Tytuł: Bez końca
Para: Fedemiła (Federico & Ludmiła)
Gatunek: Dramat, romans, obyczajowy
Przedział wiekowy: K
Dla
Anonimka :3
Zazwyczaj
w powieściach znamy początek historii i zatrzymujemy się w jej
pewnym momencie, nie zastanawiając się, co było dalej - koniec nam
wystarcza, jeżeli tylko jest szczęśliwy. Nie rozstrząsamy
dalszej części, nie negujemy jej. A to przecież koniec jest
bardziej istotny - on wieńczy wszystko. Nie początek, który wcale
o niczym nie świadczy. I dlatego niektóre historie powinno się
opowiadać od końca. Przewińmy więc jedną z nich.
Piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii....
Umarła.
Osiemdziesięcioletnia
staruszka właśnie opuściła świat żywych - nikogo nie powinno to
dziwić, wszyscy powinni być na to gotowi. A jednak nie byli. Płacz
wypełnił korytarz, kiedy mężczyzna w białym fartuchu
poinformował rodzinę o tym, że nigdy więcej jej nie zobaczą. Jej
dzieci, wnuki i trójka prawnuków zasmuceni siedzieli jeszcze przez
chwilę w szpitalu, rozpamiętując poszczególne momenty z nią
spędzone - a może myśląc o tym, że kiedyś ich też spotka
śmierć - by niedługo później go opuścić.
I
to był właśnie koniec tej historii.
2
miesiące wcześniej:
-Babciu,
nie chcę żebyś nas zostawiała - powiedziała jej prawnuczka,
dwunastoletnia Priscilla, tuląc policzek do jej nieruchomej dłoni.
Chciała coś odpowiedzieć, jednak nie miała już na to siły.
Życie wyczerpało ją doszczętnie - ale też uszczęśliwiło i
obdarowało najwspanialszą rzeczą, jaką może tylko posiadać
człowiek - rodziną.
-Pris,
daj babci odpocząć - w pokoju pojawiła się matka dziewczyny i
delikatnie wyprowadziła ją, popychając za ramiona. Martwiła się
o córkę, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że taka jest kolej
rzeczy - ktoś umiera, ktoś za nim płacze, ktoś nowy pojawia się
na świecie. Niesprawiedliwy system, rytuna, której ludzie bali się
najbardziej na świecie.
Została sama, z własnymi
myślami, które ledwo dawała radę utrzymać w swej głowie -
gotowe były odlecieć, gdyby tylko na dłuższa chwilę zamknęła
oczy. Ale ona nie chciała spać. Wiedziała, że to ostatnie dni czy
tygodnie jej życia. I pragnęła po prostu wspomnieć wszystkie
dobre i złe chwile, które miały w nim miejsce. By celebrować dar
jakim było przebywanie na tym świecie - dar, którego tak wielu nie
doceniało.
Nie
czuła się tak osamotniona od śmierci swojego męża. Jednak
wiedziała, że oni nie potrafią jej zrozumieć. Nawet jeżeli by
chcieli. Dzieliła ich różnica pokoleń i - przede wszystkim - lata
doświadczeń, których oni nie mogli sobie dopisać, a ona nie mogła
ich wymazać. Została więc sama, bez osoby, która byłaby w stanie
do niej dotrzeć. Czuła miłość, która ją otaczała, jednak
zdawała się nie wdzierać do środka niej. Omijała ją niczym
rwąca rzeka. Płyneła dookoła, stykała się z nią, jednak nie
docierała do środka jej ciała. I nikt nie mógł na to nic
poradzić.
2
lata wcześniej:
-Nie
chcę go żegnać! - oznajmiła staruszka siedząca na wyniszczonym,
wiklinowym fotelu. Nie płakała. Nie okazywała w ogóle żadnych
emocji. Powtarzała tylko wszystkim, że pożegnanie oznacza koniec
czegoś - więc powie mu tylko 'do widzenia', co zrobiła w szpitalu,
gdy umierał, i nawet nie pojawi się na pogrzebie. Bo pogrzeby są
tylko dla żywych. Co niby za różnicę robi osobie umarłej to, czy
przyjdzie się z nią pożegnać dwie osoby czy pięćset? Gdy
iskierka jego życia gaśnie już więcej nic dla niego się nie
liczy.
-Mamo,
proszę... - blondwłosa kobieta z twarzą prawie bez żadnej
zmarszczki zaprotestowała, jednak nie gwałtownie. Zdawała sobie
sprawę z tego, że jeżeli jej rodzicielka coś postanowi to
dyskusję z nią są całkowicie bezsensowne.
-Oj,
już tu mi nie strzelaj fochów. Idźcie jeżeli chcecie. Mnie dajcie
spokój – kiedy jej córka wycofała się nieco z pokoju krzyknęła
jeszcze za nią – Ale mogłabyś mi przynieść krzyżówki i
herbatę! Najlepiej brzoskwiniową … - dodała po chwili
zastanowienia. Młodsza kobieta wyszła z pokoju podziwiając hardość
ducha matki. Nie wiedziała, jak poradziłaby sobie ze stratą
Javiera, czy którejkolwiek ze swoich córek. Nie wiedziała tylko,
że starsza kobieta cierpi, kryjąc ból w sobie. Straciła osobę z
którą spędziła sześćdziesiąt jeden lat życia i nie umiała
się z tym pogodzić. Zdawała sobie tylko sprawę, że w końcu
nadejdzie i na nią czas, a wtedy znów spotka swojego Federico –
młodego i przystojnego. Takiego, jakiego znała jeszcze za czasów
liceum.
Dotknęła
swojego policzka. Obwisła skóra uciekała jej pod policzkami.
Uśmiechnęła się sama do siebie wiedząc, że to nie potrwa długo.
Nie będzie długo tęskniła. Jest już stara...
Dwanaście
lat wcześniej:
-Pośpieszcie
się! - zawołała podekscytowana Marika, okrywając matkę płaszczem
i pomagając ojcu dźwignąć się z fotela. Ludmiła odsunęła jej
ręce, cicho prychając. Nie lubiła jak ktoś jej pomagał. Czuła
się całkowcie sprawna i – póki mogła – chciała radzic sobie
sama. Różwnież nie podobało jej się to, że własna córka ją
pośpiesza. Rozumiała, że ma urodzić jej się zaraz pierwsza
wnuczka i zostanie babcią pierwszy raz w życiu, jednak granice
rozsądku powinny jej podyktować, jak zachowywać się
inteligentnie. Niestety, albo stety, Marika odziedziczyła po ojcu
włoską krew, włoską namiętność i włoską pobudliwość.
-Chodź,
Lu, zostaniemy pradziadkami – poczuła rękę męża w swojej dłoni
i uśmiechnęła się do niego delikatnie. Martwiła się o niego, ze
względu na ciągłe choroby, jednak nie dawała po sobie tego poznać
– wiedziała, że on tego nie chce, tak jak i ona by nie chciała.
Wyszli
z domu na podwórko, gdzie ich zięć czekał już w samochodzie.
Również był podekscytowany, jednak nie rozgłaszał tego naokoło,
jak jego żona. Siedział spokojnie na fotelu kierowcy i przypatrywał
się teściom, idącym spokojnie dróżką i nie śpieszącym się
tylko po to, by dogryźć córce. Javier uśmiechnął się pod nosem
marząc o tym, żeby jemu i Marice też tak dobrze ułożyło się
przyszłości – żeby tak jak ta para nigdy nie przestali się
kochać. Byli jego wzorem do naśladowania, jeżeli chodzi o miłość
i podziwiał ich, jak nikogo innego. Tym bardziej, że sam pochodził
z rozbitej rodziny.
-Jedziemy!
- zarządziła ich córka, zatrzaskując drzwi za rodzicami i
siadając obok swojego męża. Przez całą drogę obgryzała
paznokcie, czego nie robiła od kiedy skończyła dwanaście lat.
Ludmiła uśmiechnęła się porozumiewawczo do Federico. Na
szczęście droga nie była długa, więc końcówki paznokci Mariki
zdołały przetrwać.
Kobieta
praktycznie wbiegła do szpitalu, przepychając się korytarzami.
Później było tylko czekanie na jakieś wieści. Długie
czekanie... Tylko po to, by kilka godzin później usłyszeć:
-Gratulacje,
zostaliście pradziadkami – i zobaczyć pierwszy raz ukochaną
prawnuczkę – Priscillę.
Pięćdziesiąt
dziewięć lat wcześniej:
-I
ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz
że Cię nie opuszczę aż do śmierci – usłyszała z ust swojej
najlepszej przyjaciółki słowa skierowane do jej partnera, którego
zdawała się kochać nad życie. Ludmiła wiedziała, że zaraz
nadejdzie i jej kolej na złożenie przysięgi – jednak była
spokojna, opanowana – pewna swojej decyzji – jak niczego innego
wcześniej. Spojrzała w oczy Federico i dosłownie się rozpłynęła.
Zdało jej się, że to właśnie w jego oczach zakochała się
najpierw. Patrzyły na nią wtedy tego dnia, gdy się poznali, z
bardzo bliska. I ta odległość jej nie przeszkadzała, chociaż
wtedy w ogóle się nie znali. Uśmiechnęła się, wiedząc, że
teraz wszyscy zgromadzeni w kaplicy będą zastanawiali się o co
chodzi, jednak nie zwróciła na to uwagi. Była taka szczęśliwa...
Że chyba bardziej już nie mogła. Położyła jedną dłoń, prawie
niewidocznie, na swoim brzuchu – jeszcze płaskim. Jednak Fede
zauważył jej ruch i uniósł pytająco brwi. Skinęła głową,
zastanawiając się, jaka będzie jego reakcja. Diego i Natalia
skończyli wymawiać przysięgę, kiedy rzucił się w jej stronę i
chwycił w ramiona, by złożyć na jej ustach pocałunek, nie
zwracając uwagi na księdza, który próbował go powstrzymać i
wyjaśnić, że takie rzeczy dopiero po przysiędze.
-Kocham
Cię – wyszeptał jej jeszcze do ucha, zanim Diego zdążył go od
niego odciągnąć, śmiejąc się z przyjaciela.
-Wiem...
- odpowiedziała szeptem, którego nie mógł usłyszeć. Jednak to
nie było ważne.
Sześćdziesiąt
lat wcześniej:
-Zgadnij
kto? - poczuła palce na swoich powiekach. Jednak nie musiała długo
się zastanawiać – zbyt dobrze znała ten głos i ten dotyk, by
się pomylić.
-Fede,
przestań się wygłupiać – powiedziała i poczekała aż
przeskoczy ławkę i usiądzie obok niej, by go pocałować. Czuła,
że nigdy jej się to nie znudzi. Że mogłaby to robić w
nieskończoność.. Mężczyzna odsunął się od niej na
wyciągnięcie ręki i uśmiechnął się rozbrajająco, jakby coś
przeskrobał. Chciała go zapytać o co chodzi, jednak nie zdążyła.
-Diego
i Natalia się dzisiaj zaręczyli – blondynka ucieszyła się
szczerze, ta dwójka kochała się od dłuższego czasu. Poza tym
uwielbiała swoją przyjaciółkę i dzieliła z nią każdą radość
i smutek.
-Diego
coś wspominał kiedyś, że ten moment się zbliża, ale nie
wiedziałam, że to już.
-Lu...
- Fede dotknął jej policzka opuszkami palców i spojrzał jej w
oczy – Też chciałem zadać Ci pewne bardzo ważne pytanie... -
poczuła, jak serce podskoczyło jej gardło, czekając co nastąpi
dalej, gdy chłopak uklęknął obok ławki i z kieszeni wyjął małe
pudełeczko.
-Wyjdziesz
za mnie?
A
to był jej początek. Może nie historii ich miłości – bo miłość
pojawiła się wcześniej – ale etapu ich życia, który spędzili
razem. Nie cofniemy się dalej w przeszłość, gdyż ona nie ma
większego znaczenia. Liczy się to, że spełnili obietnicę. Żyli
ze sobą w miłości do samej śmierci. Darząc się szacunkiem.
Będąc sobie wiernymi. I nie potrzebując niczego więcej poza sobą
nawzajem.
I
chociaż sensem tej historii było jej zakończenie to jedno jest
pewne - pomimo śmierci ich miłość będzie trwała.
Bez
końca.
______________________________
I to by było chyba na tyle :D Wybaczcie opóźnienie, zwyczajnie nie miałam internetu ;/ Femiła miała być patologiczna, a w końcu zmieniłam zdanie i oto jest - całkiem normalna ^^ Oczywiście zapraszam na wszelkie poprzednie, jak i przyszłe OSy, które sa i będą genialne *o*
I to by było chyba na tyle :D Wybaczcie opóźnienie, zwyczajnie nie miałam internetu ;/ Femiła miała być patologiczna, a w końcu zmieniłam zdanie i oto jest - całkiem normalna ^^ Oczywiście zapraszam na wszelkie poprzednie, jak i przyszłe OSy, które sa i będą genialne *o*
Do zobaczenia przy kolejnym OSie
Kocham Was <3
Carmen E.
Tak się właśnie zastanawiałam czy będzie patologiczna Fedemiła albo coś w stylu dawnego parta o Caxi, ale mnie szczerze zaskoczyłaś, haha :D
OdpowiedzUsuńKocham <3
Buziaczki, Justyna :)
Moja kochana Fedemila ♥♥
OdpowiedzUsuńJezu po prostu brak słów...
Nie wiem co mógłbym napisać :C
Ten OS jest taki genialny ze po prostu... WOW *.*
Ja juz czekam na jakiegoś OSA ;)
Zarówno twojego jak i pozostałych dziewczyn :*
Buziaki-Nat♥
Witaj, Sarciak. Muahahhahaha ;>
OdpowiedzUsuńMam jeszcze zaległości w tyłach, a jednak zaczynam tutaj - nie pytaj, tak jakoś wyszło ;D Edzi nikt nie zrozumie, to przykre ;c Ale, ale - bo właśnie muszę tam jeszcze wrócić, też coś naskrobać, a czas goni i mimo, że jednak nigdzie nie pojechałam, tylko siedzę w domu, to jednak... rozumiesz. A więc, zaczynajmy!
Po pierwsze, w wykonaniu Sary nawet Fedemiła jest piękna. Tak, zdecydowanie. Może też dlatego, że znowu w samym opowiadaniu nie ma jej tak dużo, jak w niektórych - wręcz na pęczki! Przez to wydaje się być mniej wymuszona, bardziej naturalna. Tak... słodka o.o (Co ja mówię? ;.;) Dziękuje Ci za to ♥ Bo cóż, chyba każdy wie, jak ja z tą Fedemiłą mam. Zazwyczaj nie czytam chyba, że z przyzwyczajenia lub, gdy jakaś naprawdę mnie zainteresuje.
Po drugie, cudowny pomysł, wspaniała forma. No... bardzo oryginalnie. Podoba mi się to zaczęcie historii od końca i powolne cofanie się do jej początku, bo cóż, tu akurat koniec był kluczowym momentem. Poza tym, w ten sposób nie pozostawiłaś Nam złudzeń. Ludmiła umarła, ale szczęśliwa - spełniona. Z dziećmi, wnukami i prawnukami u boku. Tylko męża nie było - Federico odszedł wcześniej, a mimo to, byli ze sobą do końca. Tak jak w słowach przysięgi. Dopóki śmierć Nas nie rozłączy, co? I wiesz, na końcu zakręciła mi się łezka w oku. Naprawdę. Cudowne zakończenie, piękny początek, rozwinięcie. No wszystko! Podobała mi się, że wracałaś do istotnych wydarzeń z jej życia. Do oświadczyn, przysięgi, narodzin prawnuczki, śmierci Federico, jej choroby, śmierci. To wszystko złączyło się w idealną całość. Coś niesamowitego! ♥ Jeszcze to "bez końca", aw. No weź, bo znowu się wzruszę. Coś jeszcze? A! Dienaty *O*
Po trzecie, i ostatnia - ta, wiem, nie rozpisałam się za bardzo ;c, styl jak zwykle świetny, taki... Twój. Bardzo przyjemnie i szybko się czytało, tak płynnie. Tekst nie był ciężki, choć zawierał w sobie masę pięknie opisanych uczuć.
No tak, to by było tyle ode mnie. Kiepawo, tsa. No, ale jeszcze kilka miejsc na mnie czeka, trzeba spiąć poślady i ruszać, haha. Na koniec, powiem Ci szczerze, że spodziewałam się jakiejś, właśnie patologicznej Fedemiły, a jednak... tak jest dobrze. To miłe zaskoczenie, zdecydowanie. Jakoś lubię obyczajówki. Jarają mnie. Myhym.
Okej, Sareńko, gratuluję cudownego zamówienia, i czekam na więcej.
Kocham Cię bardzo,
Edyta ♥
Ah! No wiedziałam, że o czymś zapomnę - głupia ja ;c
UsuńMuszę powiedzieć, że tym pomysłem naprawdę wyryłaś na mnie ogromne wrażenie, a także swego rodzaju rozczulenie, bo cóż... moja ulubiona książka zaczyna się w podobny sposób. Właśnie od końca, haha. Dlatego, nie tyle z sentymentu, ale jednak troszkę też, zakochałam się w tym OS ♥
O jeju ;D
OdpowiedzUsuńNigdy nie czytałam takiego OS od końca ,ale muszę przyznać ,że twój pomysł mi się nieźle spodobał .Jest cudowny. I to prawda ,że ważne ,że byli ze sobą do końca , byli sobie wierni .To mnie strasznie rozczuliło . I żyli do końca-mimo wszystko-długo i szczęśliwie. A jaka boska para*.* Masz za dużo talentu ,bardzo ładnie to napisałaś muszę przyznać,bo tak cudowne OS czyta się szybko i sprawnie ;D Tak dzisiaj bez zajmowania ,nie chciałam znowu zwlekać z komentarzem . Jedynie mogę podziękować i Cię pochwalić . Pomysł na prawdę cudowny , para cudowna . Wszystko gra jak powinno : D
Życzę dużo weny :*
Pozdrawiam ;D
Muszę przyznać, że to jeden z najlepszych partów o Fedemile jakie czytałam. Bardzo spodobała mi się forma, pomysł również oryginalny. Wszystko piękne<3. Nie jestem jakoś największą fanką tej pary, ale to nieważne. W tym opowiadaniu pasowali do siebie idealnie :D.
OdpowiedzUsuńPiękne *.* Żałuję,że dopiero teraz natchnęłam się na Twój blog, ale będę wpadać częściej :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że wpadniesz i do mnie :) -> http://magicalsleep.blogspot.com/
Wspaniały pomysł, żeby zacząć historię od końca, który notabene jest najpiękniejszym fragmentem wielu opowieści. Przedstawiłaś nam tu piękną historię Federico i Ludmiły, od końca do początku, piękna i pełna miłości. Niby tak zwyczajnej, a jednak wyjątkowej. Ślub, zwieńczenie wszystkiego do czego dążyli odkąd się poznali. A zdanie: "Chodź, Lu, zostaniemy pradziadkami" sprawiło, że poczułam ciepło w sercu. Nie dane im było dotrwać razem do wspólnego końca, ale ich miłość przetrwała i będzie trwała jeszcze dłużej. Spotkają się w niebie i będą razem szczęśliwi. Piękna historia w znakomitej oprawie pełnej opisów, dialogów i tego, czego nie da się wyczytać na pierwszy rzut oka.
OdpowiedzUsuńSaro, jesteś naprawdę bardzo utalentowana i mam nadzieję w przyszłości znaleźć na półce w empiku twoją książkę. Jeśli o niej usłyszę, z pewnością spędzę całą noc pod drzwiami sklepu, by rano wejść do niego i kupić ją jako pierwsza.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na twoje następne party :)
xx
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń