Tytuł: "We can't stop"
Para: Diemi (Diego i Camila) i Leonesca (Leon i Francesca)
Gatunek: Dramat, Tragedia, Psychologiczny
Przedział wiekowy: K
Dla Veronici Blanco ♥
Niczym porcelanowa laleczka stojąca wśród ołowianych żołnierzyków
z miniaturowymi karabinami przy boku. Z białą nóżką uniesioną
wysoko do góry. Pochylona ku podłożu, ciągle tkwiąca w tej samej
pozycji bez możliwości poruszenia się.
Filigranowe rączki ułożone w dostojnej pozycji po obu stronach
ciała, oparte na różanej sukience baletnicy. Choć wydawać by się
mogło - tiulowej, to w rzeczywistości wykonanej z cennego szkła.
Dookoła niej tak wielu ludzi, którzy mogli zniszczyć ją
przypadkowym ruchem.
Życie tak delikatnej figurki wcale nie było proste, wiesz? Bo choć
ona chciała, to tak naprawdę nie mogła go zmienić.
Skazana była na do końca życia na jedno. Na walkę o każdą
chwilę, o każdy dzień, bo przecież tak naprawdę, kolejnego może
się już nie obudzić. Ktoś może niechcący potrącić ją swoją
silną dłonią i przewrócić. A ona wtedy potłucze się na miliony
kawałeczków, których nikt nigdy nie da rady skleić w całość.
I ona już się nie odrodzi.
Wiesz, że Camila miała tak samo? Kiedy patrzyła na swoją ukochaną
laleczkę stojącą na drewnianej półce, widziała samą siebie.
Potężne żołnierzyki należały niegdyś do jej brata, którego
nie widziała już jakieś pięć lat. Czy tęskniła?
A czy można nie tęsknić za towarzyszem zabaw z dzieciństwa? Za
taką osobą, w której ramię mogłeś się wypłakać i zapomnieć
o swojej ciężkiej doli, którą niestety miałeś okazję
prowadzić?
Bo wiesz, on był przy niej zawsze. Odkąd przyszła na świat. Stała
się jego oczkiem w głowie po tym wypadku, który diametralnie
zmienił jej życie. Od tamtej pory już nic nie było takie samo.
Ale teraz go przy niej nie było. Zdajesz sobie sprawę, jak
cholernie mocno jej go brakowało?Chciała znów go zobaczyć.
Chciała, żeby znów ją do siebie przytulił i otarł łzy z jej
policzków. Żeby szepnął do jej ucha chociaż te głupie, tak
bardzo oklepane słowa - „Będzie dobrze”. I choćby to było
jednym wielkim kłamstwem, to dałoby jej nadzieję choć na chwilę.
Ciężko żyć ze świadomością, że jesteś pokłócony ze swoją
jedyną rodziną. A poszło o taką błahostkę... Wyjechał i
zostawił ją samą, choć wiedział, że sama nie da sobie rady.
Zostawił chorą siostrę na pastwę losu. Ktoś by powiedział, że
nie ma serca.
Ale jego serce odeszło wraz z jego rodzicami. Przynajmniej jego
część.
Druga została w środku. Ale zamarzła. Potrzebowała ciepła, aby
na nowo zacząć kochać prawdziwą miłością.
A ona tęskniła. Nikt nie wiedział, że płakała po nocach, a rano
nakładała na siebie grubą warstwę makijażu, aby ukryć te
koszmarne cienie pod oczami.
Cierpienie było nieodłączną częścią jej życia. Miała
wrażenie, że nie wytrzyma już długo. Że odejdzie niezauważona,
jeśli nie przez chorobę, to przez własną głupotę czy choćby
nieszczęśliwy wypadek.
A wiesz, że żyła dla jednej osoby? Domyślasz się dla kogo?
Obraz za oknem doskonale odzwierciedlał to, co działo się w jej
wnętrzu. Ciężkie krople spadające z nieba rozbijały się o
betonowe chodniki i ulice. Na trawniku po drugiej stronie drogi leżał
czarny, bezdomny pies, który tak bardzo lubił deszcz. A ona? Ona
też go lubiła. Mogła wtedy w spokoju zastanowić się nad swoim
życiem. Mogła po prostu pomyśleć.
Siedziała na wiklinowym, bujanym fotelu i wpatrywała się w świat
za szybą.
Ten dzień był inny. Nie tylko przez pogodę, która zmieniła się
tak nagle - w końcu jeszcze wczoraj wieczorem było tak gorąco, że
z trudem dało się wytrzymać. Ten dzień był zupełnie różny od
reszty. Dla innych byłby to powód do świętowania... Ale nie dla
niej. Dla niej to był najgorszy dzień w całym roku.
Usłyszała kroki. Ktoś zbliżał się w jej kierunku. Odgarnęła
brudne włosy do tyłu.
Klęknął obok niej. Ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją w
policzek.
- Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, kochanie - powiedział.
Spojrzała na niego.
- Mówiłam, że nie chcę, żebyś mi o tym przypominał - rzekła
cicho.
Położył rękę na jej kolanie i spojrzał jej głęboko w oczy.
Tak bardzo ją kochał. Jego serce krajało się gdy patrzył jak ona
cierpi. Ból przeszywał go na wskroś, kiedy widział łzy w jej
oczach. Chciał wziąć cały ciężar jej życia na siebie, byle
tylko ona w końcu była szczęśliwa, wiedział jednak, że nie jest
to możliwe.
- A ja mówiłem, że ci przypomnę - odparł. - Camila, dzisiaj są
twoje urodziny...
- I jego też - przerwała mu.
Jakby nie mogła przyjść na świat dzień później. Albo on. Ale
przez cholerne zrządzenie losu urodzili się w tego samego dnia, on
rok wcześniej. Może to dlatego byli tak do siebie przywiązani?
- Ale Camila, jego już nie ma.
Spojrzała na niego z wyrzutem.
- Jak możesz tak mówić? On jest, tylko gdzieś daleko i jeszcze
nie zdecydował się wrócić. Ale kiedyś wróci, zobaczysz.
Nie wiedział co odpowiedzieć. Nie chciał sprawiać jej bólu.
Wiedział, jak tęskniła za swoim bratem, jak bardzo chciała znów
go zobaczyć. Jednak on już tak naprawdę zwątpił, że Leon
kiedykolwiek wróci.
Przeklinał go, że zostawił Camilę samą w najgorszych momentach
jej życia. Nie rozumiał, jak mógł być takim bezuczuciowym
dupkiem. Wprawdzie nigdy go nie widział, ale przysięgał, że gdyby
tylko zobaczył go na ulicy i miał świadomość, że to właśnie
brat jego dziewczyny, zlałby go tak, że nawet Camila by go nie
poznała. Ale kiedy tylko jej o tym powiedział... Cóż, musiał jej
przysiąc, że nigdy mu nic nie zrobi. Więc nie miał wyboru.
- Dzwonili ze szpitala - zmienił temat.
Gwałtownie odwróciła się w jego stronę. Widział ten błysk w
jej oczach... I wiedział też, że miał on za chwilę zniknąć.
- Znaleźli dawcę? - zapytała z nadzieją.
Przygryzł wargę. Pokręcił przecząco głową.
- Nadal nic.
Jej oczy na powrót posmutniały. Zwiesiła głowę.
Czy to musiało być takie trudne? Czy nie mogli znaleźć
jakiegokolwiek człowieka, żeby mógł oddać jej tylko tą jedną,
cholerną nerkę? Zawsze pojawiały się jakieś przeszkody, nigdy
nie mogli doprowadzić do operacji. Cóż, widocznie nie dane jej
było prowadzić spokojnego życia.
A wszystko to zaczęło się, kiedy miała czternaście lat. Nie,
oczywiście, że nie z jej winy. Przecież ona tylko jechała
poboczem drogi, na rowerze. To jakiś palant rozmawiający przez
telefon uderzył w nią samochodem. Wprawdzie nic aż tak poważnego
się nie stało - spędziła tylko kilka tygodni w szpitalu. Ale
właśnie od tego felernego dnia wszystko się zmieniło.
Musieli operacyjnie usunąć jej jedną nerkę, bo już nie nadawała
się do funkcjonowania. Podobno można żyć z jedną nerką...
Dopóki nie pojawią się komplikacje. U niej źle zaczęło się
dziać już w pierwszym miesiącu po powrocie do domu.
I od tamtej pory już nic nie było takie samo. Ciągłe pobyty w
szpitalu, badania i inne rzeczy. Codzienne łykanie masy leków, bo
bez nich nie dałaby rady. Nienawidziła widoku tych białych sal i
metalowych łóżek, z nieskazitelnie ułożoną pościelą. To nie
było dla niej. Jednak to miejsce powoli stawało się jej drugim
domem.
A później... Reszta i tak już podniszczonego muru runęła. Jak
domek z kart. Dosłownie.
Znowu rowery, znowu samochód i nieodpowiedzialny kierowca. Tym razem
jednak pijany. Nie zdążył wyhamować.
I jej rodzice odeszli.
Mimo, że miała już wtedy prawie dwadzieścia lat, nie mogła się
z tym pogodzić. Było ciężko. Naprawdę ciężko. Ale był Leon. I
to on podtrzymywał ją przy życiu, kiedy myślała, że nie da
rady.
Wiesz, o co się pokłócili? O wspomnienia. O cholerne wspomnienia,
które siedziały w ich głowach. Wyobrażasz to sobie?
On chciał zapomnieć. Ona nie. On chciał sprzedać dom razem ze
wszystkim co przypominało im o nich. Ona chciała zachować to na
zawsze, aby pamięć o nich nigdy nie wyblakła.
I Camila dopięła swego. Jednak w tym samym momencie straciła
brata. I sens swojego życia.
Niedługo później poznała Diego. To on jej pomógł. On wyciągnął
ją z tego głębokiego dołu, do którego wpadła po wyjeździe
Leona. On postawił ją z powrotem na nogi i nie pozwolił jej się
załamać. On był przy niej, kiedy tego potrzebowała. Obiecał, że
nigdy jej nie zostawi, mimo jej choroby. I słowa dotrzymywał.
Przynajmniej na razie.
Wiesz o czym marzyła? Żeby wróciło jej życie sprzed pięciu lat.
Żeby znów miała kochającą rodzinę. Żeby znów miała brata.
A gdybyś ty był na jej miejscu, nie chciałbyś tego?
Czy wiesz jakie to uczucie być niewidzialnym?
Kiedy usilnie starasz się zwrócić na siebie czyjąś uwagę, a
mimo, dla tej osoby równie dobrze mógłbyś nie istnieć?
Ona wiedziała.
Odkąd udała się pierwszy raz do liceum, Leon Verdas stał się jej
istną obsesją, nie mogła myśleć, nie mogła normalnie
funkcjonować, nie mogła śnić o czymkolwiek ani kimkolwiek innym.
Gdy na rozpoczęciu roku stanął na scenie z gitarą i posłał
niepewny uśmiech w stronę uczniów, miała wrażenie że przez
chwilę na nią spojrzał, że wyłapał ją wzrokiem spośród
tłumu.
I był to jedyny w przeciągu trzech lat moment, kiedy Leon zwrócił
– a przynajmniej wydawał się zwrócić – na nią swoją uwagę.
Jedno, ukradkowe spojrzenie, nic więcej.
Codziennie po lekcjach zakradła się na aulę, obserwując uczniów
na dodatkowych zajęciach z muzyki, obserwując Jego.
Kiedyś nawet zastanawiała się czy nie dołączyć do tego kółka
jednak szybko rozwiała swoje wątpliwości myślą, że nigdy nawet
nie miała styczności z muzyką, że na pewno skompromitowałaby się
w jego oczach.
Była dziewczyną ładną, inteligentną i w głębi duszy śmiałą
i towarzyską, jednak odkąd On się pojawił zastanawiała się nad
każdym wypowiedzianym przez siebie słowem, nad każdą decyzją.
Nigdy nie spotkała kogoś takiego, kogoś tak pełnego życia, pasji
a za razem normalnego, nie wywyższającego się ucznia liceum w
Buenos Aires.
Cały czas miała nadzieję że ich drogi w końcu się zetkną,
wierzyła w przeznaczenie, odkąd Go poznała była wręcz pewna że
nie stało się to przypadkiem, jednak kiedy w drugiej klasie
pojawiła się Violetta Castillo, jej dotychczasowe marzenia i
przekonania runęły.
Vilu była utalentowaną, sympatyczną i zdolną dziewczyną, szybko
zjednała sobie sympatię wszystkich jej znajomych, jak i również
Leona.
Parą zostali kilka dni przed zakończeniem roku.
Za każdym razem gdy na nich patrzyła, gdy widziała jak obejmuje ją
ramieniem na korytarzu czy wychodzi ze szkoły splatając jej palce
ze swoimi, czuła kłucie w sercu i pieczenie w gardle.
Nie mogła tego przezwyciężyć, starała się, próbowała ale nie
potrafiła.
Kiedyś nawet chciała zmienić szkołę, obejrzała jedno z
prywatnych liceów jednak po tygodniu stwierdziła, że nie potrafi,
że nie jest w stanie wytrzymać bez Jego widoku i bez przyjaciół
których bądź co bądź – miała w tej szkole.
Był dwudziesty czwarty lutego, wyjątkowo chłodny dzień, pamiętała
jak siedziała na ławce pod szkołą, ubrana w grubą kurtkę,
wełnianą czapkę i dokładnie opatulona szalikiem, drżąc z zimna.
Źle się czuła, nie miała siły iść na lekcje, przerażała ją
myśl spędzenia czterdziestu pięciu minut w ciasnej, zapchanej po
brzegi ludźmi sali.
- Nie zmarzniesz? – usłyszała głos, którego z początku nie
rozpoznała, a i tak przyprawił ją o szybsze bicie serce.
Stał nad nią, uśmiechając się i spoglądając na nią ciepłym
wzrokiem.
Zamarła, nie mogła wydusić z siebie słowa, patrzyła na niego,
starając się pamiętać o oddychaniu.
- Jesteś Francesca, prawda?
Skinęła głową.
Zapamiętał. Wiedział, jak ma na imię, wiedział, widział ją,
pamiętał o niej.
- Cóż, Fran, tak do ciebie mówią, prawda?
Ponownie pokiwała głową, serce biło jej jeszcze szybciej niż
przed chwilą.
- Nie wyglądasz na osobę zbyt pozytywnie nastawioną do życia, nie
dzisiaj.
Dopiero po kilkunastu sekundach zdała sobie sprawę, że nie
oddycha.
Nerwowo odgarnęła włosy do tyłu, zaczerpując powietrza, miała
szczerą nadzieję że tego nie zauważył.
- Zimno. – wydusiła, na chwilę spoglądając mu w oczy, po czym
wystraszona ponownie spuściła wzrok.
Bała się, bała zatracić się w jego zielonych oczach,
przestraszyła się tej chwili na którą tyle czekała, był obok
niej, blisko i koncentrował się tylko na niej.
Czy było tak pięknie jak sobie wyobrażała?
Było zimno.
- To może skoczymy na kawę? Bo chyba nie zamierasz już iść na
lekcje? – spytał, ruchem głowy wskazując na dróżkę prowadzącą
do pobliskiej kafejki.
Nie wiedziała nawet, kiedy zdążyła pokiwać głową i wstać.
Nie spodziewała się tego, nie spodziewała się tego dzisiaj,
jednak momentalnie zrobiło jej się na sercu cieplej.
Była z nim, z chłopakiem swoich marzeń.
I jak myślisz, jak to się dalej potoczyło? Czy marzenia naprawdę
mogą się spełniać?
W towarzystwie żadnego chłopaka nie czuła się nigdy tak swobodnie
jak tego dnia, w małej kawiarence, popijając gorącą kawę z
Leonem Verdasem.
Nigdy wcześniej nie zauważył, że miała kształt oczu dokładnie
taki jak jego matka.
Wcześniej co prawda nigdy ze sobą nie rozmawiali, ona zawsze
trzymała się na uboczu, miała swoich znajomych a on miał swoich.
Poza tym Violetta nie lubiła gdy zadawał się z innymi
dziewczynami, od zawsze była piekielnie zazdrosna.
Prawdę mówiąc, jego dziewczyna męczyła go ostatnio coraz
bardziej, zależało mu na niej, to na pewno, była sympatyczna,
przyjacielska, zawsze gotowa do pomocy, jednak ich charaktery były
zupełnie sprzeczne.
Wspólne spotkania przestały przynosić mu radość, jedynie co
chwila zerkał nerwowo na zegarek, szukając jakiejś wymówki by móc
się od niej wcześniej wyrwać.
W towarzystwie Włoszki czuł się… inaczej.
Obserwował ją odkąd pojawiła się w jego liceum, podziwiał ją
za niesamowitą inteligencję, za to jak potrafiła się wysłowić,
jak dogadywała się z ludźmi.
Pamiętał, kiedy jedna z dziewczyn z młodszej klasy dowiedziała
się, że jej młodsza siostra miała poważny wypadek.
Francesca siedziała z nią dopóki rodzice nie zabrali jej do domu,
zresztą, to był jeden z wielu przypadków kiedy miała okazję
pokazać jak bardzo empatyczną jest osobą. Podobało mu się to.
Nie spodziewał się, że jedno popołudnie w kawiarni zburzy cały
jego dotychczasowy świat, że bez pamięci zakocha się we Włoszce.
- Pójdę do toalety.
Wyplątała się z uścisku swojego chłopaka i podniosła się z
sofy. Wolnym krokiem skierowała się w stronę łazienki.
Weszła do środka. Stanęła przed lustrem. Kogo zobaczyła?
Dziewczynę z długimi, zaniedbanymi, rudymi włosami. Z szarymi
oczami i bladą twarzą. Tak bardzo zmęczoną. Czy to była ona?
Wiedziała. Tak, to ona. A w
ogóle nie podobna. Bo gdyby spojrzeć na te zdjęcia sprzed kilku
lat, to wyglądała zupełnie inaczej. Niby tak samo. Ale
inaczej. Miała wtedy zaróżowione policzki, radosny wzrok i szeroki
uśmiech na ustach.
To już nie była ta sama Camila. Tamta wyjechała razem z Leonem. A
raczej jej dusza - bo ciało zostało tutaj, w Buenos. Zabrał ją ze
sobą, zupełnie tego nie świadomy. Przecież gdyby wiedział, na
pewno by tego nie zrobił, zmusiłby ją, żeby została w swoim
kraju.
Wiesz co? Ona nawet nie
przypuszczała, że za kilka sekund jej życie znowu obróci się o
sto osiemdziesiąt stopni.
Najpierw usłyszała dzwonek do drzwi, ale nie przejęła się tym.
Co w tym dziwnego? Później kroki Diego, który zmierzał w ich
stronę. Chciał je otworzyć.
Szczęk klucza przekręcanego w zamku.
- W czym mogę pomóc?
- Chcę zobaczyć się z Camilą.
I zdrętwiała.
Poznałaby ten głos zawsze. Każdego dnia, każdej nocy, o każdej
porze. Przebudzona w najmniej spodziewanym momencie jego brzmieniem,
od razu wskazałaby jego właściciela. Przecież to było takie
oczywiste.
- Camila!
Odeszła od lustra. Stanęła przy drzwiach. Wahała się. Bała się
je otworzyć. W końcu to zrobiła. Wyszła. I zobaczyła go.
Był żywy, prawdziwy. Stał przed
nią. A może to tylko jej przywidzenia? Nie.
Wcale jej się nie wydawało.
- Leon... - szepnęła.
Ale on nie dał po sobie niczego
poznać. Nie odezwał się. Nie wypowiedział jej imienia. Nie
podszedł do niej, nie przytulił jej i nie powiedział, jak bardzo
ją kocha. A jeśli przestał?
- Ja - potwierdził sucho.
Zachwiała się. Obok niej pojawił się Diego, który objął ją
ramieniem, patrząc spod byka na mężczyznę stojącego w drzwiach.
- Co ty tu...
- Chciałem tylko zobaczyć, czy nadal mieszkasz w tym domu -
przerwał jej - czy może jednak zmieniłaś zdanie i wyprowadziłaś
się stąd. Cóż, pomyliłem się.
Zacisnęła długie, blade palce na ręce swojego chłopaka.
- Leon, ja...
- Camila - Nie dał jej dokończyć - przestań. Wróciłem do Buenos
Aires. Ale nie chcę utrzymywać z tobą kontaktów. Niech zostanie
tak, jak było.
I już czuła, jak w jej oczach zbierają się łzy.
Te słowa tak cholernie mocno bolały, wiesz? Jakby ktoś wbił ostre
igły w jej delikatne serce. Uwierz mi, nie chciałbyś tego
doświadczyć.
- Jak możesz...? - rzekła cicho.
- Mogę - potwierdził. - I ty też możesz.
Słone krople spłynęły po jej policzkach.
Dlaczego to robił? Przecież
wiedział, jak bardzo go kocha. Czy to możliwe, by głupia kłótnia
o spadek mogła pokłócić dwie tak bardzo ze sobą związane osoby?
- Nie rób mi tego - poprosiła błagalnym tonem.
- Nie robię nic niewłaściwego -
zaprzeczył. Jego głos był taki sztywny. Wyprany z
emocji.
Nie wierzyła. Jak on mógł zmienić się tak przez te lata? Z
miłego, pogodnego chłopaka stał się wyrachowanym, śmierdzącym
dupkiem, który gdzieś ma smutek i łzy własnej siostry. Pamiętała,
jak kiedyś mówił, że nigdy nie pozwoli jej płakać. Że
własnoręcznie udusi tego, który wywoła u niej łzy. A teraz?
Teraz on to robił. Sprawiał, że jego jedyna rodzina tak bardzo
cierpiała.
Nie sądziła, że byłby do tego zdolny. Widocznie nie znała go tak
dobrze, jak jej się wydawało. A myślała, że to ona wie
najwięcej, wiesz? Pomyliła się.
- Leon, nie odchodź. - Wyrwała się z uścisku Diego i podeszła do
niego. - Nie zostawiaj mnie znowu samej.
Spojrzał na nią, ale w jego oczach już nie było tyle ciepła, co
kiedyś. Teraz widziała tylko chłód. I mimo wszystko była pewna,
że on nie zmienił się tak sam z siebie. To ktoś uczynił go
takim, jakim teraz był. Na pewno.
- Przecież już sobie kogoś znalazłaś - zaśmiał się z pogardą.
- Ja nie jestem ci potrzebny.
Wytarła słone łzy rękawem rozciągniętej bluzy i chwyciła go za
rękę.
- Leon, proszę cię - szepnęła. - Leon, ja cię kocham...
- Cóż, będziesz musiała jakoś z tym żyć.
Zaczęła krztusić się własnymi łzami. Czuła, jak żywy ogień
płonie na jej policzkach. Momentalnie rozbolał ją brzuch. Zgięła
się wpół. I upadłaby, gdyby nie Diego, który pojawił się przy
niej i chwycił ją w pasie. Złapała go za dłoń. Usłyszała jego
głos.
- Wynoś się stąd - wycedził w stronę jej brata. - I nie
przychodź tu więcej.
A później... Później usłyszała tylko, jak schodzi po kamiennych
schodkach. Odszedł.
- Nie! - krzyknęła. - Leon, zostań!
Cierpiała, tak strasznie cierpiała. A on na to nie zważał. Nie
obchodziły go jej uczucia.
Diego trzymał ją mocno w talii, przyciskając jej ręce do ciała.
Wyrywała się, chciała pobiec za swoim bratem, ale on jej to
uniemożliwiał.
- Dlaczego pozwoliłeś mu odejść?! - zawołała przez łzy. - Idź
po niego! Biegnij za nim!
Obraz przed oczami rozmazywał jej się od łez. Nabierała łapczywie
powietrza chcąc się opanować. Nie potrafiła.
- Camila, spokojnie - szepnął jej do ucha. - On nie był ciebie
wart...
- Nie mów tak! - Wbiła paznokcie w jego ramię. - Przestań!
Poczuła, jak kolana się pod nią
uginają. Nogi nie utrzymały ciężaru jej ciała. Upadła na
ziemię, ciągle w objęciach swojego chłopaka. On przycisnął ją
mocniej do siebie i wtulił twarz w jej włosy. Nie zważał na jej
krzyki, na przekleństwa i na bluźnierstwa, którymi go obrzucała.
To nie było teraz ważne.
Wiesz co? Kiedy zobaczyła swojego brata, pomyślała, że może
wszystko w końcu się ułoży, że znowu będą rodziną. Widząc go
w drzwiach miała nadzieję, że będzie tak jak kiedyś. Zdajesz
sobie sprawę, jak bardzo się pomyliła?
Że straciła już wszelką nadzieję...?
Przemierzała ulice Buenos Aires, ściskając w ręku smycz swojego
psa.
W wolnych chwilach lubiła wałęsać się tak bez celu, przyglądać
się Twixy’emu – małemu labradorowi, który wydawał się być
zafascynowany wszystkim co ich otaczało.
Dużo spacerowali razem, zanim wyjechał.
Lubili po nocy przechadzać się po osiedlach, rozmawiając, śmiejąc
się, niekiedy płacząc, po prostu spędzając ten czas tylko we
dwójkę.
Na ostatnim z ich wspólnych spacerów pocałował ją – ujął jej
twarz w swoje dłonie, ocierając łzy z jej policzków i delikatnie
musnął jej wargi swoimi.
Zarzuciła mu wtedy ręce na szyję wplatając palce w jego włosy i
odpędziła od siebie wszystkie dotychczasowe myśli, po prostu żyła
chwilą.
Dwa dni później oznajmił, że wyjeżdża.
Przyszedł, spojrzał na nią chłodnym wzrokiem, powiedział że
jego samolot startuje wieczorem, pocałował ją w policzek i zamknął
za sobą drzwi, tak po prostu.
I złamał jej serce.
Bolało jeszcze bardziej gdy dowiedziała się, że zabrał ze sobą
Violettę. Przez chwilę łudziła się że może ma problemy
rodzinne, że coś mu nagle wypadło, że musi coś załatwić, a
prawda okazała się być zupełnie przeciwna i zdecydowanie bardziej
przytłaczająca.
Uciekł od niej, zostawił ją by bawić się w Hiszpanii w dom z
panną Castillo.
Zacisnęła zęby, wbijając wzrok przed siebie i starając się
myśleć o czym innym.
Obiecała sobie że zapomni, wielokrotnie obiecywała sobie że
wymaże go ze swojego życia, że swojej pamięci. Mimo że upłynęło
już sporo czasu, wciąż nie mogła zmusić się do tego by nie
myśleć.
- Twixy! – zawołała, odciągając psa od małego sznaucera, który
wyraźnie przyciągnął jego uwagę.
- Nic się nie stało, chyba się polubili. – usłyszała głos, na
dźwięk którego zakręciło się jej w głowie.
Serce zaczęło bić jej tak szybko, że bała się że nie będzie w
stanie normalnie oddychać, wciąż nie mogła zmusić się do tego
by podnieść wzrok.
‘To się nie dzieje naprawdę’ – powiedziała do siebie w
myślach, zaciskając pięści i powoli unosząc głowę do góry.
Na widok zielonych oczu ponownie poczuła zawroty głowy, nie była w
stanie dostrzec nic więcej, obraz zaczął rozmazywać się jej
przed oczami.
Ocucił ją Twixy, liżący ją po ręce.
Zamrugała, biorąc głęboki oddech i robiąc krok do tyłu.
Udało jej się nad sobą zapanować, zacisnęła zęby przyglądając
mu się uważnie.
Nie zmienił się bardzo, jego twarz nabrała ostrzejszych rysów,
miała wrażenie że włosy stały się ciemniejsze, to wszystko.
Wciąż był tym samym Leonem Verdasem na widok którego traciła
zmysły i w którym była bezgranicznie zakochana.
- Pięknie wyglądasz. – powiedział, uśmiechając się słabo i
drapiąc labradora za uchem.
Otworzyła usta by coś powiedzieć, jednak nie wydobył się z nich
żaden dźwięk.
Rozpaczliwie nakazywała sobie w myślach by się uspokoić,
opanować, nie mogła pokazać mu jak bardzo ją zranił, nie mogła
dać mu do zrozumienia że wciąż coś dla niej znaczył.
Bo nie znaczył, prawda?
- Wróciłeś do Buenos Aires? – spytała, starając się zapanować
nad drżeniem głosu.
Kiwnął głową, uważnie się jej przyglądając.
Spuściła wzrok.
Nie mogła wytrzymać jego spojrzenia, nie chciała nawiązywać z
nim kontaktu wzrokowego, nie chciała nawiązywać z nim
jakiegokolwiek kontaktu.
- Tak, przyjechałem kilka dni temu. A ty? Cały czas tutaj?
Pokiwała głową.
- Tak, nie zmieniałam miejsca zamieszkania. Jest mi tutaj dobrze.
Przytaknął, spuszczając wzrok i bawiąc się smyczą swojego psa.
- Słuchaj… - zaczął niepewnie, wciąż nie patrząc jej w oczy.
– A może wybralibyśmy się na kawę to tej kafejki co kiedyś,
pamiętasz? Chyba wciąż tutaj stoi?
W głowie zaczęło kłębić się jej tysiące myśli, w pierwszym
odruchu chciała podtrzymać się czegoś, bała się że nie
wytrzyma, że eksploduje.
Nigdy za nikim tak tęskniła, niczyjej obecności nigdy tak bardzo
nie pragnęła, nikogo nigdy tak nie kochała. Nikt jej nigdy tak nie
zranił.
- Przepraszam, nie mogę. – powiedziała cicho, wymijając go i
szybkim krokiem ruszyła do przodu, nie oglądając się za siebie.
"Widzisz dziewczynkę w różowej sukience z prawej strony?
Tak, tę blondynkę. Spędziła długie dnie i noce, czekając na
wyniki badań. Dostrzegłeś wzrok tamtej kobiety przy stoliku? Tak,
w tej szmaragdowej tunice. Modliła się do Boga, by jej mąż
przeżył ciężką operację. Popatrz na tego mężczyznę przy
oknie. Przez niekończące się 13 minut, trzymał za rękę swoją
żonę, której przedwcześnie odeszły wody. Spostrzegłeś trójkę
rodzeństwa, którzy pusto wpatrują się w drzwi?Oni ze strachem
oczekiwali na telefon, który powiedziałby im, że ich rodzice
jednak nie zginęli w wypadku autokarowym. Wiesz co ich wszystkich
łączy? Niepewność, która wraz z krwiobiegiem ogarnia całe ciało
człowieka. Ten brak wiedzy, brak pewności, że wszystko będzie
dobrze..."
On cierpiał. Strach przepełniał całe jego wnętrze. Bał się o
nią. Bał się, że może na zawsze ją stracić. Wiedział, że
jego życie bez niej nie miałoby sensu.
Ona była jego narkotykiem. Jego własną odmianą heroiny. Uzależnił
się od niej. Nie mógł przetrwać bez niej choćby jednego dnia. A
teraz? Teraz nikt nie mógł go przekonać, że wszystko się uda.
Nikt nie mógł wypowiedzieć tych kilku, cholernie prostych - a
jednak tak trudnych - słów.
Drzwi sali otworzyły się. Zobaczył wysokiego mężczyznę w białym
kitlu z kamiennym wyrazem twarzy.
- Pan Dominguez?
- To ja.
Podszedł do niego i stanął naprzeciw. Zacisnął ręce w pięści.
Starł się oddychać miarowo. Nie chciał dać po sobie poznać, jak
bardzo się boi.
- Opanowaliśmy sytuację - powiedział lekarz. - Na chwilę obecną
wydaje się być w porządku. Jednak nie na długo. Nerka powoli
przestaje funkcjonować, a znalezienie dawcy w tak krótkim czasie
graniczy z cudem. Proszę być przygotowanym na najgorsze.
Przepraszam.
Odszedł.
Diego zawsze myślał, że lekarz powinien dawać nadzieję, że
powinien przekonywać, że wszystko się unormuje. Przekonał się
jednak, że nie wszyscy podchodzą do tego w taki sposób. Byli ludzi
źli, bez serca. Lekarz bez serca?
Lekarz bez serca potrafiącego kochać.
Nerwowo uderzał palcami w blat stolika. Co chwilę spoglądał na
zegarek. Spóźniał się. Mógł chociaż udawać, że go to
obchodzi. Nie potrafił zrobić nawet tego.
W końcu drzwi kawiarni się odtworzyły, a on stanął w progu.
Rozejrzał się, a kiedy dostrzegł go siedzącego w kącie
pomieszczenia, podszedł bliżej i bez zbędnych formułek
grzecznościowych usiadł na krześle naprzeciw niego.
- Po co chciałeś się ze mną spotkać? - spytał.
Spojrzał na niego uważnie.
Leon nie wyglądał na człowieka, który nie miałby współczucia.
Można by pomyśleć, że jest to wzorowy, opiekuńczy i dobry
mężczyzna. Rzeczywistość była inna.
- Nie chcę tracić na ciebie czasu - odparł - dlatego powiem
krótko. Camila jest w szpitalu. Jej stan jest ciężki, a uratować
ją może jedynie przeszczep. Ja nie mogę być dawcą, bo nie ma
zgodności. Pewnie wiesz, że Cami jest wpisana na
dziesięciokilometrową listę pacjentów oczekujących na
przeszczep. Wiesz również, że ty na dziewięćdziesiąt dziewięć
procent możesz oddać jej jedną nerkę. Ona jest twoją siostrą,
powinieneś to dla niej zrobić. Możesz ją uratować.
Wiele razy nad tym myślał. Naprawdę, całym sercem kochał Camilę.
Kochał ją i tęsknił za nią. Te kilka lat spędzone bez niej były
prawdziwą udręką. Pamiętał jeszcze ich wspólne zabawy w
dzieciństwie, ich rozmowy, kiedy byli już nastolatkami. Pamiętał,
jak siedział przy niej kilka godzin i podawał jej chusteczki,
równocześnie przytulając do siebie, kiedy zostawił ją chłopak,
którego naprawdę kochała. Później poszedł i zlał go tak, że
zawiesili go w prawach ucznia na tydzień, ale nie żałował tego,
bo to wszystko zrobił dla swojej siostry.
I chciał, wiele razy chciał oddać ją jedną ze swoich nerek i
sprawić, żeby już nie cierpiała. Ale zawsze coś było przeciw
nim. A teraz? Teraz mógłby to zrobić. Nawet musiał. Ale jedyną
przeszkodą na drodze do zdrowia Camili, była Violetta. Violetta.
Ona nie chciała, żeby to zrobił. Nigdy nie lubiła jego
siostry.
Czy ją kochał? Jeszcze kilka tygodni temu powiedziałby, że tak.
Teraz jednak miał wątpliwości. Kiedy po powrocie do Buenos Aires
spotkał Francesce, dawne uczucia, które krył w sobie, na nowo
odżyły. Nigdy nie powiedział jej, że coś do niej czuje. Bał
się, że go wyśmieje, bo nie sądził, żeby taka dziewczyna jak
ona, chciałaby się związać z kimś takim jak on. Ale kiedy ją
spotkał, przekonał się, że dalej ją kocha.
- Zastanowię się nad tym - rzekł w końcu.
Diego spojrzał na niego uważnie.
- Posłuchaj mnie. - Nachylił się w jego kierunku. - Ja naprawdę
nie wiem, jak mogłeś zrobić to Camili, jak mogłeś ją zostawić.
Gdyby nie jej prośba to przysięgam ci, że leżałbyś teraz na
intensywnej terapii. Człowieku, nie wierzę, że nie chcesz tego
zrobić. Na pewno wcale nie chcesz, żeby umarła, i to na dodatek
przez ciebie. Wiesz co ja czuję? Wiesz co czuję, kiedy każdego
dnia muszę patrzeć, jak ona cierpi? I nie mogę jej pomóc, wiesz
jakie to uczucie? A ty możesz, ale nie chcesz tego zrobić. Jesteś
z tą swoją Violettą, nie? I...
- Skąd wiesz, że jestem z Violettą? - Spojrzał na niego uważnie.
- Francesca mi powiedziała, nie ważne - mruknął. - Ale wyobraź
sobie, że to ona jest chora, a tylko ja mogę ją uratować. Co
wtedy byś zrobił?
Leon przygryzł wargę.
Nie wiedział, że Francesca zna jego siostrę i Diego. Bał się, że
tym straci w jej oczach. A tego nie chciał.
- Muszę iść. - Nie odpowiedział na jego pytanie. - Przemyślę to
- dodał.
Wstał z krzesła i odszedł, nie zaszczycając go ani jednym
spojrzeniem.
Nie wiedział co ma robić, jak ma robić. Nie wiedział jak się
zachowywać. To wszystko było takie dziwne.
A to niezdecydowanie było przerażające, wiesz?
Skrzywił się, kiedy wracając z domu Francesci zauważył idącą
naprzeciwko niego Violettę.
Fran albo nie zastał w domu albo zwyczajnie nie chciała mu
otworzyć, bał się że chodziło o to drugie lub jeszcze gorzej –
że zmieniła miejsce zamieszkania.
- Mówiłem ci, żebyś za mną nie chodziła. – warknął w stronę
szatynki, próbując szybkim krokiem ją wyminąć. Niestety,
bezskutecznie.
Obawiał się, że kiedy wróci do Buenos Aires jego była dziewczyna
podąży w ślad za nim jednak miał cichą nadzieję, że może da
sobie spokój, że zrozumie. Złudną.
- Leon, jak mogłeś mnie zostawić i wyjechać, co? Wydaje ci się,
że po tylu latach związku możesz traktować mnie przedmiotowo? Że
w ogóle możesz mnie tak traktować?!
Ruszył przed siebie, jednak tak jak się spodziewał – Violetta
podążyła w ślad za nim.
Uprzedził ją że wyjeżdża, liczył że może w ten sposób uda mu
się od niej uwolnić, żadne inne argumenty nie docierały do niej,
nie chciał z nią być, nie mógł wytrzymać już dłużej – nie
kochał jej. Nie kochał jej nigdy poza tym, mimo iż uważał że
była dobrą i wrażliwą dziewczyną, ze względu na sytuację
rodzinną i przedwczesną śmierć ojca i ciotki miała problemy
psychiczne, była niestabilna emocjonalnie, momentami wręcz go
przerażała. Miał wyrzuty gdy z nią zrywał, bał się że to tym
bardziej pogorszy jej stan jednak nie mógł obarczać tym siebie,
nie chciał zmarnować sobie swojego życia.
- Vilu, proszę cię, daj mi spokój. Musimy nauczyć się żyć
osobno, tak? Przerabialiśmy to już.
Złapała go za ramię, mocno wbijając mu paznokcie w skórę.
- Nie. – syknęła, spoglądając mu wojowniczo w oczy. – Ty to
przerabiałeś. Nie dałeś mi wyboru, po prostu odszedłeś! Jak
tchórz, wiesz?
Przystanął, biorąc głęboki oddech i spoglądając jej w oczy.
- Takie jest życie, Violetto, ludzie się schodzą i rozstają.
Zrobiłbym ci ogromną krzywdę gdybym wciąż z tobą był, mimo że
cię nie kocham. To szansa dla nas obojga, wykorzystaj ją –
powiedział, starając się przybrać spokojny ton, a gdy zauważył
przystającą obok chodnika taksówkę, natychmiast rzucił się w
jej stronę, uciekając przed dziewczyną.
Upiła łyk drinka, stawiając szklankę z powrotem na blacie i
kręcąc się w rytm muzyki.
Przymknęła oczy. Światła padały prosto na nią rozświetlając
jej twarz, dookoła był tłum, nie miała zbyt wielu możliwości
manewru, rozmowy ludzi zagłuszała głośna muzyka. Była gorąco.
Na co dzień nie przebywała w takich miejscach, ostatni raz w klubie
była jako nastolatka. Po rozmowie z Leonem jednak nie wiedziała co
ze sobą zrobić, nie chciała go widzieć, nie chciała go słuchać
nigdy więcej, zrujnował jej życie którego do tej pory nie zdążyła
jeszcze sobie poukładać, a potem wrócił, jak gdyby nigdy nic,
ponownie wprowadzając jeszcze większy zamęt.
Zacisnęła zęby.
Nie było go tutaj, a wokół niej kręciła się masa przystojnych
facetów. Była wolna. Mogła robić co tylko chciała.
Remember only God can judge ya
Poczuła, jak jeden z tańczących obok mężczyzn obejmuje ją w
pasie, zarzuciła mu ręce na szyję i przybliżyła się do niego,
pozwalając mu przycisnął usta do jej szyi.
Forget the haters cause somebody loves ya
Powoli kręcili się w rytm coraz szybszej muzyki, kiedy poczuła że
ktoś przeciskając się przez tłum ludzi ciągnie ją za rękę.
Była ściśnięta ze wszystkich stron, czuła gorący oddech na
skroni, otworzyła oczy, starając się powrócić do rzeczywistości.
Zakręciło się jej w głowie na widok zielonych oczu patrzących
prosto na nią, nie poruszyła się, zresztą, nie miała nawet jak.
- Musimy porozmawiać. – zawołał, próbując przekrzyczeć głośną
muzykę. - Zabieram cię stąd.
Chciała zaprzeczyć ale nie miała jak, gardło odmawiało jej
posłuszeństwa, hałas odbierał zdolność racjonalnego myślenia.
Przeciskali się przez tłum ludzi, im bliżej wyjścia tym tym
bardziej zaczerpywała coraz to chłodniejszego i świeższego
powietrza.
- Śledziłeś mnie?! – krzyknęła, kiedy byli już przy samych
drzwiach i odzyskała zdolność mowy.
Leon nacisnął klamkę przepuszczając ją pierwszą w progu, po
czym sam podążył za jej śladem i zatrzasnął za nimi drzwi.
- Zauważyłem cię jak jechałem taksówką i pomyślałem, że
warto spróbować. – powiedział, biorąc głęboki oddech.
Zadrżała. Opatuliła się mocniej kataną dżinsową.
Zdjął kurtkę zarzucając jej ją na ramiona, a kiedy nie zauważył
sprzeciwu spojrzał na nią, po czym wolnym krokiem ruszył do
przodu.
Dziewczyna zacisnęła zęby, po czym udała się w jego ślady.
- Musiałem wtedy wyjechać, Fran, musiałem, sytuacja rodzinna mnie
do tego zmusiła. – wyrzucił, nie czekając na jej reakcje. – A
Violetta pojechała za mną, nie pytała mnie nawet o zdanie, nie
mogłem się nie zgodzić, byłem na to za słaby, potrzebowałem
kogoś bliskiego… Ale cały czas o tobie myślałem, cały czas. –
powiedział, stając i łapiąc ją za ręce.
Zakręciło się jej w głowie pod wpływem jego dotyku i spojrzenia,
nie potrafiła się poruszyć, nie potrafiła nic powiedzieć. –
Starałem się zapomnieć, wiedziałem że cię straciłem ale nie
mogłem, musiałem wrócić, nie wytrzymywałem już tam dłużej,
rozumiesz? Zerwałem z Violettą, powiedziałem jej że to nie ma
sensu, nie kocham jej, nigdy jej nie kochałem. Prawdę mówiąc,
zawsze kochałem tylko ciebie Fran, tylko. I nadal cię kocham.
Zamrugała kilka razy oczami chcąc powstrzymać łzy jednak na nic
się to nie zdało, czuła jak po chwili zaczęły spływać jej po
policzkach rozmazując makijaż, jedna po drugiej.
- Porozmawiajmy, proszę. – powiedział, przygryzając dolną
wargę. Dosłyszała w jego głosie panikę.
Nie wiedziała co odpowiedzieć, stała bez ruchu, ze spojrzeniem
wbitym przed siebie.
Po pewnym czasie skinęła głową.
- Dobrze. Porozmawiajmy.
Popijała kawę w milczeniu, kiedy usłyszała pukanie do drzwi,
które z sekundy na sekundę stawało się być coraz bardziej
natarczywe.
Westchnęła, odkładając filiżankę na stół, po czym skierowała
się w stronę drzwi. Przekręciła zamek po czym otworzyła je i
natychmiast tego pożałowała, kiedy zauważyła stojącą w progu
Violettę. Zamarła kiedy zauważyła wściekłość malującą się
na twarzy dziewczyny. Zadrżała, kiedy poczuła jak panna Castillo
przeszywa ją ostrym spojrzeniem.
- Powinnam cię teraz zabić, wiesz? – syknęła, robiąc krok do
przodu i przeciskając się w drzwiach.
Francesca przez chwilę nie odzywała się, nie wiedziała jak
zareagować, kiedy Violetta wtargnęła do jej mieszkania, z hukiem
zamykając za sobą drzwi.
- Przepraszam cię, ale wydaje mi się, że my nie mamy o czym
rozmawiać.
Zrobiła krok do tyłu, poczuła nagły przypływ lęku. Leon
uprzedzał ją, że jego była dziewczyna jest nieobliczalna. Że
jest zdolna do wszystkiego. A teraz stała tu, zamknięta z nią w
jednym, małym pomieszczeniu.
- Zniszczyłaś mi życie, wiesz? – warknęła, robiąc krok w jej
stronę.
- Violetto, ja nie… - zaczęła, jednak zamilkła robiąc krok do
tyłu, kiedy Violetta rzuciła się na nią z pięściami.
Odepchnęła ją, jednak szatynka była silniejsza i pchnęła ją
wprost na stojącą obok szafę.
Francesca upadła jednak nie zdążyła się podnieść, kiedy
zauważyła idącą na wprost niej Violettę.
Zacisnęła zęby, kiedy drzwi otworzyły się z hukiem i stanął w
nich Leon.
Odetchnęła.
Dwa tygodnie później.
Siedzieli w milczeniu na balkonie pod daszkiem, popijając gorącą
herbatę. Wzrok miała wbity przed siebie jednak czuła, że Leon co
jakiś czas na nią spogląda.
Odkąd Violetta została zabrana do ośrodka psychiatrycznego żyli w
ciągłym napięciu, nie tak miało to wszystko wyglądać, nie tak
to sobie zaplanowali. Francesce było szkoda dziewczyny, zdawała
sobie sprawę że nie miała łatwego życia jednak to że ją
zaatakowała przeważyło sprawę. Bliscy panny Castillo również
zeznali, że jest ona niestabilna psychicznie i potrzebuje pomocy.
- Na dworze robi się coraz ładniej. – odezwał się, rzucając
jej przelotne spojrzenie.
Niepewnie przeniosła wzrok na niego, po czym skinęła głową.
Przez chwilę ponownie siedzieli w milczeniu, ostatnio zresztą coraz
częściej tak było. Woleli siedzieć w ciszy niż rozmawiać o
przykrych rzeczach.
- Fran… - odezwał się w końcu, wzdychając. – Słuchaj, ja nie
chcę żeby tak między nami było, żeby to wszystko tak wyglądało.
– dodał, wstając z krzesła i podchodząc do niej. – Kocham
cię.
Zamrugała kilka razy, spoglądając w jego ciemnozielone tęczówki.
- Wiem, Leon. – odparła po chwili.
Nie była teraz gotowa na żadnego rodzaju szczere rozmowy, wyznania.
Musiała odpocząć od tego wszystkiego, poczekać aż minie trochę
czasu. Jeszcze nie czuła się gotowa.
- Fran… - zaczął łamiącym się głosem, niezrażony jej
postawą. – Chcę być z tobą. Już na zawsze, wiesz? Kocham cię,
do cholery, naprawdę cię kocham. Gdybym cię teraz zapytał czy
wyszłabyś za mnie, zgodziłabyś się?
Wstrzymała oddech, prawdę mówiąc na tę chwilę w ogóle
zapomniała, jak się oddycha. Spoglądała na niego starając się
uporządkować natłok myśli i zapanować nad zawrotami głowy.
- Posłuchaj. – wydusiła, z całych sił starając się nie
spuścić wzroku. – Też mi na tobie zależy, okej? To znaczy, ja
też cię kocham. Bardzo. Tylko że teraz… Po prostu nie mogę,
Leon. Zbyt wiele się wydarzyło, sam rozumiesz. Nie gniewaj się ale
nie.
Przez chwilę wpatrywał się w nią tkwiąc w bezruchu, jednak po
kilkunastu sekundach kiwnął głową, wstając i zajmując miejsce z
powrotem na krześle. Tego wieczora nie zamienili ze sobą już ani
jednego słowa.
Leżała. Miała zamknięte oczy, ale podobno słyszała. Podobno.
Tak mu powiedzieli. Powiedzieli mu też, że była za słaba, żeby
na niego spojrzeć. I żeby się odezwać.
Myślał, że widząc ją w takim stanie stchórzy i wyjdzie. Uwierz
mi, chciał to zrobić. Nie chciał patrzeć na jej cierpienie, ale
coś ciągnęło go do niej.
Usiadł na krześle obok. Nie wiedział, czy miała świadomość, że
tu jest. Chwycił ją delikatnie za bladą dłoń.
- Camila - szepnął. - Camila, to ja. Słyszysz mnie? Proszę cię,
daj mi jakikolwiek znak.
Spojrzał z nadzieją na jej umęczoną twarz, która zasłonięta
była w połowie maską tlenową.
Po chwili ona podniosła swoje powieki. W jej ciemnobrązowych oczach
widział tyle bólu... Ale przebijało się przez nie również
szczęście. Cieszyła się, że go widzi?
Próbowała poruszyć ustami. Widział, że chce coś powiedzieć.
Ale nie mogła.
- Nie - rzekł. - Nie mów nic, siostrzyczko.
Ścisnął mocniej jej rękę. Bał się, że może jej coś zrobić.
Była w końcu taka krucha i słaba.
- Chciałem cię przeprosić - zaczął. - Byłem idiotą. Kocham
cię, Camila. Zawsze cię kochałem. Rozmawiałem z Francescą...
Lekarze zrobili testy na zgodność. Zaraz jadę na zabieg. Jeszcze
dzisiaj będziesz miała przeszczep.
Patrzył na nią z uwagą. Czekał na jej reakcję.
I wtedy dostrzegł, jak kąciki jej ust z trudem unoszą się do
góry. Uśmiechnęła się. Jej uśmiech był słaby, ledwo widoczny.
Ale był. A Leon cieszył się, że to właśnie on go wywołał.
Chodziła nerwowo od okna do okna, od drzwi do drzwi, do ściany do
ściany. Z jej warg płynęła krew - z nerwów tak bardzo je
przygryzała. Nie przejmowała się bólem, zmęczeniem cy głodem. W
tym momencie modliła się tylko, by operacja się udała. By jej
przyjaciółka przeżyła.
- Dlaczego to tak długo trwa?
Odwróciła się w jego stronę.
Widziała jego zdenerwowanie. Bał się o Camilę. Była w końcu
wszystkim dla niego. Francesca wiedziała, że bez niej by nie
wytrzymał. Kochał ją całym sercem.
- To dopiero sześć godzin - odparła cicho.
- A ile trwają takie operacje? - spytał.
Wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia. I nie było to ważne. Bo
tutaj liczył się wynik przeszczepu, nie czas jego trwania.
Podwójne drzwi otworzyły się. Stanął w nich lekarz.
Twarz miał stężałą. Ale żadne z nich się nie zdziwiło, od
początku leczenia Camili nie widzieli go uśmiechniętego. To taki
ponury typ człowieka.
Diego podniósł się z krzesła i wyprostował. Podszedł bliżej i
stanął naprzeciw niego. Nie odezwał się. Czekał. Bał się.
Ale czekał.
- Robiliśmy wszystko co w naszej mocy.
Zamrugał szybciej oczami.
- Słucham?
- Niestety, pojawiły się komplikacje. Przeszczep nie udał się.
Nasza pacjentka nie miała szans. Przepraszam.
I odszedł. Wiesz, że jego życie straciło w tym momencie cały
sens? Tylko on jeszcze o tym nie wiedział. Bo nie wierzył, że Jej
już nie ma.
Z sali wyjechało łóżko. Ktoś na nim leżał. Przykryty był
białym prześcieradłem.
Nie zastanawiał się. Podbiegł do niego. Zerwał cienkie okrycie.
Wtedy ją zobaczył. Leżała przed nim, bezbronna, nieżywa, a
na jej zastygłej twarzy wciąż błąkała się nadzieja.
- Nie... - szepnął. - Nie. Nie! Kochanie, odezwij się, proszę
cię! Błagam cię, Camila!
Po jego policzkach zaczęły płynąć łzy. Nie wstydził się ich.
Pokazywały one w końcu, jak bardzo ją kocha.
Czuł, jak ktoś próbuje go odciągnąć. Nie pozwolił na to.
Przywarł do niej całym ciałem. Nie chciał od niej odejść. Nie
mógł pogodzić się z tym, co się przed chwilą stało.
- Diego... - Usłyszał głos swojej przyjaciółki przy uchu. -
Diego, przestań...
Chwyciła go za dłoń, którą zacisnął na szpitalnej piżamie
swojej ukochanej. Pociągnęła go do tyłu. Nie zapierał się. Był
za słaby. A to wszystko z miłości.
Upadł na ziemię.
Ukrył twarz w dłoniach. Płakał. Płakał całym głosem i nie
obchodziło go, co mogą pomyśleć sobie osoby wokół niego. Miał
to gdzieś.
Francesca oparła się o ścianę i osunęła po niej na podłogę.
Zachłysnęła się powietrzem. Z jej gardła wydobywał się głośny
szloch.
Miała nadzieję do ostatniej chwili. Ale nadzieje bywają płonne.
Wiedziałeś o tym?
W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, prawda? Tylko
słabi się poddają. Silni pomimo wszystkiego brną do przodu.
Zawsze.
Zaraz po śmierci jego jedynej siostry, oplatając go ramionami za
szyję i szepcąc mu do ucha słowa pocieszenia zdała sobie sprawę,
jak bardzo kruche jest życie. Że trzeba żyć chwilą. Że nie
można zmarnować ani jednej. I powiedziała ‘tak’.
Zapukała. Nikt jej nie otworzył. Zapukała drugi raz. Głucha
cisza. Zapukała trzeci raz. Brzęczenie muchy przy jej uchu.
- Diego! - zawołała. - Diego, otwórz drzwi!
Zero reakcji. Przygryzła wargę.
Nie przyszedł na ślub. Chociaż miał być drużbą. Nie zadzwonił.
Chociaż nigdy tak nie robił. Nie dał żadnego znaku życia.
Wiedziała, że jest mu ciężko po śmierci sensu swojego życia,
ale obiecał jej, że przyjdzie na najważniejsze wydarzenie w jej
życiu. Obiecał, że będzie szczęśliwi przez te kilkanaście
godzin. Obiecał, że spróbuje zapomnieć. Jej samej po
części się udało. I była z siebie dumna, bo teraz mogła patrzeć
na Jej zdjęcie i nie uronić ani jednej łzy.
Nacisnęła lekko klamkę. Drzwi były otwarte. Zdziwiła się. On
nigdy nie zostawiał drzwi otwartych. Przezorny zawsze
ubezpieczony.
Weszła do środka. Nie słyszała nic, cały dom pogrążony był w
przerażającej ciszy. Podniosła do góry długą, śnieżnobiałą
suknię ślubną. Jednym ruchem zdjęła niewygodne szpilki i ruszyła
w głąb mieszkania.
Od razu skierowała się do jego sypialni. To właśnie tam
przesiadywał całymi dniami, odkąd Camila odeszła.
Zapukała. Nikt jej nie otworzył. Pchnęła przymknięte tylko drzwi
i przekroczyła próg pokoju uważając, aby o nic się nie potknąć.
Podniosła głowę.
Zamarła. W pierwszym momencie nie wierzyła, myślała tylko, że to
jej oczy płatają jej figla, a później... później zrozumiała,
że to nie jest sen.
Leżał na podłodze. Jego ciało wydawało się oddawać całe
cierpienie, jakie ukrywał w sobie od tamtego dnia. Oczy miał
zamknięte; jakby spał. A wokół niego ta wielka kałuża
ciemnoczerwonej krwi...
Podeszła do niego, nie czuła nawet łez płynących po jej
policzkach. Upadła na kolana przy nim, farbując swoją białą jak
śnieg suknię na czerwono. Nie obchodziło ją to.
Wiesz dlaczego? Bo straciła kolejną ważną osobę.
Bo Diego już nie było.
Chwyciła go za rękę, dyskretnie śledząc każdy jego ruch. Stał
nad grobem siostry z martwym spojrzeniem wbitym w jeden punkt: jej
imię i nazwisko wyryte na lśniącej, marmurowej płycie. Po cichu
zrobiła jeden krok do przodu, przenosząc wzrok na twarz swojego
Męża. Wiedziała, że jest gotowa by spędzić z nim resztę
swojego życia, chciała tego. Ślub wprawdzie był skromny ale
wystarczyło to im obojgu, w końcu była to uroczystość połączona
z tragedią bo chcąc czy nie – w głębi duszy wciąż opłakiwali
Cami. Kiedy na chwilę przed jej śmiercią zapytał co ma zrobić,
zostawiła go samego w pokoju i wyszła, dając mu czas na
zastanowienie. Nie chciała mieć wpływu na żadną jego decyzję,
wiedziała że ani z tej ani z tej nie będzie zadowolona –
zależało jej na utrzymaniu przy życiu Camili, wiedziała że jeśli
by odmówił nie wybaczyłby sobie tego nigdy jednak zdawała sobie
sprawę, że jest to poważna operacja i zwyczajnie bała się o
niego, nie chciała by aż tak ryzykował. Kiedy oznajmił jej jaką
decyzję podjął, uśmiechnęła się i poszła razem z nim do
szpitala. Kiedy zniknął za białymi drzwiami, drżała ze strachu.
Jej modlitwy zostały wysłuchane – wrócił do niej, cały i
zdrowy, choć osłabiony i obolały. Camila nie miała tyle
szczęścia. Odeszła.
A wraz z nią odszedł Diego, za każdym razem gdy patrzyła w jego
oczy widziała tylko pustkę. A przecież mówi się, że oczy są
oknami duszy, prawda? Uśmiechnęła się sama do siebie i pewniej
ścisnęła rękę Leona. Był z nią. Byli razem. Wreszcie.
Nigdy o niczym innym w życiu tak nie marzyła jak o tym, by dzielić
je właśnie z nim. Wciąż mieli siebie i przez to przejść,
pokonać pierwszą z przeszkód jakie życie postawiło na ich
drodze, pokonać cierpienie.
- Kocham cię. – powiedziała, przenosząc wzrok z nagrobka na
swojego ukochanego.
Obrócił się w jej stronę, jego wargi wygięły się w delikatnym
uśmiechu.
- Ja ciebie też. – odparł, przyciągając ją do siebie i
pozwalając, by oparła głowę na jego ramieniu.
Miałeś czasem w swoich życiu momenty zwątpienia? Zdarzało
się, że po prostu chciałeś się poddać?
Żadne z nich tego nie zrobiło, choć oboje niejednokrotnie
próbowali. Zawsze jednak byli przy sobie, gdy ta druga osoba tego
potrzebowała i to pozwalało im podnieść się i iść dalej.
Ciekawe, co jest na samym końcu…
Od autorek: Hej
wszystkim :) Wepchałam się pierwsza, jestem zła xD No dobra. Parta
pisało mi się naprawdę super, mówię wam, jak się z Asią fajnie
współpracuje :D Trochę zachodu było, bo nam się wątki
pomieszały, ale się spięłam i je ogarnęłam :P Z końcowego
efektu jestem zadowolona. No oczywiście, moje fragmenty są
beznadziejne, Asi piękne, ale o tym to już chyba wiecie ;)) Part na
zamówienie Veronici Blanco (takiej jednej idiotki z którą chodzę
do klasy, jakby ktoś nie wiedział xD) więc mam nadzieję, że jej
się spodoba. Nie no, kto jak kto, ale ona nie ma wyboru i musi jej
się podobać :D Na tym kończę moją przemowę i jednocześnie
zapraszam na parta Jenny, który się pojawi w piątek. Aha, no i
dziękuję, że wytrzymaliście z naszą załogą cały miesiąc <3
- Alexandra Comello.
Hej misiaki! Nie umiem przemawiać więc będzie krótko: to był tak naprawdę pierwszy prawdziwy onepart jakiego pisałam, na ogół specjalizuje się w dłuższych historiach (tylko żartowałam, ja się nie specjalizuję w niczym poza spaniem xD) więc z góry przepraszam za efekt, Oli na szczęście udało się ogarnąć całą fabułę i wątki, nie narzekała na mój nieogar więc mam nadzieję że Wy też nie będziecie i jakoś wytrzymacie. xD Kocham Was i życzę wszystkim miłych (prawie) wakacji! <3 PS. Marciak, Sarna, jeszcze skomentuję te Wasze cuda na na dole, obiecuję! - Little Liar.
Zajmuje! <3
OdpowiedzUsuńKocham was!
Wrócę :D
OdpowiedzUsuńNa początek chcę podziękować za to, że podjęłyście się tego :D
UsuńWiem, że musiałyście spędzić dużo czasu na napisanie tak pięknego Oneshot'a :* Ola mówiła, że dzwoniłyście do siebie :) I musiała się zebrać i poukładać te wątki. A zapomniała bym ja też Cię kocham ty moja idiotko (Ola) ♥♥♥ Więc jeszcze raz to było boskie ! Na prawdę i teraz nie kłamię :) Leon opuścił siostrę przez takie coś jak wspomnienia :( Camila tak za nim rozpaczała i jej też mi szkoda. Na szczęście znalazła swoją druga połówkę, prawdziwą miłość, którą okazał się Diego :* No kto by pomyślał :D Ładnie ze sobą wyglądali. A pózniej jego miłość odeszła na zawsze ;( Popełnił samobójstwo bo nie mógł już bez niej żyć takie smutne, a za razem piękne ;) Leon i Fran razem chociaż kocham Leonette to bardzo mi się spodobała ta para. On ją od zawsze kochał, ale się do tego nie przyznał tak jak ona ! Aż w końcu los ich połączył. To ona pomogła mu się podnieść po śmierci jego jedynej siostry, a pózniej w dzień ślubu Fran znalazła Diego, ale było już za pózno :( Bliskie im osoby odeszły, a oni zostali razem na zawsze...
Jeszcze raz wam dziękuje :***
Kocham was bardzo bardzo <333
Zajmę sobie, o - tutaj <3
OdpowiedzUsuńHej, kochane ♥
UsuńAsiu i Olu, Olu i Asiu, jesteście niesamowite, wiecie o tym, prawda? ♥ Powinnyście. To zamówienie, ten pomysł, nawet para, każde słowo, te wszystkie retoryczne pytania, dzięki którym możemy się chwilę pogłowić, zastanowić - no jeju! Nie wiem, co powiedzieć. No, ale przecież nie zostawię Was z jakimś świstkiem. Walić mój stan! To, że nie mogę się wysłowić, po przeczytaniu czegoś tak cudownego. Ostrzegam tylko, może być marnie! Nie myślę ;c Jest taaaaaak wcześnie XD Dla mnie? Nawet bardzo, zwłaszcza, że mam wolne - czcze gadanie, jak trzeba jechać po głupie sukienki, kill me, please! Eh, nieważne.
Jeju, to, że kocham Leonescę jest nad wyraz oczywiste (Aśka, to wszystko przez Ciebie! ♥), ale do Diemi nigdy nie byłam zbytnio przekonana, a po tym cudzie - no matko! Zmieniam poglądy! Albo nie, Diemiła forever, lalala ♥ No ale i tak, to kocham, wielbię, podziwiam. Bo na Boga! To naprawdę porządny kawałek tekstu, i to na dodatek tak długiego, pięknie, dokładnie opisanego. Wasze style idealnie współgrają, szczerze - nie mam pojęcia, która część była kogo - to źle? W każdym razie!
Pomysł, pomysł i jeszcze raz pomysł! No coś pięknego, ryczałam jak krowa - zwłaszcza na końcówce, gdy umarł mój Diegito, whyyy?! ;.;, cóż za nowość. No ej, ej! Musicie pisać tak emocjonalnie? Pf.
Strasznie podobał mi się wątek relacji Leon-Cami, i wiecie, strasznie byłam na Niego zła, jak mógł ją zostawić? No jak? I to o taką głupotę... A potem jak jeszcze wrócił i perfidnie sobie przyszedł, pogadał, wyszedł - ja na miejscu Diego bym nie wytrzymała. Na szczęście, opamiętał się. Tylko czy aby nie za późno? No bo, podczas przeszczepu powstały komplikacje, jednakże... czy gdyby nie zdecydował się na to wcześniej, kiedy jeszcze miała więcej sił, może... Nie wiem, to takie ponure gdybanie - nic nie przyniesie, prawda? A później Diego w kałuży krwi, no dzięki! Ryczałam tak głośno, że tata myślał, że ktoś umarł - w sumie, nie pomylił się za dużo...
Podobał mi się także, przeplatający wątek - Leonesci. To jak się poznali, jak poszli do kawiarenki. Ta ich cała miłość, tak silna, choć ukryta, wcześniej nieujawniona. I w końcu, dopięli swego, wyznali swe uczucia, bo mimo rozłąki kochali nadal. To takie piękne, bajeczne wręcz. Choć i oni musieli dużo w swoim życiu przejść, jednak... nie poddali się, nie zatrzymali? Diego nie mógł sobie poradzić ze stratą ukochanej, cóż - wiemy, jak to się skończyło. I zyskali szczęście, chociaż Oni ♥ Taki tam powód do radości, prawda? ;>
Kochane, jeszcze raz - OS był C-U-D-O-W-N-Y! Mam nadzieję, że dotarło. Pamiętajcie, jak wielki talent macie. Obydwie ♥ No nic, to tyle? Cóż, nie wyszło tak jakbym chciała, trochę krótko, ale hej! Przynajmniej jest, przecież nie mogłam Was zostawić bez choćby jednego słowa.
Tak na koniec, dziękuje! ♥ No i... czekam na dzieło Jenny, to już dzisiaj, omomo.
Kocham Was! Strasznie mocno,
Edyta ♥
Zajmuję! <3
OdpowiedzUsuńCześć dziewczyny; Little i Alexandro, Alexandro i Little. :)
OdpowiedzUsuńWiecie co? Chyba uświadamiam sobie, że nie potrafię zaczynać komentarzu. Tak nie oryginalnie zaczęłam, mogłam się postarać. Ale jak to się mówi: początki bywają trudne. (czy jakoś tak)
Chciałabym Wam przekazać moją pełną opinię po przeczytanie tego zamówienia, naprawdę. To by spowodowało uśmiech na mojej twarzy, jak i na Waszej. :) Fajnie by było, nie sądzicie? To ja chyba się za to biorę. Spróbuję kochane, ponieważ każdy OS, dodatek, zamówienie, rozdział jak i zwykła notka potrzebuję takiej prawdziwej opinii czytelnika. :) więc, trzymajcie za mnie kciuki, chicas. <3
A więc..
Od czego by tu.. może od Camili i Diego? Bo naprawdę ich miłość, a na pewno miłość Diego do Rudej (nie jednak wolę mówić Camili lub Cami xd Wydaję mi się te całe ,,Rudej'' takie.. no nie dobre. xd Więc tam będzie Camili, hyhy. xd) była w jakiś sposób piękna. Sama chciałabym mieć takiego chłopaka, jak i tym samym wiernego przyjaciela, który NIE OPUSZCZA. :) (zachowałam się dziwnie, wiem. ;=; Tego.. nie, to było. xd) Ogółem Diego okazał być się naprawdę wierny?, w stosunku do Camili. Nie opuścił, kochał, kocha.. aż.. do śmierci. :') Kurde no, aż mi te palące łzy uciekały z oczu, jak czytałam o umarłej Camili i płaczącym Diego. ;c Dlaczego to przydarzyło się właśnie im? A nie.. nie, tak nie mogę pisać. Przecież każdy zasługuję na życie. Ale.., że akurat Camila. Ta Camila, która była, jest i będzie oczkiem w głowie Diego. Na zawsze.
Ale wiecie co? Może on tego pragnął? Nie chodzi mi o śmierć Camili, to pewne, tylko o to, że sam odszedł do Nieba, do Boga, do Camili. Bo bez serca nie da się żyć, wszyscy o tym wiemy.
,,W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, prawda? Tylko słabi się poddają. Silni pomimo wszystkiego brną do przodu. Zawsze.'' - a nie każdy jest silnym. Nie każdy żyję bez swojej drugiej połówki, nie każdy nie przemierza życia i losu bez swojego prawdziwego, najukochańszego serca. Taka jest prawda.
Dziękuję Wam za ich wątek, mam nadzieję, że szybko nie ucieknie mi w wir przeszłości, zostanie w głowie na dłużej i gdy minie kilka miesięcy, i sobie go przypomnę powiem wtedy, w myślach czy też na głos: ,,Diemi.. w ich wykonaniu. Płakałam, czytałam.. było warto, było przepięknie.'' ;') (czy coś ten teges. :))
Leóncesca. León i Francesca.. razem. A wszystko zaczęło się od tych zielonych oczu, zawirowania w jej głowie, spojrzeniach, sercach, duszach.. wszystko zaczęło się od Nich; od Niego i Jej.
Nie mogę powiedzieć, iż byli razem od zwykłego spojrzenia.. bo nie byli. Jego przelotne spojrzenia, muzyka.. może i nie wiedziała, ale mogła przeczuwać iż z czasem stawała się dla Niej, dla Niej skierowana.
No i nadeszła ta chwila. Chwila przypadkowych słów, opatulona uprzejmością Verdasa. Na to czekała, by chociaż coś powiedział, spojrzał na Nią z uśmiechem na twarzy. Niby nic, a jednak coś. Francesca, teraz widzisz, że nie jesteś ,,niewidzialna''? Że jesteś jedyna w swoim rodzaju i, że Ty też możesz być Tą dziewczyną, z Jego marzeń? Powinnaś to wiedzieć Kochanie, od samego początku. ;') <3 Ale kto by się spodziewał, życie piszę różne scenariusze. Najróżniejsze, najdziwniejsze, najpiękniejsze..
Chwile ulotne mogą być, mogą. Chwile niektóre niszczą się przez wspomnienia, przez kłótnie ludzi. Camila i León. León i Camila.
UsuńA tak na marginesie: wiedziałyście, że myślałam w pewnym momencie, że Camila całuję z Twixy'im? XD Haha, ale to tak tylko przemknęło przez myśl, co nie. xd :) (ale.., zastanawiałam się XD) Moja głupota spotkała się z Waszym OS'em. :) XD Ka Bum! :D
Ogółem chyba nie wysłowię się tak w całości, to, co chciałam Wam przekazać. xd Aczkolwiek! Aczkolwiek xd Aczkolwiek mogę śmiało uznać, iż Violetta choć dobra, jak to chyba pisało, zwariowała XD :o Ale zapewne zazdrość Nią zawładnęła, aż nie opamiętana rzuciła się na Francescę.
Ta historia Leóncesci podobna jest czasem do jakiegoś filmu o nastolatce, która nie wyróżniając się z tłumu uczniów zakochuje się ,,po cichu'' w najprzystojniejszym chłopaku ze szkoły. :) Jednakże całościowo tak nie było. :) I wgl. czego ja się ,,czepiam'', bo to tak wygląda, prawda? Chociaż jestem za Leónettą było tak pięknie, że >>>>> No alsahsfdougvsdoida, prawda? :) <3
I ten Diegito z Camilą, ach. <3 :) Ej, czy tylko ja przekonuję się coraz bardziej, że prawie w każdym OS'ie jest Diego? :) XD Ten to ma rwanie, haha! :D <3 Se szaleje chłopczyna. ^^
No to już wiem, że wszystkiego nie wyraziłam, tak to jest z Martyną. :) Gruba bulwa. xd ;-; (na ziemniaki mnie normalnie bierze, hahaha. xd)
To Little i Alexandro! Alexandro i Little! :)
Pięknie było, cudowne zamówienie, gratuluję i dziękuję za zamówienie Veronica! x Przeczytałam cudo. ;') <3 (może moja Marcetta jeszcze bdz. :))
Kochane, to ja już kończę, bo jak już przeczytałam tego OS'a to dzisiaj od razu dodam moją opinię. :) (wreszcie nie zalegam aż tak, haha. Chociaż i tak msz skomentować OS'a Edziaka, Sarreczki i czytnąć OS'a Marciaczka, tej wołowiny. :) XD + jeszcze blogi dziewczyn. ;o Ja leń, pwn nie ruszę. xd)
No to ja kończę, bo tata wraca i jak mnie zobaczy to jeszcze pioruny z Nieba polecą. XD :o
Życzę; weny, masy komentarzy (jutro napiszę, by wchodzić na to zamówienie i czytać. :) Haha, reklama. :D) oraz samych pochwał i wgl. sukcesów w dalszym pisaniu. :)
Miłego Bożego Ciała, chicas! :D Gratuluję wgl. Wam miesiąca z JSM, sama sb powinnam gratulować. XD Hahaha, nieogarnięta Martyna. xd :)
Dziękuję za uwagę, jak i ,,Jeden strzał'' :)
PS. - za wszelakie błędy, przepraszam. :)
Pozdrawiam; całuję, ściskam i żegnam,
Martyna, niegrzeczne, leniwe dziecię. :) x
Postaram się wrócić ♥
OdpowiedzUsuńAniołeczki,
OdpowiedzUsuńczy kiedyś mi wybaczycie?
Nie wiem dlaczego, ale dotychczas nie dostałam aktualizacji dodanych postów.
Przeoczyłam tę publikację, choć czekałam na nią z zapartym tchem.
Moim skromnym zdaniem, obie posiadacie naprawdę niesamowity dar, który staracie się rozwijać na wiele sposób. Doskonale dostrzegam, że mocno się staracie, by wszystkie wasze opowiadania były dopracowane w każdym, nawet najmniejszym stopniu.
Kochane, podziwiam was za tak precyzyjne podejście.
Wszystko, co postanawiacie dodać, jest perfekcyjne.
Nie da się przeoczyć, że wkładacie w swoje historie mnóstwo serca.
Niezmiernie cieszy mnie to, że została u was zamówiona ta miniaturka.
Zawarte w niej są piękne opisy, przemyślenie.
Powinnyście zacząć myśleć o dalszej współpracy.
Muszę przyznać, że doskonale wam ona wychodzi.
Najdroższe, jesteście dla mnie niekwestionowanym autorytetem.
Wzorem, do dalszego naśladowania.
I choć kiedyś przyjdzie czas rozstania, na zawsze pozostaniecie w sercach swoich wiernych czytelników. W tym i w moim. Nigdy nie zapomnę o tak wspaniałych dziewczynach.
Posiadacie odmienne osobowości, jednak potraficie połączyć swoje siły, czego owocem jest naprawdę piękna, nieskazitelnie płynna praca, napisane z nieprawdopodobną lekkością.
Cieszę się, że mogłam doświadczyć czegoś tak wspaniałego - przeczytanie jednego z waszych wielu dzieł. Mam nadzieję, że niebawem znów coś dodacie.
Kochane, nigdy nie wątpcie w swoje zdolności.
Możliwość dobrego pisania przypadła akurat wam.
Talent literacki jest jednym z najbardziej intrygujących.
Za pomocą niewielu słów, można wyrazić głębsze doznania.
To niesamowite, naprawdę.
Uwierzcie w siebie, proszę! ♥
Miejsce<3Wrócę niebawem:-*
OdpowiedzUsuńJestem :3
UsuńWróciłAm .
Mimo ,że jest już nowy OS stwierdziłam ,że o byłoby nie tak,gdybym zostawiła tego boskiego OS<3
Z góry przepraszam,że tak późno komentuje :33
Okay więc OS jest cudowny!!*.*
Przyjaznam szczerze ,że gdy czytałam Violetta w ośrodku psychiatrycznym nie mogłam się powstrzymać od smiechu!! To było boskie jak i Cały Os.
Fran i Leon <3
Camila i Diego <3
Nie mam pojęcia ,która parę lubie bardziej,ale nie będę wybierać bopary mają inna odmienna historię. Która w jakiś sposób się łączy . Leon bratem Cami <3
No geNialne genialne genialne genialne!!!
to jest talent powiadam,macie talent!*.*
Życzę dużo weny :3
Pozdrawiam :3
Mój komentarz pewnie będzie skromny, bo nie mam na niego za bardzo pomysłu, a nie chciałabym zostawić takiego dzieło chociażby bez jednego dobrego słowa :)
OdpowiedzUsuńPublikacja jest niesamowita.
Historia była czytana z zapartym tchem <333
Wciąż nie mogę się po niej pozbierać...
Jestem bardzo szczęśliwa, że podjęłyście się tego zadania i stworzyłyście to cudo :D
Kinga Blanco
Świetny ! Tak ładnie opisujecie. Po prostu was kocham !
OdpowiedzUsuńChciałabym się o coś zapytać. Jakie są przedziały wiekowe i co one w ogóle znaczą ?
K - wszyscy, poniżej 13 (co nie oznacza, że osoby z zakresu T czy M nie mogą czytać)
UsuńT - 13+
M - 16+
To są przedziały wiekowe ;) Bezczelnie skopiowane z zakładki 'Informacje' ;)
Cudny popłakałam się czytając go. Świetnie piszecie <33
OdpowiedzUsuńCzy jak to jest zamówienie to ja też mogę zamówić marcesce?
Np. Romans
Z góry dzięki i pozdrawiam <33
Zamówienia składamy w zakładce "Zamówienia", tymczasowo jednak jest ona zamknięta ;)
Usuń