niedziela, 13 lipca 2014

{015} Cares || ''Niebezpieczne uczucie'' - Ag

Tytuł; ''Niebezpieczne uczucie''
Para; Cares ( Camila i Andres)
Gatunek; Romans, Dramat, Tragedia
Przedział wiekowy; T


Dedykowane mojej Natalce i Marcie <3

- Czasami wolałabym, abyś nie przeżył tego wypadku - szepnęła, spoglądając na swojego narzeczonego, który od dwóch tygodni był w śpiączce. Siedziała przy jego szpitalnym łóżku codziennie, tak jakby liczyła na to, że w końcu go pokocha. Błąd. Nigdy nie kochała Sebastiana. Sebastian, nigdy nie dawał jej szczęścia. Była z brunetem tylko dlatego, bo jej ojciec tak chciał. Miała poślubić mężczyznę z dobrego domu. Jej mężem, nie mógł być pierwszy lepszy facet - tak uważał jej ojciec. Skoro ona wywodziła się z dobrej rodziny, to jej przyszły mąż musiał posiadać, dokładnie taki sam status majątkowy jak ona. - Nie kocham cię, wiesz? - tym razem słowa, które wydobyły się z jej ust, zabrzmiały bardziej stanowczo. Kiedy patrzyła na niego, z jej oczu biła czysta nienawiść. Nienawidziła Sebastiana. Nienawidziła swojego ojca. Nienawidziła swojego życia. Nie chciała być, jak jej młodsza siostrzyczka - prawdziwy ideał. Tylko problem, tkwił w tym, że jej młodsza siostra była naprawdę szczęśliwa. Miała kochającego męża, który był zakochany w niej do szaleństwa. Oni tworzyli, naprawdę szczęśliwą rodzinę - wręcz idealną. A ona? Miała za trzy miesiące, zostać żoną człowieka, którego nienawidziła i, który nienawidził jej. Sebastian też jej nie kochał. Udowadniał to każdą zdradą. Był z nią, dokładnie z takich samych powodów, jak ona z nim; bo ojciec, tak chciał. Ich związek od samego początku, to fikcja. Czysta fikcja. Wszystko, zaplanowane i ukartowane. Ślub ma być idealny. Ich życie ma być idealne. I oczywiście ma pojawić się wnuk, który kiedyś zostanie, spadkobiercą rodzinnej firmy. - I pomyśleć, że żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku.
- A ty tu nadal siedzisz i udajesz idealną narzeczoną? - doskonale znała ten głos. Wiedziała do kogo należy. Nie musiała się nawet obracać, aby wiedzieć, kto za nią stoi i próbuje wyprowadzić z równowagi. Był jeszcze gorszy od jej narzeczonego i ojca. Dopiero on działał jej na nerwach. Prowokował ją, jak mało kto. - Kocie, po co to robisz? - pochylił się nad nią i opuszkiem placów dotknął jej policzka. Zawsze był pewny siebie. Zawsze wiedział czego chce. Znał swoją wartość. Widział, jak działa na kobiety, jak doprowadza je do obłędu. Nie widziała jeszcze kobiety, która przeszłaby koło niego obojętnie. Dla wielu, był ideałem. Ciemne, głębokie oczy, które były jak tabliczka ciemnej czekolady. Włosy, zawsze postawione na żelu. Czterodniowy zarost, który dodawał mu męskości i sprawiał, że jeszcze bardziej działał na kobiety. I ta cholerna pewność siebie... Był przeciwieństwem, swojego młodszego brata. Byli, jak ogień i woda. Jak deszcz i słońce. Jednak, było coś, co łączyło obu braci; bezczelność. Sebastian był bezczelny, jego brat również. Oboje, mieli ludzi za nic. Uważali się za ósmy cud świata, za najlepszą partię w Buenos Aires, a nawet w całej Argentynie. - Dobrze wiem, że go nie kochasz. - usiadł na szpitalnym łóżku i zilustrował ją od góry do dołu. A ona? Robiła wszystko, aby tylko nie spotkać się z jego spojrzeniem.
Prawda!
Jej umysł krzyczał; masz rację!
Przecież ona nie kochała Sebastiana. Nie chciała za niego wychodzić. Na samą myśl o ślubie z Sebastianem, miała ochotę się zabić. 
Nie pasowali do siebie. Ona potrzebowała adrenaliny, szukała przygody. A Sebastian? Najważniejsza była dla niego, jego kariera.
Przyszły pan prokurator i kobieta, która kocha szybkie samochody? Nie. To nie ma prawa bytu! To małżeństwo, na pewno się nie uda!
- Kocham, Sebastiana - skłamała, mimo że on doskonale wiedział, jaka jest prawda. Spuściła głowę na dół, aby ukryć łzy, które spływały po jej policzkach. Modliła się, aby nie zauważył jej łez. Nie chciała, okazywać swoich słabości. Rzadko płakała. Nie płakała nawet wtedy, kiedy przyłapywała Sebastiana na kolejnych zdradach. Po co miała płakać? Przecież, jej na nim nie zależało. Nie kochała go. Sama nawet myślała o tym, aby go zdradzić. Odwet za odwet. Skoro on ją zdradza, to ona może zrobić, dokładnie to samo jemu. I tak nie będzie szczęśliwa w tym małżeństwie. Po co ma się oszukiwać? Ona nigdy nie pokocha jego, a on nigdy, nie pokocha jej. Ale nie miłość była tutaj najważniejsza. Najważniejsze były pieniądze i szczęście jej ojca. Skoro tak chciał jej ojciec - to ona nie ma nic do gadania. Była marionetką, własnego ojca. Javier, dyrygował nią, jak chciał.
- Kocie, nie bądź żałosna - wstała gwałtowanie z krzesła i popchnęła go na ścianę. Uśmiechnął się zadziornie. Kiedy uderzył o ścianę, chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Czuł, jak napiera na jego ciało. Byli bardzo blisko siebie. Niebezpiecznie blisko. Jej nierówny oddech, delikatnie muskał jego szyję. Do jego nozdrzy, dotarł zapach jej delikatnych perfum. - Jesteś taka pociągająca, kiedy się złościsz - szepnął jej do ucha i spojrzał w brązowe oczy. Widział w jej oczach mord. Chciała go zabić. Była na niego wściekła, ale nie przejmował się tym. Uwielbiał, kiedy była zła. Zresztą, kochał kobiety, które udawały niedostępne, a tak naprawdę miały na niego, taką samą ochotę, jak on na nie. - Masz na mnie ochotę, przyznaj się. - uśmiechnął się zadziorne i zaczął zbliżać się do jej ust. Pragnął ją pocałować. Jego dłonie, zjechały na jej biodra. Obrócił ją tak, że teraz ona była oparta o ścianę. Jego usta, były coraz bliżej jej ust.
Nie wyczuł jednak, jej intencji. Kilka sekund później, poczuł dłoń na swoim policzku. Camila uciekła. A on? Mimo że dostał od niej w twarz, był jeszcze bardziej nią zachwycony. Nie przejmował się nawet tym, że wszystko działo się koło jego brata, który nadal leżał nieprzytomny.
W tej chwili postawił sobie jeden cel - chciał zdobyć Camilę, mimo że była dla niego zakazanym owocem. 

 Miała wiele tajemnic. Nikt, nie widział o niej wszystkiego. W domu udawała grzeczną, ułożoną córeczkę, a tak naprawdę była kobietą, która kochała niebezpieczeństwo. Pociągała ją adrenalina. Nie znosiła siedzieć w miejscu i nic nie robić. Nawet kolor włosów, idealnie odzwierciedlał jej charakter. Była spontaniczna, żywiołowa, brała udział w nielegalnych wyścigach samochodowych. Kochała zapach benzyny - taka właśnie była prawdziwa Camila. Tylko wśród prawdziwych przyjaciół była prawdziwą Cami. W rodzinnym domu była taką dziewczyną, jaką wymarzył sobie jej ojciec; grzeczną i poukładaną.
A jej towarzystwo? To sami mężczyźni. Na torze samochodowym poznała swoich dwóch najlepszych przyjaciół; Alvaro i Nacho. Byli jej kompanami, od dobrych paru lat. To oni sprawili, że zakochała się w samochodach, a jej największą pasją, stały się wyścigi samochodowe. Kto by pomyślał? Dziewczyna z dobrego, bogatego domu, bierze udział w nielegalnych wyścigach; dobre sobie. A najlepsze w tym wszystkim było to, że była najlepsza. Wygrywała każdy wyścig, nie miała sobie równych, a każdy facet na dźwięk jej imienia, uciekał i rezygnował z wyścigu.
Dźwięk silników. Zapach benzyny. Adrenalina. Niebezpieczeństwo. Właśnie znalazła się w niebie. Była w raju. Tor, gdzie trenowali, przed nocnymi wyścigami był jej prawdziwym domem. Tylko tutaj czuła się szczęśliwa. Związała swoje długie, rude włosy, usiadła na betonowym murku i zaczęła podziwiać, jak jej przyjaciele, trenują przed dzisiejszymi zawodami. A ona? Dzisiaj, po raz kolejny chciała pokazać, kto jest najlepszy. Jedna kobieta i trzynastu mężczyzn. Kto wygra? Wierzyła, że po raz kolejny, ona okaże się najlepsza. Od dwóch miesięcy była niepokonana. Teraz też tak będzie. Zapisze na swoim koncie, czternaste zwycięstwo. Tylko, kiedy wsiadała do ukochanego samochodu, była pewna siebie. Tylko wtedy, wiedziała czego chce. Za kółkiem, czarnego BMW, czuła, że może osiągnąć wszystko. Samochód był jej najlepszym przyjacielem. Czarna maszyna, zastępowała jej ojca.
- To jak, zapiszesz dzisiaj na swoim koncie czternaste zwycięstwo? - Nacho usiadł koło niej i przytulił ją mocno do siebie. Camila położyła głowę na jego ramieniu i mocniej wtuliła się w przyjaciela, który był dla niej, jak starszy brat. Nacho i Alvaro byli zupełnym przeciwieństwem, jej narzeczonego; silni, wysportowani, męscy, pewni siebie - jak dla niej idealni. Ale to byli, jej najlepsi przyjaciele. Nic więcej. Ona nadal czekała na mężczyznę, który przyjedzie po nią granatowym Lamborghini i przeżyją razem, niebezpieczną przygodę. 

Nocą Buenos Aires, było jeszcze piękniejsze niż zza dnia. Żaden z mieszkańców, nie był świadomy tego, co działo się tutaj, kiedy na niebie pojawiał się księżyc. Nie słyszeli warkotu silników, nie czuli zapachu benzyny. Kto by pomyślał, że słoneczna stolica Argentyny w nocy może być, aż tak niebezpieczna.
Dojechała do linii mety. Pokonała kolejnego faceta. Po raz kolejny dojechała do mety, jako pierwsza. Został już jej tylko finał. Ona i tajemniczy nieznajomy. Nie wiedziała z kim zmierzy się w finale. Wysiadła z samochodu...
Nagle...
Wszystkie, maszyny ucichły.
Każdy facet, skierował swój wzrok na nią. Nikt, nie mógł, oderwać od niej wzroku. Swoim wyglądem sprawiła, że każdemu zaczęło brakować powietrza. Długie, rude włosy. Czerwone, jak krew usta. Czarne, skórzane spodnie. Wysokie szpilki, które nie przeszkadzały jej w prowadzeniu samochodu. Czarny podkoszulek i tego samego, koloru skórzana kurtka - wyglądała obłędnie. Nocą, w ogóle nie przypomniała dziewczynki z dobrego domu, która studiuje prawo. Zza dnia była idealną studentką, a nocą zakładała skórzaną kurtkę, wsiadała do samochodu i brała udział w nielegalnych wyścigach.
- Gotowa na kolejne zwycięstwo? – obróciła głowę i ujrzała Alvaro, który z założonymi rękami, stał oparty o maskę, jej czarnego samochodu. Uśmiechnęła się do niego czarująco i podeszła bliżej. Gdyby nie fakt, że jest jej najlepszym przyjacielem, pewnie by się w nim zakochała. Brunet, kilkudniowy zarost, brązowe oczy, które hipnotyzowały, każdą kobietę i ten najważniejszy aspekt – kochał, szybkie samochody. Dokładnie, tak jak ona. – Wygrasz dzisiaj? – przyciągnął ją do siebie, a ona dzięki temu, mogła jeszcze lepiej poczuć, woń jego niesamowitych perfum. – Gdyby nie fakt, że kocham cię jak siostrę, to pewnie bym cię poderwał – zaśmiał się i uderzył ją w ramię.
- Wygram, zobaczysz – odpowiedziała pewnie i oparła się o maskę samochodu, który był największą miłością jej życia.  Na dzień dzisiejszy żaden facet, nie miał prawa się równać z jej samochodem. – Wiesz, z kim się zmierzę?
- Nie mam pojęcia – westchnął i przyciągnął Camilę do siebie tak, że stała teraz naprzeciwko niego. – Nie ważne z kim się zmierzysz i tak wygrasz.
- Gotowa? – koło dwójki przyjaciół pojawił się Nacho, który trzymał w ręku kurtkę dziewczyny i jej skórzane rękawice. – Wyścig, czas zacząć – pomógł ubrać przyjaciółce kurtkę, a na jej drobne dłonie nałożył, czarne jak węgiel rękawice. – Mała, wygrasz dzisiaj, wierzę w ciebie.
- Chłopaki, świętujemy dzisiaj! - powiedziała pewnie i wsiadła do swojego samochodu, który dzisiejszego wieczoru, miał pomóc wygrać jej, czternasty wyścig w karierze.

- Cholera, jasna! - krzyknęła wściekła. Wyszła z samochodu i z całej siły trzasnęła drzwiami. - Nie, to niemożliwe! Nie wierzę, ja po prostu w to nie wierzę! - zdenerwowana, kopnęła nogą w oponę samochodu, a swoje czarne rękawice, rzuciła na ziemię. Jej delikatna twarz, przybrała teraz odcień czerwieni. Nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało; przegrała swój pierwszy wyścig. Była na siebie wściekła. Była zła na swój samochód, który w najważniejszym momencie wyścigu, odmówił jej posłuszeństwa. Jak to się stało, że przegrała wyścig? Przecież ona, nigdy nie przegrywa. Zawsze wygrywa. 
- Przegrałaś. Tym razem, ja okazałem się lepszy - zamarła, kiedy usłyszała ten głos. Nie! To nie możliwe, aby ona przegrała z nim. On? Naprawdę? Bała się odwrócić. Obawiała się, że kiedy obróci głowę, sen okaże się prawdą, i stanie największym koszmarem. Jak to możliwe, aby on brał udział w nielegalnych wyścigach? Nie, to nie możliwe. - Co ty na to, abyś to ty była moją wygraną? - podszedł do niej bliżej, objął w pasie i przyciągnął do siebie. Znowu poczuła perfumy, które doprowadzały ją do obłędu - działał na nią. Działał, jak cholera. Kiedy był blisko, nie potrafiła się skupić. Był czarujący, przystojny i kochał samochody. Był ideałem? Nie! Jak najszybciej, odegnała od siebie tą myśl. Nie mógł jej się podobać. Straszy brat jej narzeczonego? Śmieszne. Nawet, bardzo śmieszne. 
Nie czekając na jego dalsze ruchy, z całej siły uderzyła go w brzuch i wyrwała się z jego silnych objęć.
Okazał się szybszy. Chwycił ją za nadgarstek i znowu przyciągnął do siebie. Uśmiechnął się zadziornie, kiedy jej usta były blisko jego ust. Widział przerażenie w jej oczach. Bała się. Zaznała strachu. Po raz pierwszy w życiu, czegoś się bała. Obawiała się mężczyzny, który jej się podobał. Podobał się, jak cholera. 
- Uwielbiam, kiedy się złościsz - wyszeptał wprost do jej ucha, a przez jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Nagle poczuła, jak w jej brzuchu latają motyle. Dziwne uczucie? Jak dla niej, bardzo dziwne. Nigdy, czegoś takiego nie czuła. Przy Sebastianie, nigdy nie poczuła czegoś takiego.  - Wiesz, że nasz związek byłby niebezpieczny, tak bardzo, jak nasz dzisiejszy wyścig? - szepnął do jej drugiego ucha. A ona czuła jak się topi. Rozpływa się pod wpływem jego głosu, czarującego uśmiechu. W tej chwili, robił z nią, co chciał. Poddała się. Nie potrafiła się mu sprzeciwić.
Delikatnie musnął jej usta.
Oddała pocałunek.
Poczuła, dokładnie taki sam przypływ adrenaliny, jak podczas każdego wyścigu. On nią kierował. Ona była samochodem, a on był jej kierowcą. Był jej panem. Nagle, stał się jej właścicielem. Stała się jego maszyną. Tylko jego.
- Kocham niebezpieczeństwo, a ty? - spytał, kiedy oderwał się od jej krwistoczerwonych ust. Nie spuszczał z niej wzroku. Swoją urodą, przyćmiła nawet jego samochód. Była dla niego idealna. Idealna. 
- Uwielbiam, kiedy robi się niebezpiecznie - powiedziała cicho. Była pewna siebie. Cholernie, pewna siebie. Nie była tą samą dziewczyną, którą widział, dzisiaj w szpitalu. Po tamtej Camili, nie zostało ani śladu. Stała przed nim zadziorna, pewna siebie kobieta. Uwielbiał takie. Nie znosił słodkich, grzecznych dziewczynek, które chodziły w kolorowych spódniczkach i były słodkie, jak wata cukrowa. Takie kobiety, przyprawiały go o mdłości. Panna Torres była inna. Zupełnie inna. Pachniała benzyną. Miała na sobie czarną, skórzaną kurtkę. Demon, nie kobieta.
Pragnął jej, coraz bardziej.

 Całuj mnie to taka piękna gra. Całuj mnie, ja ci to wszystko dam. *
Kolejne spotkanie, jeszcze bardziej niebezpieczne. Numer spotkania? Chyba dwudziesty piąty. Przestali liczyć po siódmym. Stała się, jego narkotykiem. Nagle, w niewyjaśniony dla niego sposób, stała się dla niego wszystkim. Jak to możliwe, aby on pokochał kogoś, bardziej od swojego samochodu? Cuda się zdarzają? Chyba tak. Właśnie się o tym przekonał; zakochał się. Pokochał ją. Stała się dla niego najważniejsza. Nie potrafił bez niej funkcjonować. Gdyby musiał wybierać między Camilą, a wyścigami, wybrałby; Camilę. To ona od kilku dni nadawała jego życiu, jeszcze większy sens. Była jego księżycem. Nie rozumiał, jak jego młodszy brat, nie mógł doceniać takiej kobiety jak Camila. Przecież ona była idealna. Perfekcyjna w każdym calu. Kochała samochody, adrenalinę, niebezpieczeństwo, bardzo często była wysmarowana czarnym smarem. Jej rude włosy, pachniały benzyną. Idealna.
Stał oparty o maskę swojego samochodu i cierpliwie czekał, aż przyjdzie. Kolejne spotkanie, w tajemnicy przed całym światem. Ukrywali się przed wszystkimi. Ich romans, nie mógł ujrzeć światła dziennego. Została im tylko noce. Noce, stały się jeszcze bardziej niebezpieczne. Nielegalne wyścigi, połączone z gorącymi pocałunkami? Istne szaleństwo. Ale nadal ryzykowali. Nie rezygnowali z adrenaliny, która towarzyszyła, każdemu ze spotkań.
Nie mógł się doczekać, kiedy przyjdzie. Tak bardzo za nią tęsknił. Teraz już był pewny, że się uzależnił. Uzależnił się od niej. Jej pocałunki były jak narkotyk.
Słyszał. Słyszał jej kroki. Zbliżała się do niego. Była coraz bliżej. Ale coś mu się nie podobało. Nie wyczuł zapachu benzyny. Jego Camila, podczas spotkań z nim, zawsze pachniała benzyną.
Podeszła do niego. Miała załzawione oczy i cała się trzęsła. Coś było nie tak; przecież jego Camila nie płacze. Jego Camila jest silna, nie wie, co to strach i doskonale wie, czego chce.
- Kocie, czemu płaczesz? - spytał i zamknął ją w swoich ramionach. Wyglądała, jak mała bezbronna myszka, która ucieka przed wielkim kocurem. Stała przed nim, biedna, wystraszona dziewczynka, która boi się świata. Nie miała na sobie czarnej, skórzanej kurtki, wysokich szpilek, a jej usta nie były pomalowane na czerwono. Jego Camila gdzieś zniknęła. Pragną odzyskać swoją Cami. Podobała mu się nawet w tej kwiecistej sukience, którą miała na sobie, ale chciał, aby stała przed nim, ta pewna siebie kobieta, która skradła jego serce.
- Sebastian się obudził, jeśli dojdzie do siebie, za miesiąc bierzemy ślub - wyszeptała łamiącym się głosem. Rozpłakała się i mocniej wtuliła w Andresa. Nie chciała tego ślubu. Nie chciała wychodzić za człowieka, którego nie kochała. Nie czuła do Sebastiana nic. Kompletnie nic. To Andres skradł jej serce. Teraz była tego pewna. To z nim pragnęła być, ale zdawała sobie sprawę z tego, że ich związek nie ma prawa bytu. Jej ojciec, nigdy nie zgodzi się na ich związek. Nie wyrazi zgody, aby jego starsza córka, spotykała się z mechanikiem samochodowym.
Niebezpieczeństwo. Ryzyko. Strach. Adrenalina. Wszystko unosiło się nad ich głowami. Ich uczucie, stało się jeszcze bardziej niebezpieczne. Oboje, brali teraz udział w nielegalnym wyścigu. Adres był kierowcą. Camila stała się pilotem. Tylko, czy mają szansę wygrać w tym wyścigu bez poniesienia żadnych ran?
- Ja nie chcę za niego wychodzić. Andres, kocham ciebie. Tylko ciebie.
- Przysięgam ci, że zrobię wszystko, aby wygrać z twoim ojcem, moim bratem wyścig o ciebie. Wygram. Przysięgam.

Miesiąc później.

Biała suknia, długi piękny welon. Wyglądała przepięknie, jednak brakowało jednej rzeczy. Brakowało uśmiechu. W dniu swojego ślubu, nie była szczęśliwa. Jej serce, pękało na tysiące malutkich kawałeczków. Krzyczała w duchu. Płakała. Nie chciała tego ślubu. Nie chciała zostać, żoną mężczyzny, którego nie kochała. Jednak, klamka już zapadła. Nie było odwrotu. Nie potrafiła sprzeciwić się ojcu. Nie umiała powiedzieć; nie. Pozwoliła sobą dyrygować. Zgodziła się na to, aby ojciec, kierował jej życiem. Tym razem, nie wybrała niebezpieczeństwa. Musiała zrezygnować z ukochanej adrenaliny. Musiała zrezygnować z niego. Nie rozmawiali od dwóch tygodni. Od czternastu dni, nie złożył na jej szyi ani jednego pocałunku. Nie szeptał jej do ucha czułych słówek. Nie potrafił się pogodzić z jej decyzją. Nie mógł zrozumieć, czemu wybrała Sebastiana, skoro kochała jego.
Na ślub nie przyszedł. Miał zostać świadkiem Sebastiana. Zrezygnował. Nie mógł patrzeć, jak ukochana kobieta, wychodzi zza innego mężczyznę - jego młodszego brata.
Wesele, miało odbyć się wieczorem - tak zażyczył sobie ojciec dziewczyny. Jego starsza córka, w świetle gwiazd i księżyca miała  złożyć przysięgę małżeńską Sebastianowi.  
Złożyła ją. Nikt z zebranych, nie sprzeciwił się.
Została żoną Sebastiana.

Kiedy słońce śpi, a księżyc i gwiazdy oświetlają drogę.
Przebrała się w czarne spodnie, skórzaną kurtkę i wymknęła się ze swojego ślubu. Dzisiaj, odbywał się kolejny wyścig. Po raz ostatni, chciała wziąć w nim udział. Nie towarzyszył jej strach. Nie bała się  przepaści i niebezpiecznych zakrętów. Pragnęła znowu poczuć adrenalinę.  
Musiała zrezygnować z niebezpiecznego uczucia. Musiała zrezygnować z nielegalnych wyścigów. Musiała zrezygnować ze wszystkiego, co kochała; bo ojciec, inaczej widział jej przyszłość. Życie okazało się niesprawiedliwe. Cholernie niesprawiedliwe.
Poczuła to. Poczuła adrenalinę. Do jej nozdrzy, dotarł zapach benzyny. Nie widziała tylko jego. Andres nie pojawił się dzisiaj. Nie brał udziału w wyścigu.
- Daj mi kluczyki! - krzyknęła wściekła w stronę przyjaciela
- Camila, nie! Hamulce są zepsute, chcesz zginąć?!
Nie słuchała dalej Nacho. Wyrwała mu kluczyki i nie patrząc na konsekwencje, wsiadła do samochodu. Odpaliła silnik, a adrenalina, która unosiła się w powietrzy zwiększyła się.
Była w raju. Czuła się szczęśliwa. Była sobą. Robiła to, co kocha.
Jeden zakręt.
Drugi zakręt.
Trzeci zakręt.
Czwarty zakręt, jej ostatni zakręt w życiu. Wypadła z trasy, doskonale wiedziała, co się teraz stanie. 
Nie żałowała swojej decyzji. Zamknęła oczy i czekała.
Nie ukończyła swojego wyścigu. Już nigdy, nie dojechała do mety. Jej metą, okazała się śmierć.

A Andres? Kiedy dowiedział się o śmierci ukochanej, nigdy już nie wsiadł do samochodu. Kiedyś kochał samochody, teraz ich szczerze nienawidził.

*Piersi - Całuj mnie.  

Kochani, dobry wieczór!
I tak oto, Agnieszka dodała Parta, którym się skompromitowała po całości. Jest beznadziejny, to mało powiedziane. Natalko, Marciu przepraszam, że dedykuje Wam takie coś. Jestem zła i okropna wiem. Przepraszam każdego, kto psuje sobie wzrok tym czymś.
Przepraszam za błędy, poprawię je jutro. 
Zapraszam Was do konkursu.
Zapraszam także na Parta Dulce, który pojawi się 16.07

To ja już się bardziej nie kompromituję. 

11 komentarzy:

  1. Jejku, biedny Andres :( Cudowny part, naprawdę. Dzięki tobie i te-fazer-feliz polubiłam Cares bardziej niż Bromi.
    Lubię te klimaty - wyścigi, samochody, skóry itd. ^^ Myślałam, że Sebastian nie wybudzi się ze śpiączki i liczyłam na happy end, ale cóż, nie wszystko musi się przecież dobrze kończyć.
    Komentarz długością nie powala. Nie zajmuję miejsca i czasu.
    Buziaki, Justyna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brak happy endu = Życie
    <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Agnieszko, ilekroć czytam twoje opowiadania, wzruszam się. Słowa, którymi się posługujesz, wspólnie tworzą coś niesamowitego. Odnoszę wrażenie, że przemyślałaś dogłębnie nawet znaki interpunkcyjne, których obecność naprawdę mnie satysfakcjonuje. Nie jestem w stanie czytać dokładnie historii, w których występują jedynie małe litery i ciągle niekończące się zdania. To mnie dobija. Oczywiście, moja "przypadłość" również nie jest godna pozazdroszczenia - stawiam zbyt wiele przecinków, co niestety dawno weszło mi w nawyk. Zdania bez nich wydają mi się puste, nielogiczne. Dlaczego rozpisuję się na ten temat? Sama nie wiem. Chcę jednak uświadomić ci, że choć nie istnieją osoby idealne, ty sięgasz niemalże do perfekcji. Jesteś na samym szczycie. Możesz nawet wesoło pomachać osobom takim, jak ja, które z wysoka będą wydawać się niezwykle maleńkie. Prawie, jak mrówki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty mnie dziewczyno kiedyś wykończyć. Swoimi partami doprowadzasz mnie do łez, dlaczego one są tak genialne? Lubisz mieszać w życiu bohaterów i ci powiem, że zajebiście ci to wychodzi. Ale ja chyba nigdy nie pojmę tego, jak można tak pisać.
    Głupi ten ojciec Cami i głupi Sebastian, Andres w sumie też troche głupi, ale to tylko na początku. Później widać było, że pokochał Camilę i ja się wcale nie dziwię, bo Camila to wspaniała dziewczyna.
    Jezu ta końcówka... powiem ci, że się nie spodziewałam. A tutaj takie coś. Te zdania o zakrętach były genialne.
    Normalnie cię kocham no <33333

    OdpowiedzUsuń
  5. Agnieszko,
    Wrócę najszybciej, jak tylko będę mogła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem. Spóźniona... tylko osiem dni. Wybaczysz?
      Kocham to, tak bardzo, że już bardziej się chyba nie da. Czekałam na tego Oneshota tak długo, bo ponownie chciałam przeczytać tylko Twoje Cares. Coś magicznego, w czym zatracam się za każdym razem, gdy zagłębiam kolejne zdania tej historii. Nie da się podważyć Twojego talentu, pisząc czarujesz każdego. Nie tylko tu, na JSM. Wszędzie, gdzie się pojawisz zostawisz po sobie ślad, o którym nikt nie zapomni.
      Gdzie znajduje się sens w tym, że dwójka ludzi, która zupełnie nic do siebie nie czuje, musi udawać idealny związek? Czy nie lepiej dać im wolność, by same mogły zadecydować o swojej przyszłości? Ojciec Camili nie rozumiał tego. Miłość musiała być dla niego obcym uczuciem, bo gdyby było inaczej, do niczego nie zmuszałby swojej córki. Sebastian również popełnił błąd. Oboje nie chcieli się przeciwstawić rodzicom. Po prostu nie potrafili, to nic by i tak nie zmieniło.
      Andres z początku wydawał się być nachalny i głupi, ale z czasem zrozumiał, że zaczął czuć coś do dziewczyny. Postanowił zawalczyć z bratem o Camilę. I miał zamiar wygrać ten wyścig.
      Czy wspomniałam już, że zaintrygował mnie fakt, że Ruda kochała motory? Bardzo oryginalne.
      Próbowali ukrywać swój związek, bo gdyby ktoś dowiedział się o tym, że Camila i Andres są razem, rozpętałoby to wielką burzę u obu rodzin. Sebastian jeszcze o niczym nie wiedział, ale kiedy wybudził się ze śpiączki, zdanie zostało podjęte. Dziewczyna musiała wyjść za niego.
      Nie potrafiła żyć z mężczyzną, który jej nie kocha, bo czym jest związek bez miłości? W jej sercu było miejsce tylko dla Andresa, ale oboje byli zbyt załamani, by podjąć jakiekolwiek działania i spróbować zawalczyć o wspólne szczęście.
      Cami postanowiła po raz ostatni zasmakować swojej pasji (jakkolwiek to brzmi) i wsiadła do zepsutego samochodu. Ale przecież za jakimś zakrętem musiało się kryć szczęście...? Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty; to koniec. Skończyła swoje małżeństwo szybciej, niż się zaczęło. Zostawiła Andresa, który znienawidził to, co dotychczas kochał.
      Dziękuję za tego Shota, najwspanialszy.
      A ty zawsze będziesz moją inspiracją.
      Karolina.

      Usuń
  6. Aga, wrócę tu do Ciebie <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku :O
    Jak można pisać takie cudowne one shot?
    Z całym szacunkiem dla reszty dziewczyn ale to jest jeden najlepszych!
    I z moich ulubionych!
    Jejku nooo...
    NIE WIEM CO MAM NAPISAC!
    Buziaki-Nat♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej, Agnieszko, kochanie ♥
    proszę, wybacz mi tę okropną zwłokę, a także to, że mój komentarz będzie cholernie krótki, ale mam jeszcze kilka miejsc do obskoczenia, a czasem, to ja niestety, nie grzeszę. Wszystko w biegu, ledwo teraz znalazłam chwilę - od dwóch dni, by skorzystać z komputera, a nie telefonu. Ale dobrze, to w tej chwili nieistotne. Istotniejszym punktem wydaje się być oczywiście twój wspaniały OS. Wydaje się? Nie, co ja gadam! On jest najistotniejszym punktem. Pardon mej głupocie, kochanie :) Wstałam dziś przysłowiową lewą nogą, i nie mogę przerzucić się na prawą. So sad. Pójdę sobie w punkcikach, dobrze? Tak komentuję mi się dużo lepiej.
    Agnieszko!
    Po pierwsze, wspaniały i oryginalny pomysł. Nie mówię o samych wyścigach, szybkich samochodach (chociaż o tym też, of cors), ale także o aranżowanym przez ojca małżeństwu. O miłości, która nie była prawdą, lecz musiała istnieć, musiała dojść do skutku. Oraz o tej drugiej - bezbrzeżnej i namiętnej, niebezpiecznej?, która mimo swojej prawdziwości, nie miała prawa bytu. Dobrze urodzona dziewczynka z byle mechanikiem? Nie, to się nie godzi. A właśnie przez to, ja bym powiedziała spierdo..., ale nie będę przeklinać - "spartaczone", myślenie, dokonała się tragedia. Śmierć. W ten jakże piękny dla wielu kobiet, mężczyzn dzień - ślub. Ale nie dla Camili, o nie.
    Po drugie, świetnie wykreowane postacie. Mam na myśli Camilę - jest taka skrajna, z jednej strony ułożona i przykładna, a gdy tylko świat przykryję się wachlarzem nocy, zamienia się w prawdziwą królową. Niebezpieczną, bezwzględną, pewną siebie, niezależną. No po prostu inną. Ale bardziej na pochwałę zasługuję kreacja Andresa. Ten nasz ukochany, poczciwy Andres, takim... niegrzecznym chłopcem? Mru, like it ;> Podobają mi się także przyjaciele rudowłosej. Widać, że byli przy niej, wspierali ją. Pięknie! Na temat ojca i Sebastiana, to ja się już nie wypowiem, pf. Straszneeeeeeeeeeeeee. Ale i tak w życiu bywa, są ludzie normalni, i... patafiany. Czy jak to inaczej nazwać. Sam ojciec Camili doprowadził córkę do śmierci. Do tego kroku, który podjęła. Mam nadzieję, że jest zadowolony :)
    Po trzecie, para. Awh, CARES! I co tu więcej mówić? Pokochałam ich, pokochałam - dzięki Tobie. W tym OS świetnie do siebie pasowali, dopełniali się. Camila stała się dla Andresa najważniejszą osobą, ważniejszą niż wszystko. A jednak pokonało ich życie, podły los. Sebastian wybudził się ze śpiączki, mogli wziąć ślub. Zastanawia mnie tylko dlaczego nie walczyli, przecież mogli... prawda?
    Po czwarte, ciekawe, choć smutne, zakończenie. Ale takie poruszające, wiesz? Zwłaszcza podobał mi się moment z zakrętami. W końcu z czwartym - ostatnim. Dziewczyna nie chciała tak żyć, nie bez swojego ukochanego, więc zakończyła to, co okazało się, nie życiem, a najgorszym cierpieniem. Męczyła się. Musiała położyć temu kres. Puenta też jest genialna, zaskakująca. Andres mimo swojej miłości do samochodów, nigdy więcej postanowił do niech nie wsiadać, znienawidził je, bo zabrały mu coś cenniejszego. Ukochaną.
    Po piąte, styl. Nie wiem, czy powinnam o tym wspominać, bo ty doskonale powinnaś wiedzieć, co na jego temat sądzę. A no... jest przepiękny, idealny! To jak dobierasz słowa, te wszystkie opisy. Coś magicznego, coś, czego przez bardzo długi czas nie można zapomnieć. Ubarwiasz pomysł, same wydarzenia właśnie, pięknymi opisami - myśli, miejsc, przywołujesz zapachy, dotyk... Nic do czego mogłabym się przyczepić. No bo jak?
    Kochana, to by było na tyle, z mojej strony. Mówiłam, że kiepsko. Jednak wszystko denerwuje mnie tak, że nawet dobrego zdania nie mogę sklecić. Przepraszam ;c
    Pamiętaj, że Cię podziwiam. No, i kocham też. Bardzo. I czekam na kolejny OS twego autorstwa, a także na tego od Tyśki,
    Edyta ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie no nie mogę! Masz zaaaaa duży talent !! WIELKI ! On jest olbrzymi! Komentarz nie będzie długi .Nie jestem w tym najlepsza i doskonale to wiem . Jednak OS w pełni przeczytany i uważam za świetny ;D
    Genialny... niesamowity! O to właśnie to słowo!
    Dziękuję!
    Pozdrawiam *:*:* Również życzę weny!

    OdpowiedzUsuń