Tytuł; ''Niebezpieczne uczucie''
Para; Cares ( Camila i Andres)
Gatunek; Romans, Dramat, Tragedia
Przedział wiekowy; T
Dedykowane mojej Natalce i Marcie <3
-
Czasami wolałabym, abyś nie przeżył tego wypadku - szepnęła, spoglądając na
swojego narzeczonego, który od dwóch tygodni był w śpiączce. Siedziała przy
jego szpitalnym łóżku codziennie, tak jakby liczyła na to, że w końcu go
pokocha. Błąd. Nigdy nie kochała Sebastiana. Sebastian, nigdy nie dawał jej
szczęścia. Była z brunetem tylko dlatego, bo jej ojciec tak chciał. Miała
poślubić mężczyznę z dobrego domu. Jej mężem, nie mógł być pierwszy lepszy
facet - tak uważał jej ojciec. Skoro ona wywodziła się z dobrej rodziny, to jej
przyszły mąż musiał posiadać, dokładnie taki sam status majątkowy jak ona. -
Nie kocham cię, wiesz? - tym razem słowa, które wydobyły się z jej ust,
zabrzmiały bardziej stanowczo. Kiedy patrzyła na niego, z jej oczu biła czysta
nienawiść. Nienawidziła Sebastiana. Nienawidziła swojego ojca. Nienawidziła
swojego życia. Nie chciała być, jak jej młodsza siostrzyczka - prawdziwy ideał.
Tylko problem, tkwił w tym, że jej młodsza siostra była naprawdę szczęśliwa.
Miała kochającego męża, który był zakochany w niej do szaleństwa. Oni tworzyli,
naprawdę szczęśliwą rodzinę - wręcz idealną. A ona? Miała za trzy miesiące,
zostać żoną człowieka, którego nienawidziła i, który nienawidził jej. Sebastian
też jej nie kochał. Udowadniał to każdą zdradą. Był z nią, dokładnie z takich
samych powodów, jak ona z nim; bo ojciec, tak chciał. Ich związek od samego
początku, to fikcja. Czysta fikcja. Wszystko, zaplanowane i ukartowane. Ślub ma
być idealny. Ich życie ma być idealne. I oczywiście ma pojawić się wnuk, który
kiedyś zostanie, spadkobiercą rodzinnej firmy. - I pomyśleć, że żyjemy w
dwudziestym pierwszym wieku.
-
A ty tu nadal siedzisz i udajesz idealną narzeczoną? - doskonale znała ten
głos. Wiedziała do kogo należy. Nie musiała się nawet obracać, aby wiedzieć,
kto za nią stoi i próbuje wyprowadzić z równowagi. Był jeszcze gorszy od jej
narzeczonego i ojca. Dopiero on działał jej na nerwach. Prowokował ją, jak mało
kto. - Kocie, po co to robisz? - pochylił się nad nią i opuszkiem placów
dotknął jej policzka. Zawsze był pewny siebie. Zawsze wiedział czego chce. Znał
swoją wartość. Widział, jak działa na kobiety, jak doprowadza je do obłędu. Nie
widziała jeszcze kobiety, która przeszłaby koło niego obojętnie. Dla wielu, był
ideałem. Ciemne, głębokie oczy, które były jak tabliczka ciemnej czekolady.
Włosy, zawsze postawione na żelu. Czterodniowy zarost, który dodawał mu
męskości i sprawiał, że jeszcze bardziej działał na kobiety. I ta cholerna
pewność siebie... Był przeciwieństwem, swojego młodszego brata. Byli, jak ogień
i woda. Jak deszcz i słońce. Jednak, było coś, co łączyło obu braci;
bezczelność. Sebastian był bezczelny, jego brat również. Oboje, mieli ludzi za
nic. Uważali się za ósmy cud świata, za najlepszą partię w Buenos Aires, a
nawet w całej Argentynie. - Dobrze wiem, że go nie kochasz. - usiadł na
szpitalnym łóżku i zilustrował ją od góry do dołu. A ona? Robiła wszystko, aby
tylko nie spotkać się z jego spojrzeniem.
Prawda!
Jej
umysł krzyczał; masz rację!
Przecież
ona nie kochała Sebastiana. Nie chciała za niego wychodzić. Na samą myśl o
ślubie z Sebastianem, miała ochotę się zabić.
Nie
pasowali do siebie. Ona potrzebowała adrenaliny, szukała przygody. A Sebastian?
Najważniejsza była dla niego, jego kariera.
Przyszły
pan prokurator i kobieta, która kocha szybkie samochody? Nie. To nie ma prawa
bytu! To małżeństwo, na pewno się nie uda!
-
Kocham, Sebastiana - skłamała, mimo że on doskonale wiedział, jaka jest prawda.
Spuściła głowę na dół, aby ukryć łzy, które spływały po jej policzkach. Modliła
się, aby nie zauważył jej łez. Nie chciała, okazywać swoich słabości. Rzadko
płakała. Nie płakała nawet wtedy, kiedy przyłapywała Sebastiana na kolejnych
zdradach. Po co miała płakać? Przecież, jej na nim nie zależało. Nie kochała
go. Sama nawet myślała o tym, aby go zdradzić. Odwet za odwet. Skoro on ją
zdradza, to ona może zrobić, dokładnie to samo jemu. I tak nie będzie
szczęśliwa w tym małżeństwie. Po co ma się oszukiwać? Ona nigdy nie pokocha
jego, a on nigdy, nie pokocha jej. Ale nie miłość była tutaj najważniejsza.
Najważniejsze były pieniądze i szczęście jej ojca. Skoro tak chciał jej ojciec
- to ona nie ma nic do gadania. Była marionetką, własnego ojca. Javier,
dyrygował nią, jak chciał.
-
Kocie, nie bądź żałosna - wstała gwałtowanie z krzesła i popchnęła go na
ścianę. Uśmiechnął się zadziornie. Kiedy uderzył o ścianę, chwycił ją za
nadgarstek i przyciągnął do siebie. Czuł, jak napiera na jego ciało. Byli
bardzo blisko siebie. Niebezpiecznie blisko. Jej nierówny oddech, delikatnie
muskał jego szyję. Do jego nozdrzy, dotarł zapach jej delikatnych perfum. -
Jesteś taka pociągająca, kiedy się złościsz - szepnął jej do ucha i spojrzał w
brązowe oczy. Widział w jej oczach mord. Chciała go zabić. Była na niego
wściekła, ale nie przejmował się tym. Uwielbiał, kiedy była zła. Zresztą,
kochał kobiety, które udawały niedostępne, a tak naprawdę miały na niego, taką
samą ochotę, jak on na nie. - Masz na mnie ochotę, przyznaj się. - uśmiechnął
się zadziorne i zaczął zbliżać się do jej ust. Pragnął ją pocałować. Jego
dłonie, zjechały na jej biodra. Obrócił ją tak, że teraz ona była oparta o
ścianę. Jego usta, były coraz bliżej jej ust.
Nie
wyczuł jednak, jej intencji. Kilka sekund później, poczuł dłoń na swoim
policzku. Camila uciekła. A on? Mimo że dostał od niej w twarz, był jeszcze
bardziej nią zachwycony. Nie przejmował się nawet tym, że wszystko działo się
koło jego brata, który nadal leżał nieprzytomny.
W
tej chwili postawił sobie jeden cel - chciał zdobyć Camilę, mimo że była dla
niego zakazanym owocem.
Miała
wiele tajemnic. Nikt, nie widział o niej wszystkiego. W domu udawała grzeczną,
ułożoną córeczkę, a tak naprawdę była kobietą, która kochała niebezpieczeństwo.
Pociągała ją adrenalina. Nie znosiła siedzieć w miejscu i nic nie robić. Nawet
kolor włosów, idealnie odzwierciedlał jej charakter. Była spontaniczna,
żywiołowa, brała udział w nielegalnych wyścigach samochodowych. Kochała zapach
benzyny - taka właśnie była prawdziwa Camila. Tylko wśród prawdziwych przyjaciół
była prawdziwą Cami. W rodzinnym domu była taką dziewczyną, jaką wymarzył sobie
jej ojciec; grzeczną i poukładaną.
A
jej towarzystwo? To sami mężczyźni. Na torze samochodowym poznała swoich dwóch
najlepszych przyjaciół; Alvaro i Nacho. Byli jej kompanami, od dobrych paru
lat. To oni sprawili, że zakochała się w samochodach, a jej największą pasją,
stały się wyścigi samochodowe. Kto by pomyślał? Dziewczyna z dobrego, bogatego
domu, bierze udział w nielegalnych wyścigach; dobre sobie. A najlepsze w tym
wszystkim było to, że była najlepsza. Wygrywała każdy wyścig, nie miała sobie
równych, a każdy facet na dźwięk jej imienia, uciekał i rezygnował z wyścigu.
Dźwięk
silników. Zapach benzyny. Adrenalina. Niebezpieczeństwo. Właśnie znalazła się w
niebie. Była w raju. Tor, gdzie trenowali, przed nocnymi wyścigami był jej
prawdziwym domem. Tylko tutaj czuła się szczęśliwa. Związała swoje długie, rude
włosy, usiadła na betonowym murku i zaczęła podziwiać, jak jej przyjaciele,
trenują przed dzisiejszymi zawodami. A ona? Dzisiaj, po raz kolejny chciała
pokazać, kto jest najlepszy. Jedna kobieta i trzynastu mężczyzn. Kto wygra?
Wierzyła, że po raz kolejny, ona okaże się najlepsza. Od dwóch miesięcy była
niepokonana. Teraz też tak będzie. Zapisze na swoim koncie, czternaste
zwycięstwo. Tylko, kiedy wsiadała do ukochanego samochodu, była pewna siebie.
Tylko wtedy, wiedziała czego chce. Za kółkiem, czarnego BMW, czuła, że może
osiągnąć wszystko. Samochód był jej najlepszym przyjacielem. Czarna maszyna,
zastępowała jej ojca.
-
To jak, zapiszesz dzisiaj na swoim koncie czternaste zwycięstwo? - Nacho usiadł
koło niej i przytulił ją mocno do siebie. Camila położyła głowę na jego
ramieniu i mocniej wtuliła się w przyjaciela, który był dla niej, jak starszy
brat. Nacho i Alvaro byli zupełnym przeciwieństwem, jej narzeczonego; silni,
wysportowani, męscy, pewni siebie - jak dla niej idealni. Ale to byli, jej
najlepsi przyjaciele. Nic więcej. Ona nadal czekała na mężczyznę, który
przyjedzie po nią granatowym Lamborghini i przeżyją razem, niebezpieczną
przygodę.
Nocą
Buenos Aires, było jeszcze piękniejsze niż zza dnia. Żaden z mieszkańców, nie
był świadomy tego, co działo się tutaj, kiedy na niebie pojawiał się księżyc.
Nie słyszeli warkotu silników, nie czuli zapachu benzyny. Kto by pomyślał, że
słoneczna stolica Argentyny w nocy może być, aż tak niebezpieczna.
Dojechała
do linii mety. Pokonała kolejnego faceta. Po raz kolejny dojechała do mety,
jako pierwsza. Został już jej tylko finał. Ona i tajemniczy nieznajomy. Nie wiedziała
z kim zmierzy się w finale. Wysiadła z samochodu...
Nagle...
Wszystkie,
maszyny ucichły.
Każdy
facet, skierował swój wzrok na nią. Nikt, nie mógł, oderwać od niej wzroku.
Swoim wyglądem sprawiła, że każdemu zaczęło brakować powietrza. Długie, rude włosy.
Czerwone, jak krew usta. Czarne, skórzane spodnie. Wysokie szpilki, które nie
przeszkadzały jej w prowadzeniu samochodu. Czarny podkoszulek i tego samego,
koloru skórzana kurtka - wyglądała obłędnie. Nocą, w ogóle nie przypomniała
dziewczynki z dobrego domu, która studiuje prawo. Zza dnia była idealną
studentką, a nocą zakładała skórzaną kurtkę, wsiadała do samochodu i brała
udział w nielegalnych wyścigach.
-
Gotowa na kolejne zwycięstwo? – obróciła głowę i ujrzała Alvaro, który z
założonymi rękami, stał oparty o maskę, jej czarnego samochodu. Uśmiechnęła się
do niego czarująco i podeszła bliżej. Gdyby nie fakt, że jest jej najlepszym
przyjacielem, pewnie by się w nim zakochała. Brunet, kilkudniowy zarost,
brązowe oczy, które hipnotyzowały, każdą kobietę i ten najważniejszy aspekt –
kochał, szybkie samochody. Dokładnie, tak jak ona. – Wygrasz dzisiaj? –
przyciągnął ją do siebie, a ona dzięki temu, mogła jeszcze lepiej poczuć, woń
jego niesamowitych perfum. – Gdyby nie fakt, że kocham cię jak siostrę, to
pewnie bym cię poderwał – zaśmiał się i uderzył ją w ramię.
-
Wygram, zobaczysz – odpowiedziała pewnie i oparła się o maskę samochodu, który
był największą miłością jej życia. Na dzień dzisiejszy żaden facet, nie
miał prawa się równać z jej samochodem. – Wiesz, z kim się zmierzę?
-
Nie mam pojęcia – westchnął i przyciągnął Camilę do siebie tak, że stała teraz
naprzeciwko niego. – Nie ważne z kim się zmierzysz i tak wygrasz.
-
Gotowa? – koło dwójki przyjaciół pojawił się Nacho, który trzymał w ręku kurtkę
dziewczyny i jej skórzane rękawice. – Wyścig, czas zacząć – pomógł ubrać
przyjaciółce kurtkę, a na jej drobne dłonie nałożył, czarne jak węgiel
rękawice. – Mała, wygrasz dzisiaj, wierzę w ciebie.
-
Chłopaki, świętujemy dzisiaj! - powiedziała pewnie i wsiadła do swojego
samochodu, który dzisiejszego wieczoru, miał pomóc wygrać jej, czternasty
wyścig w karierze.
-
Cholera, jasna! - krzyknęła wściekła. Wyszła z samochodu i z całej siły
trzasnęła drzwiami. - Nie, to niemożliwe! Nie wierzę, ja po prostu w to nie
wierzę! - zdenerwowana, kopnęła nogą w oponę samochodu, a swoje czarne
rękawice, rzuciła na ziemię. Jej delikatna twarz, przybrała teraz odcień
czerwieni. Nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało; przegrała swój
pierwszy wyścig. Była na siebie wściekła. Była zła na swój samochód, który w
najważniejszym momencie wyścigu, odmówił jej posłuszeństwa. Jak to się stało,
że przegrała wyścig? Przecież ona, nigdy nie przegrywa. Zawsze wygrywa.
-
Przegrałaś. Tym razem, ja okazałem się lepszy - zamarła, kiedy usłyszała ten
głos. Nie! To nie możliwe, aby ona przegrała z nim. On? Naprawdę? Bała się
odwrócić. Obawiała się, że kiedy obróci głowę, sen okaże się prawdą, i stanie
największym koszmarem. Jak to możliwe, aby on brał udział w nielegalnych
wyścigach? Nie, to nie możliwe. - Co ty na to, abyś to ty była moją wygraną? -
podszedł do niej bliżej, objął w pasie i przyciągnął do siebie. Znowu poczuła
perfumy, które doprowadzały ją do obłędu - działał na nią. Działał, jak
cholera. Kiedy był blisko, nie potrafiła się skupić. Był czarujący, przystojny
i kochał samochody. Był ideałem? Nie! Jak najszybciej, odegnała od siebie tą
myśl. Nie mógł jej się podobać. Straszy brat jej narzeczonego? Śmieszne. Nawet,
bardzo śmieszne.
Nie
czekając na jego dalsze ruchy, z całej siły uderzyła go w brzuch i wyrwała się
z jego silnych objęć.
Okazał
się szybszy. Chwycił ją za nadgarstek i znowu przyciągnął do siebie. Uśmiechnął
się zadziornie, kiedy jej usta były blisko jego ust. Widział przerażenie w jej
oczach. Bała się. Zaznała strachu. Po raz pierwszy w życiu, czegoś się bała.
Obawiała się mężczyzny, który jej się podobał. Podobał się, jak cholera.
-
Uwielbiam, kiedy się złościsz - wyszeptał wprost do jej ucha, a przez jej ciało
przeszedł przyjemny dreszcz. Nagle poczuła, jak w jej brzuchu latają motyle.
Dziwne uczucie? Jak dla niej, bardzo dziwne. Nigdy, czegoś takiego nie czuła.
Przy Sebastianie, nigdy nie poczuła czegoś takiego. - Wiesz, że nasz
związek byłby niebezpieczny, tak bardzo, jak nasz dzisiejszy wyścig? - szepnął
do jej drugiego ucha. A ona czuła jak się topi. Rozpływa się pod wpływem jego
głosu, czarującego uśmiechu. W tej chwili, robił z nią, co chciał. Poddała się.
Nie potrafiła się mu sprzeciwić.
Delikatnie
musnął jej usta.
Oddała
pocałunek.
Poczuła,
dokładnie taki sam przypływ adrenaliny, jak podczas każdego wyścigu. On nią
kierował. Ona była samochodem, a on był jej kierowcą. Był jej panem. Nagle,
stał się jej właścicielem. Stała się jego maszyną. Tylko jego.
-
Kocham niebezpieczeństwo, a ty? - spytał, kiedy oderwał się od jej
krwistoczerwonych ust. Nie spuszczał z niej wzroku. Swoją urodą, przyćmiła
nawet jego samochód. Była dla niego idealna. Idealna.
-
Uwielbiam, kiedy robi się niebezpiecznie - powiedziała cicho. Była pewna
siebie. Cholernie, pewna siebie. Nie była tą samą dziewczyną, którą widział,
dzisiaj w szpitalu. Po tamtej Camili, nie zostało ani śladu. Stała przed nim
zadziorna, pewna siebie kobieta. Uwielbiał takie. Nie znosił słodkich,
grzecznych dziewczynek, które chodziły w kolorowych spódniczkach i były
słodkie, jak wata cukrowa. Takie kobiety, przyprawiały go o mdłości. Panna
Torres była inna. Zupełnie inna. Pachniała benzyną. Miała na sobie czarną,
skórzaną kurtkę. Demon, nie kobieta.
Pragnął
jej, coraz bardziej.
Całuj
mnie to taka piękna gra. Całuj mnie, ja ci to wszystko dam. *
Kolejne
spotkanie, jeszcze bardziej niebezpieczne. Numer spotkania? Chyba dwudziesty
piąty. Przestali liczyć po siódmym. Stała się, jego narkotykiem. Nagle, w
niewyjaśniony dla niego sposób, stała się dla niego wszystkim. Jak to możliwe,
aby on pokochał kogoś, bardziej od swojego samochodu? Cuda się zdarzają? Chyba
tak. Właśnie się o tym przekonał; zakochał się. Pokochał ją. Stała się
dla niego najważniejsza. Nie potrafił bez niej funkcjonować. Gdyby musiał
wybierać między Camilą, a wyścigami, wybrałby; Camilę. To ona od kilku dni
nadawała jego życiu, jeszcze większy sens. Była jego księżycem. Nie rozumiał,
jak jego młodszy brat, nie mógł doceniać takiej kobiety jak Camila. Przecież
ona była idealna. Perfekcyjna w każdym calu. Kochała samochody, adrenalinę,
niebezpieczeństwo, bardzo często była wysmarowana czarnym smarem. Jej rude
włosy, pachniały benzyną. Idealna.
Stał
oparty o maskę swojego samochodu i cierpliwie czekał, aż przyjdzie. Kolejne
spotkanie, w tajemnicy przed całym światem. Ukrywali się przed wszystkimi. Ich
romans, nie mógł ujrzeć światła dziennego. Została im tylko noce. Noce, stały
się jeszcze bardziej niebezpieczne. Nielegalne wyścigi, połączone z gorącymi
pocałunkami? Istne szaleństwo. Ale nadal ryzykowali. Nie rezygnowali z
adrenaliny, która towarzyszyła, każdemu ze spotkań.
Nie
mógł się doczekać, kiedy przyjdzie. Tak bardzo za nią tęsknił. Teraz już był
pewny, że się uzależnił. Uzależnił się od niej. Jej pocałunki były jak
narkotyk.
Słyszał.
Słyszał jej kroki. Zbliżała się do niego. Była coraz bliżej. Ale coś mu się nie
podobało. Nie wyczuł zapachu benzyny. Jego Camila, podczas spotkań z nim,
zawsze pachniała benzyną.
Podeszła
do niego. Miała załzawione oczy i cała się trzęsła. Coś było nie tak; przecież
jego Camila nie płacze. Jego Camila jest silna, nie wie, co to strach i
doskonale wie, czego chce.
-
Kocie, czemu płaczesz? - spytał i zamknął ją w swoich ramionach. Wyglądała, jak
mała bezbronna myszka, która ucieka przed wielkim kocurem. Stała przed nim,
biedna, wystraszona dziewczynka, która boi się świata. Nie miała na sobie
czarnej, skórzanej kurtki, wysokich szpilek, a jej usta nie były pomalowane na
czerwono. Jego Camila gdzieś zniknęła. Pragną odzyskać swoją Cami. Podobała mu
się nawet w tej kwiecistej sukience, którą miała na sobie, ale chciał, aby
stała przed nim, ta pewna siebie kobieta, która skradła jego serce.
-
Sebastian się obudził, jeśli dojdzie do siebie, za miesiąc bierzemy ślub -
wyszeptała łamiącym się głosem. Rozpłakała się i mocniej wtuliła w Andresa. Nie
chciała tego ślubu. Nie chciała wychodzić za człowieka, którego nie kochała.
Nie czuła do Sebastiana nic. Kompletnie nic. To Andres skradł jej serce. Teraz
była tego pewna. To z nim pragnęła być, ale zdawała sobie sprawę z tego, że ich
związek nie ma prawa bytu. Jej ojciec, nigdy nie zgodzi się na ich związek. Nie
wyrazi zgody, aby jego starsza córka, spotykała się z mechanikiem samochodowym.
Niebezpieczeństwo.
Ryzyko. Strach. Adrenalina. Wszystko unosiło się nad ich głowami. Ich uczucie,
stało się jeszcze bardziej niebezpieczne. Oboje, brali teraz udział w
nielegalnym wyścigu. Adres był kierowcą. Camila stała się pilotem. Tylko, czy
mają szansę wygrać w tym wyścigu bez poniesienia żadnych ran?
-
Ja nie chcę za niego wychodzić. Andres, kocham ciebie. Tylko ciebie.
-
Przysięgam ci, że zrobię wszystko, aby wygrać z twoim ojcem, moim bratem wyścig
o ciebie. Wygram. Przysięgam.
Miesiąc
później.
Biała
suknia, długi piękny welon. Wyglądała przepięknie, jednak brakowało jednej
rzeczy. Brakowało uśmiechu. W dniu swojego ślubu, nie była szczęśliwa. Jej
serce, pękało na tysiące malutkich kawałeczków. Krzyczała w duchu. Płakała. Nie
chciała tego ślubu. Nie chciała zostać, żoną mężczyzny, którego nie kochała.
Jednak, klamka już zapadła. Nie było odwrotu. Nie potrafiła sprzeciwić się
ojcu. Nie umiała powiedzieć; nie. Pozwoliła sobą dyrygować. Zgodziła się na to,
aby ojciec, kierował jej życiem. Tym razem, nie wybrała niebezpieczeństwa.
Musiała zrezygnować z ukochanej adrenaliny. Musiała zrezygnować z niego. Nie
rozmawiali od dwóch tygodni. Od czternastu dni, nie złożył na jej szyi ani
jednego pocałunku. Nie szeptał jej do ucha czułych słówek. Nie potrafił się
pogodzić z jej decyzją. Nie mógł zrozumieć, czemu wybrała Sebastiana, skoro
kochała jego.
Na
ślub nie przyszedł. Miał zostać świadkiem Sebastiana. Zrezygnował. Nie mógł
patrzeć, jak ukochana kobieta, wychodzi zza innego mężczyznę - jego młodszego
brata.
Wesele,
miało odbyć się wieczorem - tak zażyczył sobie ojciec dziewczyny. Jego starsza
córka, w świetle gwiazd i księżyca miała złożyć przysięgę małżeńską Sebastianowi.
Złożyła
ją. Nikt z zebranych, nie sprzeciwił się.
Została
żoną Sebastiana.
Kiedy
słońce śpi, a księżyc i gwiazdy oświetlają drogę.
Przebrała
się w czarne spodnie, skórzaną kurtkę i wymknęła się ze swojego ślubu. Dzisiaj,
odbywał się kolejny wyścig. Po raz ostatni, chciała wziąć w nim udział. Nie
towarzyszył jej strach. Nie bała się przepaści i niebezpiecznych
zakrętów. Pragnęła znowu poczuć adrenalinę.
Musiała
zrezygnować z niebezpiecznego uczucia. Musiała zrezygnować z nielegalnych
wyścigów. Musiała zrezygnować ze wszystkiego, co kochała; bo ojciec, inaczej
widział jej przyszłość. Życie okazało się niesprawiedliwe. Cholernie
niesprawiedliwe.
Poczuła
to. Poczuła adrenalinę. Do jej nozdrzy, dotarł zapach benzyny. Nie widziała
tylko jego. Andres nie pojawił się dzisiaj. Nie brał udziału w wyścigu.
-
Daj mi kluczyki! - krzyknęła wściekła w stronę przyjaciela
-
Camila, nie! Hamulce są zepsute, chcesz zginąć?!
Nie
słuchała dalej Nacho. Wyrwała mu kluczyki i nie patrząc na konsekwencje,
wsiadła do samochodu. Odpaliła silnik, a adrenalina, która unosiła się w
powietrzy zwiększyła się.
Była
w raju. Czuła się szczęśliwa. Była sobą. Robiła to, co kocha.
Jeden
zakręt.
Drugi
zakręt.
Trzeci
zakręt.
Czwarty
zakręt, jej ostatni zakręt w życiu. Wypadła z trasy, doskonale wiedziała, co
się teraz stanie.
Nie
żałowała swojej decyzji. Zamknęła oczy i czekała.
Nie
ukończyła swojego wyścigu. Już nigdy, nie dojechała do mety. Jej metą, okazała
się śmierć.
A
Andres? Kiedy dowiedział się o śmierci ukochanej, nigdy już nie wsiadł do
samochodu. Kiedyś kochał samochody, teraz ich szczerze nienawidził.
*Piersi
- Całuj mnie.
Kochani, dobry wieczór!
I tak oto, Agnieszka dodała Parta, którym się skompromitowała po całości. Jest beznadziejny, to mało powiedziane. Natalko, Marciu przepraszam, że dedykuje Wam takie coś. Jestem zła i okropna wiem. Przepraszam każdego, kto psuje sobie wzrok tym czymś.
Przepraszam za błędy, poprawię je jutro.
Zapraszam Was do konkursu.
Zapraszam także na Parta Dulce, który pojawi się 16.07
To ja już się bardziej nie kompromituję.
Jejku, biedny Andres :( Cudowny part, naprawdę. Dzięki tobie i te-fazer-feliz polubiłam Cares bardziej niż Bromi.
OdpowiedzUsuńLubię te klimaty - wyścigi, samochody, skóry itd. ^^ Myślałam, że Sebastian nie wybudzi się ze śpiączki i liczyłam na happy end, ale cóż, nie wszystko musi się przecież dobrze kończyć.
Komentarz długością nie powala. Nie zajmuję miejsca i czasu.
Buziaki, Justyna :)
Brak happy endu = Życie
OdpowiedzUsuń<3
Agnieszko, ilekroć czytam twoje opowiadania, wzruszam się. Słowa, którymi się posługujesz, wspólnie tworzą coś niesamowitego. Odnoszę wrażenie, że przemyślałaś dogłębnie nawet znaki interpunkcyjne, których obecność naprawdę mnie satysfakcjonuje. Nie jestem w stanie czytać dokładnie historii, w których występują jedynie małe litery i ciągle niekończące się zdania. To mnie dobija. Oczywiście, moja "przypadłość" również nie jest godna pozazdroszczenia - stawiam zbyt wiele przecinków, co niestety dawno weszło mi w nawyk. Zdania bez nich wydają mi się puste, nielogiczne. Dlaczego rozpisuję się na ten temat? Sama nie wiem. Chcę jednak uświadomić ci, że choć nie istnieją osoby idealne, ty sięgasz niemalże do perfekcji. Jesteś na samym szczycie. Możesz nawet wesoło pomachać osobom takim, jak ja, które z wysoka będą wydawać się niezwykle maleńkie. Prawie, jak mrówki.
OdpowiedzUsuńTy mnie dziewczyno kiedyś wykończyć. Swoimi partami doprowadzasz mnie do łez, dlaczego one są tak genialne? Lubisz mieszać w życiu bohaterów i ci powiem, że zajebiście ci to wychodzi. Ale ja chyba nigdy nie pojmę tego, jak można tak pisać.
OdpowiedzUsuńGłupi ten ojciec Cami i głupi Sebastian, Andres w sumie też troche głupi, ale to tylko na początku. Później widać było, że pokochał Camilę i ja się wcale nie dziwię, bo Camila to wspaniała dziewczyna.
Jezu ta końcówka... powiem ci, że się nie spodziewałam. A tutaj takie coś. Te zdania o zakrętach były genialne.
Normalnie cię kocham no <33333
Agnieszko,
OdpowiedzUsuńWrócę najszybciej, jak tylko będę mogła.
Jestem. Spóźniona... tylko osiem dni. Wybaczysz?
UsuńKocham to, tak bardzo, że już bardziej się chyba nie da. Czekałam na tego Oneshota tak długo, bo ponownie chciałam przeczytać tylko Twoje Cares. Coś magicznego, w czym zatracam się za każdym razem, gdy zagłębiam kolejne zdania tej historii. Nie da się podważyć Twojego talentu, pisząc czarujesz każdego. Nie tylko tu, na JSM. Wszędzie, gdzie się pojawisz zostawisz po sobie ślad, o którym nikt nie zapomni.
Gdzie znajduje się sens w tym, że dwójka ludzi, która zupełnie nic do siebie nie czuje, musi udawać idealny związek? Czy nie lepiej dać im wolność, by same mogły zadecydować o swojej przyszłości? Ojciec Camili nie rozumiał tego. Miłość musiała być dla niego obcym uczuciem, bo gdyby było inaczej, do niczego nie zmuszałby swojej córki. Sebastian również popełnił błąd. Oboje nie chcieli się przeciwstawić rodzicom. Po prostu nie potrafili, to nic by i tak nie zmieniło.
Andres z początku wydawał się być nachalny i głupi, ale z czasem zrozumiał, że zaczął czuć coś do dziewczyny. Postanowił zawalczyć z bratem o Camilę. I miał zamiar wygrać ten wyścig.
Czy wspomniałam już, że zaintrygował mnie fakt, że Ruda kochała motory? Bardzo oryginalne.
Próbowali ukrywać swój związek, bo gdyby ktoś dowiedział się o tym, że Camila i Andres są razem, rozpętałoby to wielką burzę u obu rodzin. Sebastian jeszcze o niczym nie wiedział, ale kiedy wybudził się ze śpiączki, zdanie zostało podjęte. Dziewczyna musiała wyjść za niego.
Nie potrafiła żyć z mężczyzną, który jej nie kocha, bo czym jest związek bez miłości? W jej sercu było miejsce tylko dla Andresa, ale oboje byli zbyt załamani, by podjąć jakiekolwiek działania i spróbować zawalczyć o wspólne szczęście.
Cami postanowiła po raz ostatni zasmakować swojej pasji (jakkolwiek to brzmi) i wsiadła do zepsutego samochodu. Ale przecież za jakimś zakrętem musiało się kryć szczęście...? Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty; to koniec. Skończyła swoje małżeństwo szybciej, niż się zaczęło. Zostawiła Andresa, który znienawidził to, co dotychczas kochał.
Dziękuję za tego Shota, najwspanialszy.
A ty zawsze będziesz moją inspiracją.
Karolina.
Aga, wrócę tu do Ciebie <3
OdpowiedzUsuńJejku :O
OdpowiedzUsuńJak można pisać takie cudowne one shot?
Z całym szacunkiem dla reszty dziewczyn ale to jest jeden najlepszych!
I z moich ulubionych!
Jejku nooo...
NIE WIEM CO MAM NAPISAC!
Buziaki-Nat♥
Hej, Agnieszko, kochanie ♥
OdpowiedzUsuńproszę, wybacz mi tę okropną zwłokę, a także to, że mój komentarz będzie cholernie krótki, ale mam jeszcze kilka miejsc do obskoczenia, a czasem, to ja niestety, nie grzeszę. Wszystko w biegu, ledwo teraz znalazłam chwilę - od dwóch dni, by skorzystać z komputera, a nie telefonu. Ale dobrze, to w tej chwili nieistotne. Istotniejszym punktem wydaje się być oczywiście twój wspaniały OS. Wydaje się? Nie, co ja gadam! On jest najistotniejszym punktem. Pardon mej głupocie, kochanie :) Wstałam dziś przysłowiową lewą nogą, i nie mogę przerzucić się na prawą. So sad. Pójdę sobie w punkcikach, dobrze? Tak komentuję mi się dużo lepiej.
Agnieszko!
Po pierwsze, wspaniały i oryginalny pomysł. Nie mówię o samych wyścigach, szybkich samochodach (chociaż o tym też, of cors), ale także o aranżowanym przez ojca małżeństwu. O miłości, która nie była prawdą, lecz musiała istnieć, musiała dojść do skutku. Oraz o tej drugiej - bezbrzeżnej i namiętnej, niebezpiecznej?, która mimo swojej prawdziwości, nie miała prawa bytu. Dobrze urodzona dziewczynka z byle mechanikiem? Nie, to się nie godzi. A właśnie przez to, ja bym powiedziała spierdo..., ale nie będę przeklinać - "spartaczone", myślenie, dokonała się tragedia. Śmierć. W ten jakże piękny dla wielu kobiet, mężczyzn dzień - ślub. Ale nie dla Camili, o nie.
Po drugie, świetnie wykreowane postacie. Mam na myśli Camilę - jest taka skrajna, z jednej strony ułożona i przykładna, a gdy tylko świat przykryję się wachlarzem nocy, zamienia się w prawdziwą królową. Niebezpieczną, bezwzględną, pewną siebie, niezależną. No po prostu inną. Ale bardziej na pochwałę zasługuję kreacja Andresa. Ten nasz ukochany, poczciwy Andres, takim... niegrzecznym chłopcem? Mru, like it ;> Podobają mi się także przyjaciele rudowłosej. Widać, że byli przy niej, wspierali ją. Pięknie! Na temat ojca i Sebastiana, to ja się już nie wypowiem, pf. Straszneeeeeeeeeeeeee. Ale i tak w życiu bywa, są ludzie normalni, i... patafiany. Czy jak to inaczej nazwać. Sam ojciec Camili doprowadził córkę do śmierci. Do tego kroku, który podjęła. Mam nadzieję, że jest zadowolony :)
Po trzecie, para. Awh, CARES! I co tu więcej mówić? Pokochałam ich, pokochałam - dzięki Tobie. W tym OS świetnie do siebie pasowali, dopełniali się. Camila stała się dla Andresa najważniejszą osobą, ważniejszą niż wszystko. A jednak pokonało ich życie, podły los. Sebastian wybudził się ze śpiączki, mogli wziąć ślub. Zastanawia mnie tylko dlaczego nie walczyli, przecież mogli... prawda?
Po czwarte, ciekawe, choć smutne, zakończenie. Ale takie poruszające, wiesz? Zwłaszcza podobał mi się moment z zakrętami. W końcu z czwartym - ostatnim. Dziewczyna nie chciała tak żyć, nie bez swojego ukochanego, więc zakończyła to, co okazało się, nie życiem, a najgorszym cierpieniem. Męczyła się. Musiała położyć temu kres. Puenta też jest genialna, zaskakująca. Andres mimo swojej miłości do samochodów, nigdy więcej postanowił do niech nie wsiadać, znienawidził je, bo zabrały mu coś cenniejszego. Ukochaną.
Po piąte, styl. Nie wiem, czy powinnam o tym wspominać, bo ty doskonale powinnaś wiedzieć, co na jego temat sądzę. A no... jest przepiękny, idealny! To jak dobierasz słowa, te wszystkie opisy. Coś magicznego, coś, czego przez bardzo długi czas nie można zapomnieć. Ubarwiasz pomysł, same wydarzenia właśnie, pięknymi opisami - myśli, miejsc, przywołujesz zapachy, dotyk... Nic do czego mogłabym się przyczepić. No bo jak?
Kochana, to by było na tyle, z mojej strony. Mówiłam, że kiepsko. Jednak wszystko denerwuje mnie tak, że nawet dobrego zdania nie mogę sklecić. Przepraszam ;c
Pamiętaj, że Cię podziwiam. No, i kocham też. Bardzo. I czekam na kolejny OS twego autorstwa, a także na tego od Tyśki,
Edyta ♥
Awesome !!
OdpowiedzUsuńNie no nie mogę! Masz zaaaaa duży talent !! WIELKI ! On jest olbrzymi! Komentarz nie będzie długi .Nie jestem w tym najlepsza i doskonale to wiem . Jednak OS w pełni przeczytany i uważam za świetny ;D
OdpowiedzUsuńGenialny... niesamowity! O to właśnie to słowo!
Dziękuję!
Pozdrawiam *:*:* Również życzę weny!