poniedziałek, 9 czerwca 2014

{006} Diemiła || "Słoneczniki" - Eddie N.

Tytuł: "Słoneczniki"
Para: Diemiła (Diego & Ludmiła)
Gatunek: Dramat, tragedia, psychologiczny, romans. 
Przedział wiekowy: T (reszta czyta na własną odpowiedzialność :))



 Moim szesnastu wariatkom. 
Nie ma drugich takich jak Wy.
Jesteśmy rodziną, prawda?
Na zawsze...

Zmieniłyście moje życie.
DZIĘKUJE ♥

*

Dwudziesty dziewiąty sierpnia, rok dwa tysiące dwunasty.
Ludzie mówią, że prowadzenie pamiętnika - w tym wieku, jest zgoła dziwne.
Muszą nie znać samotności, wiesz?


Pierwszy września, rok dwa tysiące trzynasty.
Nowe miasto, nowa szkoła, nowe życie?
Często zastanawiam się jak to jest, dawać z siebie najlepsze.
Wtedy zawsze, jak na zawołanie, myślę o mamie. Jest światowej sławy pisarką, osiągnęła tak wiele.  
Za wiele? 
Nie wiem, ile powieści już wydała. Nie liczę. 
Po co? Miłości nie dostałam, dedykacji zresztą też.
Chyba powinnam płakać, w końcu jestem jej jedyną córką.

Oczu czar.

Piąty września, rok dwa tysiące trzynasty.
W szkole zaczepił mnie nieznajomym chłopak. Powiedział, że jestem "niezła". Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Uciekłam.

Dłoni szmer.

Jedenasty września, rok dwa tysiące trzynasty.
Nazywa się Diego - wiem, bo siedzimy razem na plastyce. Mieliśmy narysować najpiękniejszy kwiat, wybrałam róże. Zaczął się śmiać - myślę, że jest niewychowany. 

Serca tan.
 
Dwudziesty trzeci września, rok dwa tysiące trzynasty.
Pokłóciłam się z mamą. Uważa, że ich rozwód to moja wina; chyba oszalała - w końcu to ze mną tata nadal się spotyka.

Życia szlak.

Pierwszy października, rok dwa tysiące trzynasty.
Sprawa z różą wyjaśniona. Diego stwierdził, że bardziej pasują mi słoneczniki. Obraziłam się, nigdy ich nie lubiłam. Jednak było mi miło, gdy ich kolor porównał do jasnej barwy moich włosów.
Podobno są piękne. 

Światła błysk. 

Piętnasty października, rok dwa tysiące trzynasty.
Kolejna kłótnia; krzyknęła, że mam się wynosić. Nigdy nie chciała dziecka. Wiem, że kłamie, bo z ojcem u boku wydawała się prze szczęśliwa. Hipokrytka.
Dobrze, że mam jeszcze Diego. Otarł łzy;  zerwał dla mnie słońca kwiat*. Potem nazwał "piękną.".
Chyba mu wierzę.

Wiatru żal.

Drugi listopada, rok dwa tysiące trzynasty.
Zaprosił mnie na imprezę. Było głośno, duszno - wciąż słyszę muzykę. Poznaje życie.
I tylko mama nie była zadowolona, gdy wróciłam o trzeciej nad ranem. A jednak się przejmuje?

Śmierci krzyk.

Trzydziesty listopada, rok dwa tysiące trzynasty.
Dziewiętnaste urodziny; urządził nam piknik. Nie mam pojęcia jak znalazł tę łąkę - pełna była słoneczników.
Piękne chwile.
A jego pocałunki były słodkie, namiętne i czułe. Nie chciałam się oderwać.

Ognia smak.

Szósty maja, rok dwa tysiące czternasty.
Ponad pięć miesięcy - wspólnie, zapomniałam już jak to jest być osobno.

Diego przyniósł  kolejny bukiet. Uśmiechnęłam się, wstawiając go do wody - nie chcę, by oklapł. Matka spojrzała z kpiną - wolałaby róże; już miałam coś powiedzieć. Powstrzymałam się jednak, gdy zrozumiałam, że tak naprawdę musi być smutna, bo ona swoich nigdy - nie dostała.

Deszczu żar.

Dwudziesty ósmy września, rok dwa tysiące czternasty.
Wczoraj byliśmy na imprezie. Nasza pierwsza kłótnia - głupia błahostka.
Federico jest tylko przyjacielem.
Dziś porozmawiamy.
Musi zrozumieć.

Bo przecież go kocham.

Od dwóch dni nie dostałam żadnych słoneczników.

Końca świt?

*

  Trzeci listopada, rok dwa tysiące piętnasty; mrugnięcie pierwsze.
 
  Cichy szept; ciepły dotyk na ramieniu - choć dziwnie znajomy, to jednak niechciany, wyrywa ją z otępienia. 
  Ciągnie, wrzeszczy. 
  Ku powierzchni! Ku powierzchni!
  Odwraca głowę; spogląda na kobietę, przywdzianą w biały kitel. Włosy ma ciasno spięte, twarz ściągnięta - przeoraną tysiącem maleńkich zmarszczek.
  - Kim jesteś? - pyta; głos ma słaby, zachrypnięty.
  Rozgląda się po pomieszczeniu. Rażąca biel uderza znienacka, przypomina.
  Jedno wejście, nie widzi klamki - marszczy nos, nie czuję powietrza.
  Drży z zimna; spogląda ze zgrozą na odzienie - biała, szpitalna koszula, włosy upięte, tak samo - czarną, włochatą frotką.
  Cztery ściany; chyba się dusi.
  Metalowe łóżko; chyba się krztusi.
  - Wróciłaś do nas, witaj. - Kobieta ma głos przyjemny, lecz wyprany z uczucia. Sama litość, ckliwe współczucia. 
  Przejeżdża dłonią po jej ramieniu w przyjaznym, uspokajającym geście. Naraz wzdryga się, burzy. Jeży jak zwierze, zamknięte w ciasnej klatce - już raz to czuła. Obraz nieco jaśniejszy. 

  "Będzie dobrze."

  Nie było.

  - Gdzie jestem? - charczy; wyrywa ramię spod zaborczych placów.
  Zdziwienie.
  - Nie pamiętasz?

  Obrazy migoczą jak szalone.
  Więźniom smutku - utęsknione.

*

  Dwudziesty ósmy września, rok dwa tysiące czternasty; późny wieczór.

  Dotyka jego ręki, spłoszona. 
  Mkną ulicami, coraz szybciej; pędzą ku przyszłości.
  W niewiedzy.
  - Porozmawiajmy. - Już nie prosi, błaga. 
  - A mamy o czym? - pyta mężczyzna z wyrzutem, nie spojrzy - przecież prowadzi.
  Zapada się w fotel. - Federico jest moim przyjacielem. - Tłumaczy po raz kolejny; jej ton musi go bardzo złościć, bo uderza wzburzony o kierownice.
  - Przestań to powtarzać, do cholery! - Odwraca się na chwilę; oczy ciskają błyskawice. Już nie kochają?
  - Kiedy to prawda - szepce w ciszy; opiera czoło na zimnej szybie. - Musisz tylko uwierzyć. - Wzrusza ramionami.
  Niebo mętnieje.
  - Ludmiła, kur.. - Nie kończy.  
  Oślepiający błysk zalśni pod powieką; głuchy trzask. Uderzenie. Gruchot łamanych kości.
  
  Ciemność. 
  Odpoczynku chwila czy Śmierci widzenie?

  Przebudza się z jękiem; krew spływa po brodzie, czole - wypełnia usta, nosa przegrodę. Wierzga się z przestrachem - wisi.
  Dachowali. 
  Jej głowę wypełnia tysiąc myśli - tych bardziej i mniej użytecznych, wyszukuje najlepszych. 
  Ciało drży; wiatr szumi. Dzwonienie w uszach. 
  - Pomocy! - Cichą, bezgwiezdną  noc, głośny wrzask niszczy. To na nic, nie usłyszą.
  Spogląda na bok. Tuż obok niej, zakrwawiony, w agonii. Próbuję dosięgnąć; nie może - zdrętwiały obie dłonie.
  Błaga. - Otwórz oczy. 
  - Co się stało? - Powieki trzepocą - skrzydła motyla?; wargi wykrzywia grymas strachu. Nawet on - mężczyzna, dzisiejszej nocy, ulęgnie w czerni mocy.
  Sięga dłonią, wykręca ciało. Dotyka zapadni pasów; Aha!, krzyczy, gdy zatrzask wypada. Osuwa się na ziemię, z głuchym łoskotem; potłuczone szkło rani jej kolana. Nieważne.
  Podczołguje się bliżej - nogi ma słabe; sięga do kolejnego zapięcia. 
  - Zacięło się. - Mówią równocześnie, ona ze strachem, on - chłodną świadomością. 
  Coś kapie.
  - Uciekaj, Ludmiła - prosi Diego. Kręci głową, wymachuje dłońmi, usilnie zaprzecza. Czy jesteś wariatem?
  - Nie zostawię Cię. - Do oczu napływają łzy. Co robić?, pyta. Co robić?!, żebrzę.
  - Ludmiła. - Głos ma stanowczy, oczy błyskają - miłością, prośbą milczącą. Jak mogłam zwątpić? - Uciekaj. - Tym razem każe. Ożywia się, lecz wciąż nie porusza.
  - Nie zostawię. - Zaciska zęby. 
  Mężczyzna wzdycha; dostrzega zrezygnowanie na przystojnej, zbroczonej w ciemnej krwi, twarzy. 
  - Dobrze. W takim razie idź po coś, czym przetniemy pasy. Jakiś wielki, ostry kamień, nie wiem. - Instruuje. Potakuje zapalczywie głową.
  Wychodzi na zewnątrz; krok ma niepewny; potyka się o ciemną trawę. Dobiega do drogi - jest spory kawałek, odrzuciło ich na kilka metrów. Upada na twarz, klnie głośno, wyzywa.
  We łzach stąpa.
  Byle zdążyć, byle szybko. 
  Coś kapie głośniej.
  - Ludmiła. - Słaby głos; mimo wichru, udręki czy cienia - słyszy zawsze.
  Głośniej.
  Odwraca głowę; spogląda, zanurzona w wiecznej trwodze. Jego oczy, wyblakłe. W głuchej cisz...
  - Kocham Cię. - Miłości obietnica rozszarpana w wybuchu ogromie.
  - Nie! - krzyczy, za późno. Już trawią płomienie. 
  Niewidzialna siła odrzuca ją na ziemię.
  Gwar pali bladą skórę. 
  Podnosi zakrwawione lico; wywraca oczy, chce widzieć.

  Anioł Śmierci skrzydła rozkłada. 
  Duszę twoją podstępnie wykrada.

  Obraca się na brzuch, podnosi na słabych rękach; jeszcze chwila. Biegnie.
  Odór spalenizny wypełnia jej nozdrza. Oczy łzawią; żółć podchodzi do gardła. Dopada pobocza - konwulsje szarpią jej ciałem, bez opamiętania.
  "Trawią płomienie."
  Kładzie się na wznak, ręce obraca. Chce zapomnieć, nie myśleć, zmyć swe cierpienie.
  Deszcz spadnie na ziemię.
  Zamyka oczy; w ciemność tę broczy.
  Mijają godziny.
  Ciało nasiąka wodą. Pęcznieje. Krystaliczne krople rozbijają się o twarde podłoże. Trawa nabiera szkarłatnego posmaku. 

  Widzisz? Marnieje.
  Słyszysz? Szaleje.

  Nie chce ratunku, nie szuka. Chciała tam zostać, tę chwilę, nie uciec.
  Kim jestem?, pyta.

  "Nie wiem ja wcale."
  W szaleńczym upale, gdzie dusza płonie.
  Wypala na skronie.

  Słyszy pisk opon, dźwięk hamowania. Przestrzeń nad jej głową wypełniają ponure, uniesione szepty. Strach.
  Czuję się taka lekka, gdy jedna z nieznajomych osób, podnosi ją do góry. Jej ciało chybocze, drży przeraźliwie.
  Chce się wyrwać, zostać na ziemi. Wyrzeka się skrzydeł.
  Uchyla powieki.
  W oddali słyszy dźwięk ambulansu; jadą do wypadku, myśli.
  O tej godzinie?

  - Gdzie jest Diego? - pyta.
  Wyrywa się; pomarańczowy koc uwiera ją w szyję. Drapie.
  Rzucają jej spojrzenia - współczujące, pełne politowania. Odwraca głowę.
  - Twój chłopak nie żyje. - Mówi ktoś niewzruszony, daleko w tłumie. Nie może go dostrzec; jej ciało wypełnia głucha nienawiść.
  Nie reaguje. - Chcę go zobaczyć.
  Szept wisi w powietrzu, zapomniany. Nikt nie kwapi się z odpowiedzią. 
  Machnięcie dłonią; pół sekundy.
  Oczy gasną, gdy ciepło obcego pojazdu, ogarnia jej zmysły; trzy czwarte wieczności.
  Cały rozum krzyczy o chwilę. Oddechu, czystej niepamięci?
  Więc zapomnę.

  " - Chodź do mnie.
    - Po co?
    - Pójdziemy po słoneczniki."

*

  Trzeci listopada, rok dwa tysiące piętnasty; mrugnięcie drugie.

  - Pamiętam - szepce; cichy szloch opuszcza spierzchnięte wargi. 
  Zaciska dłonie na pościeli. Szuka schronienia, zaprzeczenia? Pragnie odnaleźć się na nowo, z jego głosem, wspomnieniem. Dotykiem ust.
  - Pani kłamie - mówi nagle. 
  Pielęgniarka wychyla oczu. 
  I szarpie się, krzyczy, gryzie; łapie ją za ręce, mocno trzyma. Wstrzykuje jakiś środek, skowyt bólu odbija się echem od ścian szpitala.
  Lecz zaraz wszystko ustaje. Upada w słodką niewiedzę, zagrzebana w wspomnień świecie.
  
  Przebłysk; dopełnienie?

  - Niech pani mu powie, że czekam na słoneczniki. - Uśmiecha się raźno.
  Kobieta wzdycha, opuszcza pomieszczenie; trzask drzwi burzy niezmąconą niczym ciszę.
  Opada na plecy; sufit błyska tysiącem drobnych napisów.
  
  "Ukochany, na swą ranę, na swą ranę!,
    przyłóż słoneczników parę."

  Śmieje się radośnie, niczym dziecko, trzymające w objęciach czerwony balonik. Odleci?
  Byłaby ze mnie nie lada poetka, myśli; kiwa głową z dziwnym zapałem.

  - Już jestem. - Drażniący szept wdziera się z nagła do ucha.
  Łapie wyciągniętą, trupiobladą rękę.

  Zatopieni w szaleństwie.


  - Nie da się nic zrobić? - pyta matka, wyglądając, z westchnieniem, zza weneckiego lustra.
  - Jest w naszym ośrodku od ponad roku, prze Pani, nie widzę nadziei - odpowiada lekarka prowadząca, jest taka młoda; kręci głową, jak w dzikim spazmie. Współczucie?
  Prycha wewnątrz, przecież nie zna tego bólu.
  - Poczucie winy i straty wprowadziło ją w stan ciężkiej psychozy; odzyskuje świadomość na parę, najwyżej paręnaście sekund. - Wyjaśnia zaraz, wertując kolejne strony. Historia pacjenta - zlepek dat, diagnoz, które tylko są, bo właściwie...nic nie znaczą.
  Przejeżdża palcami po szybie; córka albo osoba, którą jest teraz, tak odległa, nierealna - rozpływa się w sekundzie, nie reaguje. Wciąż wpatruję się w jeden punkt, nieruchoma.
  - Przecież. - Urywa; odwraca wzrok. - Sprawca wypadku został złapany. - To prawda, kierowca drugiego samochodu wjechał na niewłaściwy pas - w jego krwi wykryto dwa promile czystego etanolu; odsiaduje właśnie wyrok w więzieniu, kara zaostrzona do maksimum - nie udzielił pomocy.
  - Gdyby tylko takie rzeczy do niej trafiały... - Słyszy utęsknienie.
  Wzdycha. - Kiedy znowu nas pani odwiedzi?
  Spogląda na nią z determinacją; wszystko rozumie. Nigdy, wisi w powietrzu. Wygłodniałe.
  - Wypisać papiery? - pyta cicho, bez ogródek.
  - Poproszę - powie tylko; choć wewnątrz krzyczy, głośno i wysoko - wniebogłosy. 
  Jednak ta modlitwa nigdy nie sięgnie nieba.
  
  Pięć minut mija; długopis szura po papierze. Zapach atramentu przyprawia ją o mdłości.
  Wydaje wyrok.
  - Dziękuje. - Odbiera kartkę, nie patrzy w zawartość; teraz po prostu wrzuci ją na dno szafy, zapomni.
  Wyblakłe zdjęcia ze ścian pozdejmowała już dawno.
  Obraca głowę, wstaje. Zatrzymuje - jeszcze na chwilę, blisko szklanej tafli. Puka - raz, drugi; przystawia ucho.
 Grzech wije się pod skórą.

  - Dziękuje za bukiet, Diego. - Ma wrażenie, że słyszy.
 
  - Jest szczęśliwa, prawda? - pyta; szuka potwierdzenia wcześniejszych decyzji. Innego nie widzi.
  Wyżera serce.
  - Żyje w swoim własnym, odseparowanym świecie. Kto wie, o czym myśli. - Druga kobieta wzrusza ramionami.
  Posyła jej karcące spojrzenie. - Jest szczęśliwa?
  W ciele rany żłobi.
  Prostuje się jak struna, oczy ciemnieją. - Tak, jest szczęśliwa.
  - Cieszę się. - Przyznaje ochoczo.

  - Mama nigdy nie lubiła słoneczników, wiesz?

  Ucieka.

  Czerwień piekła rozstąpi się pod stopami.
 
  *

  Daleko, w wieczności.

  Uszy wypełnia przyjemny szum letniego wiatru. Czuję się wolna, w podniebnym wezwaniu. Przyjemne ciepło ogrzewa jej skórę. Unosi zmęczone powieki.
  Oczy zalewa jasne światło - pomarańczowego słońca; błysk o poranku.
  Ptaki ćwierkają w oddali; przecież zna tę melodię.
  Uśmiecha się pod nosem, przebiega placami po zielonej trawie. Opada do tyłu, błękit nieba wypełnia widzenie. Wyciąga szyję; tysiące złocistych główek gnie się, wywija - w radosnym tańcu.
   Zupełnie jak wtedy.

  Czeka.

  Przyjemny chłód owiewa jej ciało; oddech podrażnia skórę na karku.
  - Przyszedłeś - mówi cicho, wręcz niedosłyszalnie.
  Owija silne ramiona wokół jej talii; przyciąga bliżej.
  - Zawsze przychodzę.

  Śmieje się głośno; twarz bruneta błyszczy uczuciem, powielaną tęsknotą.

  A ogromne kwiaty szepcą.

  "Kocham Cię."

  Tysiące powtórzeń. I trylion, z przypadku.

  Kładzie głowę na jego piersi; wciąga znajomy zapach.
  - To nie jest twój świat. - Szepce zbolałym głosem do dziewczęcego ucha.
  - Wiem. - Przytakuje, podnosi oczy. - Ale. - Chwyta jego dłonie, w mocnym uścisku. - Co to za świat, w którym Cię nie ma?
  - Twój. - Odpowiada machinalnie.
  - No właśnie. - Przyznaje; szybko wraca na poprzednie miejsce. - Tu jest mi dobrze. - Dodaje, wyciągając przed siebie ręce. Rozprostowuje palce.
Całuje jej wargi. Łączy, spaja - w ścisłe "jedno". Ostatni?
  Zasypia, kojona dźwiękiem cichej kołysanki.
 
  Rozbitkowie dryfujący wśród szepczących słoneczników.
 
*

  Siedemnasty września,  rok dwa tysiące dwudziesty.

  "Na wielkiej łące, gdzie słońce nie zachodzi, a czas nie płynie,
   trwają - ukryci w sobie, On i Ona, razem,
   na zawsze,
   a wokół tylko cisza i morze pełne złocistych
                                                     słoneczników.

   KONIEC."


  Zatrzaskuje, między miękkie oprawy, zagubione wspomnienia. Kiedyś rozrzucone, nieuporządkowane, teraz w końcu - wydają się nie uciekać; znajdują cel.
  Przebiega placami po kredowobiałych stronicach, zamyka, obraca w dłoniach - ogląda z każdej strony, znów otwiera.
  Tytuł, "Słoneczniki" - twierdzi, że pasuje idealnie, oddaje sens całej historii,nie nazwie tego inaczej, nie umie,  spogląda na okładkę - dokładnie taka jak sobie wyobrażałam, pomyśli, rzucając spojrzenie w stronę jasnych, migoczących złotem kwiatów, kontrastujących z jasnym błękitem, czystego nieba. Błyszczą, patrzy z innej strony - nie, to tylko śliska okładka.
  Postarali się, szepce; odkłada na bok, tuż obok ciemnego kubka wypełnionego, zaparzoną niedawno, kawą. Ma jeszcze spojrzeć na dedykację, powinna - tak czuję, jednak nie rusza się z miejsca, nie sięga.
  Krzyżuje palce, oddech ciąży coraz bardziej. Tak gorąco, pot spływa po skroniach. Powietrze gramoli się, wpływa do płuc - nieśpiesznie.
  Słyszy dźwięki, jeszcze raz. Widzi obrazy, czuję uderzenie gorąca, przejmujący chłód duszy - równocześnie. Zaciska wargi; zmysły nie tępieją, ani na chwilę.
  Ludmiła popełnia samobójstwo, niecałe dwa lata po jej ostatniej wizycie - to jest, jesienią dwa tysiące siedemnastego roku. Pielęgniarka, która teraz ponosi konsekwencję zostawienia niebezpiecznych przedmiotów w jej pokoju - o ile tak można nazwać długopis, twierdzi, że miała jeden z przebłysków świadomości, a myśl, że jest wariatką wydawała się wtedy młodej kobiecie zbyt ciężka - brak ukochanego też zauważa, by idealnie nadawać się do motywu.
  Ojciec dziewczyny zjawia się kilka dni potem - obwinia, i pewnie ma rację, gdy wyklina na nią przeraźliwie. Zatyka uszy.
  Pogrzeb jest skromny - mało ludzi przyszło; stoją nad mogiłą. Wdychają zapach deszczu, gnijących trupów. Trumna zsuwa się pod ziemię; ciężki łoskot - już jej nie ma. Wszyscy płaczą, tylko nie Ona - potwór, szepcą oskarżycielskie myśli wewnątrz głowy, gdy wpatruje się w ciszy, czekając końca tej farsy. Jakieś niewypowiedziane uczucie ściska jej serce - nie musi wiedzieć, boi się.
  Wzdycha głęboko.
  Ten rozdział zamyka dawno - nie pamięta, może nie chce? Śmierć córki przynosi koniec, a zarazem nowy początek; przychodzi z pogrzebu, siada do komputera, pisze jak szalona. Trzy lata.
  Dokończona.
  Lecz tak naprawdę zamknie go dopiero teraz, gdy książką, nad którą trwa pochylona - najdłuższa, pewnie też najbardziej wymagająca w jej karierze, obiegnie świat dookoła. Lotem błyskawicy; każdy czyta jej dzieła.
  Zastanawia się chwilę, czy nie dodać dopisku: "Oparte na faktach" - powstrzymuje się równie szybko; ludzie zaczną gadać.  
  Nie zwleka dłużej. Wstaje, podchodzi do telefonu, wykręca numer. Szybko odgania myśl, że były mąż uzna całą historię za kolejny przejaw egoizmu, bezwstydu - przecież ma rację, tak jak się odgania natrętna muchę.
  Pierwszy sygnał, drugi - bez wahania.
  - Halo. Ferro z tej strony. - Wita się nad wyraz wyrafinowanym głosem.
  - Ja właśnie w tej sprawie - odpowiada tylko.
  Chwilę panuje cisza - ciężka i dusząca, kwiaty na oknie więdną od jej naporu.
  - Wydajemy. - Potakuje krótko, po co mówić więcej? Odkłada słuchawkę.
  Siada w fotelu, sięga dłonią; przez nieuwagę rozlewa gęstą, cuchnącą ciecz po próbnym wydaniu. Klnie głośno, jednak zaraz umilknie - "będą następne".
  Przymyka oczy; widzi twarz Ludmiły, kiedyś tak bardzo uśmiechniętą - tę pyzatą, gdy była dzieckiem, a ona...
  Jeszcze była matką.
  Przykłada dłonie do ust; szlocha. Urwanie, głośno, przeraźliwe - po raz pierwszy, od kiedy? Już nie wie.
  Chwyta się oparcia, zaczerpuję oddechu; osuwa z szemraniem. Lgnie do ziemi, szuka wsparcia. Sięgnęła dna, nie ma odwrotu. Ktoś woła.
  Mamo!
  Spadniemy?
  Słowa zalane kawą, wciąż majaczą, aż nadto widoczne. Oskarżycielsko przypominają.
  Wrzeszczą.

"Mojej córce - Ludmile, 
bo kochałaś słoneczniki. 
Bądź szczęśliwa, cukiereczku."

*


Od Autorki: Hej, kochani! Czy muszę komentować to u góry? Boże... Miało być lepsze, jak zawsze, wyszło - bezsensu, też jak zawsze. No nic, jak widzicie perspektywa jest dziwna - trzecioosobowa, ale czynności są wykonywane w teraźniejszości. Mam nadzieję, że da się wszystko zrozumieć, bo cóż, dobrze mi się tak pisze i pewnie większość moich OS będzie pisana w podobny sposób. Przepraszam za przesadną poetyckość, niektórymi miejscami, to wpływ "Dziadów" i "Pana Tadeusza", mówię Wam -,- I tak... ostrzegam, że lubię pisać songficki! Spodziewajcie się ich, na krocie!
Pamiętajcie! Za trzy dni pojawi się OS mojego najukochańszego kretyna, mojego słowika, kabanosa, takiej zdolniachy głupiej, którą kocham - Marty ♥ (nie ma to jak udana reklama, haha ;D)
Kocham Was. Do następnego? (o ile jeszcze będziecie mnie tu chcieli)

* - potoczna nazwa słoneczników.

25 komentarzy:

  1. Moje słoneczniki <3
    jestem pierwsza :D hyhy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. A moja Kochana Edytka dodała shota o Diemile, yeah! ;D Wiesz ile na to czekałam? <3
      Zaraziłaś nas wszystkich tą parą, to Ty zapoczątkowałaś pisanie o niej i teraz pojawia się ona coraz częściej, wszyscy się nią zachwycamy.
      Szkoda, że w serialu nie mamy na nich najmniejszych szans, nie dość że rozbili mi moją Dielettę, to jeszcze teraz Diemiły na pewno nie zrobią, Femiłę też lubię, tylko ją i Naxi z serialowych par, niech mi jeszcze ich spróbują rozbić (a pewnie to zrobią...) to zabiję xD
      Dobra, jak zwykle nawijam Ci nie na temat, przepraszam, przechodzę już do rzeczy :D Słoneczniki, jedne z najpiękniejszych kwiatów (chociaż nie przepadam za zielskiem, tak, wiem, dziwna jestem, to do nich mam słabość), tytuł wyjaśnia się nam już na samym początku, dzięki prywatnym zapiskom Ludmiły. Poznała Diego, w dość specyficznych okolicznościach, choć od samego początku wykazał zainteresowanie jej osobą. Wyśmiał róże, za to powiedział, że bardziej pasują jej słoneczniki. Ich relacja stopniowo zaczęła się przeradzać w coś głębszego, mimo kłótni z matką wydawała się być szczęśliwa, dzięki niemu. I dalej kłótnia, zwykła błahostka, której przyczyną stał się... Fede?
      I dalej Edzia zachwyca nas swoim oryginalnym, pięknym stylem, swoją niepowtarzalnością.
      Prosi go o rozmowę, on nie chce rozmawiać. I co się dzieje? Wypadek
      Ona nie chce go zostawić, chce go uratować, mimo że prosi ją by uciekała. Nic dziwnego, kocha go więc go nie zostawi. A on kocha ją, więc chce żeby się ratowała.
      Ej, nie dość że jest to tak pięknie, poetycko napisane, zresztą jak zawsze chociaż tą historię napisałaś jakoś inaczej niż zawsze, nie wiem jak to określić choć oczywiście jest równie pięknie, to jeszcze czyta mi się to tak lekko (w przeciwieństwie do zwyczajnej poezji xD) i szybko, zdecydowanie za szybko. Nie wiem jak to robisz ale wciągasz mnie od pierwszego zdania do ostatniego, za każdym razem gdy czytam coś Twojego autorstwa kocham Diemiłę coraz to bardziej i bardziej. Jak Ty to robisz, hmm? Ja jestem osobą stałą w poglądach a tutaj... Dobra, nie marudzę Ci, przechodzę do dalszej części :D
      Anioł śmierci skrzydła rozkłada, czy Ty naprawdę chcesz wycisnąć ze mnie łzy, teraz, gdy jest upał, a ja cierpię na ból głowy i gardła? Zlituj się! xD Ej patrz, narzekam, tym razem nie na początku komentarza, myślałam że dzisiaj pominę tę część, a jednak nie udało się :D

      Usuń
    2. Diego... nie żyje? Od początku wiedziałam że tak będzie, nie wiem czemu ale po przeczytaniu zapisków Lu miałam takie przeczucie a mimo to jestem w szoku i jest mi przykro, mimo że byłam na to przygotowana.
      Pójdziemy po słoneczniki... Nie no, zwykłym, krótkim zdaniem jesteś w stanie wycisnąć ze mnie łzy, jak...?
      On odszedł, zginął, a ona wciąż czeka na słoneczniki. Bo nie pogodziła się z jego odejściem, nie mogła. Bo zbyt bardzo go kochała.
      To nie jest jej świat ale co to za świat w którym nie ma jego? Jej świat jest tam gdzie jest on, razem z nim, innej opcji nie ma, jakkolwiek brutalnie to w tej sytuacji brzmi.
      Ona i on, razem, wśród słoneczników. Ja chcę Ci napisać sensowny komentarz a nie siedzieć przed monitorem i ryczeć! Mama i tak już myśli, że zwariowałam. To przez te Twoje historie! xD <3
      Końcówką mnie zabiłaś, naprawdę. Za każdym razem gdy czytam Twoje rozdziały, dodatki, oneshoty mam ochotę napisać, że jest to Twoje najlepsze dzieło ale wiesz dlaczego tego nie robię (i nigdy tego nie zrobię)? Bo wiem, że niebawem napiszesz kolejne, które zachwyci mnie jeszcze bardziej, przyzwyczaiłam się już do tego. Pominę już Twój styl, cytaty, porównania, jak to wszystko idealnie ze sobą komponujesz bo nawet nie potrafię tego nazwać ale pomysły - nie wiem skąd je bierzesz, miłość to niby oklepany temat pojawiający się zawsze i wszędzie a Ty zawsze to czynisz niezwykle pięknym i oryginalnym. Jako dwunastolatka zaczytywałam się 'Zmierzchem' i zachwycałam płytką miłością Belki i jej wampira a tutaj, u Ciebie... naprawdę piszesz w sposób wyjątkowy, przedstawiasz tą parę w zupełnie innym świetle ale wiesz co mnie tu jeszcze ujmuje i zadziwia? To, że mimo iż nadajesz im zupełnie nowe cechy, opisujesz odmienne losy, są oni podobne do serialowych postaci, nie tracą swojego uroku. Nie wiem jak ale bardzo mi się to podoba.
      Ludmiła popełniła samobójstwo, to okrutne ale ja nie widziałam dla niej innego wyjścia. A jej matka, z którą ciągle się kłóciła, która niesprawiedliwie oskarżała ją o różne rzeczy wydała książkę. Pod tytułem 'słoneczniki'. Bo kochała swoją córkę i wiedziała, że ona kocha te kwiaty.
      Zawsze obiecuję sobie, że napiszę Ci coś sensownego, zawsze czekam na odpowiednią godzinę kiedy będę miała chwilę wolnego i siadam przed komputerem, mając nadzieję że tym razem mi się uda. I nigdy nie wychodzi, mam nadzieję że nie będziesz mi miała tego za złe. Bo zawsze mam w głowie mętlik. Uwielbiam smutne zakończenia choć strasznie mnie one dobijają. Nie licząc Twoich diemiłowych historii, to tak ryczałam chyba tylko na 'Titanicu'. Jestem trochę nadwrażliwa, wiem xD
      I wiem że ten komentarz jest kompletnie bez ładu i składu, przepraszam. Liczę na to że dasz radę jakoś dobrnąć do końca i że Cię nie zanudziłam.
      Kocham Cię bardzo, bardzo, bardzo, wiesz o tym?
      Twoja Aśka <3

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Witam ponownie !!!!
      Heh, taki głupi wstęp xD wiem wróciłam późno ale jakbyś poznała moich kochanych nauczycieli to byś zrozumiała xD Awww...długo czekałam na diemiłe. Wiesz powiem ci coś. .. kiedy jeszcze nie należałam ani nawet nie wiedziałam o tym cudownym bloggerowym świecie byłam fanką diegoletty ( ale to i tak nie była moja ulubiona para xD) ale kiedy odkryłam ten magiczny świat xD i zarazem twojego bloga to zakochałam się w diemile i to zakochanie nadal trwa i się umacnia a to wszystko przez ciebie ! Diemiła to moja 2 ulubiona para ( nic nie przebije naxi ♥ hehehe) a jeszcze jak czytam o nich twoje historię.... nie będę się wypowiadała... za nudzę cie -,- może ja przejdę do twoich kochanych słoneczników♥ Ludmiła jest samotną dziewczyną. Z matką się kłóci przyjaciół nie ma... samotność, potworna cecha...oznacza ona tyle słów na raz, dla niektórych może to być cierpienie, ból, smutek, więzienie z którego nie da się wydostać jednak dla niektórych to spokuj, szczęście jednak i tak myślę że tacy ludzie tylko zakładają maski a gniew tlumią w sercu. Zapewne każdy z nas będzie musiał kiedyś doświadczyć na własnej skórze tego okrucienstwa jakim jest samotność. Ludmila była samotna... no właśnie była potem zjawił się Diego, na początku uciekła jednak potem była zmuszona do jego towarzystwa. Mieli zrobic prace na plastyke miała ona przedstawiać najpiękniejszy kwiat ona wybrała róże ( to takie pospolite xD) on zaczął się śmiać, w końcu doszli do porozumienia i wybrali słoneczniki. relacja z nim zaczęła się pogłębiać aż w końcu doszło do czegoś poważniejszego. Zabierał ją na polany slonecznikow i dawał jej bukiety ze slonecznikow. Lecz ja zawsze mowie " wszystko co dobre kiedyś się kończy" tak też musiało się zażyć w tym przypadku. Kłótnia. Jedno słowo a może zniszczyć wszystko co napotka na swojej drodze. Tak też się stało w tym przypadku. Poszło o zwykłą blahostke jednak ta blahostka zniszczyła jej życie. .. już na zawsze . Diego miał wypadek. .. zginął. Co zrobiła Ludmiła ? Załamała się ale nie zaczęła się ciąć czy brać narkotyków bo było jeszcze gorzej ... Miała zaburzenia psychiczne, żyła w swoim wymyślonym świecie, w świecie idealnym lecz taki świat istniał tylko i wyłącznie w jej wyobraźni. Trafiła do psyhiatryka nie było już dla niej nadzeii, za bardzo go kochała. W końcu nie wytrzymała, popełniła samobójstwo ... on by tego nie chciał. .. Matka Ludmiły napisała książkę pt. "Słoneczniki" wiedziała jak bardzo je Kochała. Ale jedno zdanie dudni mi w uszach po dziś dzień .."Powiedz mu że czekam na słoneczniki" ...
      Jak ty to robisz że płaczę ?! Powiedz mi jak?! Bo teraz za bardzo nie mogę bo jestem w szkole ale jak przypomnialam sb o tym Os to ..nie...chyba znowu rycze, masz szczęście że nikogo nie ma ! Kochana ile razy mówiłam że masz talent ... co ja gadam ... ty masz dar do pisania ( a właśnie czekam na TWOJĄ książkę xD) i ty jeszcze w siebie watpisz ?! Nie no, któregoś dnia normalnie udusze a później będziesz musiała iść do księdza się wyspowiadac z takich grzechów! Nie ładnie ! A co jak ksiądz czytał twojego bloga ?! Przecież wtedy się załamie, pomyślałas o tym ?!?!?!? Dobra koniec gadki o księdzu. Kochana jesteś cudowna i ty dobrze o tym wiesz Kocham twój styl pisania, jest taki oryginalny, ciekawy... cały jest idealny ♥ wiesz ze cię kocham ? Bardzo ♥ dobra nie zadreczam cie już i idę na autobusik do domu xD Czekam na kolejne dzieło ja tym blogu ale i tak najbardziej na twoim ♥
      Ps. Kocham najmocniej ♥♥♥♥

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Hej ! :)
      Diemiła <3 Diego i Ludmiła i twój OS.
      Może zacznę od tego ,ze na początku drugiej serii myślałam ,że może diemila razem*.*
      Aleee no pojawił się Fede no i jakoś opuściłam ta parę . Jednak OS znowu przywrócił dawne wspomnienie o tej parze. Sama parę lubie.
      Teraz przejdę do oceniania Os -chodź pisanie długich i sensownych komentarzy nie wychodzi mi najlepiej ,uwierz mi na słowo . Poza tym zaraz przekonasz się -.
      OS . Słoneczniki *.* Omg !!*.* historia mocno mnie wciagmela i wtedy -gdy zrozumiałam ,że OS się skończył poczułam smutek .A jeju jakie to było cudowne.
      Świetnie piszesz wiesz? To dobrze ,że wiesz a jeśli nie to będę pisała to milion ileś razy!*.*
      Komentarz dodaje teraz chodź przeczytałam rozdział wcześniej ,ale pewnie cię to nie zdziwi,ale brak czasu ;( Teraz trzeba wszystko poprawiać -może nie wszystko ALE w moim przypadku większość.
      Słoneczniki*.*
      A ta historia taka ciekawa i jak już wspominałam wciągająca.
      Życzę Ci duzo weny:3 i nie mogę się doczekać następnego OS <3
      -jak już wspominałam nie umiem pisać komentarzy ,ale nie bądź zła - .
      Z góry przepraszam za błędy.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Nie wiem czas mija, a ja nadal nie wiem co powiedzieć <333
      To dzieło mnie tak wzruszyło, że aż zabrakło mi odpowiednich słów :*
      Historia jest jak zawsze przepiękna. Masz taki dar, że umiesz człowieka zaciekawić nawet najprostszym pomysłem historii - każde słowo jest tak dobrane, każde zdanie przemyślane, że tworzy takie dzieła. Dzięki tobie naprawdę polubiłam Diemile. Jeszcze na blogu jest tak nastrojowo, że jak czytam jakiegoś OS z Diego to mogę się na niego napatrzeć z prawej strony xDD. Wracając do tematu... Sprawiasz, (pozwolę sobie wypowiedzieć się za innych xDD) że czytelnicy przenoszą się do tego świata co opisujesz. Są jakby współ-bohaterami całej akcji.

      Dobra kolejny bezsensowny komentarz i co za tym stoi moje bezsensowne usprawiedliwienie się (to już mój mały rytuał xDD). Przepraszam, ale mam okropne zakwasy i zasypiam przed kompem, a jest rano xDD
      Czekam na kolejne OS <333

      Kinga Blanco

      Usuń
  6. Eddie, Edytko,

    Chciałabym, by moja dzisiejsza wypowiedź wyróżniała się na tle pozostałych, jednak szybko udało mi się dojść do wniosku, że to nie jest możliwe. Niestety, nie wszyscy mają smykałkę do pisania.
    Kochanie, pragnę podziękować Ci za to, że jesteś.
    Uwierz, Twoja obecność jest dla mnie niezwykle istotna.
    Wynagradza mi wszelkie zło, które czyha na człowieka codziennie.
    Jesteś jedną z jasnych gwiazd w galaktyce.
    Mimo, że nie brzmi to poetycka, taka jest prawda.
    Ideały nie zdarzają się często.
    Jesteś jednym z wyjątków, udowadniasz nam to.
    Wszystkie Twoje historie sprawiają, że coraz bardziej w to wierzę.
    Twe opowiadania zmieniają coś w moim wnętrzu.
    Nie dostrzegłam dokładnie, co, ale odczuwam przemianę.
    Nawet nie wiesz, jak znacząca jest dla mnie Twoja obecność.
    Wszystko, co piszesz, ma dla mnie niezwykłą wartość.
    Bezbłędnie dopasowujesz słowa do treści, ubierasz myśli w zdania.
    Połączenie, o którym piszesz, jest unikatowe.
    Wyjątkiem jest, by widzowie Violetty interesowali się tak nietypową mieszanką.
    Większość fanek Ludmiły, kibicuje jej związkowi z Federico.
    Dawniej, oni robili na mnie całkiem spore wrażenie, ale szybko uległo to zmianie.
    Serial kompletnie zniszczył ich potencjał, nie wykorzystał go.
    Opisywane przez ciebie losy, naszej pięknej blondynki, uświadomiły mi, że oryginalność tak naprawdę jest czymś dobrym, docenianym.
    Jesteś wzorem do naśladowania dla wielu, młodych V-lovers.
    Mam nadzieję, że zostaniesz z nami, jeszcze przez dłuższy okres czasu.
    Diego w tle szablonu podoba mi się coraz bardziej. ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. JA TU WRÓCĘ
    i powiem tylko na początek, że ryczałam jak głupia -,-
    Dzięki Edyta <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jaki śliczny !
    Lu się zakochała w Diego :)
    Tak ładnie i fajnie się zapowiadało, a tu nagle kutnia.
    O kogo ? O kolegę :(
    A pózniej ten wypadek !
    To było takie piękne jak on kazał jej uciekać, a ona nie chciała Go zostawiać to wymyślił coś żeby ją wyciągnąć z tego auta ;(
    Bardzo Ją kochał, a Ona Jego i to akurat im musiał się zdarzyć.
    Przez człowieka, który wypił i wsiadł za kierownicę !
    W tym momencie jak Diego do niej mówi, że Ją kocha a w następnej chwili samochód staje w płomieniach też było piękne.
    Boże straciła ukochanego na zawsze.
    A pózniej popełnia samobójstwo myślałam, że się jakoś trochę pozbiera, a tu nagle Lu już nie ma...
    Taki smutni i piękny zarazem :D
    Pozdrawiam i czekam na next'a <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Pewnie nie wrócę..
    Po przeczytaniu tego już na prawdę - nie jestem w stanie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Odpowiedzi
    1. Edytko,
      Przeprasza, że tak późno komentuję. Przeczytałam od razu, zachwyciłam się tą historią. Po prostu teraz koniec roku i te sprawy, dlatego nie mam tyle czasu... :(.

      Już sam pomysł na tego oneshota był niezwykły. Słoneczniki jako motyw przewodni. Takie oryginalne, wiesz?
      Na początku widzę, że spróbowałaś czegoś nowego. Te zapiski z pamiętnika Lu były bardzo dobrym pomysłem, tak urozmaiciły to opowiadanie. Sprawiły również, że stał się niepowtarzalny. Mało osób tak pisze, dlatego zasługujesz na niemałe uznanie :).
      Historia Diego i Ludmiły <33. Opisałaś ją tak wspaniale, barwnie. Zadbałaś o każdy detal, każdy nawet najmniejszy szczegół. W twoich publikacjach nigdy nie można się do niczego przyczepić bo wszystko zawsze jest idealne. Zawsze.
      A sama historia Diemiły. Bardzo smutno mi się zrobiło, jak czytałam. Dwie osoby , które wreszcie odnalazły miłość swoją drugą połówkę. I na pewno byli razem szczęśliwi, nie mogło być inaczej.
      Niestety los bywa przewrotny. Ten wypadek. Można zauważyć, że ich miłość była naprawdę prawdziwa, najprawdziwsza. Diego zachował się bardzo szlachetnie, kiedy kazał jej uciekać, ratować siebie. Jej życie było dla niego ważniejsze niż własne. Idealnie opisałaś wszystko, po prostu czasami jak czytam twoje dzieła, brak mi słów :D.
      A Ludmiła. POkazałaś czytelnikom, że po stracie bliskiej osoby nie jest łatwo wrócić do normalnego życia. Lu się już nie podźwignęła, nie stanęła na nogi. W sumie rozumiem jej położenie, bo musiało jej być naprawdę ciężko. Szkoda tylko, że popełniła samobójstwo, że nie próbowała jakoś sobie z tym wszystkim poradzić. Chyba już nie potrafiła.
      Ostatnia perspektywa matki Ludmiły. Kobieta zauważyła jak bardzo ważna była dla niej córka, dopiero wtedy kiedy ją straciła. Niestety. Ale, może ktoś doceni jej dobre chęci, to, że chce się zmienić, naprawić wiele rzeczy, które zepsuła.

      Nie wiem co Ci jeszcze mogę napisać. Po tym co przeczytałam ,każda moja wypowiedz będzie beznadziejna. Ale, wiedz, że jesteś dla mnie bardzo ważna. Twoje publikacje, wiele dla mnie znaczą. Ja je wszystkie czytam. Nie mogę inaczej, skoro każda jest taka cudowna. Cieszę się, że można Cię znaleźć na tym blogu, bo zasługujesz na to miejsce jak mało kto :).

      Gośka
      PS: Oczywiście czekam na twoją kolejną publikację. Jest na co. Na pewno będzie niezwykła. Dlatego życzę weny :)

      Usuń
  11. Kochanie. Moje najcudowniejsze słoneczko, tytułowy słoneczniku.
    Nie jestem w stanie opisać tego u góry. To jest... Najpiękniejsze. Nigdy nie spodziewałam się, że można być tak pomysłowym i napisać coś tak pięknego, na tyle uczuciowego, na tyle prawdziwego. Cała historia była ułożona w taki sposób, aby zrozumieć co tak naprawdę rodzina robi z człowiekiem. Przekaz tego One Shota jest naprawdę bardzo trudny, ale jak wspaniały i łatwy do wchłonięcia. Czytałam kilka chwil, a zatracałam się na tyle mocno, że nie chciałam przestać czytać. Masz przeogromny talent, ale to już wiesz. Pamiętnik Lu, pięknie opisywałaś. Niby już za stara, ale to tylko głupie gadanie jej rodzicielki. Wszystkie dobrane słowa, przekazy, cytaty i ogólnie wszystko było piękne. Ludmila i Diego. Diego i Ludmila. Para idealna. On pomógł jej zapomnieć o trudnym dzieciństwie, o tym bez matki. Ale coś musiało się zepsuć, ach cholerny los. Tak jest zawsze. Pierwsza kłótnia, a później ten wypadek. Straty. Piękno śmierci opisane dokładnie. Ukochany umiera, dziewczyna się załamuje. Koniec cudownej drogi życia. Ciężka psychoza, u niej, gdzieś w niej, ona wierzy. Wierzy, że żyje, ale nie wytrzymuje. Zabija się długopisem, ot zwyczajna rzecz, a wyrządza tyle krzywd. Nie mogła żyć, z tym głupim znakiem wyrytym w sercu. Chciała być blisko, teraz ma szansę. A jej matka opisała to wszystko. Sposób odreagowania. Jednakże nie była aż tak obojętna jak się wydawało. Książka dla córki, o córce. Jedyna i wyjątkowa. Nie znam słów, które mogłyby to inaczej opisać.
    Historia mnie zauroczyła, była prawdziwa. Właśnie jakby oparta na faktach, jakbym obserwowała to z góry. Cudowny dramat. Kocham takie rzeczy, wiesz dobrze. Edziu, pragnę Ci podziękować, że jesteś, byłaś i mam nadzieję, że będziesz. Nasza szesnastka na zawsze razem. Twe pisanie mnie uszczęśliwia, a obecność cieszy. Bądź jak najdłużej. Moim komentarzem nie dorównam innym, ale może wywołam chociaż minimalny uśmiech na Twej twarzyczce.
    Kocham, szanuję, uwielbiam, nigdy nie zapomnę.
    Będę, skarbie.
    Czekam na dalszą twórczość.
    Najbardziej na świecie kocham Ciebie i resztę wariatek.
    Za nic nie zostawię Cię.
    Weny skarbie, jak najwięcej.
    Kocham Cię. Najmocniej. ♥

    Twoja na zawsze:

    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  12. Przez ciebie zaczynam wątpić w moje umiejętności pisarskie. Nie. Co ja w ogóle gadam? Ja nie mam żadnych umiejętności. Cóż, dzięki temu partowi jeszcze bardziej się o tym przekonałam.
    Edytka, co ja ci mogę powiedzieć? To było piękne. Pięknie, niesamowite, nieprawdopodobne. Dosyć, że pomysł wspaniały, to jeszcze takie wykonanie. Inny styl, inny czas, wszystko inne, a jednak nadal tak niesamowite jak wszystko ci piszesz. Wiesz co? Zazdroszczę ci. Zazdroszczę ci, że potrafisz wszystko tak doskonale ubrać w słowa i przekazać to wszystkim, bo to wcale proste nie jest. Edytka, na początku mi się to dziwnie czytało, nie powiem ;), ale później... później już się tak wciągnęłam, że czytałam zapatrzona w ekran.
    Pokazałaś tak wielką miłość... nie tylko mężczyzny do kobiety, ale i matki do córki. To było coś wspaniałego. nie wiem, który wątek był lepszy, nie umiem wybrać, obydwa były wspaniałe <3
    Wybacz, że zostawiam tutaj takie coś, i to w dodatku tak późno. Mam nadzieję, że nie będziesz zła.
    Kocham cię bardzo, bardzo, bardzo mocno <333

    OdpowiedzUsuń
  13. Odpowiedzi
    1. Witaj, Szynszylu <3

      Obiecałam, że wrócę i tak też robię ^^ Musisz mi jednak wybaczyć to ogromne opóźnienie, wiesz jak jest, Kochanie ;)
      Dobra, ale może lepiej przejdę do rzeczy. Aniołku, Ty wiesz najlepiej jak bardzo kocham naszą wspaniałą Diemiłę. Od kiedy tylko zobaczyłam ich razem, wiedziałam, że pasują do siebie jak mało kto. A Ty swoim cudownym talentem, wspaniałym stylem i niesamowitymi pomysłami sprawiasz, ze kocham ich jeszcze bardziej. Czy to w ogóle jest możliwe? Jak widać jest ;)
      Na temat Twojego stylu mogłabym pisać pieśni pochwalne, które jednak i tak nie wyraziłyby, nawet po części, tego jak bardzo jestem nim oczarowana. Bo Ty to właśnie robisz, czarujesz słowem. Nie znam epitetów, aby to opisać... Jesteś najlepsza, wiesz? <3 To wszystko jest tak poetyckie, zapiera mi dech w piersiach. Kurde, naprawdę... To straszne jak ubogie jest moje słownictwo O.o Przepraszam :(
      Sam Part - mistrzostwo świata. A może dzieło sztuki? Tak, zdecydowanie to drugie ;) Przecież to... Jeju, weź się schowaj z tym swoim talentem, Ciole, bo ja się wstydzę i zastanawiam, co tu w ogóle robię -.- Ale wracając do tematu. Słoneczniki jako motyw przewodni? Oryginalne i cudowne. Świetnie oparłaś na nim całą historię. Wydawać by się mogło zwykłe, zwyczajne kwiaty, jednak nic bardziej mylnego. To właśnie one odegrały kluczową rolę. Stały się symbolem uczucia, które połączyło Diego i Ludmiłę. Stały się symbolem samej Lu. Przypominały mu kolor jej włosów *.* To takie słodkie. Zakochałam się <3
      Ale przecież ta historia wcale nie była kolorowa. Ludmiła żyła w rozbitej rodzinie. Ojciec rozwiódł się z matką i pozostawił je same. Matka Lu zaczęła o wszystko obwiniać dziewczynę. A przecież ona niczym nie zawiniła. To przykre. Oddaliły się od siebie, stały się sobie obce. Jednak, gdy wydawać by się mogło, ze życie Lu straciło sens, pojawił się Diego i na nowo nadał mu barw. I kiedy wszystko zaczynało się układać, zdarzył się wypadek, który rozdzielił tę dwójkę. To straszne jak bardzo okrutny jest los. Ale prawdziwa miłość nigdy nie umiera. Lu po stracie Hiszpana, odeszła od zmysłów. Wolała umrzeć, bo życie bez niego nie było życiem. Przestała należeć do tego świata, bo on był jej światem. To piękne i zarazem smutne. Kiedy to czytałam płakałam, płakałam jak bóbr. Przepraszam, Słoneczko, że dzisiaj tak krótko, ale padam z nóg, a chciałam skomentować jak najszybciej...

      Kocham Cię, Szynszylku ;*
      Twój Krecik <3

      Usuń
  14. Cudo. Fantastycznie. Masz talent.
    Jakbyś mogła zajrzyj do mnie.
    Moje-oneshoty.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. W tym momencie.. chyba nic nie napiszę z sensem.
    Postaram się, muszę kurde, bo było pięknie, wrócić.
    Wiedz, że było i jest pięknie.
    M. x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyszło jak wyszło, cholera jasna. ;-;
      Tak jak pod prawie każdym OS'em powinnam zostawić długi komentarz, aczkolwiek sam fakt, że czytałam tego OS'a 12 czerwca, jak widać, nie pozwala mi przejść do długaśnej opinii tego dzieła. :c Od dzisiaj mogę się za to szczerze nienawidzić, yh. ;-;
      Jezu, ten OS był tak piękny, że aż chciałabym napisać dłuższą opinię, ale za skarby nie potrafiłabym. ;c Tak strasznie Cię przepraszam, Edzia. :c

      Ten OS, który został przeze mnie przeczytany 12 czerwca był czymś co w mojej głowie powinno zostać choć parę miesięcy. Bo To.. było coś, co przechodzi ludzkie pojęcie. Talent, Edzia i pomysł. Coś n i e z w y k ł e g o. ;") <3
      Wybacz za to, że nie udało mi się napisać sensownego komentarzu. :c Przy następnym powinnam ruszyć ten tłusty tyłek i skomentować porządnie. :D
      Na dzień dzisiejszy - trzymaj się oraz jeszcze raz przepraszam. <3
      M. x

      Usuń
  16. Tak, to ja.
    Cholernie długo mnie tu nie było, i to wszystko moja wina. W dodatku głupia nie skomentowałam Twojego poprzedniego rozdziału, myśląc, że już to zrobiłam -.- Brawa dla mnie. Nieważne, teraz chcę się poprawić i Ci to wynagrodzić. Mam nadzieje, że zajrzysz tu jeszcze i zobaczysz mój komentarz ;)
    Słoneczniki. Lubię te kwiaty, naprawdę :) Chociaż teraz jest mi trochę smutno, nie z powodu słoneczników, ale smutnego zakończenia. Prawie zawsze wtedy ryczę. Nie ważne, czyt to blog, książka czy film. Ja jestem beksą i tyle. No, ale muszę przyznać, że smutne zakończenia też trzeba umieć pisać. I TY to robisz doskonale! Chylę czoła.
    Zaczyna się od pamiętnika. Też kiedyś próbowałam pisać własny pamiętnik, ale coś mi nie wyszło. Trudno. Ludmiła pisze krótkie wpisy, ale.. one wbrew pozorom bardzo dużo znaczą. I to właśnie za pomocą tych wpisów dowiadujemy się o jej odczuciach, przeżyciach. No i o Diego. Później wszystko w szybkim tempie. Kłótnie z mamą, pocieszenia u Diego, wspólne randki, imprezy, wspólnie spędzone chwile... A później pierwsza kłótnia z nim, z Diego. Głupia zazdrość. A później ten wypadek. I śmierć. Ona chyba też wolałaby wtedy umrzeć, być z nim, szczęśliwa bez trudu życia na ziemi.
    A później było tylko gorzej. Miała omamy, żyła w innym świecie. I później stało się : odeszła. Nie mogła wytrzymać tego wszystkiego. Nie chciała już żyć, bez niego.
    O mamie Ludmiły też powinnam wspomnieć. To w końcu ona kończy opowieść. Oddaje córce hołd, ukazuje miłość, której nie potrafiła jej okazać za życia. Słoneczniki...
    I to by było na tyle z mojej strony.
    Przepraszam, Edytko.
    Pozdrawiam serdecznie :*
    <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie wiem co powiedzieć.
    Oczarowałaś mnie, poruszyłaś moje serce.
    Jesteś genialna.
    Wzruszyłam się.
    Ryczałam jak głupia.
    Przepiękna historia ♥
    Będę z Tobą <3
    A.

    OdpowiedzUsuń