Tytuł: "Każdy zasługuje na drugą szansę"
Para: Leonetta
Gatunek: Romans
Przedział wiekowy: K
Dedykuje całej załodze JSM, bo bycie jej częścią to dla mnie zaszczyt <3
Tamtego dnia byłam szczęśliwa. Właściwie od dawna nie czułam się tak, jak wtedy. Ale zawsze gdy wydaje nam się, że jesteśmy spełnieni i niczego nam nie brakuje, ten stan nie utrzymuje się długo. Złośliwość losu? Możliwe. Ciekawe, czy los dobrze się bawi niszcząc nam życie. Rujnując wszystko, co do tej pory było nasze. Każąc zapomnieć, że jeszcze przed chwilą mieliśmy to wszystko. Czy tak zawsze musi być? Cierpienie jest nieodłącznym elementem ludzkiej egzystencji, to zrozumiała, choć bolesna prawda. W końcu jak ktoś, kto nigdy tego cierpienia nie zaznał, miałby być naprawdę szczęśliwy? Cierpienie jest potrzebne, jakkolwiek to brzmi, ale dlaczego zawsze musi pojawiać się w tych nieodpowiednich momentach? Nieodpowiednich? Też coś. Przecież nigdy nie będzie odpowiedni moment aby cierpieć.
Wracając. Tamtego dnia byłam szczęśliwa. Tak, kluczowe jest tutaj słowo - byłam. Bo rzecz jasna, to moje szczęście nie mogło trwać zbyt długo. I nie trwało. Ukoronowaniem tego dnia był cios prosto w serce wymierzony mi przez niego. Ból fizyczny jest tak naprawdę o niebo lepszy, niż ten zadany sercu. Nad fizycznym można zapanować. Leki przeciwbólowe, opatrunki - przynoszą ukojenie. Z sercem jest gorzej - nie istnieje żadne lekarstwo na rany jemu zadane...
Nie płakałam. Choć każde słowo zadawało ból. Ten najgorszy, którego nie można opanować. Zaczynający się w sercu i rozchodzący po całym ciele. Było to odwrotnym uczuciem do tego, które zawsze czułam w jego obecności. I o ile zawsze cieszyłam się na jego widok, o tyle w tamtym momencie nie chciałam go już nigdy więcej oglądać. Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało. Czy naprawdę tak myślałam? Czy na pewno tego właśnie chciałam? Nie wiem. A może właśnie problem polega na tym, że wiem aż za dobrze, choć nie chcę dopuszczać tego do świadomości? Zranił mnie. Tak, jak jeszcze nikt inny wcześniej. Więc jak wytłumaczyć, że i tak o nim myślę? To dosyćzabawne irracjonalne. Pozbawione wszelkiego sensu. Życie jest dziwne, miłość jest dziwna. Niezrozumiała. Jest czymś niesamowicie skomplikowanym, choć objawia się często w zwykłych, błahych rzeczach, które pozornie nie mają większego znaczenia. Wiem, że powiedział to w s z y s t k o w złości, ale to ani trochę mnie nie pociesza, ani wcale nie zmniejsza bólu. Jedyne czego nie wiem, a co chciałabym wiedzieć w tej sytuacji to czy on rzeczywiście tak myśli? Czy tak myśli? Czy myśli tak o mnie? Ta niewiedza wpędza mnie szaleństwo. Próbuje wytłumaczyć sobie to wszystko na tysiące różnych sposobów. Bronić go. Znaleźć swoją winę w tym wszystkim. Znaleźć ukojenie dla serca, spokój dla duszy, równowagę dla umysłu. Nie jest to łatwe. Jest cholernie trudne.
________________________________________________________________________________________
Wracając. Tamtego dnia byłam szczęśliwa. Tak, kluczowe jest tutaj słowo - byłam. Bo rzecz jasna, to moje szczęście nie mogło trwać zbyt długo. I nie trwało. Ukoronowaniem tego dnia był cios prosto w serce wymierzony mi przez niego. Ból fizyczny jest tak naprawdę o niebo lepszy, niż ten zadany sercu. Nad fizycznym można zapanować. Leki przeciwbólowe, opatrunki - przynoszą ukojenie. Z sercem jest gorzej - nie istnieje żadne lekarstwo na rany jemu zadane...
Nie płakałam. Choć każde słowo zadawało ból. Ten najgorszy, którego nie można opanować. Zaczynający się w sercu i rozchodzący po całym ciele. Było to odwrotnym uczuciem do tego, które zawsze czułam w jego obecności. I o ile zawsze cieszyłam się na jego widok, o tyle w tamtym momencie nie chciałam go już nigdy więcej oglądać. Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało. Czy naprawdę tak myślałam? Czy na pewno tego właśnie chciałam? Nie wiem. A może właśnie problem polega na tym, że wiem aż za dobrze, choć nie chcę dopuszczać tego do świadomości? Zranił mnie. Tak, jak jeszcze nikt inny wcześniej. Więc jak wytłumaczyć, że i tak o nim myślę? To dosyć
I really shouldn't miss you, but I can't let you go
________________________________________________________________________________________
Złapała w dłonie rozgrzany kubek z gorącym napojem. Oplotła go przemarzniętymi palcami, próbując choć trochę je rozgrzać. Rozsiadła się wygodniej w fotelu, opatulając szczelniej ciepłym, wzorzystym kocem. Błędem było wychodzenie na dwór przy takiej pogodzie, teraz nie miała co do tego żadnych wątpliwości. A przecież jej matka ją ostrzegała. Musisz zawsze mieć rację?
- Rozgrzałaś się choć trochę? - troskliwy głos matki dochodzący z kuchni.
- Trochę - odpowiada beznamiętnie. Wzdycha.
Pośpiesznie upija łyk herbaty. Zaraz tego żałuje, czując, że poparzyła język. Odkłada ulubiony kubek na ławę przed sobą. Potem, jakby pozbawiona życia, opada z powrotem na fotel. Chowa pod koc niemal całą twarz. Chce się ukryć.
Przed całym światem.
Wpatruje się w ogień palący się w kominku. Bije od niego przyjemne ciepło. I łuna światła delikatnie rozświetlająca jej twarz. Przygląda się językom ognia wirującym w dziwnym tańcu. Płomieniowi, który żarzy się raz mocniej, raz słabiej. Przysłuchuje cichym trzaskaniom drewna. Myśli. Oddycha spokojnie, miarowo. Mruga powoli lub przez dłuższą chwilę wcale. Słyszy ciche skrzypienie podłogi. Nie porusza się jednak nawet o milimetr. Czuje rękę na prawym ramieniu. Wciąż ani drgnie. W oczach na moment pojawiają się łzy. Przegania je, kilka razy szybko mrugając.
- Co jest, skarbie? - słyszy cichy, kojący głos rodzicielki.
Powoli odwraca się w jej stronę. Spogląda w jej oczy. Nic nie mówi. Tylko patrzy. Zagryza dolną wargę. Nie chce płakać. Chowa się w objęciach matki jak wtedy, gdy miała pięć lat.
To było tak dawno temu.
Znów się przewróciła. Miała obdarte kolano. Płakała. Maria spojrzała z troską na swoje jedyne dziecko. Uśmiechnęła się delikatnie. Przytuliła ją do siebie. Tak jak teraz. Uścisk matki przyniósł jej ukojenie, zupełnie jak wtedy. Tak wiele rzeczy się zmieniło. Nie była już tym samym drobnym, przestraszonym dzieckiem. Właściwie wszystko się zmieniło... Ale ciepło i spokój bijący od matki - nie. I ta troska w oczach. To jedno nie zmieniło się nigdy. I nigdy się nie zmieni. Była tego pewna. Chyba tylko tego.
- Co się stało, kochanie? - Patrzy na nią zmartwiona. Odgarnia niesforny kosmyk z twarzy córki.
- To już koniec. - Jej głos drży. - Mamo, ja n-nie chce. - Maria wciąż nie rozumie. Marszczy brwi.
- Czego nie chcesz? - pyta miękko.
- N-nie chcę g-go stracić.
Zbiega ze schodów. Znów się spóźnię, myśli. Wchodzi do kuchni. Szuka czegoś do zjedzenia przez drogę. W końcu chwyta jedno z wielu jabłek leżących na blacie w kuchni. Wychodzi na korytarz. Zarzuca na siebie cienką kurtkę. Wsuwa buty, jeden po drugim. Bierze pierwszy kęs owocu trzymanego w dłoni, jednocześnie chwytając za klamkę.
- Wychodzę - mówi tylko, trzaskając drzwiami. Zbiega po stopniach z ganku.
- Czekałem na ciebie. - Słyszy za sobą lekko rozbawiony głos. Odwraca się. I odwzajemnia jego uśmiech. Dogania ją. Idą razem, jedno obok drugiego. Ale żadne z nich nic nie mówi. Nie muszą.
Docierają na miejsce. Spoglądają na siebie znacząco.
- Widzimy się później? - pyta, choć zna odpowiedź.
Zawsze jest twierdząca. I tym razem również tak właśnie było. Violetta kiwa tylko głową. Uśmiecha się do niej. Odchodzi.
Stchórzył. Kolejny raz. Znów się nie zapytał, znów zabrakło mu odwagi. Chce zawrócić. Ale strach wygrywa. Nie porusza się. Gdy w końcu bierze się w garść i odwraca głowę - jej już tam nie ma.
Zawsze tak szybko znika.
Kolejny raz zawiódł się na sobie. Obiecywał, że zrobi to dzisiaj. I nic. Nie potrafił. Nie wiedział, co mówić. Nie wiedział, jak zacząć. Prawda była taka, że przy niej niczego nie wiedział. I niczego nie był pewny. No może z jednym, małym wyjątkiem.
Uczucia, jakim Cię darzę. Tylko tego jestem pewny.
Nie wiedział kiedy to się stało. Kiedy zaczęło mu zależeć na niej bardziej niż na zwykłej koleżance. Po prostu któregoś dnia to zrozumiał. Ot, tak - i tyle.
Od jakiegoś czasu myślał o niej o wiele częściej. I dłużej. Na początku było to zwyczajne: ciekawe, co teraz robi. Ale z czasem jego myśli obrały inny kierunek: czy ona też myśli o mnie, od czasu do czasu?
W drodze powrotnej rozmawiali bez przerwy. Nawet nie zauważyli kiedy znaleźli się pod drzwiami jej domu. Uśmiecha się do niego wchodząc na ganek.
- Do jutra. - Żegna się łapiąc za klamkę.
Jeszcze sekunda i będzie za późno...
- Vilu? - zaczyna niepewnie. Ta odwraca się i ściąga dłoń z klamki.
Patrzy na niego wyczekująco. Marszczy brwi, a następnie unosi je. Już otwiera usta żeby go ponaglić.
- Zostaniesz moją dziewczyną?
- Co jest, skarbie? - słyszy cichy, kojący głos rodzicielki.
Powoli odwraca się w jej stronę. Spogląda w jej oczy. Nic nie mówi. Tylko patrzy. Zagryza dolną wargę. Nie chce płakać. Chowa się w objęciach matki jak wtedy, gdy miała pięć lat.
To było tak dawno temu.
Znów się przewróciła. Miała obdarte kolano. Płakała. Maria spojrzała z troską na swoje jedyne dziecko. Uśmiechnęła się delikatnie. Przytuliła ją do siebie. Tak jak teraz. Uścisk matki przyniósł jej ukojenie, zupełnie jak wtedy. Tak wiele rzeczy się zmieniło. Nie była już tym samym drobnym, przestraszonym dzieckiem. Właściwie wszystko się zmieniło... Ale ciepło i spokój bijący od matki - nie. I ta troska w oczach. To jedno nie zmieniło się nigdy. I nigdy się nie zmieni. Była tego pewna. Chyba tylko tego.
- Co się stało, kochanie? - Patrzy na nią zmartwiona. Odgarnia niesforny kosmyk z twarzy córki.
- To już koniec. - Jej głos drży. - Mamo, ja n-nie chce. - Maria wciąż nie rozumie. Marszczy brwi.
- Czego nie chcesz? - pyta miękko.
- N-nie chcę g-go stracić.
* * *
Zbiega ze schodów. Znów się spóźnię, myśli. Wchodzi do kuchni. Szuka czegoś do zjedzenia przez drogę. W końcu chwyta jedno z wielu jabłek leżących na blacie w kuchni. Wychodzi na korytarz. Zarzuca na siebie cienką kurtkę. Wsuwa buty, jeden po drugim. Bierze pierwszy kęs owocu trzymanego w dłoni, jednocześnie chwytając za klamkę.
- Wychodzę - mówi tylko, trzaskając drzwiami. Zbiega po stopniach z ganku.
- Czekałem na ciebie. - Słyszy za sobą lekko rozbawiony głos. Odwraca się. I odwzajemnia jego uśmiech. Dogania ją. Idą razem, jedno obok drugiego. Ale żadne z nich nic nie mówi. Nie muszą.
Docierają na miejsce. Spoglądają na siebie znacząco.
- Widzimy się później? - pyta, choć zna odpowiedź.
Zawsze jest twierdząca. I tym razem również tak właśnie było. Violetta kiwa tylko głową. Uśmiecha się do niej. Odchodzi.
Stchórzył. Kolejny raz. Znów się nie zapytał, znów zabrakło mu odwagi. Chce zawrócić. Ale strach wygrywa. Nie porusza się. Gdy w końcu bierze się w garść i odwraca głowę - jej już tam nie ma.
Zawsze tak szybko znika.
Kolejny raz zawiódł się na sobie. Obiecywał, że zrobi to dzisiaj. I nic. Nie potrafił. Nie wiedział, co mówić. Nie wiedział, jak zacząć. Prawda była taka, że przy niej niczego nie wiedział. I niczego nie był pewny. No może z jednym, małym wyjątkiem.
Uczucia, jakim Cię darzę. Tylko tego jestem pewny.
Nie wiedział kiedy to się stało. Kiedy zaczęło mu zależeć na niej bardziej niż na zwykłej koleżance. Po prostu któregoś dnia to zrozumiał. Ot, tak - i tyle.
Od jakiegoś czasu myślał o niej o wiele częściej. I dłużej. Na początku było to zwyczajne: ciekawe, co teraz robi. Ale z czasem jego myśli obrały inny kierunek: czy ona też myśli o mnie, od czasu do czasu?
W drodze powrotnej rozmawiali bez przerwy. Nawet nie zauważyli kiedy znaleźli się pod drzwiami jej domu. Uśmiecha się do niego wchodząc na ganek.
- Do jutra. - Żegna się łapiąc za klamkę.
Jeszcze sekunda i będzie za późno...
- Vilu? - zaczyna niepewnie. Ta odwraca się i ściąga dłoń z klamki.
Patrzy na niego wyczekująco. Marszczy brwi, a następnie unosi je. Już otwiera usta żeby go ponaglić.
- Zostaniesz moją dziewczyną?
* * *
Patrzy na swoją córkę i widzi w niej siebie sprzed kilkunastu lat. I nie chodzi tutaj o podobieństwo, choć to jest uderzające. Widzi w niej siebie. Zranioną, zagubioną nastolatkę. Dziewczynę, która napotkała kolejną z przeszkód na drodze do swojego szczęścia, już na samym początku tej długiej, krętej ścieżki. Przygląda się jej. Śpi tak spokojnie. Niemal w ogóle się nie rusza. Tylko klatka piersiowa powoli unosi się do góry, by za chwilę znów opaść. Wygląda tak niewinnie. Tak bezbronnie. Odgarnia kosmyk kasztanowych włosów z jej twarzy. Przykrywa kocem. Odnosi kubek do kuchni, na palcach wychodząc z salonu. Słyszy cichą melodię i idzie za jej dźwiękiem, aż dochodzi do źródła. Wyciąga telefon córki z jej kurtki. Spogląda na wyświetlacz. León. Odbiera.
- Tak?
- Dobry wieczór. Mogę porozmawiać z Vilu? - pyta niepewnie.
- Niestety, teraz nie może rozmawiać. Dobranoc, León. - Odwraca się.
Violetta stoi oparta o framugę. Patrzy na nią. Nie jest zła. Raczej smutna. Nie przez nią. Przez niego. Ta wyciąga do niej rękę z telefonem i oddaje jej go. Violetta bierze go do ręki, po czym wciska ikonę czerwonej słuchawki. Jeszcze chwilę przygnębiona przygląda się ekranowi telefonu. Następnie bez słowa kieruje się schodami do swojego pokoju. Otwiera drzwi. Zapala światło. Wchodzi rozglądając się po nim. Jasne, wesołe kolory ścian. Dwie żółte, jak słońce. Dwie ciemnozielone, w kolorze trawy. Wszędzie pełno pamiątek, figurek, fotografii. Wszystkiego, co było i jest dla niej ważne. Wszystko, co wywołuje u niej uśmiech, wszystko, co kojarzy się jej z radością. Bo taka właśnie zawsze była. Wiecznie roześmiana. Jej pokój też był wesoły, ale w tamtym momencie wcale nie pasował do jej nastroju. Jednak nie miała ochoty stąd wyjść. To była tylko jej przestrzeń. Jej cztery ściany. Zamyka za sobą drzwi. Wchodzi w głąb pokoju i ciężko siada na łóżku. Bierze do ręki telefon. Otwiera skrzynkę. Widzi tyle wiadomości. Wszystkie od Niego.
22/05/2014 17: 30
Od: León
Tęsknię za Tobą.
Wzdycha. Na początku było tak cudownie. Nie wie dlaczego, ale spogląda na komodę na przeciwko. Oprócz tysiąca innych rzeczy, dostrzega na niej ramkę ze zdjęciem. Nasze wspólne zdjęcie. Podchodzi i bierze je do ręki. Przejeżdża po fotografii kciukiem, prawie się uśmiecha. Przygląda się dwójce młodych ludzi, niemal zapominając.
Że to byliśmy my.
Tacy szczęśliwi, uśmiechnięci, zakochani...
Znów spogląda na telefon, który trzyma w lewej dłoni. Drżącym palcem krąży nad jego ekranem. W końcu z wahaniem otwiera kolejną wiadomość.
23/05/2014 18: 23
Od: León
Kocham Cię.
Szklą się jej oczy. Jedna, samotna łza spływa po jej policzku. Szybko ociera ją koniuszkami palców. Przesuwa nimi po dolnej wardze. Czuje słony smak łzy. Zamyka oczy. Widzi jego twarz. Mówi on te dwa słowa. Wtedy była szczęśliwa. Teraz, wspomnienie tej chwili - boli.
Mówiłeś, że mnie kochasz. Kłamałeś?
Kładzie się na łóżku. Przegląda kolejne wiadomości. Na ostatniej zatrzymuje się na dłużej. Po chwili rzuca telefonem w kąt. Zamyka oczy. Nie myśli, nie wspomina. Po prostu leży. Próbuje zasnąć. Próbuje znaleźć ukojenie w objęciach Morfeusza. Nie chce myśleć o tym, co miała i co straciła. Nie chce myśleć o nim. Nie chce.
- Każdy zasługuje na drugą szansę, prawda? - mówi w końcu ona, lekko rozpromieniając się. León czuje ulgę. Przygląda się jej.
Robi krok w jej kierunku.
Pierwszy, niepewny, powoli. Jednak z każdym kolejnym jest coraz pewniejszy, z każdym kolejnym jest coraz bliżej Niej.
_______________________________________________________________________________________
* Kelly Clarkson - "My Life Would Suck Without You"
Od autorki: Taak, witam wszystkich! ;D Z tej strony Tyśka. Ktoś mnie jeszcze pamięta? XD Jak mijają Wam wakacje? :)
Co do mojego OS... tak oto prezentuje się najsłabszy part na tym blogu. Myślę, że dłuższy komentarz jest zbędny. Nie przejmujcie się, reszta dziewczyn pisze o niebo lepiej. Zapraszam do lektury tych cudownych partów (do których mój niestety się nie zalicza, ale co zrobić? - życie xd)
Oficjalnie powracam po jakże długiej przerwie. Nie żeby kogoś to cieszyło - nie oszukujmy się xD Uporałam się z pewnymi sprawami; zakończyłam, co miałam zakończyć... i jestem.
Kocham Was, miśki :D
Mówiłeś, że mnie kochasz. Kłamałeś?
Kładzie się na łóżku. Przegląda kolejne wiadomości. Na ostatniej zatrzymuje się na dłużej. Po chwili rzuca telefonem w kąt. Zamyka oczy. Nie myśli, nie wspomina. Po prostu leży. Próbuje zasnąć. Próbuje znaleźć ukojenie w objęciach Morfeusza. Nie chce myśleć o tym, co miała i co straciła. Nie chce myśleć o nim. Nie chce.
* * *
Stoi przed lustrem w korytarzu. Poprawia włosy. Nerwowo spogląda na zegar. Wskazuje on za pięć szóstą. Zaraz tu będzie. Rzeczywiście po kilku minutach słychać rozchodzący się dźwięk dzwonka.
- Ja otworzę - mówi i otwiera drzwi.
- Cześć, gotowa? - Uśmiecha się do niej promiennie.
- Tak - odpowiada krótko i wychodzi do niego, zamykając za sobą drzwi.
Spacerują po parku, rozmawiają. Gdy dochodzą na miejsce Violetta nie kryje zaskoczenia ani radości. Zabrał ją na plac zabaw. Do miejsca, gdzie przychodzili jako dzieci. Do miejsca, które zawsze kojarzyło się im tylko ze szczęściem. Do miejsca, w którym nic nie miało znaczenia. Żadne problemy nigdy nie były tam ważne. Wspomnienie dzieciństwa, beztroskość. Szczęście, radość. Tyle pozytywnych emocji w jednym miejscu. Violetcie przeszło przez myśl, że nie mógł wybrać lepszego miejsca na ich spotkanie. A może to była randka? Jak na znak oboje podbiegają pod dwie huśtawki. Nie były one niczym specjalnym. Ot, kilka desek złączonych ze sobą i powieszonych na dwóch nieco solidniejszych łańcuchach. Nic takiego, a potrafiło tak ucieszyć, tyle radości sprawić. Nie wiedzieli ile czasu tak spędzili: na wspólnej zabawie, jak za dawnych lat, i długich rozmowach. Od około godziny, może dwóch?, niebo rozświetlało już tylko kilka gwiazd. Jednak czym jest czas w takich chwilach? Cieszyli się sobą nawzajem, nic innego nie miało znaczenia. Byli szczęśliwi.
Od jakiegoś czasu panowała między nimi cisza. Ale nie ta niezręczna. Czuli się w swojej obecności swobodnie, mogli powiedzieć sobie wszystko. Między nimi od zawsze istniało porozumienie. Od zawsze coś ich łączyło. Nagle, bez słowa, Violetta kładzie się na trawie. Jej towarzysz przez krótką chwilę przygląda się jej, po czym dołącza do niej. Leżą tuż obok siebie, wpatrują się w gwiazdy.
- Cieszę się, że jesteśmy właśnie tutaj. To miejsce zawsze kojarzyło mi się ze szczęściem - urywa na chwilę. Zastanawia się przez sekundę, by za chwilę powiedzieć te słowa, jakby trochę niepewnie ich znaczenia:
- Teraz, teraz jestem szczęśliwa. - Uśmiecha się delikatnie.
- Teraz, teraz jestem szczęśliwa. - Uśmiecha się delikatnie.
- Ja też jestem teraz szczęśliwy - odpowiada on po dłuższej chwili milczenia. Kącik jego ust wędruje do góry. - I cieszę się, że jestem tutaj z tobą.
Odwraca głowę w jej kierunku. Czeka. Czeka na jej reakcję, na jej odpowiedź. Nic już nie mówi. Tylko na nią patrzy, tylko czeka. A ona wciąż wpatruje się w niebo, w gwiazdy. Jakby nic nie usłyszała. Oddycha spokojnie, ale jej serce niebezpiecznie przyśpieszyło. W końcu odwraca się w jego kierunku. Spogląda w jego oczy.
Błyszczą jak te gwiazdy. Tam, na niebie. A może nawet bardziej?
Błyszczą jak te gwiazdy. Tam, na niebie. A może nawet bardziej?
- Kocham cię - szepcze szatyn. Ona przygląda mu się z zaciekawieniem i znów promiennie uśmiecha.
- Ja ciebie też kocham - mówi prawie bezgłośnie, ale on słyszy.
Cause we belong together now
Forever united here somehow
You got a piece of me
And honestly
My life would suck without you
* * *
Słyszy hałas. Podnosi się do pozycji siedzącej. Wstaje z łóżka. Znów ten dźwięk. Wychodzi na balkon. Jest ciemno, niewiele może zobaczyć. Po dłuższej chwili dostrzega zarys postaci. Złodziej? Wytęża wzrok. León. W sumie niewiele się pomyliłam...
Bo Ty ukradłeś moje serce...
Zabrałeś je tak bez pytania, bez ostrzeżenia. Jakby zawsze było Twoje.
Wchodzi z powrotem do pomieszczenia, a następnie wychodzi z pokoju i kieruje się schodami na dół. Okrywając się swetrem wychodzi na zewnątrz, do niego. Otwiera drzwi i zamyka je za sobą. Przez chwilę przyglądają się sobie w ciszy. Żadne z nich, nie wie co powiedzieć. W końcu odzywa się Violetta.
Guess this means you're sorry
You're standing at my door
Guess this means you take back
All you said before
(...)
Said you'd never come back
But here you are again
You're standing at my door
Guess this means you take back
All you said before
(...)
Said you'd never come back
But here you are again
*
- Co tutaj robisz? - Stara się aby jej głos brzmiał obojętnie, choć niecierpliwie czeka na odpowiedź. Nerwowo poprawia sweter, który zsunął się z jej ramienia.
- Przyszedłem porozmawiać - odpowiada spokojnie. Zbyt spokojnie?
Violetta unosi jedną brew do góry, czego chłopak zważywszy na późną porę i brak jakiegokolwiek oświetlenia - poza księżycem i gwiazdami na niebie - nie widzi. Ona nie rozumie, po co mógł przyjść, o czym chce rozmawiać. Ostatnio powiedział wystarczająco. Nie chce słuchać więcej. A może właśnie chce, bo niby dlaczego by do niego wyszła? Mogła przecież go zignorować. Chce, ale boi się tego, co on może jej powiedzieć.
- Nie mamy o czym. - Jej ton miał być wręcz oskarżycielski, ale brzmi raczej niepewnie.
- To naprawdę ważne - przekonywał niemal błagającym tonem.
- Inne rzeczy też są ważne. Nawet ważniejsze. To może poczekać...
- Niech będzie. Mów. - Decyduje się go wysłuchać.
- To, co ci wtedy powiedziałem... Ja... Ja wcale tak nie myślałem. Żałuję, że do tego doszło, że musiałaś to wszystko usłyszeć. Naprawdę nie chciałem tego. - Wierzy mu, choć nie do końca chce. Mimo, że głos rozsądku podpowiada aby teraz weszła do domu i pożegnała się z nim. Żeby dała sobie czas, przemyślała wszystko, nie wierzyła od razu w każde słowo. Ale serce wychodzi mu na przeciw. Serce wierzy. Chce wyrwać się do niego, teraz. Serce - wybacza mu.
- Zacznijmy od początku - mówi, spoglądając głęboko w jej oczy, a ona czuje się jakby mógł on przeczytać każdą jej myśl, każdy powód niepewności, zawahania, każde zmartwienie. Każdą emocję.Możesz przestać?
-Musimy to skończyć. Tak będzie lepiej.
Nic nie mówi. Znów odzywa się León, choć sam właściwie nie wie, co ma powiedzieć.
- Kocham cię i chcę być z tobą. I wierzę, że może nam się udać. Spróbujmy jeszcze raz.
-To nie ma sensu. Znów będziemy tylko cierpieć.
Czeka na jej odpowiedź. Stoją dłuższą chwilę na przeciwko siebie w milczeniu. Violetta bije się z myślami. Nerwowo rozgląda się, choć niewiele widzi. A on czeka, wpatrzony w nią. Jej wyraz twarzy nic mu nie mówi. Nie wie, czy to dobrze, czy wręcz - przeciwnie. Jego serce przyśpiesza.
- Zacznijmy od początku - mówi, spoglądając głęboko w jej oczy, a ona czuje się jakby mógł on przeczytać każdą jej myśl, każdy powód niepewności, zawahania, każde zmartwienie. Każdą emocję.
-
Nic nie mówi. Znów odzywa się León, choć sam właściwie nie wie, co ma powiedzieć.
- Kocham cię i chcę być z tobą. I wierzę, że może nam się udać. Spróbujmy jeszcze raz.
-
- Każdy zasługuje na drugą szansę, prawda? - mówi w końcu ona, lekko rozpromieniając się. León czuje ulgę. Przygląda się jej.
Robi krok w jej kierunku.
Pierwszy, niepewny, powoli. Jednak z każdym kolejnym jest coraz pewniejszy, z każdym kolejnym jest coraz bliżej Niej.
_______________________________________________________________________________________
* Kelly Clarkson - "My Life Would Suck Without You"
Od autorki: Taak, witam wszystkich! ;D Z tej strony Tyśka. Ktoś mnie jeszcze pamięta? XD Jak mijają Wam wakacje? :)
Co do mojego OS... tak oto prezentuje się najsłabszy part na tym blogu. Myślę, że dłuższy komentarz jest zbędny. Nie przejmujcie się, reszta dziewczyn pisze o niebo lepiej. Zapraszam do lektury tych cudownych partów (do których mój niestety się nie zalicza, ale co zrobić? - życie xd)
Oficjalnie powracam po jakże długiej przerwie. Nie żeby kogoś to cieszyło - nie oszukujmy się xD Uporałam się z pewnymi sprawami; zakończyłam, co miałam zakończyć... i jestem.
Kocham Was, miśki :D
Jest świetny. Nie potrafię nic innego powiedzieć, zważywszy na to, że jestem zmordowana :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na więcej Partów o Leonettcie <3
Jejku noooo...
OdpowiedzUsuńCzemu ja nie mam takiego talentu? :C
Genialny, po prostu GENIALNY!
Piszesz tak świetnie ze po prostu nie wiem co napisać ;C
Juz się nie mogę doczekać kolejnego shota :)
Buziaki-Nat♥
Dziękuję, że pokazałaś mi mi znacznie miłości; kochać, znaczy wybaczać.
OdpowiedzUsuńZajmuje dla Kingi Blanco ♥
OdpowiedzUsuńJedynym zaistniałym czynnikiem, który nieco odchylał mnie od przeczytanie twojej miniaturki, było połączenie. Nigdy nie interesowałam się wątkiem głównej bohaterki. Jednak szybko zdałam sobie sprawę z tego, że nie powinno czytać się ze względu na fabułę, lecz sposób, w którym dana historia jest przedstawiona. Kierowana tym motywem, coraz bardziej wciągałam się w te opowiadanie. Kochanie, piszesz naprawdę niesamowicie. Udało ci się ukształtować swój styl pisania. Jesteś bezbłędna. Naprawdę.
OdpowiedzUsuńDulce!
OdpowiedzUsuńOj, dawno mnie tu nie było. Nie mówię nawet o JSM ( zabieram się za nadrabianie!) , ale o Twojej twórczości! Chyba nawet nie skomentowałam rozdziału piątego, na Twoim blogu. I głupio mi strasznie, bo piszesz świetnie i zasługujesz na wszystkie pochwały, które otrzymujesz. Ja też powinnam komentować, nie tylko dlatego, że uwielbiam Twój styl, ale po prostu czuję taką powinność! Okej, poprawię się. Nadrabiam wszystko w ślimaczym tempie, ale nadrabiam. Przejdziemy do one-shota?
Leonettę lubię i to chyba jest oczywiste, haha :) Choć w serialu wkurzają mnie ( głównie Violka...) ale w opowiadaniach takich jak Twoje ich uwielbiam. Tutaj też są tacy... no, normalni. I bardzo podoba mi się tytuł : "każdy zasługuje na drugą szansę"
Bo tak rzeczywiście jest. Violetta była przyjaciółką Leona, później chyba dziewczyną ( nie wiem czy byli "oficjalną'' parą?) a później coś się wydarzyło... i... no właśnie wszystko się tak jakby posypało. Chłopak, którego kochała, którego towarzystwo uwielbiała nagle stał się kimś obcym. Skrzywdził ją, i ta cała miłość jaką go darzyła zdawała się wyparować. Ale czy tak było naprawdę? Okazuje się, że chyba raczej nie ;)
Musiała go kochać. Wysłuchała go, wybaczyła. Czy zrobiłaby to, gdyby go nienawidziła? Nie sądzę. Oczywiście rany pozostaną, to nieuniknione. Ale, jak powiedział Leon, oni zaczną od początku. Będą mieli nowy, świeży start. Taka druga szansa dla ich miłości. Czy się im uda? Mam nadzieję, że tak ;) Zresztą kontynuacje pozostawiam mojej wyobraźni, a tam wszystko jest możliwe :))
Dulce, z utęsknieniem czekałam na tego one-shota, nie tylko dlatego, że jest o Leonettcie. Chciałam zobaczyć Twoją wersję tej pary, jacy byliby w Twoim wykonaniu. I nie zawiodłam się. Jest świetnie. Naprawdę :)
Pozdrawiam serdecznie!
( I do "napisania ;))
<3
fajny OneShot
OdpowiedzUsuńNa tym blogu nie ma słabych partów. Jest siedemnaście wspaniałych autorek, z których każda z nich ma w sobie coś wyjątkowego, tak, jak jej dzieła. Tak samo jest z tobą. Masz ogromny talent. Ten one shot bardzo mnie wzruszył. Zaczynając od początku, nigdy nie potrafiłam pisać wstępów, które miałyby jakiś sens, dlatego naprawdę podziwiam osoby, które umieją to zrobić i to w tak piękny sposób. Chyba najbardziej utkwiło mi zdanie, że nigdy nie będzie odpowiedniego momentu na cierpienie. Kryje w sobie tyle prawdy. A przecież cierpienie jest prawie jak powietrze, otacza nas wszystkich, nie wybiera, atakuje każdego. W pewnym sensie każdy z nas go potrzebuje. Niektórzy się boją, inni uciekają, niektórzy się wstydzą, inni kłamią, że nie znają jego smaku. Bohaterka historii miała to nieszczęście i doświadczyła najcięższego cierpienia w bardzo młodym wieku. Cierpienia spowodowanego miłością. Nie znam niezliczonej ilości osób, które potrafiłyby tak pięknie opisać ból, jest ich naprawdę niewiele i ty zdecydowanie do nich należysz. Sms-y Leona do Violetty, tak krótkie, tak proste, a jednak niezwykle mnie urzekły. Bardzo się cieszę, że ta opowieść skończyła się szczęśliwie, właśnie na to czekałam.
OdpowiedzUsuńKrótko mówiąc, dziękuję ci, że mogłam przeczytać coś tak wspaniałego. Gratuluję ci talentu. Z niecierpliwością czekam na kolejną historię miłości Leonetty właśnie w twoim wydaniu, myślę, że właśnie taka jest moja ulubiona.
Pozdrawiam i życzę mnóstwo, mnóstwo weny!
xx
Twój part jest boski dziewczyno!! Ogółem teraz komentuje party ,które nie skomentowałam a czyytałąm wcześniej . A z twoim jakoś zwlekałam z komentarzem .ALE koniec lenistwa! Od dziś!-Taa-
OdpowiedzUsuńOS jest bosko-cudno-genialny . I również fajny ;D Same pozytywy ;D nie mam do czego się przyczepić ;D życzę ci dużo weny .
Pozdrawiam:*
Tyśka, co ja mogę napisać? Nie walnę ci takiego długiego komentarza jak zazwyczaj ty mi, bo tak nie umiem, a teraz za bardzo jakos nie mam czasu - wiesz, niedziela, goście, pełna chata ludzi... Ale postaram się coś napisać, bo nie mogę przejść obok takiego cuda obojętnie *.*
OdpowiedzUsuńPo pierwsze przepraszam cię, że docieram tutaj dopiero dzisiaj, ale wcześniej serio mi to wypadło z głowy. Przeczytałam, ale internet mi wywaliło i za cholerę nie mogłam się znowu połączyć.
Ale teraz jestem i jedne co mogę powiedzieć - cudo, cudo, po prostu cudo. Wiem, że cię to nie usatysfakcjonuje, ale no muszę to napisać ;) Piszesz genialnie, każde twoje dzieło jej niesamowite, serio <3
Przepraszam za błędy, jeśli są, ale mónj laptop jest głupi i się tnie -.-
Co mogę powiedzieć jeszcze? Kocham cię bardzo <3333
Dobra, jestem i ja.
OdpowiedzUsuńOd zawsze moją ulubioną parą była Leonetta, pokochałam ich na samym początku. Pomimo mojej zmiany zdania co do Violetty, nadal ta para wydaje się wspaniała. Nie tyle może, co w serialu, bo uwielbiam czytać o niej historie, które są tak piękne, że reżyserzy piszący romantyczne sceny Leona i Violki mogą się schować i co najwyżej bić gromkie brawa amatorskim pisarzom.
Czekałam na tego Shota długo, chciałam zobaczyć, jaka będzie Leonetta w Twoim wykonaniu, i oczywiście nie zawiodłam się. Coś wspaniałego.
"Cierpienie jest potrzebne, jakkolwiek to brzmi, ale dlaczego musi zawsze pojawiać się w tych nieodpowiednich momentach? Nieodpowiednich? Też coś. Przecież nigdy nie będzie odpowiedni moment aby cierpieć." - ten cytat zapadł mi w pamięci najbardziej. Smutna prawda, ale o to chyba właśnie w życiu chodzi. Żeby upadać, by za chwilę znów się podnieść. Zaoferować komuś pomoc i oczekiwać, że ważna dla Ciebie osoba zrobi to samo, gdy właśnie Ty będziesz jej potrzebowała.
Leon zranił Violettę, zostawił ranę w jej sercu. Tak głęboką, że nie chciała się zagoić. Ale wrócił.
Chciał to wszystko naprawić. Widać, że zależało mu na dziewczynie, nie potrafił bez niej żyć. W końcu 'każdy zasługuje na drugą szansę' prawda?
Dziękuję Ci za tę Leonettę.
Karolina. <3
Nie wiem co czuję po tej historii. Z jednej strony jestem smutna, bo czytając z perspektywy Violetty zaczęłam przeżywać wszystko wraz z nią, z drugiej strony jestem szczęśliwa, ponieważ wszystko skończyło się dobrze. Wzruszyłam się. Dawno nie czytałam takiego one shot'a. Mówię tutaj o wszystkich historiach pisanych przez utalentowane dziewczyny na tym blogu. Każda z Was wydobywa ze mnie takie emocje, że brak mi słów, by to uzasadnić. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak trudno znaleźć blog, który by mnie zaciekawił. Wam się udało. Pokochałam każdą historię napisaną tutaj. Bez wyjątku. Wszystkie macie ogromny talent, który zresztą widać gołym okiem. Świetnie piszecie. Dzięki opowiadaniom chwytającym mnie za serce zyskałyście nową czytelniczkę. :) Mam nadzieję, że nie zanudziłyście się na śmierć czytając moje wypociny :D
OdpowiedzUsuńWitaj, księżycu. Tysiaczku! Kalafiorku? (;D Musiałam! Miałam kalafior na obiad, mmm) Haha.
OdpowiedzUsuńEdyta jest głupia, nie ma wstydu - w ogóle weźcie ją! Gadam sama o sobie, mhm. Ale! Jak mam być normalna, skoro poczucie winy zżera mnie od środka. Ten Oneshot jest piękny, wspaniały, tak pełen uczuć, mimo Leonetty w tytule, tak perfekcyjny w każdym calu, a co najważniejsze... figuruję tu już całkiem długo. Ho, ho! A ja komentuję dopiero dziś. No weź mnie zabij, trzepnij, cokolwiek. Okej, wdech, wydech. Od czego by tu zacząć?
Po pierwsze (lubię tak punktami, no co zrobisz? Nic nie zrobisz!), wspaniałe wykonanie. Najbardziej chyba podobał mi się początek. Osobiście ciężko odnajduję się w perspektywie pierwszoosobowej, a Ty Tyśka, no Ty, cholera, zrobiłaś to tak pięknie! Czy tam opisałaś, jeden 'uj. Aż czuć było ten smutek, te emocje. Normalnie się popłakałam, ja! Dobra, ja płacze często - nie było porównania! A ogólnie o formie, stylu - CUDO! I co tu więcej mówić. Rozwinęłaś się, bardzo. Niesamowicie wręcz. I wciąż rozwijasz, potrafisz tak dogłębnie wszystko opisać, przedstawić. Że człowiek czytając zastanawia się czy to aby na pewno fikcja, słowa... może prawdziwy świat?
Po drugie, Leonetta. Powiem Ci tak, ostatnio coraz mniej wkurzają mnie na blogach, czego nie mogę powiedzieć o serialu - tam nie lubiłam, nie lubię, nie polubię, ugh! (Dobra, po tym wyznaniu mi lepiej. Z troszka) I wiesz, to właśnie dzięki takim osobom jak Ty. Piszesz o nich tak cudownie, tak emocjonalnie, że nie lubić się tego nie da. Ba! Nie kochać. Bo lubić to za mało :)
Po trzecie, piosenka, sialalala. Kocham Kelly Clarkson, tę piosenkę również. Trafiłaś w dziesiątkę ;>
Po czwarte, pomysł. Niepotrzebne słowa, rozstanie, tęsknota, ból, powrót, szansa? To wszystko składa się na jedno słowo: MAJSTERSZTYK! Koniec, kropka. Ale nie, przecież ja muszę powiedzieć coś więcej, hyhy ;> Bardzo podoba mi się jak opisałaś ból Violetty, cały smutek. Także rola jej matki odegrała tu pewne znaczenie, kobieta była blisko, nie chciała pozwolić swojej jedynej córce, upaść. Nie za nisko, w każdym razie. A jednak ona spadała, wciąż i wciąż. Pogrążała się w coraz większym cierpieniu, tej cholernej tęsknocie. Bo miała, i straciła. Tylko, czy aby na pewno? Czy jednak kłótnia, nierozważne, raniące słowa, mogły zniszczyć wszystko? Leon powiedział za dużo. Jednak kochał ją, żałował. I nigdy nie kłamał. Dlatego właśnie cieszę się, że dostał drugą szansę. Inaczej bym chyba wyła, a! przecież ja i tak wyłam, muahahha ;D Nieważne. Choć ostatnio mam ochotę na same sad endy, to jednak... tu szczęśliwie zakończenie pasowało. Należało im się. Tyle (:
Dobra, słoneczko, to by było wszystko, co mam do napisania. Powinno być więcej, wiem, jednak mam bardzo mało czasu. Bynajmniej nie przez lenistwo, raczej wesele, dłuuuuugie poprawiny, sprzątanie. Ale cóż, już po wszystkim. Znowu jestem. Kto się boi? ;D
Hahaha, teraz wypada iść dalej, więc idę.
Kocham Cię, pamiętaj.
Twoja Edzua <3