dresowe i bluzę. Gdyby wiedziała że go spotka, ubrałaby piękną, wieczorową suknię i wykonała odpowiedni makijaż, a tak...
- Nie. - odparła cicho. - To Mała Wieś przy Drodze.
- Aha. - podrapał się po głowie, mierząc ją spojrzeniem. - A jak się nazywa?
- Mała Wieś przy Drodze. - powiedziała, rozglądając się dookoła. - Oprowadzić cię?
Obdarzył ją najpiękniejszym uśmiechem, jaki w życiu widziała.
- Z miłą chęcią.
Kiwnęła głową spuszczając wzrok i ruszyła przed siebie, wskazując mu ruchem ręki na drzwi swojego domu. Facundo uśmiechnął się delikatnie, po czym gdy weszli na werandę, przepuścił ją w drzwiach. Marcia dziękowała w duchu niebiosom za to, że jest sama w domu, nikt poza kotami nie był im w stanie teraz przeszkodzić a wiedziała, że te małe futrzaste stwory rozumieją ją jak nikt inny na świecie. Zagryzła wargi, uważnie lustrując mężczyznę wzrokiem. Był niezwykle pociągający i z trudem nad sobą panowała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że czekała na niego całe swoje życie. Zrobiła krok do przodu chcąc zmiejszyć odległość między nimi jednak zatrzymała się, gdy ujrzała wyraz jego twarzy. Nie znał jej. Była dla niego obcą osobą.
- To... Marciaku... - zaczął niepewnie, wciąż nie spuszczając z niej wzroku. - Miałbym małą prośbę. Czy moja wizyta tutaj mogłaby pozostać tajemnicą? Taką wiesz, naszą? Gdyby fani V się dowiedzieli...
- Wiem. - przerwała mu, utrzymując kontakt wzrokowy. - Nie martw się. - powiedziała spokojnym, stabilnym głosem o jaki w tej chwili na pewno by się nie podejrzewała. - To zostanie między nami.
Kiwnął głową, gładząc ręką swój nowy lub wyprany w perwolu sweter.
- Nie chciałbym ci przeszkadzać ani nic...
- Nie przeszkadzasz. - odpowiedziała momentalnie wchodząc mu w słowo. Czuła się jak na haju, działała, poruszała się, mówiła i myślała jednak do końca nie dotarło jeszcze do niej to, że przystojny Facu Parufka Bufon Gambande jest w Polsce, mówi do niej w jej ojczystym języku i znajduje się trzy kroki od jej sypialni.
Uśmiechnął się delikatnie, podpierając się ręką o brodę. Jej serce zaczęło bić jeszcze szybciej niż przed chwilą choć nie podejrzewałaby, że to możliwe. Zrobiło jej się gorąco. Chciała go. Tutaj. Teraz. Zacisnęła zęby i dopiero kilka sekund później zdała sobie, że przegryzła wargę do krwi. Musiała nad sobą zapanować. Musiała.
- To świetnie. Czy mogłabyś w takim razie pokazać mi kilka fajnych miejsc tutaj? Chciałbym je namalować. - dodał, wskazując na swój bagaż.
Kiwnęła głową, nawet nie wiedząc kiedy. Zadrżała pod wpływem jego spojrzenia. Zbliżył się do niej i z zatroskaną miną dotknął jej wargi.
- Krew ci leci... - wyszeptał, ścierając czerwone kropelki palcem. Cała się trzęsła, teraz wiedziała że dłużej już nad sobą nie zapanuje. Kiedy nie spuszczając z nią wzroku oderwał dłoń od jej twarzy ścisnęła ją, chwiejąc się na nogach.
- Zaparzę herbaty. - wydusiła, kiedy jakimś cudem udało jej się otrząsnąć.
Kiwnął głową, wskazując mu ruchem ręki na drzwi od swojej sypialni. Gdy za nimi zkinął oblała twarz zimną wodą, usiadła na blacie i gwałtownie zaczerpnęła powietrza.
'Uspokój się!' - powtarzała sobie w myślach jak mantrę, jednak to zdanie cały czas zostawało zagłuszane przez cichy głosik podpowiadający jej 'Facundo Parufka Bufon Gambande jest w twojej sypialni'.
Upuściła filiżankę, a kiedy ta się roztrzaskała nerwowo odłożyła czajnik i wyjęła kubek z szafki. Położyła na tacy kilka parówek - berlinek, swoich ulubionych, po czym z łomoczącym sercem skierowała się w stronę pokoju. Siedział na jej łóżku - Stefanie, trzymając w dłoni ramkę z jej zdjęciem. Trzymała na nim na kolanach swoją jamniczkę, świętej pamięci Malinę.
- Piękna. - powiedział cicho, spoglądając na nią i odkłądając ramkę z powrotem na stolik obok łóżka.
Niepewnie kiwnęła głową, stawiając obok niego tacę z jedzeniem.
- Malina? Tak, była wyjątkowym psem.
Pokręcił przecząco głową, robiąc jej miejsce obok siebie.
- Nie. Ty.
Zarumieniła się, modląc się by tego nie zauważył.
- Oh. - wydusiła cicho, po czym wzięła do ręki tacę, chcąc czymś je zająć. W innym wypadku mogłaby rzucić się na niego bez opamiętania.
- Nie wiem czy lubisz ale nic innego nie miałam w lodówce. Jem tylko to. - powiedziała, podając mu tace z parówkami. Ze zdumieniem zauważyła, że na widok tego mięsnego przysmaku gałki oczne niemalże wyszły mu z orbit.
- Skąd wiedziałaś, że... uwielbiam parówki? - wyszeptał, biorąc jedną i maczając ją w keczupie.
Wzruszyła ramionami.
- Nie wiedziałam. Po prostu ja je uwielbiam.
Pokiwał głową, wpychajac sobie całą parówkę do ust. Kiedy skonsumował wszystkie osiem które mu przyniosła, odłożył talerz na biurko i wziął do ręki swój plecak.
- Chciałbym trochę poprawić swoje szkice. Masz ochotę zerknąć?
Przytaknęła, nie mogąc spuścić z niego wzroku ani na chwilę. Każdy jego ruch wyrażał siłę, męskość i precyzję. I coś, czego ona pragnęła ponad wszystko.
Z plecaka wyjął dużą, ciemną teczkę. Otworzył ją i położył sobie na kolanach plik kartek.
- To w mojej Argentynie. Buenos Aires nocą. - wyszeptał jej do ucha, pokazując niedokończony szkic przedstawiający małą kafejkę.
Zadrżała słysząc jego cichy, matowy głos. Poczuła na policzku jego oddech.
- A to - kontynuował, wyciągając kolejny obraz - są Włochy. Chciałbym tam jeszcze kiedyś pojechać.
Przyglądała się przez chwilę szkicowi. Był piękny, idealny niemalże. I wyszedł spod jego ręki.
- Moja przyjaciółka niedługo wyjeżdża do Włoch. - wyrwało jej się, kiedy pomyślała o Marceli, która była zdetermionowana by odnaleźć Rugga.
Coż. - powiedział głosem jeszcze niższym niż przedtem. - Jeśli będzie miała takie widoki jak ja teraz to z pewnością będzie zachwycona.
Drżącą dłonią doktnęła jego dłoni, nie mogąc dlużej się hamować. Nie do końca jeszcze dotarł do niej sens wypowiedzanych przez niego słów ale jedno wiedziała na pewno: wyjątkowo ciężko jej było się konrolować, a on swoim zachowaniem z pewnością nie ułatwiał sprawy.
Ścisnął jej dłoń i przycisnął do swoich ust co sprawiło, że zrobiło jej się ciemno przed oczami. Modliła się by nie zapomieć jak się oddycha, w tym momencie świat przestał dla niech istnieć. Liczył się tylko on.
- A to Francja. - powiedział, pokazując jej kilka szkiców. Na każdym z nich przedstawiona była prówka, jedna w keczupie, inna w musztardzie, jeszcze inna na talerzu, nadgryziona. - Francuskie parówki. Najlepsze.
Przyglądała się uważnie rysunkom z coraz to większym podziwem. Nigdy by się nie spodziewała, że jej ulubione danie można ukazać w tak różnorodny sposób.
Portretowałeś kiedyś ludzi? - spytała wyrywając się z zamyślenia. Sama nie wiedziała nawet, dlaczego to powiedziała.
Uśmiechnął się, po czym przecząco pokręcił głową.
- Nie miałem okazji.
Spojrzała na niego zadzwiająco pewnym wzrokiem. Poczuła przypływ nagłej determinacji.
- Namaluj mnie. Tak jak swoje francuskie parówki.*
Dostrzegła, jak jego wargi zadrżały, a oczy rozbłysły nieznanym dotąd blaskiem.
- Przygotuj ketchup.
**
Leżała w salonie otoczona pięćdziesięcioma czterema butelkami ketchupu Pudliszki, obserwując każdy jego ruch. Co chwila zerkał na nią, po czym ponownie przenosił wzrok na kartkę.
- Gotowe. - powiedział w końcu, podchodząc do niej i pokazując jej swoje dzieło. Zadrżała gdy znalazł się tak blisko niej, starając się tego nie okazać spojrzała na kartkę.
Westchnęła, wpatrując się w najpiękniejszy szkic jaki w życiu widziała.
- To chyba najlepsze twoje dzieło. - wyszeptała po chwili.
Pokiwał głową.
- Zdecydowanie. Nie miałabyś nic przeciwko, gdybym go zatrzymał?
Uśmiechnęła się, mimowolnie przysuwając się do niego.
- Nie. - wyszeptała i nie wiedząc kiedy zetknęła się z nim ustami. Nigdy by siebie o coś takiego podejrzewała jednak On, On był jedyną osobą któa wyzwalała w niej takie, nieznane dotąd instynkty.
Jeszcze dwie godziny wcześniej rozmyślała o nim, marzyła, rozpaczała nad tym że nigdy go nie spotka. A teraz był tutaj, przy niej i całowali się, w Małej Wsi przy Drodze. W tym momencie, kiedy wiedziała że dłużej już nie będzie umiała ani musiała się powstrzymywać, przyszło jej do głowy zdanie wypowiadziane przez jedną z jej psiapsiółek, z nadmiaru emocji nie pamiętała już czy była to Kasia czy Karolina, na pewno któraś na K: 'jeżeli facetowi na tobie zależy, zawsze ma przy sobie durexy'. Nie przeszkadzało jej, że z zza okna dochodziło zawodzenie kota, którego prawdopodobnie jeden z sąsiadów próbował potraktować piłą mechaniczną. Kiedyś stwierdziła nawet, że powinni to nagrywać i sprzedawać w sklepach jako dodatek do płyt z muzyką relaksacyjną, z pewnością dokonałaby takiego zakupu. Czuła, że cała ta sytuacja nie skończy się na zwykłym pocałunku, zastanawiała się nawet czy nie pobiec do kredensu i nie wyjąć z niego wielkiej, diamentowej kolii jednak po chwili stwierdziła, że to byłaby już lekka przesada.
- Facu... - wyszeptała na sekundę odrywając się od niego, bo tylko na tyle było ją teraz stać. - Czy to nie za szybko? Znaczy... na pewno chcesz, ze mną?
Kiedy spojrzał jej w oczy z trudem odsuwajac się od niej o milimetr, poznała odpowiedź. Ból w jego oczach spowodowany nagłym zaprzestaniem wykonywania uprzedniej czynności wyrażał więcej niż tysiąc słów.
- Rozbierz mnie... - powiedział zachrypniętym głosem, takiego go jeszcze nie słyszała, brzmiał jak człowiek opętany, który postradał zmysły. - Jak parówkę z folii.*
Jak w amoku pokiwała głową, ściągając nożyczki z komody i rozcinając mu sweter.
- Mam w kieszeni durexy... przedziurawisz je... - wydusił, spoglądając na nią pełnym przerażania i za razem pożądania wzrokiem.
Pokręciła przecząco głową, słowa chłopaka ledwie do niej docierały. Szumiało jej w głowie i uszach bardziej niż wtedy, kiedy upiła się Jackiem Danielsem.
- Nie będą potrzebne. Prawo fizyki nie przewiduje dodatkowych, zbędnych ciał między tymi dwoma, które się przyciągają.
Nie myślała w tej chwili racjonalnie. Wiedziała, że jedna z jej BFF, Zuzka by ją za to zabiła, obiecała jej że zawsze będzie myśleć dwa razy zanim coś zrobi albo nawet i trzy, w jej przypadku. Teraz jednak liczył się tylko on. On i jego naga klata w kolorze orzecha laskowego.
- Mówiłam ci już kiedyś, jak bardzo jesteś przystojny? - wypaliła, mocując się z zamkiem jego spodni.
Pokręcił głową, nie odrywając od niej swoich rąk. To działo się, naprawdę się działo, była o cal od spędzenia najgorątszego popołudnia swojego życia z samym Facundo Parufką Bufonem Gambande, jeszcze wczoraj było to zaledwie jej sennym marzeniem. Nie była do końca pewna czy oby nie śni, czy jej mózg ponownie nie robi sobie z niej żartów, w końcu zdarzało się to już wielokrotnie ale on tutaj był tak realny, jego słowa, jego dotyk i oddech na jej twarzy, wszystko to przyprawiało ją o dreszcze.
- Zimno ci? - wyszeptał, otaczając ją ramieniem jeszcze mocniej niż przed chwilą, co wywołało u niej kolejną falą dreszczy. - Mam wziąć koc?
Zaprzeczyła, przyciągając go do siebie najmocniej jak potrafiła. Jedyny koc jaki miałą w domu był utkany z futra jednego z jej świętej pamięci kotów i nie wyobrażała sobie robić tego pod nim.
Kiedy zakończyli bezsensowną - według niej - wymianę zdań na temat temperatury jej ciała, nie pamiętała już nic z tego jak własnoręcznie zdzierała z niego za duże o rozmiar jeansy. Bała się żeby nie zemdleć, wszystko w jej umyśle podpowiadało jej że traci świadomość i że lada chwila odpłynie w nicość, schowana w jego ciasnych ramionach.
Nie chcąc przegapić ani chwili tego co się działo i za chwilę miało się wydarzyć zacisnęła swoje wargi na jego, jak najbardziej próbując skoncentrować się na chwili obecnej. Liczyło się tylko tu i teraz. Nic więcej.
**
Obróciła się na drugi bok, kładąc głowę na jego ramieniu. W jednej dłoni trzymał miętowego papierosa, a drugą szczelnie ją obejmował, jakby bał się że zaraz mu ucieknie, odfrunie. Nigdy nie spodziewała się, że doczeka tej chwili. Że zrobi to właśnie z nim, z księciem ze swoich sennych marzeń. Ze słynnym aktorem popularnego serialu młodzieżowego. I było cudownie. Czuła się jak w bajce, jedyne czego żałowała to to, że nie zapamiętała każdego szczegółu tego wszystkiego, była zbyt zajęta przeżywaniem swoich wewnętrzych emocji by skupić się na detalach. Był taki jakiego sobie wymarzyła, sprawił by czuła się bezpiecznie, dbał o jej uczucia i potrzeby.
- Kocham cię. - szepnęła, po czym zaraz zagryzła wargi i odwróciła wzrok w drugą stronę. Nie wiedziała dlaczego to powiedziała i natychmiast tego pożałowała, nie chciała go wsytraszyć, znał ją zaledwie od dwóch godzin, nie wiedziała nawet czy z jej strony była to miłość właśnie taka jaką opisywali w książkach, bo jakaś na pewno była, nie wiedziała czy powiedziała to pod wpływem emocji, zaistniałej sytuacji czy zwyczajnie wyznała mu prawdę.
Kiedy dostrzegła jego zatroskane spojrzenie poczuła tak bolesne uczucie w sercu jak nigdy dotąd. Teraz do niej dotarło, jak była naiwna. Nie spodziewała się nawet że odzwajemni jej uczucia, tego nie ale łudziła się że choć trochę coś do niej poczuł. A przecież to był Bufon. Sławny gwiazdor. Idol nastolatek na całym świecie. A kim ona była? Zwykłą dziewczyną, w dodatku kolegowała się z idiotkami pokorju Kaśki, Aśki, Sarny, czy Karolci. Była dla niego tylko przygodą, zgodziła się więc czemu miał nie skorzystać, skoro akurat przebywał na urlopie?
- Marciaku... - powiedział cicho, zauważyła jak uważnie myśli nad tym co zaraz ma powiedzieć. Wiedziała że dostanie wymówkę, usprawiedliwienie, być może przeprosiny. 'Cóż' - przeszło jej przez myśl. To koniec. 'Przynajmniej miałaś szczęście przeżyć z nim coś takiego, to chyba coś więcej niż zwykłe wzdychanie do swojego idola.'
- To było najwspanialsze doświadczenie w moim życiu.
Jej serce ponownie zabiło szybciej. Tym razem z radością. Nadzieją.
- Naprawdę? - weszła mu w słowo, spoglądając prosto w te czekoladowe tęczówki. Te, które jeszcze kilkanaście minut temu patrzyły na nią jakby była wszystkim, całym światem. Tak jej się przynajmniej wydawało.
Zadrżała w oczekiwaniu na odpowiedź. Odruchowo i jednoczeście dotknęli się dłońmi, splatając ze sobą swoje palce. Teraz już była spokojniejsza. Znów napawała się jego bliskością.
- Naprawdę. Jesteś... nie do końca potrafię to określić. - powiedział, zataczając palcem koła na jej dłoni. - Naprawdę niesamowita. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem.
Zakręciło się jej w głowie, ponownie. Zagryzła wargi jak zwykle gdy chciała przywrócić się do porządku dziennego.
- Nie rób tak. - usłyszała jego cichy szept. - Zrobisz sobie krzywdę.
Poczuła jak przyciska swoje wargi do jej, ciepło bijące od niego zalało ją całą, nie mogła się powstrzymać przed westchnieniem.
Kiedy się od siebie odsunęli i zapanowała cisza, postanowiła jej nie przerywać. Nie chciała znów się ranić ani psuć atmosfery między nimi. Nawet jeśli miało być to tylko tu i teraz, chciała wspominać to jak najlepiej.
Oparła się o niego, przymykając powieki i wdychając zapach jego wody kolońskiej. Wiedziała, że pozostanie to w jej pamięci na zawsze.
- Media nie piszą o wszystkim. - odezwał się po chwili, mocniej ją do siebie przyciskając jednak odwracajac wzrok w przeciwną stronę.
Odwróciła głowę.
- Co masz na myśli? - spytała, słysząc w swoim głosie wyraźny niepokój.
- O tym, że jestem tak jakby w oficjalnym związku z Tinką.
Zakręciło się jej w głowie. Odsunęła się od niego o cal, przez chwilę zastanawiała się czy zupełnie nie wyrwać się z jego objęć jednak dotarło do niej, że niczego sobie nie obiecywali. Niczego.
- Jak to? - wydusiła. - Czemu?
Niepewnie wzruszył ramionami, ponownie zmiejszając odległość między nimi.
- Jest ładna. Sławna. Potrzebuję takiej dziewczyny.
Zabolało. Nie była tak światową dziewczyną jak Tinka, nie mogła pomóc mu w promocji płyty ani wspinaczce na dalsze szczeble kariery. Była tylko dziewczyną zamieszkującą Małą Wieś przy Drodze.
- Rozumiem. - powiedziała po chwili. - Dobrze się między wami układa?
Przekręcił się lekko na bok w jej stronę, jednak wciąż nie spoglądał w jej oczy.
- Chyba tak. Znaczy, zawsze jak mnie całuje zostawia na mnie osad z różowej szminki, to lekko irytujące. Diego myślał, że przesadziłem z różem do policzków. I nie kocham jej ale... jesteśmy przecież młodzi. To zabawa, tak?
Miała wrażenie, że jej serce przebił sopel zimnego lodu. Jakby bloeśnie zderzyła się z ogromną górą lodową, na której nie było ani jednej parówki.
- Czyli wszystko co robisz jest dla ciebie bez znaczenia? - spytała cicho, choć wcale nie planowała tego powiedzieć. Spuściła wzrok, opierając dłoń na jego ramieniu. Chciała zapamiętać dotyk jego rozgrzanej skóry najlepiej jak potrafiła.
Nie, nie wszystko. - odparł po chwili. - To ma znaczenie. - dodał pewnym, stabilnym głosem i pochylił się, ponownie sięgając jej ust. Kiedy zarzuciła mu ręcę na szyję i dostrzegła w tym jego entuzjam wiedziała, że na tym się nie skończy. I bała się. Bała się swoich uczuć, bała się Tinki.
- Nie zrań mnie. - szepnęła, po czym ponownie pozwoliła sobie się zatracić.


[dwa miesiące później]


Minęły trzy tygodnie odkąd wyjechał i zostawił ją samą, z wciąż żywymi wspomnieniami i krawawiącym sercem. I tydzień, od kiedy zaczęły nawiedzać ją przypadkowe mdłości, zawroty głowy i omdlenia. Gdy za namową przyjaciółki (a właściwie, Kasia zaciągnęła ją tam siłą) poszła do lekarza, werdykt był jasny: była w ciąży. Nosiła w sobie dziecko. Jego dziecko. Z gabinetu lekarza wyszła jak otępiała, gdyby nie to że Kasia ją poddtrzymawała, nie doszła by do domu. Raz nawet upadła potykając się o kamień, gdy jej przyjaciółka akurat SMSowała z jednym ze swoich partnerów, Diego. Nie wiedziała nawet, kto podniósł ją z ziemi, prawdpodobnie Sarna przybyła z odsieczą i powiozła ją na swoim grzbiecie prosto do domu, do Stefana. Leżała w miękkiej pościeli z pustym wzrokiem wbitym przed siebie. Nie wiedziała co teraz. Facundo Parufka Bufon Gambande zostawił po sobie w jej życiu więcej, niż się spodziewała. Chciała zapomnieć. Chciała zapomnieć bo kochała go bardzo, najbardziej, bardziej niż kiedykolwiek kogokolwiek, dotarło to do niej z ogromną siłą bo jego wyjeździe. A z drugiej strony, chciała pamiętać. Chciała pamiętać najpiękniejsze chwile spędzone wraz z ukochanym, chciała móc do nich wracać w tych gorszych momentach, chciała by były dla niej swojego rodzaju ostoją.
- Sarna, spadaj... - mruknęła, słysząc zwinne kroki dzikiego zwierzęcia. - Idź do Sebka, nie mam nastroju.
Zwierzyna tupoczącymi łapami okrążyła ją dookoła, po czym zwinnie wskoczyła na łóżko.
- Byłam. Wypolerowałam mu poroże. - odparła cicho, bojąc się reakcji przyjaciółki. - Marciak... - zaczęła, jednak dziewczyna z impetem zepchnęła zwierzę z łóżka.
 Nie chciała rozmawiać, z nikim. Wolała być sama, z dzieckiem Facundo które teraz stanowiło jej nieodłączną część. Zerknęła na wyświetlacz telefonu. Stos nieodebranych połączeń. Kasia groziła że jeśli się nie odezwie to naśle na nią zaprzyjaźnionego wampira, Zuzia prosiła by jak najszybciej się odezwała bo jej odwiecznym marzeniem było zostać chrzestną dziecka przyjaciółki a Karolina chciała wpaść na obiad bo mikrofala jej się zepsuła a zimne parówki to niedobre parówki. Przejrzała stos wiadomości nieznaczną uwagę poświęcając nadawcom, gdyż wiedziała że żaden z nich nie jest Nim.
Kiedy usłyszała natarczywe pukanie do drzwi niechętnie zwlekła się z łóżka, spodziewając się że Sebek szukając Sarny ponownie zaczepił się porożem o klamkę. Gdy otworzyła drzwi zrobiła krok do tyłu i przymknęła oczy, gdyż zalała ją natychmiastowa fala różu. W życiu czegoś takiego nie widziała, róż prażył jej w oczy niczym ostre promienie słońca, dopiero po chwilu udało jej się dostrzec ludzkie konutry w różowej poświacie. Dziewczyna miała rozwiane blond włosy od wiatru, żuła gumę, jej usta były pokryte brokatem w kolorze pastelowgo różu.
- Tinka Stoessel jestem. - mruknęła, wyciągając w jej stronę rękę.
Poznała ją. Dopiero po chwili ją poznała i poczuła, że po raz kolejny zakręciło się jej w głowie. Była w ciąży, musiała unikać zbyt silnych i skrajnych emocji a tymczasem największa gwiazda nastolatek stała przed nią, w jej domu, w małej Wsi przy Drodze. Przeszło jej przez myśl, że niedługo do jej wioski zjadą się Brad i Angelina ze wszystkimi podpopiecznymi, wystraszyła się że jeżeli ktoś się dowie o pobycie Tinki tutaj zaraz zjadą się media i telewizja. Niewiele myśląc, chwyciła przerażoną gwiazdę za rękę i wciagnęła do swojego domu, szczelnie zamykając za nimi drzwi.
- Hej! - warknęła oburzona, otrzepując rękę i poprawiając włosy. Marcię zdziwiła jej znajomość języka polskiego, doszła do wniosku że Facundo musiał ją nauczyć.
- Czego... czego ty tutaj szukasz? - wydusiła, wpatrując się w metr siedemsiesiąd różu stojącego przed nią.
Tinka westchnęła rozlglądając się dookoła, po czym wygładziła mini różową spódniczkę i spojrzała na nią wojowniczym wzrokiem.
- No tak. Spodziewałam się, że akurat ty nie poprosisz mnie o autograf. - warknęła. - Jestem tu w sprawie mojego chłopaka, Facundo Parufki Bufona Gambande, znasz może? Zresztą, po co ja się pytam, oczywiście że znasz.
Wbiła w nią wzrok, po czym podparła się ręką o ścianę, starając się pohamować zawroty głowy. 'To szkodzi dziecku' - powtarzała sobie w myślach, próbując się opanować.
- Nie, nie znam. - powiedziała lekceważącym tonem i rzuciła jej najbardziej obojętne spojrzenie na jakie było ją stać. Chciała, by ta różowa kukła jak najszybciej opuściła jej dom. Bufon zdradził ją, wykorzystał, rozkochał w sobie jeszcze bardziej niż dotychczas i zostawił. I chciała się od tego odciąć, usilnie próbowała, chciała wychować swoje dziecko sama, najlepiej jak potrafiła.
- To zaskakujące. - odparła, robiąc krok w jej stronę i stukając różowymi szpilkami o posadzkę. - Gdyż on zerwał ze mną bo zakochał się w tobie. Czyżbyś mu się przyśniła?
Przez chwilę zastanawiała się czy nie przywalić jej patelnią*, jedyne o czym w tej chwili marzyła to to, by pozbyć się fali różu ze swojego domu. Nie potrafiła pojąć, dlaczego i jakim prawem po tym co jej zrobił, nachodzi ją jego różowa dziewczyna i oczekuje nie wiadomo czego.
- Być może. Nie odpowiadam za to. Pilnuj go bardziej w nocy. - warknęła, jednak dopiero po chwili dotarł do niej sens słów wypowiedzianych przez Różową. Bufon zerwał ze swoją sławną dziewczyną. Zerwał z nią, bo... czy to możliwe, że to co się wydarzyło przed dwoma miesiącami mogło mieć dla niego jakieś znaczenie? Zamarła, a serce zaczęło bić jej szybciej. Otrząsnęła się na widok groźnego spojrzenia rywalki,
odciągnęła swoje myśli od Bufona uświadamiając sobie, że jego była dziewczyna stoi w jej domu, ociekając różem i spoglądając na nią morderczym wzrokiem.
- Tinka... - zaczęła spokojnie, bojąc się reakcji różowej i robiąc krok do tyłu. - Ja naprawdę... nie wiem o co ci chodzi, nie chciałabym być niemiła...
- Trzeba było pomyśleć o tym zanim poszłaś do Stefana z moim przyszłym narzeczonym! - zawołała, wyciągając z kieszeni kurtki różowy pistolet. Marcia zdążyła zauważyć, że cały jest wysadzany cekinami.
Sparaliżowana strachem wpatrywała się w różowy sprzęt wycelowany prosto w nią, ocknęła się dopiero po chwyli i niewiele myśląc chwyciła leżące za nią żelazko i z całej siły cisnęła nim o Tinkę. Zadrżała, bała się że jeśli zaraz nie złapie się czegoś, upadnie. Właśnie znokautowała sławną byłą swojego nieodszłego faceta, która mierzyła do niej z różowego pistoletu. Próbując myśleć trzeźwo chwyciła ją za racice i schodami w dół wciągnęła do komórki. Kiedy szczelnie zaryglowała Tinkę w swoim podziemnym pomieszczeniu, szybkim krokiem skierowała się w stronę łazienki i ochlapała twarz zimnę wodą. Nigdy wcześniej nie czuła się tak zdezorientowana, bała się co będzie dalej, kiedy świat się dowie, kiedy Tinka się obudzi i będzie musiała stanąć z nią twarzą w różową twarz, kiedy On się dowie... Gdy usłyszała stukanie do drzwi, jej serce na dobrych kilka sekund zamarło. Prasa, telewizja, policja... Wszyscy przyciągnęli się tutaj za Tinką, tego była pewna. Blada z przerażenia, chwiejnym krokiem ruszyła w stronę drzwi powtarzając sobie, że musi swtawić temu czoła, że nie ucieknie. Kiedy nacisnęła klamkę i przestraszona zrobiła krok do tyłu, jej serce wykonało zdecydowanie zbyt wiele uderzeń na minutę, poczuła zawroty głowy i runęła do tyłu zatapiając się w czekoladowych tęczówkach, jednak lądowanie było zdecydowanie bardziej miękkie niż się spodziewała.
- Cześć. - powiedział niskim głosem, spoglądając na nią z taką czułością, jakiej nie widziała w niczich oczach jeszcze nigdy.  - Tęskniłaś?
Zadrżała w jego ramionach, z trudem przywołując się do porządku. Nie wiedziała czy umysł płata jej figle, czy to stres, emocje, czy może hormony związane z ciążą. Wyciągnęła dłoń przed siebie i kiedy spoczęła ona na jego policzku, na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. To był on. Bufon. Tutaj, przy niej.
- A więc to prawda... - dodał, przenosząc wzrok na jej brzuch. - Jesteś w ciąży.
W jego oczach dostrzegła lekki niepokój. Przestraszyła się, bała się że zaraz ucieknie, zostawi ją, znowu, że przerośnie go odpowiedzialność. A z drugiej strony przecież wrócił tutaj, do niej. Czuła bicie jego serca tuż przy swoim, coś co koiło ją i pobudzało jednocześnie.
- Jestem. - zdołała odpowiedzieć, ledwo słyszalnie. - Wróciłeś. - dodała, starając się zapanować nad swoim głosem. O ile to się jej udało, momentalnie pod powiekami zaczęły zbierać się jej łzy. Ponownie zakręciło się jej w głowie kiedy zbliżył dłoń do jej policzka i otarł kilka łez. Otaczający ją świat przestał istnieć, w tym momencie liczył się tylko on, on i ciepło które od niego biło, jego oczy i pełen ciepła uśmiech, którym ją obdarzał.
- Nie powinienem był w ogóle wyjeżdżać. - szepnął, pochylając się nad nią i zbliżając swoje usta do jej. Wstrzymała oddech, czekała na tę chwilę, od ich rozstania czekała tylko na to. Przymknęła oczy i czekała, czuła jego ciepło, jego ręce oplotły ją ciaśniej,  kiedy głośny huk przywołał ją do porządku dziennego. Bufon zadrżał wciąż mocno ją ściskając, kiedy na niego spojrzała dostrzegła, że jego oczy również były teraz szeroko otwarte. Gdy obróciła głowę zobaczyła stojącą na przeciwko nich Tinkę. Różowa musiała jakoś się uwolnić, teraz jej włosy były w nieładzie, ubranie było podarte a spod doczepianych rzęs biła wściekłość.
- Odsuń się. - usłyszała jego cichy głos, po czym zasłonił ją sobą i wyszedł naprzeciw byłej dziewczynie. Zacisnęła zęby, obejmując go w pasie i modląc się, by wyszli cało z tej konfrontacji. Teraz, kiedy już go odzyskała, gdy czuła bicie jego serca i stała tak blisko przy nim, gdy mogła się do niego przytulić, nie wyobrażała sobie ponownie go stracić.
- Tinka, proszę... - wyszeptała tak cicho, że sądziła iż różowa nawet tego nie usłyszy, jedynie Bufon pod wpływem jej słów zadrżał i spiął się bardziej. Wyczuła, że jest niezadowolony z tego że się odezwała. Poczuła ukłucie w sercu. Bał się. Bał się o nią. Tinka przeniosła wzrok na nią, najpierw jej twarz wyrażała jedynie wściekłość, później na jej różowych wargach pojawił się uśmiech.
- Słucham cię, skarbie. Masz mi coś do powiedzenia?
Zadrżała, przygryzając wargę i wbijając wzrok w podłogę. Bała się odezwać, bała się ją rozwścieczyć. Teraz, kiedy poczuła że wreszcie może zaznać szczęścia. życie jej i najważniejszej dla niej osoby było zagrożone.
- Słucham. - z jej ust zszedł uśmiech, mierzyła ją wściekłym spojrzeniem. Marci przeszło przez myśl że jest opętana, że potrzebuje pomocy.
Kiedy ruszyła pędem w jej stronę poczuła tylko jak Bufon szybkim ruchem przejmuje cios Tinki na siebie. Upadła. Jedyne co pamiętała to migocząca jej w oczach ciemność.
**
Poczuła ciepły dotyk dłoni na policzku. Zamrugała kilka razy, próbując sprawić by obraz stał się mniej rozmazany. Skoncentrowała się na jednym punkcie, którym był jej ukochany pochylający się nad nią. Dostrzegła na jego twarzy uśmiech pełen ulgi, szczęścia i miłości.
- Obudziłaś się... - wyszeptał, po czym schylił się bardziej i pocałował ją w usta. Wreszcie naprawdę, wreszcie nikt im nie przerwał. Nie zdołała nawet odwzajemnić pocałunku, jednak poczuła nagły przypływ ciepła i euforii. Był tutaj, przy niej. - Uderzyłaś się, dość mocno... - dodał, widąc jej zdezorientowaną minę. - Tinka jest zamknięta, zabrali ją, spokojnie. Próbowała... - zaczął, jednak głos uwiązł mu w gardle. Wytężyła wzrok, czym raczej nie dodała mu pewności siebie. - Próbowała nas postrzelić. - dokończył. - Nie udało jej się, zdążyłem ją obezwładnić i zawiadomiłem policję. Okazało się, że od dłuższego czasu ma problemy psychiczne... jest teraz pod stałą obserwacją.
W głowie miała mętlik, natłok myśli przytłoczył ja bardziej niż mogłaby się spodziewać. Tinka, najsławniejsza nastolatka na całym świecie, zamknięta w zakładzie psychiatrycznym i obezwładniona bo... próbowała JĄ zaatakować? Zastrzelić? Z zazdrści, ze strachu? Przestała się na tym koncentrować kiedy poczuła że
pochyla się nad nią i całuje ją w czoło.
- Cieszę się, że się ocknęłaś. Bardzo się o ciebie bałem.
Serce ponownie zaczęło bić jej jak szalone, to co jej przed sekundą powiedział brzmiało w jego ustach niemalże jak wyznanie miłości.
- Kocham cię. - wyszeptała, z trudem wydobywając z siebie głos. Teraz już nie mówiła tego pod wpływem emocji, nie obawiała się tego - wiedziała że tak jest i chciała by znał prawdę, niezależnie od tego jak jego odpowiedź mogła zabrzmieć.
Jego twarz rozjaśnił uśmiech jeszcze szerszy niż przed chwilą. Kucnął przy niej i zacisnął palce na jej dłoni.
- A ja ciebie. Bardziej niż myślisz.
Zamrugała jeszcze kilka razy przywołując się do porządku, unosząc się na łokciach i próbując odpędzić od siebie wszystkie myśli, zarówno te negatywne jak i pozytywne. Po prostu go pocałowała. Teraz żyła chwilą. I nie chciała przestać.
- Zabiorę cię teraz do domu, chcesz? - zapytał, kiedy oderwali się od siebie.
Odpowiedziała mu uśmiechem. Wszystko aż krzyczało w niej że wreszcie jest szczęśliwa.

[pół roku później]


Dotknęła swojego mocno już zaokrąglonego brzucha, uśmiechając się i spoglądając na swojego męża. Wydarzenie sprzed kilku godzin było najpiękniejszym wydarzeniem w jej życiu - łącznie z ich pierwszym razem - kolejne miało nastąpić własnie w tej chwili. Rozejrzała się dookoła i odwzajemniła pocałunek swojego ukochanego, wyślizgując mu się z objęć i rozglądając po małej jaskini, w której znajdowało się piękne jeziorko, zwane księżycowym. Do ostatniej chwili nie chciał powiedzieć, gdzie zamierza zabrać ją w podróż poślubną, Australia jednak okazała się być genialnym pomysłem.
- To miejsce nazywa się Mako. - wyszeptał jej do ucha, wskazując ręką na skąpaną w blasku księżyca wodę. - Podobno jest magiczne.
Jak zahipnotyzowana przyglądała się falom, kołysały się jakby w rytm muzyki. Muzyki, która rozbrzmiewała w jej sercu i duszy.
- Chodź. - powiedział wyrywajac ją z zamyślenia i pociągnął w stronę jeziorka. Przez chwilę się opierała, miała ochotę stać i wpatrywać się w niesamowity krajobraz, miała ochotę chwycić go za rękę, oprzeć głowę na jego ramieniu i zatrzymać czas, już na zawsze. Chciała, by wskazówki wszystkich zegarów na świecie stanęły w miejscu, własnie teraz, kiedy była najszczęśliwszą osobą na całej kuli ziemskiej. W całym wszechświecie. Pozwoliła wziąć mu się na ręce i szybkim ruchem zdjęła z nóg białe szpilki. Usiadła na jego kolanach zanurzając stopy w wodzie, odwzajemniając pocałunki i wraz z nim stopniowo ześlizgując się do wody. Kiedy znaleźli się już w jeziorku, przymknęła oczy chcąc dokładnie zapamiętać dotyk ciepłej wody na skórze. Nigdy nie przepadała za basenami czy morzem, a w tym momencie czuła się wręcz idealnie, nie tylko ze względu na obecność swojego męża. Gwałtownie zaczerpnęła chłodnego powietrza kiedy poczuła jego dłonie na swoich ramionach, za każdym razem gdy znajdował się blisko niej brakowało jej tchu a co dopiero wtedy, gdy jej dotykał.  W tym momencie zdała sobie sprawę, że serce kobiety to ocean pełen ketchupu, a Facundo Paruffka Bufon Gambande ocalił ją od tej codziennej melancholii, którą przeżywała zanim go spotkała. Kiedy jej suknia ślubna opadła na dno jeziorka, zajęła się jego garniturem. Nie chciała tego przedłużać, pragnęła tej chwili tak bardzo jak teraz niczego innego, wreszcie mogli uprawiać tirentiren jako małżeństwo, jako para która zdeklarowała się ze swoją miłością i która właśnie spodziewała się dziecka.
- Bufonie... - szepnęła, przymykając oczy i powstrzymując potok słów. Nie przypominała sobie kiedy ostatnio czuła się tak niesamowicie, tak... magicznie? Słyszała bicie własnego serca i czuła jego oddech na swojej skórze. Westchnęła. To była ich chwila. Nagle poczuła dziwne wibrowanie, jej ukochany odskoczył od niej, przestraszonym wzrokiem wpatrując się w księżyc, który świecił prosto na nich. Z przerażeniem i fascynacją patrzyła, jak Bufonowi stopniowo zaczynają zanikać nogi i na ich miejsce pojawia się majestatyczny, ciemnofioletowy ogon.
- Jeżuniu. - wyszeptała, zakrywając usta dłonią. - Facu, co...
Przerwał jej łapiąc ją za rękę i opływając dookoła. Wyglądał na zdumionego i jednocześnie szczęśliwego.
- Czyli to prawda... - powiedział, ciągnąc ją za sobą. - Mówili, że to miejsce jest magiczne, naprawdę magiczne.
Myśli w jej głowie ponownie zaczęły kłębić się jak szalone, najcudowniejsza noc w jej życiu zmieniła się w film fantasy.
- Facu... - zaczęła, odrywając swoją szyję od jego ust. - Ty jesteś syreną!
- Syrenem, skarbie. - poprawił ją, mrugając.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza i uszczypnęła się w rękę chcąc się przekonać, czy to oby na pewno jest prawdziwe. Za nic w świecie nie chciałaby obudzić się teraz sama w Stefanie, choć ogon jej męża nieco ją przerażał. Nigdy nie wierzyła w zjawiska nadprzyrodzone ale też nigdy nie wierzyła w przeznaczenie, cuda, a jej małżeństwo z Bufonem, to że codziennie przed snem uprawiali tirentiren z pewnością było cudem i przeznaczeniem w jednym. Kiedy spojrzała na ogon swojego ukochanego poczuła swojego rodzaju dumę. Był jak tryton, dumny, piękny i okazały w każdym calu. Gdy podpłynął do niej i bez słowa przycisnął swoje wargi do niej, nie protestowała. Nie chciała myśleć logicznie, analizować, po prostu zatraciła się w tej chwili. Ona i jej przystojny, niesamowity chłopak mąż. Kiedy tylko na chwilę oderwała się od niego by zaczerpnąć powietrza, zawsze gdy ją całował brakowało jej tlenu w płucach, poczuła jak jej nogi zaczynają się mienić i unosić do góry. Kiedy na nie spojrzała poczuła, jak zaczyna się jej kręcić w głowie. Wstrzymała oddech kiedy na miejscu jej nóg pojawił się mały, fioletoworóżowy ogon.
- Jeżu. - wydusiła, starając się opanować. - Czy ja... na parufkę... ja jestem rybą...
Zacisnęła powieki starając się uspokoić, modliła się w duchu by zaraz nie zemdleć choć wiedziała, że wtedy na pewno by ją ocucił, co nie wydawało się być takim złym rozwiązaniem.
- Kochanie, nie... - powiedział cicho, przyciągając ją do siebie i dotykając jej twarzy. - Jesteś syreną. Jesteśmy mitycznymi stworzeniami, wiesz? To miejsce... naprawdę jest niezwykłe. Słyszałem pogłoski ale nie przypuszczałem że taż tak.
Zadrżała, obejmując się ramionami. Mimowolnie spusciła wzrok, spoglądając w miejsce syreniego ogona, to samo gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się jej nogi.
- Marciaku... - szepnął, podpływając do niej i całując ją w usta. Jej myśli ponownie odbiegły od syreniego świata, zatraciła się w uczuciu które towarzyszyło jej tylko wtedy, gdy jej mąż był blisko. - Jesteś zła?
Zacisnęła wargi przez chwilę zastanawiając się nad jego pytaniem, po czym pokręciła przerząco głową. Była w ogromnym szoku ale jednocześnie zbyt bardzo go kochała by być zła.
- Jestem panem świata. - wyszeptał jej do ucha, okrążając ją. - I mam ogon.
- Obyś tylko nie rozbił się o jakąś górę lodową. - wyrwało jej się, po czym natychmiastowo przywołała na twarz uśmiech i chwyciła jego wyciągniętą dłoń, płynąc za nim w kierunku jednej z raf kolarowych. Przez ostatnie kilka miesięcy w jej życiu działo się dużo, zdecydowanie za dużo a mimo to była najszczęśliwszą osobą na świecie, bała się jedynie by nadmiar emocji nie zaszkodził dziecku. Nie do końca mogła uwierzyć w to że pływa posiadając ogon w towarzystwie swojego syreniego męża ale rónież wcześniej nie mogła uwierzyć w to, że słynny Facundo Paruffka Bufon Gambande poszedł z nią do Stefana robić tirentiren. Przeszło jej przez myśl, że cuda najwyraźniej się zdarzają i nie ma sensu by dłużej nad tym debatowała, postanowiła zwyczajnie cieszyć się swoim szczęściem i upajać tą niezwykłą, niecodzienną chwilą.
- Przygotowałem coś dla nas. - powiedział i pociągnął ją w stronę brzegu. Z trudem udało im się wyjść z wody, wynurzając ogony na powierzchnię, jednak gdy tylko znaleźli się na lądzie rybia część ciała znikła i zastąpiły ją nogi.
- Oddychaj. - usłyszała szept pochylającego się nad nią Bufona. - To niezwykłe, wiem. Widzisz, kiedyś oglądałem taki program dokumentalny o trzech syrenkach, głównie chodziło o to że miały tajemnicę swą i magiczną moc. Od początku miałem pewność, żw w tym miejscu dzieją się niezwykłe rzeczy.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę że odetchnęła z ulgą odzyskując nogi. Spodobała jej się zabawa w karpia ale w życiu codziennym nie wyobrażała sobie siebie spędzającej cały czas w wodzie.
- Musimy tylko teraz unikać wody. - wyjaśnił, ruchem ręki wskazując na czerwony koc leżący kilkanaście kroków dalej. Marci przypomniało się, gdy wraz ze swoimi psychopsiapsiółkami umówiła się na randkę z tajemniczym nieznajomym w lesie, miał zabrać on ze sobą właśnie koc jednak z ich planów nic nie wyszło, przystojniak je wystawił gdyż okazało się, że woli młodsze. Odgoniła od siebie te myśli koncentrując się na tym co jest teraz - na najprzystojniejszym mężczyźnie na ziemi kroczącym u jej boku, ze świadomścią że należy właśnie do niej, tylko do niej.
- Siadaj. - powiedział, robiąc jej miejsce na kocu  i wskazujac na leżący na nim koszyk. - Patrz co zabrałem.
Rzuciła mu badawcze spojrzenie, po czym zajrzała do koszyka. Doznała niemalże euforii wyciągając z niego paczkę berlinek, najlepszych parówek gdyż jak sądziła, było w nich aż piętnaście procent mięsa.
- Jesteś niesamowity. - szepnęła, pochylając się w jego stronę i zahaczając ustami o jego policzek. - Naprawdę pomyślałeś o wszystkim.
Ten gest wyraźnie mu się spodobał, gdyż przyciągnął ją do siebie i zatrzymał na nieco dłużej.
- Ketchup też jest na dnie. Taki jak lubisz. - dodał, odgarniając jej kosmyk włosów za ucho. Spojrzała na niego z uwielbieniem, po czym ponownie zajrzała do koszyka, wyjmując z niego dużą butelkę ketchupu pudliszki.
- Zwariuję przez ciebie, skarbie. - powiedziała z wyraźnią aprobatą w głosie, rzucając się na niego a drugą ręką sięgając po parufkę. Była pewna, że tę chwilę zapamięta na zawsze, podobnie zresztą jak każdą inną spędzoną w jego towarzystwie, cieszyła się że nie muszą stosować durexów, zbyt dużo pieniędzy pochłaniało ich dzienne zapotrzebowanie na prezerwatywy, reklamówki z biedronki okazały się być o wiele bardziej ekonomiczne i miała nadzieję, że będą równie skuteczne, obiecała sobie że zaraz po porodzie się o tym przekonają.


[dwa tygodnie później]

Wyłożyła się wygodniej na szpitalnym łóżku, próbując poprawić sobie poduszkę pod głową. Byla wściekła. Skurcze pojawiały się coraz częściej, jeden po drugim, a jej męża wciąż jeszcze nie było. Tłumaczył się tym, że ciężko jest dojechać do Małej Wsi przy Drodze jednak ona wiedziała swoje.
 - Kochanie... - wydusił, wbiegając do sali szpitalnej i podpierając się rękoma o poręcz jej łóżka. - Wybacz, te korki, przebiegłem na czerwonym i mnie zatrzymali, jak się...
- Jasne. - warknęła, rzucając mu wściekłe spojrzenie. - Przyznaj się, masz głęboko w poważaniu rodzącą żonę lężącą w szpitalu!
- Serdelku... - wykrztusił, podbiegając do niej i łapiąc ją za rękę. - Przecież wiesz że jesteś dla mnie ważna, najważniejsza, spieszyłem się bardziej niż...
- Pani za kasą w Biedrze też była dla ciebie ważna, bo się do ciebie uśmiechnęła, tak!?
Przewrócił oczami, widziała jak nerwowo splata ze sobą palce, wyczuła że bał się ją zdenerwować.
- Potrzebne nam były reklamówki, wiesz po co. - powiedział spokojnie, miala wrażenie że uważnie zastanawia się nad każdym słowem. - Nerwowa atmosfera tutaj panuje... no rodź już.
Wyrwała swoją dłoń z jego, obracając głowę w drugą stronę.
- Próbuję, palancie! - syknęła, i już chwyciła do ręki leżącą nieopodal poduszkę kiedy do sali wpadła Sarna z Sebkiem oraz Zuzka z Fiodorkiem.
Nie do końca była jej to na rekę, tęskniła za przyjaciółkami jednak nie chciała by widziały ją w takim stanie.
- Fiodorek wrócił! Przywiózł mi zawieszkę z wieżą Eiffla, widzisz?! - zawołała radośnie ta na z, podbiegając do niej i machając jej breloczkiem przed oczyma.
Zmierzyła wzrokiem wysokiego blondyna, po czym przeniosła spojrzenie na Zuzkę.
- Widzę. - mruknęła. - I rodzę sobie właśnie.
Sarna zastukała kopytkami, wymijając Sebka i podbiegając do łóżka.
- Cześć... - wydusiła, zaciskając zęby i próbując znieczulić się na ból, po czym pogłaskała zwierzę po łebku. - Sebek, ładnie dziś wyglądasz. - zwróciła się do dumnego jelenia, który kroczył tuż za swoją narzeczoną.
Sebek już chciał coś odpowiedzieć, kiedy Marcia zacisnęła zęby chcąc powstrzymać krzyk. Jedno wiedziała. Zaczęło się...
**
- Śliczna, prawda? - szepnęła, spoglądając na swoją małą córeczkę. Za nią stał Bufon, obejmował je obie, widziała łzy szklące się w jego oczach. Na korytarzu zebrała się masa słynnych par takich jak Serra, Fiuzia, Ruggela, Diesiedyta, Leonia, Germasia, Napolka, Jorgolina czy Aciurzyn. Wszyscy chcieli zobaczyć długo wyczekiwane dziecko syreniej pary.
- Ma takie ciemne oczy... - powiedział Bufon, dotykając dłonią policzka córki. - Ciemniejsze niż ja. I włosy.
- Chyba jest emo. - odparła, całując córeczkę w czubek głowy.
Bufon obrócił ją w swoją stronę i otarł łzy z jej oczu.
- Nazwiemy ją Martynka, co ty na to?
Przytaknęła. Teraz już mieli być szczęśliwi na zawsze. Tylko oni - państwo Paruffka Gambande oraz ich córeczka, Martynka.


UWAGA! PRZED WAMI ALTERNATYWNE ZAKOŃCZENIE AUTORSTWA ZUZKI!!


Bufon tak bardzo dostojny. Wow. Marcia syrena bardzo. Wow. Uszanowanko dla ogonów!
TRYTONEŁ.
... i tirenowali długo, namiętnie, aż oboje umarli z wyczerpania. Szafirowe wody pochłonęły ich nagie, splecione w miłosnym uścisku ciała. A tam zajęły się nimi ryby i koralowce, które obgryzły mięso z ich kości, pozostawiając perłowobiałe szkielety.


___________________________________________________________


Ktoś dobrnął do końca? Cóż, mam nadzieję że tak. Otóż, moi kochani, cytaty oznaczone gwiazdką, najlepsze cytaty z tego cudownie patologicznego shota wymyśliła Zuzia której bardzo dziękuję i którą bardzo kocham, kocham też moją Sarenkę której pragnę podziękować że była przy mnie przez ten cały czas pisania, kocham też Karo bo ją kocham, kocham też Kasię bo jest moim ciołem, kocham Marcelę bo jest równie głupia co ja, kocham Edziaka bo ona wie dlaczego ją kocham, kocham też Lilkę bo jest tak samo zajebista jak ja (moja skromność, udzieliło mi się od Sarenki) i kocham też oczywiście moją jedną drugą Marcundo (tą lepszą)  i ona dobrze o tym wie i wie że jest zajebista i wie że jest moim ciołem i wie że ją kocham i… wspominałam, że ją kocham? Tak. :D Wiec mam nadzieję że wasza psychika jeszcze jakoś się trzyma, nie chciałam nikogo naumyślnie zdemoralizować, dedykuję to wszystko moim wyżej wymienionym kretynkom oraz reszcie ekipy JSM, wszystkim czytelnikom i oczywiście mojej kochanej Hani, kocham Was bardziej niż Sarna samą siebie, całusy, ciocia Asia pozdrawia <3

PS. To nadaje się bardziej na przemówienie na galę Oscarową a nie zwykły komentarz pod shotem ale… wybaczcie, to ta moja miłość do Marcundo. Prawda, że oni są wspaniali? KTO TUTAJ JEST MARCUNDONATOR? Kochajcie ich tak jak my ich kochamy!

16 komentarzy:

  1. O Matko, świetny OS ;)
    Bardzo mi się podoba. Ha, Marcundo...
    Jedna z lepszych par ;)
    pozdrawiam,
    Cathy

    OdpowiedzUsuń
  2. "Chciałem tylko zapytać, czy tą ulicą dojdę do Częstochowy?" HAHAHHAHHAHAHA FACU CHCIAŁ DOJŚĆ DO MOJEGO MIASTA HAHAHHAHA BOŻE...ZRYŁO MI TO PSYCHIKĘ :D

    OdpowiedzUsuń
  3. UMARŁAM XDDDDD TO JEST GENIALNE XDDD
    Więcej takich One shot'ów, dobra? xDD

    OdpowiedzUsuń
  4. Asiun, kochanie moje, misiu, piesełku, największa Marcundonator,
    ZDYCHAM. DZIĘKUJĘ XD
    Ale nie, serio mówię. Wiesz, jak na to czekałam, ile razy go czytałam (no może nie wiesz, tak w przybliżeniu 32247283 co wieczór) i w ogóle. Kocham to! <3 Najwspanialszy OS na świecie, Marta i Facundo, tirentiren i te sprawy, wiadomo o co chodzi. Weź, jaram się awwwww *o* (ale my wioche Marcie robimy xD)
    I oczywiście dziękuję sobie, bo gdyby nie ja, to ten OS by się tu nie pojawił, dobrze, że zamówiłam i teraz Marciak może poczytać sobie o swoich przeżyciach z mężem, najprzystojniejszym facetem na świecie, panem świata, królem, milordem Facundo Bufonem Paruffką Gambande.
    Oczywiście wszyscy po moim komentarzu stwierdzą, że jestem nienormalna, ale co mi tam. YOLO! Tratatata, tirentirentiren, cieszmy się, Marcundo lalalalalalala. <3
    On ją namalował jak te swoje francuskie paruffki! Czy to już wtedy nie była oznaka miłości do niej? Albo wtedy, gdy zjadł te wszystkie osiem parówek, które mu przyniosła? Oni byli dla siebie stworzeni, są najwspanialsi, szipujcie ich ludziska! XDDD *początek odwalania*
    ONI JUŻ NA SAMYM POCZĄTKU ROBILI TIRENTIREN!!! Czy to nie było za szybko? Odpowiedź jest prosta: nie. Przecież Zuzka sypała swoimi mądrościami jak z rękawa, czytajmy i uczmy się od mistrzyni. <3
    Ale najlepszy moment był wtedy, gdy do akcji wkroczyła Różowa! (swoją drogą, pokochałam jej postać, jak Marcia mogła w nią cisnąć żelazkiem, ja nie wiem, chciałabym, żeby we mnie Tinka strzeliła ze swojego różowego pistoletu *pewnie na wodę* z cekinami! :((( ) Tinka rozwaliła system. Jak ona mogła chodzić z przyszłym mężem panny (już nie panny) mieszkającej w małej wsi przy drodze o nazwie Mała Wieś przy Drodze??? Swoją drogą, Częstochowa niedaleko, pewnie potem tam kupili domek i wreszcie Facu mógł zwiedzić to miasto, do którego na samym początku szukał drogi. Ach, jak romantycznie! <3
    MARTA W CIĄŻY!!! I od razu taki banan na twarzy :DDDDDDDDDD Urodziła rypki, rypki pypki, awwww, jak słodko :33333333333 A potem mieli ogony! Wgl jak to możliwe, a może Facu na serio był rybą tylko się nie ujawniał? A może to on grał w tym, no, H2O wystarczy kropla, mógł grać na przykład kamień (no sorry, statyści też muszą coś robić), podpatrzył na planie co i jak i Marciaka zaczarował, co?... A może jednak nie.
    I było Mako, i reklamówki Biedronkowskie, które jak już mi mówiłaś cały czas łaziły Ci po głowie (w sensie, że... ale ja się kompromituje teraz XDD) no i było tak pięknie, cudnie, awww.
    Serra i Zulex! I inne pary, jak cudownie, że też były świadkami narodzin dziecka państwa Parówkowych. Swoją drogą, piękne imię dziecku dali. Martynka. Emo. Jak cudownie. <333333 Mam nadzieję, że teraz im się dobrze wiedzie w Małej Wsi przy Drodze. Ciekawe, czy Bufon kupił małej kołyskę czy też wyżłobił z parówek? Hmm, z tym pytaniem skieruję się chyba do Marciaka.
    Dobra, kończę się kompromitować, bo już narobiłam sobie wystarczającej siary, weź, wgl co to było xD Ale kocham tego OSa i powrócę do niego jeszcze nie raz, nie martw się :D
    I to przemówienie. Niczym na Oscarach. Odbierałaś nagrodę za najlepszy One Shot świata o Marcundo, w tej kategorii miałaś zapewnioną wygraną. xD Trzymałam za Ciebie kciuki i chyba nawet smsa wysłałam (na gali Oscarowej wysyła się smsy żeby oddać głos? Nie? dobra, nic nie mówiłam)
    Kocham Cię ciole, już wiesz za co, wchodź na gg, bo tęsknię :( No, to ja kończę tę kompromitację, pozdrawiam dziewczynki i jedną drugą Marcundo, kocham; i pamiętajcie:
    !!!!!MARCUNDO PARA SIEMPRE!!!!!
    Kocham,
    Świr i debil Karolina :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem jedno: ten One Shot zrył mi psychikę. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Najlepszy one shot ever. Zryta psychika do końca życia ;-;
    Buziaki, Justyna <3

    OdpowiedzUsuń
  7. To zryło mi psychikę xd
    WIĘCEJ TAKICH ONE SHOTÓW :D
    Buziaki - Nat <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny! <3 Pięknie piszesz, tak wgl :D.

    http://magicalsleep.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie zapisało mi komentarza, no ;( Co to ma być, ja się pytam? ;_; Eh.
    Też Cię kocham, Asiun, wiesz? <3 A ten oneshot, mózg rozjebany, ka bum! O.o Ja tu jeszcze wrócę ;>
    Edyta ;*
    PS: Marta taki fejm, mru <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muahahah, hej Asiek! ♥
      Wróciłam! Musiałam najpierw się ogarnąć, powstać z grobu, etc, etc. Sama rozumiesz ;D Jakoś mi się udało - misję uważam za wykonaną! Teraz tylko napisać komentarz, i nie zadławić się w trakcie? Dam radę? Się okaże ;>
      Nie no, poważnie, Aśka... chciałaś mnie zabić, przyznaj się! Bo cóż, ekhm, czytając pierwszy raz - zadławiłam się płatkami (cholery małe -.-), za drugim - ryczałam ze śmiechu, i tata dziwnie na mnie paczył (o.o), za trzecim, czyli stosunkowo nie dawno, bo przed chwilą - spadłam z łóżka... Jak możesz? ;.; Nie no, nie mogę Cię winić. To jest tak zabawne, tak genialne, że aż nie wiem, co powiedzieć. Przednia komedia, przysięgam! Jeszcze ta para, aw! *O* I keczup, paruffki, strzeliłaś w dziesiątkę! A Marta taki fejm, o jeju, jeju ;D Bufon taki bufoniasty, Tinka taka różowa ("twarzą w różową twarz" - sorry, ale myślałam, że się posikam XD), Marcia mieszkająca w Małej Wsi Przy Drodze (nie mam pytań XD), ich urocza emo córeczka - Martynka, tirentiren - zawsze i wszędzie, w keczupie, w paruffkach, w oceanach - jako syrenki (kolejny raz, gdy o mało się nie zadławiłam -.- XD), czyli wszystko na swoim miejscu, tak jak powinno być. Ej, psychiczne chora Tinka! No! Zawsze wiedziałam, że coś jest na rzeczy, nie trzeba było długo czekać, nim zwariuje ;D W tle jeszcze Sarny, dziki, zwierzyniec wszelkiej maści, CUDO, CUDO - powtarzam! Słyszycie? ;D Dawno się tyle nie uśmiałam... Mogę prosić o kontynuację? ;> A może nie... jeszcze umrę XD Drugi raz o.o Coś jeszcze? Hm hm, Zuzka i jej teksty - PER-FE-CT! XD Alternatywne zakończenie mnie urzekło, chociaż takie jakieś tragiczne w skutkach ;c Smuteczeg... Tego nie chcemy, nie, nie! Ma być "żyli długo i szczęśliwie, zajadając się paruffkami z puszki!" I jest, soł... Edzia zadowolona, fenk ju wery mach, Asiek ;D Cioło głupia, stara krowo ;D Muahahhaha. Wszystkiego najlepszego, jeszcze raz! ♥ Kocham Cię, wiesz? Zwłaszcza twoją zrytą banię ;D Hyhy. Dobra, normalnie, idę dalej. Wiedź, że jesteś genialna, jeśli chodzi o poczucie humoru, naprawdę - najlepsza! Wspaniały styl pisanie, też Nam tu ukazałaś, a jakże!
      Myhyhy. Kocham! ♥ Na razie, wariacie!
      Edyta ♥
      PS: I jeszcze raz... Sto lat! ♥

      Usuń
  10. A juz myslalam ze Facundo przyjechal na pielgrzymke do Czestochowy ;/ ;d

    OdpowiedzUsuń
  11. Różowy pistolet Tinki, no nie mogę xDD
    Asia, ty wymiatasz :D Kurde, Mała Wieś przy Drodze, serio? XDDD
    Ja umieram ze śmiechu no serio! :D
    Dziękować temu kto zamówił tego parta, no! XD Kocham go oficjalnie od dziś!
    Jezu, ja ryłam, tyłam przez całego parta, nie wyrabiam :D
    Kurde, Sarna waleczna uratowała Marcie, ależ ona dobraaaa <3333
    Marcela jedzie na poszukiwania Rugga, nieźle, trzymam kciuki XDD
    A Tinka i Bufon znają polski, genialni są :D
    Dobra, kocham was wszystkich, a teraz módlcie się, żeby moja psychika jakos przeżyła tą noc, bo przecież na bank będą mi się śniły przedziurawione durexy no :D
    Kochaaam <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Twarzą w różową twarz, o matko, nie wiem co powiedzieć.
    Ta historia z pewnością nie jest jak każda inna. Niekonwencjonalna, ale piękna.
    Każdy szczegół jest na swoim miejscu, idealnie dopracowany.
    Naprawdę nie pamiętam kiedy ostatnio się tak śmiałam.
    Asiu, masz OGROMNY talent i wspaniale pokazujesz swoją wszechstronność.
    Mała Wieś przy Drodze, pielgrzymka do Częstochowy, przedziurawione durexy... o matko.
    A te cytaty po prostu zwalają z nóg.
    Poza tym, Marcundo to chyba mój nowy jeden z ulubionych parringów.
    Rozbierz mnie... Jak parówkę z folii. - czytałam to z dziesięć razy i myślałam, że brat zadzwoni do psychiatryka xd
    Nie wiem co jeszcze... odebrało mi mowę.
    Krótko mówiąc... Chyba najbardziej zajebisty part, jaki kiedykolwiek czytałam.

    A tobie, Asiu, należą się pokłony :D

    xx

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak się zastanawiam... Dlaczego akurat parówka a nie np kiełbasa? :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Takie to głupie, że niewiem, czy się śmiać , czy płakać? Totalnie bezsensu a każdy pisze, że jest fajny tylko dlatego , by nie urazić pisarki o_O

    OdpowiedzUsuń