Tytuł: "W uniesień szale"
Para: Diemiła. (Diego & Ludmiła)
Gatunek: Dramat, romans.
Przedział wiekowy: M
*
Nie ma Nas.
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje...
~ Św. Paweł - Psalm o Miłości.
Nasza taka była?
- If you ready, come and get it now* - zamruczała pod nosem, bujając biodrami w rytm muzyki, dochodzącej z wnętrza klubu.
Kolorowe światła goniły za ludźmi po błyszczącym parkiecie, oświetlając ich rozjuszone twarze i oczy napełnione po brzegi ekscytacją, nutką zabawy. Wokół unosiły się słupy dymu, w których to znikały, to pojawiały się zamglone sylwetki osób. Dziewczyny potrząsały długimi włosami, które wiły się wokół nich jak macki meduzy, klejąc się do lśniącej skóry.
Opętanie.
Zostań bliżej.
Był udręką, był ekstazą, był jej.
Godzina.
Dwie.
Trzy.
Myślisz, że kochasz?
Wiem, że tak.
Przestań.
- Wracaj tu, idioto! - krzyknęła, kilka godzin później, biegając za nim po całej posiadłości, od dobrych paru minut, jak wariatka.
- Złap mnie! - odkrzyknął na jej obelgę, śmiejąc się wniebogłosy.
- Przysięgam, że jak tylko cię złapie, pożałujesz, że się urodziłeś - jęknęła zdenerwowana, wychylając się za winkla.
Cisza.
- Buu - Podskoczyła w górę, czując na szyi powiew gorącego oddechu.
- Kretyn - warknęła, po czym obróciła się w jego stronę, uderzając go mocno w ramię.
- Auu. - Teraz to chłopak jęknął. - Za co?
- Za głupotę - sarknęła blondynka. - Oddawaj telefon. - Wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- A jeśli nie? - zapytał, uśmiechając się zawadiacko. Humor powrócił do niego jakiś czas temu, gdy przestał przejmować się tym, co będzie, a - tak, jak to on, żył chwilą.
Mamy tylko jedną.
- Pożałujesz. - Zmrużyła oczy.
- Nie, nie, nie. - Pokiwał palcem. - Musisz dać mi coś w zamian - dodał, poruszając zabawnie brwiami.
- Czego chcesz? - zapytała oburzona blondynka, splatając ramiona na piersi.
- Buziaka. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej, dostrzegając jej nietęgą minę.
Westchnęła głośno, jednak - już po chwili, znalazła się obok. Oparła dłonie na jego klatce piersiowej i unosząc się na palcach, musnęła jego usta. Właśnie chciała się odsunąć, gdy nagle - bez uprzedzenia, przyciągnął ją bliżej. W następnej chwili, poprzedzonej sekundą zawahania, poczuł jak dziewczyna oplata ramiona wokół jego szyi.
Całowali się namiętnie, tak jak nigdy wcześniej i pierwszy raz w życiu, naprawdę poczuł, że to nie tylko gra, głupi układ. Coś więcej.
Możemy wygrać?
Oderwali się od siebie, nadal jednak spragnieni bliskości, dotyku. Wtuliła zarumienioną twarz w jego ramię.
Jak dzieci, z przepaskami na oczach - szukamy, po ciemku.
- Telefon - wyszeptał, muskając ustami płatek jej ucha.
Ludmiła uniosła oczy.
- Nie ważne.
Usta ponownie złączyły się w pocałunku, jednak - ściślejszym. Czuli, przy sobie, całym sercem - choć wcale nie chcieli. Jedno z nich - pewne, drugie - zgubione.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Cisza.
*
A czym jest Miłość?
Czy może ranić jak najgorsze słowo, najostrzejsza brzytwa, najgłośniejszy chrzęst łamanego serca?
W kawałkach.
Schyl się, pozbieraj i zapłacz głośno, bo nie złożysz.
Dźwięk niedoli zlał się z muzyką nieuważnych słów. Ludzie mówią za
dużo, zapominając po co właściwie istnieją słowa i rozmowa, i krótkie
"Kocham Cię".
Na marne.
I wciąż tylko marnują czas, marnują marzenia. Błądzą po labiryncie,
kręcą się w kółko, gubiąc - gdzieś pomiędzy. Wyrzucają słowa, zjadają
litery, mylą dźwięki.
Pojęcie "miłość" straciło na wartości. Mieniło się teraz w barwach rozkoszy, podniebnej ekstazy. Nic więcej, zapomnieli.
Budowana - bez fundamentów. Piasek przesypywał się przez liche mury.
Przynosiła zapomnienie, spełniała żądzę i wypowiadała słowa, które nie były prawdą.
Stali się zależni. Zgubni w wyborach, zabójczym uroku.
Ludzie zmienili miłość, ukształtowali na własny sposób, nadali walorów, które wcale nimi nie były - raczej wady?
Od teraz raniła, zbaczała z kursu, nadawała obsesyjnego wyrazu.
Od teraz raniła, zbaczała z kursu, nadawała obsesyjnego wyrazu.
Moja miłości, moja obsesjo, zanucił wiatr, by zaraz zgubić słowa w podmuchu nadmorskiej bryzy.
Ponieważ miłość sama w sobie była idealna. Można powiedzieć, że była jak cud - niezmierzona i bezgraniczna.
Każdy człowiek uparcie do niej dążył, zupełnie jak pierwiastki do osiągnięcia oktetu, dubletu? Bo My = Dwoje.
Jednakże, po drodze zaginął sens, wplątany między siatkę sennych marzeń, obietnic bez pokrycia.
To człowiek uczynił ją szpetną. Nauczył niszczyć, zabijać.
My pogrążeni w sobie, ukryci w niełasce.
Każdy człowiek uparcie do niej dążył, zupełnie jak pierwiastki do osiągnięcia oktetu, dubletu? Bo My = Dwoje.
Jednakże, po drodze zaginął sens, wplątany między siatkę sennych marzeń, obietnic bez pokrycia.
To człowiek uczynił ją szpetną. Nauczył niszczyć, zabijać.
Wpuść mnie, krzyczały falę.
Upadłe nadzieje nieszczęśliwych, jednak złączonych w jedno, kochanków odbiły się od skał.
Nie wszystko kończy się tak jak powinno, los wciąż tworzy nowe ścieżki, by jeszcze bardziej namieszać.
A każda historia, każda miłość ma swój początek, rozwinięcie i koniec.
Utknęliśmy w rozwinięciu.
Nie dane było napisanie happy endu.
Nie wszystko kończy się tak jak powinno, los wciąż tworzy nowe ścieżki, by jeszcze bardziej namieszać.
A każda historia, każda miłość ma swój początek, rozwinięcie i koniec.
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje...
~ Św. Paweł - Psalm o Miłości.
- If you ready, come and get it now* - zamruczała pod nosem, bujając biodrami w rytm muzyki, dochodzącej z wnętrza klubu.
Uniosła wzrok, neonowe węże wiły się jak w spazmach, mrugały zachęcająco, układając w jeden wyraz.
Purgatory.**
Oczyść mnie, skarbie.
Wykrzywiła twarz w szerokim uśmiechu, który nie sięgał oczu, zamiast tego przypominając uśmiech wygłodniałego rekina. Nie podchodź.
Odrzuciła głowę w tył, złociste kaskady wzbiły się z powietrze, wygrywając własny rytm i opadły na odkryte plecy. Wygładziła materiał skąpej, czerwonej sukienki, sięgającej ledwo za udo. Podeszła do bramki, przechodząc bez problemu. Jeden trzepot rzęs, wystarczy.
Jej uszy wypełnił głośny dźwięk muzyki, dudniąca melodia wysokich kolumn, a nozdrza omotał ostry zapach alkoholu, dymu tytoniowego i spoconych ciał. Impreza trwała w najlepsze, zresztą jak w każdą sobotę. Spojrzała na zegarek, dwudziesta trzecia. Noc dopiero się zaczyna.
Nowe życie.
W błyskającym świetle kolorowych lamp, w zachęcająco słodkim smaku truskawkowego drinka.
Usiadła przy barze, zamawiając to co zawsze. Niemal odruchowo przechyliła kieliszek tequili, połykając zawartość.
Gorzki, gorąco, tępienie zmysłów.
Purgatory.**
Oczyść mnie, skarbie.
Wykrzywiła twarz w szerokim uśmiechu, który nie sięgał oczu, zamiast tego przypominając uśmiech wygłodniałego rekina. Nie podchodź.
Odrzuciła głowę w tył, złociste kaskady wzbiły się z powietrze, wygrywając własny rytm i opadły na odkryte plecy. Wygładziła materiał skąpej, czerwonej sukienki, sięgającej ledwo za udo. Podeszła do bramki, przechodząc bez problemu. Jeden trzepot rzęs, wystarczy.
Jej uszy wypełnił głośny dźwięk muzyki, dudniąca melodia wysokich kolumn, a nozdrza omotał ostry zapach alkoholu, dymu tytoniowego i spoconych ciał. Impreza trwała w najlepsze, zresztą jak w każdą sobotę. Spojrzała na zegarek, dwudziesta trzecia. Noc dopiero się zaczyna.
Nowe życie.
W błyskającym świetle kolorowych lamp, w zachęcająco słodkim smaku truskawkowego drinka.
Usiadła przy barze, zamawiając to co zawsze. Niemal odruchowo przechyliła kieliszek tequili, połykając zawartość.
Gorzki, gorąco, tępienie zmysłów.
- Następny? - zapytał barman,bez zbędnych ceregieli.
- Poproszę - odparła, ukazując śnieżnobiałe zęby.
Kolejna kolejka, sekunda, smak pląsający na języku.
- Za życie! - krzyknęła ochoczo, przy czwartym podejściu.
Wznosząc toast za to, czego nigdy nie miała.
Wszystko jej zabrali, on - swoim pijaństwem, ona - uległością. Udowodnili. Miłości nie ma, nigdy jej nie widziała, bo najlepszy wzór rozsypał się na kawałki. Cholerny ojciec, cholerna matka.
Dlatego tak bardzo ucieszyła się, gdy w końcu zyskała szanse by wyjechać, tą, która pozwoliłaby by odnaleźć prawdziwe życie. Więc żyła, od imprezy do imprezy, wykładu do wykładu, dzień za dniem, noc za nocą?
Nie oglądała się wstecz.
Nigdy więcej.
I feel hazy
Wznosząc toast za to, czego nigdy nie miała.
Wszystko jej zabrali, on - swoim pijaństwem, ona - uległością. Udowodnili. Miłości nie ma, nigdy jej nie widziała, bo najlepszy wzór rozsypał się na kawałki. Cholerny ojciec, cholerna matka.
Dlatego tak bardzo ucieszyła się, gdy w końcu zyskała szanse by wyjechać, tą, która pozwoliłaby by odnaleźć prawdziwe życie. Więc żyła, od imprezy do imprezy, wykładu do wykładu, dzień za dniem, noc za nocą?
Nie oglądała się wstecz.
I feel hazy
Why is everything black and white?
I feel dizzy
Like my fucking head is full of dynamite
Jump in my Mercedes
But it isn't quite driving right.
I feel dizzy
Like my fucking head is full of dynamite
Jump in my Mercedes
But it isn't quite driving right.
- Oh, kocham tę piosenkę! - wykrzyknęła radośnie, klaszcząc zaraz w dłonie, jak małe dziecko.
Uśmiechnęła się w stronę barmana i odsunęła kieliszek, wstając
pośpiesznie od baru. Skierowała się w stronę przeludnionego parkietu,
kręcąc ponętnie biodrami.Szybko wmieszała się w tłum, pozwalając by
muzyka opętała jej ciało. W całości.
I don't get it, I'm not drunk
A million people in the place and there you are
And I was like.
A million people in the place and there you are
And I was like.
Poruszała się w takt słów, błyskawicznie łapiąc odpowiedni rytm.
Odrzucała włosy, przymykała oczy, przejeżdżała dłońmi po ciele - uwodzicielsko.
Już po krótkiej chwili wyczuła parę obcych rąk na swoich biodrach.
Obróciła głowę - chłopak był dokładnie jej wzrostu, miał jasne włosy i
błękitne jak niebo, oczy.
Zarzuciła dłoń na jego kark i odchylając głowę do tylu, oddała się chwili. I wtedy, niespodziewanie - tak jak uderzenie gromu z jasnego nieba, wyczuła na sobie czyjeś uważne, przeszywające spojrzenie. Rozejrzała się nerwowo na boki.
Równie szybko go dostrzegła - stał oparty o barową ladę, praktycznie po drugiej stronie klubu. Był wysoki, dobrze zbudowany i nieziemsko przystojny. Zupełnie w jej guście.
Ich oczy się spotkały.
Zarzuciła dłoń na jego kark i odchylając głowę do tylu, oddała się chwili. I wtedy, niespodziewanie - tak jak uderzenie gromu z jasnego nieba, wyczuła na sobie czyjeś uważne, przeszywające spojrzenie. Rozejrzała się nerwowo na boki.
Równie szybko go dostrzegła - stał oparty o barową ladę, praktycznie po drugiej stronie klubu. Był wysoki, dobrze zbudowany i nieziemsko przystojny. Zupełnie w jej guście.
Ich oczy się spotkały.
Hi my name is
Whatever you call me
So let's get undressed
Cause you look a little lonely
I'll make you scream, I'll make you laugh
Cover your body with my autograph
So let's get undressed
Cause I wanna see you naked***
Whatever you call me
So let's get undressed
Cause you look a little lonely
I'll make you scream, I'll make you laugh
Cover your body with my autograph
So let's get undressed
Cause I wanna see you naked***
Nie mogła odwrócić wzroku, miała wrażenie, że pożera ją całą, wciąga w niezmierzone czeluści brązowych tęczówek. Widzi wnętrze, ocenia, łaknie. Uśmiechnęła się figlarnie, zagryzając przy okazji dolną wargę i miała wrażenie, że jego twarz wykrzywił szelmowski uśmieszek.
Sapnęła, gdy ich kontakt wzrokowy został nagle przerywany. Blond włosy chłopak - obecny partner, pociągnął ją jeszcze głębiej w rozwrzeszczany tłumu.
Zaśmiała się głośno, jednak wciąż, mimo udanej zabawy, nie mogła zapominać o intrygującym nieznajomym, którego oczy lśniły...
Trucizna w jej żyłach zmieniła kolor na brązowy.
Sapnęła, gdy ich kontakt wzrokowy został nagle przerywany. Blond włosy chłopak - obecny partner, pociągnął ją jeszcze głębiej w rozwrzeszczany tłumu.
Zaśmiała się głośno, jednak wciąż, mimo udanej zabawy, nie mogła zapominać o intrygującym nieznajomym, którego oczy lśniły...
Trucizna w jej żyłach zmieniła kolor na brązowy.
*
Kolorowe światła goniły za ludźmi po błyszczącym parkiecie, oświetlając ich rozjuszone twarze i oczy napełnione po brzegi ekscytacją, nutką zabawy. Wokół unosiły się słupy dymu, w których to znikały, to pojawiały się zamglone sylwetki osób. Dziewczyny potrząsały długimi włosami, które wiły się wokół nich jak macki meduzy, klejąc się do lśniącej skóry.
Opętanie.
Wszyscy zatraceni w nijakim tańcu. Omotani po brzegi trującymi
dźwiękami klubowych kawałków. Tylko jedna, długonoga blondynka, wciąż
pobudzona, omotana alkoholem, szalała na środku. Obijała się biodrami o
niebieskookiego, kusząc go swoimi wdziękami.
Żądza.
Żądza.
Kierowała jego ręce wzdłuż swojej tali, coraz bardziej pragnąc dotyku.
Jej oczy płonęły, pogrążone w półmroku jaki panował w klubie.
Rozświetlała niemrawy tłum ledwo kołyszących się ludzi, a karmazynowa
sukienka przyciągnęła jeszcze raz jego wzrok.
Zaspokojenie.
Wtedy jasne promyczki w jej źrenicach zgasły, wyparowały oblane lodowatą wodą, zjedzone przez jedno spojrzenie. Stanęła, gdy tylko jeden z jego uwodzicielskich uśmiechów przykuł jej uwagę, była taka naiwna, jak dziecko, które zrobi wszystko, by dostać tabliczkę ulubionej czekolady. Ona natomiast pragnęła słodyczy w innej postaci.
Nie była już małą dziewczynką. Chyba.
Chciwość.
Zaspokojenie.
Wtedy jasne promyczki w jej źrenicach zgasły, wyparowały oblane lodowatą wodą, zjedzone przez jedno spojrzenie. Stanęła, gdy tylko jeden z jego uwodzicielskich uśmiechów przykuł jej uwagę, była taka naiwna, jak dziecko, które zrobi wszystko, by dostać tabliczkę ulubionej czekolady. Ona natomiast pragnęła słodyczy w innej postaci.
Nie była już małą dziewczynką. Chyba.
Chciwość.
Your touch is so magic to me
The strangest things can happen
The way that you react to me
I wanna do something you can’t imagine
Odepchnęła blondyna, który powoli zaczął łapać aluzję, a jego dłonie płynnie poruszały się po aksamitnym materiale sukienki na plecach.
The strangest things can happen
The way that you react to me
I wanna do something you can’t imagine
Odepchnęła blondyna, który powoli zaczął łapać aluzję, a jego dłonie płynnie poruszały się po aksamitnym materiale sukienki na plecach.
Straciłeś okazję, kotku.
Obracała się, podciągając materiał sukienki coraz wyżej. Odsłaniała
długie zgrabne nogi, przyciągając uwagę każdego, niczym wieczorna
gwiazda wyłoniona spod kłębów chmurnych. Chciała zrobić na nim wrażenie,
wyłapać okazję na szybki numerek.
- Auuu! - zawyła w połowie drogi, rozgrzana po same kości.
Uśmiechnął się do niej, puszczając oczko - zielone światełko, droga wolna.
Położyła dłonie ja jego klatce, przejeżdżając po same brzegi jego barku. Zachwiała się na nogach, a On podtrzymał ją, pozwalając na ruchy kruchego ciała. Odchyliła głowę do tyłu, wieszając się na nim jak na poręczy. Bawiła się jak nigdy dotąd, a w uszach świtały jej nagie melodie Justina Timberlake'a, który omotał jej słaby umysł.
Baby, show me, show me
What’s your favorite trick that you wanna use on me
And I’ll volunteer
And I’ll be flowing and going
Till clothing disappears, ain’t nothing but shoes on me
Oh, baby
Eksplozja umysłu.
Obróciła się tyłem, schodząc coraz bliżej w dół. Wiła się jak gąsienica, sprawnie zahaczając pośladkami o jego słaby punkt. Kusiła dotykiem. Ziemska puszka pandory. Odważysz się otworzyć?
Znów stali twarzą w twarz, wgapiając się w rozszerzone źrenice, mniejsze białka, burszytnowo-brązowe tęczówki, w klubie mieniące się wszystkimi odcieniami tęczy. Byli na jej końcu?
- Auuu! - zawyła w połowie drogi, rozgrzana po same kości.
Uśmiechnął się do niej, puszczając oczko - zielone światełko, droga wolna.
Położyła dłonie ja jego klatce, przejeżdżając po same brzegi jego barku. Zachwiała się na nogach, a On podtrzymał ją, pozwalając na ruchy kruchego ciała. Odchyliła głowę do tyłu, wieszając się na nim jak na poręczy. Bawiła się jak nigdy dotąd, a w uszach świtały jej nagie melodie Justina Timberlake'a, który omotał jej słaby umysł.
Baby, show me, show me
What’s your favorite trick that you wanna use on me
And I’ll volunteer
And I’ll be flowing and going
Till clothing disappears, ain’t nothing but shoes on me
Oh, baby
Eksplozja umysłu.
Obróciła się tyłem, schodząc coraz bliżej w dół. Wiła się jak gąsienica, sprawnie zahaczając pośladkami o jego słaby punkt. Kusiła dotykiem. Ziemska puszka pandory. Odważysz się otworzyć?
Znów stali twarzą w twarz, wgapiając się w rozszerzone źrenice, mniejsze białka, burszytnowo-brązowe tęczówki, w klubie mieniące się wszystkimi odcieniami tęczy. Byli na jej końcu?
Wargami przejechał po miejscu tuż za jej uchem. Jęknęła cicho.
Dopadł ją ssący głód.
Dopadł ją ssący głód.
- Pocałuj mnie - wyszeptała błagalnie. - No dalej.. na co czekasz? -
dźwięk drgającego pragnienia plątał się pomiędzy językiem.
Melodyjne prośby o chwilę ukojenia. Pozwoli jej?
- Nie tutaj, kochanie - syknął łagodnie.
Nie zastanowił się ani chwili.
Pochopna decyzja, dobra?
Ciągnął ją przez zatłoczoną sale, omijając imprezowiczów, ćpunów,
panienki na jedną noc i całą resztę plugawej bandy zahipnotyzowanych
ludzi. Zapach potu, tytoniowego dymu i męskich perfum miejscami był
duszący, pokrywał oczy płatkami słonych łez.
- Stój! - fuknęła stanowczo. - Ale ja Cię nawet nie znam - nadal chichotała jak najęta.
- Diego - rzucił. - A teraz chodźmy.
So let me drive my body around you
I bet you know what I mean
Cause you know that I can make you believe
In love and sex and magic****
*
Zaśmiała się głośno, dotykając delikatnej skóry na jego karku. Gorący
oddech zatańczył na rumianym policzku. Alkohol buzował w jej żyłach, nie
pozwalając na chociażby najmniejsze skupienie myśli. I tylko patrzyła,
pozwalała na wszystko. Weszli do czarnego Range Rovera.
- Gdzie jedziemy? - zapytała, śmiejąc się przy tym jak wariatka.
Próbowała zapiąć pas bezpieczeństwa, co jednak szło jej dość opornie, zważywszy na stan w jakim się znajdowała.
W końcu brunet pochylił się nad nią, przekładając rękę tuż obok talii i
dokończył to, co wcześniej sama zaczęła. Był tak niesamowicie blisko,
mogła wyczuć gorący, miętowy oddech, usłyszeć miarowe bicie serca. Bum,
bum. Zaschło jej w gardle, gdy brązowe tęczówki skupiły się na jej
ustach, a pociągające usta wygięły w szerokim uśmieszek.
- Cierpliwości, kochanie - wyszeptał mężczyzna wprost do jej ucha.
Zadrżała - głos miał zachrypnięty, głęboki, pełen pożądania. Ucałował
skórę za jej uchem i powrócił na miejsce kierowcy, uruchamiając pojazd.
Ruszyli w ciemną, nieskończoną noc. Na niebie migotało tysiące gwiazd.
Nie zareagował wcale , gdy odsunęła szybę i wychylając głowę na
zewnątrz, zaczęła głośno krzyczeć.
Świat jest piękny, on jest piękny, wszystko jest piękne, pomyślała
bezmyślnie, utkwiwszy oczy w księżycu o sierpowatym kształcie. Niech
wszyscy wiedzą.
Była
pijana, tak bardzo pijana. Każdy dźwięk, nawet łomotanie serca, cichy
głos wokalisty sączący się z radia, wydawał się blondynce jakby
zwielokrotniony, ostrzejszy. Jednak czuła, bardziej, dogłębniej, gdy
opuszki jego placów przejechały po jej dłoni.
Wyładowanie elektryczne.
- I feel dizzy. - Zachichotała, zauważając na twarzy bruneta cień uśmiechu.
Nie wiedziała, ile czasu minęło, gdy samochód w końcu stanął. Uniosła
przymknięte powieki, słysząc uwodzicielski głos, tuż obok ucha.
- Jesteśmy, kochanie.
Zachichotała jeszcze głośniej. Podobał jej się ton z jakim, za każdym razem, wypowiadał to słowo. Kuszący.
Pchnął drzwi i wyszedł na zewnątrz, po czym okrążył samochód,
otwierając te po jej stronie. Uśmiechnął się zawadiacko, gdy chwyciła
jego wyciągniętą dłoń.
- Dżentelmen. - Rozległ się melodyjny śmiech.
- Zawsze, kochanie. - Obnażył zęby w drapieżnym uśmiechu, kładąc dłoń między jej łopatkami, i popchnął ją lekko do przodu.
Chwyciła aluzję, kierując swoje kroki w stronę wejścia do wielkiej,
skąpanej w świetle ozdobnych latarni, willi. Słyszała jego kroki, tuż za sobą. Spokojny oddech wprawiał włoski na jej karku w dziwaczny stan uniesienia.
Wyciągnął klucz i otworzył drzwi, wpuszczając ją do środka. Zaśmiała
się pięknie, wprawiając powietrze w niewielki podrygi. Pokonali wysokie
schody, co dla blondynki wydawał się trwać wieczność, ale w końcu
dobrnęli do celu. Mężczyzna otworzył białe drzwi i wepchnął ją do
środka, szybko, zaraz wpijając się w jej słodkie, zachęcające wargi.
Jęknęła, zarzucając ramiona na jego barki.
Całował z pasją i gracją, jakby właśnie do tego był stworzony. Jak gdyby robił to miliony razy. Pewnie robił, przebiegło jej szybko przez myśl.
Wbiła palce w skórę na karku, gdy chwytając gwałtownie jej biodra,
przyciągnął ją bliżej, tak że prawie stykali się klatkami piersiowymi. Skóra przeciw skórze.
Zagryzł malinową wargę, sprawiając, że sapnęła ze zdziwienia. Przyjemności, namiętności?
Nieważne, wszystko zlało się w jedno.
Jeden, wielki taniec języków, wyścig dłoni. Dotykał jej pleców,
brzucha, bioder, ramion, obcałowywał każdy fragment odsłoniętej skóry.
Jęknęła głośno, gdy zatopił zęby w smukłej szyi. Kropelki krwi spłynęła
po alabastrowej skórze, brudząc sukienkę na jeszcze mocniejszy,
karminowy odcień.
Zlizał wszystko, dokładnie, i ponownie złączył ich usta w naglącym pocałunku. Cichej potrzebie. Przyparł jej ciało do ściany, wyrywając tym samym z krtani dziewczyny zduszony okrzyk. Metaliczny smak zatańczył na języku.
Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, mężczyzna oderwał się od pocałunku. Pochylił głowę i niskim, pociągającym głosem wyszeptał, naprzeciw drżących warg:
- Rozbieraj się, kochanie.
Nie musiał dwa razy powtarzać. Szybko chwyciła za suwak i rozpięła go
do samego końca. Szkarłatna, kusa sukienka opadła na ziemie,
odsłaniając idealne kształty. Uśmiechnął się szeroko, przeciągając
kciukiem po brzegu koronkowego stanika w kolorze czerni. Miała wrażenie,
że jego oczy nieco pociemniały.
Chwycił ją za ramiona, odciągając od ściany i popchnął w stronę łóżka.
Opadła na miękkie poduszki, wzbijając w powietrze drobinki kurzu.
Opadają.
- Piękna. - Cichy szmer jego głosu.
Opadają.
Poszedł bliżej, usiadł na łóżku i już w następnej sekundzie poczuła jego ciężar na swoich biodrach.
Opadły.
Nie mogła powstrzymać jęku zachwytu, gdy ściągnął czarny podkoszulek,
ukazując jej oczom umięśniona klatkę piersiową. Wyciągnęła dłoń,
przesuwając opuszką kciuka po linii mięśni.
Oliwkowa skóra paliła jej palce, niczym rozżarzony węgiel.
- I've got you, babe - zamruczał śpiewnie pod nosem, przebiegając palcami po jej odsłoniętym, płaskim brzuchu.
Spojrzała w rozpalone oczy i już wiedziała, że nie ma ucieczki, ratunku - tylko, że ona wcale go nie potrzebowała. Mógł zrobić wszystko.
Krzyczała głośno, gdy całował jej płonącą skórę, wargi, czoło,
zaczerwienione policzki. Zakreślał palcami każdą nierówność, sunął
niżej, zagłębiał się bardziej, wyrywając z jej ust okrzyki ekstazy.
Sterta zdartych w pośpiechu ubrań, piętrzyła się przy nogach łóżka.
Złączeni.
- Dotknij mnie - wyszeptała płaczliwym głosem, zatopiona gdzieś daleko, w dzikiej rozkoszy.
Brunet uniósł oczy, uśmiechając się jak wygłodniałe zwierze. Wysunął język, zakreślając kółeczka wokół pępka. Jęknęła gardłowo.
Brunet przejechał dłońmi, po jej bokach, w górę, pieszcząc rozgrzane
ciało, każdym dotykiem, choćby lekkim zetknięciem skóry. Składał mokre
pocałunki na jej ciele, w dosłownie - każdym miejscu. Poświęcał uwagę.
Przejechała paznokciami po jego plecach, zostawiając na ciemnej skórze czerwone pręgi.
Tak blisko.
- Błagam. - Wyszeptała tuż przy jego wargach, gdy schylił się po kolejny pocałunek, pełen zębów, jęków i pożądania.
Kołatanie serca.
- Kochanie - wyszeptał mężczyzna cicho do jej ucha, wywołując na całym ciele gęsią skórkę.
Nie musiała więcej prosić.
Byli całością, nareszcie. Płoniemy.
Odrzuciła głowę do tyłu, o mało nie uderzając w drewniane wezgłowie wielkiego łoża. Wbiła palce w jego skórę, mocniej, wyginając ciało w idealny łuk.
- Diego! - wykrzyczała jego imię, wijąc się w niewyobrażalnej rozkoszy.
Wygięła jej rysy, uwydatniła. Oczy zalśniły mocniej, w podniebnym doznaniu, i zaraz... zgasły.
Brązowooki opadł na jej ciało, zaczerpując gwałtownie powietrza. Serca
przybrały wspólny rytm, oddechy wymieszały się ze sobą, przecinając
ciężkie od doznań powietrze.
A wokół unosił się zapach potu i piżmu.
Przeturlał się na bok i przerzucając rękę przez jej talię, pozwolił by
wtuliła złocistą głowę w jego nagi tors. Zaraz przejechał dłońmi,
dokładnie przy nasadzie jej pleców, przyciągając ją jeszcze bliżej.
Wtulił twarz w miękkie, blond loki, zaciągając się ich zapachem. Jabłkowy.
- Dobranoc - wyszeptał, wprost do jej ucha, gdy usłyszał miarowy, teraz już opanowany, oddech.
Śpij dobrze, kochanie.
*
Siedząc na drewnianym krześle w niedużej kuchni, małego jednorodzinnego
domku, myślała o miłości. Energicznie mieszała łyżeczką jogurt
malinowy, wyskubując ze środka ostatnie kęsy musu. Oblizywała starannie
każdą część metalowego sztućca, przyglądając się pomarańczowej ścianie.
Lekko przekręciła głowę w prawo, a potem przechyliła się do przodu i
powróciła na miejsce.
Coś tu nie gra.
Coś tu nie gra.
Przeklęła pod nosem, podchodząc do wielkiej ramy obrazu, która w jej
oczach wydawała się być jakaś krzywa. Delikatnie chwyciła za dwa rogi i
pociągnęła w swoją stronę. Łąka z czerwonymi makami znów była na swoim,
nucąc letnie ballady o ciepłych deszczach i krótkich nocach. Jak za dawnych czasów.
- Spóźnia się - powiedziała sama do siebie, kiedy po raz setny w
przeciągu godziny, spojrzała na zegarek. - Nie powinien się spóźniać.
To w końcu zależało jej, czy też nie?
Oparła się o kwiecistą ścianę w przedpokoju, obgryzając paznokcie jak
najęta, pogrążona w smutkach własnego mieszkania. Potrzebowała jego
bliskości bardziej niż ktokolwiek inny. Od kilku lat była zupełnie
samotną kobieta, która zatapiała swe smutki w kieliszkach kokosowego
Malibu, a resztę czasu oddawała na pracę fizyczną - dosłownie.
Prażące słońce wdzierało się przez grube otwory w firanach, a
ćwierkające ptaszki pływały w jego cieple już z samego rana. Lato jako
najpiękniejsza pora roku.
Bzdura. Wolała zimę.
Nerwowo uderzała palcami o kremową tapetę, a ściana wydawała z siebie
głuche dźwięki, pukanie demonów. Często słyszała w nocy jakieś odgłosy
dobiegające z piwnicy. Chrupotanie, szeptanie, ciche jęki wołające o
pomoc. Może to tylko jej wyobraźnia?
Potrzęsła głową, powracając do bardziej realistycznych tematów. W
naturze Diego nigdy się nie spóźniał. Zdarzały się nieliczne przypadki
kiedy coś mu wypadło, wyjazd służbowy, praca po godzinach... jakaś obca
kobieta?
Nie, nie, nie.
Przecież On by jej tego nigdy nie zrobił. Są wyłącznie dla siebie. Czysty układ biznesowy.
Podejrzenia sypały się jak piasek na wietrze. Ludmiła wmawiała sobie
nieistniejące historyjki, które nigdy nie miały miejsca, scenariusze
jakiś okropnych dramatów oraz bogatych romansów, posiadających same
wzloty. Za dużo myślała nad rzeczami mało istotnymi, nie zwracając uwagi
na obraz otaczającego ją świata. Dlatego jest sama. Bo nie było już
nikogo. Tylko On.
Ile mam jeszcze czekać?
Budzi się, gdy ktoś zacięcie molestuje dzwonek do drzwi. Przeciera
zaspane oczy, ziewa, przeciąga się wzdłuż bordowej kanapy i dopiero po
kilku sekundach, zatapiając stopy w puchowy dywan, idzie do przedpokoju,
by otworzyć zamek.
Do
środka wpada zdyszany Diego, machinalnie przybijając ją do ściany w
gorącym pocałunku. Zatrzaskuje domowe wrota nogą, luzując morelowy
krawat, ściskający jego szyję.
- Przepraszam - ledwo się odrywa. - Musiałem dłużej zostać w pracy.
- Nic nie szkodzi - podciąga się na nim, oplątując długie nogi wokół bioder. - Zrobiłam kolacje.
Poczuł jak przesuwa dłonie po jego karku. Pocałunek stał się gwałtowny,
ale niezbyt namiętny. Rozchyliła usta, kiedy ich ciała zesztywniały w
desperackim naporze. Czubki języków zetknęły się w dzikim tańcu,
najpiękniejszym momencie wieczoru, no prawie.
Postawił ją delikatnie na ziemi, ściągając marynarkę i czarny pasek z
połyskująca klamrą. Ludmiła przyglądała mu się z zaciekawieniem, wciąż
przygryzając dolną wargę. Teraz była całkowicie czerwona, jak jej
ulubione rubiny.
- Wiesz, że uwielbiam, gdy to robisz? - mruczał soczyście.
Zaśmiała się tak, jak zawsze. Uwielbiał jej uśmiech, promienny, zawstydzający blaskiem wszystkie gwiazdy oraz sam księżyc.
Nie zauważyli nawet kiedy przenieśli się do kuchni i zrzucili ulubiony
obraz matki Ferro. Czerwone maki leżały na podłodze, a ich muzyka
ucichła. Na krótką chwilę, teraz w pomieszczeniu rozlegał się dźwięk
rozkoszy, przeplatany barwami pożądania.
Wpijała się w jego usta z pasją o jakiej nigdy nie śnił. Zbliżenie ciał
ożywiło ich namiętność, otworzyło bramy raju, dostępnego wyłącznie dla
nich. Szybko ściągnął płową koszulkę i przetarte jeansy z jej ciała, po
raz kolejny podziwiając koronkową bieliznę koloru czerni, jak pierwszej
wspólnej nocy.
Odchyliła
się do tyłu, kiedy wyczuła wbijający się w plecy blat stołu kuchennego.
Gorące pocałunki wzdłuż szyi, aż po sam dekolt. Chichotała za każdym
razem, kiedy jego zarost smyrał jej nagie, rozpalone do czerwoności
ciało.
- To jest
kolacja? - zaśmiał się, wskazując na nieudane spaghetti w wykonaniu
blondynki. Kluski wygalały na rozgotowane, a pulpety w sosie
pomidorowym, nie wyglądały jak pulpety w sosie pomidorowym.
- Nie śmiej się, idioto!
- Nie będę, ale mam lepsze plany związane z deserem.
Ciała przestały stanowić barierę dla świadomości ich obojga, pochłonięci sobą. Już na zawsze?
Przesunęła rękę wzdłuż jego torsu i wsunęła pod jego koszule,
zaciskając delikatnie palce na jego delikatnym ciele i sprawiając mu
ogromną rozkosz.
W jego
głowie czyhała pewna sprawa. Wiedział, że to, co robi jest złe, że
powinien powiedzieć jej o wielu rzeczach, o planach, o całej reszcie.
Jednak zdecydowanie był to zły moment.
Głód w jej oczach.
Oboje poczuli ta samą pasje, namiętność, a gdyby któreś z nich
zdecydowało się przestać, pochłonęłaby ich do reszty żywiołowa pasja,
łąka bezkresnej namiętności.
Posadził ją na blacie, pieszcząc każdy skrawek jej skóry. Piszczała z
rozkoszy kiedy jego palce błądziły po jej ciele, gdy jego usta
całowały szczelinę pomiędzy jej udami. Ludmiła krzyknęła cichutko,
skręcając całe ciało pod wpływem tego dotknięcia.
Ekstaza.
Chaos zmysłów.
Najlepszy moment.
Zacięty krzyk obu kochanków.
Chwila spokoju.
*
dwa miesiące później
Myślisz, że kochasz?
Wiem, że tak.
Wyprostował się na krześle, nie mogąc wyrzucić jej obrazu z pamięci. To
było silniejsze od niego. Jak jakieś uczucie, które naciskało, parło na
niego z każdą sekundą coraz bardziej i mówiło: "Zostań, popatrz." Szeptało.
Dźwięk jej śmiechu, słów - uparcie go prześladował. W każdym miejscu, o każdej porze. Śledził go, okalał uszy jak najwspanialsza muzyka, która nigdy się nie nudzi. Gonił.
Widok jej oczu o kolorze stopionego bursztynu, jej włosów opadających złocistymi falami na blade plecy - nie ustępował. Opadał jak kurtyna na jego duszę - przysłaniał swoimi fałdami zdrowy rozsądek, pozostawiając u władzy tylko serce. Zniewolił.
Pokręcił głową - nagle, gwałtownie. Tym razem jego myśli pognały za daleko, zaglądnęły w najgłębsze obszary umysłu, pragnień. Nie mógł na to pozwolić, czas zatrzasnąć drzwi.
Odciął się od wszelkich uczuć, już jakiś czas temu - nigdy nie zastanawiał się dwa razy, żył chwilą, nie zważał na konsekwencję.
Więc dlaczego teraz zapragnął się zatrzymać? Powiedzieć "stop", przyjrzeć z bliska i zatrzymać jej drobną postać w swoich ramionach? Czemu, na zawsze? Nie tylko, na chwilę?
Bo w Ludmile było coś specjalnego, innego. Chociaż sam do końca nie mógł określić - co. Po prostu była przy nim - z tymi włosami w kolorze słoneczników, uroczym śmiechem i długimi nogami, nie chciała odejść.
Porwała duszę, zniewoliła ciało. Złapała w pułapkę.
I nie wiedział już, czy chce uciec.
Gwizd czajnika rozszarpał ciszę dookoła. Na strzępy. Przywracając go niemal od razu do świadomości.
- Woda się zagotowała. - Usłyszał cichy, doskonale znajomy, głos.
Obrócił głowę, dostrzegając jej osobę. Nawet na zewnątrz nie daje mi spokoju? Stała w progu kuchni, ubrana w beżowy płaszczyk i czerwony szalik, który owinęła kilka razy wokół szyi. Robiło się coraz zimniej, podczas gdy październik zbliżał się, do ich świata - nieustępliwym krokiem.
Strugi gęstego deszczu.
- Co tutaj robisz? - zapytał, zmuszając swój głos do przybrania obojętnego wyrazu.
- Wpadłam w odwiedziny - wyjaśniła, uśmiechając przy tym promiennie.
Mimowolnie, jakby prowadzony impulsem - odwzajemnił go. Może tylko, nieco szerzej.
- Napijesz się czegoś? - zaproponował po chwili, wstając od stołu.
- Kawy. - Wzruszyła ramionami, po czym skierowała się w stronę salonu.
Chwilę później, chwycił w dłonie dwa gorące kubki, wypełnione po brzegi ciemnym płynem i ruszył za nią.
- Dziękuje. - Uśmiechnęła się z wdzięcznością, przyjmując jeden z nich.
Nic nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko i opadł na miejsce obok dziewczyny. Przez kilka następnych minut - z całych sił, próbował nie skupiać myśli na jej ustach, twarzy, jaśniejących oczach. Jednak cała próba okazała się fiaskiem.
- Coś się stało? - zapytała nieco zmartwiona, dotykając jego dłoni.
Mrowienie.
- Nie. - Wyrwał ją gwałtownie do tyłu. - Dlaczego?
- Zachowujesz się dziwnie. - Wyjaśniła, spoglądając na ich, jeszcze przed chwilą złączone, dłonie, z dziwnym wyrazem twarzy.
- Wydaje ci się. - Skwitował, zgarniając pilot z powierzchni stolika i wcisnął czerwony przycisk.
Ich uszy wypełnił dźwięk ckliwej telenoweli.
- Możliwe. - Wzruszyła ramionami, jednak nie oderwała uważnego spojrzenia od jego osoby, przez następne kilkadziesiąt sekund.
Dźwięk jej śmiechu, słów - uparcie go prześladował. W każdym miejscu, o każdej porze. Śledził go, okalał uszy jak najwspanialsza muzyka, która nigdy się nie nudzi. Gonił.
Widok jej oczu o kolorze stopionego bursztynu, jej włosów opadających złocistymi falami na blade plecy - nie ustępował. Opadał jak kurtyna na jego duszę - przysłaniał swoimi fałdami zdrowy rozsądek, pozostawiając u władzy tylko serce. Zniewolił.
Pokręcił głową - nagle, gwałtownie. Tym razem jego myśli pognały za daleko, zaglądnęły w najgłębsze obszary umysłu, pragnień. Nie mógł na to pozwolić, czas zatrzasnąć drzwi.
Odciął się od wszelkich uczuć, już jakiś czas temu - nigdy nie zastanawiał się dwa razy, żył chwilą, nie zważał na konsekwencję.
Więc dlaczego teraz zapragnął się zatrzymać? Powiedzieć "stop", przyjrzeć z bliska i zatrzymać jej drobną postać w swoich ramionach? Czemu, na zawsze? Nie tylko, na chwilę?
Bo w Ludmile było coś specjalnego, innego. Chociaż sam do końca nie mógł określić - co. Po prostu była przy nim - z tymi włosami w kolorze słoneczników, uroczym śmiechem i długimi nogami, nie chciała odejść.
Porwała duszę, zniewoliła ciało. Złapała w pułapkę.
I nie wiedział już, czy chce uciec.
Gwizd czajnika rozszarpał ciszę dookoła. Na strzępy. Przywracając go niemal od razu do świadomości.
- Woda się zagotowała. - Usłyszał cichy, doskonale znajomy, głos.
Obrócił głowę, dostrzegając jej osobę. Nawet na zewnątrz nie daje mi spokoju? Stała w progu kuchni, ubrana w beżowy płaszczyk i czerwony szalik, który owinęła kilka razy wokół szyi. Robiło się coraz zimniej, podczas gdy październik zbliżał się, do ich świata - nieustępliwym krokiem.
Strugi gęstego deszczu.
- Co tutaj robisz? - zapytał, zmuszając swój głos do przybrania obojętnego wyrazu.
- Wpadłam w odwiedziny - wyjaśniła, uśmiechając przy tym promiennie.
Mimowolnie, jakby prowadzony impulsem - odwzajemnił go. Może tylko, nieco szerzej.
- Napijesz się czegoś? - zaproponował po chwili, wstając od stołu.
- Kawy. - Wzruszyła ramionami, po czym skierowała się w stronę salonu.
Chwilę później, chwycił w dłonie dwa gorące kubki, wypełnione po brzegi ciemnym płynem i ruszył za nią.
- Dziękuje. - Uśmiechnęła się z wdzięcznością, przyjmując jeden z nich.
Nic nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko i opadł na miejsce obok dziewczyny. Przez kilka następnych minut - z całych sił, próbował nie skupiać myśli na jej ustach, twarzy, jaśniejących oczach. Jednak cała próba okazała się fiaskiem.
- Coś się stało? - zapytała nieco zmartwiona, dotykając jego dłoni.
Mrowienie.
- Nie. - Wyrwał ją gwałtownie do tyłu. - Dlaczego?
- Zachowujesz się dziwnie. - Wyjaśniła, spoglądając na ich, jeszcze przed chwilą złączone, dłonie, z dziwnym wyrazem twarzy.
- Wydaje ci się. - Skwitował, zgarniając pilot z powierzchni stolika i wcisnął czerwony przycisk.
Ich uszy wypełnił dźwięk ckliwej telenoweli.
- Możliwe. - Wzruszyła ramionami, jednak nie oderwała uważnego spojrzenia od jego osoby, przez następne kilkadziesiąt sekund.
Przestań.
- Wracaj tu, idioto! - krzyknęła, kilka godzin później, biegając za nim po całej posiadłości, od dobrych paru minut, jak wariatka.
- Złap mnie! - odkrzyknął na jej obelgę, śmiejąc się wniebogłosy.
- Przysięgam, że jak tylko cię złapie, pożałujesz, że się urodziłeś - jęknęła zdenerwowana, wychylając się za winkla.
Cisza.
- Buu - Podskoczyła w górę, czując na szyi powiew gorącego oddechu.
- Kretyn - warknęła, po czym obróciła się w jego stronę, uderzając go mocno w ramię.
- Auu. - Teraz to chłopak jęknął. - Za co?
- Za głupotę - sarknęła blondynka. - Oddawaj telefon. - Wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- A jeśli nie? - zapytał, uśmiechając się zawadiacko. Humor powrócił do niego jakiś czas temu, gdy przestał przejmować się tym, co będzie, a - tak, jak to on, żył chwilą.
- Pożałujesz. - Zmrużyła oczy.
- Nie, nie, nie. - Pokiwał palcem. - Musisz dać mi coś w zamian - dodał, poruszając zabawnie brwiami.
- Czego chcesz? - zapytała oburzona blondynka, splatając ramiona na piersi.
- Buziaka. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej, dostrzegając jej nietęgą minę.
Westchnęła głośno, jednak - już po chwili, znalazła się obok. Oparła dłonie na jego klatce piersiowej i unosząc się na palcach, musnęła jego usta. Właśnie chciała się odsunąć, gdy nagle - bez uprzedzenia, przyciągnął ją bliżej. W następnej chwili, poprzedzonej sekundą zawahania, poczuł jak dziewczyna oplata ramiona wokół jego szyi.
Całowali się namiętnie, tak jak nigdy wcześniej i pierwszy raz w życiu, naprawdę poczuł, że to nie tylko gra, głupi układ. Coś więcej.
Oderwali się od siebie, nadal jednak spragnieni bliskości, dotyku. Wtuliła zarumienioną twarz w jego ramię.
Jak dzieci, z przepaskami na oczach - szukamy, po ciemku.
- Telefon - wyszeptał, muskając ustami płatek jej ucha.
Ludmiła uniosła oczy.
- Nie ważne.
Usta ponownie złączyły się w pocałunku, jednak - ściślejszym. Czuli, przy sobie, całym sercem - choć wcale nie chcieli. Jedno z nich - pewne, drugie - zgubione.
Zero kompromisu.
Moment później, równy mrugnięciu, a może dłużej - nad ranem, spali,
wtuleni w siebie. Kołysani jedynie dźwiękiem i ciepłem swoich oddechów.
Otworzył zaspane oczy, dostrzegając jej spokojną twarz - piękną, niczym oblicze anioła. A może piękniejszą? Przejechał opuszkami palców po jasnym policzku.
- Kocham Cię. - Słowa opuściły jego usta, bez udziału woli.
Chciał je cofnąć, zatrzymać, na próżno.
Poruszyła się niespokojnie, nie otwierając jednak oczu. Odetchnął z ulgą, gdy poczuł jak dziewczyna w przypływie dziwnej potrzeby bliskości, przysunęła się bardziej.
Objął jej chude ramiona, bojąc się, że zaraz ucieknie. Już nigdy nie wróci.
Otworzył zaspane oczy, dostrzegając jej spokojną twarz - piękną, niczym oblicze anioła. A może piękniejszą? Przejechał opuszkami palców po jasnym policzku.
- Kocham Cię. - Słowa opuściły jego usta, bez udziału woli.
Chciał je cofnąć, zatrzymać, na próżno.
Poruszyła się niespokojnie, nie otwierając jednak oczu. Odetchnął z ulgą, gdy poczuł jak dziewczyna w przypływie dziwnej potrzeby bliskości, przysunęła się bardziej.
Objął jej chude ramiona, bojąc się, że zaraz ucieknie. Już nigdy nie wróci.
Zostań?
*
W jego życiu istniał pewien rodzaj szczęścia.
Czeluście potarganej, przeżutej duszy było wypełnione czymś w rodzaju miłości. Wewnętrzna sielanka kolorów. Znasz to?
Szedł środkiem parku, podrzucając kluczyki od mieszkania w rytm jakiegoś rockowego kawałka. Srebro połyskiwało w słońcu jesieni, a wraz z nimi biała okrągła zawieszka z pamiętnym napisem. Przyjrzał się jej z bliska nie zwalniając kroku, a potem zacisnął w pięści. Przynosiła mu szczęście, jak papierowe zdjęcie jego pierwszego rowerka - wciąż je ze sobą nosi.
Nadaremnie?
Szedł środkiem parku, podrzucając kluczyki od mieszkania w rytm jakiegoś rockowego kawałka. Srebro połyskiwało w słońcu jesieni, a wraz z nimi biała okrągła zawieszka z pamiętnym napisem. Przyjrzał się jej z bliska nie zwalniając kroku, a potem zacisnął w pięści. Przynosiła mu szczęście, jak papierowe zdjęcie jego pierwszego rowerka - wciąż je ze sobą nosi.
Nadaremnie?
Odprężył się, wysłuchując skrzekotu gawronów bijących się o kęs suchego
chleba. Czarne piórka wtopiły się w obraz świata, szare wspomnienie
najcudowniejszego dnia.
Były melodią jego serca?
Ona była ptakiem.
Chytrym krukiem oblanym najciemniejszymi barwami - władca piekieł.
Delikatnym gołębiem pokoju, który obwieszczał przybycie niebios.
Biało-czarna Panna Młoda.
Chytrym krukiem oblanym najciemniejszymi barwami - władca piekieł.
Delikatnym gołębiem pokoju, który obwieszczał przybycie niebios.
Biało-czarna Panna Młoda.
Przejechał kciukiem po dolnej wardze, przypominając sobie ubiegłą noc,
w której to po raz tysięczny jego usta czuły smak waniliowej skóry.
Liczył? Owszem, każdy pocałunek.
Pierwszy raz był całkowitym przypadkiem. Złym trafem?
Drugi zupełną desperacją. Och, no i z jej winy.
Trzeci punktem odniesienia w ich związku - zmyślonym, gdzieś w jego głowie.
Czwarty polegał na grze w kotka i myszkę. Kto był kim?
Piąty zaś zaokrągleniem dotychczasowych doznań. Z pasją.
Szósty szybki, choć równie efektowny.
Siódmy najgłębszy. I wtedy właśnie powstała miłości.
Tamtego dnia, po końcówki życia. Jego oczy ciągnęły do roztopionego
bursztynu, morza ciepłego miodu, wciąż głodne, pragnące jednego
spojrzenia, by zaraz chcieć więcej. Łaknęły to, co najlepsze.
Przechytrzyły umysł, zawładnęły ciałem, wykorzystały serce?
Czerwony punkt tuż za ściana płuc. Bije, szepcze, smyra.
Szedł wąskimi uliczkami po betonowej ścieżce nie widząc horyzontu.
Przecież znał na pamięć te drogę. Biały domek ze skośnym dachem koloru
brzydkiego błękitu, którego okna zdawały się nie przepuszczać światła
dziennego chroniąc wnętrze przed słońcem. Śnieżne ściany - prawie szare,
u spodu zakryte gęsta, zielona trawą, której nikt nie miał zamiaru
skosić, a po prawej krzew dzikiej róży. Wspominała o nim, zresztą
niechętnie.
Nad nim zawisły ponure chmury, jakby myślały o deszczu.
Przepowiedziały przyszłość?
Znagla przyspieszył, jednym ruchem odrywając ukochaną od
nieznajomego-znajomego, który lubił mieszać się w nieswoje sprawy, a
następnie uderza towarzysza z furią dzikiej zwierzyny Oczy kapią
wściekłością napawając się siarczystym bólem. Krew leci cienką strugą od
nosa po sam brzeg brody, a chłopak traci grunt pod nogami. Zatacza się
jeszcze chwilkę i upada, potykając się o wzgórek krawężnika.
Oddycha szybko i głośno, aż jest to słyszalne w promieniu kilometra - przynajmniej ona tak sądziła.
- Co to miało być, do jasnej cholery? - krzyczy ciągnąc go za materiał bordowej koszuli. - Co Ty wyprawiasz?!
- Ja? - prycha, niczym mały chłopiec. - No pewnie! Jeszcze całą winę
zwal na mnie! - wrzeszczy jak opętany, a w oknach sąsiednich domów
wyłoniły się nieznane twarze - wścibscy podglądacze, jakże by inaczej?
- No a na kogo niby? To ty wpadasz tu jak rozwścieczony byk i
taranujesz mojego przyjaciela! - próbuje podnieść bruneta z brukowego
trawnika. Usilnie ciągnie go do góry, oplatają wątłe ramię kolegi wokół
swojej szyi.
- Przyjaciel? Ludmiła! Ja nie jestem ślepy!
Ignoruje go, przecież jej na nim nie zależy.
- Od kiedy z przyjaciółmi wyprawia się takie rzeczy? - podnosi rękę
krzycząc jak oszalały. Przesadza, jak każdy, a jego słowa nadal
przelatują przez głowę dziewczyny jak szelest liści. Niezrozumiałe
szepty przegranych, umarłych, którzy już nie mają własnego głosu.
Na pewno?
- Ludmiła, mówię coś do Ciebie! - zaciska palce na jej ramieniu zmuszając, by na niego spojrzała.
- To boli - krzywi się. - Puszczaj!
Upada. Kpiący śmiech dobiega do jej uszu, niszczy całą dobrą aurę.
Kolor jaśminu znika z jej twarzy, a zastępuje go czerwień
najostrzejszego rubinu.
- Moje serce przed chwilą krzyczało to samo, ale jakoś nikt nie okazał mu litości - odgryzł się uszczypliwie - jak w planach.
- Mam gdzieś, co myślą twoje narządy wewnętrzne - odtrąca jego rękę,
pasując lekko siną skórę. - Mam gdzieś to, że Cię coś boli.
Grunt zwalił się pod nogami, a on runął w głęboką przepaść, czarną
dziurę wysysającą życie jak pijawka. W osłupieniu przyglądał się jej
oczom, które tak dobrze umiały kłamać. Jeszcze wczoraj przysiągłby, że
widział w nich swoją przyszłość.
Kluczyki wypadły mu z dłoni, a spazmatyczna biel frędzelkowatej kulki zrównała się z kolorem nieba - bez życia, jak On?
"Złączeni na zawsze w miłości". Talizman stał się jedynie iluzją - jak ich uczucie.
- Coś ty powiedziała? - kręci głową z niedowierzaniem. - Przecież ja Cię...
- Nigdy nie mów tego słowa! - ostrzega. - Nie potrzebuje Ciebie by być szczęśliwą. To rozumiesz?
Zabolało.
Zabolało jeszcze bardziej niż wtedy, kiedy jako dziecko był odtrącony
od reszty, bo nie należał do normalnej rodziny. Bardziej niż
upokorzenie, które dosiadł na jednej z lekcji w szkole, gdy dzieci
wyśmiewały się z jego aparatu na zęby. Bardziej niż zawód, kiedy
najpiękniejsza dziewczyna w szkole umówiła się z nim tylko po to, by
ostateczny sztylet wbić mu podczas balu i zrujnować garstkę dobrych
wspomnień z dzieciństwa. Bardziej niż dzień, w którym stracił swoją
pierwszą miłość.
Wyłapał garstkę świeżego powietrza.
Wdech, wydech.
- Na co to było...? - wyszeptał. - Na co to wszystko kurwa było?!
Spacerki, wspólne wypady, kolacje, życie - wymieniał, wyliczając na
palcach każdą z rzeczy. - Na co...
- Nie wiesz? - zdziwiła się.
Pokręcił głową tłumiąc emocje. - Po prostu uwielbiam się puszczać, a
seks z Tobą był niewątpliwie nieziemską rozkoszą - palce zacisnęła na
różanym kołnierzyku muskając kącik jego ust. - To wszystko było
wyłącznie dla przyjemności - wyszeptała cichutko.
Jeszcze kilka dni temu... Ba! Kilka chwil temu zabiłby się za taki
czyn. Stłamszenie męskości. Hańba widoczna przez długie lata na jego
dłoni i jej policzku.Czerwony ślad drżał, jeszcze ożywiony. Opuszkami
przejechała po swojej twarzy, a każde dotknięcie było dla niej jak
oparzenie, trucizna najgroźniejszego węża. Lico pulsowało
niemiłosiernie, a gwiazdki zaświtały nad jej głową, śpiewając jakąś
denerwującą piosenkę. Zasłużyła?
Ludmiła Ferro - najgorsza osoba na świecie, cholerna nimfomanka.
Nie było mu nawet przykro. Patrzył na nią z taką złością. Beznamiętne
spojrzenie na okaz nędzy i rozpaczy, bo widział już tylko to.
Otarł kciukiem zakrwawione usta, niegdyś koloru najpiękniejszej maliny i
przyjrzał się jeszcze raz jej oczom. Dławił się wstrętnym odorem jej
cuchnącej kłamstwem duszy. Ciemne oczka straciły swój blask na zawsze.
Nikogo już nie uwiodą - na szczęście.
- Wynoś się, Diego - powiedziała cicho. - Nie wracaj tu, już nigdy!
Okładała pięściami jego klatkę piersiową w zaciętym boju pomiędzy dobrem, a złem.
- Idź! - Łzy poleciały po jej twarzy, a zimny deszcz zmył je
doszczętnie, tym sposobem odsłaniając jedną z najciemniejszych prawd.
Nigdy go nie kochała?
Krople roztrzaskiwały się o ich przemoczone ciała, ogarnięte wzajemną nienawiścią... Do czasu.
Jedno nadal stało w miejscu - bało się? Drugie zaś odeszło, bo nie mogło znieść oszustwa.
Trwali na cienkiej linie życia, gdzie trzymała ich wiara.
*
ponad trzy miesiące później
Popukała palcem w drewnianą wstawkę przy oparciu kanapy, oddając się
ciekawemu zajęciu, jakim było wybijanie rytmu przypadkowej piosenki.
Zaczęła nucić pod nosem i wiedziała, że utwór przestał być zależny od losu.
I feel hazy
Why is everything black and white?***
Oderwała palce, grymas bezsilności wykrzywił jej wargi. Westchnęła głośno, zakrywając twarz blond włosami. Przecież nie mogę o nim myśleć, szeptał rozum w zaciszu duszy, jednak czy serce go słucha? Nigdy.
To prawda, sama skreśliła ich szanse, tamtą kłótnią, niewinnym
stwierdzeniem, że to, co było między nimi to zwykły układ. Bo było, do czasu...
Później, w ruch poszły nieznane dotąd uczucia, zapanował chaos,
zgubiła się gdzieś pomiędzy tym, co musi, a tym, czego naprawdę pragnie.
Więc nie spostrzegła, zaprzepaściła?
I na początku, to wszystko, nie wydawało się aż tak straszne, dotkliwe. Jednak zaraz dostrzegła niedogodne strony sytuacji, takie jak brak zwyczajnego esemesa od Diego, w którym pisał.
"Dobranoc."
Zaśmiała się głośno, w cichej goryczy złamanych serc. Ich historia nie
gnała do przodu, nie spodziewała się szczęśliwego zakończenia,
właściwie - żadnego. Zgubili się po drodze.
Przymknęła powieki, jednak zaraz prychnęła z oburzeniem, marszcząc
ostentacyjnie nos, gdy tylko pod powiekami, jej zmysły omotał, widok
tamtego uśmiechu. Był piękny, bo należał do niego, a zarazem brzydki, z bliźniaczo podobnego powodu.
Poczuła na swoich ramionach ciężar czyichś muskularnych dłoni.
Odciągnęła pojedyncze kosmyki, przysłaniające jej oczy i odchyliła
głowę do tyłu, spoglądając ze znudzeniem na osobę, która wdarła się do
jej azylu, rozbiła bezpieczne schronienie myśli.
Odłamki posypały się na ziemię, tworząc zawiłe wzory z rozbitych marzeń, stłuczonych złudzeń.
Własne pragnienia odkryły jej sekret, schwytały w pułapkę, bez możliwości zaprzeczenia. Przyznaj!, wrzeszczały.
Chwyciła się kurczowo za głowę, chcąc odgonić je daleko. Daleko, tam gdzie pamięć nie sięga, a czas nie pokrywa nowych zbiorów warstwą, grubo dzierganych, pajęczych nici.
Zerknęła na Marco, kalkulując w umyśle kolejne skutki, pożal się boże,
związku-nie związku, który dla chłopaka znaczył zbyt wiele. Dla
niej... tyle, co zeszłoroczny śnieg, a że w Buenos nie pada zbyt
często, znaczył jeszcze mniej.
Był kolejnym naiwnym, zwykłym oparciem, towarzystwem, którego zabrakło
po odejściu Domingueza. Zacisnęła pięści, zerkając na białą ścianę z
zawiścią. Nienawidziła go za to, co zrobił. Jak pobudził, zmusił do
błagania. O Niego. Bo nocą, gdy Marco kładł się obok, przerzucając jej rękę przez talię, błagała.
Spojrzała na zegarek, dokładnie trzy miesiące, dwanaście dni i pięć minut bez grama odzewu.
Odchrząknęła głośno, prostując się na sofie, poprawiając przy okazji zmierzwioną grzywkę.
- Czego chcesz, Diego? - Stwierdziła, że musiała powiedzieć coś złego, gdy cisza, panująca wokół, przedłużyła się znacznie. Powietrze zgęstniało.
- Powtórz. - Drgnęła na dźwięk jego zdenerwowanego głosu.
- Marco? - zapytała z przestrachem, spoglądając na rozjuszonego chłopaka, zza blond grzywki.
- Nie udawaj! - krzyknął chłopak, wyrzucając ręce w górę. Oczy zaszły
mu mgłą, dziwny amok ogarnął jego ciało. - Wciąż o nim myślisz.
Zagryzła wargi. Potrząsnął jej ramieniem, po brodzie spłynęły krople ciemnoczerwonej krwi.
- Więc przez ten cały czas byłem jedynie zastępstwem? - zapytał z wyrzutem.
Miała ochotę wzruszyć ramionami, nie zrobiła. Spojrzała na niego; nie potrzebował więcej słów. Doskonale znał sytuację jej i Diego, po co miała go oszukiwać. Kolejny raz?
Siedziała bezczynnie, gdy przez następne pół godziny, brunet biegał po
mieszkaniu rozżalony, przewracając różne przedmioty i klnąc
wniebogłosy. Wzdrygnęła się w kulawej bezwzględności, nie potrafiła nawet spojrzeć mu w oczy, nie wiedziała, jak bardzo to boli, gdy rząd wieszaków, w pokoju obok, posypał się na ziemię.
Wysoki chłopak wtoczył za sobą, równie wysoką walizkę, w kolorze
zgniłego brązu, i ustawił w przedpokoju. Czuła jego spojrzenie,
prześlizgujące się po jej twarzy, ramionach, ciele. Nie uniosła głowy,
zacisnęła wargi, jej twarz wykrzywiła wstrętna obojętność.
- Szmata. - Drgnęła; i już nie wiedziała, czy na dźwięk tych słów, a może na trzask zamykanych w pośpiechu drzwi?
Przez kilka minut nie była w stanie poruszyć nawet najmniejszym palcem u
stopy, spętana w dziwny stan, między rzeczywistością, a swego rodzaju
snem. Jednak, wszystko, co ją w tej chwili otacza, było życiem. Potrząsnęła głową, kaskady blond włosów załomotały, wzbudzając powietrze w miarowe drganie.
Nie mogła zmusić się do najmniejszego słowa, nawet cichego "przepraszam", wyszeptanego w myślach. Nie czuła się winna. Nie mogła więc za nim pobiec, nawet - nie chciała.
Zamiast tego, chwyciła telefon, leżący w spokoju na komodzie, po prawej stronie jasnobeżowej kanapy.
Zerknęła w listę kontaktów, odkopując wśród kilkunastu, ten jeden, jedyny. Zatarte cyfry dawno pokrył kurz, sięgnęła po niego, jakby po omacku, tak jak się sięga po starą, zakurzoną księga, wyblakłe wspomnienia, i przejeżdża po niej dłonią, ścierając cały kurz, wpływ czasu, przywracając okładce stary blask, dawną świetność; przyłożyła aparat do ucha.
Pierwszy sygnał, drugi, dziesiąty; wybrała po raz kolejny. Automatyczna sekretarka zabrzmiała we, wciąż powtarzanej, złośliwej formułce. "Proszę zadzwonić później."
Wrzasnęła, rzucając urządzeniem o ścianę. Wariatka, pomyślałaby reszta, ale jest sama.
Zerwała się z kanapy, poprawiła włosy, chwyciła torebkę; wszystko robiła w pośpiechu. Uciekniesz?
Wyszła na zewnątrz, drzwi zamykając na klucz. Ruszyła w stronę
przystanku autobusowego, gdyż na inną formę transportu liczyć nie
mogła. Nie patrzyła na rozkład jazdy, wsiadając w pierwszy lepszy,
autobus. Może nie całkiem... Liczba siedem zamajaczyła na horyzoncie. Uśmiechnęła się, przyniesie Nam szczęście?
Usiadła wygodnie na jednym z miejsc, spoglądając za okno, by poobserwować gnające w pośpiechu krajobrazy. A może to oni? Dokąd biegniemy?
Zapukała w szybę. Puk... puk?
Jeszcze nie wiedziała, że liczba siedem okaże się jej osobistym przekleństwem, chociaż to szóstkę zowią cyfrą Szatana.
Drzwi rozsunęły się z cichym pyknięciem. Chwyciła mocniej torebkę;
stopy dotknęły chodnika. Pognała jak szalona, wzdłuż domów, wypatrując
tego najbardziej znajomego. Mijała kolejne dzielnice; oddech stawał się
bardziej urwany. Przetarła spocone czoło, spoglądając na zegarek: dwudziesta pierwsza, ciemność już dawno nastała.
Wydała
z siebie zwycięski okrzyk, gdy w oddali zamajaczył ogrom bielutkiej
willi. Stanęła przed furtką; czując się nagle taka malutka, w obliczu
tej całej, w jednym miejscu skupionej, potęgi. Dziesiątki posępnych,
przyozdobionych jasnymi firankami, okiennic spojrzało na nią z wyrzutem.
"Czego tu szukasz?"
Zadrżała, cofając się nieznacznie w tył. Zaraz jednak zaśmiała się z własnej głupoty, chwytając za klamkę. Zamknięte.
Zaklęła głośno pod nosem, jednak spostrzegła swoją szansę, gdy pod
powiekami zalśnił obraz krótkiego wspomnienia, kiedy to Diego, dał jej
jeden z zapasowych zestawów kluczy.
W pośpiechu, zgorączkowana,
sięgnęła do torebki, modląc się, by srebrny pęk znalazł się w środku.
Przerzucała kolejne rzeczy, ze zgrozą oczekując rezultatów. Coś zabrzęczało. Aha!,
wykrzyknęła uradowana, podnosząc zgubę do góry. Przyjrzała się im z
każdej strony; ręce trzęsły się jej niemiłosierne, gdy szukała wśród
nich pasującego.
Popchnęła żelazne wejście; zaskrzypiało. Przeszła kamienną dróżkę, stając tuż pod białymi, mosiężnymi drzwiami. Odetchnęła głośno; powietrze wślizgnęło się do płuc - głęboko.
Zapukała. Minęło kilka chwil, nikt nie otworzył. Długo biła się z
myślami, zastanawiając nad wszystkim, aż w końcu postanowiła i te drzwi
otworzyć wcześniejszym sposobem. Już sięgała po wybrany klucz.
- Ludmiła.
Zamarła.
Srebrny pęk wypadły z rąk, brzdęk musiał zabrzmieć w całe okolicy; jeszcze chwila.
*
Gdybym mówiła językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miała..
No nie mam. Jestem nikim.
- Ludmiła? Czego tutaj szukasz?
Ocknęła się niemal natychmiastowo, słysząc jad w jego głosie.
Przestraszyła się samego tonu, więc jak mogła spojrzeć jeszcze raz w te
oczy? Najpiękniejsze jakie dotychczas widziała. Cóż, nie mogła dłużej
czekać. Powoli podniosła srebrne wytrychy z posadzki, chaotycznie
ściskając każdego z nich. Boi się.
Melancholijna muzyka nocy, powiew wiosennego wiatru, szelest nowo
narodzonych liści, szum wysokiej trawy u schyłku rzeźbionej werandy.
- Odpowiesz mi? - domagał się jakiegokolwiek słowa.
Odchrząknęła głośno, odwracając się w stronę bramy. Na pewną śmierć?
Zmarszczyła nos i przymknęła powieki, odszukując go w ciemnościach.
Jest! Nic się nie zmienił. Wciąż pozostał tym samym Diego, który
zawzięcie chodził w koszulach z odpiętymi dwoma guziczkami u samej góry.
Zauważyła, że zapuścił włosy, jak również i zarost. Przystojniejszy.
Można tak?
- Diego, Ja...
Po raz pierwszy ją zatkało. Wygadana królowa szaleństwa zamknęła się w
sobie i zgubiła klucz, gdzieś na dnie swojej podświadomości. Ciągle nie
umiała sobie wybaczyć tego, jak potraktowała jedyną miłość w swoim
życiu, że odrzuciła go, bo na chwilę straciła rozum. Ach! Gdybym mogła cofnąć czas.
Stojąc na połyskujących płytkach, w których wdzięcznie odbijały się
kształty szarego księżyca, czuła chłód. Stopy przymarły jej jak do
kruchego lodu. W wiosenny wieczór? Chwyciła brzeg fioletowej koszulki,
owijając go wokół palca. Na policzkach wyskoczył jej blady rumieniec,
potworne dzieło niechcianej reakcji chemicznej w jej sercu.
- Ja chciałam Cię przeprosić - odważyła się. - Za wszystko, nie powinnam była..
- Myślisz, że Ci wybaczę?
Wtrącił się bezczelnie w środku zdania, zupełnie nieproszony.
Dżentelmen bez maniera, chociaż miał powody, by jej nie wybaczyć, całą
masę. Oszustwa, fałszywą miłość, wykorzystywanie, które z czasem z
głównego celu, spadło na najniższą pozycje. Tego akurat nie wiedział, bo
nie chciał wiedzieć.
Ludmiła pogubiła się we własnych myślach. Dotknęła wierzchem dłoni
skroni, niemiłosiernie pulsowały w szaleńczym rytmie strachu. Coraz
ciężej było jej łykać powietrze, dławiła się swoją śliną.
- Nie, chciałam tylko powiedzieć Ci, że kiedy odszedłeś... Wtedy
dopiero zrozumiałam jak bardzo Cię kocham - głos łamał się na
pojedynczych słowach. - W sumie.. zawsze Cię kochałam.
- Zawsze? - jego brew uniosła się wysoko. - Chyba nie znasz znaczenia tego słowa.
Patrzyła jak wchodzi po schodach i mija ją absolutnie obojętnie, jak
nieznajomą na zatłoczonym chodniku w samym centrum miasta. Wyciągnął z
kieszeni swój kłębek, ale czegoś brakowało.
Drgnęła, przyglądając się srebrnym kluczykom bez białej okrągłej
przysięgi. Zamiast tego była tylko pustka, wypełniona jakimś tanim
misiem w kształcie zajączka.
Otworzył drzwi jednym szarpnięciem i przekroczył próg, znów traktując
ją jak powietrze, zatarte wspomnienie, którego już nigdy nie chciał
sobie przypomnieć.
- Diego, zaczekaj! - przytrzymała mahoniowe wrota. - Czy to naprawdę koniec?
Jeszcze raz spojrzał w jej oczy. Nie zobaczył jesiennej polany, morza
miodowych słodyczy czy najpiękniejsze bursztynowe marzenie. Widniała tam
tylko pustka, ocucona promykami księżyca.
Pani ciemności, nie słońca.
- Ludmiło, a czy Ty widziałaś gdzieś początek?
Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, zostawiając blondynkę samą na pastwę potworów nocy.
Otuliła się kaszmirowym sweterkiem koloru moreli - jego ulubiony.
Nie płakała, już za późno było na łzy.
Hymn o miłości nadal grał w podmuchach wiatru, ale niestety już nie dla nich.
Jedna dusza rozszczepiła się na dwie połówki, które nigdy nie odnajdą już pasującej części.
Już zawsze pozostaną same.
Choć uczucie, które w nich było... nigdy nie zgaśnie.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.
Nie, nie była.
*
Od
Autorek: Hej, kochani! Wybaczcie, że czekaliście tak długo. Mamy
nadzieję, że pierwszy OS przypadnie Wam do gustu. Marta wykonała kawał
dobrej roboty, o mojej części nie wspomnę. Jak zauważyliście, M nie
pojawiło się bez powodu, haha. Kocham Was! - Eddie N.
Hejka Misie <3 Troszkę późno, ale zawsze. Musieliście czekać ponieważ to ja nawaliłam. Edyta napisała wszystko już pff.. dawno temu. Jestem super szybka, więc swoją część pisałam dzisiaj. ( nie stałam 38 godzin, więc wybaczcie mi to coś ) Rozumiem, że część Edytki wyczaicie bez problemy, moja to zło xD
Kocham was bardzo! I zapraszam w piątek, a OneShota w wykonaniu kochanej Natalki <3 - Katniss P.
Hejka Misie <3 Troszkę późno, ale zawsze. Musieliście czekać ponieważ to ja nawaliłam. Edyta napisała wszystko już pff.. dawno temu. Jestem super szybka, więc swoją część pisałam dzisiaj. ( nie stałam 38 godzin, więc wybaczcie mi to coś ) Rozumiem, że część Edytki wyczaicie bez problemy, moja to zło xD
Kocham was bardzo! I zapraszam w piątek, a OneShota w wykonaniu kochanej Natalki <3 - Katniss P.
* - Selena Gomez - Come & Get It
** - z ang. Czyściec
*** - Kim Kardashian - Naked
**** - Justin Timberlake ft. Ciara - Love Sex Magic
**** - Justin Timberlake ft. Ciara - Love Sex Magic
MIEJSCE. <3
OdpowiedzUsuńEddie oraz Katniss! Marciu i Edziu!
UsuńJak chyba każdy powinien się domyślić (moje komentarze, a szczególnie te całe początki - są marne. Taka prawda. :) XD) Tą opinię zaczynam, pisząc ją na WordPad'zie, haha. Tak ubogo, że ojej. :) Marcia wie jakie ja mam ''problemy'' z wyglądem waszego bloga, x. :) Jedną prawdą jest to, iż spędziłam, czytając tego OS'a, gdzieś z powyżej godziny? Jak nie u cioci zaczęłam, to u mnie skończyłam. (jestm udana, wiem. c:) Więc dobra godzinka minęła, ale warto było. Oj warto. :) <3 A drugą prawdą, którą Wam zdradzę, jest to, że.. Wy jesteście cholernie zdolne, a ja nie. :c (ach, ta bolesna prawda. XD :c) Zaś trzecią (Ostatnią? Marcik i Edzik, Edzik i Marcik - nie zasnęłyście jeszcze? XD c:) prawdę napiszę Wam zacnie, jak mi się uda oczywiście (bo kurde, źle słowa dobieram ofc. c:), za chwileczkę...
Na sam początek tej opinii powiem, iż połączenie waszego niezwykłego talentu; energii, ochoty, masy pomysłów oraz stylu pisarskiego było starzałem w dziesiątkę! Nawet setkę! :) <3 Kochane! x Ten dodatek okazał się być, naprawdę rewelacyjny. x :) Pokazałyście swoją moc i, że razem potraficie zdziałać cuda! Że razem przełamiecie barierę violettowych, czasem mniej oryginalnych (choć każda praca jest w jakiś sposób oryginalna, niepowtarzalna. :)) OS'ów i napiszecie stu-procentowo oryginalny, pełen czegoś niezwykłego, ''Jeden strzał''. :) <3 Co do całej, ''krótkiej'' historii, którą miałam okazję wczoraj przeczytać (a dziś komentować, ech. Że jeszcze wszystko pamiętam co w OS'ie było i mogę przekazać moją opinię dziś. XD Haha, nie nic. :) <3) mogę śmiało powiedzieć, iż była znakomita. :) Jak wiemy, 16+ na początku - nie pojawiło się przypadkowo, haha. :) x Jednakże jak sądzę, dziewczyny poniżej ''M'', i tak czytały, bo wiedząc jaki macie osobno, jak i wspólnie talent nie mogły się pewnie powstrzymać. ^^ Cała publikacja zachwycająco dobra, wręcz świetna. :) Co ja chrzanię? To był jeden, wielki, przede wszystkim ''odstający'' pozytywnie od reszty, ''jeden strzał''. Spisałyście się! :) Dwie dziewczyny, świetne bloggerki zapewne (u Edzi nie wiem czy jeszcze czytałam choć coś ''całego''. Jak nie to trzeba ją kiedyś zaskoczyć swą osobą i swym komentarzem na jej blogu. Haha. :D Bój się, Edzik! x), które napisały coś Takiego. Masa oklasków dla Was! x Chciałabym Wam jeszcze przekazać, iż moja wyobraźnia, która jest we mnie wymyśliła coś takiego, czytając tego OS'a, iż Diegasek jest wampirem (?) Haha, mam pomyślunek. ;) XD Ale przejdźmy do krótkiej (bo zapewne taka będzie) opinii na temat tej treści OS. :)
No i po problemie. Miłość rani no i tyle, tak? Nie, nie, nie. :) Miłość, owszem - rani, aczkolwiek łączy ludzi, którzy nieświadomi swego uczucia, po trochu padają jej urokowi. Zakochują się po mału, nikomu się nie śpieszy. Piesek nie goni, żadna ''cziłała'' - żaden buldog. XD :) No i nastaje ten właściwy - niewłaściwy moment, kiedy to nadarza się okazła i łączy ich mocną liną i każe im się nigdzie nie ruszać. A co potem robi? A wtedy to natchodzi jej czas, kiedy to ''dobry glinarz - Pan ''Miłość'' wychodzi, a na jego miejsce przychodzi ''zły gliniarz''. No następnie następuje (masło maślane, taa.) ból i cierpienie. Lęk i obawa. Ale zapamiętać możan, jak Nam to rozum podpowiada, iż miłość jest niebezpieczna. Ta cała ''miłość'' może być także uznawana za takiego cichego mordercę, tak jak w horrorze. Ona tylko czycha, aż padniesz w jej sidła a potem Cię uśmierci... nawet do końca twych dni. Ludmiła? Diego? Miłość? To była szticzna zagrywka ''miłości''. Jakże ochydna zagrywka, nieprawdaż? Ludzie są zdolni, do wszystkiego. (...) I wtedy następuje wzrot akcji. Myślał, że ona kocha tylko go, ale jednak nie było tak, jak serce mówiło, a rozum zaprzeczał. Ona? Sama ona była piękna, ale lodowata w środku. Jak ten alkohol z zimnym lodem, który ona piła tej nocy w klubie. Tyle żalu do niej.. a może do samego siebie? Obwiniać się powinien on sam siebie, czy też ją? (...) Tak naprawdę myślałam (Myślałam? Ja myślę? XD), iż to Ludmiłe ktoś może skrzywdzić. Tak, chyba. A tu BUM! Dominguez został pobity przez uczucie od Ludmiły. Oszukane uczucie, ykhym. (...) I ten urok najpierw był, a teraz odszedł, zniknął we mgle. Klucz do jego serca, który ona ma, już nie pasuje. Zadziwająca magia, iż nie pasuje? Możliwe.
UsuńJak dla mnie Ludmiła początkiem była... nie zła. :) Ta jej energia po alkoholu, good. XD :) No ale upitym, kto zabroni? (haha, wiem, że to było inaczej. XD :))) Niech se dziołcha tańczy, się rozrusza. :) <3 W tym OS'ie myślałam także, przemkło mi przez myśl (tak sądze, to było wczoraj - mogę się mylić. XD), że cała akcja, kiedy to Lu powiedziała coś w stylu ''Coś tu nie gra'' i poprawiła ramę obrazu chyba, będzie taka tajemnicza, iż to jakieś zagadki tam będą się działy. Haha, że Diego to nie człek, że coś przed nią ukrywa, haha. XD (Jezu, ośmieszam się. XD :)))
No to niezmiernie mogę się cieszyć po pierwsze, że udało mi się zająć pierwsze miejsce pod waszym OS'em. Haha, miszcz. Cjociaż miszcze, bo to wy dałyście to cudo na bloga. XD :) Po drugie bardzo dziękuję, jak i równie przepraszam Marciaczka za niedodanie komentarzu wcześniej (Wędlino! Ciesz się teraz takim, o! XD), za opublikowanie tego Shot'a na Waszego, cudownego bloga w imieniu moim i wszystkich dziewczyn, bo mogły nie podziękować w komentarzu XD. :) Takich dodatków coraz więcej! XD :) Po trzecie, brawa dla mnie, że nie oślepłam całą zajebistą treścią tego ''Strzału''. XD :) <3 Była długa, ale sobie poradziłam, haha. :) Co by tu jeszcze? Całością Shot wspaniały, Wasz to i wspaniały (Martyna słodzi, mhm.), no i na kolejne życzę weny! Dziewaczyny, dzika 15-stko! Powodzenia w pisaniu Shot'ów! <3 Zapewne, będą bajeczne. :) <3
P.S. - wkradł się błąd? Z góry wybaczcie. :) <3
P.S. #2 - Eureka! Udało mi się napisać sporawy komentarz! :) XD
Pozdrawiam; całuję, ściskam i całuję,
Martyna aka Ciotex - Blanco. x
Wroce miski jutro, dobrze? <3
OdpowiedzUsuńPS. Literowki wina laptopa - przepraszam! :c
Zajmuje
OdpowiedzUsuńOdrazu mówie że sory że teraz. Nie miałam czasu. Wasz One Shot jest bardzo ciekawy i już skradł moje serce. Ludmiła? Jako ***? Nie umiem sobie Tego wyobrazić. Nie za bardzo lubię Diemiłę, ale i tka mi się podoba <3
UsuńBiedny Diego
Jutro napisze noey kom a ten usunę, bo ma bledy.
U :*
Moje miejsce <3
OdpowiedzUsuńTo ja też zaklepuje miejsce! xD
OdpowiedzUsuńJa nie mogę. Za mała jestem. Przykro.
OdpowiedzUsuńPewnie i tak przeczytam, bo nie będę mogła się powstrzymać - cała ja. A skoro nie zabraniacie...za wszelkie urazy psychiczne biorę pełną odpowiedzialność.
No cóż... nie mam pojęcia czego się mogę po tym spodziewać, ale znając Waszą dwójkę będzie ciekawie i na pewno przepięknie.
Jeśli nie wrócę z komentarzem to znaczy, że albo zrezygnowałam z czytania twierdząc, że rzeczywiście jestem za mała albo uświadomiłam sobie, że skoro odeszłam - teoretycznie nie powinno mnie tu teraz być.
Przeczytałam. I żyję. To dobrze?
UsuńJak Wy możecie tak pięknie pisać?! Tak się nie da...
KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM...♥
Wrócę jutro <3
OdpowiedzUsuńTo jest wspaniałe <3 Czy wy musicie tak świetnie pisać? xDD
UsuńOd pierwszego wejścia na tego bloga wiedziałam, że to będzie cudo. Tyle wspaniałych bloggerek w jednym miejscu to jak spełnienie marzeń <3
A wracając do OS to po prostu powalił mnie na kolana. Nie da się inaczej tego określić. Nie wiem jak inni, ale ja nie wiedziałam, która pisała co, ale co się dziwić jestem na to za głupia xDD.
Czekam na następny ;*
Kinga Blanco
No tak, Marta oczywiście pisze głupoty, bo ja tam nie potrafiłam odróżnić która kiedy pisze. Serio, próbowałam ;) Ale nie wyszło, bo obie piszecie tak pięknie, tak cudownie, tak wspaniale, że tutaj po prostu nie można wskazać lepszej i gorszej części ;)
OdpowiedzUsuńBoże, jak fajnie, że to nie kolejny part, który się dobrze kończy. Lubię odmiany, lubię smutne zakończenia, choć nie umiem takich pisać xD Ale lubię czytać, a to chyba ważniejsze.
No tak. Jest Ludmiła, która lubi się puszczać - jak to sama stwierdziła - lubi dobry sex i inne rzeczy tego typu. Cóż, o gustach się nie dyskutuje ;)
Diego. Ludmiła chyba nie miała serca, kiedy mówiła mu te słowa. W końcu on ją kochał, nie? A ona go po prostu wykorzystała, tak samo zresztą jak Marco.
Ale nie powinien był jej uderzyć, mimo wszystko. Okey, nerwy, wściekłość i to wszystko, ale nie powinien.
Szkoda mi też Marco, bo niby go mało, ale jednak. Był zastępstwem? Ja się w sumie nie dziwię, w końcu Ludmiła nie mogła zapomnieć o Diego.
Przez chwilę myślałam, że jej wybaczy. Ale tak się nie stało.
Zakończenie było piękne, najpiękniejsze, ale wy o tym wiecie ^^
Dziewczyny, no kocham was, uwielbiam was i to ja piszecie <3333 Coś jeszcze?
Czekam sobie na kolejnego parta, tak, tak, nie mogę się doczekać ;)
Kochaaaam <3333333
Od czego by tu zacząć. ....
OdpowiedzUsuńOS był cudowny tyle pasji, namiętności, pozadania, bólu, żalu i cierpienia, tyle uczuć w jednym miejscu. Przepiękna historia dwóch dusz pragnących pożądania ...Nasza Ludmila.... na początku wszystko było ustawką a celem tej ustawki było wykorzystanie Diego. Historia naszych duszyczek rozpoczyna się w klubie nocnym. Ta noc zmieniła życie obojga on zakochał sie w oszustke a ona w nim tyle że jeszcze o tym nie wiedziala. Potem ich miłość rozkwitla nabrała tempa. Jednak wszystko ma swój początek i koniec. W wyniku kłótni Ludmila wypowiedziała słowa które zniszczyły jej życie. Lu znalazła "zastępstwo" na miejsce diego jednak ona uświadomiła sb że kocha diego i nie może bez niego żyć, szkoda tylko że już bylo za późno. ... tak jak mówiłam kłamstwo wyszło na jaw Marco się wściekł rozwalił jej mieszkanie i zostawił ją. Ona postanawia odzyskać utracona miłość jednak ona nie przyjmuje jej z otwartymi rękami zostawia ja samą i graktuje obojętnie jak gdyby nigdy nic się pomiędzy nimi nie wydarzyło i teraz dwójka zakochanych w sobie na zabój ludzi chodzi dwiema różnymi ścieżkami nadal wierząc że kiedyś będą razem jednak w głębi duszy wiedzą że to niemożliwe. .... podsumowując OS był wspaniały . To jest przepiękny owoc waszej wspólnej pracy która przynosi wspaniałe efekty. Bardzo dziękuję za momenty miłości ( wiecie o co mi chodzi xD) były takie piękne czułam na własnej skórze ciarki i ich pożądanie siebie nawzajem za to moment ich rozstania... byłam bliska płaczu. Ostatni moment. ... mimo iż się kochają nigdy nie będą razem. OS byl cudowny wspaniały, bajeczny, nie wyobrarzalnie piękny ... już brak mi słów ♥ oceniam go na... hmmmm.... przewrócona ósemeczka/1 ♥ kocham was dziewczyny ♥ czekam na więcej wspaniałych dzieł ♥ Koffam ♥
Moje miejsce <3
OdpowiedzUsuńO jejuniu !! O jejuniu!! O jejuniu !! Przyznam szczerze ,że wiedziałam ,że blog będzie cudowny ,ale nie spodziewałam się ,że aż tak . Przyznam szczerze ,że nie jestem największą fanką tej pary ,ale skłamałabym ,gdybym napisała ,że historia mi się nie podoba ,że mnie nie wciągnęła . A historia aff jest genialna . Przyznam szczerze ,że to jeden z moich ulubionych OS jakie czytałam po prostu aff *.* Szkoda ,że zakończenie nie jest szczęśliwe ,ale to nawet lepiej!!*.*
UsuńMacie talent ... nie zmarnujcie tego!!
~i wgl wszystko opisane jest tak cudownie .A koniec cudowny skrycie marzyłam o tym by jej wybaczył . Przytulil nwm ale nic dziwnegoże jej nie wybaczyl .Tak to jest ,gdy nie kogoś traci dopiero wtedy zdajemy sobie sprawę jak ważna rolę pełil w naszym życiu . Cudowne! Przepraszam ,że komentarz krótki i z błędami ,ale jestem na komórce a chce bardzo skomentować post od 1-10 oceniam na 9 i mocny + :3
Życzę dużo weny :*
Pozdrawiam
Kochane, teraz mam pewność, że pomysł o prowadzeniu takowego bloga był strzałem w dziesiątkę. Wy doskonale wiecie o tym, że Was uwielbiam, prawda?
OdpowiedzUsuńWszystko, co wspólnymi siłami udało Wam się napisać wyszło niesamowicie.
Nie doszukałam się jakichkolwiek niedomówień, nieprawidłowości. Nie udało mi się wykryć ani jednego błędu. Bardzo się cieszę, że mogę z Wami współdziałać.
Dostałam wielką szansę od losu. Cieszę się, że jestem, że mogę tu być.
Wiedziałam, że jak wstawicie tu pierwszy OS to się już zakocham <3 No wiedziałam!
OdpowiedzUsuńEddie, Katniss.. na prawdę dobra robota. Piszecie wspaniale, cudownie i pięknie.
Nie mogę się doczekać waszych kolejnych prac, ale także innych dziewczyn ♥
Nel
Marciu, Edytko!
OdpowiedzUsuńBrawo! Naprawdę, czytając to, nie miałam wątpliwości - ten blog był cudownym pomysłem, który bardzo ubarwi czasami nieco szarawą violettową blogsferę. One shot jest dobrze napisany, spójny i przede wszystkim bardzo ciekawy i wciągający. I nie kończy się happy endem. Tak piękne napisane zakończenie nie jest czymś częstym, a szkoda :) Cóż, z punktu widzenia czytelnika - jest mi smutno. no tak, mam zwyczaj przeżywania wszystkiego razem z bohaterami historii książkowych czy filmowych. Jest mi żal Ludmiły, jest mi żal Diego. Szkoda, że ich miłość, ich związek nie przetrwał. Byli tylko ludźmi - popełnili kilka błędów. Podjęli kilka niewłaściwych decyzji, ale jestem pewna, że naprawdę się kochali.
Ten one shot naprawdę jest prawdziwy. Pokazuje, że tak samo jak w życiu , w miłości nie zawsze nam wszystko wychodzi. Tak już po prostu jest.
Reasumując, piękna historia dziewczyny :') <3
Będę tu często zaglądać, wyczekując kolejnych pięknych opowiadań!
Gratulacje!
Kocham Was xx
Pozdrawiam serdecznie! :**
Jaki cudowny *-*
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno, ale szkoła... Chociaż nie za bardzo lubię Diego to bardzo mi się podobał ten Oneshot <3 Cudownie piszecie i tak pięknie :) Już zawsze będę na tym blogu do ostatniego wpisu, nieraz trochę później nieraz wcześniej :D Macie cudowny talent ! Czekam na następne w tym oneshota mojej koleżanki Alexandry Comello i na moją Leonette <3
Pozdrawiam Veronica Blanco ♥
Umarłam...
OdpowiedzUsuńJeju....
Zatkało mnie...
Nie macie prawa być takie uzdolnione! Nie i koniec!
To skandal, wiecie?!
Przez was teraz zamiast kończyć referat na fizykę, będę myślała o tym wspaniałym opowiadaniu!
ale no... Trzeba przyznać... Zaskoczyć czytelnika to wy potraficie...
Mniejsza o mnie...
Bł cudowny. Pełen miłości, namiętności i... Pożądania? Bo nie wiem, czy takim słowem mogę to określić...
Gratuluję wspaniałego pomysłu i jeszcze lepszego wykonania.
Czytało się was niezwykle przyjemnie, tak lekko ♥.
Nie pozostaje mi nic więcej jak czekać na kolejne wyjątkowe opowiadania <3
Aha, jeszcze jedno....
Zakochałam się w tym blogu *-*.
Nie miałam problemu żeby odróżnić, która z was co pisała. Każda ma tak niesamowity, charakterystyczny i jedyny w swoim rodzaju styl, że rozpoznałabym go wszędzie.
OdpowiedzUsuńA jednocześnie obydwa tak świetnie się uzupełniają, obydwa są tak emocjonalne, pełne pasji, charakterne. Połączenie idealne.
Dwa takie wielkie talenty - dla czytelników to grozi śmiercią lub kalectwem z wrażenia. Pomyślałyście o tym?
Na szczęście nikt nie ucierpiał poza samooceną wszystkich innych pisarek. :D
Szczerze, to nie zostawię wam ani długiego, ani treściwego komentarza - wciąż jestem pod władzą waszej magii, nie dam rady nic stworzyć. Ale gdybym jeszcze was nie kochała aż tak mocno, to po tym opowiadaniu bym pokochała. Jest fenomenalne, jak wy dwie, jak wszystko co tworzycie. Jak wszystko, co wam przyjdzie do głowy.
Kocham tak bardzo, bardzo mocno. Wasza Zuzka.
Cześć
OdpowiedzUsuńUważam, że pomysł, aby założyć takowego bloga był strzałem w dziesiątkę. Blogger się z pewnością przez to wzbogacił.
Ten dodatek to istne dzieło sztuki, ideał. Każde słowo dobierane z największą precyzją. Bogactwo środków językowych nie zna granic. Można się zaczytać i całkowicie zapomnieć o świecie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś razem, bądź osobno coś opublikujecie. Czekam na to:).
Ta historia niesamowicie mnie wciągnęła. Była inna, oryginalna, niebanalna. Spodobało mi się to. Umiecie łamać schematy.
Z pozoru zwykłe spotkanie w nocnym klubie dwóch obcych sobie osób. Nic niezwykłego. Lecz później widać, że pomiędzy nimi rodzi się uczucie, jakaś silna więż.
Wszystkie sceny wspaniałe. Idealnie dobrane cytaty, fragmenty piosenek. Coś niezwykłego.
Ja szczerze liczyłam, że Diego jednak wybaczy Ludmile. Zachowała się podle, powiedziała, że nic dla niej nie znaczy. Moim zdaniem nie była to prawda. Może początkowo, ale potem zrodziła się między nimi miłość. Chociaż, domyślałam się, że skoro to dramat, to ich historia nie skończy się kolorowo. I tak się stało. Zgadzam się happy end napisać jest łatwo, ale smutne, trudne zakończenie to dopiero sztuka. Nie każdy to potrafi. Gracie na emocjach, przeżywałam to wszystko wraz z bohaterami, nie mogłam się oderwać. Jesteście mistrzami. Zazdroszczę wam:).
Cieszę się, że dzielicie się swoim talentem, że dajecie możliwość czytania waszych niesamowitych historii.
Ps: Cudowny szablon<3.
Ps2: Wiem, mam olimpijskie tempo.
Hey , hey hey !
OdpowiedzUsuńWitam was bardzo utalentowane dziewczynki ! Kiedy czytałam tego one shota to myślałam że śnię . Tak pięknie to napisałyście. Jestem pod wielkim wrażeniem . Wasze style idealnie się dopełniają , tworząc zachwycającą całość . Każde słowo zawiera jeden z elementòw układanki , ktòrą stworzyłyście . Z niecierpliwością odkrywałam kolejne puzzle , a kiedy ułożyłam je w całość . To perfekcyjoność tego obrazu , jak i zagadki po prostu zaparła mi dech w piersiach. Ten One shot w mojej interpretacji chce pokazać , że miłość nie jest rzeczą , którą się dostaje od tak . Trzeba udowodnić , że będziemy ją pielęgnować i troszczyć się o nią jak o najcenniejszy dar, bo tym właśnie jest. Ludmiła od początku nie doceniała uczucia jakim darzył ją Diego . Wiem , że w głębi duszy czuła do niego to samo , lecz nie chciała tego pokazać i dopiero kiedy straciła go przez jedno zdanie zrozumiała , że on nie jest dla niej tylko zabawką, niestety za późno . Jego miłość zgasła jak za dotknięciem magicznej różdżki . Być może moja interpretacja nie była taka jaką wy chciałyście przekazać . W każdym razie ten one shot jest niesamowity i wspaniale się go czyta.
Mam nadzieję , że nie zasnęłyście czytając ten komentarz
Cannella
Edyteczko, Marciu (alfabetycznie, zawsze bezpiecznie).
OdpowiedzUsuńNawet nie wiecie, jak wyczekiwałam tego dodatku. Gdy tylko dowiedziałam się, że razem coś napiszecie, wiedziałam, że będzie to coś zapierającego dech w piersiach. I nie pomyliłam się – to opowiadanie zaparło dech w piersiach. Kiedy zobaczyłam, że je opublikowałyście… Zaczęłam szaleć ze szczęścia. Naprawdę długo przed tym wydarzeniem zastanawiałam się, co może wyjść z połączenia tak wspaniałych pisarek. Wspaniałych? Najwspanialszych, najlepszych. Niezaprzeczalnie jesteście jednymi z najlepszych „violettowych” pisarek. I nie mam tu na myśli 20/30 najbardziej utalentowanych osób. Jesteście najlepsze z najlepszych. Taka najwyższa półka.
My, czytelnicy, możemy Was jedynie podziwiać i obserwować, jak pniecie się w górę. A pniecie. Wasze style stają się coraz bardziej dopracowane. Coraz bardziej dbacie o bardzo drobne elementy opowiadań. Każde słowo, każdy znak jest dla Was bardzo ważny. Dzięki temu osiągacie tę perfekcję – pewien bardzo wysoki próg, do którego docierają nieliczni. Wy osiągnęłyście go już dawno. Teraz nadajecie mu zupełnie nowe znaczenie.
Bawicie się własną pasją – to bardzo ważne. Bo gdyby nie to… Gdybyście pisały na siłę, na czas, z pewnością po pewnym czasie miałybyście tego dosyć. Na szczęście Wy nie traktujecie pisania jako obowiązek. Pisanie jest dla Was przyjemnością. I to wszystko zawsze mi powtarzacie, dziękuję Wam za to. Dziękuję Wam także za to, że same stosujecie się do tego, o czym mówicie. To tak wyraźnie widać, naprawdę. Widzę te dopracowane szczegóły, w które włożycie tyle pracy. Widzę ten multum emocji w każdym zdaniu.
Oryginalność – tym słowem z pewnością opisałabym tę opowieść. Jest ona czymś zupełnie nowym, pozytywnie oczywiście. To tak, jakby… złączyć dwa przepyszne składniki i stworzyć coś tak smacznego. Zupełnie nieznany dotąd pewien rodzaj magii, która otacza serca czytelników i natychmiastowo do nich trafia. Celujecie prosto w nie. Trafiacie w idealnie czułe punkty, które wywołują w człowieku całą gamę emocji. Każda innego rodzaju. Niektóre przeciwne, niektóre podobne. Są najróżniejsze.
W dodatku… Ubieracie je w tak wyszukane i wykwintne słowa, które tak oddziałują nie tylko na nasze serca, ale także głowy. Dajecie nam tyle do myślenia. We wszystkich Waszych słowach jest mnóstwo lekcji, które składają się na pewną bardzo mądrą, wręcz genialną, naukę, którą my dzięki Wam rozumiemy. To dzięki Wam naprawdę możemy zidentyfikować się z zapisanymi przez Was słowami. Ponieważ to właśnie Wy tak wspaniale nam je tłumaczycie. Dzięki Wam tyle zyskujemy. Stajemy się wrażliwsi, ponieważ stajemy na miejscu innych ludzi. Stajemy się mądrzejsi, ponieważ naprawdę rozumiemy przekaz Waszej historii. Stajemy się bardziej empatyczni, ponieważ Wy udowadniacie nam, że warto.
Przepraszam Was. Przybywam tu tak późno. Ten komentarz jest tak krótki…
Kocham Was najmocniej na świecie ( i nie jest to tylko takie gadanie ).
Wasza Hania <3 <4
Hejj ;)
OdpowiedzUsuńTo ja. Ale wytłumaczyłam kto serio szczyt genialności :D
Sorry za głupoty ale zjadłam dwa słoiki Nutelli <3
Dobra może wysilę mózg i zacznę od nowa.
Witajcie kochane!!
Na wstępie chciałabym powiedzieć, że wasz dodatek jest przepiękny. Tyle emocji, uczuć, napięcia. Jak doszłam do końca to aż nie mogłam uwierzyć, że to już koniec. Nie przepadam za Ludmiłą, a Diega nie nawidzę ale zaczęłam czytać i pomyślałam, że jak mi się nie spodoba to przestanę czytać ale zaczęłam i nie mogłam się oderwać. Nie mogłam zobaczyć, która co pisała ale to dlatego, że jestem na to za głupia i to jest tak wspaniałe, że nie,da się rozróżnić. Przy tym OS moja samoocena spadła poniżej 0. Wnioskując po tym OS'ocie moje to zwykła amatorszczyzna.
Myślę, że kom wyszedł dosyć długi :)
Całuski :*****
Marika <3
Przybywam z komentarzem, według obietnicy. Po przeczytaniu One Shot'a dostałam ogromnego natchnienia na pisanie, które wykorzystam do komentarza.
OdpowiedzUsuńDiemila. ♥ Para, zakochałam się w niej, za zasługą Edyty. Wasz pierwszy One Shot (mam na myśli tego) był dla mnie zaskoczeniem. Nie spodziewałam się, że w głównych rolach zagoszczą Ludmila i Diego. Kobieta o włosach jedwabistych, w kolorze złocistych słoneczników. Piękność, zawróciła w głowie Diego. Przystojny mężczyzna, pewnie nie jedna uległa by takiemu. Tutaj padło na Pannę Ferro. Z początku ich związek zapowiadał się obiecująco. Przemyślenia i wątpliwości, przeszkadzały w układzie tej dwójki. Spóźnienie Diego'a, wątek zabawny. W końcu na spotkanie z kobietą się nie spóźnia. Mimo to, kocham tego dżentelmena. Podobnie Luśka, zagościła w moim serduszku na nowo. Poznałam tę blondynkę od kilku stron a wciąż mam, co do niej te same zdanie. Wracając do fabuły. Dziewczyny, bez ściemniania. Jesteście najlepszymi pisarkami na blogosferze, nikt się z Wami nie równa. Dziękuję bardzo, że mogłam przeczytać Wasze dzieła, które do dnia dzisiejszego zapierają dech w piersiach.
Diego. Zawiódł się na Ludmile, trudno wybaczyć mu to, co zrobiła. Skrzywdziła go, zostawiła ranę w sercu, zepewne nie zagojoną. Jaki skutek wczęła? Doszła do celu? Otóż, nie. Straciła godziwego faceta, który kochał ją nad życie. Nie doceniła uczucia, którym ją dażył. Została skazana na samotność, bo Marco również, odwrócił się od dziewczyny. Raczej napisałam "wszystko", co udało mi się napisać. Nie zadowala mnie mój komentarz, ale nic na to nie poradzę. Przepraszam, że pozostawiam tu bezwartościową wypowiedź. Jednak zostanę przy czytaniu, z komentowaniem przystopuję. Jeszcze raz dziękuję, że prowadziłyście bloga, który jest niezwykły. Tak, nadal jest i zawsze będzie. Oddalam się w osłupieniu, pod wpływem Waszego talentu. Kłaniam się baaaardzo nisko!
To dla mnie miłe, że mogłam przeżyć tę blogową przygodę. Czytanie Waszych dzieł, to czysta przyjemność. ♥