tag:blogger.com,1999:blog-66556306959576594872023-11-16T11:49:23.020+01:00Razem możemy więcej // OneShotAnonymoushttp://www.blogger.com/profile/07564423589647436482noreply@blogger.comBlogger38125tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-17055641877490449642014-10-07T13:48:00.000+02:002014-10-07T13:48:16.419+02:00#Papatki - czyli oficjalne pożegnanie. <div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>HEJO ROBACZKI ♥</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b><br /></b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
Witam was już po raz ostatni. Tak, to niestety/stety finalny post na tym blogu i już więcej nic się na nim nie pojawi. Chyba powinnam wytłumaczyć kilka spraw, dlaczego tak się stało. co doprowadziło do tego, że JSM już nie wróci. W sumie, mogłabym to zrobić, bo należą wam się wyjaśnienia, ale nie będę już wracała do takich spraw. Poza tym, nie chce przedłużać już tego wszystkiego, a kilka dziewczyn już się wypowiedziało na ten temat (w tym nawet ja)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Więc...</div>
<div style="text-align: justify;">
Dlaczego post pożegnalny jest napisany w pierwszej osobie? Nie chce pisać w imieniu dziewczyn, bo nie wypada i naprawdę nie mam pojęcia co one na ten temat sądzą. To, że blog został zamknięty było wiadome już jakoś przy zawieszeniu, a ja (w końcu, bo wcześniej nie miałam czasu, ani nawet chęci) pisze to dopiero dzisiaj, bo zostałam w domu i ktoś powinien się za to wziąć. Jestem strasznie zapracowana nicnierobieniem, więc musiałam sobie zrobić wolne od szkoły. Aktualnie siedzi koło mnie Gerald (nie Gerard, za dużo errrrr) i jest cała upaćkana żarciem dla kota. Ona nic nie potrafi, nawet jeść xD</div>
<div style="text-align: justify;">
A co do bloga... </div>
<div style="text-align: justify;">
Sprawy się skomplikowały, wyszły na jaw niektóre rzeczy. Być może było nas za dużo? Może to chodziło o wiek? Albo różnice charakterów? Wiem tylko tyle, że za zamknięcie bloga są odpowiedzialne dwie osoby (ich nicki zaczynają się na K ;>). Pisałam już to gdzieś wcześniej. Reszta nie miała na to wpływu. Dużo osób odeszło, mało zostało (chyba tylko Ci, którzy nie wiedzieli zbyt wiele, no i ja :D). Nie mam nikomu za złe, to. że postąpił tak, a nie inaczej. Każda z nas miała prawo do własnych decyzji, czy wyboru. A prawdę mówiąc, nigdy nie byłyśmy rodziną, za jaką dużo osób nas uważało. Niektóre z dziewczyn nigdy nie wymieniły ze sobą choćby słowa. Były te, które się udzielały i te, których praktycznie nie było. Były też te z dziwnym poczuciem humoru i te, które zawsze potrafiły pomóc. Te bardziej zaangażowane i te, które podrzucały pomysły tajniakiem. Te rozsądne i te. które czasem zachowywały się, jakby pozjadały wszystkie rozumy (ale i tak żeśmy sobie wybaczały). Były też te kłótliwe, ale wtedy pomagały te rozsądne, i jakoś to było. O, nie mogę zapomnieć też o tych prawdziwych, będących trzonem całego tego pomysłu, jak i o tych, które kręciły na każdy możliwy sposób. (w sumie, to ostatnie powinnam napisać w liczbie pojedynczej)</div>
<div style="text-align: justify;">
Było nas siedemnaście, Później piętnaście. Później trzynaście... Teraz jest nas sześć? Chyba XD. No, nic. Stało się. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Dziękuję dziewczynom</b> za to, że zgodziły się brać udział w tym pomyśle. Że zarywały noce, by napisać na czas swojego Oneshota. Że pomagały przy każdym problemie sobie nawzajem, jak i mnie. Że starały się być sprawiedliwe i oddane temu, co ważne. Że wytrzymały cztery miesiące tej harówy, nie mając nic w zamian. Że cudownie pisały i mam nadzieje, że nadal będą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>I przepraszam</b>, za to, że niektórym było przykro. Że były te niepotrzebnie kłótnie. I muszę przeprosić też dziewczyny, które nadal tutaj są. Naprawdę doceniam to, że staracie się być. Przepraszam też Olę, która wygrała konkurs, a blog upadł, zanim zdążyła cokolwiek opublikować. Ech, i cholernie mi jest z tego powodu głupio. Tutaj jest jej blog, więc zapraszam: </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://www.cena-szczescia.blogspot.com/#_=_">BLOG OLI</a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie może obejść się bez <b>podziękowań dla naszych czytelników</b>, b<b>ez których nie osiągnęłybyśmy takiego wielkiego sukcesu</b>. A o czym mówię? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Blog został rozpoczęty 17 maja 2014 roku.</b> </div>
<div style="text-align: justify;">
Przez ten czas (krótki, bo 4 miesiące to nie jest dużo - liczę bez zawieszenia) zdobyłyśmy...</div>
<div style="text-align: justify;">
- <b>119</b> obserwatorów,</div>
<div style="text-align: justify;">
- <b>263</b> "tak'ow" w sondzie, </div>
<div style="text-align: justify;">
- <b>808</b> komentarzy (nieważne, że połowa jest nasza XD),</div>
<div style="text-align: justify;">
- opublikowałyśmy aż <b>40</b> postów (średnio 10 na miesiąc) </div>
<div style="text-align: justify;">
- i uwaga! Zdobyłyśmy blisko <b>75 tysięcy</b> wyświetleń!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miło było czytać każdą pochwałę, wyrazy uznania czy hejty. które jeszcze bardziej motywowały do działania. O, albo coś w stylu: "Ooo, nie mogę uwierzyć, że ktoś z jsm czyta mojego bloga! To zaszczyt!" - jejku, to naprawdę fajne i po takim czymś człowiek myśli "było warto". Przyjęliście nas z sercem, co właśnie mnie zaskoczyło. A teraz? Pozwólcie odejść. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś, czyli<b> 7 października 2014</b> <b>roku blog</b> <b>oficjalnie został <u>zamknięty</u>. </b></div>
<div style="text-align: justify;">
(ogólnie, to właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że dziś jest mój rok na bloggerze, jestem super xD jejku. caaaaały rok o.o rozumiecie? Pamiętam, że zaczynałam z wieśniackim białym szablonem i nickiem, o którym nie warto wspominać. W sumie, ten szablon też jest do bani :c ale straciliśmy najlepszych grafików, ech)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bądź co bądź, blog zostaje na swoim miejscu. Możecie czytać, komentować, podziwiać, ale nigdy nie kopiować. To nasze dzieło, nasze pomysły i nasza ciężka praca. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ciesze się, dziewczyny pewnie też, że miałam okazję tutaj być, pisać, rozwijać się. Jeszcze raz z całego serca dziękuje(my) za to wszystko. My mamy wspaniałych czytelników, a nasi czytelnicy wspaniałe historie, które zostały napisane przez równie wspaniałe autorki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przepraszam, że nie wykonałyśmy wszystkich zamówień. Brak czasu i zła organizacja (ja byłam organizatorką, widać to nawet xD) przyczyniły się do dużych, że tak powiem braków. Jednak myślę, że jeśli ktoś marzy o tym, by któraś z nas napisała coś z kimś o waszej ulubionej parze, to kontakt do takiej osoby zawsze się znajdzie, a wy śmiało możecie o takie cuś poprosić. Nie zjemy was.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Powinnam chyba napisać jeszcze coś ckliwego albo dołującego, ale po co? </div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystkie pytania czy cokolwiek możecie kierować tutaj:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://ask.fm/SiempreJSM">kliku kliku</a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na razie znajdziecie nas tam ^^ a później?</div>
<div style="text-align: justify;">
Blogi wszystkich autorek są podane w zakładce "nasze blogi". </div>
<div style="text-align: justify;">
A teraz będę się z wami żegnała. Muszę napisać rozprawkę na angielski, jej. Mam nadzieję, że wyjaśniłam wszystko, bo w sumie... pisze takie coś pierwszy raz o.o Myślałam, żeby każda coś od siebie skrobnęła, ale... zbierałabym te kilka zdań z miesiąc. Chociaż pewnie i tak większość napisałaby to, co ja.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dobra, nie będę przedłużać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziękujemy, pozdrawiamy, życzymy miłego dnia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kochamy was! ♥</div>
<div style="text-align: justify;">
Obiecajcie, że nie zapomnicie o nas szybko, okej?</div>
<div style="text-align: justify;">
Papatki!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja, Katniss Parker + dawna załoga JSM</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
PS: Jak o czymś zapomniałam to przepraszam. Dziś pomyliłam mydło w płynie z pastą do zębów xD</div>
<div style="text-align: justify;">
PS2: Tak na poprawę humoru (o ile ktoś jest smutny)... <a href="https://www.youtube.com/watch?v=lxRhK_3GztQ">żyrandol z ciasteczkiem ;></a> </div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07564423589647436482noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-11104935544120155262014-09-07T20:56:00.000+02:002014-09-07T22:11:05.056+02:00#2 Organizacyjny. <div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Helvetica Neue', Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: large;"><i>Zmiana planów. </i></span></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Helvetica Neue', Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: large;"><i>Blog zostaje zawieszony do odwołania. </i></span></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Helvetica Neue', Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: large;"><i>Nie pytajcie o powody, to sprawy prywatne.</i></span></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: 'Helvetica Neue', Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: large;"><i>Przepraszamy ;)</i></span></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07564423589647436482noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-616714048454677182014-09-05T16:59:00.001+02:002014-09-05T16:59:35.606+02:00Miejsce pierwsze.Kochani! Długo wyczekiwaliście chwili, w której opublikujemy zwycięską pracę Devinette; nadeszła właśnie w tym momencie dlatego też zapraszamy do zagłębienia się w lekturkę i wyrażenia swojej opinii o jej pracy. Miłego czytania! :D<br />
<br />
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<i>Tytuł: „Smak herbaty”</i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<i>Para: Fedemiła</i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<i>Gatunek:
Psychologiczny</i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<i>Przedział wiekowy: K</i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
– Jak
się cieszę, że cię widzę! Zdejmij płaszcz i chodźmy do salonu. Teraz, gdy
wreszcie <i>jesteśmy</i> razem, mogę z
czystym powiedzieć, że czuje się szczęśliwa. Nigdy nie myślałam, że mi
wybaczysz, sama nie potrafię sobie wybaczyć. Chcesz napić się herbaty? Ja
bardzo lubię zieloną, ostatnio się do niej przekonałam. Ogólnie nie przepadam
za herbatą, źle mi się kojarzy, wiesz? Mama codziennie mi ją parzyła. Nie, nie
taką z torebki. Zawsze mówiła, że jej nie smakuje, dlatego kupowała prawdziwą,
jeszcze nie zmieloną. Ale ja lubię tę z torebki. W sumie to nie jedyna rzecz,
która nas różniła. Tak naprawdę byłyśmy zupełnie inne. Nigdy nie potrafiłabym
zrobić tego, co zrobiła <i>ta kobieta.</i>
Myślisz, że to dobrze mówić tak o własnej matce? Choć tak naprawdę ona nie jest
już moja matką – przestała nią być w momencie, w którym pierwszy raz wieczorem
nie zaparzyła mi herbaty. Ale wcale wtedy mi nie było przykro, nie. Przecież
sześciolatka może bawić się sama w ogromnym domu, otoczona pięknymi, drogimi
zabawkami, nie sądzisz? Ojca dość często nie było w domu, ale za to miałam
wszystko, czego dusza zapragnie. I oczywiście była ze mną Cythia, moja
opiekunka. Ale ona nie parzyła mi herbaty. Nie żeby mi to przeszkadzało, coś
ty! Uważam, że miałam bardzo szczęśliwe dzieciństwo, choć rzadko wychodziłam z
domu. Słodzisz? Ja nie. Odzwyczaiłam się. Wszystko się zmieniło, gdy pierwszy
raz zobaczyłam Studio. Oczywiście ojciec od razu zgodził się, żebym tam
chodziła. Nie myśl sobie, że chciał się mnie po prostu pozbyć z domu, jak to
robią czasem bogaci rodzice, którzy nie wiedzą, co począć ze swoimi dziećmi.
Tak naprawdę, to dopiero wtedy pierwszy raz poznałam osoby w moim wieku z
takimi samymi zainteresowaniami. Lecz wtedy zrozumiałam też, że ludzie dzielą
się na tych <i>gorszych </i>i <i>lepszych</i>, rozumiesz? Od samego początku
wiedziałam, że nie mogę być taka, jak wszyscy. To wszystko dzięki Alicii, na
którą natknęłam się już pierwszego dnia. Wytłumaczyła mi, że mogę być
popularna, że jestem o wiele lepsza i mam o wiele większy talent niż wszyscy
uczniowie Studio razem wzięci. Miała rację, prawda? Egzaminy zdałam bez
problemu, byłam jedną z najlepszych uczennic. <i>Zaprzyjaźniłam się</i> z Natalią, byłyśmy nierozłączne. Błyszczałam
jako supernowa, chodziłam z Leónem. Może to głupie, ale z Alicią zerwałam
zupełnie kontakt po kilku tygodniach od naszego pierwszego spotkania. Jakby ci
to wytłumaczyć… Nie była już na <i>moim </i>poziomie.
Wtedy to ja byłam najważniejsza w Studio. Tylko, że potem stało się coś, co na
zawsze zmieniło wszystko.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Przyszła. Za
pierwszym razem weszła tam przestraszona, ściskając mocno różowy pamiętnik w
dłoniach. Nie wyglądała na kogoś, kto chciałby zniszczyć mi życie. Ot, kolejna
szara myszka, która nie ma szans na utrzymanie się na rynku muzycznym,
dziewczyna z bardzo niskim poczuciem własnej wartości. Za drugim razem była już
bardziej pewna siebie. Za trzecim roześmiana. Za czwartym wokół niej
szczebiotały inne <i>szare myszki.</i> Za
sto czterdziestym czwartym razem odebrała mi wszystko. Wiem, że chcesz mi
powiedzieć coś ważnego, ale to kulminacyjny moment mojej opowieści, poczekaj
chwilkę. Przez nią wszyscy uważali mnie za okrutną wiedźmę, która manipuluje
ludźmi. Zerwaliśmy z Leónem, Tomas też nie interesował się mną w wystarczającym
stopniu, Natalia stwierdziła, że się nią wysługuję. I to wszystko przez nią,
pannę <i>idealną</i>, która koniecznie
chciała zająć moje miejsce. Tak, z całą pewnością o to jej chodziło. Sprawiła,
że wszyscy się ode mnie odwrócili. Byłam zupełnie sama, wiesz?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Ale wtedy
poznałam ciebie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Wciąż nie
dopuszczam do siebie myśli, że mogłam się spodobać komuś takiemu jak ty. Przecież
twoim przewodnim hasłem jest: „Razem możemy więcej” i inne takie bzdury. Ja
mimo wszystko uważam, że można liczyć tylko na siebie. Ludzie zawsze cię
zawiodą, dlatego lepiej nie trzymać ich blisko. Niech cię uwielbiają, boją się
ciebie, czują respekt, obojętnie. Ważne jest jednak, aby nikt nie poznał twoich
słabych punktów. Dlaczego? Bo to oczywiste, że wykorzystają je przeciwko tobie!</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Ale ty nie
jesteś jak wszyscy. Ty nigdy byś mnie nie zranił.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Pamiętasz
nasze pierwsze spotkanie? Nadal nie rozumiem, dlaczego wtedy do mnie
podszedłeś. Racja, płakałam, ale nikt inny nie zatrzymał się i nie zapytał, co
się stało. A ty tak. I poszliśmy potem na herbatę. Wiesz, że wtedy piłam ją
pierwszy raz od momentu, gdy miałam sześć lat? Z tobą nawet zwykła herbata smakowała
lepiej. Szkoda, że potem już nigdy więcej nie spotkaliśmy się w tamtej
herbaciarni. Choć przecież odwiedziliśmy razem tyle miejsc. Najlepiej pamiętam
tamten park i twoje usta na moich, pierwszy raz. Dzięki tobie wtedy odrodziłam
się na nowo. Strasznie to kiczowate, nie sądzisz? Jak te cytaty z kartek
walentynkowych.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Byłeś ty i
były twoje pocałunki. Były też motyle w brzuchu.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
A teraz tego
nie ma. Czemu? Wiesz, że to ty nauczyłeś mnie wszystkiego, wiesz, że bez ciebie
już nie potrafię żyć.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Jestem skończoną
kretynką. Popełniłam wielki błąd, masę błędów, ale zrobię wszystko, żeby to
naprawić. Musisz mi uwierzyć.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Znałam go od
dzieciństwa, jego rodzice i moi często się spotykali – zanim jeszcze mama nie…
Sam wiesz. I on… To nie była miłość, tylko zwykłe, nic nie znaczące
zauroczenie. Nie widzieliśmy się od ponad dziesięciu lat. Wybacz mi te
wszystkie kłamstwa, tyle razy chciałam ci powiedzieć o mnie i o nim, ale
brakowało mi odwagi. Nie chciałam cię zranić, ale to zrobiłam.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Przyleciał
cztery miesiące temu. Szukać ojca, a przynajmniej tak powiedział. Chciałam mu
pomóc, przecież był moim jedyn… najlepszym przyjacielem w dzieciństwie. Tak, to
ja zaproponowałam mu, żeby zamieszkał u mnie w domu, a potem przekonałam ojca
do mojego pomysłu. I wiesz co? Pewnego wieczoru zaparzył mi herbatę – nie
wiedział jeszcze wtedy, że jej nie lubię. A wtedy ja pomyślałam o mamie i… To
wszystko jakoś samo się potoczyło. Może zdawało mi się, że będąc z nim to tak,
jakby mama nie odeszła?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Był on i
były jego pocałunki. Ale nie było motyli w brzuchu.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Spędzaliśmy
mnóstwo czasu wtuleni w siebie przywołując na powrót nieco wyblakłe już
wspomnienia. Potrafił mnie rozśmieszyć, pocieszyć, gdy czułam się smutna,
obsypywał mnie komplementami. Ale wiesz, nie byłam szczęśliwa, bo ciągle myślałam
tobie, o tym, jak okropną krzywdę ci wyrządzam. I teraz już wiem, że zrobiłam
najgłupszą rzecz na świecie – odtrąciłam twoją miłość.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Nie wiem, co
mam zrobić, żebyś znów potrafił spojrzeć na mnie wzrokiem, w którym nie ma ani
odrobiny cierpienia i bólu. Ale skoro zgodziłeś się na spotkanie, to wszystko
będzie dobrze, prawda? Jak to nie daję ci dojść do słowa? Po prostu chcę
powiedzieć, że nie jestem już taka jak kiedyś. Nie potrafię zapomnieć, nie da
się tak po prostu z dnia na dzień! On był jedną wielką pomyłką, uwierz. </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Jego oczy
nie były jak twoje, choć miały ten sam kolor. Kolor ciemnej herbaty.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Miałam już
dość udawania i byłam gotowa wyznać ci prawdę. Ale tego samego dnia zobaczyłeś
nas razem, w moim domu. To on mnie wtedy pocałował, ja… Ja nie wiedziałam, że
stoisz w drzwiach. Dlaczego wtedy odszedłeś bez słowa, nie zadając żadnych
pytań?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Może jednak
jesteś zbyt dobry dla mnie? Może oni wszyscy mieli rację, gdy mówili, że na
ciebie nie zasługuje? Powinieneś był posłuchać swojej przyjaciółki, panny <i>idealnej.</i> Miała rację. Potrafię tylko
ranić ludzi.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Kiedyś
powiedziałeś, że nigdy mnie nie zostawisz. Spacerowaliśmy wtedy w deszczu
ulicami Buenos Aires. Byłam cała przemoknięta, ale ty i tak stwierdziłeś, że
jestem najpiękniejsza. Pamiętasz to jeszcze?</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Wiesz, że
nie mam nic oprócz ciebie i muzyki. Do Studia nie chodzę od kilku tygodni.
Ogólnie jakoś z nikim się nie spotykam, nigdzie nie wychodzę. To tak, jakbym…
Jakbym była zupełnie bezużyteczna, nikomu nie potrzebna. Ale powiedz, że jestem
choćby w najmniejszym stopniu potrzebna tobie. Chwyć mnie za rękę i obiecaj, że
już nigdy nie odejdziesz.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Jednak
jestem dokładnie taka sama jak moja matka, choć nie potrafię sama przed sobą
tego przyznać. Żądam od ludzi rzeczy, których sama nie jestem w stanie im dać.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Dobrze,
dobrze, mów – już ci nie będę przerywać.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Jak to
przyszedłeś się pożegnać? Przecież ja cały czas wierzyłam, że ja i ty… Że my…
Ze jest dla nas jeszcze szansa, cień szansy. Nie umiesz zapomnieć? Ale przecież
ja nie chcę, żebyś zapominał – chcę, żebyś wybaczył. Naprawdę nic dla ciebie
nie znaczyło to wszystko, co przed chwilą usłyszałeś? Powiedziałam przecież, że
to był błąd. Co? Nie potrafisz na nowo mi zaufać? Jesteś jedyną osobą, która
mnie rozumie, nie zostawiaj mnie samej w tym wielkim, pustym domu, proszę! Nie
możesz, nie… Myślałeś, że się zmieniłam? Bo tak jest, naprawdę! Nie jestem już
tą samą osobą, co kiedyś. I to dzięki tobie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Nie możesz
odejść. Obiecałeś.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
W takim
razie przynajmniej dopij herbatę.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Rozumiem,
musisz już iść.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Nie, nie
martw się o mnie.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<s>Przyzwyczaiłam
się do tego.</s></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<s>Herbata
już zawsze będzie miała smak <i>samotności.</i></s></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Dziękujemy jeszcze raz wszystkim uczestnikom za wzięcie udziału w konkursie, gratulujemy zwyciężczyni oraz laureatkom i życzymy miłego popołudnia! </div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
Ekipa JSM</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
P.S. Dla przypomnienia post organizacyjny za 2 dni, a od 9 września wracamy do zamówień i One Shotów. :)</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/15693102938005135298noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-37587555276776921012014-09-03T18:34:00.001+02:002014-09-03T18:34:38.948+02:00Miejsce drugie.Witamy ponownie, w to jakże piękne środowe późne popołudnie, dzisiaj kolejna dawka OS tym razem od Nikoletty, która zajęła drugie miejsce w naszym konkursie. Gratulujemy jej osiągnięcia i cóż... Zapraszamy do czytania!<br />
<br />
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><i>Tytuł:
Bo zrobiłaby dla niego wszystko…</i></span></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;"><i>Parring:
Femi (Federico + Camila) </i></span></span></span></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;"><i>Gatunek:
Dramat, Psychologia.</i></span></span></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><i>Przedział
wiekowy: M </i></span></div>
<div style="margin: 0px;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: start;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://poczta.onet.pl/image.html?data=%7B%22storageType%22%3A%200%2C%20%22fileName%22%3A%20%22latarnia.gif%22%2C%20%22contentType%22%3A%20%22image/gif%22%2C%20%22mid%22%3A%20246805177%2C%20%22location%22%3A%20%22atch%3A65248127%3A246805177%3A0db6838b7d6ff21e6a860f2fb1c2183e%3A65aa794%22%7D" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://poczta.onet.pl/image.html?data=%7B%22storageType%22%3A%200%2C%20%22fileName%22%3A%20%22latarnia.gif%22%2C%20%22contentType%22%3A%20%22image/gif%22%2C%20%22mid%22%3A%20246805177%2C%20%22location%22%3A%20%22atch%3A65248127%3A246805177%3A0db6838b7d6ff21e6a860f2fb1c2183e%3A65aa794%22%7D" height="454" width="319" /></a></div>
<span style="font-family: "Calibri","sans-serif"; font-size: 11pt; line-height: 17px;"><b></b></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: start;">
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><i>-
Jestem puszczalską dziwką.<br />- Wiem.<br />- Ale mimo to
mnie kochasz?<br />- Tak.<br />- Dlaczego?<br />- Właśnie
dlatego, że się puszczasz.<br /><br />****<br />- Nie rozumiem
Twoich decyzji.<br />- Właśnie dlatego nie powinieneś
ich negować.<br /><br />****<br />- Ile jeszcze razy
skłamiesz?<br />- Tyle, ile będzie potrzeba.<br />- Dla mnie
niszczysz całe swoje życie!<br />- Ty pierwszy zniszczyłeś
swoje dla mnie.<br /><br />****<br />- Na czym polega nasza miłość?<br />-
Jest silniejsza niż wszystko inne.<br />- Bo tolerujesz moje
zdrady?<br />- Bo Ty dla mnie zdradzasz samą siebie.<br /><br />***** </i><b>~
Łzy… Tyle razy wylane. Dowodzą siły – nie słabości.
Ludzie słabi nie płaczą. Nie potrafią przelewać swoich
uczuć w niewinne krople wody spływające po policzkach.</b></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">****</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Patrzył
na nią oczami pełnymi żalu.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Widział,
jak maluje swoje wydatne wargi krwistoczerwoną szminką. Jak
czarnymi cieniami maluje swoje delikatne powieki, pod którymi kryły
się łzy.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Znowu
musiała to zrobić.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Sprzedać
się.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><b>Jej
serce należało do niego, ale swoją duszę i tak odsprzedała
diabłu.</b>Nawet nie odwracała głowy w jego stronę.
Tak bardzo była pochłonięta nie zwracaniem uwagi na jego osobę,
że omal zapomniała, że siedzi kilka metrów obok.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Wiedziała,
że to co robi ma swój cel.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Że
jej poświęcenie nie idzie na marne.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Kochała
go.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">I
nic innego się nie liczyło.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
”<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><b>Live
is ours, we live it our away.” ~ Metallica.</b>Nie
patrzyła na siebie, jak na kobietę lekkich obyczajów. Każda jej
decyzja miała swoje uzasadnienie. Każde uzasadnienie niosło ze
sobą nową falę wyborów.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">To
było błędne koło.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">W
środku była delikatna. Niczym kropla deszczu spadająca na ziemię.
Rozbijająca się o twardy grunt grzechu i przebaczenia. Ona nie
miała prawa go uzyskać. Miłość skazała ją na
wieczne potępienie. Zbawienie skazało ją z kolei na miłość.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">****</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><b>~
Niechaj z jasnego nieba strzeli grom, jeśli to co czuję miłością
nie jest.</b></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">****</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Życie
było by za piękne, gdyby nie rzucało nam kłód pod nogi. Jego
choroba była jasnym dowodem na to, że nie można być nazbyt
szczęśliwym.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Lekarstwo…
Tylko ono trzymało go na ziemi, a wystarczyło jedno nie
dostarczenie dawki na czas, by i ono przestało pomagać.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">A
pieniędzy nie było.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Ani
siły na to, by zarobić je tak, jak nakazuje ludzkie sumienie.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><b>~Poczucie
godności wprost proporcjonalne do honorowości. Ale miłość
była ponad to.</b>Zatrzepotała rzęsami i zajęła
swoje stałe miejsce. Ludzie patrzyli na nią jak na grzesznicę.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Nie
znali jej historii.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Nie
znali powodu, dla którego robiła to, co musiała.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">A
miała zaledwie dwadzieścia lat.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">****</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><i>-
Kocham Cię…<br />- Nie możesz.<br />- A jednak to robię.<br />-
I to Twój błąd.<br /><br />****<br />- Ile razy?<br />- Nie
pamiętam…<br />- A z iloma?<br />- ….<br /><br />****</i>Pokręciła
głową i przyłożyła dłoń do jego skroni.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Była
przerażająco rozpalona.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">A w
oczach panowała ta przerażająca pustka.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Spojrzała
na zegarek i zadrżała.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Kolejna
dawka.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">To
był ten czas, ale czy nie jest już za późno?</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Pospiesznie
wyciągnęła z opakowania niewielką fiolkę z jasnoniebieskim
płynem i podciągnęła rękaw jego koszuli.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Zacisnęła
zęby i wbiła igłę prosto w mięsień.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Wstrzymała
oddech mając nadzieję, że środek zacznie działać szybciej niż
zazwyczaj.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Nie
mogła pozwolić mu umrzeć.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Był
jedynym powodem, który trzymał ją jeszcze przy życiu.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><b>Gdyby
odszedł, ona pobiegłaby za nim.</b></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">****</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Nic
nie ma pomiędzy snem a jawą. Jest tylko czas na przemyślenia. Na
zadumę nad swoim życiem. Albo jego brakiem.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Oczami
wyobraźni widział swoją ukochaną w ramionach innego mężczyzny.
Szeptał jej czułe słówka, puszczał perskie oka. A ona
drżała.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Nie
chciała jego bliskości.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Bała
się jego dotyku.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">A
mimo to nie mógł zrobić nic a nic. Jakiż okropny dla niego
był los. Skarał go niedołężnością. Ale obdarował go jej
uczuciem.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Jaki
pech spotkał ją, że zakochała się akurat w nim. Przecież
nie miał nic do zaoferowania prócz przepłakanych nocy.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Ale
to i tak nie było najgorsze.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Pomimo
przeznaczenia śmierci nie mógł zamknąć powiek. Nie mógł jej
zostawić, bo ona pognałaby za nim. A przecież przed nią jeszcze
wiele lat.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><b>~Nie
wiem kiedy umrę. Ale to nie czas i miejsce na śmierć.</b>******</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Patrzyła
na swoje nagie odbicie w lustrze i czuła odrazę.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Wychudzone
ciało, z pozoru piękne a naprawdę przerażające. Tak, właśnie
tak. Straszne było to, że to nim musiała płacić za życie
ukochanego.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">To
z niego była rozliczana i to ono dawało jej szansę na życie w
starym, zniszczonym mieszkaniu za śmiesznie niski czynsz.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Same
lekarstwa kosztowały majątek.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Gdy
patrzyła na swoją twarz czuła wstyd. Nie dlatego, że posuwała
się do takich czynów, ale z powodu tego, że mimo to nie potrafiła
zapewnić ukochanemu takiej opieki na jaką zasługiwał.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Brzydziła
się samej siebie, ale ilekroć patrzyła w jego głębokie, brązowe
oczy, wiedziała, że robi dobrze.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><b>Bo
zrobiłaby dla niego wszystko.<br /><br />******</b>Z
zainteresowaniem patrzył, jak wypełnia kolejne podanie o pracę.
Mimo wielu odmówień, nie poddawała się. Pisała kolejne CV,
kolejny list motywacyjny…</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Nie
miała skończonych studiów, ledwo ukończyła szkołę średnią…
Nie miała wykształcenia, nie miała nic. A mimo to walczyła.
Robiła to dla niego.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Poświęcała
mu całą swoją uwagę, każdą wolną chwilę. Była przy nim
niemal zawsze. Dbała o niego, robiła co mogła, by ulżyć jemu
cierpieniu. Nie dopuszczała do siebie myśli, że mogło by go nie
być. To było jak miód na jego chore serce, jednak wiedział, że
prędzej czy później odejdzie. I zostawi ją samą w tym wielkim
świecie pełnym zła.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><b>A
przecież ich miłość miała być nieśmiertelna.</b></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">*******</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Ubrała
na siebie za duży t-shirt Federico, a włosy podpięła w
luźny kok. Jej twarzy nie zdobił ani gram makijażu, ale i tak
czuła się piękna.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">W
jej głowie pojawiła się myśl, że nie zawsze musi być tak, jak
teraz. Że może los się do nich uśmiechnie i oszczędzi im
kolejnych krzywd. To była pobożna prośba, ale wierzyła, że po
tym wszystkim co wydarzyło się w przeszłości, może być tylko
lepiej.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Taka
nadzieja w jej sercu pojawiła się po raz pierwszy od bardzo dawna,
a podarował jej ją Włoch. Pokazał jej, że sam mimo wyroku
skazującego nie poddaje się. Dla niej walczy o każdy oddech, każde
bicie serca.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;">Był
jej weną na kolejne dni. Natchnieniem, bez którego nie dała by
rady nawet przez chwilę. Tchnął w nią swoje życie, gdy wszyscy
inni uśmiercali jej pewność siebie.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><b>Bo
tylko w jego ramionach czuła się bezpiecznie.</b></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="line-height: 0.45cm;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: x-small;">*******</span><span style="font-size: small;"><br />Po
wielu tygodniach żmudnych poszukiwań pracy i nieprzespanych nocach,
wreszcie dostała list. Trzymała go w swoich dłoniach. Obracała go
w palcach i nerwowo zaginała rogi. Widział w jej oczach łzy.
Wiedział, jak wiele to dla niej znaczy, jak wiele to znaczy dla
nich.<br />Wystarczyła jedna chwila, by sen o normalnym życiu
zamienił się w koszmar, z którego nie można się
obudzić.<br />Przygryzła dolną wargę i rozerwała papier
koperty.<br />Bacznie przyglądał się jak jej wzrok sunie po
przebijających kartkę literach, a z każdą z nich rosło w nim
napięcie.<br />Nagle podniosła na niego spojrzenie, a w jej
oczach panowała pustka. Nie kryła się w nich żadna najmniejsza
emocja. Ani radość, ani złość. Nie było w nim nawet
rozczarowania.<br />Pokręcił głową, czując, że ich nadzieje
rozsypały się jak zamek z pisaku.<br />Mimowolnie się
uśmiechnęła, a po jej policzku spłynęła pojedyncza
łza.</span><span style="font-size: small;"><b>Zaczynamy nowe życie,
kochanie. </b></span></span><br />
<br />
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Za dwa dni zapraszamy na zwycięską pracę Devinette. :)<b> </b></span></span>
</div>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/15693102938005135298noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-48643369226659457112014-09-01T19:12:00.000+02:002014-09-01T19:12:19.778+02:00Wyniki konkursu + Miejsce trzecie.<div style="text-align: justify;">
<b><i> WITAJCIE!</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przybywamy do Was z wynikami (troszkę spóźnione, tak, ale... wybaczcie nam to, ok? ;c). Na początek chciałybyśmy podziękować wam za każde zgłoszenie, które otrzymałyśmy. W sumie było ich osiemnaście, a tematyka, jak i pary - przeróżne. Cieszymy się, że tak wiele osób zdecydowało się wziąć udział i zaskoczyć Nas czymś nowym. Pomimo małego incydentu, który zdarzył się już na początku, reszta konkursu przebiegła pomyślnie i... Co tu więcej mówić? Pewnie czekacie na wyniki, prawda?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W konkursie głosowało 10 blogerek należących do JSM (reszta, tak jak było wspominane wcześniej, nie miała czasu lub chęci). Oddawały one swoje oceny w 3 następujących kategoriach:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pomysł</div>
<div style="text-align: justify;">
- Poprawność</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wykonanie</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kategorie były oceniane w skali 1-10, a każdy uczestnik mógł zdobyć maksymalnie<b> 300 punktów. </b></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"> Zanim przeczytacie wyniki (co pewnie żeście już zrobili, bo ciekawość was zżerała XD) Chciałybyśmy powiedzieć, żeby nikt nie przejmował się przegraną. To tylko zwykły konkurs, nic więcej. W każdą prace było włożone serce i masa pracy, co doceniamy i dziękujemy! Jesteśmy pod wrażeniem waszego zapału i oryginalności. Werble proszę? </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"> Miejsce trzecie: Velvette (punktów: 235/300)</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"> Miejsce drugie: Nikoletta (punktów: 249/300)</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"> Miejsce pierwsze, czyli osoba wchodząca w nasz skład: <b>Devinette</b> (punktów: 278/300) Gratulujemy wygranej! </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"> Reszcie natomiast dziękujemy za udział, i życzymy dalszych sukcesów w pisaniu :)</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"> A teraz, zapraszamy do czytania Oneshota Velvette. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"> </span></div>
<div style="text-align: center;">
<em style="font-family: georgia, palatino; font-size: 14px;">Tytuł: Kolejne nazwisko z listy</em><br />
<em style="font-family: georgia, palatino; font-size: 14px;"></em><em style="font-family: georgia, palatino; font-size: 14px;">Para: Leonara</em><br />
<em style="font-family: georgia, palatino; font-size: 14px;"></em><em style="font-family: georgia, palatino; font-size: 14px;">Gatunek: Romans</em><br />
<em style="font-family: georgia, palatino; font-size: 14px;"></em><em><span style="font-family: georgia, palatino; font-size: 14px;">Przedział wiekowy: T</span></em></div>
<div style="text-align: justify;">
<em><br /></em><span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Ludzie,
którzy dążą do swojego własnego celu, popadają w uzależnienia; miewają
własne priorytety, zachcianki i potrzeby, przesączone abstrakcją.
Podobnie jak inni, od małego chciałam spełniać swoje marzenia. Żądza
krwi od zawsze tętniła sensem istnienia w moich żyłach; szukałam tego,
co destrukcyjne, wykorzystując ludzi do własnych potrzeb. Nie zawracałam
sobie głowy przyziemnymi potrzebami, czerpałam satysfakcję z bólu,
który mącił mi w głowie, gdy dochodziło do mnie to, czego dokonywałam.
Kolejne imię, schowane w skrzyneczce pełnej znajomych mi nazwisk, nie
odkupywało ich win. Rejestracja moich „ofiar” była całkiem łatwa. Może
nie było to coś, co można opatrzyć salwą śmiechu, i z pewnością nie
bagatelizowało ze zdrowym rozsądkiem, ale utopia marzeń, w których się
pochłonęłam, sprawiła, że każdy związek zaczął przynosić mi upojenie.
Był bezsennością, migoczącą milionem iskier na zarysie granatowego
sklepienia nieba. Szklane fiolki, opatrzone krótkim komentarzem swojego
oprawcy, mogły na nowo, spokojnie spoczywać w zepsutej pozytywce racji,
zapalając jej rubinowe serce ekstazy. Nie był ważny wiatr, ramionami
otulający ciała moich starych przyjaciół – wprowadzenie w plan moich
własnych zasad, wydawało się być bardziej kuszącą perspektywą.
Posiadałam swój własny świat.</span></span>
</div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Nie
byłam typem człowieka, który łatwo rezygnuje z marzeń. Moja mentalność
stanowiła kwintesencję wszystkich potrzeb, jakich kiedykolwiek zmuszona
byłam doświadczyć. Świat stał przede mną otworem, gotów pomóc moim
pragnieniom, błąkającym się po świecie, dotrzeć do wyznaczonego celu.
Byłam tworem najwyższego Boga; istotą stworzoną do podziwiania
piedestału chwały. Moja nieskazitelna, egzotyczno-wschodnia uroda i
niebywale przyciągający urok osobisty, był kluczem do osiągnięcia
największego na świecie dobra – opanowania świata mody, którym żyłam od
najmłodszych lat swojego żywota. Posiadałam wszystko, by najwięksi
projektanci na świecie, mogli wychwalać moją ziemską powłokę, napawając
się jej perfekcyjnością. Byłam doskonała. Moja młodość ciała, hart
ducha, siła magnetyzujących oczu i szatynowe włosy, niejednokrotnie
okazały się być towarem przetargowym, który musiałam przehandlować, by
osiągnąć powierzone niegdyś w moje ręce, priorytety. Stworzenie takie
jak ja, utkane z kryształu i szronu nocy, musiało mieć swoją wadę.
Musiało wywoływać zamieszanie, wśród łaknących jego obecności ludzi.
Było tylko ciałem. Frustracją seksualną, rzeźbą na wystawie, upojeniem
nocy i drobiazgiem, za które uzyskiwało się marzenia. Dziesiątki ludzi
przetoczyło się przez moją egzystencję, powtarzając melodie tych samych,
pustych, pozbawionych uczuć słów. Setki z nich wychwalały moją
piękność, powtarzając żałosne dźwięki wołania o pomoc. Tysiące
rozgrywało swoje własne przedstawienie, w którym to ja byłam marionetką
pociąganą za sznurki – potrzebowali mnie tylko do jednego: do
postawienia mnie na pierwszej stronie magazynów.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Był
to korzystny układ, szczególnie dla takiego amatora, jakim wówczas
byłam. Moja droga do sławy wyglądała powalająco – pragnęłam stworzyć coś
odrębnego, być panią własnej duszy, ale dotkliwość świata krzywdziła
moje postanowienia, odstraszając swoją natrętnością. Nie przejmowałam
się swoim upadkiem; gdy największy projektant na świecie mówił, że jest
tylko jeden sposób, by przekonać go o moim poczynaniu, zaciskałam wargi,
czując jak ból na nowo szarpie moimi ścięgnami i uśmiechałam się w
wykreowany przez siebie sposób. Po wszystkim nie użalałam się nad swoim
losem. To byłoby zbyt banalne. Podnosiłam się, jako upadły anioł,
wracając do swojego mieszkania i wrzucałam do mojej bazy danych kolejne
nazwisko, przez które zostałam wykorzystana. Miałam na konkretną osobę
odpowiedni dowód, który tylko dzięki kolorowi ingerencji, kreślił mnie
jako królową wszystkich rzeczy. Trudniej byłoby mi stłumić coś w
zarodku, niżeli zostawić surowość mojej stosowności. W końcu to ja
rządziłam tym światem.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Ale
teraz robiłam wszystko, bym ja, Lara Baroni, dostała się do Pequeno
Estrellas – największego zgrupowania najlepszych projektantów i
fotografów. </span></span></div>
<div>
</div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">***</span></span></div>
<div>
</div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Nie
podejrzewałam, że w moim życiu zmieni się coś bardzo diametralnie.
Pomijając, że stawiłam sobie cel dołączenia do największego domu
modowego w Ameryce Południowej. A, żeby zdziałać cokolwiek, musiałam
sięgnąć najokrutniejszych czynów. Nie cofnęłabym się, gdyby trzeba było
kogoś pobić. Jeśli przyjęliby mnie tam, cały świat modelingu stałby z
otwartymi ramionami. Brałam udział w castingu na najurodziwszą twarz do
kolekcji wiosennej, jak i kontraktu z agencją. Z tego co mi wiadomo,
szef całej załogi jest zimny, ale można go udobruchać. Trzeba zdobyć
jego sympatię, wyrwać ją z głębi lodowatego serca, niczym rozwścieczony
tygrys.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Jazda
windą jeszcze nigdy nie była tak nużąca. Stałam pośrodku niej, po
swojej prawej stronie mając nonszalancko opartego o jedną ze ścian
chłopaka z uśmiechem, przywdziewającym na myśl rozpuszczone dziecko,
jakim niewątpliwie był. Sama podróż nie wydawała się być ciężka; to
świadomość poznania największej inspiracji wpływała na mnie
destrukcyjnie. Miałam wrażenie, że do mojego końca pozostało zaledwie
kilkanaście sekund. Dźwięk otwierających się drzwi windy na właściwym
piętrze mi w tym nie pomagał.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Hall,
jaki było mi dane ujrzeć, skąpił nowoczesnością. Jasne, przestrzenne
ściany opierały się niebanalnym meblom, rozstawionym w czystym nieładzie
po całej szerokości pomieszczenia. Na wprost windy usytuowany był
kontuar, przy którym zwykł siadać recepcjonista; z prawej strony, pod
oknem, gdzie rząd skórzanych sof przywoływał na myśl angielskie lobby,
znajdowały się podłużne, szklane stoliki, ze stosikami czasopism o
modzie na samym ich wierzchołku. Po lewej, na ścianie ozdobionej
portretami sławnych osób, wisiało kilka nagród dla sztabu specjalistów
zajmujących się wizerunkami znanych osób. Za nimi biegł korytarz, z całą
pewnością prowadzący przez dębowe drewno podłogi do reszty pomieszczeń,
w tym studia fotograficznego samego właściciela, gdzie w tym momencie
najbardziej chciałam się znaleźć. Mogłabym tak stać i wpatrywać się w
ten cudowny widok niezmierzonymi godzinami, gdyby nie fakt, że powietrze
w pomieszczeniu nie było przeznaczone jedynie dla naszej dwójki – na
wprost, z niebanalnym wyrazem twarzy stał sam Leon Verdas, z grupką
otaczających go osób.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Leon
na pierwszy rzut oka emanował spokojem ducha i łagodnością. Jego
postawa pajała bezpieczeństwem. Nie znając go, mogłam z ręką na sercu
stwierdzić, że jest idealnym przykładem wspaniałego obywatela, prawego
człowieka i niesamowitego artysty. Bez zbędnej gry pozorów, urzekł mnie
jego wygląd.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Rękawy
granatowej koszuli miał podwinięte, krawat niedbale zawiązany, a ciemne
spodnie, opinające jego smukłe nogi, odziane czarnymi mokasynami,
wysiały nisko na jego szczupłych biodrach. Wyglądał jak anioł – posiadał
wydęte, malinowe usta, mocną linię szczęki, słodkie dołeczki w
policzkach, które towarzyszyły jego szerokiemu uśmiechowi, lekko zadarty
nos, piękne orzechowe oczy, które dostrzegłam mimo dzielącej nas
odległości, i zmierzwione perfekcyjnością brązowe włosy na
wyprofilowanej głowie.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Stałam
jak sparaliżowana, nie potrafiąc wykonać żadnego ruchu. Rękę
zatrzymałam w połowie drogi do ust, na chwilę wstrzymałam oddech,
śledząc dokładnie każdy jego ruch. Obserwowałam jego przymknięte
powieki, okalane wachlarzem długich, ciemnych rzęs; zarysowaną szczękę i
kilkudniowy zarost, nadzwyczaj przyjemny dla oka. Zmierzwione włosy z
pewnością też były jego zasługą, gdyż nie wstrzymywał się od
pociągnięcia ich za każdym razem, kiedy malinowe i ciepłe wargi, badały
każdy milimetr otoczenia.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Jego
postawa była rozluźniona, ale oczy zdradzały co innego. Zyskały odcień
czarnego marmuru i przeszywały mnie na wylot. Nie miałam wątpliwości, że
roztoczył nade mną osąd. Byłam dla niego amatorem, który, by zaistnieć w
świecie mody, spełniał zachcianki wyżej postawionych od niego osób.
Trudno zresztą, żeby nie wiedział, biorąc pod uwagę to, że zarządzał
wielką korporacją. Świadczyła o tym jego postawa.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Zżerało
mnie mdlące obrzydzenie i przerażenie. Widziałam wszystko wyraźnie:
jego gładkie słowa, brązowe, błyszczące oczy, doświadczenie z
uwodzeniem, kobietami, pracę z mężczyznami. Zamierzałam spoufalić się z
diabłem.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Rozchyliłam wargi, żeby coś powiedzieć, ale czułam się, jakbym miała usta wypełnione gwoździami.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Leon
na każdym kroku, każdym oddechem, uderzeniem serca i ruchem powiek,
uświadamiał mi, że jestem zerem. Utwierdzał mnie w przekonaniu, nie
pozwolił na maleńką choć dozę nadziei, że jest inaczej. Jeszcze nigdy
czyjeś spojrzenie nie sprawiło mi tyle bólu. Nawet ten facet stojący
obok przestał dawkować mi wsparcie. Zostałam sama. Mój wzrok przeciwko
jego. Moje podejście kontra podejście mojego szefa. Powinnam przygotować
się na upadek.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">–
Baroni, twoja kolej. – Głos Leona dotarł do moich uszu, a po
kręgosłupie przeszły mnie ciarki. Brzmiał jak anioł. Jednak mogłam
wywnioskować, że przy pierwszej lepszej okazji uciekłaby stamtąd.
Nudziła go konwersacja ze mną. Ja go nudziłam.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Tak się nie będziemy bawić.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Wydęłam
usta w niezadowoleniu, czując się urażona monotonią jego głosu. Byłam
dla niego po prostu kolejną modelką, która będzie stawiała
nieodpowiednio swoje kończyny lub strzelała dziwne miny przy ujęciach.
Jak to abstrakcyjnie brzmi. Kolejna i nudna, przy rozmawianiu o Larze
Baroni.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Uśmiechnęłam
się tylko pod nosem, widząc jak ten chłopak kieruje w jego stronę
porozumiewawcze spojrzenie, a on ze zrezygnowaniem kręci głową,
wprawiając tym gestem w ruch kosmyki jego krótkich włosów. Samo
patrzenie na niego przyprawiało mnie o zawroty głowy, nie wspominając o
unoszącej się w powietrzu gęstej atmosferze. Nawet nie zauważyłem, kiedy
kilkadziesiąt sekund później, w pomieszczeniu zostaliśmy tylko ja i on,
mierzący się podejrzliwymi spojrzeniami.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">–
Zobaczmy na co cię stać. – Posłał w moim kierunku wymuszony uśmiech, za
co podziękowałam mu skinieniem głowy. Byłam wdzięczna za jego za
okazywane chęci.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Podczas
kiedy wnosiłam ostatnie poprawki do swojego wyglądu, jego długie palce
chwyciły w swoje posiadanie aparat, patrząc na niego z nieukrywaną
czcią. Zadawałam sobie sprawę z miłości, jaką Leon obdarzał swój sprzęt.
W pomieszczeniu dało się dostrzec wiele porozstawianych po całej
długości pokoju stojaków i statywów. Jego pracownia wyglądała jak typowe
studio fotograficzne. Czuł się w nim dobrze i swobodnie, dzięki czemu
targający mną niepokój odszedł w niepamięć. Wstrzelam oddech i nie dając
się ponieść emocjom, zaczęłam z nim współpracować.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Po
kilkunastu minutach syzyfowej pracy, ze zmęczeniem dopadłam butelkę
wody, stojącą na pobliskim krześle, łapczywie wypijając całą jej
zawartość. Uważne obserwowanie Leona podczas wykonywanej przez niego
pracy było wydarzeniem, którego sama nie potrafiłam opisać. Podziwiałam
go za lekkość, z jaką obnosi się z robieniem zdjęć. Wydawało się, że na
świecie jest tylko on i jego aparat, zbyt niedostępny dla oka zwykłego
obserwatora, by zrozumieć, jak wielki element stanowi w jego życiu. Jego
palce swobodnie naciskały spust migawki, a ciało w wyćwiczonej
choreografii zmieniało swoje położenie. W ciągu kilku godzin do
perfekcji wyćwiczył sobie przybieranie na twarz maski nieczułego na
wszystkich dupka, za co byłam mu niebywale wdzięczna. Rozmowa z nim nie
była na samym szczycie moich priorytetów. Obawiałam się, że nie jestem
na to jeszcze gotowa i z tą myślą trwałam z nim przez kilka ostatnich
godzin, wdzięcznie uśmiechając się do obiektywu w proszący mnie o to
sposób.</span></span></div>
<div>
</div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">***</span></span></div>
<div>
</div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Byłam
strasznie zdenerwowana tym, co mogą ogłosić. Wierciłam się nierówno,
przestałam jeść i pić. Wszystko dla mnie było nieodpowiednie i nie
takie; pragnęłam tylko jednego. Męczarnie czekania, na jakie mnie
wygnano, wytracały mnie od środka. W końcu, postanowiłam działać – skoro
nie przyjęto mnie w taki sposób, może przyjmą mnie w inny? Nie pozwolę,
by taka wspaniała okazja uciekła pomiędzy moimi palcami. Większość
szczeblów, które osiągałam swoim zachowaniem były dla natrafienia na
idealnie wyrzeźbioną drogę do Pequeno Estrellas.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Zapukałam
kilka razy w drzwi i nie czekając na zaproszenie, wprosiłam się do
biura Pana Verdas. Spojrzał na mnie zdezorientowany, a potem chciał już
otworzyć buzię, gdy przyłożyłam palec do swoich ust, sygnalizując mu, że
nie mam złych zamiarów. Ucichł więc i założył ręce na pierś. Odwróciłam
się i zaczęłam krążyć po pokoju, niczym rekin, który żeruje na swoją
ofiarę.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">–
Nie zadzwoniliście – mówiłam, podchodząc bliżej fotografa i obiektu
mojego pożądania. Rzuciłam torebkę w kąt pokoju i uśmiechnęłam się
zawadiacko, co nerwowo odwzajemnił.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">–
Chyba mamy powody, czyż nie? – tchnął, gdy już zniknął mu uśmiech z tej
przesłodzonej twarzy. Mój śmiech wypełnił to pomieszczenie i usiadłam
na jego obrotowym krześle, lubieżnie otwierając wargi.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">–
Teraz będziesz grać niedostępnego? Proszę cię – prychnęłam. –
Wystarczy, że trochę rozepnę tą koszulę, a padniesz na swoje kolana
przede mną.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Wstałam z tego krzesła i podeszłam do niego. Nie miał zamiaru mnie wyrzucać, a ja nie miałam zamiaru przestawać.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;"><em>Wiedziałam, co robię. </em></span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Zaśmiałam
się cicho wprost do jego ucha i długim paznokciem przejechałam po jego
bladym policzku. Spiął wszystkie mięśnie, a ja, jednym sprawnym ruchem
oparłam go o biurko. Wiedziałam, że to dla niego było niekomfortowe.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">–
Co się tak spinasz? Spokojnie – zaintonowałam, podchodząc go od tyłu.
Wiedziałam jak kusić. Wiedziałam, jak stawać się obiektem pożądania. Dla
mnie było to jak rzut beretem – rach, ciach i koniec. Zawiesiłam dłonie
na jego karku, masując go. Zwykle po kilku takich krokach byli już w
mojej sieci. Mogłam się nazwać pajęczycą, która tka aksamitną sieć i
chwyta w nią muchy. Odchylił głowę do tyłu i postarał się odprężyć. Nie
pozwalam. To nie ma być odpoczynek.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;"><em>Ja wiem, jak sprawiać przyjemność. </em></span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">Zdawał
się tonąć w pieszczocie, ale miałam głębsze zamiary. Stopniowo zaczęłam
przybliżać usta do jego, by potem je delikatnie musnąć. Cały czas, nie
odrywając się od jego warg. Były mięciutkie i takie, takie... miłe? Na
pewno nie było to podobne do poprzednich razów; wtedy nie grałam o taką
wielką stawkę. Starałam się być uwodząca, słodka, a zarazem przy jego
standardach.</span></span></div>
<div>
<span style="font-family: georgia, palatino;"><span style="font-size: 14px;">–
Wiesz, zawsze chciałam sprawdzić, jak to jest na biurku szefa... –
mówiłam smutno, unosząc brew. Nie zaprzestawałam mocowania się z
krawatem otumanionego Leona. – Mam nadzieję, że ty też,<em> szefie. </em></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;">END.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;"> I jak? Co myślicie? :) Zachęcamy do dzielenia się opinią. Zobaczymy, czy nasz wybór okazał się trafny.</span></div>
<span style="font-size: small;"> Na koniec... Miejsce drugie będziecie mogli ujrzeć za dwa dni, natomiast piątego września zostanie przedstawiona zwycięska praca. </span><br />
<br />
<span style="font-size: small;"> Dziękujemy za uwagę, i miłego dnia życzmy!</span><br />
<span style="font-size: small;"> ~ Ekipa JSM</span><br />
<span style="font-size: small;"><br /></span>
<span style="font-size: small;"> PS: 7 września pojawi się drugi post organizacyjny :) Do zamówień wrócimy około 9.</span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07564423589647436482noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-90094477626496307442014-08-27T20:47:00.000+02:002014-08-27T23:45:28.785+02:00{Zamówienie 017} Falba, Ruggechi || "Dystrykt dwunasty" - Eddie N. i Katniss Parker<div style="text-align: center;">
<i>Tytuł: "Dystrykt dwunasty"</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Para: Falba (Facundo & Alba), Ruggechi (Ruggero & Mercedes)</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Gatunek: Dramat, romans, crossover ("Igrzyska Śmierci")</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Przedział wiekowy: T</i><br />
<i><br /></i>
<img height="259" src="https://31.media.tumblr.com/23b4337a88cabae483cbe5f789e2fe67/tumblr_n17e7ksZhC1shel14o1_500.gif" width="400" /><br />
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Dla Cathy Lambre ♥</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
- A drugim uczestnikiem tegorocznych Igrzysk Głodowych z dystryktu dwunastego jest... - Otwiera złożoną na wpół karteczkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Tylko nie ja,</i> myśli, zaciskając kurczowo powieki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Alba Rico Navarro!</div>
<div style="text-align: justify;">
Czas staje w miejscu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>A świat nadal się kręci.</i></div>
<div style="text-align: start;">
<br /></div>
<div>
*<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><b>Dziesięć...</b></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><b><br /></b></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Nogi uginają się pode mną mimowolnie, gdy platforma staje, trzęsą się, dygoczą, jakby nieopanowane. Rozglądam się, nic nie widzę. Wszystko rozmazane pod łez potokiem, a przecież miałam być<b> silna</b>. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Dziewięć... </i></b></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<b><i><br /></i></b></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i style="font-weight: bold;"> </i>Chce przestać, nie mogę. Strach wisi nade mną i się śmieje, ochrypłe dźwięki plątają mi się obok ucha, drażnią. Łapie się za głowę - chyba wyglądam nieco<b> dziwacznie</b> - ale kogo to obchodzi? </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><b>Osiem... </b></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><b><br /></b></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<b style="font-style: italic;"> </b>Ich oczy są pełne grozy, nienawiści? przecież mnie nie znają, a już chcą zabić. Twarze krzywe, wciąż nieco rozmazane, chyba nie potrafię być <b>spokojna</b>. Zamykam je i czekam na śmierć. Będę <i>pierwsza</i>? </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><b><br /></b></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><b>Siedem...</b></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><b><br /></b></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<b style="font-style: italic;"> </b>W tej chwili myślę o uśmiechu swojej siostry, Luci. Zawsze się o mnie martwiła, a przecież jest młodsza. Pamiętam jej pierwsze słowa, a właściwie słowo, a raczej moje imię - Alba, byłam dumna i<b> szczęśliwa</b>. Chce do tego wrócić, teraz. <i>Proszę.</i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><b>Sześć... </b></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><b><br /></b></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<b style="font-style: italic;"> </b>Czuje zapach dopiero upieczonego chleba, jego chrupką skórkę, ciepło miękkiego środka, które zawsze wybieram palcami, a mama? Stoi przy kuchence, chuda kobieta z włosami do ramion, zniszczonymi. I wciąż powtarza jak bardzo <b>mnie kocha</b>. <i>Błagam. </i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><b>Pięć...</b></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><b><br /></b></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<b style="font-style: italic;"> </b>Często mi to <b>powtarza</b> - dla pewności, tak myślę - siostrze także. Chyba jest dość wylewna, czasem jednak pozostaje nieczuła, obojętna. Taka była przy moim wyborze, jakby wiedziała. Zaciskam mocniej powieki, nie chce widzieć swojej śmierci. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Cztery...</i></b></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Jest do niej podobna, Lucia, też nie grzeszy paletą uczuć przy rozstaniach, może specjalnie? Ja płakałam najbardziej, żałośnie, omal nie skonałam w rękach strażnika. <i>Wdałam się w ojca</i> - mówiła. A ja go przecież nigdy <b>nie poznałam</b><i>. </i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><b>Trzy...</b></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><b><br /></b></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<b style="font-style: italic;"> </b>Bliżej końca niż początku - znów się boje. Słyszę śpiew ptaka, a zapach trawy i lasu rozpływa się z nozdrzach, oddycham głęboko i płynnie. Wciąż nic<b> nie widzę</b>. <i>Czy to już niebo</i>? </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><b>Dwa...</b></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Strój jest obcisły, zaciska się wokół gołej szyi, dusi - też chce mnie zabić? Pot spływa po policzkach, a może to łzy... sama nie wiem. Chcę odgonić strach, być jak moi przeciwnicy. Pewna siebie, niemal bezlitosna i z tym drapieżnym spojrzeniem, które ani razu<b> nie zapłakało</b>. Szkoda, że mama mnie tego <i>nie nauczyła</i>. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Jeden...</i></b></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Tutaj już muszę być dzielna, więc zaciskam me zimne dłonie i - co dziwne - już nie płaczę. Chcę <b>walczyć</b>, choć już sama nie wiem po co to robię. Nie mam do czego wrócić. Pierwszy raz myślę o śmierci. Otwieram oczy i... </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i><b>Zero...</b></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Słyszę huk. Biegnę. Ktoś krzyczy. Pierwszy wystrzał. To <b>nie byłam ja</b>. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<i>Mam szansę? </i></div>
</div>
<br />
<br />
*</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Od rozpoczęcia Igrzysk mijają tygodnie - długie, ciężkie, <i>pozbawione czegokolwiek.</i> O każdy dzień, kęs, łyk muszą walczyć, <i>bez ustanku.</i> Czas płynie, ubarwiony jedynie strachem o przyszłość - której właściwie już nie widzą (nawet w snach), własne życie. I tylko kolejne wystrzały z armaty (przymyka oczy, <i>BUM!,</i> to już trzynasty?), chłód, spiekota. Liście szurające pod stopami - zawzięcie, <i>zdradzają pozycję!</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Ogląda się i przysiadając na gałęzi jednego z wysokich, o obfitej koronie, drzew (wysłali ją na zwiady), wypatruje pozostałej trójki; warczy, gdy przez nieuwagę, zadrapuje się szorstką korą. Odwraca dłoń, ocenia zranienie. Wzrusza ramionami, do <i>krwi</i> przyzwyczaja się już dawno.</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<strike>Brzdęk, krzyk, huk. <i>Czternaste.</i></strike><i></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzisz coś?! - krzyczy ktoś z dołu. Wytęża wzrok, <i>z tak wysoka nie widzi zbyt dobrze.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie! - odrzuca. - Czysto.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czekamy w obozie! - Tym razem wie, że to Facundo. Jego głos poznaje od razu - jest jak wspaniała muzyka, zwłaszcza, gdy jedynym co ostatnio słyszą jest podłe zawodzenie, <i>kolejny wybuch - sygnał śmierci.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Zamyka oczy, wzdycha przeciągle.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzdryga się nagle, <i>piętnaste.</i> Żółć podbiega do gardła.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chwyta łuk pod pachę, zeskakuje - opada na ziemię, zahaczając jedynie pobieżnie o niektóre konary, <i>z gracją. </i>Wbrew pozorom, i w dystrykcie dwunastym, polując - można się czegoś nauczyć. Chowa się za pniem - przemyka jak cień, <i>szybko, zwinnie.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Wpada na polane, trochę dalej - ich szałas osłonięty jest kotarą egzotycznych krzewów, ogromnych paproci. Wielka kłoda, przerzucona jakby od niechcenia ręką Boską, dodatkowo ogranicza widoczność; udogadnia - <i>w przetrwaniu?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Siedzieli przy ognisku, zgarbieni. <i>Zapada zmrok.</i> Mechita (tak czasem do niej mówią) z długimi, blond włosami, skrzącymi się jak kryształ o tysiącach załamań, w blasku ognia. Ruggero, który siedzi obok, z komiczną grzywką, i podtrzymuje delikatną dłoń. Zaciska <i>palce. </i>Oczy mają zmatowiałe, <i>zmęczone, </i>choć bardziej wyraziste niż wtedy, gdy razem z Gambande uratowali im życie...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> "Uciekają. Słońce praży, smaga promieniami - bezlitośnie, nieosłonięte niczym karki. Krzyk, gdzieś z boku, płacz? Zatyka uszy; <b>piąte. </b>Dopiero początek, zaledwie kilka dni upływa od rozpoczęcia morderczej rozgrywki.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Chwyta jej rękę; spogląda nań ze zdziwieniem - jego oczy szepczą "Spokojnie", więc się uspokoja. Są z jednego dystryktu, już na początku zamierzają działać razem. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Tylko jedno przeżyje, huczy w głowie (jakby znikąd?) Cicho, warczy na to. <b>Będą przejmować się później.</b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Nagle chłopak krzyczy, przystaje. Ciągnie ją na bok, oboje padają obok siebie, na znak. Pojedyncze gałązki wplątane w jej ciemne, niczym heban, włosy. Czekają...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Skowyt - tubalny, nieludzki, rozlega się z boku, ukryty w drzewach. Włoski stają dęba, ich ciała przebiega dreszcz. Trwoży.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Unoszą głowy, wyglądają. Zrywa się nagle, niesiona dzikim impulsem. Dwójka ludzi - kobieta, mężczyzna, otoczeni przez bestie - z piekła rodem, przypominające psy, jednak większe, o krzywych pyskach, i cuchnącym oddechu. Śmierdzą rozkładem, czerwoną posoką, <b>śmiercią.</b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Klnie pod nosem. <b>Cholerny Kapitol;</b> dodają utrudnień.</i> <i>Przekręca łuk, wyciąga strzały - rani, z śmiertelną precyzją. Facu biegnie za nią - zmartwiony, <b>przyjaciel?,</b> krzycząc coś o oczywistym samobójstwie. Kręci głową, potwory padają - jeden po drugim. <b>Tak bardzo martwe.</b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b> </b>- Nic Wam nie jest? - pyta dla pewności, łapiąc blondynkę pod pachę. Włoch, chyba z szóstego dystryktu, patrzy niemrawo, z ukosa. <b>Nie oczekuje wybawienia?</b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b> </b>- W porządku - szepcze dziewczyna na to; wyrywa się z objęć, podbiega do towarzysza. - Dziękujemy, uratowałaś Nam życie.<b></b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b> </b>Facundo stoi z boku, ocenia. Chce krzyknąć, ostatnia z ocalonych, zbliża się ku niemu; ukradkiem. Napina struny, nabiera powietrza, <b>nie zdąży.</b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Chłopak obraca się, szybko - wyciąga harcerski nóż, rozcina szyję. Wnętrzności wylewają się na ziemię. Oddycha głośno, wciąga powietrze; kamień spada z serca. Chwilę później, zawierają przymierze. W roli zapłaty?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Wzdycha, spogląda na truchła z, rażącą aż nadto, obojętnością.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Już nikt nie wymiotuję, nie krzywi, <b>widzieli zbyt wiele.</b>"</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Rozkłada się obok, wyciąga stopy - coś strzyka okrutnie w lewej kostce; <i>ostatnio dużo biega.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jest Nas coraz mniej. - Zaczyna Ruggero; jego szorstkie palce opuszczą znajomą, mlecznobiałą skórę. Łapie patyk, miętosi go w drżących dłoniach; <i>jeszcze chwila,</i> zatacza drewnianym czubkiem, w prochu - <i>niekoniecznie okrągłe, </i>koła. - Padł piętnasty strzał.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Słyszeliśmy - odrzuca Facundo, krzywiąc się nieznacznie pod nosem. - Do czegoś zmierzasz?</div>
<div style="text-align: justify;">
Trzy pary oczu - onyksowe, czekoladowe, bursztynowe, wbijają się w postać Włocha. Jedne zainteresowane, drugie - <i>mniej.</i> Każde inne?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem, czy wiecie. - Brzmi zgryźliwie. Zaciska pięści; kawałek drewna pęka, wydaje przy tym głuchy trzask. <i>Przerażający.</i> - Ale za niedługo staniemy się wrogami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Milczą. Każdy zachodzi w głowę jak poprawienie odpowiedzieć, zripostować, <i>wiedzą</i> - gdzieś głęboko, pod skórą, że brunet ma rację. <i>Tylko jedno przeżyje,</i> rozlega się w jej kędzierzawej głowie, <i>szyderczo.</i> <strike>Ma ochotę krzyczeć</strike>.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mów tak - szepcze Mechi, próbuję ponownie chwycić jego dłoń, złączyć palce. <i>Tych dwoje jest ze sobą tak blisko.</i></div>
<div style="text-align: start;">
</div>
<div style="text-align: start;">
Chwila... <strike>Nie tylko oni?</strike></div>
<div style="text-align: justify;">
Cierpienie łączy ludzi, co?</div> <br>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<i> "Uciekają - to, z czasem, staje się dla nich zwyczajową czynnością, <b>wchodzi w krew.</b> Biegną, nie oglądają za siebie. Tym razem jej dłoń pasuje do jego tak idealnie, że nawet nie myśli, o odruchowym wyszarpnięciu. Ciepło. Biegną.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Już nie sami, teraz jest ich czwórka. <strike>To dobrze?</strike> Próbuje wykarczować z pamięci, przeświadczenie - że, i na nich przyjdzie pora; w jakiej kolejności? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Potężny huk rozrywa ciszę. <b>Dziesiąte.</b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b> </b>Zerka z przestrachem, bijącym głośno sercem - są ściągani. Oddycha z ulgą, <b>to żadne z nich.</b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b> </b>- Tędy! - Krzyczy Ruggero. Słuchają jego głosu, z przyzwyczajenia? Tu każdy plan jest jednak planem, jakimś punktem, zwrotem?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Biegną. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Chowają się w gąszczu. Ostre, pożołkłe liście ranią ich dłonie, stopy, gałązki - chłostają policzki. Nie zatrzymują się. Po kilku minutach padają wykończeni; ukrywają się obok, opadłego w skutek naturalny, rozłożystego dębu.</i><i><b></b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Wyciszają nawet oddechy, czekać; ułamki sekund. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> <b>Udaje się,</b> wzdychają.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b> </b>Tej samej nocy - rozbijają tu obóz, siedzą nad pobliskim stawem, wpatrując w gwiazdy. Tylko On i Ona, ten sam dystrykt, to samo spojrzenie. <b>Potrzebują samotności.</b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b> </b>- Dzisiaj się bałem, bałem śmiertelnie. - Mówi brunet nagle. Cicho, spokojnie, choć cały drży, szarpię się rozpaczliwe, wyrywa - ku jej dłoni. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b> </b>Ułatwia mu zadanie. - Czego?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Że Cię stracę. - Spuszcza głowę, zażenowany. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Dotyka jego policzka. Gładzi w czułej, pocieszającej pieszczocie. - Nie straciłeś.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Tak, ale boję się. - Tu urywa, podnosi spojrzenie, przebiega po jej obliczu. Gorzka czekolada zamiesza w jej głowie. - Że w końcu, któregoś dnia, do tego dojdzie.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Chwyta jego twarz w obie dłonie, potrząsa. - Ale nie dzisiaj. Nie dzisiaj, słyszysz?!</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Łączy ich lodowate wargi, ściśle spaja; czerwony płomień błyska - ogrzewa.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> To jedyne, czego chcą, potrzebują - w tej chwili, zapominają, że są w tym miejscu, wystawienie na śmiertelne niebezpieczeństwo; tylko dotyk, mignięcie skóry przy skórze, wspólne ciepło - najistotniejsze.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Odchodzą od zmysłów, umierają i rodzą na nowo, głupieją?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Bo, to w obliczu śmierci, tej gwieździstej nocy, (wzdrygają się - <b>jedenaste, </b>lecz wciąż nie przestawają) rodzą się wszelkie uczucia. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> <b>Pierwszy czy ostatni?</b>"</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>Uśmiecha się szeroko, oplata jego dłoń w czułym objęciu - nie pamięta już nawet, kiedy usiedli obok siebie, tak blisko. <i>Nieistotne.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego? - warczy Ruggero. Przewraca oczyma, wracają do punktu wyjścia. - Przecież to prawda.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś już zmęczony - odpowiada niższy mężczyzna. Szybko potrząsa jej dłonią, odwzajemnia uśmiech. - Lepiej się połóż.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie rozumiecie, że prędzej czy później do tego dojdzie?! - Włoch zrywa się z miejsca, tupie. <i>Jak rozwydrzone dziecko?</i> - A może będziemy ciągnąć słomki, o to, które z Nas ostatecznie przeżyje?!</div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie musi się tak skończyć - szepcze, dziś jest małomówna, ale tych podłych, obraźliwych wrzasków nie pozostawia bez odzewu. - Możemy coś zdziałać, zmienić. Razem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zmienić? Niby co? To zawsze się tak kończy! Ten rok nie będzie inny, może ludzie mówią, że jeste... - Ktoś przerwy, wbija się w środku zdania.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Alba ma rację. - To Mercedes. Wstaje, otrzepuje spodnie. Podchodzi bliżej bruneta, kładzie mu dłoń na ranieniu. - Jest symbolem, Kosogłosem, <i>ich</i> głosem. - Kładzie nacisk na to jedno, istotne słowo. - Jeśli ktoś ma coś zmienić, to właśnie Ona. - Blondynka posyła jej nieśmiały uśmiech. Jest taka niewinna, drobna, i piękna w świetle, wschodzącego dopiero co, księżyca. - Zaufajmy jej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ruggero macha lekceważąco dłonią, odchodzi. - Nie mam zamiaru.</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Cisza.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Późno w nocy, siedzą na skarpie, wtuleni w siebie. Księżyc błyska, oświetla ich umęczone codziennością, choć piękne twarze. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie zginę za nich - mówi, brzmi pewnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ruggero... - Błaga.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bo, jeśli mam już poświęcić życie, to tylko broniąc Ciebie, Mer - Sekunda; nie mówią już więcej, <i>złączeni w pocałunku.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>Płomienny dotyk, wejrzenie w oczy.<i></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Kocham Cię, wiesz?<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
A na tę chwilę, <i>nic więcej,</i> do szczęście, <i>im już nie potrzeba.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div>
*</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Następnego dnia, gdy zbierają zdobyte, potrzebne do przetrwania, rzeczy, <i>coś wisi w powietrzu.</i> Jakaś groźba, cicha obietnica.</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Szesnaste, tak tubalne, uderzenie armaty.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Obracają głowy, strwożeni. <i>Za blisko?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Las wrzeszczy, gnie się pod naporem stóp, kroków, uderzeń. Ostrzega. <i>Uciekać!</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Tracą cenne sekundy - <i>zbyt szybko.</i> Inne czwórka wbiega na polanę, przystaje - obserwują, jak sokół zwierzynę. Trzech mężczyzn, jedna kobieta. <i>Pamięta ich imiona?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Nikt się nie rusza, zapada cisza. Świerszcz cyka, <i>w chorej imitacji patetycznego koncertu.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystko jest zbyt szybkie, nie może być prawdziwe. Obcy ruszają wprost na nich, śmieją się - <i>oszaleli?; </i>padają pierwsze ciosy. Odskakują, co by rozdzielić, <i>na boki.</i> Wszyscy przemykają, tańczą - z dokładnością, jak im <i>góra</i> zagra.<br />
Naciąga cięciwę, <i>celuję.</i> Chybi o włos, <i>jak to możliwe?!,</i> Mark - wysoki i dobrze zbudowany blondyn, jeśli dobrze pamięta z drugiego dystryktu, wychodzi bez szwanku. Idzie ku niej z uśmiechem; wyciąga drugą, <i> wytarte włosie szeleści pod palcami.</i> Mierzy... </div>
<div style="text-align: justify;">
Skowyt, złocisty refleks, <i>zawahanie. </i>Obraca się, spogląda - horror wypisany ma na twarzy. Opuszcza łuk.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Uważaj! - Wyciąga rękę, przerażona. <i>Za późno.</i> <i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Mercedes.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Każdy z nich zamiera, Facundo z nożem przy szyi Dereka - ten z piątego, ma dużo piegów, Ruggero właśnie szamocze się z Alexem - blednie, wbijając wcześniej kawałek drutu (wyszarpuje go spod zapięcia plecaka), tuż pod sercem. <i>Pada nieżywy.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Siedemnasty wystrzał.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Za późno...</i> Rozlega się kolejny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<strike><i>Osiemnasty</i></strike><i>. Kłamstwo? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>Ktoś wrzeszczy.<i> </i>Ten krzyk jest urwany, mrożący krew w żyłach, <i>naglący.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Blondynka, ta drobna, o lśniących oczach, osuwa się na kolana. Rana zionie w piersi, jest głęboka, <i>pazerna, zabiera to życie </i>- krwawi. Ostatnie błyski gasną. Słowa blakną na ustach, <i>sinieją. Osiemnasty.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>Mona, ta z dziesiątego, o wykrzywionej w podłym grymasie twarzy, stoi obok, <i>triumfuje.</i> <strike>Na chwilę</strike>.<i></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>Przykłada dłoń do ust, szlocha. Nie wierzy, nie chcę. Byli tak blisko końca, <i>najbliżej?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Opada na ziemię, Facundo podbiega z lewej, zabija wcześniej drugiego mężczyznę. <i>Ma krew na rękach.</i> <strike>Jak każdy (cholerne przetrwanie).</strike></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Dziewiętnasty.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Dwudziesty</i> - niczym w chłodnej, krwiożerczej wyliczance. </div>
<div style="text-align: justify;">
Unosi głowę. Ruggero stoi kilka metrów w prawo - <strike>przy znajomym ciele, już dwóch?,</strike> prycha wściekle, zbroczony w, ciemniejącej z chwili na chwilę, posoce. Uchyla usta wystraszona, <i>zabija.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Obraca się ku nim, nieśpiesznie - najpierw jednak pochyla, szepcze coś żałośnie, chwyta lodowatą dłoń Mechity, i jest coś w jego oczach - jakaś szaleńcza nuta, która sprawia, że mimowolnie, wbrew woli, cofa się o krok.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie powinna być Ona.</div>
<div style="text-align: start;">
- Rugg... - Próbuje. Wstaje, choć cała się trzęsie, dotyka ramienia - chcę wesprzeć. <i>To na nic?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nic już nie było proste, a w głowie wciąż obracała się ta sama wyliczanka. Kilka działań, bez najmniejszego wysiłku stwierdził, że została ich <i>garstka</i>; niewielka część, niemrawy odłamek. Przygląda się chwilkę ich twarzom, jedna smutna, druga oszołomiona, trzecia? Teraz już nawet nie wiedział czy należy do ostatniego wroga,<i> jest ich więcej? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>Nagle coś runęło, głęboki syk przebija się przez ich uszy, jakby gwizd nadjeżdżającego pociągu, który kłębi się w powietrzu wraz z zapachem mokrej ściółki. Ciemno zielone liany, jako macki olbrzymiego potwora, przeżynają wilgne, nieco zakurzone powietrze i ciągną czarnowłosą na wysokość niewielkiego drzewa. Wirują, obracają, trzęsą, chcą zabić? Nikt się nie dziwi, chyba mają to tego powody.</div>
<div style="text-align: justify;">
Włoch rzuca się do ucieczki, niestety, pada na wznak tuż obok ostrego pnia, walczy z przeciwnikiem, miota się po ostrych, suchych liściach.<i> Przegra?</i> </div>
<div style="text-align: justify;">
Przełyka ślinę, myśli, że ją straci. Zamiera. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Pomocy! - krzyczy, wierzga, próbuje się uwolnić. - Pomóż mi!</div>
<div style="text-align: justify;">
Pędy zaciskają się na jej żebrach, wokół ud i szyi. Słyszy gruchot, <strike>kości</strike>? Traci oddech, powietrze zatrzymuje się w krtani, nie chce iść dalej, nie może? Sapie, bo już nie może krzyczeć. </div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak stoi, nie wie co zrobić, znowu? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Ratuj ją!</i> - coś go pcha w stronę bestii.</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>uczucie? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>Wyciąga niewielki nóż, którym wcześniej ostrzył końcówkę grubego badyla i nie zważając na niewielką widoczność biegnie w stronę wcześniej nieżywego drzewa; krzyczy, teraz już nie wie czy ona, czy on. Walczy z śliskimi liśćmi, wspina się po gałęzi. Przypomina sobie, że dzień wcześniej owy potwór służył im za mieszkanie. Wzdryga się, idzie dalej, nie może się poddać. Dla niej jest gotów zginąć. Paść trupem, by ona mogła zasmakować wolności, życia. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Trzymaj się! - krzyczy, choć sam ledwo daje radę. - Jeszcze chwilę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaciska się bardziej, chyba już po niej. A jednak, w samą porę ucina mackę tuż przy pniu, zielony wąż pada na grubą warstwę spleśniałego, leśnego dywanu, wraz z Hiszpanką, całą i zdrową. Jeszcze chwilę wije, pełznie po ziemi, a później przestaje, umiera. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic Ci nie jest? - przytula ją na klęczkach do swojej piersi; czarnowłosa kręci głową, wciąż się trzęsie. - Musimy stąd zwiewać - szepcze sam do siebie - ona jest zbyt słaba by słuchać - widząc szalejące drzewo, które, jakby odzyskało swoje siły.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ciągnie ją na bok, chwyta chłodną dłoń i jeszcze na chwilkę się odwraca; oni walczą zaciekle. Już się nie zastanawia, zostawia go na pastwę losu, samego wraz z Markiem, którego blond włosy nie błyszczą tak, jak wcześniej. Spogląda na dziewczynę, przecież <i>nie mógłby jej stracić</i>. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaciska palce, biegnie prosto w niewiadome, zdążył się już przyzwyczaić, że oni zawsze mieszają im drogę. Ścieżka się zwęża, a bestia nadal szaleje w zagłębiu zielonego buszu. Ogląda się - nic nie widzi, tylko kłęby dymu, piaskowego pyłu - gdzie ich<i> przeciwnicy</i>? </div>
<div style="text-align: justify;">
Krzyk, krwiożercze wołanie, później huk - dwa, albo i cztery. </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Dwudziesty drugi</i>. Czyli zostali sami? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy on już nie...?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba nie, a raczej na pewno. <i>Zostaliśmy tylko my</i>.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Och... </div>
<div style="text-align: justify;">
Chwila ciszy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Chodźmy. Musimy się jakoś stąd wydostać</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
*</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<i> "W Kapitolu panuje popłoch, przetrzymują cała dwudziestkę czwórkę uczestników, wciąż coś robią, namawiają ich, pokładają nadzieje w silniejszych, skreślają słabszych. Jak było z nim? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Siedzi na skórzanej kanapie, pochłaniając wzorkiem wszystkie sprzęty do ćwiczeń, przeróżne maszyny, ostre sprzęty wiszące na prętach, na końcu zaś swoje odbicie. <u>Myśli, że da radę</u>, przecież jest z lepszego dystryktu, a jego umiejętności waleczne przekraczają normę - wyćwiczony zabójca, właśnie o nim tak mówiono. Zatapia dłoń w gęstwinie ciemnej grzywki i uśmiecha się do bladej, ledwo widocznej twarzy - taka sama, a jednak inna. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - I co się tak szczerzysz? - zaczepia go głos dziewczyny. - Myślisz, że masz jakieś szanse? - prycha z dumą i siada tuż obok niego, poprawiając jasny pukiel włosów na lewym ramieniu. - Nie trzęsiesz się ze strachu jak tamta dwójka? - wskazuje na zawodników z dystryktu czwartego, którzy wyglądem przypominali myszy uciekające przed wygłodniałym kotem; kręci głową,<b> on jest odważny</b>. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Nie boje się walki - wzrusza obojętnie ramionami, spogląda na nią - A ty? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Co ja? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Nie boisz się walczyć? Nie boisz się kogoś zabić? - pyta, brzmi dość dziwacznie; chyba uzna go za psychopatę.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Tego nie powiedziałam.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Zamierają chwilę w bezruchu. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - To dlaczego nie trzęsiesz się ze strachu? - wciąż zadaje pytania, męczy ją to. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - <b>Bo nie boje się śmierci...</b> "</i></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Budzi się otulony mroźnym, rześkim powietrzem, jakby w środku zimy. Oczy otwiera powoli, a światło od razu drażni jego zmęczone źrenice, pyłek już opadł, teraz widzi znacznie więcej poprzednio. Bada palcami swoje ciało - jest cały, a przynajmniej mu się tak wydaje - po czym podnosi się na łokciach. Po bitwie nie ma już śladu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Po niej też. </i>Żółć podchodzi mu go gardła. Chyba wolałby skonać. </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Staje na prostych nogach, nieco się kołysze, w końcu oberwał kilka razy w głowę. Prawą dłoń opiera o drzewo - tym razem, jest ono bezpieczne - i zaciska powieki z całych sił. Głowa pulsuje, krew ledwo płynie w ciemnych żyłach, ostatnio też stracił na wadze, jak każdy z uczestników, bez wyjątku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>"Minęły zaledwie <b>dwa dni</b> od rozpoczęcia, <b>trzy wystrzały</b> z armaty i <b>czternaście uśmiechów</b> - kilka z nich całkiem skrytych, niemal niewidocznych, a jednak je dostrzega. Już na początku stworzyli sojusz, jeszcze przed rozpoczęciem igrzysk, choć nie z miłości, to było zupełnie coś innego - zmieniło się? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Blondynka siedzi tuż obok, jej chude łydki zwisają z grubej gałęzi, a głowa opiera się na jego nieco zadrapanym ramieniu, znów rozmawiają. Tematy były różne, ale nigdy nie mówili o śmierci, dobrze wiedział, że tego nie lubiła. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Myślisz, że moglibyśmy spróbować wygrać? - Nadzieja zbiera się w jej oczach. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Zwycięzca jest <b>tylko jeden</b> - mówi, brzmi groźnie.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Piorunuje go wzrokiem. Chyba nie takiej chciała odpowiedzi. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Co? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Jesteś idiotą - odpowiada pokrótce.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Idiotą, ale za to jakim przystojnym.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Przeczesuje palcami grube włosy, a ona się śmieje. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> <b>Tak bardzo uwielbiał jej uśmiech</b>..." </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>Jego oczy poczerwieniały, zachciało im się płakać? Pociera wierzchem dłoni czerwony, zmarznięty nos i spogląda na brudne, zakrwawione dłonie. Jeszcze kilka godzin temu głaskały jej długie, blond włosy, dotykały rozgrzanych policzków i zimnego czoła. Drętwieje, prawie upada. Nie jest taki silny, jak mu<b> się zdawało</b>. </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<i> "- Dajesz radę?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Z tobą? Zawsze."</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b> mamrocze </b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> "- Myślisz, że będziemy szczęśliwi?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Nie wiem jak ty, ale ja już jestem szczęśliwa. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Jak to? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Dzięki tobie."</i></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>upada </b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b> </b><i>"- Kocham Cię.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Ja Ciebie też, Rugg." </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i><b>płacze? </b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b> <i> </i></b><i>"- Nie poddamy się, prawda?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - Nigdy." </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>pragnie zemsty</b> </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
*</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nigdy w życiu nie wybaczyłby sobie tego, gdyby ona zginęła zamiast niego. Pojawiła się tak nagle, wyskoczyła i od tak zajęła sobie pozycję Anioła. Może to śmieszne, ale właśnie tak było. Zjawiła się wtedy, gdy utracił już wszystko i tak właściwie, to nie miał nic więcej do stracenia - oprócz niej, to oczywiste. </div>
<div style="text-align: justify;">
Czas płynął mu pomiędzy palcami jak woda w strumyku, który wspomina, lubił tam przesiadywać, niegdyś sam, a teraz? Teraz mogliby spędzać czas razem, ramie przy ramieniu, by nigdy nie pozbyć się ciepła drugiej osoby. </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>To jest miłość.</i> Tak, tak właśnie myślał. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteśmy tutaj! Zostaliśmy tylko my! </div>
<div style="text-align: justify;">
Wydziera się na środku polany skąd zaczynali. Patrzy w niebo, nic nie widzi. </div>
<div style="text-align: justify;">
- No dalej! Masz coś jeszcze przygotowanego?! </div>
<div style="text-align: justify;">
Łazi bez celu w kółko, jego głos drży, podobnie jak ręce. Boi się?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przecież wiesz, że się kochamy...</div>
<div style="text-align: justify;">
Gaśnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Facu, uspokój się - łapie go za dłoń. - To nie ma sensu. Dobrze wiesz jakie są zasady. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, Alba, nie zamierzam Cię stracić, rozumiesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- To zróbmy to razem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Chwila zaplanowana od tak, przecież nikt nie musi wygrywać, prawda? Wyciąga z kieszeni garstkę owoców - gęsta czerwień, rozlewa się po jej skórze - po czym oddaje chłopakowi kilka z nich. Sok kapie z jej palca; przez chwila <i>zastanawia się </i>czy to przypadkiem nie jest <i>krew</i>. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Razem?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Razem.* </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Publiczność zamiera. </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>- Uwaga. Zwycięzców może być dwóch, jeśli pochodzą z tego samego dystryktu. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i> Pan uśmiecha się. Pan wie, co robi.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i><br /></i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<i style="font-weight: bold;"> </i>Wiśniowe jagódki lądują gdzieś na trawie, a oni tulą się do siebie z całych sił. Już się nie boją, wiedzę, że jutro nadejdzie i będzie należało tylko do nich tak, jak <i>reszta dni.</i> Wtula twarz w jej włosy, potargane, a łzy - szczęścia - spływają po bladym policzku, jedna za drugą, nie za szybko? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Udało się - szepce, odsuwa się. - Udało się nam, rozumiesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Rozumiem, nawet nie wiesz jak bardzo Cię...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Brązowe oczy gasną na tle wschodzącego słońca, krew zaczyna spływać strugą od kącika ust po samą brodę. Wszystko zlewa się, czuć metaliczny zapach ciepłego płynu, a z brzucha jej ukochanej wystaje drewniany szpic. </div>
<div style="text-align: justify;">
Upada.</div>
<div style="text-align: justify;">
Czarne oczy po raz kolejny mierzą jego sylwetkę, lecz <i>nie należą już</i> do sojusznika. </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Słychać huk.<i> <strike>Dwudziesty trzeci</strike>? Dwudziesty drugi. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> _ _</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Kiedyś mogłem powiedzieć, że miłość jest jedynie grą. Wiesz, na przykład karcianą, albo po prostu szachy czy warcaby. Ktoś wygra, ktoś przegra. Dużo ludzi powiedziałoby, że wygrałem, bo... No, rozumiesz, prawda? Ale szczerze? Wolałbym przegrać i umrzeć będąc szczęśliwym, niż wygrać - jak teraz - i pozostać bez niczego. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Ach, no i nigdy nie dowiem się co chciała mi powiedzieć... </i></div>
<div style="text-align: start;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: start;">
<i><br /></i></div>
<i>*</i><br />
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<b>Od autorek: </b>Witajcie, ciolaski! x Z tej storny Edyta. Z poprzednim zamówieniem, wypisanym na tablicy, wynikły pewne komplikacje... Przepraszamy za kłopot, a także dłuższą, bo czterodniową przerwę. Mam nadzieję, że nasze zamówienie o Falbie i Ruggechi się spodoba, i trochę zrekompensuję czas oczekiwań <3 Ja swoją część spartaczyłam, ale to zawsze, więc... Poza tym Marta ratuje! XD Kocham Was! ♥ Do następnego ;> </div>
<div style="text-align: justify;">
-> Witajcie, kaczuchy xD Z tej strony Marta. Jezu, ostatnio za dużo rzeczy tutaj dodaję, chyba powinnam przestać, prawda? ech. No nic. Właśnie mieliście przyjemność przeczytać kolejne dzieło moje i Edytki, hyhy. Mam nadzieje, że wam się podobało. Tym razem postawiłyśmy na Igrzyska *o* Moja część to porażka, serio XD ja nie wiem po co wy u mnie cokolwiek zamawiacie XD A teraz coś organizacyjnie... <b>Wyniki konkursu pojawią się 1 września</b>, tak o, na rozpoczęcie "cudownego" roku szkolnego. Mam nadzieje, że jeszcze tyle wytrzymacie :D Kocham was bardziej od Edytki, muahahaha ♥♥ (nawet daje dwa serduszka, widzicie? ;>) Ciao! </div>
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
Eddie Nhttp://www.blogger.com/profile/12800539509562051610noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-4545045430176008212014-08-23T00:19:00.000+02:002014-08-23T00:45:18.699+02:00{Zamówienie 016} Leomas, Diecesca || "Oderwani" - Tears in Heaven<div style="text-align: center;">
<i>Tytuł: "Oderwani"</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Para: Leomas (León & Tomas), Diecesca (Diego & Francesca)</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Gatunek: Dramat, romans, komedia</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Przedział wiekowy: M</i></div>
<div style="text-align: -webkit-auto;">
<br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://media.tumblr.com/tumblr_m8vf9gF3BR1qd7yye.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://media.tumblr.com/tumblr_m8vf9gF3BR1qd7yye.gif" height="168" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: -webkit-auto;">
<br /></div>
<div style="text-align: -webkit-auto;">
<br /></div>
<div style="text-align: -webkit-auto;">
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
<b><i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Dla <span style="font-size: large;">Moniki</span>, jako mocno spóźniony prezent urodzinowy.</span></i></b><br />
<b><i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></i></b>
<b><i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></i></b>
<br />
<div style="text-align: left;">
<b><i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></i></b></div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><i>"Zawsze myślałam, że spadające gwiazdy brzmią jak tłuczone szkło..."</i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: large;"> </span>~Kathrin Schrocke - "Freak City"~<strike><br /></strike><strike><i>________________________________________________________________________________</i></strike><i><strike><br /></strike></i><i><strike><br /></strike></i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i><strike><br /></strike></i></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i><strike>Syk spalającej się materii, gdy gwiazda zakreśla ostatni łuk.</strike></i></span></div>
<div style="text-align: right;">
<strike><i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></i></strike></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nie, to wyobraźnia.</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: right;">
<strike><i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Biały ślad na firmamencie jak słona ścieżka, wyrzeźbiona przez łzę w policzku.</span></i></strike></div>
<div style="text-align: right;">
<strike><i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></i></strike></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Gwiazdy przecież nie pozostawiają śladów. </span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Bezkres ani drgnie. Zalewa śpiące dachy rozmytą czernią, tu i ówdzie przyszarzałą od obłoków, a po lewej, nad ich krawędzią, rozjarzoną przez księżyc, który drga i lśni jak kropla rosy na rozległej pajęczynie nieba. Szpileczki gwiazd jaśnieją w srebrnych skupiskach, tonących w wieczornej mgle. Noc jest jeszcze młoda, światło księżyca czerwone jak krew, a oni - trzęsący się odrobinę z zimna mimo bliskości własnych ciał. Też młodzi. Piękni, zupełnie jak ta noc. I chyba zakochani.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">I znów błysk sunie po granacie. Zadziera głowę, a spadająca gwiazda szkli się bielą w jej zielonych oczach.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Pomyśl życzenie.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Już.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Myślisz, że się spełni? - Ciepły oddech wypełnia jej ucho jak najpiękniejsza pieszczota.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Już się spełniło. - Szuka jego ręki, upewnia się, że nadal jej palce przeplatają się z jego w idealnie dopasowaną jedność i zatrzymują ciepło we wnętrzu. Czuje usta, przesuwające się po płatku ucha, <i>delikatnie</i>, i znów przechodzi ją dreszcz. - Spełnia - uściśla po chwili, odwracając się do niego. Dłoń w dłoni, spojrzenia napierają na siebie w niemej walce. A potem gasną, bo przecież najlepsze obrazy wyłaniają się po zamknięciu oczu. Teraz walczą już usta, walczą dłonie - sunące nieomylnie po trochę ciepła i szybko je znajdujące pod warstwami materiału.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Wbija palce w jej plecy, wolno wędrując wzdłuż kręgosłupa, <i>ze skupieniem</i>, jakby chciał policzyć wszystkie kręgi. Odsłoniętą skórę na lędźwiach muska zimny wiatr, a ona wzdryga się i przerywa przepływ prądu.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nie tutaj - dyszy w jego usta. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Jego dłonie niechętnie uwalniają się spod jej swetra. Wsuwają się w czarne włosy, pociągają bezboleśnie.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- To gdzie? - pyta, obiegając jej twarz uważnym spojrzeniem. Bardzo uważnym, jakby w myślach rysował siatkę linii wzdłuż jej policzków i określał współrzędne geograficzne każdego piega, pieprzyka, dołeczka.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Choćby w windzie, ale nie tutaj - mruczy z ustami przy jego szyi. Jej włosy pachną miętą, <i>słodko i delikatnie.</i> Zaciąga się tym zapachem, rozważając propozycję.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- W windzie zawsze - odpowiada ironicznie, <i>a może nie do końca?</i>, zgodnie z jej oczekiwaniami. Zaciska mocniej palce na małej, zziębniętej dłoni.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- To chodź. - Ciągnie go łagodnie, ale po jej pociemniałych oczach poznaje, że ona też nie chce czekać. Ani sekundy.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i><strike><br /></strike></i><i><strike>Winda. Czterdziesty siódmy raz.</strike></i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">**</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Jeszcze sekunda i zadzwoniłbym po policję.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Gdy się denerwuje, na policzki wypełzają mu czerwone plamy. W oczach lśni złość. Niepokój. Troska. I jeszcze z milion innych uczuć, przemieszanych warstwami w nieodgadniony błękit kryształowych tęczówek.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Trochę mi się zeszło, no i... - nieporadnie tłumaczy, zdejmując kurtkę i zahaczając ją za kaptur o drewniany kołeczek w korytarzu. Zegar w salonie wybija godzinę - <i>zawsze oboje marzyli o bijącym zegarze. </i>Tomas znacząco liczy na palcach uderzenia. Dwanaście.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Praca jest ważniejsza ode mnie? - pyta, gdy ostatni dźwięk rozpływa się w ciszy mieszkania, a następny dzień rozpoczyna swoje pierwsze sekundy.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Jezu, przecież wiesz, że nie. - Przeczesuje nerwowo włosy, ciemne od wilgoci mgły, która na nich osiadła podczas spaceru z biura do domu. Cofa mokre palce i wsuwa je do kieszeni dżinsów. - NIC nie jest ważniejsze.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Jasne. - Odwraca się, mnąc w dłoniach ściereczkę w czerwono-zieloną kratkę. - Oczywiście.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Tomuś, przecież wiesz - powtarza, w dwóch krokach znajdując się obok niego. - Wiesz, że to wszystko dla nas.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Zabłocisz mi podłogę - utyskuje, ale chyba już się uśmiecha. Nie cofa się przed dotykiem, stoi bez ruchu i pozwala objąć się od tyłu. Drży dopiero, gdy usta Leóna dotykają jego karku.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Zimno, cholera. - Obraca się i zarzuca mu ręce na szyję.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nieprawda - zaprzecza od razu, a potem wpija się w ciepłe wnętrze jego ust, nie zważając na jęk protestu.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nie chce czekać. Nie lubi.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Pierniki? - pyta, odrywając się na sekundę.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Czemu? - <i>Nie przestawaj</i>, proszą oczy, mimo wszystko.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Czuję cynamon - śmieje się, a potem jeszcze przez pięć minut upewnia się co do słodkiego, korzennego smaku na jego języku. - Zdecydowanie cynamon.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Anyż. Goździki. Gałka muszkatołowa.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Też. - Puszcza jego ramiona i wspinając się na palce zagląda do kuchni. - To ty jesteś geniuszem kulinarnym, nie ja.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ty bądź geniuszem od wycierania podłogi - odpowiada takim samym tonem.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Racja. Zdecydowanie wolę <i>na czystej podłodze.</i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Czy ty masz w głowie tylko jedno? - Tomas podaje mu mopa takim gestem, jakby to było berło.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nie. - Zaciska palce na drewnianym kiju. - Czasem myślę też o jedzeniu.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Z naciskiem na "czasem".</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">**</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Ciemny motyl nocy siada na oknie, przyciągnięty światłem jednej, jedynej lampki. Żarówka pod zielonym abażurem mruga niepewnie, <i>nieśmiało</i>.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">W powietrzu pachnie miętą, <i>tak silnie</i>. Jej poduszka ma zapach szamponu, tak jak i ciemne, świeżo umyte włosy, które on od niechcenia rozczesuje palcami. Zawija długi kosmyk dookoła dłoni, podczas gdy Francesca kręci się mu na kolanach, szuka wygodniejszej pozycji. W końcu opiera głowę na jego ramieniu, a opuszkami rysuje mu jakieś nieokreślone kształty na brzuchu. Krótkie, obcięte paznokcie nie zostawiają śladów, dotyk jest leciuteńki, <i>prawie nieodczuwalny</i>, a jednak pełen czułości.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Grasz na gitarze? - pyta mimochodem, łapiąc śliczną dłoń w połowie ruchu i przyglądając się jej.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Tak.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ja też. - Puszcza jej nadgarstek i pozwala szczupłym palcom znowu błądzić między jego żebrami, po mięśniach, coraz niżej, aż do linii włosów. Nie rozmawiają więcej, <i>bo po co im słowa?</i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Przyjemny dreszcz przechodzi go po raz kolejny, <i>trzeci, </i>gdy dłonie zapędzają się trochę za daleko. Podejmują od nowa grę, a on <i>pozwala</i> im na to. Minuty, sekundy lecą jakoś dziwnie. Puls przyspiesza, oddech przyspiesza.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Zwariuję przez ciebie - wyrywa mu się gardłowy jęk. Potem delikatnie odsuwa jej ręce, zdejmuje ją z siebie i klęka u jej stóp.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Spogląda z góry na jego nieodgadnione oczy i uśmiecha się leciutko.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Wydaje się taki szorstki, a jednak potrafi adorować każdy skrawek jej skóry z takim zaangażowaniem, że jej ciało się rozpływa, poddaje mu w pełni, gdy pieści podbicie stopy, całuje każdy palec, każdą żyłkę. Przesuwa językiem po krągłości łydki, po zgięciu kolana, po wnętrzu uda. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Wyrywa jej się westchnienie, gdy <i>mija, </i>przeskakuje od razu na brzuch i, drażniąc go lekko zarostem, krąży dookoła pępka. Gorąco jego warg, języka, oddechu - wypala ślady, <i>tak namacalnie</i>.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Biały szlafrok opada obok łóżka jak przestraszony łabędź.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">I już, już nie czeka, gwałtownie i bez uprzedzenia - wydziera jej z ust głośny krzyk. <i>Jeden, drugi</i>, pobielałe palce zaciskają się kurczowo na prześcieradle. Odchyla głowę, po poduszce rozsypują się mokre włosy, a rozkoszny grymas białych zębów jest równie oślepiający jak dwie godziny temu, na podłodze w salonie. Jak godzinę temu, w wannie pełnej miętowej piany.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: right;">
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">W łabędzim śpiewie tej nocy odrywają się od rzeczywistości.</span></div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Cholernie lubię tak z tobą leżeć - mruczy sennie nad jej uchem. Ich ciała tak gładko się dopełniają. Jej plecy idealnie przylegają do jego klatki piersiowej, miękko wtulone w nią i wygięte w łuk zgodny z liniami jego ciała. Jeden wilgotny kosmyk lepi mu się do twarzy, inny łaskocze w nos. - Naprawdę <i>cholernie</i>.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Mmm... - mamrocze niewyraźnie.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: left;">
<i><strike><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Mokre włosy. Dwudziesty pierwszy, zaledwie.</span></strike></i></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">**</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Pojedźmy nad morze. Na jeden dzień. - Patrzy w sufit, jakby przez warstwę jasnego tynku, łuszczącego się w samym rogu, widział już ten obraz: zielonkawe fale, pomarszczone przez wiatr, wyzłocone słońcem, skłębione pianą i kołyszące się miarowo, zostawiając ciemne ślady na płowym, prawie białym piasku. I oni, idący brzegiem, podczas gdy woda omywa ich stopy, a sól szybko zasycha wokół kostek iskrzącym się osadem.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Ale León wzdycha i cała wizja pryska. Na suficie jest już tylko mucha, która jakimś cudem utrzymuje się do góry nogami.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Wiesz, że nie mogę - przekreśla słowami tę myśl, nim zdąży do końca uformować się w jego głowie. - Mam w pracy teraz taki okres, że...</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Przecież ty ciągle masz <i>taki</i> okres! - warczy Tomas, przyciągając do siebie kołdrę. - Pieprzony pracoholik. Najlepiej tam sobie zamieszkaj w tym biurze, bo i tak masz mnie w dupie. Tereska będzie ci gotować, może umie robić coś więcej poza kawą i lodami.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Kotku...</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Skończ kotkować, to już na mnie nie działa.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Pojechałbym z tobą, przecież wiesz - szepcze w stronę sufitu. - Ale no...</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ale co? No powiedz. - Odwraca się znów w jego stronę i patrzy wyzywająco. - Jaką znowu wymówkę wymyślisz, żeby mnie spławić? Projekt na wczoraj? A może ta twoja sekretarka znowu złamała nogę i trzeba pilnie zawieźć ją...</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Jutro.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- ... do szpitala. Co jutro? Mógłbyś mówić pełnymi zdaniami, jak ze mną rozmawiasz? Drażnią mnie te twoje pomruki.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Jutro jedziemy.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- O proszę, już mamy orzeczenie - chwali zgryźliwie z rozpędu, a potem milknie. - Dokąd?</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Dokąd chcesz, malkontencie. - León uśmiecha się w półmroku.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Jesteś taki seksowny, kiedy używasz tych trudnych słów. - Oczy mu rozbłyskują. - A kiedy zrobimy remont kuchni?</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Boże! Nie wymagaj za wiele naraz - wzdycha, a potem przyciąga go do siebie i gładzi jego szczupłe, jeszcze nieco spięte plecy. - Kiedy indziej. Jutro idziemy na żywioł i nie robimy nic.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- A twoja cholerna praca? - Przesuwa szorstkim podbródkiem po jego ramieniu, wtula głowę w zagłębienie obojczyka.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nie ucieknie.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Jak miło - mruczy jeszcze kpiąco, ale jego mięśnie się wyraźnie rozluźniają. Już po chwili oddycha miarowo, nieco chrapliwie, <i>spokojnie</i>.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Bo tej nocy odrywają się od wszystkich zmartwień.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<br />
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><i><br /></i></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><i>"Żeby przed oczami zrobiło mi się ciemno, nie trzeba mi nigdy dużo. Jedna kropla wystarczy mi zawsze. Tak to już jest. Kto widzi za dużo, ślepnie raz po raz."</i></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">~Edward Stachura - "Cała jaskrawość"~</span></div>
<div style="text-align: right;">
<strike><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">_________________________________________________________________________________</span></strike></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Gdybym był bogaczem, na-na-na-na, na-na-na-na, na-na, na-na, naaa...</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Bez pracy byś umarł zaraz sam, widzisz, jak cię dobrze znam... - kończy Tomas na tę samą melodię. - Nie gadajmy dziś o pieniądzach. Ani o niczym materialnym.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Czyli komplementowanie twoich nowych trampek też odpada. Ech. - Zwiesza głowę, przekręcając gaz pod czajnikiem. - Porozmawiajmy... o... nie wiem, o inflacji.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- León, nienawidzę ekonomii. - Kręci głową. - Poza tym to się do pieniędzy wlicza, nie umiesz się bawić w tę grę. - Przygląda się podejrzliwie kanapce, którą ten mu przed chwilą wręczył. - Co to jest?</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Chleb.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- A w środku? - Zagląda ostrożnie, jakby spodziewał się pułapki na myszy.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Majonez. I parówki w plasterkach.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Czyli wszystko. Zmielony papier toaletowy. I świnia razem z korytem. Kręgosłupy, uszy, to wszystko zawiera się w mięsie oddzielonym mechanicznie - komentuje jak zwykle. Technik żywienia.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ale ja je zrobiłem! - León dumnie podsuwa mu kubek kawy.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Parówki?</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Kanapki. Nie grymaś, to z sercem.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- A tak, serca jakieś też się tam znajdą. Pewnie kurczęce. Z kawałkami aorty i zakrzepłą krwią w środku.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Litości, ja jem - bełkocze, sięgając po swój kubek i biorąc potężny łyk. - Ach. Spakowałeś krem do opalania?</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Wszystko spakowałem. Twoje tabletki też.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Jakie tabletki? - baranieje z kanapką w uniesionej ręce. - Nie używam żadnych tabletek.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- To może czas zacząć - rzuca w powietrze aluzję, krzywiąc się tylko nieznacznie po skosztowaniu czarnej lury.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ha, ha. Zażalenia będzie mi tu składał - prycha, ale też się śmieje.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Tak w sumie to miałem na myśli witaminy, włosy zaczynają ci wypadać. Nie, żebyś nie był pociągający z zakolami, ale...</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ja ci dam zakola, złośliwcze.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Dobra. Na drugi raz ty nas spakujesz, a ja będę gotował - decyduje Tomas, wstając od stołu. - To było obrzydliwe.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Jeśli myślisz, że po takiej odzywce będę ci smarował plecy olejkiem, to...</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">-...mam rację, bo w życiu nie odmówisz sobie tej przyjemności - kończy spokojnie. </span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Kretyn. - León demonstracyjnie trzaska wszystkim, co podejdzie mu pod rękę. Łyżkami, kubkami, drzwiczkami zmywarki.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Przyhamuj. - Tomas otwiera ją z powrotem. - Tam są fusy.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ech. - Poprawia podkoszulek, obserwując ponuro, jak jego partner płucze kubki i ustawia je z powrotem. - Do wszystkiego się przyczepisz.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ktoś musi.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">***</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Jej mieszkanie jest ładne, nieduże. Sporo tu doniczek, przeważnie białych i wypełnionych zielonymi listkami jakichś paprotek; sporo książek, chwiejnie poustawianych w kątach i zmatowiałych cieniutką warstewką kurzu; sporo spinek, walających się na jasnym dywanie. Brzeg jakiejś pomarańczowej apaszki utkwił między drzwiami szafy i wysuwa się w jego stronę jak dłoń prosząca o parę groszy. Reprodukcja "Płonącej żyrafy" Salvadora Dalí wisi przekrzywiona o kilkanaście stopni. Poza tym porządek. Zresztą nawet te chaotyczne elementy <i>pasują, </i>jakby były zamierzone. Nawet ona, siedząca na stole ze stopami opartymi o parapet, wygląda, jakby została zakupiona razem z meblami i ustawiona w tym konkretnym miejscu na stałe.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Wyjdziemy gdzieś? - Postukuje palcami o brodę, wpatrując się z boku w linię jej zgarbionych pleców. Biały sweter o grubym splocie jest idealnym tłem dla czarnych włosów. Łapie się na tym, że przygląda się jej w swetrze, a nie zastanawia, jaką bieliznę ma pod spodem.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Przecież to nie w jego stylu.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ile jeszcze razy o to zapytasz? - Unosi nań oczy, połyskujące zza okularów, zsuniętych nisko na nosie. Przyszywa oderwane guziki do jego koszuli, tej samej, którą nosiła wczesnym rankiem. - Jak wszystko zrobię, to <i>może</i>.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Okej. - Nie nalega. Czeka.</span><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">To jeszcze bardziej nie w jego stylu.</span></i><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Igła miga w jej rękach, zagłębiając się w materiale raz po raz. Wiąże niedbały supełek, urywa koniec nitki zębami.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Teraz mogę ją wyprać.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nogawki jej dżinsów są za długie, przydeptuje je sobie przy chodzeniu, szwy strzępią się na brzegach. Przykuca, podwija je od niechcenia. Skarpetki w kolorowe paski suną leniwie po podłodze.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Na półce obok kanapy leży empetrójka. Sięga po nią machinalnie i wsuwa kabelki do uszu. Przerzuca piosenki. Hendrix. Clapton. Kravitz. Slash. <i>Sami gitarzyści</i>, dziwi się. B.B. King. Zappa. Pfaff, jedyna kobieta. </span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">W końcu wraca do Lenny'ego Kravitza i przy dźwiękach "Fly away" odpływa. Odlatuje.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Wyprana koszula jest jeszcze lekko wilgotna, gdy przygniata ją żelazkiem. Głośny syk miesza się z obłokiem białej pary. Uważnie zajmuje się każdym zagnieceniem, dopieszcza kołnierzyk, lawiruje między guzikami. Z wieszakiem w dłoni przechodzi do salonu i staje bez ruchu, rozbawiona.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ech, dzieciaku - szepcze, ostrożnie zdejmując mu słuchawki i poprawiając zwinięty w kłębek podkoszulek - <i>jej podkoszulek</i> - który służy mu za poduszkę. Przez chwilę wpatruje się chciwie w jego <i>kochane</i> rysy, wrażliwe usta - <i>uchylone lekko</i>, ciemne rzęsy -<i> długie i gęste</i>. Jest taki <i>idealny</i>.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Odkłada swój sfatygowany odtwarzacz na stolik. Nie ma pojęcia, że jest</span><br />
<i><strike><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">piętnastą, która słucha dobrej muzyki.</span></strike></i></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">**</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Po słonecznym dniu nastaje wieczór - <i>chłodnawy</i>, choć nie tak bardzo jak w mieście, <i>łagodniejszy</i>, ale jednak. Morze nabiera koloru atramentu, księżyc rzuca krzywe, rozchwiane i rozpryśnięte w smugi odbicie na wodę. Głośny krzyk jakiejś mewy sprawia, że León mruczy coś niezrozumiałego przez sen, układając się wygodniej na płaszczu Tomasa. A ten patrzy w gwiazdy - żadna nie chce spaść. <i>Nie szkodzi</i>. Ich liczba jest idealna i jedna mniej mogłaby zaburzyć ten piękny obrazek.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>Chociaż przy nim wszystko jest piękne</i>, dochodzi do wniosku sennie.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Kładzie głowę na jego brzuchu.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>Razem</i>, myśli.</span><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Zawsze.</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Do końca.</span></i><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">**</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Mięta.</span></i><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Ten zapach zna już na pamięć.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Wciska mocniej nos w miękki materiał, przytulając go do twarzy jedną ręką. Drugą poprawia koc.</span><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Koc?</span></i></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Otwiera oczy, choć tak straszliwie mu się nie chce. I zamyka z powrotem.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Bo po co. <i>Jest dobrze</i>.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>Koc?</i>, myśli jeszcze, nim zaśnie z powrotem. <i>Kanapa?</i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<i><strike><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Która mnie jeszcze okrywała kocem? To będzie... czwarta... Albo piąta. Nieważne.</span></strike></i><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i><strike><br /></strike></i><i><strike><br /></strike></i></span><br />
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">"Czasem gdy wszystko</span></i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Oddala się w głęboki sen</span></i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">Przychodzi przebudzenie</span></i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;">A reszta jest prawdą"</span></i></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">~Jim Morrison~</span></div>
<div style="text-align: right;">
<strike><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">_________________________________________________________________________________</span></strike></div>
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif; font-size: large;"><br /></span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Dłużej nie mogę. Nie mogę.</span></i></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Rano wymyka się bez słowa, nim zdąży otworzyć te piękne oczy, które mają barwę aleksandrytu. Z tą małą różnicą, że w świetle sztucznym nie stają się czerwone, tylko brunatnawe. W dziennym są zielone.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Tyle, że to nie ma znaczenia pod osłoną powiek. A przebudzenie ma nadejść bez jego obecności.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Ale wieczorem wraca. Gdy już zbierze siły, bo cały dzień poświęca na chodzenie w kółko po swoim mieszkaniu. Dalej nie wie. Nie wie, do cholery. Co się z nim dzieje?</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">A decyzję i tak podejmuje.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Gdzie poszedłeś? - wita go w drzwiach, roześmiana jak zwykle - <i>najpiękniej... </i>W kącikach oczu robią jej się wtedy drobne zmarszczki, a usta drżą leciutko.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Pocałuj mnie - prosi ją, choć wcale nie miał takiego zamiaru. <i>Ani o cokolwiek.</i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Posłusznie wspina się na palce, ale nie zamyka oczu - wpatruje się w niego uważnie, rozchylając mu wargi swoimi,<i> tak delikatnie</i>, i zaciskając palce na jego ramionach z całych sił. Ma takie ciepłe usta, a jednak ich dotyk przejmuje go chłodem. Bo tak bardzo <i>chce</i> je czuć; czuć jej język na swoim podniebieniu, tuż za zębami, smakować oddech; czuć, jak namiętność wzrasta, jak podniecenie przybiera na sile. Chce, żeby oplotła go nogami w pasie i żeby jej jasny podkoszulek nie zasłaniał już ani przez sekundę idealnego ciała.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Chce. A jednak tylko odwzajemnia jej spojrzenie, odwzajemnia pocałunek - <i>łagodnie</i>, bez fajerwerków.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Gdzie poszedłeś? - powtarza, odsuwając się od niego.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Do domu - odpowiada wreszcie zgodnie z prawdą.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Po co?</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Po nic. - Nadal nie kłamie. Dziś nie zamierza, a raczej <i>prawie</i>. - Teraz chciałem się tylko pożegnać. Ja już tu nie wrócę, Fran. Nigdy. - Jego głos brzmi spokojnie, <i>beznamiętnie</i>, choć wewnątrz wszystko w nim drży i się sypie.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Nie wrócisz - powtarza za nim jak echo. Cień uśmiechu wciąż trzyma się na jej bladej twarzy, ale jest już dziwnie <i>nieprawdziwy</i>.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- No tak. Nie wrócę. Chyba rozumiesz. - Wzrusza ramionami. - I tak za długo się to ciągnie. Nic już nie będzie. Nawet nie moglibyśmy być razem. Ja się przecież nie zakochuję.</span></div>
<div>
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Georgia, 'Times New Roman', serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">I patrzy, jak w tych pięknych, zielonych oczach coś pęka, załamuje się, kruszy. Jak coś umiera. Nigdy nie widział śmierci z tak bliska, tak <i>wyraźnie</i>. Z przerażeniem więc obserwuje, jak coś w kilka sekund gasi światło, wyszarpuje trochę kolorowego pigmentu z tych tęczówek, odbiera im blask, wymywa uczucie. Zostaje tylko pustka.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">I natychmiast chce cofnąć swoje słowa. Bo są przecież fałszywe, prawda? Tylko tego chce. Powiedzieć, że właśnie o to chodzi. Że zakochał się w niej - choć obiecywał sobie, że nigdy, <i>nigdy</i>... Chce wskrzesić te oczy, ożywić martwe źrenice, tchnąć życie w wygasły uśmiech. Chce.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Ale nic nie mówi, patrzy - obojętnie. Tak <i>strasznie</i> obojętnie.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- To było coś wyjątkowego - odzywa się wreszcie jakby pocieszająco i znów nie kłamie. <i>Było</i>.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Mówisz to każdej? - Jej głos jest równie bezbarwny jak spojrzenie.</span><br />
<i><strike><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Tak właściwie to... Jesteś pierwszą, której to mówię. </span></strike></i><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Każdej - potwierdza, </span><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>tak będzie łatwiej.</i></span></div>
<div>
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Georgia, 'Times New Roman', serif;"><i>Policzek. Auć.</i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>- </i>Wyjdź. - Odwraca się, <i>już za późno.</i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Spełnia jej polecenie. Zamyka drzwi i słyszy jeszcze tylko, jak dobiega zza nich szloch.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i><strike>Pierwsza. I co z tego.</strike></i></span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">**</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Zabierzesz mnie na to do kina - decyduje Tomas, gdy w radiu rozpoczyna się piosenka z nowej ekranizacji Tolkiena.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Pewnie. Koncert życzeń czas zacząć. - León gapi się przez okno na migoczące morze w oddali. Sięga aż po horyzont, a zaczyna się tuż za brzegiem klifu. Wystawia rękę przez okno i macha - nie wiadomo komu. </span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Heeeeeej! - ryczy do jakiejś mewy.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Patrzy na jego wygłupy z czułością, w zamyśleniu dociska gaz.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>"- Kocham cię."</i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>"- Ja ciebie też, debilu."</i></span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Tomas, zakręt!</span><br />
<span style="font-family: Georgia, 'Times New Roman', serif;"><i>"- Przyhamuj. Tam są fusy."</i></span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ja pier... - Kręci kierownicą z całej siły, rozpaczliwie.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, 'Times New Roman', serif;"><i>"-...nie umiesz się bawić w tę grę."</i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">León drze mu się nad uchem, <i>czy to ma jakiekolwiek znaczenie</i>?</span><br />
<span style="font-family: Georgia, 'Times New Roman', serif;"><i>"- Wiesz, że to wszystko dla nas."</i></span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Barierka pęka z trzaskiem, a klif wyciąga po nich przepaściste objęcia.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>"- Zimno, cholera."</i></span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Lecą.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Lecą.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Trwa to jakieś... trzy sekundy?</span><br />
<span style="font-family: Georgia, 'Times New Roman', serif;"><i>"- Czasem myślę też o jedzeniu."</i></span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Kocham cię! - wrzeszczy któryś, León, Tomas? To już <i>bez znaczenia</i>, wszystko wiruje.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Zawsze?</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Zawsze!</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i><b>I jeśli to ma się skończyć w ogniu...</b></i>, drze się spazmatycznie Ed Sheeran z radia. Skaliste wybrzeża są do bólu wyraźne.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Do końca?</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Do końca!</span></div>
<div>
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><b>...to powinniśmy spłonąć...</b></span></i></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Razem?</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Razem!</span></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">A na końcu - skały. </span><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">"- Kretyn."</span></i><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Ogień. Woda. </span><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">"- ...to z sercem."</span></i><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Sól. Światło.</span><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">"- A twoja cholerna praca?"</span></i><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Krew. Ogień.</span><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">"- Kiedy indziej."</span></i><br />
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"> Woda. Skały.</span></div>
<div>
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><b>...razem.</b></span></i></div>
<div>
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">I potem już nic. Ciemność.</span></div>
<div>
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></i>
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">"Zawsze myślałem, że spadające gwiazdy brzmią jak tłuczone szkło..."</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></i>
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">**</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></i>
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Miesiąc. Znowu pełnia.</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Srebrna moneta księżyca zawieszona nad dachami po lewej. </span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Chłodniej, już naprawdę zimno.</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Spadająca gwiazda! - Ludmiła unosi głowę. Jest taka śliczna. Drobna i ciepła, z delikatnymi ustami i delikatnymi dłońmi.</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Pomyślałaś życzenie? - pyta, łaskocząc oddechem wnętrze jej ucha.</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Pewnie.</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Ale jej paznokcie są długie i pomalowane na jasny błękit.</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Spełni się?</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Na pewno.</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Włosy jasne i pachnące jabłkiem. Nie miętą.</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Chodź tu.</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Oczy bursztynowe. Nie zielone.</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Ach, Diego...</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">W uśmiechu nie robią jej się zmarszczki.</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">- Robiłaś to kiedyś w windzie?</span></i><br />
<i><strike><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></strike></i>
<i><strike><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">To będzie... Czterdziesty ósmy raz.</span></strike></i><br />
<i><strike><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></strike></i>
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">___________________________________________________________________________</span></i><br />
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></i></div>
</div>
<div>
<i><b>Od autorki:</b> Witajcie po raz trzeci! :D Znowu totalna masakra produkcji Zuzki, zignorujcie to. Psychiatra przepisał mi chyba nie te leki.</i><br />
<i>Przepraszam Cię, Moniko, za to coś. Zwłaszcza Diecescę, za którą nie przepadam... Więc nie umiem o niej pisać, ech.</i><br />
<i>Szczęście w nieszczęściu jest takie, że wszystkie przeszłe i przyszłe OSy były, są i będą lepsze od tego czegoś. Zapraszam więc na nie, a mną się nie przejmujcie.</i></div>
</div>
</div>
Tears in Heavenhttp://www.blogger.com/profile/09449795858261445249noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-54192272836347681642014-08-19T18:47:00.000+02:002014-08-20T15:32:55.038+02:00{Zamówienie 014} Leonesca, Dieletta, Femiła || "Uczuciowy zamęt" - Alexandra Comello i Carmen E.<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>Tytuł: "Uczuciowy zamęt"</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>Para: Leonesca (Leon & Francesca) Dieletta (Diego & Violetta) Femiła (Federico & Ludmiła) </i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>Gatunek: Dramat, obyczajowy</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>Przedział wiekowy: T (język)</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-eZQEKYL3xLE/U_MYda94ecI/AAAAAAAACfU/sYVQdFhNJeI/s1600/p%C5%82acz%C4%85ca%2Bdziewczyna.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-eZQEKYL3xLE/U_MYda94ecI/AAAAAAAACfU/sYVQdFhNJeI/s1600/p%C5%82acz%C4%85ca%2Bdziewczyna.gif" height="158" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>Dla Caroliny Verdas</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Łapska z dala od mojego jedzenia - zawołał z oburzeniem, patrząc na dłoń Federico zbliżającą się niepokojąco w stronę jego kanapki. Przyjaciel spojrzał na niego spode łba, jakby właśnie uczynił mu największą możliwą krzywdę. </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Wal się, debilu ... - mruknął pod nosem, jednak na tyle głośno, by Leon mógł to dokładnie usłyszeć. </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Fede, słownictwo - usłyszał za sobą i poczuł na policzku usta Ludmiły. Uśmiechnął się do niej i przyciągnął ją do siebie, sadzając swoją dziewczynę sobie na kolanach. Zaśmiała się perliście i wyrwała mu z objęć, siadając obok. </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Gdzie Fran i Viola? - spytała blondynka, patrząc pytająco na Leona, który właśnie zaglądał do środka swojego drugiego śniadania. </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Violetta z Diego zaraz przyjdą. Urwały się gdzieś nasze gołąbeczki. A Fran, z tego co wiem, musiała coś obgadać z kimś. Więc teraz raczej nie przyjdzie - dziewczyna pokiwała ze zrozumieniem głową i skupiła się na szeptaniu czegoś na ucho Federico, który zaczął się śmiać. </span></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Właśnie! - przypomniała sobie Ludmiła po chwili, odsuwając się od swojego chłopaka - W piątek Adam robi imprezę. Idziemy, prawda? - nawet nie musiała czekać na odpowiedź. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-Jak się masz? - usłyszała jego głos i odwróciła się na pięcie. Spojrzała w jego brązowe tęczówki i poczuła gęsią skórkę tworzącą się na całym jej ciele. Nie potrafiła patrzeć na niego bez ściśniętego gardła i zaróżowionych policzków. Miała szczęście, że w domu Adama było ciemno - i głośno. Wiedziała, że nie mogłaby zdradzić Leona - za bardzo jej na nim zależało. Jednak uczucie do Federico... Było takie silne. I wywoływało coraz więcej wyrzutów sumienia - zakochała się w chłopaku swojej przyjaciółki. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Świetnie - odpowiedziała po chwili, z trudem wypowiadając to jedno słowo. Nie wiedziała, że jej uczucia były odwzajemnione. Nie wiedziała, że on też cierpiał, patrząc na nią. Nie wiedziała, że on też czuł się winny. Był lepszym aktorem od niej - i zdołał zataić prawdę na dnie swojego serca. Patrzył teraz na nią, zastanawiając się, jaki smak miały jej usta - chociaż wiedział, że nigdy nie będzie jego przywilejem posmakowanie ich. Była Leona. On był Ludmiły. Nie mogli tego zmienić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-Może już Ci starczy? - spytał Diego, zabierając Leonowi kolejny kubek pełen alkoholu. Ten tylko pokiwał przeczącą głową i w amoku wyrwał z powrotem przyjacielowi swoją własność. Opróżnił ja jednym haustem i odrzucił kubek za siebie. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Dobra, dobra, potrzebujesz powietrza - oznajmił Diego, stawiając go do pionu. </div>
<div style="text-align: justify;">
-I panienki - oznajmił Leon z uśmiechem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Jego przyjaciel ucieszył się w duchu, że Francesca gdzieś wcześniej zniknęła. Inaczej mogłoby się to dla niej niezbyt przyjemnie skończyć. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Tak, tak, ale to może później - wyprowadził go na taras i posadził na huśtawce ogrodowej, z zamiarem pozostania przy koledze, jednak kiedy Ludmiła zawołała go w jakiejś sprawie pozostawił go na chwilę samego. Dwie minuty później Leona już na tarasie nie było. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Poczuła mocny dotyk czyichś dłoni na biodrach. Zadrżała, jednak nie była w stanie się odwrócić. Jedną dłonią zasłonił jej usta, żeby nie mogła krzyczeć, przygniatając ją swoim ciężarem do ściany. Jego szybko dłoń powędrowała pod jej krótką sukienkę, którą ubrała specjalnie po to, żeby spodobać się Diego. Nie wiedziała, kim jest, jednak bała się jak nigdy. Jej krzyki skutecznie zagłuszała jego ręka. Nie pomagała też głośna muzyka dochodząca z domu w którym odbywała się impreza. Którą miała zapamiętać do końca życia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-Diego... Ja tak już nie potrafię. Widzę, że Cię ranię tym, że nie mogę się do Ciebie zbliżyć. Ale... Nie. Naprawdę - w jej oczach zaszkliły się łzy, które po chwili zaczęły spływać po policzkach. Nie wiedziała, co powiedzieć. Widziała smutek w jego oczach, to łamało jej serce. Postanowiła więc powiedzieć mu całą prawdę. Za jednym zamachem. Jak z plastrem - boli bardziej, ale krócej. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Wyjeżdżam. Z Buenos Aires, z kraju. Nie zamierzam wracać - smutek na jego twarzy zastygł, jakby nie wiedział co powiedzieć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kilka dni później zostawiła go. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Opuściła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I został sam...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Każdy kolejny dzień spędzony bez niej, był dla niego udręką. Marzył, aby znów ją zobaczyć, znów powąchać jej jasnobrązowe włosy pachnące truskawkowym szamponem do włosów. Chciał dotknąć jej filigranowej dłoni i przyciągnąć ją mocno do siebie, przytulając z całej siły, bez zamiaru wypuszczenia jej. Była dla niego całym światem. Jego życie bez niej już nie było takie samo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I nawet myślał o tym, aby polecieć za nią do tej przeklętej Anglii i znów ją spotkać. Nieważne, że nie miał pojęcia gdzie mieszka, że najpewniej zgubiłby się w gigantycznym Londynie. Nieważne. Ważna była tylko ona.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale mimo wszystko nie pojechał za nią. Chyba wolał siedzieć w domu i czekać na jakiś cud. O cudy było ciężko, szczególnie teraz. Ale on nie miał w sobie tyle siły, aby coś zrobić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wiedział, jak bardzo Violetta cierpi. W końcu po tym wszystkim nie może być już taka jak wcześniej. Gdyby tylko spotkał tego kto jej to zrobił... Zabiłby go. Zabiłby go i nie patrzył na konsekwencje. Miałby gdzieś wszystkie skutki - skrzywdziłby go tak samo mocno, jak on skrzywdził ją. Nie miałby wyrzutów sumienia. I mogliby go zamknąć w więzieniu, mógłby dostać dożywocie - nie obchodziłoby go to. Przynajmniej miałby pewność, że sprawiedliwość została wymierzona.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiedział co ma robić. Głos jego w głowie mówił, żeby stąd wyjechał. Żeby zapomniał. A serce powtarzało uparcie, aby tego tak nie zostawiał - aby znalazł Violettę i pomógł jej stać się na powrót tą radosną dziewczyną, aby ona była zdolna go przyjąć z powrotem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Duża, mahoniowa szafa odziedziczona po dziadkach stała przy jednej ze ścian jego pokoju; była otwarta. Średniego rozmiaru bordowa waliza leżała na granatowym dywanie jakby tylko czekała, aby ją zapełnić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wstał. Wolnym krokiem podszedł do niej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jednym ruchem zgarnął z półki przypadkowe ubrania do torby. Zasunął ją. Wyjął plecak z szafy i wrzucił do niego najpotrzebniejsze rzeczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zbiegł z całym bagażem na dół.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A... wiesz co? Piętnaście minut później był już na lotnisku. Jeszcze przy samym okienku wahał się, czy aby na pewno dobrze robi. Ale nie chciał mieć wątpliwości. Nie teraz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- W czym mogę pomóc? - Sztuczny uśmiech kobiety za ladą przywołał ją do świata rzeczywistego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzał na nią uważnie. Zabawne, jak bardzo była szczęśliwa. Albo po prostu udawała.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Poproszę bilet do Hiszpanii. - Od razu otrzymał ofertę zakupu biletu powrotnego. - Nie, dziękuję. W jedną stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
„Żegnaj, miejsce tak wielu dobrych chwil. Żegnaj, szkoło budząca we mnie pragnienie coraz głębszego poznawania muzyki. Żegnaj, miasto dobra. Żegnaj, Buenos Aires.”</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Cholera, Federico, zaczekaj!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Biegła, co chwila odgarniając włosy ze spoconej twarzy. Uważała, aby nie potknąć się o korzenie wyrastające z ziemi i kamienie, leżące bezprawnie na drodze. Kilka razy już na kogoś wpadła, ale nawet nie wiedziała czy była to kobieta czy mężczyzna... bo jej wzrok przykuwał tylko wysoki chłopak idący kilkanaście metrów przed nią. W końcu go dogoniła. Złapała go za ramię.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie słyszysz, że cię wołam?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Odwrócił się w jej stronę. Jęknęła cicho w duszy. Ona nawet samym swoim wyglądem wzbudzał w niej te denerwujące uczucia. I już czuła jak serce wali jej ze zdwojoną siłą - i nie, nie był to efekt maratonu, jaki teraz przebiegła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Francesca, my nie mamy o czym rozmawiać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do cholery, nie potrafił. Kochał ją, i to kochał całym sercem. Nie Ludmiłę, a ją. Co za ironia losu... Przyznał jej się do tego, bo nie potrafił kłamać. Ale w dalszym ciągu był z blondynką. I to jej ciągle powtarzał, jak mu na niej zależy; nie Francesce.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak to nie mamy o czym rozmawiać? - Zacisnęła delikatną dłoń na jego ramieniu. - Fede, czy ty siebie w ogóle słyszysz? Nie zaprzeczaj temu, co się między nami dzieje!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale Francesca, właśnie chodzi o to, że nic się nie dzieje. - Chwycił ją za nadgarstek i odciągnął od siebie. - Między nami nic nie ma, zrozumiesz to w końcu?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Stanęła na palcach, aby być mniej więcej na jego poziomie. Wprawdzie, brakowało jej trochę do jego wzrostu, ale to był w tym momencie najmniejszy problem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Co to znaczy? Federico, sam powiedziałeś, że mnie kochasz, przyznałeś to! Dlaczego teraz się tego wypierasz? Dlaczego ty...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Francesca - przerwał jej. - Przejrzyj w końcu na oczy. Ja jestem z Ludmiłą, ty jesteś z Leonem. Nie ma sensu niczego zmieniać. Nie ważne, że cię kocham, ja...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie mógł dokończyć. Po chwili poczuł jej usta na swoich. Wbiła się w nie z zadziwiającą siłą, nie chciała przestać. Całowała go mocno, namiętnie, a on to odwzajemniał. Mimo, że nie chciał. Ale to było silniejsze od niego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Chwycił ją w talii i gwałtownie odciągnął od siebie. Zachłysnęła się powietrzem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Co ty do cholery robisz? - warknął. - Nie psuj tego, co tak długo budowałem, co ty budowałaś. Widzę, że dla ciebie słowo „przyjaciele” nie jest zrozumiałe.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Bo nie jest. - Nie potrafiła wyrwać swoich rąk z jego uścisku. - Dlaczego, Federico? Dlaczego ty mi to robisz?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- A dlaczego ty robisz to sobie? Przecież jesteś szczęśliwa, tak? Nic na siłę, Francesca, my i tak nigdy nie będziemy razem. Nigdy, rozumiesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzała na niego z bólem. Wiedziała, że mówi prawdę. Wiedziała o tym już od dawna, bo w końcu nie pierwszy raz jej to powtarzał. Ale to było tak trudno pojąć. Nie potrafiła lekceważyć tej miłości. Nie potrafiła, mimo że musiała. I wiedziała, że kiedyś na pewno się tego nauczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Mai? - wyszeptała z cierpieniem wyczuwalnym w jej pięknym głosie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Mai, Francesca. - Puścił jej dłonie. - Non vioglio. E anche voi. Capisci?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pokręciła przecząco głową. - No. Io voglio. Ti amo, Federico.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przygryzł wargę. Ranił ją, choć nie chciał. Ale musiał to zakończyć, nie mógł ciągnąć czegoś, co nie miało sensu. Wtedy cierpiałaby jeszcze bardziej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Arrivederci, Francesca.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Odszedł. Odszedł i zostawił ją samą na środku chodnika. Dopiero teraz dotarło do niej, że to wszystko to tylko jej chore wyobrażenie. Że trzeba walczyć z miłością. Ktoś kiedyś powiedział jej, że ona nie może rządzić człowiekiem. To człowiek powinien rządzić nią.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przecież miała Leona. Leona, którego tak bardzo kochała... przynajmniej kiedyś. Ale nie chciała nawet o tym myśleć. Przekonywała samą siebie, że nadal coś do niego czuje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Okłamywała samą siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
On kolejny opuszczał to miejsce. Byli taką zgraną paczką... najpierw Violetta. Opuściła Buenos Aires; wyleciała do Anglii. Później Diego, który nie mógł znieść życia bez niej w Argentynie i wrócił do swojej rodzinnej Hiszpanii. A teraz i on, który w tym momencie marzył tylko o tym, aby znów poczuć te Włoskie klimaty. Zapomnieć o Francesce, o Ludmile, o wszystkim, co miało jakikolwiek związek z BA.</div>
<div style="text-align: justify;">
Italiański narodzie... Powitaj na nowo swojego syna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Federico nie wiedział tylko, że pewna drobna blondynka tego tak nie zostawi. Że ze swoim silnym charakterem dowie się, dlaczego wyjechał, choćby musiała pokonać tysiące kilometrów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie spodziewał się, że kilka dni później ujrzy ją przed drzwiami swojego domu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczynał kojarzyć fakty. Wszystko stawało się jaśniejsze...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tamta noc. Gorąca impreza w domu któregoś ze znajomych. Alkohol lejący się strumieniami, dym z papierosów unoszący się w powietrzu, smród i odgłosy wymiotowania dobiegające z łazienki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pamiętał kolejne butelki z piwem, które podnosił do swoich ust i smak tej żółtawej cieczy. Doskonale zdawał sobie sprawę, że przesadził z piciem tego wieczoru. Bo przecież już nie potrafił zapanować nad sobą, nad swoimi czynami i myślami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I może to właśnie dlatego zaczepił tą dziewczynę na tarasie. Stała tyłem do niego... a zaczepił to zbyt delikatne słowo. Przecież on od razu przeszedł do rzeczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Chwycił ją za nadgarstki i przyciągnął brutalnie do siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chwilę później znajdowali się już w lesie, w miejscu, gdzie nikt ich nie słyszał. Krzyczała, wyrywała się, ale on na to nie reagował. Alkohol go omamił; już nie myślał trzeźwo.</div>
<div style="text-align: justify;">
Później... później obudził się w swoim domu. Było rano, a może południe?</div>
<div style="text-align: justify;">
Kilkanaście dni zajęło mu dojście do pewnego, bardzo ważnego wniosku. Przerażającego, a jednak ważnego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dopiero teraz, po tak długim czasie przekonał się, że tą dziewczyną była Violetta.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Obiecasz mi, że już nigdy więcej nie wyjedziesz bez słowa? - spytała patrząc w jego oczy. - Obiecasz mi to?</div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiechnął się lekko. Znów ją okłamał. Przyleciała za nim do Włoch - to znaczy, że go kochała. Kochała i była zdolna zrobić dla niego tak wielkie rzeczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zadziwiające, jak szybko uwierzyła w jego bajeczkę o chorej matce...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Obiecuję. - Pocałował ją w czoło. - Już nigdy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Samolot wystartował.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Godziny mijały, a oni coraz bardziej zbliżali się do Buenos Aires. Byli coraz bliżej miejsca, w którym się poznali, w którym spędzili tak cudowne chwile; w którym narodziła się ich miłość.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bo kochał ją. Kochał ją, choć jednocześnie czuł coś do Francesci. Cóż, podobno Włocha do Włocha ciągnie. A ta Włoszka przyciągała ją ze zdwojoną siłą, mimo że odpychał ją na wszystkie sposoby, bo nie chciał się z nią wiązać - nie byli sobie pisani.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I nagle...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
huk</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
zgrzyt</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
świst</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
trzask</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
ogień</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
ból</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
ostatnie słowa</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
...ciemność.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
„- Kochasz mnie?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kocham cię.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Do końca?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Do końca. A jeśli po końcu jest wieczność, to będę cię kochał również w wieczności.”</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Francesca, ja to zrobiłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiechnęła się lekko i dotknęła jego ręki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spędzała z nim coraz więcej czasu, bo chciała zapomnieć o Federico. Udawało jej się to, już tak często o nim nie myślała; prawie w ogóle. Nie chciała się do tego przyznać przed samą sobą, ale... kochała Leona. Nadal go kochała choć czuła, że ta miłość powoli wygasa i już jutro może jej w ogóle nie być.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale Leon, co zrobiłeś? - spytała. - Mów konkretnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Musiał to komuś powiedzieć. Od kilku dni trzymał to w środku, czuł, że długo nie wytrzyma. Miał wrażenie, że zaraz eksploduje, to kłamstwo go przerastało. Nie mógł gnieździć tego w sobie. To było za trudne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Violetta - wyszeptał. - Ja to zrobiłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyła czoło. Nie rozumiała. - Ale co Violetta? Co jej zrobiłeś?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podniósł głowę i spojrzał w jej piwne oczy. Zacisnął dłoń na jej bladej ręce.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Obiecaj, że mnie nie znienawidzisz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie odpowiedziała. Nie mogła. Nie wiedziała.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Chyba nie potrafiła go znienawidzić. Bo mimo wszystko spędziła z nim takie wspaniałe chwile... ale nic nie mogła mu obiecać. Nie teraz. Nie w tej sytuacji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- To ja... ja zgwałciłem Violettę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie uwierzyła. Myślała, że gada głupoty. Może po prostu to wszystko go przerosło i teraz coś złego się z nim dzieje...?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Leon, to wcale nie jest śmieszne. Nie żartuj sobie ze mnie w ten sposób.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przełknął wielką gulę w gardle. - Nie żartuję. Francesca... byłem pijany, było ciemno, ja... ja nie wiedziałem, że to ona.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokręciła z niedowierzaniem głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie - ucięła. - Nie. To nie możliwe. Ty nie mógłbyś tego zrobić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chwycił ją za blade dłonie i przyciągnął do siebie. - Nie myślałem jak ja, Fran. Przecież gdybym był trzeźwy, to... Francesca, przepraszam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeszcze przez chwilę patrzyła w jego oczy, w których widziała tyle bólu i cierpienia... ale już przestało ją to wzruszać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie mogła z nim być. Nie po tym, co zrobił.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wyrwała ręce z jego uścisku. - Ty mnie przepraszasz? Violettę powinieneś przeprosić. Zresztą... ona i tak pewnie nie będzie chciała cię znać. I ja też.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wstała. On również. Podszedł do niej, chciał ją zatrzymać, mówił, jak bardzo ją kocha, że nie chce jej stracić, że ona jest dla niego wszystkim... ale ona mu nie wierzyła. Nie potrafiła teraz normalnie na niego patrzeć... a jeszcze kilka minut temu wszystko było w porządku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wyszła. Zostawiła go samego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A on nie wytrzymał. Popłakał się. Popłakał się jak dziecko, bo właśnie stracił kolejną ważną osobę. I już wiedział, że nigdy jej nie odzyska.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tutaj wszystko przypominało jej o nich. Na korytarzach Studia nadal widziała swoją paczkę, bawiącą się razem, rozmawiającą, tańczącą, śpiewającą... ale już nic nie będzie takie samo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przecież nikt nie wróci życia Federico i Ludmile. Choćby chciał.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nikt nie cofnie tego, co stało się tamtej nocy. Nikt nie wyleczy ran Violetty - one zostaną już na zawsze. Nikt nie sprawi, że Francesca będzie mogła znów bez obrzydzenia spojrzeć na Leona. Nikt nie sprowadzi Diego z powrotem do Argentyny. Nikt.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uparcie hamowała łzy cisnące jej się do oczu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z trudem wrzuciła walizę na taśmę i szybkim krokiem oddaliła się do łazienki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Osunęła się na ziemię.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystko się zmieniło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Samolot do Włoch startuje za dziesięć minut. Prosimy pasażerów o zbiórkę przed samolotem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
„Tutaj wszystko się zaczęło. I chciałabym, żeby tutaj też się skończyło.</div>
<div style="text-align: justify;">
I skończyło się.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na zawsze.”</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie dawał rady. Nie mógł. Nie potrafił.</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zżerały go wyrzuty sumienia. Nie umiał tak funkcjonować.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaledwie rok temu wszystko było w porządku. Byli zgarną grupą, dogadywali się jak nikt inny. Nagle wszystko się zmieniło; kolejne rzeczy sypały się jedna po drugiej. Gwałt Violetty, którego to on był sprawcą; śmierć dwójki ich znajomych; to całe zawirowanie...</div>
<div style="text-align: justify;">
Z bólem, ale i z ulgą kupował bilet do Meksyku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z trudem pokonywał kolejne schodki przed wejściem do samolotu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ale wiesz... nigdy nie żałował, że opuścił to miejsce. To była... jedna z najlepszych rzeczy jaka go w życiu spotkała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie spotkali się już nigdy więcej. Nie rozmawiali ze sobą; nie chcieli rozdrapywać starych ran. Bo to wszystko tak bardzo ich bolało. Każdego z osobna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jedyny ślad, jaki pozostał po nich w Argentynie, to dokumenty w prestiżowej szkole muzycznej. A gitara, na której złożyli swoje podpisy już na początku nauki w Studio, na pewno leży gdzieś, zakurzona, w jakimś składziku na instrumenty.</div>
<div style="text-align: justify;">
Cóż, przynajmniej mają pewność, że nigdy nie zginie...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
___________________</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Od Sary: </b>Nie wiem, może Ola coś później dopisze, ale ja dodaję, to ja też piszę, nie? :D No więc... Widzicie, pisałam swoją część dzisiaj. To ra gorza, krótsza i dziwniejsza. Nie mam doświadczecia w gwałceniu kobiet. W sumie w gwałceniu nikogo... I tak o sobie wyszło. W sumie tego OSa miała pisać Asia z Olą, jednak ja się wjebałam, no sorry. A tak serio to Aśka mnie zmusiła... Zal mi cioła xD</div>
<div style="text-align: justify;">
Zapraszam Was na poprzednie i przyszłe OSy. Kocham <3 </div>
Anonymousnoreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-6485849241657851492014-08-17T00:25:00.000+02:002014-08-17T13:40:22.623+02:00{Zamówienie 013} Naxi || "Dulcis Somniabunt" - Eddie N. i Katniss Parker<div style="text-align: center;">
<i>Tytuł: "Dulcis Somniabunt"</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Para: Naxi (Natalia & Maxi)</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Gatunek: Psychologiczny, thriller, dramat, horror, science-fiction, romans.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Przedział wiekowy: T </i><br />
<i><br /></i>
<img src="http://31.media.tumblr.com/2fa15befb70800dfb4282ca9bfb2a0be/tumblr_na3olgDmVf1rdi0e5o1_500.gif" height="224" width="400" /><br />
<br />
<br />
<i> Dla Wiktorii P. <3</i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i>* * *</i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: justify;">
- Witaj, kochana. Jak się czujesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Bardzo <i>dobrze</i>, dziękuje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- To nasza kolejna, trzecia już sesja, możemy zaczynać?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> chwila na oddech </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystko zaczęło się jakieś cztery lata temu, a może więcej? Nie wiem, czasem zapominam, jestem też kiepska w liczeniu, w końcu nigdy nie znosiłam matematyki. Ale... Czy ja nie odbiegam od tematu? Może prościej będzie jak powiem, że właśnie skończyłam studia weterynaryjne. Od dziecka uwielbiałam zwierzęta, szczególnie koty. Mama często powtarzała mi, że to właśnie one oddają ludziom najwięcej swojej miłości - nie wierzyłam, ale to szybko się zmieniło, kiedy adoptowałam swojego pierwszego mruczka, to on właśnie nauczył mnie <i>odpowiedzialności </i>i tego, no, znów paplam bez sensu...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> sekundy ciszy - wzdycha</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie łatwo mi o tym mówić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, rozumiem. To co się stało po zakończeniu studiów?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic szczególnego. Zmarł mój dziadek, a kotka tak po prostu<i> zniknęła</i>. Nie próbowałam jej nawet szukać, bo po co? Siedziałam zdruzgotana na fioletowej kanapie w salonie - nawiasem mówiąc, była obita strasznie szorstkim materiałem, okropieństwo - i przyglądałam się obrazom na ścianach, które tak dobrze znałam. Właśnie tamtego dnia podjęłam drugą, najgorszą decyzję w swoim życiu. Postanowiłam się wyprowadzić. Każdy człowiek marzy o tym, by wyfrunąć z rodzinnego gniazdka, zacząć pisać zupełnie nowy rozdział swojego życia, prawda? Tak też się stało ze <i>mną</i>. Wynajęłam mieszkanie na obrzeżach miasta, ścięłam włosy i kupiłam<i> nowego kota</i>. Wszystko miałam zaplanowane co do minimetru. Pieniądze odkładałam przez dłuższy czas i mniej-więcej miało starczyć na opłacanie mieszkania przez trzy miesiące, oraz inne wydatki, te takie drobniejsze. Odprężyłam się, poczułam, że w końcu żyje. Udało mi się poznać też kilka ciekawych osób, przeczytać mnóstwo książek - kryminałów, nie lubię dramatów, nudzą mnie. Ach, no i poznałam mężczyznę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Zakochałaś się?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie. Okazał się być felernym strzałem, życiowym błędem. Chociaż, wiesz co? Był po prostu świnią, jak wszyscy faceci, bez urazy, oczywiście. Nigdy nie byłam desperatką, co też nie skłoniło mnie do dalszych poszukiwań swojej drugiej połówki. A wraz ze złamanym sercem, dostałam również falę rachunków. Musiałam chyba coś źle policzyć, bo pieniądze rozeszły się szybciej niż myślałam, co gorsza, zaczął się sezon świąteczny, czyli ten najgorszy dla bezrobotnych. Próbowałam znaleźć pracę. Myślałam, że pójdzie mi łatwo, bo w końcu studia medyczne to nie lada wyzwanie, a trudno w tych czasach znaleźć kogoś, kto by się tym interesował. Wysłałam CV do kilku klinik weterynaryjnych w okolicy, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi. Zupełnie nie wiem dlaczego, bo otrzymałam świadectwo z wyróżnieniem - jestem naprawdę pilna w nauce. Może to chodziło o wiek? Być może byłam za młoda? Sama nie wiem. Od tego momentu, kiedy zrozumiałam, że wcale nie jestem tak odpowiedzialna, na ile mi się zdawało, zaczęły się wszystkie problemy. Brak pieniędzy, brak jedzenia, brak jakiejkolwiek radości, wiesz? Kopert z rachunkami zaczęło przybywać, a ja ich nawet nie otwierałam, nie umiałam, przerażał mnie widok tych wszystkich cyferek - swoją drogą było ich bardzo dużo. Po dwóch tygodniach spędzonych w domu na kanapie, wraz z depresją, która wtedy była moją jedyną przyjaciółką, wzięłam się w garść i wyszłam na miasto w poszukiwaniu jakiejś dorywczej pracy. Czegoś na szybko, rozumiesz, prawda?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> myśl</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> myśl</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> myśl</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Był styczeń, początek nowego roku. Zajrzałam do kilku księgarni, restauracji, kawiarni, aż w końcu ktoś zainteresował się mną w sklepie z antykami. Starsza, niska kobieta, o mocno czarnych, farbowanych włosach, wysoko osadzonych oczach i falą zmarszczek na twarzy, przyjęła mnie z uśmiechem, twierdząc, że idealnie nadaje się na sprzedawczynie. Trochę przerażała mnie wizja spędzania czasu, wśród zakurzonych, wołających o natychmiastową konserwacje, przedmiotów, które moim zdaniem nie były szczególnie wartościowe ale, bądź co bądź, sama zasłużyłam sobie na to wszystko. Ech, no i miałam zacząć od poniedziałku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak Ci poszło pierwszego dnia?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Kiepsko, zbiłam kilka wazonów i zalałam kawą szafę grającą, ale nie mówmy o tym, dobrze? Nie umiałam połapać się też w tych cenach, fakturach, rachunkach czy coś tam. Już Ci wspominałam, że z moją matematyką ciężko, prawda? Chociaż... Pani Dobros - zdążyłam się już z nią zapoznać, naprawdę miła kobieta - wciąż widziała we mnie determinację i stwierdziła, że da mi kolejną szansę. Cóż, skończyło się na dwudziestej trzeciej, kiedy zapomniałam zamknąć sklepu i złodzieje ukradli pieniądze, automat do kawy i prawdziwe skarby lat osiemdziesiątych. Naprawdę, ja wśród tych staroci nie widziałam nic cennego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> wzdycha</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>- Zostałam zwolniona zaledwie po dwóch tygodniach, rozumiesz? Właściwie... miałam o tym nie mówić. Miałam skupić się na czymś innym. Cholera. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Spokojnie, mamy dużo czasu. To jaki jest ciąg dalszy tej historii? </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ekhem. <i>Beznadziejny</i>. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Otworzyć okno? Nie jest Ci za gorąco? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, po prostu się denerwuje, przejdzie mi. Dalszy ciąg jest jeszcze gorszy. Jak wiesz, nie jestem desperatką, ale w chwilach, kiedy nie masz już ani grosza przy sobie, a twój żołądek kręci się jakby miał jakiegoś głębokiego świra, albo robaki - obojętnie - to potrafisz zrobić naprawdę bezsensowną rzecz. Ja właśnie taką zrobiła i żałuje, <i>wszystkiego</i>. A, z wyjątkiem <i>jednego</i>, ale o tym dowiesz się później. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Co zrobiłaś?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- No więc popełniłam <i>największy błąd</i> w swoim życiu. Tak, to ten pierwszy, najokropniejszy, a jego skutki rozchodzą się po mnie do teraz. Czuję czasami chłód, wtedy nie wiem co ze sobą zrobić i płaczę. Ech, ale teraz nie o tym... Nie zauważyłeś, że lubię zbaczać z tematu? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> cisza</i> </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nieważne. Szłam chodnikiem w stronę domu, jak co wieczór, ale tym razem nie zwracałam na nic uwagi. Moje oczy były przepełnione pustką, jakby wszystkie dobre rzeczy, które mieszkały w mojej pamięci nagle się ulotniły, prysły, jakby ich nie było. Ludzie trącali mnie ramieniem, albo ja ich - nie pamiętam, miałam to gdzieś, sam rozumiesz, prawda? - aż do czasu, kiedy na jednych z drewnianych drzwi nie zauważyłam ogłoszenia. Było nad wyraz proste, takie o, rzucone psom na pożarcie - jednak nikt nie zwracał na nie uwagi. Nieraz myślę, że tylko ja je tak naprawdę widziałam, że to ja byłam już wcześniej <b>wybrana</b>. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak brzmiała treść tego ogłoszenia?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nijak, normalnie, nawet nie miało ono jakiś kolorów, zwykła biała kartka z czarnym napisem, ot co, nic więcej. A co było na niej napisane? Sama nie pamiętam, wolę zapomnieć. Wiem tylko tyle, że była to ankieta związana ze snami. Coś w rodzaju "Przyjdź, opowiedz nam o czym śnisz, odbierz nagrodę i wyjdź", cała filozofia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nagrodę?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, ona była moim celem. Marne pięćset dolarów... Ale wtedy byłam innego zdania. Potrzebowałam tych pieniędzy bardziej, niż czegoś innego, a to, że można było zdobyć je w tak prosty sposób i bez żadnego zbędnego wysiłku - przeklinam się za to, że od dzieciństwa jestem takim leniem, ygh - przykuło moją uwagę jeszcze bardziej. No i weszłam w to. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak to weszłaś? Nie rozumiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- No dosłownie. Pchnęłam drzwi i wgramoliłam się do środka. Jednak coś mi zagrodziło drogę, a właściwie ktoś. Mężczyzna o najczarniejszych oczach jakie widziałam. Były senne, opatulone taką dziwną energią, mroczne, do bólu przerzedzone jakby rozcieńczaczem, rozumiesz? Coś w nich pływało, chyba obawa, ale nie przyglądałam się im dłużej. Minęłam go i wparowałam do budynku. Moim oczom ukazało się dość nietypowe pomieszczenie. Było ciemne, oświetlone jedynie światłami lamp stojących gdzieś w kącie. Wszystko zdawało się być zimne. Ściany, podłoga, sufit, akwarium z rybkami i wzrok wysokiej, szczupłej pani, która z kamienną twarzą przywitała mnie i kazała usiąść na jednym z granatowych krzesełek. Z początku wydawało mi się to dziwne, bo wiedziała od razu czego chce, po co przyszłam, jednak nie zastanawiałam się... Ech, mówiłam Ci, że nie jestem desperatką, prawda? Ale wszystko powoli zaczęło mnie denerwować. Uciekający czas, bulgocząca woda w akwarium i skrzypiące krzesło. W pewnym momencie coś kazało mi wyjść, więc wstałam i wiesz co? Pani w białym wdzianku - przypominał mi kaftan, przeraziłam się wtedy - powiedziała, żebym skierowała się do pokoju z numerem siedemnaście. O zgrozo, przełknęłam ślinę i po prostu poszłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Co to był za pokój?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Normalny. Stolik, dwa krzesła po obu jego stronach i wiatrak w lewym rogu. Nie zważając na nich, weszłam do środka, delikatnie zamknęłam drzwi i usiadłam na jednym z nich - było twarde, niewygodne. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Co się później stało? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszedł mężczyzna. Nie przedstawił mi się, ani nie przywitał. Może o to chodziło? Nie wiem. Trzymał w dłoni teczkę, ostry pomarańczowy kolor raził mnie w oczy, to było nieprzyjemne. Dopiero po chwili na mnie spojrzał, lustrował mnie wzrokiem, dogłębnie. Podobnie jak ja jego. To chyba działa w dwie strony, prawda? Był zielonookim blondynem. Na twarzy, jak małe mróweczki, rozlane miał piegi, a miejsce nad prawię brwią zdobiła spora blizna. Chyba nie lubił jak się na nią patrzyło, bo gdy tylko moje spojrzenie wędrowało ku różowej kresce, ten pomrukiwał, chrząkał, nadymał usta. Ale nie tylko to było dziwne... </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Było coś jeszcze, co zwróciło twoją uwagę? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>krztusi się</i> </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak. Wraz z teczką przyniósł stosik papierów, który wylądował na brzegu stolika. Rozmowa nie trwała długo, ale hmm... Nie zdziwisz się chyba, jak powiem Ci, że i ona przewróciła mi w głowie? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- O czym rozmawialiście? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- On zadawał mi pytania. Chore, intymne, poważne i zupełnie wyrwane z kontekstu. Raz pytał z iloma facetami spałam, a następnie o ulubiony kolor, czy rzecz, która mnie <i>przeraża.</i> Dziwne, nie sądzisz? A jeszcze dziwniejsze było to, że nigdzie tego nie zapisywał. Nie miał też przy sobie żadnego urządzenia, które mogłoby to nagrać. Nie wiem też ile czasu tam spędziłam, a po kilkudziesięciu pytaniach zrobiłam się senna, powieki aż wrzały do tego, by się wreszcie zamknąć. No i w końcu ja zadałam pytanie... "Kiedy zakończymy ankietę?" On jedynie podsunął mi pod sam nos te świstki i kazał podpisać. Mówił coś o potwierdzeniu wzięcia udziału w eksperymencie. A wiesz co ja zrobiłam? Podpisałam, nie czytając ani jednego zdania - to było ze zmęczenia, zdecydowanie - a teraz tego żałuje. Cholernie. Ech.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Co się stało dalej? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dalej? Mówiłam, że będzie coraz bardziej przerażająco. Obudziłam się w pokoju, zupełnie sama, a chłód muskał moje nagie stopy. Przez chwile byłam oszołomiona, zdezorientowana, a świat wokół wydawał się być rozmazany, nieczysty. Kiedy w końcu moje tęczówki uchwyciły ostrość, zobaczyłam pokój, którego ściany były w kolorze najgłębszego błękitu. Metalowe łóżko to wszystko, co się w nim znajdowało, a jego biała pościel była okropna, podobnie jak podłoga i drzwi, do których się przylgnęłam z płaczem. Darłam się, kopałam, piszczałam - bez żadnych efektów. Wydaje mi się, że były dźwiękoszczelne, czy coś tam... </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>gardło drży </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - </i>Przez pierwsze kilka godzin - w sumie, to sama nie wiem - siedziałam w kącie, moje ciało trzęsło się, jęczało. Pod paznokciami miałam tynk, na koszulce plamy krwi, a głowa pulsowała mi od ciszy... Kręciło mi się w głowie, prawie zwymiotowałam, a później <i>zasnęłam</i>, albo zemdlałam - wszystko jedno. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie pamiętasz co się wcześniej stało?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie przypominam sobie niczego, poza tym, że trzymałam w dłoni długopis. Ech, a później obudziłam się w tym czymś... Koszmarze, który dział się naprawdę. Bałam się, cholernie, rozumiesz? Tak jak nigdy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- "tym czymś", czyli? Sprecyzuj to.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> kręci, przekręca, wierci </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - </i>Zakład, ośrodek, ludzka rzeźnia, psychiatryk o zaostrzonym rygorze? Tak, to są dobre określenia. Pokrótce, dowiedziałam się o wszystkim. Znali mnie od początku, śledzili każdy ruch, obserwowali w pracy i w domu. Potrzebowali kogoś takiego jak ja. Młodą, zdrową osobę, nie radzącą sobie z problemami dorosłego świata, która popadała w śladową, a jednak doskwierającą depresje. Wiesz, oni się do mnie <i>uśmiechali</i>. Nazywałam ich szaleńcami, albo <i>Panami Snów</i>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Bo w projekcie właśnie o nie chodziło. Badali różne zjawiska spowodowane snami. Starożytne wierzenia, ciekawostki biblijne, czy legendy pochodzące z dalekiego wschodu. Chcieli dowiedzieć się wszystkiego o naszych umysłach, działaniu mózgu i symbolice pewnych elementów, nawet za wszelką cenę. Podpinali nas do różnego rodzaju urządzeń, wstrzykiwali jakieś płyny, dawali specjalne kapsułki... Każde było inne, niepowtarzalne, ale jeden szczegół powtarzał się ciągle. Specjalny narkotyk... <i>Ale o tym później.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- "Nas"?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, nie byłam tam sama. Było jeszcze kilka osób. Spotykałam się czasem z nimi na korytarzu, czy przy wspólnym obiedzie, który odbywał się w każdy czwartek. Nawet zaprzyjaźniłam się z pewną dziewczyną, Lisą. Była uroczą osobą, ale chorowała... </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Na co?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Osobowość mnoga. Czasem była królową Elżbietą, co było niekonwencjonalne. Uch, ale nie mówmy o niej... Robili badania. A raczej test. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Na czym polegał? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Och, każdego z nas karmili czymś innym, więc i każdy z nas musiał być poddawany innym zabiegom. Na Lisie testowali fazy snów, a właściwie jego część... Wybudzanie, elektrowstrząsy, czy nakłuwanie podczas snów. Przez co też, Lisa miała tak zwany "sen paradoksalny". Ech, biedaczka naprawdę musiała się <i>męczyć</i>. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- A co z Tobą? Co na tobie testowali?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> wdech... wydech? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Symbolikę. Badali każdy skrawek obrazu, który utworzył się w mojej głowie. Były trzy przypadki, kiedy sięgnęłam szczytu, a <i>Panowie Snów</i> zyskali to, czego oczekiwali. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Opowiesz mi o nich?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ekhem. Jasne. Pierwszy sen był dziwny, wiesz? Trwał kilka sekund, zaledwie może z czterdzieści? Ech, moja matematyka... Ale był ciemny, nic w nim nie widziałam, tylko coś biegło w moją stronę. Nie przypominało żadnego ze zwierząt, które można spotkać na ziemi. Miał krzywe zęby, trójkątne uszy, ciało osła, a może psa? Łeb miało nad wyraz ohydny. Z pyska sączyła się pijana i strugami spływała wzdłuż szyi. Nozdrza poruszały się w rytmie, podobnie jak jego kopyta i rozwidlony ogon, który kołysał się we wszystkie strony. Biegł, a ja uciekłam. Nawet do końca nie wiedziałam gdzie... Biegłam przed siebie, a wcale nie ruszałam się z miejsca. Bestia była coraz bliżej. Słyszałam jej oddech, ciche warknięcia, smród wydobywający się z jego paszczy. Widziałam żółte oczy, ogromne... </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- A później?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Obudziłam się, całkowicie zalana potem. Okazało się, że spałam zaledwie kilka minut - pierwsza faza snu, obłęd - a obrazy, które widziałam trwały milisekundy i powtarzał się. Wpadłam w "rytuał gracki" - tak to nazywali - a zwierze, które mnie goniło to <i><b>Set</b> - bóg ciemności i chaosu </i>. Ech, nigdy nie lubiłam starożytności... A oni? Oni się cieszyli. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Oni?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- No, <i>Panowie Snów</i>. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> cisza </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - </i>Drugi był natomiast bardziej kolorowy? I nie nękał mnie tak często, w zasadzie tylko raz. Ech. Śniła mi się łąka, najprawdziwsza, porośnięta bujną polną trawą i kwiatami, a pszczoły spokojnie zbierały miód z ich kielichów. Szłam boso, zatapiając stopy w miękkich listkach, a lekki wiatr rozwiewał moje włosy. Teraz pewnie wydaje Ci się, że wszystko było całkiem normalne, prawda? A jednak... Normalność czasem jest bardziej dziwna od nienormalności. I idąc tak zieloną ścieżką zobaczyłam konia. Był śnieżno biały, bez żadnej skazy, szlachetny w swej barwie. <i>Unikat </i>jednak miał coś, co nie pasowało do całości. Na grzbiecie, tuż za różowym ryjem, siedział jeździec. Tylko on był ciemny, nie pasujący do mojego snu, rysowany inną kreską. Koń ruszył, a tajemnicza istota podskoczyła. Obudziłam się. Już więcej<i> nie widziałam</i> jeźdźca. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy coś się stało?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, nie... Tylko... <i>wiedzieli</i>. Czytając biblie natrafiasz na trzy konie, każdy w innym kolorze, każdy symbolizuje coś innego. Wiesz, że biały oznacza śmierć? Nikt się nie przejął, kiedy dwa dni po incydencie Lisa nagle zniknęła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>tłuczone szkło </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> -</i> Myślisz, że to było związane z twoim snem?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak najbardziej. Wierze w to.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- A co z ostatnim twoim etapem?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- ...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie chcesz o nim opowiedzieć? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Chce, tylko mógłbyś zamknąć okno? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Przecież nawet go nie otworzyłem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Och. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>wydech</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> zdecydowanie wydech </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> - </i>Znalazłam się w domu, u mamy. Obudziłam się w łóżku, przytulając do piersi swoją poduszkę, która pachniała cynamonem i starością. Pamiętam, że się uśmiechnęłam. Wszystko wydawało się normalne, jakby to, co stało się wcześniej było <i>złym snem</i>. Zwlokłam się z łóżka, czując zapach porannych grzanek, które jadłam zawsze z miodem i owocami. Zbiegłam na dół, weszłam do kuchni i wiesz co? Wszystko było w najlepszym porządku. Stół, krzesła i zegar w kształcie koguta, który stał na lodówce, jakby nic się nie zmieniło, jakbym cofnęła się w czasie. Przy kuchni stała moja mama - tyłem, więc nie mogłam zobaczyć jej twarzy, a strasznie tęskniłam - kazała mi usiąść. Głos miała inny, chropowaty, oschły, a ja... ja zrobiłam, jak powiedziała. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że wszystko powróciło na swoje miejsce. Wgapiałam się otępiałym wzrokiem w bujne blond włosy matki, nie myśląc o tym co się stało... A potem...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Co się stało?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> drży </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>- Wiesz, zdałam sobie sprawę z tego, że to nie moja matka. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Moja mama nigdy <i>nie mówiła </i>do mnie "Natusiu", nie ma blond włosów i nie gotuje od tak <i>kotów</i> w garnku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- I co było dalej? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Odwróciła się, nie miała swojej twarzy, ta była inna. Krzywa, zlana, szpetna. Oczy wyłupiaste, podkreślone czarnymi kreskami, a język? Rozdwajał się, syczał na mnie, wystawał spod szpiczastych zębów. Oczy były czerwone. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>łyka ślinę</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
- Widziałeś kiedyś diabła? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie. Przyśnił Ci się?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy to nie dziwne, ze Lucyfer przybrał postać akurat mojej matki? A wiesz co jest jeszcze dziwniejsze? Symbolizuje on błąd, rozpoczęcie czegoś bez zastanowienia, wstąpienie w burzliwą historię, która źle wpłynie na nasze życie, rozumiesz? Ech, to jest nadal dla mnie <i>tajemnicą</i>...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Co?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-<i> Sny</i>. Podobnie jak dla nich.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Kogo?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Szalonych naukowców. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>start</i><br />
<br />
<i> </i>- Dlaczego<i>?</i><br />
<i> </i> <br />
<div style="text-align: justify;">
- Cóż, dość prędko wystąpiły skutki
uboczne. Wymioty, stres, ataki paniki... Sny, a raczej koszmary, też
przybrały na sile, brutalności? I wszyscy wiedzieli. Pomysł spalił na
panewce. Misterny plan, ogólnie wszystko, co ci ludzie wyłożyli, a
należy wspomnieć, że były to zapewne grube miliony, okazało się
bezużyteczne. <span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps">Dulcis</span> <span class="hps">Somniabunt
- wspomniany wcześniej narkotyk, o wdzięcznej, choć nad wyraz ironicznej nazwie... "Słodkie
sny", też coś!, nie przyjął się. Widziałam niezadowolenie w ich oczach,
wzruszyłam ramionami. Po tym wszystkim myślę, że nienawidziłam tych
cholernych szaleńców, mieniących się "naukowcami", najbardziej na
świecie. Całym sercem i duszą? Coś w tym stylu. </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> - Co było potem?</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps">
- Potem? Oh, wypuścili Nas. W tamtym momencie pięćset dolarów wydawało
mi się tak skromną sumą, w porównaniu do tego, co straciłam i ile
wycierpiałam. Bo, czy wspominałam, że koszmary trwały jeszcze przez
około dwa miesiące? Minimum. Myślę... Nie, ja wiem, że nie masz pojęcia
jak to jest, gdy lodowate odmęty zacieśniają się wokół ciebie, oddech
ulatuje z płuc, poczekaj... On zostaje Ci wyszarpnięty!, i toniesz.
Idziesz na dno, coraz szybciej, szybciej. A wiesz co jest najgorsze? Że
masz wrażenie snu, błądzenia wśród myśli, a jednak... nie możesz się
obudzić. Nie możesz.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> <i>raz, dwa, trzy</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i>- Na czym skończyliśmy?</span></span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i>- Koniec projektu, powtarzające się koszmary?</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps">
- Ah, tak. Dobrze, kilka dni po zakończeniu wynajęłam nowe mieszkanie -
poprzednie sprzedałam, za dość dogodną ceną, na przedmieściach Nowego
Jorku - jak wiesz, nigdy nie byłam miastowym typem, kupiłam nawet kota -
kolejnego, Filemona trzasnęło auto, biedny, miał białe łapki - tylko,
poza tym cały był czarniuteńki jak bezgwiezdna noc, może przypominał mi
tę otchłań, w którą wpadałam za każdym razem, gdy... Nieważne. W każdym
razie, zajął specjalne miejsce w moim sercu, a ja znalazłam pracę. Nic
wielkiego, kasjerka w pobliskim supermarkecie, na pół etatu, ale na
potrzeby - moje i Łapki, nie byłam zbyt oryginalna w doborze imion, moje
też było zwykłe, jedno z wielu, prawda? Ciągle zbaczam z tematu, aghr! O
czym to ja...? A! Na nasze potrzeby, rachunki, w zupełności
wystarczało. Zaczęłam na powrót cieszyć się życiem, wiesz? Było jasne,
kolorowe, a wspomnienie strachu stopniowo blakło. Tylko z Mary - dziewczyną, którą poznałam na jednym z obiadów "czwartkowych", wciąż
utrzymywałam kontakt, o niej nie mogłabym tak po prostu zapomnieć. Ale
nic, co piękne nie trwa wiecznie, powinniśmy się tego wreszcie nauczyć.
Koszmar powrócił. </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> - Jak to?</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps">
- To był październik, bardzo chłodny i pochmurny, jeśli mogę nadmienić,
niby nic specjalnego w historii Nowego Jorku, a jednak jeden dzień
wywrócił całe moje życie do góry nogami. Od koszmaru "</span></span><span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps">Dulcis</span> <span class="hps">Somniabunt",
minęły dwa, jak nie trzy lata - jestem słaba w liczeniu, wspominałam?
Pewnie tak... Wracając, minęło... kilkanaście miesięcy, tak będzie
bezpieczniej, a ja od kilku dni zaczęłam zauważać coś dziwnego...
Zaledwie cienie, niewyraźne, migoczące, a jednak pojawiające się tam,
gdzie ich być nie powinno...</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> <i>trzy, dwa, jeden</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> - Co masz na myśli?</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps">
- Ktoś mnie śledził. Nikomu jednak o tym nie powiedziałam, nie chciałam
wyjść na paranoiczkę - nie w tych czasach... ludzie dość szybko mogą
nazwać Cię wariatem, co nie? Tak. Na początku więc bagatelizowałam całą
sprawę, jednak coraz śmielsze ataki, choć nieuchwytne, zasiały ziarenko
strachu. A on narastał, narastał... </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> wdech</span></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> wydech</span></span></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps">
- Ale dobrze, przejdę wreszcie do sedna. Było zimno, mżyło, właśnie
wychodziłam z pracy, stąpając po oblodzonym chodniku, gdy nagle na kogoś
wpadłam. <i>Ten</i> mężczyzna... Twarz jedna z wielu, a jednak wydawał
mi się dziwnie znajomy, jakby już raz minięty gdzieś na drodze, w
pociągu? Coś z tych rzeczy. I wiesz, już odchodziłam, śpieszyło mi się -
Łapka pewnie umierał z tęsknoty, lecz wtedy poczułam pewny uścisk na
ramieniu. Wyrwałam się. Powiedział tylko dwa słowa: "Oni wrócili", a ja
udawałam niewzruszoną, biorąc go początkowo za niespełna rozumu, nie
znałam go... Kiedy jednak wymówił te inne, acz konkretne wyrazy - nazwę,
która ścigała mnie dniem i nocą prze kilka lat, zapewne domyślasz się o
czym mówię, zdębiałam. Otrząsnęłam się jednak szybko, udając głupią,
niepoinformowaną. Może się bałam? Ktoś powiedziałby, że chwilę później
odeszłam, ale nie, nieprawda... To była ucieczka. </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> <i>pauza</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i>- Przed czym uciekałaś?</span></span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i>-
Bo ja wiem, chyba przed faktem, że - o zgrozo!, to wszystko może zacząć
się od nowa, powrócić. Dziwnym trafem wiedział o narkotyku, o
projekcie, to nie mógł być przypadek. Ale cóż, lubiłam bagatelizować, nie doceniać, i właśnie to dość szybko stało się moim osobistym
przekleństwem...</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> <i>"może wody?"</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i>-
Jak w każdy piątek, dwa dni po wspomnianym wcześniej "incydencie",
postanowiłam odwiedzić Mary - to było naszą bezsłowną tradycją,
niespisaną, a jednak praktykowaną. Chciałyśmy pożartować, poplotkować,
sam rozumiesz... A może nie? To babskie sprawy. Przechodząc... Stanęłam
pod jej drzwiami, zapukałam raz, drugi, i nic. Pamiętam, że zmarszczyłam
brwi, wyraźniej niż kiedykolwiek - <i>to nie było normalne.</i> Na szczęście wiedziałam, gdzie chowa zapasowy klucz. Sięgnęłam pod wycieraczkę, weszłam do środka. I wtedy to zobaczyłam...</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> - Wszystko w porządku?</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> - Tak, tak, troszkę zakręciło mi się w głowię.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> <i>cztery, pięć, sześć </i></span></span><span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i>- Zobaczyłam... <b>krew,</b> to chyba odpowiednie słowo, bo była dosłownie <i>wszędzie. </i>Na
podłodze, zasłonach, jasnej kanapie... Wyglądała upiornie; do dziś
męczy mnie najmniejsze jej wspomnienie. Tak bezużyteczna, zepsuta...</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> <i>chwila</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i>- Wszystko było powywracane, przesunięte, jednemu z krzeseł brakowało nogi - istny <i>horror.</i>
Ale nie to było najgorsze... Przeszłam dalej, do pokoju, choć po drodze
prowadziłam zawziętą walkę z chęcią natychmiastowej ewakuacji, tudzież -
odruchem wymiotnym, nie znosiłam tego ostrego, lekko metalicznego
zapachu, i poczułam, że opuszczają mnie wszelkie siły. Ciało Mary -
okrutnie powykręcane, na wszelkie strony, ułożone pod dziwnym kątem,
obite, zakrwawione... To nie była moja przyjaciółka, już nie. Raczej
zbitek mięsa, obdarty ze skóry, wrzeszczący w bezdźwięcznej agonii. Ten
widok... </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i></span></span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> sześć, pięć, cztery</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i>- Dobrze się czujesz? Możemy dokończyć jutro...</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i> <br />
- Nie, nie! Dam radę... Po prostu, jeszcze tragiczniejszy okazał się
widok jej oczu. Puste, wyjałowione, niemal czarne - tęczówka zlała się z
źrenicą, jestem pewna, że w chwili zaczerpnięcia przez nią ostatniego
oddechu - musiało opuścić je życie. Na zawsze. Nie wytrzymałam,
zwymiotowałam. Bóg mi świadkiem, że leżałam na tej zabrudzonej podłodze
dość długo, rycząc, dopóki coś nie rozbiło się w pokoju obok, może
wazon? "Ktoś tu jest", pomyślałam spanikowana, adrenalina wzięła górę,
więc nie zastanawiając się dłużej, wstałam i wybiegłam. Jakby mnie, co
najmniej, stado wściekłych diabłów goniło! Czy jak to się mówi... Bardzo
szybko wpadłam w tę ciemną, krwiożerczą noc; świat zawirował.
Upadłabym, gdyby nie <i>On</i>... mężczyzna, spod sklepu, kojarzysz?
Krzyczałam, płakałam, a On trzymał mnie mocno, tak blisko, że przez
chwilę poczułam się nawet bezpieczna, jednakże słodka niewiedza nie
trwała zbyt długo. Opowiedział mi wszystko, o tym, że sam brał udział w
projekcie, że przeżył, został wypuszczony, jednak coś poszło nie tak...
Zbyt dużo osób, nie mówię tu o sobie czy o Nim, ale... zaczęło szaleć,
dopuszczać się przestępstw, nieraz krwawych zbrodni. Powód był jeden: <i>Nie mogli zasnąć,</i>
narkotyk zadziałał zbyt mocno, wprowadził nieodwołalne zmiany w ich
organizmie, zesłał agresję... A ludzie, ludzie zaczęli zadawać pytania.
Szukali przyczyn, to naturalne, zwłaszcza, gdy tyle osób w kraju
zamienia się nagle w wariatów, swoistych sadystów, morderców, latających
z siekierą po podwórku... Szukali winnego. I nie mieli prawa <i>go</i>
znaleźć, to wbrew zasadom - pieniądza, całego tego brutalnego, wyższego
biznesu, gdzie każda pomyłka może kosztować życie... Nasze nie miało
większego znaczenia. Nie próżnowali więc - wynajęli płatnych zabójców,
co by zrobić porządek, pozbywając się ostatnich śladów, niedociągnięć po
brudnej robocie. Dopadli Mary, ja miałam być następna. Zabawne,
prawda? </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> <i>kolejny łyk</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> - Co zrobiliście?</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> <i>wzrusza ramionami</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps">
- Uciekliśmy. Po wszystkim, siedząc tu, myślę, że miałam sporo
szczęścia, bo to akurat mnie znalazł Maxi. W końcu, byłam młoda,
zaledwie dwudziestoparolatka, nie chciałam umierać... Nie w ten sposób.
Egoistycznie? No nie patrz tak na mnie, życie zmusza Nas niekiedy do
gorszych, bardziej makabrycznych czynów, myśli, <i>uwierz.</i> Ale
dobrze, więc uciekliśmy, tylko Ja i On - trochę jak w tych oklepanych
opowieściach o wiecznej, zakazanej jednak wcześniej, miłości, co? Nie
martw się, w tym przypadku, nie było aż tak<i> trywialnie. </i>Wracając...
zostawiłam mieszkanie, Łapkę - choć koty zawsze obdarzały mnie
bezbrzeżną miłością, ja nie potrafiłam kochać ich wystarczająco mocno,
wszystko, co znałam i kochałam, znowu... Wylądowaliśmy na jakimś
odludziu, Teksas? Ważne, że mimo października było tam ciepło, i noce
spędzone w opuszczonych domach, czy pod gwiazdami, ramię w ramię, nie
były tak <i>druzgoczące.</i> Żyliśmy - jak rozbitkowie, uciekinierzy,
wciąż w ruchu, brnęliśmy do przodu, nie oglądając się wstecz. A z
upływem kolejnych tygodni przyzwyczajałam się coraz bardziej. Do twardej
ziemi, smaku konserwy, chleba, łyku butelkowanej wody, <i>jego</i>
uścisku, w którym było tak wiele ciepła, a zarazem zimna i brutalności,
że nie wiedziałam, czy powinnam uciec, a może zostać. Wiesz... Każdy z
Nas był ścigany przez własne demony, koszmary jakby powróciły, staliśmy
się nieczuli, <i>bez serca?</i> A jednak pragnęliśmy bliskości,
zapewnienia, że wszystko, co znaliśmy, nie odeszło. Pamiętam, jakby to
było wczoraj, gdy po jednym, z powtarzających się wciąż koszmarów -
jakieś odludzie, martwi krewni, nieistotne, płaczącą, utulił mnie do
snu. Potem objął wciągu dnia, wreszcie - pocałował. Ten płomień
zapłonął, roztlił, <i>na chwilę?</i> Seks był szybki, zainicjowany niemal w zwierzęcym odruchu, rozbujany. Przynosił zapomnienie, ukojenie - w strachu, odcięciu, <i>to wszystko.</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i>- Na pewno?</span></span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> kiwa głową</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> siedem, osiem, dziewięć </i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i>-
Po wielu miesiącach, znowu nie pamiętam ilu, powiem tylko, że wszystko,
co zaczynało się od "gdy Cię poznałam", a kończyło na "my", stało się <i>rutyną. </i>Nawet
nasze zbliżenia, to chyba normalne, tak? Mieliśmy swoje potrzeby.
Brzmię okropnie, prawda? Przywykłam... Choć Maxi wciąż widział dla mnie
nadzieję, często powtarzał, że chce widzieć mnie szczęśliwą, bez trosk,
zmartwień... Też tego chciałam, wiesz? W każdym razie... W końcu byłam
wolna, wszelkie intrygi zostały wyciągnięte na światło dzienne, kroki
podjęte - nie powiem, że FBI pracowało nad tą sprawą krótko i
dostatecznie dobrze, bo musiałabym <i>skłamać,</i> w końcu dopiero po
jakimś czasie odkryli zależności między znikającymi obywatelami, a
"napływem" wariatów, ale nie mogłam się gniewać... To był koniec. Mogłam
zacząć od nowa. <i>Radosna.</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> - "Mogłam?" </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> <i>histeria</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> - Czy Maxi był rad, widząc Cię szczęśliwą? </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> - Byłby... jestem pewna, że tak, gdyby tylko nadal <i>żył.</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> <i>cisza</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i>- Co się stało?</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i></span></span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> zagryza wargi</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i><br /></i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i>-
Pomoc przybyła po czasie, wbrew pozorom nie byliśmy ostatnimi z
"ocalałych", służby porządkowe działały po kolei, Nas znaleźli ociupinkę
za późno...</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> - Chcesz o tym opowiedzieć? </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> <i>dziewięć, osiem, siedem </i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> - Chyba nie, akurat tę część zachowam dla siebie. Nie cierpiał zbyt długo, jeśli to ważne... Ja nie <i>cierpiałam,</i>
widząc go takim. Buchnęły płomienie, i już!, ostatni sekret zabrali do
grobu, a Jego wraz ze sobą. I wiesz, czasem mi go brakuje, mimo tego jak
irracjonalnie potrafił się zachowywać - najpierw robił, potem myślał,
bo dochodzę do wniosku, że gdybyśmy spędzili ze sobą dostatecznie dużo
czasu... Gdybyśmy spotkali się w innym miejscu, w innych
okolicznościach, może nie jako Natalia i Maxi, ale jako... O! John i
Gabriela, zawsze chciałam mieć tak na imię, jest ładne, choć proste, i
kojarzy mi się z aniołami..., którzy założyli rodzinę i wiedli spokojne
życie, na małej farmie z gromadką kotów, które tak bardzo kochała moja
mama, mogłabym Go... <i>pokochać? </i>Bardzo mocno i zapalczywie. A może już to zrobiłam? Kiedyś? Nie wiem, nie pamiętam... <br /> <br />
<i> tss tssss. "siostro, proszę wyłączyć taśmę" <br /> mruga </i><br /><br />
- Przepraszam, który dziś mamy?</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> - Siódmy sierpnia, to jest piętnasty dzień twojego pobytu w naszym zakładzie.</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"> <i>dziesięć? </i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i>- Oh, rzeczywiście. Straciłam <i>rachubę.</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> STOP</i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i>- Wiesz, że znowu opowiedziałaś tę samą historię?</span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i>- Wiem, <b>lubię ją. </b></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><b> </b><strike><i>Szukam!</i></strike></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span class="short_text" id="result_box" lang="la"><span class="hps"><i> </i></span></span>
</div>
<div style="text-align: center;">
<i>* * *</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<b style="font-style: italic;">Od autorek: </b>Witojcie, ludziowie. Z tej strony Marcia po raz kolejny? Wiem, że się nie cieszycie. No ale... macie moje coś, które stworzyłam z Edytką (oczywiście jej część lepsza, żal - talent jeden) Ech. A sam OneShot? Trochę dziwaczny, inny, ale bardzo fajnie nam się go pisało <3 (szczególnie przez telefon XD) Marcyśka nie mogła dodać, więc jej cudo zobaczycie dopiero 21 sierpnia ^^ a teraz... mam nadzieje, że spodobało Ci się, Wiktorio. Bo według mnie jest całkiem nieźle. </div>
<div style="text-align: justify;">
Żegnam was i do następnegoo! <3 Kocham was :* <strike>(Edziak to cioł, hyhy)</strike> ---> Chyba TY, Paruffkomaniaku ;D<br />
Hej, hej, słoneczka! Teraz do głosu dochodzi Edyta, hyhy. Nie słuchajcie, tego żala, o tam, u góry, jej część jest lepsza, na pewno zgadniecie która... To oczywiste ;D Choć w jednym ma rację, pisało się bardzo dobrze, szybko, <i>ogarnięcie </i>;D Więc... chyba nie jest najgorzej. To... liczymy na szczere opinię, a 19-stego zapraszamy na shota Sarci <3 Kocham Was, branoc ;*<br />
<br />
PS: Dziś mijają <b>3 miesiące</b> odkąd założyłyśmy JSM *o* rozumiecie? Dziękujemy za 57 tyś wyświetleń, komentarze i motywacje <3 To naprawdę wiele dla nas znaczy <3<br />
PS2: Konkurs na OS został <u style="font-style: italic; font-weight: bold;">zakończony </u> ! Dziękujemy za każdą nadesłaną pracę <3 Wyniki ogłosimy pod koniec sierpnia!<br />
PS3: Edyta to cioł :3 </div>
</div>
Eddie Nhttp://www.blogger.com/profile/12800539509562051610noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-57457196253870719652014-08-13T23:18:00.000+02:002014-08-17T00:00:42.902+02:00{Zamówienie 012} Lodogerro || "Nieszczere obietnice'' - Katniss Parker i Kathrina<i> </i>
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Tytuł: ,,Nieszczere Obietnice''</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Para: Lodogerro</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Gatunek: Dramat, Romans</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Przedział wiekowy: M</i><br />
<i><br /></i>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<img height="223" src="https://31.media.tumblr.com/c076ec8745c544a8f4710e2a3cb4ac83/tumblr_n1mo8vqC3s1t11472o1_500.gif" width="400" /></div>
<br />
<div class="" style="clear: both; text-align: right;">
Dla Olka Fasolka. Wiesz, że znamy się już od roku? Jutro już to będzie tak długo ♥ </div>
<div class="" style="clear: both; text-align: right;">
Wraz z Marciakiem postarałyśmy się napisać OS'a tak dobrze, jak tylko umiałyśmy <3 Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu :* Oby jeszcze był chociaż rok, a nawet nieskończoność :* - Twoja Kasia.</div>
<div class="" style="clear: both; text-align: right;">
<br /></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: right;">
<br /></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: center;">
<i>♣♣♣♣</i></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: left;">
<i><b>Mrok i promienie słońca.</b></i></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: left;">
Stawiała powolne kroki na sali baletowej w szkole do której uczęszczała. Zawsze kochała to miejsce, mogła się odprężyć, odciąć od świata. Bez żadnej emocji, ale dość silnie cisnęła ciężką torbą w róg sali.<br />
Podeszła następnie do ogromnego lustra, przejrzała się w nim. Dotykała opuszkami palców swojego odbicia, czuła się okropnie. Czuła się jak potwór. Opadła powolnie po szybie, po czym schowała głowę w swoich nogach.<i> Chowała się. </i>Została zraniona, dosłownie. Boleśnie dźgnięta nożem, <i>oszpecona. </i><br />
Starała się jak najczęściej chować swoją twarz, bo każdy, kto ją spotykał dostrzegał tylko ogromną ranę na policzku. Gdy na siebie patrzyła wszystko wracało.<br />
Mały zakamarek na przedmieściach, ślepa ulica, obrzydliwi faceci, skopanie, pobicie, dźgnięcie, <i>wołanie, którego i tak nikt nie usłyszy. </i><br />
<i><br /></i>
<i><b>Nieustający ból.</b></i><br />
<i><b><br /></b></i>
Otrzymywała pomoc od całej rodziny, od przyjaciół, ale ona i tak widziała w sobie tylko potwora który już nigdy nie będzie mógł patrzeć na siebie normalnie. Rzuciła delikatne spojrzenie na swoje odbicie.<br />
<i>Tłuczone szkło. </i>Uderzyła całkowitą siłą w lustro, które rozpadło się na miliony drobniutkich kawałków, nie było już nawet co zbierać. Szybko zabrała swoje rzeczy i wybiegła z miejsca zbrodni.<br />
Jak zwykle uciekała sama nie wiedząc przed czym. Przed niewidzialnym potworem? Czy przed osobą, która ją tak skrzywdziła?<br />
<b><i><br />Goniące życie.</i></b></div>
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: left;">
Każdego dnia w ten sposób wracała do domu. Bała się spać spokojnie w nocy, a co dopiero samotnie wychodzić na ulicę. Potrącała kolejnych przechodniów z pośpiechu. W oczach miała łzy, na twarzy grymas, a w sercu kamień który nieustannie bije coraz mocniej. Nagle poczuła jak ktoś łapie ją za ramiona.</div>
<div style="text-align: left;">
-Dodo, w porządku? - Odezwał się znajomy, męski głos.</div>
<div style="text-align: left;">
-Tak, w porządku. -Odpowiedziała roztrzęsiona i chciała odbiec dalej.</div>
<div style="text-align: left;">
-Twoja ręka... co się stało? - Zapytał zaniepokojony. </div>
<div style="text-align: left;">
-Wiem, co z moją ręką, Rugg, nie musisz mi mówić. Teraz nie mam czasu, na rozmowę, przepraszam. -Chłodno rzuciła i znów chciała biec.</div>
<div style="text-align: left;">
-Czekaj, czekaj. Nie dam Ci tak łatwo uciec. - Złapał ją silnie za rękę i przyciągnął na przeciw siebie. </div>
<div style="text-align: left;">
-Co znowu, muszę iść, naprawdę... - Przystępowała nerwowo z jednej nogi na drugą.</div>
<div style="text-align: left;">
-Uspokój się trochę, ochłoń, nikt Cię nie goni... - Złapał ją za ramiona i spojrzał w oczy, wiedział co na nią działa, w końcu byli najlepszymi przyjaciółmi od dzieciństwa. W końcu to on znalazł ją jako pierwszą w tym okropnym stanie i pomagał wyjść z tego. Chodził z nią na terapie i razem przebywali w szpitalu.</div>
<div style="text-align: left;">
Do tej pory gdy o tym myśli, ma chęć złapania tych ludzi i zrobienia z nimi tego samego.</div>
<div style="text-align: left;">
Nie wierzył w to, że odsiadka pomoże, zresztą, pięć lat? Tylko? To ma być kpina? </div>
<div style="text-align: left;">
Tacy ludzie się nie zmieniają.</div>
<div style="text-align: left;">
-Oni mnie gonią. - Odrzekła nerwowo rozglądając się w koło. - Czytają mi w myślach, nie mogę już tak, nie!</div>
<div style="text-align: left;">
-Lodo, ich już nie ma, zrozum. Oni nie istnieją. Są w areszcie, nic Ci nie zrobią. Nie pozwolę już nigdy, nikomu Cię skrzywdzić. - Oznajmił Rugg'e. </div>
<div style="text-align: left;">
Nigdy tak naprawdę nie powiedzieli dlaczego Dodo, jak pieszczotliwie ją nazywali, tam była. Tylko oni dwoje znali tą tajemnicę. Chociaż chłopak wiele razy ją odciągał od tego ona sobie nie radziła.</div>
<div style="text-align: left;">
Miała osiemnaście lat i choć rodzice się starali w ich domu zawsze panowało ubóstwo. </div>
<div style="text-align: left;">
Dziewczyna wpadła na ''genialny'' pomysł na dorabianie. Pracowała w najstarszym zawodzie świata, chociaż ją samą to obrzydzało, nie radziła sobie z biedą, chciała żyć tak jak inni nastolatkowie na całym świecie.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<b><i><br /></i></b>
<b><i>Próbowanie nowych smaków.</i></b><br />
<b><i><br /></i></b>Kolory życia. Tak piękne, a niektóre z nich tak bardzo bolesne. Szkoda, że nie umiemy dostrzec tych dobrych, gdy nadchodzi zła godzina. Otworzyła swoje jeszcze nieco zaspane powieki po czym delikatnie przetarła je ręką. <i>To może być dobry dzień. </i>Podeszła do szafy w poszukiwaniu luźnych, lekkich ubrań, gdyż słońce grzało niemiłosiernie mocno. Zbiegła po schodach na dół, wyjęła z szafki swoją ulubioną herbatę po czym usiadła wraz z nią i jej ulubioną książką w fotelu.<br />
-Lodo, gdzie jesteś? - Usłyszała ten sam co zawsze przyjemny głos.<br />
-Tutaj!- Odpowiedziała z uśmiechem na ustach. Nawet nie wiedziała dlaczego była dziś taka szczęśliwa.<br />
Jakby wygrała los na loterii. Chłopak przeskoczył przez kanapę i zajął na niej miejsce.<br />
-Hej. - Uśmiechnął się ponownie do przyjaciółki. - Mam dla Ciebie małą niespodziankę.<br />
-Co? O co chodzi, Rugg? - Zapytała niepewna.<br />
-Chodź ze mną. Zaufaj. - Wyciągnął do niej swoją dłoń. Pewnie złapała ją po czym wstała i uściskała chłopaka.<br />
-Dziękuję, że jesteś. - Spuściła wzrok w dół.<br />
-Nie masz za co, dobrze wiesz, że jesteś dla mnie jak część rodziny. - Podniósł jej brodę. - I nigdy nie możesz w to wątpić.<br />
Zamknęła drzwi od domu i już po chwili szli przez park.<br />
<i>Życie pełne jest kolorów. A jest ich tyle ile potrafimy w nim dostrzec. To zależy od nas. </i><br />
-Ruggero, ta piosenka... - Usłyszała dobrze jej znaną piosenką. - Przecież to jest...<br />
-Hoy Somos Mas? - Zapytał pewnie patrząc przed siebie. - Patrz tam.<br />
Zwróciła wzrok w stronę grupki ludzi, po czym ponownie została złapana za rękę i pociągnięta w ich stronę.<br />
<u>- Tutaj wszystko miało sens,ponieważ tu was poznałam... </u>- Zaczęła wysoka rudowłosa dziewczyna.<br />
<i>Cande.</i> Przeszło jej przez myśl po czym zakryła usta ręką.<br />
<u>-To jak żyliśmy było warte, o czym marzyliśmy, to co zdobyliśmy...</u>- Ujrzała bruneta wychylającego się zza drzewa. Rozpoznała go jak dziewczynę poprzednio. Jej oczy natychmiastowo się zaszkliły.<br />
<div>
-Zrozumiałam, że to było warte, że każda historia ma swój powód. - Jej serce biło szybciej niż normalnie. Jej wszyscy przyjaciele, których niegdyś zostawiła, bo nie chciała zranić. Oni wszyscy stoją tu i śpiewają dla niej.<i> Nie zapomnieli.</i></div>
<div>
<u><i>- </i>Abyśmy byli razem, by wierzyć, abyśmy grali naszą piosenkę. </u>- Kontynuowała Mechi z Jorge'm. </div>
<div>
Z jej oczu już tym razem polały się łzy, nie smutku, lecz radości. Nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. Myślała, że to tylko sen i że zaraz się obudzi, ale... Jednak to była prawda. </div>
<div>
<u>-Wszystko znowu wraca, razem, nie spoglądając wstecz. Poczuj, o czym marzę, żyj, twym przeznaczeniem jest dziś...</u>- Wszyscy podbiegli do płaczącej Włoszki. Spoglądała na nich przytulając każdego z osobna. </div>
<div>
Była zdezorientowana. To wszystko działało na nią za bardzo. Myślała teraz tylko o nich. O jej prawdziwych przyjaciołach. Którzy zostali mimo wszystko.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b><i>Bądź obok mnie.</i></b></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Była pionkiem na szachownicy życia. Każdy mógł ją strącić w dowolnej chwili, lecz powoli uczyła się, że poddać się to najgorsze co można zrobić. Nauczyła się żyć z tym, że nie zawsze będzie łatwo. A to, jak została potraktowana napędziło ją do działania. Przyjaciele są największą wartością w jej życiu.</div>
<div>
<br /></div>
<br />
<b> Straszliwy sen.</b><br />
<br />
Nawet dokładnie nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Często śniło jej się, że spada. Tak normalnie, po prostu stała nad przepaścią, wielką, czarną dziurą i spoglądała w dół. Bywały dni, że wydobywały się z niej tłumione krzyki, brudne słowa, jakieś nieprzyjemne oszczerstwa. <i>To byli oni? </i>Chciała się cofnąć, wrócić, nie gapić się bezmyślnie w coś, czego wcale nie widziała. <i>A przecież nie była ślepa</i>.<br />
Wtedy skoczyła.<br />
Nie czuła zupełnie nic.. Zimno wcale nie przygniata jej ciała, podobnie jak wiatr, który na tą chwilę, tak jakby znikł. Po prostu spadała, nic więcej. Budziła się, gdy jej oczy gubiły światło, gdy punkcik, gdzie słońce wisiało na niebie zgasł. <i>Okropieństwo. </i><br />
Bała się zmrużyć oczy, zasnąć. Bezsenność wisiała w powietrzu, ponury zapach zwietrzałego szczęścia, jego też już nie było. Pozostał odór jej opustoszałego mieszkania i brudnych naczyń na blacie w kuchni - nie miała siły na jakiekolwiek porządki, tak to sobie tłumaczyła. Dni mijały szybko, jak za mgnieniem oka, tylko nie jednym, ale kilku. Wezbrała się w sobie jakoś tak przy pięćdziesiątym dziewiątym, kiedy najlepszy przyjaciel oznajmił, że wpadnie uczcić jej imieniny. <u>Nie lubiła świętować</u>.<br />
<br />
Pod koniec dnia, gdy dom już lśnił czystością - postarała się, dla siebie, nie dla niego - rozłożyła na stole swoją najlepszą zastawę, biała porcelana muskana lekkim złotem. Chwilę przyglądała się swojemu niewyraźnemu odbiciu w liliowej tafli, myśląc o tym, czy kurczak będzie równie źle prezentował się na kryształowym półmisku. Musiało wyglądać to dość dziwacznie. <i>I zdecydowanie strasznie.</i><br />
<br />
Ostatni element, taki nietypowy jak na wieczór z przyjacielem, świeczki. Wybrała naturalnie w kolorze błękitu, bo uwielbiała ten kolor. Ponoć jego wielbiciele są nieśmiali i łatwo popadają w depresje - to prawda. Wzdycha, odpala jedną z zapałek, a później przygląda się dwóm płomieniom; przyciska palce do skroni. <i>Przecież tak strasznie boi się ognia.</i><br />
Zapach rozgrzanego wosku roznosił się po pokoju - fiołkowy aromat, którego tak nie cierpiała. Wiedziała, ze ten dzień będzie kompletną porażką. Miała zamiar dzwonić do Federico z przeprosinami, że coś jej wypadło, ale dobrze wiedział o jej obsesji na punkcie dobrze zorganizowanego czasu, który rozszerzał się nawet do pełnego miesiąca. Planowała, wszystko, co do dnia. <i>Więc jak ma się wytłumaczyć? </i>Nie ma wyjścia, dzwoni.<br />
Odzywa się sekretarka. Pewnie nie ma go w domu. Jedzie, a może <b>już jest? </b><br />
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b> <i>Czerwona plama.</i></b><br />
<b><br /></b>
<b><br /></b>
<b> </b>Nie liczyła czasu, trochę speszona jego wzrokiem, który był przesycony czymś w rodzaju obawy, poszła do kuchni po kolejną butelkę wina, sprawdzając przy okazji jak miewa się sos do spaghetti. Długo zastanawiała się nad wyborem dania, ale postawiła na włoski specjał, który swoją prostotą i jakże ciekawym wyglądem zachwycał każdego. Gorzej ze smakiem - nie była zdolną kucharką.<br />
Zwróciła się o pomoc do specjalisty. Rozmowa z przyjaciółką przybiła ją jeszcze bardziej, szczególnie życzenia, bo nie wierzyła w ich szczerość. A teraz? Stała z dwoma talerzami, po brzegi wypełnionymi suchym makaronem i czerwonym sosem, który wcale nie pachniał tak, jak powinien, a przez głowę przelatywał jej szereg myśli. Chyba wracały wspomnienia. <i>Te najgorsze, rozumiesz? </i><br />
<i><br /></i>
- Zrobiłam coś do jedzenia - stawia talerz tuż przed nim, prawie upuszcza; chyba powinna się leczyć.<br />
- Coś nie tak? Źle wyglądasz - oznajmił szybko.<br />
- Tak też się czuję - westchnęła siadając naprzeciwko. - Nie wiem, czy będzie Ci smakować, dobrze wiesz, że nie jestem mistrzynią w kuchni.<br />
- Wiem, pamiętam rozgotowaną fasolkę i przesolone mięso, które miałem przyjemność skosztować ostatnim razem - śmieje się. - Chociaż wiesz, nie przyszedłem tutaj, żeby narzekać.<br />
- Już to robisz.<br />
Próbowała go do siebie zniechęcić, ale tak właściwie nie musiała tego robić. Wszystko co powiedziała tego wieczoru, albo co zrobiła było wredne i nietypowe. Lodovica, którą każdy znał, była kiedyś w miarę normalna. Uśmiechnięta, kochająca promienie słoneczne i bawiąca się z każdym bezdomnym kotem, którego spotkała w drodze do domu. Kiedyś miała nawet własnego. Został rozszarpany przez psa sąsiadów, a ona usłyszała tylko <i>"mógł uważać".</i> <b>Ironia losu.</b><br />
<br />
Północ wybiła na zegarze, a oni byli już po trzech butelkach półwytrawnego wina, dziewięciu papierosach i jedenastu gorzkich czekoladkach. Opierała głowę o jego ramię, zaciągając się zapachem białej koszuli, którą specjalnie założył na tą okazję, ale nie miał krawatu, ani lakierek, które zwykł ubierać do niej. W telewizji leciach jakiś film, w tle jakaś tam melodia, a ona wcisnęła na siebie byle jaki podkoszulek, bo miała dość obcisłej sukienki.<br />
Kręciła chwileczkę kieliszkiem, w prawo, później w lewo. Nie zauważyła momentu, kiedy jego zawartość wżarła się w biały aksamit i zabarwiła materiał na przedramieniu. Ruggero jęknął - chyba był <b>zły</b>.<br />
<br />
- Przepraszam, naprawdę przepraszam - paplała trzy po trzy, stojąc przy zlewie w łazience. - Nie wiem jak to się stało. Chyba za dużo wypiłam - trze plamę. Czerwień zmienił się w róż, ten nie pożądany efekt.<br />
- Nie przejmuj się tym, nic się przecież nie stało. Odłóż to, nie męcz się.<br />
- Zepsułam wieczór, jestem beznadziejna - załamuje się w połowie wypowiedzianych słów; ręce trzęsą się jak galaretka. <i>Oszalała. </i><br />
- Powtórzymy go. Nic się nie dzieje, naprawdę. Nie smuć się, Dodo - pogłaskał jej zimne ramiona.<br />
- Myślisz się - prostuje się nieco, zakręca kurek.<br />
- Dlaczego?<br />
- Wyjeżdżam.<br />
<br />
No i się wydało. Od dłuższego czasu miała plan. Przez trzydzieści dni tylko o tym myślała, nic więcej, ale przez kolejne dwadzieścia dziewięć, myśli przybrały kształt planów, a teraz to wszystko stało się przyszłością. Wyjedzie, zacznie od nowa, kupi nawet psa. Nie chce kota, <i>bo to opcja dla desperatek</i> - myślała.<br />
Rozmawiała z nim kilka godzin. On się wzruszył, ona nie bardzo. Chyba dzieliła ich pewna przestrzeń, której nie potrafili zrozumieć. Lodovica od zawsze była samodzielna, czasem nawet nieczuła, no i myślała racjonalnie - realistka, bo to pomiędzy szczęściem, a smutkiem. A on? Odwrotność.<br />
<br />
- Nie.<br />
- Czemu nigdy nie dajesz mi dojść do słowa? - krew w nim buzowała, był zły, albo smutny. - Jesteś pijana, nie wiesz co mówisz. Lepiej połóż się spać. Dojdź do siebie. Okej?<br />
- Rugg, myślałam o tym od dawna. Chce zacząć od nowa. Wiesz, tak jak to robią w filmach. Zazwyczaj wychodzi - wzrusza ramionami, gasząc niedopałek w doniczce fikusa. To już dwudziesty siódmy.<br />
- Nie, tym razem nie. Wiesz, że Cię nigdzie nie puszczę, prawda? - patrzy na nią, oczy wołają o odwzajemnienie uśmiechu, uda się? Niestety nie.<br />
- Nie masz nic do gadania - machnęła ręką. - Już jestem wszystkiego pewna. Jutro zabieram rzeczy. Jeszcze muszę się pożegnać z resztą. Ech, to będzie trudne - spuszcza wzrok, chyba coś ją dźga. Smutek? Miłość?<br />
- Mam. Zawsze miałem, wiesz?<br />
- Yhym. Trele morele. Jasne.<br />
- Nie wierzysz mi?<br />
- Jakoś nie bardzo.<br />
Chwyta ją w pasie, przyciąga do siebie i nim całuje ją - po raz pierwszy - zagląda w jej oczy, które nie mówiły mu zupełnie nic.<i> Odzwierciedlenie duszy, też coś. </i><br />
Ich przyjaźń w tym momencie się rozpadła, okruszki zostały ceremonialnie zmiecione pod dywan, a oni? Oni stali na środku salonu, całując się przy świetle jednej ze świec - druga się wypaliła - a cała przesteń wypełniona była fiołkami. <i>Chyba jednak je pokocha. </i><br />
Przyparł dziewczynę do ściany, a ona zawrzała, jęknęła, omotana alkoholem, a może nim? Język tańczył w amoku, oboli czuli ten sam smak wina. Przygryzła sam jego koniuszek, warcząc energicznie. Trunek krążył w jej żyłach jeszcze szybciej.<br />
Całował zagłębie jej szyi, chowając głowę w włosach, muskając każdy kawałek skóry, delikatnie przygryzając miejsce tuż nad obojczykiem; zawyła, chyba się spodobało. Później, w sumie nawet nie wiedziała kiedy, była już bez koszulki, tak jak on - tylko wcześniej.<br />
Palce plączą się w ciemności, nie może trafić na guzik od spodni, nadal całując jego usta. Chwila, dwie, nie odpuszcza, nigdy. Znajduje, odpina z łatwością, paranoja, przecież wcale nie jest w tym dobra. I zachwyt jej żółciutkich tęczówek za każdym razem, gdy przyglądała się liniom mięśni na jego klatce piersiowej, ramionach. Opalona skóra była gorąca pod jej ustami, niemal parzyła, ale przyjemnie.<br />
- Chyba nie myślisz, że chciałem tylko... - wydobyła a siebie jakieś dźwięki.<br />
- Nie, dziś nie myślę - odpowiada szczerze.<br />
<br />
Przejeżdża opuszkami po zapięciu wiśniowego stanika, jedwabnego, całkiem w jej stylu. Jeszcze daje jej chwilkę, potrafił bawić się w te klocki. Zaciąga ją do łóżka, albo ona jego. Nie pamięta dokładnie, przygląda się jej ze smakiem.<i> Kusiła swoją niedostępnością. </i><br />
Rzucił jej ciało na miękką pościel. Poczuła, jak przygniata jej biodra, składając mokre pocałunki w okolicy podbrzusza. Zawirowała, nawet krzyczała. <i>Co za noc.</i><br />
Chyba zapomnieli o tym, że są tylko przyjaciółmi... A może wcale nimi <b>nie byli</b>?<br />
<br />
<br />
<br />
<i> <b>Ostatni dzień wiosny.</b></i><br />
<b><br /></b>
<b> </b> Przechodzi po bladych, drewnianych panelach wzdłuż korytarzu. Brak puszystego, fioletowego dywanu. Nie dostrzega już rodzinnych fotografii na wytapetowanych ścianach, a dokładnie wiedziała, że na ostatniej był jej dziadek, malujący płot na niebieski kolor. O zgrozo. A na szafce brak porcelanowego słonika, chwilka... brak też szafki. Wszystko uporządkowane, sprzedane, wyniesione. Nie myślała, że będzie nią targać pustka, bo chyba właśnie to czuła, prawda?<br />
Nie lubiła pożegnań. Chwyciła ramie torby, kiwnęła głową i wyszła, trochę najeżona. Ostatni raz chwyciła te same klucze, włożyła do tego samego zamka i przekręciła dwa razy, zamykając nie tylko dom, ale i wspomnienia. Wszystkie. Tą noc także.<br />
<br />
- Naprawdę chcesz wyjechać?<br />
Wstrząsnęło ją to uczucie, westchnęła. Stał za nią zupełnie spokojnie, jakby obojętny temu, że ostatni raz ją widzi, że a nieba spadają krople deszczu, że jeden z panów kierujący wóz od przeprowadzek krzyczy, by wsiadała do samochodu - mają już ruszać.<br />
- Chyba tak - odpowiada po chwili, jakby niepewnie.<br />
- Chyba?<br />
- Och, nie każ mi tego powtarzać. Boli mnie to - była bliska płaczu.<br />
- Mnie też bolało to, że kochałem Cię przez te lata, a Ty miałaś to gdzieś.<br />
Zaniemówiła. Chyba planuje zemdleć, ale grafik przeszkadza. Poczekała więc na jego słowa.<br />
- Tak. Szaleńczo zakochany, aż do bólu.<br />
- Nie wiedziałam - szepce, połykając ślinę.<br />
- Bo nigdy nie pytałaś - warczy pod nosem, zaciska palce na dziewczęcym nadgarstku. - Nic dla Ciebie nie znaczę, trudno, pogodzę się z tym. Ale musisz wiedzieć, że Cię kocham. Zawsze kochałem. A teraz jedź i odkrywaj świat. Czy co tam chcesz robić...<br />
<br />
Pocałował ją, ale tym razem w policzek - na pożegnanie. <br />
- Do zobaczenia, Dodo.<br />
Odszedł. Wodzi wzrokiem po jego sylwetce.<br />
<br />
Zostanie czy pobiegnie na nim? Trudny wybór.<br />
A jednak udało się.<br />
<b><i> Wybrała szczęście.</i></b></div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>***</i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: left;">
<b>Od autorek:</b> Hejciak, tu my! Czyli Kasik i Marcia. Przybywamy do was z Lodoggero, które hmm... Z resztą, sami przeczytaliście. Mamy nadzieje, że wam się spodobało :3 Przepraszamy za spóźnienie, ale to wina Marty. Jest idiotką i leniem, a do tego nie potrafi pisać i zepsuła całego Oneshota. NNieprawda nic nie popsuła, a jej część mnie powaliła, bo jest genialna! <3 Dziękujemy, kochamy was! <3 - My, czyli jedność. </div>
<div style="text-align: left;">
PS: Zapraszamy na Semi, które pojawi się za dwa dni. <3 </div>
</div>
</div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-86927860841438938742014-08-10T14:34:00.001+02:002014-08-11T13:37:48.027+02:00{Zamówienie 011} Leonaty, Diegara || "Kreski" - Carmen E. <div style="text-align: center;">
Tytuł: Kreski (Dashes)</div>
<div style="text-align: center;">
Para: Leonaty (Leon & Naty), Diegara (Diego & Lara)</div>
<div style="text-align: center;">
Gatunek: Dramat, Songfick, Obyczajowy</div>
<div style="text-align: center;">
Przedział wiekowy: T (język)<br />
<b><br /></b>
<b>Uwaga: </b>Nietypowy styl pisania, bardzo krótki.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-g2_xyDq2IvY/U-POZeFJ2-I/AAAAAAAACe8/2nEKLRBsiuA/s1600/ea32a32f0015093453b64f84.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-g2_xyDq2IvY/U-POZeFJ2-I/AAAAAAAACe8/2nEKLRBsiuA/s1600/ea32a32f0015093453b64f84.gif" height="163" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: right;">
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
<i>Dla panny Martin (Leonaty) i dla Kasi (Diegara).</i></div>
</div>
<i><br /></i><i>Może pewnego dnia powrócę tutaj, </i><br />
<i>Może pewnego dnia będę potrafił kochać cię tak, </i><br />
<i>Jak powinienem.</i><br />
-Tyler Ward "Dashes"<br />
<br />
Natalia<br />
<b>Larissa</b><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Pierwszego dnia nie poczuła dosłownie nic. Patrzyła przed siebie obojętnie, nie zwracając na niego uwagi.<br />
<b>Pierwszego dnia nie zmieniło się. Po prostu do jej życia dołączył ktoś nowy. Do teraz obcy. Ale takie rzeczy się zmieniają. </b><br />
<b><br /></b>
Drugiego dnia w ogóle go nie widziała na co nie zwróciła uwagi. Obcy. Nieznajomy. Nowy.<br />
<b>Drugiego dnia spojrzała w jego brązowe oczy i uśmiechnęła się, niepewnie. Odpowiedział takim samym gestem. Nadal nic... </b><br />
<b><br /></b>
Trzeciego dnia spotkała go w kawiarni, siedzącego przy jej ulubionym stoliku. Dosiadła się. Było tłoczno.<br />
<b>Trzeciego dnia oficjalnie przedstawił ich sobie jej kolega. Wymienili pare słów. Bywa. </b><br />
<b><br /></b>
Czwartego dnia przywitał się z nią na korytarzu na uczelni, mijając ją w pośpiechu. Już znała jego imię. Leon.<br />
<b>Czwartego dnia nie zdarzyło się nic ważnego. </b><br />
<b><br /></b>
Piątego dnia wyszła na imprezę z przyjaciółką, na której był on. Zatańczyli razem jeden taniec. Nic więcej i nic mniej.<br />
<b>Piątego dnia siedziała w salonie ucząc się na egzamin, kiedy dostała SMSa. Od niego. Pierwszego. Po raz pierwszy coś w niej drgnęło. </b><br />
<b><br /></b>
Szóstego dnia nie wychodziła nigdzie z domu. Przyszła do niej druga przyjaciółka, spędziły razem dzień.<br />
<b>Szóstego dnia spotkała się z przyjaciółką. Znów napisał - ucieszyła się. </b><br />
<b><br /></b>
Siódmego dnia pomyślała o nim pierwszy raz, zdając sobie sprawę, że był naprawdę czarujący. Nic nie powiedziała.<br />
<b>Siódmego dnia umówiła się z nim na kawę. Spędzili razem kilka godzin po czym odprowadził ją do domu, na pożegnanie całując w policzek. </b><br />
<b><br /></b>
Ósmego dnia spotkali się na zajęciach, tak samo jak tydzień wcześniej. Tym razem nie był już obcy.<br />
<b>Ósmego dnia nie zobaczyli się. Zadzwonił. Ucieszyła się. </b><br />
<b><br /></b>
Dziewiąty dzień przyniósł zaskoczenie - zaprosił ją na obiad. Zgodziła się.<br />
<b>Dziewiątego dnia nie mogła przestać już o nim myśleć, zastanawiając się, czy człowiek może się tak szybko zakochać. </b><br />
<b><br /></b>
Dziesiątego dnia spotkała się z przyjaciółką i opowiedziała jej o Leonie. Tamta powiedziała jej, że również spotkała kogoś, kto może okazać się kimś naprawdę ważnym.<br />
<b>Dziesiątego dnia powiedziała o nim przyjaciółce i napisała do niego pierwsza. Co to było? </b><br />
<b><br /></b>
Nie widzieli się jedenastego dnia. Czekała na umówione spotkanie.<br />
<b>Jedenastego dnia spotkała go w parku. Rozmawiali o wszystkim i niczym. Nie mogła przestać patrzeć mu w oczy. </b><br />
<b><br /></b>
Dwunastego dnia spotkali się w restauracji. Poznała go lepiej. I z każdą rozmową poznawała lepiej.<br />
<b>Dwunastego dnia nie widziała go. </b><br />
<b><br /></b>
Trzynastego dnia zadzwonił do niej. Rozmawiali ponad pół godziny. Cieszyła się każdą sekundą.<br />
<b>Trzynastego dnia umówili się na spacer. Przeszli pół miasta, nie zwracając na to większej uwagi. </b><br />
<b><br /></b>
Czternastego dnia nie wydarzyło się nic niesamowitego.<br />
<b>Czternastego dnia zdała sobie sprawę, że zaczyna jej na nim poważnie zależeć. </b><br />
<b><br /></b>
<b><br /></b>
...<br />
<br />
<br />
Trzydziestego piątego dnia pocałował ją pierwszy raz. Niepewnie. Odwzajemniła pocałunek, prawdziwie szczęśliwa.<br />
<b>Czterdziestego dnia powiedział jej, że ją kocha. Ona też go kochała. </b><br />
<b><br /></b>
<b>...</b><br />
<b><br /></b>
Sześćdziesiątego dnia powiedział, że nie wie, czy jest gotowy na związek.<br />
<b>Sześćdziesiątego dnia w trakcie spotkania z nim dostała smsa od przyjaciółki. Pożegnała się szybko i ruszyła do Natalii. </b><br />
<b><i><br /></i></b>
<i>Wiem, że to wygląda jakbym uciekał, </i><br />
<i>Nigdy nie powiedziałem, że to co mamy tutaj</i><br />
<i>Było złe</i><br />
~Tyler Ward "Dashes"<br />
<b><br /></b>
Sześćdziesiątego trzeciego dnia powiedział, że musi odpocząć i wyjeżdża. Opuścił ją tuż po tym, jak zdała sobie sprawę, że jest dla niej najważniejszy. Postawił kreskę na ich związku. Zapytała, czy to koniec. Powiedział, że nie wie.<br />
<b>Siedemdziesiątego dnia spytał ją czy zechce poznać jego mamę. Zgodziła się. Dla niego zrobiłaby wszystko. </b><br />
<b><br /></b>
Siedemdziesiątego piątego dnia zadzwonił. Z nadzieją odebrała. Mimo, że ja porzucił tęskniła. Chciała, żeby wrócił. Powiedział, że chce zakończyć ich związek. Postawił grubą kreskę, której już nic nie mogło zmazać.<br />
<b>Osiemdziesiątego dnia poznała jego matkę i młodszą siostrę. Pokochała je od razu. Prawie tak samo jak jego. </b><br />
<b><br /></b>
<i>Może jeżeli wszystko się zmieni, </i><br />
<i>Znajdę swoją duszę,</i><br />
<i>Nawet jeżeli pójdę sam...</i><br />
<i>~</i>Tyler Ward "Dashes"<br />
<b><br /></b><b><br /></b><br />
<b>Trzysta osiemdziesiątego dnia zapytał jej czy za niego wyjdzie. Ze łzami w oczach odpowiedziała, że tak. </b><br />
<b><br /></b>
Niektóre historie mają szczęśliwe zakończenia, inne niekoniecznie...<br />
<br />
<i>Z każdym dniem stawiasz kolejne kreski na tym, co między nami było. Z każdym dniem coraz bardziej zamazujesz to, co miało miejsce. Z każdym dniem widzę coraz mniej przeszłości. Jednak nadal coś tam jest. Coś za czym tęsknię. </i><br />
<br />
Czterechsetnego dnia zadzwonił dzwonek. Otworzyła drzwi i zobaczyła jego. Stojącego tak i wpatrującego się w nią.<br />
-Minął prawie rok...<br />
-Przepraszam...<br />
Cisza. Nie potrafiła sama sobie zaufać. Co miała zrobić? Cofnąć się do przeszłości czy iść dalej?<br />
-Idź dalej, weź mnie ze sobą. Podrzyj tę kartkę, zapiszmy kolejną...<br />
Tyle słów... Tyle kresek. Za dużo?<br />
<br />
<b><br /></b>
<b>Od autorki: </b>Że coś powinnam tu napisać... Wybaczcie takie dziwactwo, ale po 1: miałam ochotę napisać coś innego, po 2: pisałam to dzisiaj, bo ... no cóż, jakoś tak wyszło, po 3: nic nie widzę, ślęczę 15cm nad klawiaturą. Rozwaliłam znowu okulary ^^, po 4: mam dużo rzeczy do napisania, po 5: nie umiem nic konkretnego napisać. Więc tak wyszło ;)<br />
Zapraszam Was na kolejne i poprzednie OSy, które są i będą lepsze od mojego czegoś ^^<br />
<br />
PS. Przepraszam, że dwa zamówienia w jednym, ale w grafiku nam sie nie mieściły OSy, więc takie rozwiązanie wymyśliłam :D </div>
Anonymousnoreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-56613607324749758182014-08-08T23:28:00.000+02:002014-08-11T13:10:44.201+02:00{Zamówienie 010} Leonesca || ''Z biegiem czasu'' - Little Liar<div style="text-align: center;">
<i>Tytuł: ''Z biegiem czasu''</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Para: Leonesca</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Gatunek: paranormal romance, dramat</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Przedział wiekowy: T</i></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYwL8IqtxSts8tCQ1DfSSQSpUxDv59JpcbDrOCM1nL3FQSTbtuiarXTFrXLD9L9znlqn1JOLSjInJbf33wL2keNmy-kqRHauqG8rJuCa1DXUFASKyc0pnzjfriTnZsxAR95kTxe0x0nQQ/s1600/gatsby-house.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYwL8IqtxSts8tCQ1DfSSQSpUxDv59JpcbDrOCM1nL3FQSTbtuiarXTFrXLD9L9znlqn1JOLSjInJbf33wL2keNmy-kqRHauqG8rJuCa1DXUFASKyc0pnzjfriTnZsxAR95kTxe0x0nQQ/s1600/gatsby-house.gif" height="120" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<b>Zamówienie dla Maddy :)</b><br />
<b><br /></b><i>Argentyna, 2014 rok</i><br />
<i><br /></i>
Przymknął oczy ciesząc się chłodnymi powiewami wiatru na twarzy. Obserwował ją od dłuższego czasu, odkąd tylko zaczęły nawiedzać go te sny i wizje, a jemu w jakiś sposób udało powiązać się je z Francescą. Miała na sobie proste, granatowe jeansy i zwiewną, seledynową tunikę, włosy miała proste, spięte w luźny kucyk. W jego wspomnieniach wyglądała nieco inaczej, chociaż wciąż była tą samą dziewczyną. Od dziecka wychowywany był w wierze chrześcijańskiej, wierzył w pośmiertne życie w niebie, jedynie jego dziadek opowiadał mu różne historie nieco odbiegające od zasad jego wiary. Często mu powtarzał, że był jego ulubionym wnuczkiem gdyż spotkali się już gdzieś wcześniej, w poprzednim życiu. Wtedy Leon uznał to za niezwykle ciekawe i fascynujące bajki, z czasem zwyczajnie o nich zapomniał. Kiedy rozpoczął naukę w liceum, Francesca nie była dla niego nikim nadzwyczajnym, jedynie dobrą przyjaciółką jego dziewczyny, Lary. Kiedy zaczęły nawiedzać go <i>te</i> sny nie wiedział, czemu szczególną uwagę zwrócił akurat na nią. Coś w środku podpowiadało mu, że jest właśnie tą dziewczyną, że to ona jest czymś, co wiąże go ze snami. Później zaszło to nieco dalej, wystarczyło by zamknął oczy i na chwilę się wyłączył, wtedy wizje pojawiały się niezapowiedzianie i pochłaniały go w całości.<br />
<br />
<i>Bułgaria, 1444 rok</i><br />
<i><br /></i>
Wtedy nastąpiło ich pierwsze spotkanie. Nie wiedział które to było jego życie, był prawie pewien że żył przedtem jeszcze kilka dobrych razy jednak jego pierwsze wspomnienia sięgały właśnie do roku 1444, kiedy to wkradł się potajemnie do wojsk polsko - węgierskich, by wziąć udział w bitwie pod Warną. Miał zaledwie czternaście lat, był najmłodszy w rodzinie i często odnosił wrażenie, ze jest zwyczajnie bezużyteczny, ojciec i starsi bracia wyraźnie dawali mu to odczuć. Marzył by zostać bohaterem, czuł się niesamowicie idąc by stawić czoła Turkom pod dowództwem króla Władysława III Warneńczyka, jednak gdy właśnie sam król znalazł się wśród martwych, jego entuzjazm szybko opadł. Bał się. Jako jednemu z nielicznych udało mu się wrócić do domu, może dlatego że przez większą część bitwy starał się ukrywać a może dlatego, że przeciwnicy uznali go jedynie za małego chłopca, niestanowiącego dla nich większego zagrożenia. Gdy wrócił do domu, jego rodzice zatrudnili ją by się nim opiekowała. Była mniej więcej w jego wieku, wydawała się być wystraszoną, zagubioną w świecie dziewczynką którą los zmusił by podjęła się pracy. Gdy ujrzał ją pierwszy raz skuloną na ganku i niepewnie na niego spoglądającą, nie wiedział co się z nim stało. Jego serce zaczęły bić szybciej, dłonie drżały, nie był w stanie utrzymać się na nogach. Był zbyt młody by dotarło do niego, że niezaprzeczalnie i bezapelacyjnie się zakochał. Na zawsze. Hristina, bo tak się wtedy nazywała, przyjęła go bardzo ciepło, na samym początku zmieniła mu opatrunki, pomagała w kąpielach i ograniczała się do delikatnych uśmiechów, później jednak zaczęła poświęcać mu więcej swojej uwagi i spędzali razem większość wolnego czasu. Byli zbyt młodzi by poważnie angażować się uczuciowo, wyznał jej jednak kiedyś że jeśli za kilka lat będzie musiał się ożenić, weźmie za żonę właśnie ją, co spotkało się z jej entuzjastyczną reakcją. Kiedy epidemia cholery rozpętała się na ogromną skalę, dotknęło to również jego. Była przy nim do ostatniej chwili, pamiętał, jak pocałował ją w policzek i obiecał, że kiedyś jeszcze się spotkają. Spotkali.<br />
<br />
<i>Szkocja, 1568 rok</i><br />
<i><br /></i>Kiedy wydało się, że królowa Szkocji Maria Stuart uciekła do Anglii i została schwytana Elżbietę I, w całym kraju zapanował chaos. Leon miał siedemnaście lat i jego rodzina z trudem wiązała koniec z końcem, jego matka była sprzątaczką u dość majętnej rodziny, po śmierci ojca wraz z braćmi i siostrą pomagał matce w pracy. Tam spotkał ją po raz pierwszy w obecnym życiu. Była najmłodszą córką właścicielki budynku, miała siedemnaście lat i była wyjątkowo czarującą, inteligentną dziewczyną, przynajmniej tak ją ocenił starając się być obiektywnym chociaż nie bardzo mu to wychodziło, tym bardziej że kochał ją jeszcze przed ich pierwszym spotkaniem. Przyglądając jej się wielokrotnie rozmyślał jakby to było, gdyby i ona pamiętała go z poprzednich żyć. Niestety, dla niej za każdym razem był on zupełnie kimś obcym, wprawdzie miał nadzieję że gdzieś w głębi duszy również go pamięta choć nie jest w stanie sobie tego racjonalnie wytłumaczyć. Bywały chwile, że i on również wolałby nie pamiętać. Za każdym razem jednak odganiał od siebie te myśli i dochodził do wniosku, że wtedy nie szukałby jej, nie chciałby jej odnaleźć a jego życie bez niej byłoby puste. Pocieszał się tym, że za każdym razem rodzą się blisko siebie co dowodziło że między ich duszami istniała swojego rodzaju więź, jednak nigdy, nieważne jak bardzo usilnie się starał, nie udawało im się zaznać szczęścia. Właśnie wtedy, w Szkocji najbardziej zbliżyli się do siebie. Gdy leżeli przy sobie objęci, gdy pierwszy i ostatni raz powiedziała mu że go kocha, zastała ich jej rodzina. Jego matka została wyrzucona z pracy, a Francescę wywieźli z kraju. Z gazet dowiedział się, że kilka lat później zmarła przy porodzie.<br />
<br />
<i>Hiszpania, 1666 rok</i><br />
<i><br /></i>Jego dziadek podobno był blisko z Filipem IV Habsburgiem, królem Hiszpanii i Portugalii, jego ojciec z kolei był więc jednym z powierników kolejnego króla z potężnej niemieckiej dynastii, Karola II. Leonowi na początku wydawało się to być korzystnym wyjściem, dobrym sposobem na dostatnie życie jednak jego ojciec pławiąc się w luksusach szybko zapomniał o swoim synu i żonie, porzucił ich i znalazł sobie nową kobietę, która niedługo później zaszła w ciążę. Leon z przyjemnością obserwował upadek Hiszpanii i spadek jej potęgi politycznej pod wpływem panowania władcy, wiedział że jego ojcu jest to z pewnością wyjątkowo nie na rękę. Niestety, głód, epidemie i kryzys gospodarczy który zapanował w całym kraju dał się we znaki również jemu. Jego ojcu pogorszyło się do tego stopnia, że przyszedł prosić ich o pomoc. Wtedy ją poznał. Była jego nową narzeczoną, dla Leona wkrótce miała stać się macochą, mimo iż byli w jednym wieku. Zdawał sobie sprawę, że na pewno nie zgodziła się wyjść za dużo starszego mężczyznę dobrowolnie. Na samym początku miał ochotę wyrzucić ojca za drzwi, jednak gdy tylko ją rozpoznał zaprosił ich do środka i ugościł najlepiej jak tylko mógł. Chciał wyrwać ją od niego, po raz kolejny zastanawiał się nad tym, dlaczego los go tak karze, za każdym razem zsyłał ją blisko niego jednak w sposób, poprzez który była niedostępna. Kiedy ojciec wyjechał w podróż dużo z nią rozmawiał, rozumieli się doskonale, z resztą jak zawze, mimo to bał się jej powiedzieć, bał się jej opowiedzieć ich historię. Wiedział, że by nie zrozumiała. Dowiedział się, że związała się z jego ojcem z przymusu - jej rodzice twierdzili, że małżeństwo z mężczyzną stojącym wysoko w hierarchii społecznej pomoże ich rodzinie. Kiedy jego ojciec zmarł na jedną z chorób zakaźnych wierzył, że między nimi wreszcie może się ułożyć. Niestety, dwa miesiące później sam zmarł na zapalenie płuc.<br />
<br />
<i>Francja, 1800 rok</i><br />
<i><br /></i>Na dworze Napoleona Bonaparte był synem jednego z jego najbardziej zaufanych ludzi. Obracał się w towarzystwie elity, nie wiedział które to było jego życie, jednak było ono najbardziej dostatnim ze wszystkich, które zdołał sobie przypomnieć. Francja była wtedy jednym z najbardziej silnych i szanowanych państw, czuł się dumny ze swojego pochodzenia. Jego matka nie żyła od wielu lat, z ojcem miał słabe relacje, widywali się co najwyżej kilka razy w tygodniu, cały swój wolny czas poświęcał on sprawom zawodowym i politycznym. Leon z kolei na zmianę uczył się i przesiadywał nad jedną z rzek, rzucając kamieniami i oglądając, jak giną na samym dnie. Tam pierwszego dnia ją zobaczył, miała nie więcej niż trzynaście lat jednak poznał ją z poprzednich żyć. Chodziła ubrana w zwiewną, niebieską sukienkę, włosy splecione miała w dwa warkocze po bokach. Był od niej starszy o dobrych kilka lat więc na początku wstydził się odezwać, jednak gdy za którymś razem ją tam zobaczył przełamał strach. Spotykali się niemalże codziennie, dowiedział się że nie miała tyle szczęścia co on - pochodziła z ubogiej, hiszpańskiej rodziny, jej rodzice zmarli na zakaźną chorobę, wychowywała ją babcia jednak była już ona w dość sędziwym wieku i nie miała głowy do zajmowania się wnuczką. Przy nim, dwudziestoparoletnim mężczyźnie była małą dziewczynką, otoczył ją niemalże ojcowską opieką, zabrał do domu. Bolało go to, że między nimi jest rozbieżność jakichś dziesięciu lat, mimo to każda chwila spędzona z nią niosła ze sobą szczęście i była dla niego wyjątkowo ważna. Kiedy pewnego dnia wrócił do domu, nie było jej. Została prawdopodobnie porwana, nie wiedział kto mógł się tego dopuścić. Szukał jej wiele lat jednak bez żadnego efektu. W tym życiu stracił ją bezpowrotnie.<br />
<div>
<br /></div>
<i>Stany Zjednoczone, 1862 rok</i><br />
<i><br /></i>
Był jednym z żołnierzy biorących udział w bitwie nad Antietam. Nie znał swojego wieku, wiedział jedynie że nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia jeden lat. On i reszta żołnierzy ledwo trzymali się na nogach, ich zaopatrzenie było słabe a kamienie i wyboiste drogi boleśnie raniły ich nagie stopy.<br />
- Myślisz, że wygramy? - zwrócił się do jednego ze swoich towarzyszy, patrząc jak wielu innych bezsilnie pada na ziemię. Wiedział, że już się nie podniosą.<br />
Żołnierz wzruszył ramionami, pocierając dłońmi zakrwawione i brudne od ziemi kolana. Leon na ten widok skrzywił się, choć zdawał sobie sprawę że sam z pewnością nie wygląda lepiej.<br />
- Nie wiem. Jak na razie wydaje mi się, że południowcy mają przewagę.<br />
Pokiwał głową, zaczerpując powietrza. Wydało mu się być wyjątkowo ciężkie i gorące, choć wrzesień powoli chylił się ku końcowi.<br />
Nie wiedział nawet w którym momencie zostali zaatakowani, próbując się bronić rzucił przelotne spojrzenie swojemu koledze. Leżał na ziemi, jego klatka piersiowa powoli unosiła się do góry, z ust wypływała mu krew.<br />
- Cholera. - zaklął pod nosem, podbiegając do niego. Oberwał kulką prosto w brzuch. Leon widział już wiele takich przypadków i wiedział, że nie uda mu się z tego wykaraskać. Pochylił się nad nim chcąc coś powiedzieć, cokolwiek, dodać mu otuchy jednak słowa ugrzęzły mu w gardle. Żołnierz otworzył usta chcąc się odezwać jednak był zbyt słaby, z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Ostatnie co zapamiętał to przerażenie w jego na wpół martwych oczach.<br />
Kiedy się obudził obraz przed oczami był rozmazany, znajdował się w białej sali, był cały obolały, nie mógł nawet ruszyć ręką. Jęknął, rozglądając się dookoła.<br />
- Leż spokojnie. - usłyszał, a na widok ciemnowłosej dziewczyny serce zabiło mu szybciej. Choć mówiła w innym języku i wyglądała nieco inaczej, rozpoznał w niej Francescę. Miała długie, kręcone włosy i białą, zwiewną sukienkę.<br />
- Gdzie ja jestem? - wydusił, próbując przekręcić głowę jednak z marnym efektem.<br />
- Nie ruszaj się! - zawołała, podbiegając do niego i poprawiając mu poduszkę. - Jesteś w szpitalu. Zostałeś postrzelony w plecy. - powiedziała, spuszczając wzrok.<br />
Zaczerpnął powietrza starając się uspokoić szalejące w głowie myśli. Nigdy w tym życiu nie spotkał kogoś, przy kim czułby się tak jak przy niej wtedy. Widział ją od paru minut, a serce biło mu tak szybko jak nigdy przedtem.<br />
- Jesteś pielęgniarką? - spytał, nie spuszczając z niej wzroku.<br />
- Córką pielęgniarki. - wyjaśniła szybko. - Moja mama miała się tobą opiekować po zabiegu ale przywieźli jej kilku nowych pacjentów w krytycznym stanie i poprosiła mnie o pomoc.<br />
Niepewnie przytaknął, wciąż uważnie lustrując ją wzrokiem. Przez cały kolejny tydzień odwiedzała go regularnie. Obiecał jej, że gdy stąd wyjdzie zabierze ją na wycieczkę do Włoch. Obiecał, że pojadą tam razem. Zmarł dziesięć dni później na wskutek źle przeprowadzonej operacji i zapalenia płuc.<br />
<br />
<i>Argentyna, 2014</i><br />
<i><br /></i>
Zerwał się z łóżka, gwałtownie zaczerpując powietrza. Wstał, chwiejąc się na nogach dotarł do łazienki i przemył twarz zimną wodą. Pamiętał. Teraz już pamiętał to wszystko. I wiedział, że jego uczucie do Francesci wcale nie było nagłe i irracjonalne. Jedyne czego pragnął to usiąść obok dziadka i zapytać, chciał jak najszybciej poznać odpowiedzi. Poczuł dziwne ukłucie w sercu kiedy uświadomił sobie, że jego już nie ma. Że sam będzie musiał do tego wszystkiego dojść. Oparł się o ścianę obok wanny, próbując oddychać spokojnie. Zastanawiał się, dlaczego dopiero teraz, dlaczego wcześniej nie był w stanie przypomnieć sobie swoich uprzednich żyć. I myśl, która nagle pojawiła się w jego głowie zabolała go jeszcze bardziej. Bo teraz żył po raz ostatni. Zastanawiał się, jakby to było gdyby teraz, swoje ostatnie życie - jak każde uprzednie - spróbował spędzić z nią. Czy by się udało? Pokręcił głową, bojąc się myśli które właśnie go nachodziły. Skoro za każdym razem ich związek doprowadzał do śmierci jego lub jej, może tym razem lepiej nie ryzykować? Zerwał się jak oparzony, kiedy usłyszał syngał swojej komórki. Zerknął na wyświetlacz. Odetchnął, odbierając połączenie od Lary, swojej dziewczyny. Podjął decyzję. Nie chciał niczego zmieniać w swoim życiu, bał się. Co najwyżej obiecał sobie, że spróbuje się z nią bardziej zaprzyjaźnić.<br />
<br />
<i>dwa miesiące później: </i><br />
<br />
Kiedy zaczął spędzać coraz więcej czasu z Francescą, Lara nie wytrzymała. Zerwała z nim i miała o to żal do przyjaciółki, Leon stwierdził że w gruncie rzeczy trudno było jej się dziwić. Nie znała w końcu ich historii. Poza nim samym, nikt jej nie znał. Jego uczucie do Fran odżyło i wydawało mu się, że nie można kochać już bardziej, jednak każdy dzień przekonywał go jak bardzo się myli. Ją też do niego ciągnęło, wiedział że podświadomie musi go pamiętać. Wielokrotnie zbierał się w sobie by opowiedzieć jej wszystko o nich, jednak za każdym razem tchórzył, wiedział że nie zrozumie, że weźmie go za wariata takiego, za jakiego on sam niegdyś uważał swojego dziadka. Im bardziej się do siebie zbliżali przerażał go fakt, że niebawem coś się wydarzy, że skończy się to tak jak w każdym z ich poprzednim żyć. Ktoś lub coś zawsze musiało ich rozdzielić i kończyło się to najgorzej jak tylko mogło - śmiercią jego lub jej. Przysiadł na hamaku, z delikatnym uśmiechem patrząc na jej głowę opartą na swoim ramieniu. Teraz już nie było wojen, w których mógłby zginąć. Nie było dziwnych zasad moralnych poprzez które nie mogli się do siebie zbliżyć ani hierarchii społecznych, które uniemożliwiały im bycie razem. Mimo to, niepokój pozostał. Kochał ją i każda chwila którą spędzali razem przepełniała go szczęściem, jednak miał złe przeczucia, wiedział, że coś stoi im na drodze przez ten cały czas, odkąd pierwszy raz się spotkali. Zacisnął wargi i odgonił od siebie złe myśli obejmując ją ramieniem a na jego twarzy ponownie pojawił się uśmiech. <i>Czy ten ostatni raz wszechświat pozwoli im być razem?</i><br />
<br />
___________________________________________________________<br />
<br />
Dzisiaj miał być shot Marciaka z Kasią a zamiast tego macie mnie... xd Tak, tak, wiem, nie możecie opanować radości xD A na poważnie, mój ciołek nie dał rady rady dzisiaj z Lodogerro ale niebawem na pewno razem z Kasią się z tym uporaja ;> No więc ten... kocham cię ciole! <3 I Was też, do następnego! ;*<br />
<br />
<br />Unknownnoreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-6267220327666641672014-08-06T12:30:00.000+02:002014-08-06T12:30:20.330+02:00{Zamówienie 009} Fengie || ''Światło'' - Marcela Ferro i Kathrina<br />
<div style="text-align: center;">
Tytuł: ''Światło''</div>
<div style="text-align: center;">
Para: Fengie (Federico i Angie)</div>
<div style="text-align: center;">
Gatunek: Romans </div>
<div style="text-align: center;">
Przedział wiekowy: T </div>
<div style="text-align: center;">
UWAGA! Prostytutka w opowiadaniu<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTFBtc2o3eSiOQiQtr-JZJ_tlIxEFtrTJH46GPKEuaDsg0RffrdsXb-b-5K0lghFFkIeog1dYJDR94UbYiIjQ2CJFWQ1RtXsmVdbcr11aK0QsI_4k4sf5IG8fmmUfMjlYukPhmewljeNpE/s1600/tumblr_n11vjnbtmP1sjbtl2o1_250.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTFBtc2o3eSiOQiQtr-JZJ_tlIxEFtrTJH46GPKEuaDsg0RffrdsXb-b-5K0lghFFkIeog1dYJDR94UbYiIjQ2CJFWQ1RtXsmVdbcr11aK0QsI_4k4sf5IG8fmmUfMjlYukPhmewljeNpE/s1600/tumblr_n11vjnbtmP1sjbtl2o1_250.gif" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Dla Lin ♥</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i>,,Co ja bym zrobił bez twoich wyszczekanych ust</i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i>Przyciągają mnie, a Ty mnie odrzucasz</i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i>W głowie mi się kręci, nie żartuję, nie mogę cię zdefiniować</i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i>Co się dzieje w tym pięknym umyśle?''</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i> </i>W labiryncie ciemności, całe swoje życie zamieszkiwała piękna królewna, która nie była wstanie odnaleźć właściwego wyjścia. Jej oczy przyzwyczajone były do ciągłej ciemności. Czasem zastanawiała się, czy rzeczywiście widzi. Ale zdarzało jej się natrafić na lampy ognia. Miała tylko siebie. Tylko swoje ciało. Więc służyła nim jak tylko mogła, by przetrwać, by żyć, by doczekać się chwili końca rozdziału pod tytułem ''<i>ciemność'' </i>a rozpocząć nowy, pełny życia i kolorów. ''<i>Światło'' </i>zawsze i na zawsze byłby dla niej wszystkim, uratowałby ją. Pomógł by dotrzeć do wyjścia bez końca. Mijały lata, a ona nie wierzyła, że kiedykolwiek zdoła uwolnić się z pudełka ludzi przeszłości, którzy tak naprawdę zaciągnęli ją do tamtego miejsca. Ratowała się myślami, że właśnie dlatego, że ona cierpi, ktoś inny może być w tym momencie szczęśliwi. Tylko dlatego trwała nadal na świecie. Życie uważała za najcenniejszy dar od Boga. A samą siebie, za uwięzioną księżniczkę w wieży, którą kiedyś uratować może książę i wreszcie zawita jasność. Jednak już liczyła się z tym, że nigdy nie zazna życia jasności. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
W najgorszych ciemnościach, zawsze się pojawiało. Gwiazdy. Blask. Świece. Jasność. Zawsze ratowało ją przed upadkiem. I nigdy nie zdarzyło się, żeby umierała. Była bardzo silna. Mimo tego, że łatwo nie miała, wygrywała. Nie poddawała się. Uparcie pięła się w górę. Nie mogła upaść. To nie było w jej stylu. Kobieta pewna siebie, jak mało która. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Wybuchała, czerwieniała, promieniała.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Opadła. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Jej ciało było rozpalone, kolejna noc, w innym klubie.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Zimno stalowej rury, pomagało ochłodzić jej gorące ciało. Uwodziła ich. Ich wszystkich.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Podeszła do pierwszego lepszego. Z bujną czupryną, w średnim wieku, na oko około 45 lat. Nic specjalnego. <i>Kryzys wieku średniego, będzie łatwo,</i> pomyślała, przygryzła wargę i ruszyła po swój cel. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
To nie było nic trudnego, zwłaszcza, że ten oblech miał ją już na oku dużo wcześniej. Przebyła dzielącą ich odległość i szepnęła mu go ucha podniecające słowa zapraszające do wspólnej zabawy, a następnie ruszyła na zewnątrz. On dopił swojego drinka i poleciał za nią, zostawiając kelnerowi mały napiwek. Wszyscy się za nią uganiali, bo wydawała się być niemożliwa. Była jak zakazany owoc, który kusił najbardziej tych zaobrączkowanych. Boska, zgrabna blondyna w obcisłej sukience, proponująca mu sex, o czym innym może marzyć mężczyzna po czterdziestce, gdy żona umyta, nie pozwoli się dotknąć? Więc płacą za przyjemność, gdy w domu nie mogą jej zastać. Mężczyzna zaprosił kobietę do motelu, i to on płacił za wszystko, za przyjemność i w miarę dobre warunki. Mimo iż wydawał się w porządku, tak na prawdę wiedziała, że w głowie ma tylko jedno, ale jest zbyt wstydliwy i nie wie jak zacząć.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i>W końcu to moja praca. </i>Kolejne myśli przechodziły jej po głowie, podeszła do mężczyzny i powolnie zaczęła rozpinać jego koszulę. Widziała uśmiech na jego twarzy. Mimo tego iż nie był on zbyt atrakcyjny, jej oczom ukazała się silnie umięśniona klata. Położyła się na łóżko i zaczęła ściągać z siebie poszczególne części garderoby, złapał do czego kobieta dąży i zaczął jej pomagać. Nie minęło kilka chwil, a leżała całkiem naga, a on na niej przyssany do szyi.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i> Już po wszystkim.</i> Odetchnęła z ulgą. Minęło sześć godzin, leżała z nim w łóżku. Jak najszybciej podniosła się, złapała swoją lekką, prześwitującą bluzkę i obcisłą, skąpą spódniczkę, po czym nałożyła na małe stopy buty. Klient na wyciągnięcie jej ręki wyjął z portfela pięć banknotów po czym włożył jej do kieszeni bluzki. Uradowana swoim zarobkiem ruszyła w stronę domu. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i>,,Pojmujesz, że ją kochasz, gdy pozwolisz jej odejść</i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i>Zauważasz, że byłeś na szczycie tylko wtedy, gdy spadasz na dno</i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i>Nienawidzisz drogi tylko wtedy, gdy tęsknisz za domem</i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i>Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść</i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i>I pozwalasz jej odejść.''</i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Miała dopiero dwadzieścia pięć lat, a już była usiedlona z mężem o dziesięć lat starszym, którego dobrali jej rodzice według własnych potrzeb, gdyż był ich wspólnikiem w firmie, którą prowadzili. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Właściwie to nie była już usadzona gdyż od niego odeszła. Zrobiła to pół roku temu. Wyprowadziła się do innego miasta, rzuciła wszystko co tam miała i poczęła zacząć życie od nowa. Nigdy nie wyobrażała sobie, że jej nowy start będzie wyglądał w ten sposób. Obskurne hotele, zdesperowani, napaleni na nią faceci i mizerne kluby, w których musi zarabiać. Nie miała wyboru. Ze zwykłej pensji, wystarczyłoby jej zaledwie na czynsz i pozostałe opłaty związane z mieszkaniem. German Castillo, jej mąż, a w zasadzie są już w trakcie trwania rozwodu. Bił ją, zmuszał do uprawiania seksu, znęcał się i wyżywał. Nie mogła wiązać przyszłości z kimś takim. On natomiast nieustannie jej szukał, prześladował i chciał aby znów była jego własnością. Zgodzenie się na to byłoby czymś poniżej jej godności. Gdy go opuściła popadł z alkoholizm, podobno kilka razy był na policji i w szpitalu psychiatrycznym. Te wszystkie obrazy, które mogła sobie tylko wyobrazić czasami przyprawiały ją o zaszklone oczy, ale umiała szybko się uspokoić i odwrócić swoją uwagę. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Przemyła twarz zimną wodą, otarła ją ręcznikiem po czym przejrzała się w lustrze. Kobieta szatan. Nie mogło to do niej dojść, nie mogła zrozumieć dlaczego akurat wybrała taki styl życia. Czasami brało ją obrzydzenie, nienawidziła swojego ''często używanego'' ciała. Już dawna nie robiła niczego dla siebie. Nie miała kogoś kto naprawdę darzyłby ją uczuciem, opiekował się i rozumiał. Popierał jej decyzje na każdym kroku. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
-Chyba masz za duże wymagania, Angeles, otrząśnij się. - Mówiła sama do siebie. <i>Zwariowałam.</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i> </i>Minął kolejny spokojny dzień, nic szczególnego, jak zwykle. Nie miała tu znajomych, chciała pozostać tu anonimowa, dlatego jedyną osobą, którą codziennie widziała to pani ze sklepu, nawet ją traktowała z dystansem. Jej dzień do godziny dwudziestej ciągnął się w nieskończoność. Patrzyła jak krople deszczu spływają po szybie, kot chodzi przy ulicy, oglądała telewizję, czytała trochę książek i szukała stroju na wieczór. To jak wieczność. Nagle jej serce stanęło, a rutyna została zaburzona. Pukanie do drzwi.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
-Otwierać, policja. - Usłyszała mocne pukanie do drzwi i męski, potężny głos. Roztrzęsiona podeszła do drzwi, szarpnęła za klamkę, a na jej twarzy pojawiła się ulga i wściekłość. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
-Cholerni żartownisie! - Wrzasnęła na pół klatki po czym schowała się do środka mieszkania. Osunęła powolnie po drzwiach i nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Weszła pod prysznic zmywając z siebie nudę dnia. Zmoczyła się zimną wodą, po czym zmywała pianę z włosów. To była jedna z jej ulubionych czynności. Mogła przemyśleć niektóre sprawy, tu miała chwilę ciszy. Tylko ona i jej myśli. Lubiła długie zimne zraszanie się wodą. Pomagała racjonalnie myśleć i przyjemnie orzeźwiała. Po danej przyjemności związała włosy w roztrzepanego koka, a ciało owinęła białym ręcznikiem, po czym wybrała się do swojej sypialni. Otworzyła szafę i wyjęła z niej wysokie czarne buty na obcasie, bluzkę na cieniutkich ramiączkach, która odsłaniała jej brzuch siateczką oraz po raz drugi obcisłą, bardzo krótką czarną spódnicę. Stanęła przed największym lustrem w domu. Mocno maznęła jej ulubioną, czerwoną szminką usta. Faceci lubili ten kolor, pociągał ich.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Na obu oczach namalowała równe kreski jej najciemniejszym eyelinerem. Oczy podkreśliła kredką, a rzęsy wydłużającą maskarą. Długie, złote włosy zakręciła delikatnie na lokówce, a zbędne pasma podpięła do tyłu. Dziś postawiła na elegancję. To też ją nakręcało do działania. Uwielbiała świetnie wyglądać, a swym wyglądem kusić innych. Narzuciła na siebie tylko bordowy płaszcz, po czym zatrzasnęła drzwi od domu ruszając w stronę klubu. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i>,,Moja głowa jest pod wodą, </i><i>ale oddycham swobodnie.</i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i>Jesteś szalona a ja tracę zmysły.''</i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i> </i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Zdjęła swój płaszcz, rzuciła go na kanapę i ruszyła do boju, stanęła przy jednej z rur i zaczęła zapuszczać wzrok na facetów, śliniących się na jej widok. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i>Ten za stary, ten wygląda jak frajer, a tego nie wiem jak wpuścili do klubu, z szesnastolatkami tego nie robię. </i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Powoli śledziła każdego, kto siedział w obrębie jej wzroku. Zobaczyła jednego, wyglądał na kogoś w jej wieku, może rok, maksymalnie dwa lata starszego. Miał delikatny zarost i zadbane brązowe włosy. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Spodobał się jej. Jako jedyny w tym towarzystwie był przystojny. Przyglądała się mu kontem oka przez kilka minut, widziała jak co chwilę zamawia kolejnego drinka.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i>Podejdę, zanim całkiem będzie nieświeży. </i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Wykonała<i> </i>kilka pewnych kroków, gdy podeszła do stolika przy którym siedział chłopak wszystkim innym oczy wyskoczyły z orbit. Nie mogli w to uwierzyć i większość po cichu miała nadzieję, że to właśnie ich wybrała. Usiadła koło przystojniaka, po czym położyła swoje nogi na jego kolanach. Podniósł wzrok i natychmiastowo otrzeźwiał. Dziewczyna wstała z miejsca i wskazała palcem na wyjście. Posłusznie podążył za nią. Prowadził ją do swojej dumy.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Dotarli do jego samochodu. Duży, luksusowy, to się jej podobało. Wsiadła do czarnej Audi, a po chwili dołączył do niej Pan Tajemniczy. Nie chciała się krępować, szybko przestąpiła z miejsca z tyłu samochodu, na środkowe, a później była już na mężczyźnie. Usiadła okrakiem i przyssała się do jego ust.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Czuła ich miękkość i ciepło. Lepszych nigdy nie miała zaszczytu spróbować. Pociągał ją. Lecz jej przyjemność nie potrwała długo, oderwał się od niej po czym przerzucił na siedzenie obok. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
-Nie przyszedłem po to. - Wymamrotał pod nosem. Na jej twarzy pojawiło się zniesmaczenie. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
-To po co wybrałeś się do<u> takiego </u>klubu? - Zapytała zdziwiona. W sumie była też zawiedziona, pierwszy raz trafił jej się taki klient. Przystojny, uwodzicielski. Nie wiedziała jak się zachować. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
-Kolega mi go polecił, a, że teraz wpadłem w dołek, musiałem coś ze sobą zrobić. - Oznajmił jej.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
-Więc... Może ja mogę Ci jakoś pomóc? Wiesz, nie znamy się, nie będę Cię osądzać, po prostu wysłucham i postaram się pomóc. - Teraz na jego twarzy wymalowało się zdziwienie. - Jestem Angeles, ale mów mi Angie. - Powiedziała kobieta. Nigdy żaden inny mężczyzna nie poznał jej imienia, dla nich była zwykłą dziwką, z którą mieli ochotę na jeden, szybki numerek. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
- Federico. - Uśmiechnął się i podał przyjaźnie rękę.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
-Więc... Federico. Powiedz co Cię gnębi i dlaczego zatapiasz swe smutki w kieliszku? - Zadała pytanie i posłała mu ciepły uśmiech. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Czuła coś magicznego. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i>,,Bo wszystko co we mnie kocha wszystko co w tobie.</i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i>Kocham twoje krągłości i wszystkie krawędzie, wszystkie twoje idealne niedoskonałości</i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i>Daj mi całą siebie, a ja dam całego siebie tobie</i></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<i>Jesteś moim końcem i początkiem, nawet jeśli przegrywam, to wygrywam''</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i> </i>Obudziły ją promienie porannego słońca wdzierające się przez duże okno w jej sypialni. Była wypoczęta, jak jeszcze nigdy przedtem. Nim się podniosła, dotarły do niej informacje z niniejszej nocy. Nie przespała się z tamtym mężczyzną. Ona tylko mu pomogła. Rozmawiali? Jak mogła odpuścić sobie jedną noc pracy dla jakieś pijanego kretyna!? Ale w jego postawie, było coś, co nie pozwoliło jej działać swoimi zasadami. Jego oczy, nikt nigdy tak na nią nie spoglądał. Odkąd stała się, kim się stała, tak na prawdę z nikim nie miała przyjemności porozmawiać normalnie, o swoich uczuciach, problemach, wysłuchiwać drugiego, udzielać mu rad, wspierać się nawzajem. Zupełnie coś nowego. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Nie pamiętała, jak znalazła się w domu. Widziała jakby przez mgłę, czarny samochód, i tyle. Zapamiętała imię mężczyzny z którym rozmawiała. Federico. Takie piękne imię, przemawiało do niej pięknymi słowami. Zapytał, dlaczego zajmuje się prostytucją. Zapytała się jego, co sprowadziło go do ciemnego clubu. Odpowiedzi uzyskali, i może dlatego, tak bardzo Federico nie przypominał jej tylko zwykłego klienta? </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Cały jej dzień poszedł na stracenie. Spędziła go na wylegiwaniu się. Na płakaniu w rozmyśleniach. Przyszły jej rachunki. Jak było wspaniale, tak stało się tragicznie. Zastanawiała się, skąd wytrzaśnie tyle pieniędzy, żeby utrzymać swoje niewielkie mieszkanie w bloku. Praktycznie nic nie jadła, tyle co jakieś tanie jogurty, ale przywykła do głodu, wiedziała, że wtedy przynajmniej nie straci dachu nad głową. A dla niej lepszym wyjściem, było się przegłodzić niż spać pod mostem.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Kiedyś jej życie było zupełnie inne. Miała rodziców. Miała rodzinę. Ale kiedy za młodych lat, dowiedzieli się, że zaszła w ciążę a później usunęła swoje dziecko, najzwyczajniej w świecie wyrzucili ją z domu. Przez kilka lat mieszkała ze swoimi dziadkami, ale śmierć szybo ich dopadła, a nawet po tych wydarzeniach rodzice nie chcieli przyjąć jej z powrotem do domu. Jej ojciec był bardzo surowym człowiekiem. Nie cierpiał, gdy ludzie sprzeciwiali się prawu i religii. A ona właśnie ciągle łamała przepisy. Miała młodszą siostrę, oczko w głowie tatusia. Często nad tym myślała, może gdyby była ich jedynym dzieckiem, nie odważyliby się wyrzucić jej z domu. Miała ciężko, i tyle. Na studia nie miała szans. Na pracę tym bardziej. Nie miała nikogo kto mógłby jej pomóc, więc nauczyła się sama sobie radzić. Później pojawił się kolejny świr w jej życiu, który złamał ją po całości, jej były mąż, którego po latach wciskał jej tatuś i już totalnie ją zniszczyli. Wgnietli w ziemię by już nigdy nie była wstanie się podnieść. Ale ona się nie poddała. Ratowała się wszystkim tym co miała. Sobą. Nie żałowała swojej decyzji, przejrzała na oczy. Może gdyby podejmowała w przyszłości inne decyzje jej przyszłość wyglądałaby inaczej, ale nie chciała cofać czasu. Nie chciała cofać się do przeszłości, bo tamte wspomnienia bolały ją bardziej niż te obecne stany. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
W nocy znów wyruszyła do swojego miejsca <i>pracy</i>. Jak zawsze, wywierała na innych wielkie wrażenie. Każdy jej pragnął, bo wydawało się im, że jest dla nich niemożliwa. A tak na prawdę, była tanią dziwką, która oddawała swoje ciało za pieniądze, by móc normalnie żyć. Tak jak każdy inny. By nie musieć ośmieszać się jako sprzątaczka na ulicy. By też mieć szanse normalnie żyć. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Rozglądała się gorączkowo po zatłoczonym klubie. Wszędzie same obleśne typy. Gdy widziała, jak usiłuje zwrócić na nią uwagę jakiś stary, tłusty mężczyzna, ale bogaty mężczyzna, aż jej się zbierało na wymioty. I właśnie w takich momentach nienawidziła samej siebie, bo nie mogła sama sterować swoim życiem, i móc jak ten typ, urządzać sobie podobnego typu atrakcji, ale jako zupełnie inna osoba. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Ruszyła dumnie przed siebie, tym razem z myślą pewnej szczęśliwej bajki w głowie. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>''Dziś mogę umrzeć z miłości,</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>Ratuj moje serce,</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>Zostań ze mną.''</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Kolejnej nocy, poprawiając makijaż w toalecie, zastanawiała się nad tym, czy słusznie postąpiła. Zarobiła, i to nie mało, ale czuła się źle. Jakby jej własne ciało przestało należeć już tylko do niej. Mężczyzna dzisiejszego wieczoru, zadowoliłby się z byle czego, był typem obleśnie bogatego kolesia. A biedna żona, pewnie niczego nieświadoma właśnie w tym momencie leżała oglądając jakąś tanią telenowelę. Angie głośno westchnęła i wyszła z pomieszczenia do gwaru tłumu imprezy. Wydawało jej się, że wszyscy się na nią patrzą, doskonale zdając sobie sprawę z tego co przed chwilą robiła. Nigdy nie traktowała sexu jako coś wyjątkowego. Jej przeszłość nie pozwalała jej tak uważać. Wyobraźnia podziała jej poprzedniego dnia. Ciągle widziała w niej Federico w roli jej rycerza na białym koniu, ale zdawała sobie sprawę, że nigdy więcej go już nie zobaczy. Miał szanse uratować swoje życie. Sama mu tak doradzała. Chciała komuś pomóc, by chociaż dzięki niej jedna osoba nie ponosiła tylko samych konsekwencji za swoje zachowanie. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
I naglę, jak przez mgłę, zobaczyła twarz mężczyzny z którym rozmawiała. Patrzył na nią z obrzydzeniem. Wybiegła z klubu ze łzami w oczach. Rozglądała się gwałtownie, wyszukując jakiejś taksówki. Chciała jak najszybciej uciec. Zostawić dzisiejszy dzień za sobą. Zacząć nowy, kolejny, spokojny, w swoim łóżku. W pokoju, w ciszy. Samotnie, jak przez całe swoje życie. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Jak we śnie, poczuła ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Odwróciła się i ujrzała przystojnego chłopaka, któremu zwierzyła się ze swojego życia. W jej głowie, myśl krążyła wokół pięknej bajki, o księżniczce i księciu, który ratuje ją przed zniszczeniem i złem świata. Ale ona natychmiast otrząsnęła się z transu. Nie potrzebowała pomocy żadnego mężczyzny. To ona ich niszczyła. Wykorzystywała. Skubała z pieniędzy i dawała im chwilę najcudowniejszych przeżyć. Następnie ich porzucała. Pustych, tak jak jej dusza. Ale to ona wtedy cierpiała. Nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, jak wielkie ślady pozostawały na jej sercu. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Spojrzała mu prosto w oczy i strzepnęła jego rękę z ramienia. Zdziwiony, nie zdążył jej złapać, gdy zaczęła szybko się oddalać. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
- Gdzie ty idziesz?! - Krzyknął za nią i dogonił, nim zdążyła zniknąć za skrzyżowaniem. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
- Możesz za mną nie łazić? Masz swoje życie, możesz je naprawić. - Warknęła i szła nadal dumnie przed siebie nie odwracając się za nim. Czuła, że po tych słowach zostawi ją w spokoju. Ale bardzo tego nie chciała. Jej potrzebą było, przebywanie z nim, i rozmawianie. Tymczasem on westchnął głęboko i chwycił ją mocno za rękę tak, że nie mogła uwolnić się spod jego uścisku. Chciała krzyknąć, ale zasłonił jej usta wolną dłonią.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
- Przestań udawać, że nie chcesz mieć ze mną do czynienia. Odstawmy to co było wczoraj. Zabieram cię na spacer. - Popatrzyła się na niego bezbronnie, a wtedy opuścił rękę. Zastanawiało ją, co chce jej powiedzieć. Co chce zrobić. Zakuło ją serce, tak bardzo pragnąć, równocześnie odpychając przyszłość. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i>Zostań ze mną.</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>Oni zniszczyli mnie, a ja niszczyłam dalej.</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i> </i><i> </i>Przeszłość nigdy nie zostanie zapomniana. Pewne owoce nigdy nie znikają. A przeszłość nigdy nie odchodzi w zapomnienie. Można ją jednak rozpieścić i pozwolić dzięki niej wprowadzić piękną i szczęśliwą przeszłość, by już nigdy nie popełniać błędów z przeszłości. Być wszystkim, czym pragnie się być. Sobą. Bez ingerencji innych w Twoje życie. Własna historia jest bajką w której żyje każdy z nas. A każdy inny człowiek, niesie ze sobą coś zupełnie nowego do naszego życia.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Federico stał się dla Angie kimś wyjątkowym. Spędzał z nią każdą wolną chwilę, sprawiając, że każdy jej dzień nie był już tak nudny. Wypełniał jej życie miłymi doznaniami. Pozwolił sobie czasem, na bliższy kontakt, w postaci drobnych pieszczot czy delikatnych pocałunków, a ona przeżywała nieznane dotąd uczucia i emocje. Zastanawiała się nieraz, kim dla niej jest Federico. Czy przez te miesiące wspólnie spędzonego czasu, może mu ufać. Ale on był dla niej wybawieniem. Przy nim czuła się bezpiecznie. Nie musiała już chodzić do klubów, bo on przelewał na jej konto pieniądze, troszcząc się o nią, nie wymagając niczego w zamian. Cieszył się, że może pomóc choć jednej kobiecie, która rzeczywiście potrzebuje pomocy. Jej zapłatą za jego hojność, były spokojne noce, które spędzała w jego objęciach. Nie zależało jej na seksie, chciała tylko, by zawsze był blisko niej. Wiedziała, że nie należy on do niej, tylko do innej, a ta świadomość niszczyła jej serce. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
- Nie mogę z nią zerwać, bardzo bym tego chciał, ale wtedy... - przerwał na moment. - Boję się tego co będzie. - Wyznał, trzymając ją w objęciach i bawiąc się jej lśniącymi włosami. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
- Nie powinieneś się bać, nie masz czego. Masz własną firmę. Masz pieniądze i one ci w życiu pomogą. Ale i tak, nigdy nie poklepiesz takiej biedy jak ja. Jesteś szczęściarzem Fede, nawet nie wiesz jakim. - Wyrwała go z zamyślenia i spojrzał na nią. Jej delikatną twarzyczkę, ciało, które samo nie umie walczyć z życiem, i potrzebuje pomocy. Jego pomocy. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
- Masz racje, jesteś szczęściarzem, ale tylko dlatego, że poznałem ciebie. - Chciał ją pocałować, ale się odsunęła. Zdezorientowany spoglądał, jak siada na samym brzegu wielkiego łóżka, oddalając się od niego. - Co się dzieje? - Podniósł się pomału. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
- Nie mogę tego zrobić Federico, masz już swoją kobietę, która na pewno się teraz o ciebie zamartwia. Więc może, powinieneś do niej wrócić. - Zabolały go te słowa. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
- Czyli mówisz, że dopóki nie zacznę sterować własnym życiem, nie będzie mnie dla ciebie... - Nie odezwała się. Federico gwałtownie się podniósł i nim wyszedł, delikatnie musnął ustami jej policzek. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
On nadal będzie brnął do swojego zniszczenia.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Jej nie będzie dla niego, tak jak jego dla niej. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Znów musi wracać do pracy.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Szybko wskoczyła pod prysznic, bez namysłu ostro się umalowała i ubrała czerwoną sukienkę. Ruszyła w miasto, czując w sercu ból.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>Tylko tam...</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Zimny wiatr muskał jej spocony kark. Ciemność i odludzie idealnie pasowały do tego miejsca. Było bardzo urokliwe, a panująca w nim cisza i spokój ratunkiem. Federico trzymał za rękę Angie, i prowadził ją w swoje magiczne miejsce. Znalazł ją we łzach przed klubem. Nie mogła nadal być tą samą osobą co parę miesięcy temu. Federico równocześnie zabił ją, jak i dał jej nadzieje. Nie chciała z nim pójść, bała się, że okaże się tym samym draniem z zimną krwią, ale on był inny niż wszyscy mężczyźni których znała...</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Ta cisza budowała ich relacje. Oboje pragnęli tylko jednego, by znów poczuć smak ust drugiego. Ale nie zdawali sobie jeszcze sprawy z prawdziwych pragnień ich serc. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
- Kiedy miałem piętnaście lat, uciekłem z domu właśnie do tego miejsca. - Wskazał na mały drewniany domek skryty pomiędzy drzewami. - Wtedy byłem jeszcze gówniarzem, ale mimo tych lat, nadal uciekam do tego miejsca. Nie wytrzymuję presji jaką wywiera na mnie mój ojciec i nie jestem wstanie zrobić nic głupiego, co na pewno by mi pomogło i zmieniło moje życie. Dziś zrozumiałem coś bardzo ważnego, i zmieniłem całe swoje życie. Moja decyzja sprawiła, że jestem samotny, ale wreszcie szczęśliwy. To właśnie tylko twoje słowa mnie zmotywowały. Zerwałem z Vannesą, nie obchodzi mnie, że przez to moja rodzina nie będzie milionerami. Jesteśmy bogaci, i te pieniądze nam wystarczą. Są na mnie źli. Nie rozmawiamy ze sobą, ale wreszcie czuje się wolny. Pamiętam twoje słowa, o własnym życiu i prawie decydowania o sobie, dlatego chce ci dać taką szansę. Nigdy cię nie skrzywdzę, nie podniosę na ciebie ręki, ani nie będę zmuszał cię do tego, czego robić nie chcesz, tylko powiedz, że mnie pragniesz...- Spojrzał głęboko w jej oczy. Widział w nich nie tyle strachu, co zdziwienia. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
- Chcesz przez to powiedzieć, że teraz chcesz dać szanse nam? - Uśmiechnął się i ujął palcami jej podbródka. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
- Tak, właśnie to miałem na myśli. - Przygryzła dolną wargę. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
- Ale ja nie jestem jak twoja była. Nie jestem dziewczyną z klasą. Jestem po prostu tanią... - Przerwał jej gorącym pocałunkiem. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i>Książę? </i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i> Księżniczka? </i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i> - </i>Jesteś moją szansą, pamiętaj o tym. - Musnęła jego ust, a jej policzki pokryły się rumieńcem. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i> </i>- Więc teraz... - zastanowiła się. - Masz jakiś koc? - Na początku był bardzo zdziwiony, ale zrozumiał co ma na myśli i szeroko się uśmiechnął.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
- Coś czuje, że nie będzie nam potrzebny.- Porwał ją w ramiona i przycisnął do siebie z całej siły. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Właśnie tam odnalazły swoje miejsce, ich serca. Księżniczka uratowała księcia. I właśnie tam spoczywali. Spali, a wraz z nimi ich dusza i serca. <b><i>Już na zawsze. </i></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i><b>Od autorek: </b></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i>Witajcie, z tej strony Kathrina. Mam nadzieję, że One Shot przypadł Wam do gustu, gdyż był o dość nietypowej parze. Czy poradziłyśmy sobie z takim zadaniem? To już Wy musicie ocenić. Ja w głębi serca mam nadzieję, że Wam się spodobało i czytało to lekko i przyjemnie, tak jak nam go pisało. No i co mogę Wam jeszcze powiedzieć? Nie jestem dobra w pisaniu notek, w dodatku w nocy xd Proszę w swoim imieniu tak samo jak i Marceli, abyście zostawiali swoje opinie w komentarzach, bo bardzo na nie czekamy i myślę, że chyba każdy autor/autorka mnie rozumie ^^ Więc jak... My spotykamy się już za dwa dni w One Shocie o Lodogerro :3 Kocham Was :* Do później! ♥</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i>A tutaj Marcela, dopuszczona do głosu :D</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i>No więc, takiej pary, to ja sama bym nigdy nie wymyśliła, ale to dobrze, że dzięki Wam możemy rozwinąć naszą wyobraźnię, a to tak szczerze, chyba mój taki pierwszy raz kiedy piszę o takiej nietypowej parze :D Więc bądźcie wyrozumiali xD Zapraszam Was do kolejnej pracy Lodogerro za dwa dni. Strasznie mocno Was kocham ♥ </i></div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-21220847006082396752014-08-03T00:30:00.000+02:002014-08-05T22:38:30.751+02:00{Zamówienie 008} Diemiła || "Mała czarna, bez cukru" - Eddie N.<div style="text-align: center;">
<i>Tytuł: "Mała czarna, bez cukru".<br />Para: Diemiła (Diego & Ludmiła) oraz Naxi, Leonesca - gdzieś w tle.<br />Gatunek: Romans, obyczajowy, komedia.<br />Przedział wiekowy: T (miało być K, ale podczas pisania wdarło się kilka "choler" i podtekstów ;D) <br /> <br /> </i><b>Długi, ostrzegam! </b></div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://31.media.tumblr.com/b1e33cba8ecb555d0b23ecee1352b283/tumblr_n062r7ySVI1swv7lbo1_500.gif" imageanchor="1"><img border="0" height="216" src="https://31.media.tumblr.com/b1e33cba8ecb555d0b23ecee1352b283/tumblr_n062r7ySVI1swv7lbo1_500.gif" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Olivii Blanco, </b><br />
mam nadzieję, że Ci się spodoba, słonko :)<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przejechała wypielęgnowaną dłonią po jasnych, upiętych w sztywnego
koka, włosach. Przycisnęła ciemną aktówkę do piersi, upijając z
granatowego kubka kolejny łyk życiodajnego - <i>w jej mniemaniu</i>, płynu. <i>Kawa.</i> Zaciągnęła się ostrym, lekko duszącym zapachem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Odbiła się ramionami od kuchennej wysepki, na której, jeszcze chwilę
temu, opierała cały swój ciężar i sprężystym krokiem przemierzyła małe,
aczkolwiek przytulne pomieszczenie, które w jej niewielkim,
czteropokojowym mieszkanku odgrywało rolę kuchni.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przystanęła obok wielkiego, całkowicie oszklonego okna, wyglądając na zewnątrz; <i> jeszcze jeden łyk.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Zaklęła szpetnie pod nosem, gdy ciemna, jeszcze ciepła (jednak nie gorąca) kawa rozlała się po jej białej, eleganckiej - <i>kupionej specjalnie na tę okazję,</i> bluzce z falbaną na piersi. Wzniosła oczy ku niebu. <i>Dlaczego to zawsze muszę być ja?</i>, pomyślała zrezygnowana, kręcąc delikatnie głową. Oprawki okularów zsunęły się nieco niżej po prostym nosie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzała na zegarek, mieszący się na orzechowej komodzie, ustawionej w najodleglejszym kącie salonu, i odetchnęła z ulgą, <i>miała jeszcze trochę czasu.</i> </div>
<div style="text-align: justify;">
Dzisiejszy dzień był jednym z najważniejszych, w końcu po wielu
(bezskutecznych, wypadałoby zaznaczyć) próbach zdobycia pracy, wysyłając
- wcześniej sporządzone Curriculum Vitae na prawo i lewo, została
zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną; nie mogła pozwolić sobie na
spóźnienie. <i>Broń Boże!</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Dlatego właśnie, tego dnia wstała wcześniej, bo już przed ósmą, choć
godzina umówionego spotkania wciąż majaczyła w jej głowie uprzejmym, acz
lekko przesłodzonym, głosem recepcjonistki: <i>Dziesiąta trzydzieści, panienko Ferro.</i> Machnęła dłonią, <i>chciała wyglądać perfekcyjnie.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Wiedziała, że starając się o pracę asystentki kierownika nie może
pokazać się w siedzibie "Hernandez Company" niedostatecznie elegancka
czy roztrzepana. </div>
<div style="text-align: justify;">
Stanęła przed lustrem, zerkając na swoje delikatnie umalowane policzki,
usta, rzęsy. Zjechała wzrokiem w dół - ciemne buty na delikatnej
koturnie, zakryte palce. <i>Wyżej?</i> Ołówkowa spódnica, sięgająca
kolan - dokładnie wyprasowana, w kolorze ciemnego granatu. Przejechała
długimi, pomalowanymi na bezbarwny kolor paznokciami po staranie
ułożonej fryzurze. Żaden kosmyk nie miał prawa wypaść, co by przypadkiem
nie zburzyć zewnętrznej, dopiętej na ostatni guzik fasady. <i>Struktury.</i> Czarna aktówka leżąca gdzieś na szklanym stoliku i... </div>
<div style="text-align: justify;">
Jęknęła głośno, <i>bezsilnie?</i> </div>
<div style="text-align: justify;">
I wielka, brązowa plama na samym środku bluzki z długim, ozdobionym na
krańcach, rękawem. Zaklęła jeszcze raz, spoglądając z wyrzutem na
winowajczynię. Złagodniała. <i>Nie, i tak kocham kawę.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Pokręciła głową; musiała się pośpieszyć. Jak opętana biegała po
pomieszczeniach, szukając odpowiedniej, zastępczej części garderoby. W
końcu znalazła, <i>skrzywiła się lekko.</i> Dekolt był dość głęboki, a rękaw przykrótki; spojrzała do szafy. <i>Ah, ubiorę marynarkę!,</i> wykrzyknęła w myślach radośnie. <i>Spełniona. </i> </div>
<div style="text-align: justify;">
Podśpiewując cicho pod nosem, ściągnęła mokrą, przylegającą do ciała (w
miejscu plamy) bluzkę - miała szczęście, że napój w trakcie rozlania
nie miał już tak wysokiej temperatury jak na początku, i mimo wszystko
nie wylądowała w szpitalu, z ciężkim poparzeniem skóry, zupełniej jak
jej biedna chrześnica, która oblała się filiżanką pod nieuwagą rodziców,
i odrzuciła ją na bok. <i>Później posprzątam,</i> stwierdziła lekceważąco. </div>
<div style="text-align: justify;">
Chwyciła delikatny materiał, wciągając ubranie przez głowę. Zarumieniła
się; bluzka rzeczywiście miała sporawe wcięcie w okolicach biustu. <i>Odchrząknęła, </i>mimo
swoich dwudziestu czterech lat blondynka nigdy wcześniej nie była w poważnym związku. A w każdym razie, nie w takim, który miał szansę przetrwać dłużej niż dwa tygodnie. Nie szukała miłości, <i>a może wręcz przeciwnie?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> No tak, to Ona nie chce znaleźć mnie.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>Machnęła dłonią - jeszcze raz, i podchodząc do szafy, sięgnęła po marynarkę. <i>Mam czas, jeszcze trochę czasu,</i> przymknęła oczy, rozmyślając, i już nikt nie wiedział - <i>nawet ona,</i> czy chodziło jej o umówione spotkanie, a może miłość.<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Biegła zatłoczonymi ulicami, przepychając się przez, śpieszących do pracy, szkoły, ogólnie - <i>do życia,</i>
przechodniów, próbując złapać taksówkę. Kapryśny los nie był tego dnia
najlepszym przyjacielem, o nie, wręcz przeciwnie - w tym momencie, z
czystym sumieniem, mogła nazywać go <i>największym wrogiem.</i> </div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy już wszystko zmierzało w dobrym kierunku - bluzka okazała się nie
być wcale taka zła, pojawił się nowy problem. Ciemna marynarka była
kompletnie nieuprasowana - przez chwilę zastanawiała się, marszcząc
brwi, dlaczego była w aż tak opłakanym stanie, ale równie szybko zdała
sobie sprawę z faktu, iż ostatnią osobą mającą ją w posiadaniu był nie
kto inny, jak jej najlepsza przyjaciółka... Natalka; prychnęła, <i>i wszystko jasne, </i>dlatego wyciągając deskę i odpalając żelazko, straciła kilka kolejnych, tym razem w cholerę cennych, minut. </div>
<div style="text-align: justify;">
Warknęła pod nosem, gdy kolejna taksówka przejechała obok, ignorując
jej, zdruzgotaną wewnętrznie, osobę - jakby nigdy nic. Mogła przysiąść,
że była pusta... </div>
<div style="text-align: justify;">
- Aghr! - wykrzyknęła, a kilku nieznajomych spojrzało na nią z przestrachem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zadziwiająco, gdy była wściekła jej nieśmiałość znikała gdzieś głęboko, <i>za rogiem.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Los Angeles, choć piękne - nazywane w końcu "Miastem Aniołów", przepełnione było tysiącami rozmaitych ludzi; <i>tętniło życiem.</i>
Zwłaszcza nocą lub, gdy wjeżdżałeś z przedmieścia na teren centrum,
wysokich wieżowców i nieskończonego, nieraz brutalnego, biznesu, gdzie
to mieściły się największe korporacje. Właśnie tam zmierzała - z głośno
bijącym sercem, głową pełną obaw, i - jeśli się nie pośpieszy...
kilkuminutowym spóźnieniem na karku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zagryzła wargi, miała jeszcze ostatnią szansę. <i>Postój taksówek,</i>
zalśniło jasno, niczym mrugająca, niewielkich rozmiarów żaróweczka, tak
świetnie wszystkim znana z kreskówek. Obróciła się, i równie szybko
krzyknęła przerażona, wpadając na jakiegoś człowieka. Upadłaby i
uderzyła, zapewne boleśnie, w twardy beton, gdyby nie silne ramiona
łapiące ją w pasie i utrzymujące na miejscu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uchyliła zaciśnięte (nie wiadomo kiedy) powieki i spojrzała na swojego oprawcę, a zarazem wybawcę. <i>Paradoks?</i>
I wiesz, jedynym, co naprawdę mocno wyryło się w jej pamięci, było
świdrujące, przeszywające jakby na wskroś, spojrzenie brązowych, wręcz
czekoladowych, oczu, ponieważ już chwilę później wyrwała się jak
oparzona z uścisku mężczyzny, stając z boku; prychnęła gniewnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pierwotny rumieniec spowodowany jego bliskością, zapachem drogich
perfum zastąpiła płonąca wściekłość, nadając ciemnego koloru jej
policzkom, uszom, szyi. Poprawiła okulary, stwierdzając z ulgą, że nie
uległy większemu zniszczeniu mimo wcześniejszego zderzenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kretyn - zaszemrała pod nosem, zbierając z ziemi papiery, które
wskutek uderzenia aktówki o chodnik, rozsypały się dookoła. - Mógłbyś
bardziej uważać - dodała, zapominając całkowicie o jakiejkolwiek
grzeczności. W końcu nie znała tego człowieka, czy na pewno wypada, by
zwracała się do niego na "Ty"? </div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna zmarszczył brwi, po czym zaśmiał się gardłowo, i z kpiącym
uśmieszkiem na ustach przejechał palcami po roztrzepanych, niemal
czarnych włosach. Pochylił się ku niej. - Cukiereczku. - Głos, zgodnie z
wypowiedzianym słowem, miał nadto przesłodzony; <i>niemal warknęła. </i>- To Ty na mnie wpadałaś - dokończył i puknął ją palcem w klatkę piersiową. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zadarła do góry głowę; ciemnooki brunet był kilka, jak nie kilkanaście
centymetrów wyższy, ogólnie wyglądał na parę lat starszego, niż ona
sama. Ubrany był w ciemny, idealnie wykrojony garnitur, z niedbale
przewiązanym u szyi - <i>oczywiście czarnym,</i> krawatem, i białą koszulę. </div>
<div style="text-align: justify;">
I choć od teraz figurował na jej prywatnej, czarnej liście pod takimi
słowami jak "kretyn", czy "niemiły, złośliwy dupek", musiała przyznać, z
ręką na sercu, że był niemożliwie wręcz - przystojny. Speszyła się
nieco pod uważnym spojrzeniem mężczyzny, gdy ten dostrzegł, iż się w
niego wpatruje. </div>
<div style="text-align: justify;">
-
Oczywiście - sarknęła gniewnie, zapinając teczkę; zerknęła na zegarek, i
z przestrachem w bursztynowych oczach obróciła się na pięcie, gnając we
wcześniej wyznaczonym kierunku. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A gdzie moje "przepraszam"? - wykrzyknął za nią brunet i zaśmiał się
głośno, niemal opętańczo, gdy posłała ku niemu niecenzuralny gest. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wpadła na dolne piętro ogromnego wieżowca, dysząc i słaniając się
chybotliwie na zmęczonych nogach. Całą drogę, od pobliskiej przecznicy,
gdzie, ku jej niezadowoleniu, wysadził ją taksówkarz, mówiąc coś o
nagłym wezwaniu - <i>Że też jakiejś kobiecie zachciało się rodzić,</i> mruknęła pod nosem, przebiegła, by czasem się nie spóźnić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wsparła się ciężko o kremową ścianę, jednak odetchnęła z ulgą, gdy
zdała sobie sprawę, iż - rzeczywiście, zegarek w jej czarnym, opakowanym
w błękitne etui, telefonie nie odnotował spóźnienia. <i>Gra warta świeczki.</i>
Wyłączyła urządzenie, wciskając je zaraz do czarnej aktówki i
poprawiając lekko rozwichrzone (mimo wszystko) włosy, podeszła do
recepcji, przywołując na twarz uroczy, lecz fałszywy, uśmiech. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzień dobry. - Przywitała się uprzejmie, z podejrzliwie na nią
zerkającą ciemnowłosą kobietą, na oko w jej wieku. - Byłam umówiona na
rozmowę kwalifikacyjną... </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ah, tak. - Przerwała jej - spojrzała na identyfikator przypięty do
marynarki, Francesca, zamieniając wcześniejszy wyraz irytacji na pełen
pogody uśmiech. - Pani Ludmiła Ferro? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Właściwie to panna - odchrząknęła zażenowana. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Szczegóły. - Czarnowłosa machnęła na jej przytyk dłonią, zerkając w
papiery. - Dwudzieste szóste piętro, oszklony gabinet. Szef pani
oczekuje. - Skinęła głową, odchodząc. - Powodzenia - krzyknęła jeszcze
Francesca na odchodne i wiedziała, że jeżeli zostanie przyjęta do tej
pracy brunetka będzie pierwszą osobą, którą tu polubi. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wcisnęła guzik przy windzie; czekała. Drzwi rozsunęły się, ukazując
kilku, spieszących się mężczyzn w garniturach i kobiety w idealnie
dopasowanych kostiumach. Zarumieniła się, spoglądając na swoje - miała
teraz wrażenie: kompletnie śmieszne odzienie. Weszła do środka, robiąc
dobrą minę do złej gry, i pośpiesznie wcisnęła okrągły przycisk z
cyferką 26, widniejącą na samym środku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Chyba mam szczęście,</i> pomyślała lekko, gdy dotarła na sam szczyt, bez zbędnych postojów. <i>W końcu,</i> dodała, marszcząc brwi. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiała się, gdy jeden z pracowników - ubrany w podobny strój, co
reszta, mijając ją w korytarzu, posłał jej promienny, może nieco
pokrzepiający, uśmiech. Podeszła do oszklonego gabinetu - jednak w tym
wypadku, szyby zasnute były roletami, więc (ku swej ogólnej
dezaprobacie) nie mogła nic wcześniej podpatrzeć, i stając przed
brązowymi, ciężkimi drzwiami - <i>zapukała. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
- Proszę. - Jej serce zabiło mocniej na dźwięk stanowczego, męskiego
barytonu, który wysłał wzdłuż jej pleców niekontrolowany dreszcz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Jakbym już gdzieś go słyszała,</i> pomyślała ze zdziwieniem, jednak szybko odegnała tę myśl, naciskając na klamkę. Weszła do środka. </div>
<div style="text-align: justify;">
Serce podjechało niebezpiecznie blisko gardła, gdy niesamowicie znajome - <i>przecież nie mogła tak szybko zapomnieć,</i> spojrzenie czekoladowych oczu spoczęło na jej postaci. </div>
<div style="text-align: justify;">
W następnej chwili całe pomieszczenie wypełnił głośny śmiech - <i>jednak nie ten kpiący, który zapamiętała... dziwnie ciepły, rozbawiony,</i> i wiedziała, że nie ma mowy o pomyłce. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jęknęła głośno. Właśnie zrozumiała, że kilkanaście minut temu nazwała
"kretynem" swojego potencjalnego (tak, jasne) pracodawcę. </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Mam przechlapane. Prawda? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: center;">
<i>dwa miesiące później</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Właściwie, mimo upływu długich sześćdziesięciu jeden dni, wciąż nie
mogła zrozumieć, jak to się stało, że dwudziestoośmioletni Diego
Hernandez, jeden z najmłodszych miliarderów świata, który początkowo
prowadził słabo prosperującą firmę, przekazaną mu w spadku po zmarłym
ojcu, lecz już po kilku latach - przy pomocy swego niezaprzeczalnego
geniuszu i charyzmy, wspiął się na wyżyny, zdobywając fortunę, po
nazwaniu go per "kretynem", a w myślach nawet gorszym epitetem, przyjął
ją na stanowisko swojej asystentki/sekretarki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokręciła głową, <i>nie, to się nie mieści w głowie.</i>
Zignorowała irytujący, wciąż powracający w myślach głosik Franceski,
która pewnego dnia śmiejąc się diabolicznie, zaproponowała urocze
stwierdzenie, że<i> szef ma do Ciebie słabość.</i> Nachmurzyła się wtedy automatycznie - <i>to nie mogło być prawdą,</i>
dodała jeszcze natychmiast w myślach. Mimo, iż... dobra! była tą
blondynką o dość zgrabnym ciele, to przecież nigdy nie była uważana za
ładną, a co dopiero atrakcyjną. Ani w liceum, ani na studiach. I choć
wstyd przyznać (a może nie?), wciąż była całkowicie <i>zielona w tych sprawach,</i> jeśli wiecie, co ma na myśli. </div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzała w podręczne lusterko, stwierdzając szybko, że nienawidzi
swoich ciemnych okularów o grubej, kwadratowej oprawie. Westchnęła,
nigdy nie pomyślała o soczewkach; cóż, do tej pory nie miała dla kogo
się starać. Zrugała się w myślach. Czy teraz, na Boga, miała osobę, dla
której powinna się starać? <i>Nie, </i>szarpnęła gwałtownie głową, <i>i skończ te żałosne rozmyślania.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Mimo wszystko, zaraz uśmiechnęła się promiennie, przypominając sobie
ciąg dalszy tamtej sytuacji, a raczej przedziału czasowego, gdy między
jednym śmiechem, krzykiem "Zabiję Cię!", a szaleńczą pogonią za
czarnowłosą przyjaciółką, wpadła na Hernandeza. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dotyk jego ciepłych ramion, zapach perfum, spojrzenie w oczy...
wszystko, w tamtym momencie, było takie same jak zapamiętała ostatnim,
czyli za pierwszym, razem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>A może jednak z tą słabością...,</i>
rozległ się cichy, niepewny głos w jej głowie, gdy przypomniała sobie
płomienny rumieniec, wstępujący na policzki, i o zgrozo! nie należał on
do niej. <i>Nie,</i> sarknęła na to, i nie myśląc o tym, co właściwie robi, wymierzyła sobie delikatny, aczkolwiek zauważalny, policzek. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobrze się czujesz? - zapytał brunet z obawą, spoglądając w jej stronę. <i>No tak, przecież nie była sama w pomieszczeniu.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Idiotka,</i>
warknęła sama do siebie, robiąc skwaszoną minę, na co mężczyzna zaśmiał
się głośno. Zawsze tak robił; uważał, że blondynka wygląda nad wyraz
uroczo, z tymi zaciśniętymi ustami i zmarszczonymi brwiami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Musisz nad czymś intensywnie myśleć, co? - zapytał Diego, opierając
się o skraj biurka, przy którym siedziała, wstukując do laptopa kolejne
cyfry z, doniesionego przed chwilą, protokołu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokręciła głową, spuszczając wzrok. Mężczyzna ponownie zaśmiał się, a
ono poczuła jak klepie ją lekko po głowie. Zmarszczyła brwi; kolejna
rzecz, którą dość często robił. Nie, żeby jej przeszkadzało, <i>skąd.</i>
Jęknęła w myślach, z zamiarem szybkiego zapadnięcia się pod ziemię.
Francesca musiała pomylić coś w ocenie, bo cholera, to najwyraźniej <i>ona miała do Niego słabość.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
- Idę po kawę, przynieść Ci? - zapytał po chwili ciszy, już normalnym,
spokojnym głosem, odbijając się od krawędzi mahoniowego blatu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Na chwilę uniosła wzrok, <i>zaszokowana. </i>Jednak
równie szybko przypomniała sobie, że to był Diego - tak, od razu
stwierdził, że powinni przejść na Ty, skoro jak stwierdził: <i>"Wcześniej nie miałaś z tym większego problemu, cukiereczku"</i>, westchnęła - chyba chciał ją wtedy zawstydzić; udało się. <i>Diego,</i> jego imię odbiło się jak echem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna mimo swojego łobuzerskiego wyglądu - nigdy niedopiętego,
ostatniego guzika koszuli, umięśnionego, wręcz atletycznego ciała,
kilkudniowego zarostu na twarzy i wrednego, gdy ktoś zalazł mu za skórę,
usposobienia - <i>o czym w końcu sama się przekonała</i> (cóż, w sumie... czy to nie ona pierwsza zaatakowała?)<i>,</i>
łobuzem nie był. Wręcz przeciwnie był... dżentelmenem. Pogodnym,
opanowanym, miłym i niesamowicie sympatycznym. Diego potrafił rozbawić
ją na każdym kroku - najmniejszą uwagą, gdy tylko taki był jego zamiar. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zagryzła wargi; jeśli dobrze pamięta, zdenerwował się na nią tylko raz -
na ogół był osobą cierpliwą. Jednakże, tamta sytuacja była z goła
inna... Z własnej głupoty - <i>i nie, wcale nie rozproszył ją jego gorący oddech na policzku, </i>zalała,
przyniesioną mu chwilę wcześniej kawą, ważne dokumenty; szczerze, sama
by się wściekła. Mężczyzna jednak szybko doprowadził się do porządku,
ściskając nasadę nosa, a ona stwierdziła z niewinną minką, że powinna
gdzieś mieć kopię zapasową. Roześmiał się wtedy, pocierając kark i
przeprosił za swój wybuch. </div>
<div style="text-align: justify;">
Miała szczęście, że kopia, zalanych dokumentów, rzeczywiście spoczywała na dnie jednego z folderów. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jednak tym razem jej zdziwienie było w pełni uzasadnione. Przecież, to
ona przynosiła wszelkiego rodzaju kawy, lunche, nigdy na odwrót. A
jednak, <i>to było miłe. </i>Szybko powiedziała, przekręcając blond główkę, że szef musiał być w szampańskim nastroju. <i>Tylko dlaczego?,</i>
zamajaczyło w jej umyśle, jednak szybko zepchnęła niechciane pytanie na
sam spód podświadomości. Uśmiechnęła się, niebywale szeroko. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Poproszę. Czarną, <b>bez cukru.</b> - Zmieszała się, gdy brunet spojrzał na nią zdziwiony. <i>Czy powiedziała coś złego?</i> Zmarszczyła brwi. - Czy coś się... </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, nie - przerwał jej Hernandez. - Po prostu. - Zaczął, śmiejąc się
pod nosem. - Nie wiedziałem, że pijemy taką samą kawę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zamrugała oczyma; rzeczywiście, nigdy dotąd nie pili kawy w swoim
towarzystwie. Zazwyczaj, oboje zajęci byli pracą i wymieniali między
sobą jedynie kilka słów, dotyczących najczęściej jej kolejnych zadań, a
kiedy już naprawdę rozmawiali, to po godzinach, jednakże wtedy firmowa
kawiarnia była dawno zamknięta. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Więc mam rozumieć, że espresso? - zapytał jeszcze mężczyzna dla
upewnienia, sięgając do swojego krzesła po marynarkę, którą zaraz
zarzucił na ramiona. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Oh, tak. - Zarumieniła się wściekle. Nigdy nie używała tych <i>skomplikowanych</i> terminów. Dla niej czarna kawa zawsze pozostanie kawą czarną, <i>tak po prostu.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiechnął się - nieco kpiąco, widząc jej zakłopotanie. - Zaraz wracam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>I już go nie było. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kilkanaście minut później wrócił z dwoma kubkami, wciskając jej jeden
do ręki. Przyjęła go, kiwając z wdzięcznością. Zaraz jednak krzyknęła
zdziwiona, gdy złapał jej wolny łokieć i odciągnął ją od biurka,
kierując ich <i>wspólne</i> kroki w stronę jasnobeżowej kanapy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeszcze mi coś zalejesz. - Odpowiedział wskutek jej pytającego spojrzenia i wzruszył ramionami. </div>
<div style="text-align: justify;">
W jego głosie wyczuła aluzję do, nie tak odległego wydarzenia oraz
nutkę ironii. Prychnęła, wywracając oczyma, jednak usiadła grzecznie.
Mężczyzna zachichotał - <i>co było do niego tak niepodobne,</i> a tak!
Zarumieniła się, już kiedyś - gdzieś na początku, powiedział, że lubi
kobiety z charakterem, jednak jakiegoś tam szacunku wymaga. Jak
przystało na ich <strike>relację.</strike> Szef-pracownica, <i>oczywiście!</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Jęknęła żałośnie w myślach; <i>był tak blisko. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>Wypuściła powietrze przez nos, wołając - <i>w zaciszu duszy,</i> o błogi spokój. Zaciągnęła się zapachem świeżej, parzonej niedawno kawy i odetchnęła głośno. Ten aromat ją uspokoił; <i>jak zawsze zresztą.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
- Zarządzam przerwę - dodał, z uroczym uśmiechem, po kilku sekundach,
które dla niej w dziwny sposób przybrały koloryt wieczności, i oparł się
ramieniem o oparcie. Poluzował krawat, <i>a ona odwróciła wzrok.</i> - Porozmawiajmy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Cholera,</i> szepnęła. Gdyby mogła, pewnie teraz wyrywałaby sobie włosy. Z frustracji. <i>Musisz się opanować,</i> upiła pierwszy łyk. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mmm, pyszna - powiedziała pierwsze, co przyszło jej na myśl, a
mężczyzna, niczym w akompaniamencie, spróbował swojej, skinąwszy zaraz
głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Masz rację - potaknął, odrzucając głowę do tyłu, eksponując przy tym długą szyję; <i>a jej zabrakło oddechu.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
- Cholerny... - Zaczęła cicho pod nosem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Uniósł głowę i spojrzał na nią z, <i>mogła przysiąc!,</i> zadowolonym z siebie uśmieszkiem. - Coś mówiłaś? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, nic - wyszeptała, spoglądając z zacięciem na swoje dłonie,
zaciskające się coraz mocniej na styropianowym kubku. Czy on ją, <i>kurcze</i>, prowokuje?</div>
<div style="text-align: justify;">
Skrzywiła się, gdy jego przystojną <i>gębę</i> wykrzywił triumfalny uśmieszek; kolejny łyk - <i>tym razem bardziej stanowczy.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Następne pół godziny - gdy tylko przestało być niezręcznie, upłynęło im
na ciekawej, cieszącej obydwie strony, rozmowie. Dyskutowali o
wszystkim i o niczym, śmiejąc się głośno - co chwilę. I chociaż kawa już
dawno została wypita, <i>nie chcieli przestać.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu otrząsnęła się z tego przyjemnego, lecz odrobinę nierealnego snu - <i>bo to wszystko musiało być snem, nie mogło być inaczej, prawda?</i> odchrząkując. - Chyba powinniśmy wracać do pracy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Hiszpan (z urodzenia) uniósł nadgarstek i spojrzał na srebrny zegarek. - Racja. </div>
<div style="text-align: justify;">
Brunet przeciągnął się niczym wielki kot i wstał, podając jej rękę.
Chwyciła jego dłoń, z uśmiechem na ustach, i wstała z wygodnej sofy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Podeszła do biurka, na nowo pogrążając się w papierach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nareszcie koniec,</i>
pomyślała z wytchnieniem. To nie tak, że nie lubiła tej pracy, a skąd!
Po prostu, po kilku godzinach ciągłego siedzenia przy biurku, a także
nad wyraz dziwnym zachowaniu szefa, nie marzyła o niczym innym, jak o
powrocie do domu, a potem... zanurzeniu się w miękkiej pościeli. <i>Mmmm,</i> zamruczała w środku z zadowolenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Opuściła budynek firmy, a jej, otulone jedynie cienkim płaszczykiem, ramiona owiał chłodny wietrzyk. <i>Zadrżała.</i> W końcu, wielkimi krokami zbliżał się październik. Potem listopad, <i>i proszę!</i> Zima jak się patrzy. Zachichotała cicho, owijając się szczelniej chustą. </div>
<div style="text-align: justify;">
Firmowy kostium, który otrzymała, kilka dni po zajęciu posady, był wykonany z nadzwyczaj cienkiego materiału. <i>No nic</i>,
westchnęła, kierując się w stronę przystanku autobusowego. Ostatni
transport odjeżdżał o dwudziestej drugiej, ale jako, iż dziś (wyjątkowo)
nie została po godzinach, nie musiała przejmować się spóźnieniem.
Wskazówka zegarka zatrzymała się na dwudziestej piętnaście.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zazwyczaj wychodziła o równej ósmej, jednak tym razem musiała pozamykać
gabinet i nieco posprzątać, gdyż Hernandez jakieś trzy godziny temu
opuścił budynek na rzecz biznesowego spotkania, i dotąd nie wrócił. <i>Dziwne,</i> najczęściej to on zajmował się takimi sprawami, gdyż, jak na kierownika przystało, wychodził z firmy ostatni. </div>
<div style="text-align: justify;">
Weszła na chodnik, zmierzając w znanym kierunku, gdy nagle zatrzymało
się przy niej czarne BMW. Uniosła brew; szyba opadła, ukazując
uśmiechniętą twarz Hiszpana. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wsiadaj. - Zarządził, a ona drgnęła. <i>Czy powinna?</i> Chyba dostrzegł jej niepewność, bo odezwał się ponownie: - No już, cukiereczku, przecież Cię nie zgwałcę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Prychnęła oburzona, na tak jawną prowokację w jego głosie, i tupnęła
nogą. Okrążyła jednak samochód i wpakowała się na miejsce pasażera.
Zapięła pasy; spoglądając na niego spod byka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No już, już, tak sobie tylko żartuję - dodał, śmiejąc się cicho, i odpalił samochód. Ruszyli. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nieśmieszne. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Oj no, daj spokój. Po prostu jadę w twoją stronę, pomyślałem, że Cię
podrzucę. - Wyjaśnił mężczyzna; chyba zrozumiał jak wielką gafę
popełnił. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kiwnęła
głową, jednak nie odezwała się ani słowem. Sama nie wiedziała, co tak
bardzo ją zdenerwowało. Może fakt, że dla Niego to zawsze będzie tylko
jeden, głupi i nic nieznaczący żart? Nie wiedział jak na nią działa,
cholerny... <i>kretyn?</i> Zaśmiała się cicho, a brunet jakby odetchnął z
ulgą. Nie nacieszył się jednak zbyt długo, gdyż ponownie łypnęła na
niego złowrogo.<br />
Reszta drogi upłynęła im w, nad wyraz
przytłaczającej, wręcz duszącej, ciszy. Niemal dwadzieścia minut później
byli na miejscu. Mężczyzna
zaparkował na pobliskim parkingu, tuż obok, zamieszkiwanej przez nią -
kamienicy.<br />
Szepnęła ciche <i>"dziękuje"</i> i wyciągnęła dłoń w stronę klamki; <i>chciała już wyjść...</i><br />
- Ludmiła - przemówił Hernandez, i chwytając delikatnie jej nadgarstek, odciągnął go od pierwotnego celu.<br />
Sapnęła zmrożona; jeśli dobrze pamięta, to będzie pierwszy raz, gdy
dzisiejszego dnia użył jej imienia. Odwróciła wzrok od szyby, wpatrując
się nagląco w przygaszone, ciemne jak gorzka czekolada, zwłaszcza w
obliczu chłodnej nocy, tęczówki.<br />
- Słucham?<br />
Brunet
zaczerpnął drżącego oddechu; zdziwiła się, chyba pierwszy raz wiedział
go tak zdenerwowanego. Odchrząknął, wciąż nie wypuszczając jej
dłoni z ciasnego objęcia.<br />
- Przepraszam za to, co powiedziałem. -
Wybałuszyła (dość nieelegancko) oczy. - Nie chciałem Cię zdenerwować -
dodał, rozluźniając palce.<br />
<i>Była wolna.</i> Westchnęła głośno, poprawiając fryzurę. <br />
- Nie szkodzi - odparła i posłała w jego stronę, <i>dziwnym trafem wcale niewymuszony,</i> delikatny uśmiech. <br />
No tak, nie potrafiła zbyt długo trzymać urazy, a już szczególnie w
jego przypadku. Nie, gdy wiedziała go tak przybitego; Diego z markotną,
na wpół smutną miną wydawał się taki... <i>nieswój.</i><br />
Uchyliła drzwi, chwyciła torebkę i...<br />
- Ludmiła?<br />
- Tak? - zapytała z rozbawioną miną, spoglądając w stronę nieźle skrępowanego mężczyzny, utkwiwszy z jedną stopą na zewnątrz.<br />
- W następną sobotę, organizowany jest firmowy bankiet z okazji
pomyślnego podpisania umowy z "Markizo Corporation".- Zaczął, a ona
potaknęła głową na znak, iż rozumie; choć nie do końca wiedziała, ku
czemu mężczyzna właściwie zmierza. - Pomyślałem, że... - Brunet ponownie
urwał, a ona omal nie wybuchła śmiechem, widząc jego niepewną, jakby
zawstydzoną
miną. On, Diego Hernandez, najbardziej pewny siebie mężczyzna jakiego
przyszło jej poznać, zbity z tropu? Niemożliwe! - Że może, poszłabyś ze
mną?<br />
Dokończył, a ona zdębiała - <i>dosłownie. </i>Serce zatłukło się w piersi, <i>szczęśliwe.</i> <br />
Już od kilku długich sekund wpatrywała się w Hiszpana wielkimi,
zaszokowanymi oczyma, a ten chyba opacznie zrozumiał jej reakcję, bo zaraz odchrząknął zmieszany i przemówił:<br />
- Heh, bo wiesz, tydzień to całkiem mało czasu...<br />
Umilkł, pocierając nerwowo kark. <i> Zawsze tak robi,</i> pomyślała zaraz, <i>w obliczu problemu?</i> - A nie chcę szukać kogoś na siłę.<br />
W tej samej chwili, [jej serce] rozpadło się na tysiące drobnych kawałeczków. <br />
W bursztynowych, teraz jakby zachmurzonych, oczach stanęły łzy. <i>Co ona sobie wyobrażała? Na co liczyła? </i> Uśmiechnęła się sztucznie; <i>nie mógł wiedzieć, jak bardzo ją zranił.</i><br />
- Rozumiem. - Kiwnęła głową. - Zgadzam się - wyszeptała, nawet na Niego nie patrząc, i postawiła kolejny krok. <i>Trzasnęły drzwi</i>. - Dobranoc.<br />
<br />
Wpadła do mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Chwilę potem upadła na
chłodną podłogę i ukrywszy głowę w dłoniach zaniosła się głośnym,
urwanym płaczem.<br />
- Idiota! - wykrzyknęła, waląc pięściami w zimne, surowe panele.<br />
<i>Bajka okazała się koszmarem.</i><br />
- Kretyn! - Tym razem o oktawę głośniej. <br />
Wyjrzała przez okno, podciągając ciemną firankę.<br />
<i>A wspaniały sen dobiegł końca.</i>
Podniosła się, po kilku, zdecydowanie za długich, minutach i zmęczona
doczłapała do sypialni. Weszła pod pierzynę, przymykając oczy. <i>Załkała.</i><br />
I tylko jedna rzecz, (wciąż) nie mogła dać jej spokoju. Diego
powiedział, że jedzie w jej stronę, więc dlaczego, gdy tylko zniknęła
za drzwiami, zawrócił i pojechał tą samą drogą, którą przybyli? <br />
<i>Nieważne, </i>prychnęła lekceważąco, zagrzebując twarz w, nagle niewygodnej, poduszce - miała zapach samotności, <i>to, i tak bez znaczenia.</i><br />
<br />
A następnego dnia, w piątek, wszystko wróciło do normy, gdy
przekraczając próg znajomego gabinetu, uśmiechnęła się promienie, i
zapytała: <br />
- A może kawy?<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*<br />
<i>kilka dni później; sobota</i><br />
<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
Jęknęła rozeźlona, chwytając za przód białej sukienki i podciągnęła ją wyżej. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Obróć się. - Odezwała się Natalia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Instruowana jej głosem, wykonała polecenie, czując się dokładnie tak,
jak się czuje zwierze w klatce, a zwłaszcza, gdy jej ciemnowłosa
przyjaciółka, trzymająca w ramionach swoją dwuletnią córeczkę -
Anastazję, wspomnianą wcześniej chrześnicę, której oparzenia nie były
jednak tak poważne (to Natalia panikowała, skacząc dookoła, bo mała w
wieku zaledwie półtora roku oparzyła sobie dłoń), i z każdym
gwałtowniejszym ruchem matki, (chyba myślała, że jest na swego rodzaju
karuzeli) uśmiechała się promiennie, oglądała ją uważnie od stóp do
głów. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ładnie Ci - stwierdziła kędzierzawa, bujając Ani (przezwisko wymyślił Maxi - ojciec dziewczynki), na prawo i lewo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba żartujesz - powiedziała i puknęła się prześmiewczo w czoło. -
Jest za ciasna - dodała, zaraz demonstrując swoją rację, próbując się
wyprostować. <i>Coś pękło.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie moja wina, że masz takie wielkie piersi. - Brunetka machnęła dłonią. - Kiedyś była idealna. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Natalia! - parsknęła, czerwieniąc się po cebulki włosów. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobra, dobra. - Uniosła dłonie w obronnym geście. - Znajdziemy coś innego. Potrzymaj Ani. - Wręczyła córeczkę w jej ręce. </div>
<div style="text-align: justify;">
Objęła małą ramionami, spoglądając z uśmiechem w jej ciemnobrązowe, <i>czekoladowe?</i> oczy, które odziedziczyła po nikim innym, tylko po ojcu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Natalia i Maxi poznali się jeszcze w liceum; dużo czasu minęło jednak
nim przyznali się przed sobą do skrywanych wewnątrz uczuć (wcześniej
ostro zarzekali się, że jednym co ich łączy, jest przyjaźń) - <i>i cóż,</i> zaśmiała się, <i>miałam w tym swoją zasługę. </i>Teraz tworzyli bardzo zgrane i kochające się małżeństwo, z czteroletnim stażem w zanadrzu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zerknęła w stronę dziewczynki, poprawiając jej przykrótkie, kręcone, ciemne włoski. <i>Anastazja była owocem tej miłości.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Ucałowała jej czółko. Ani otworzyła, zamknięte jeszcze chwilę temu,
oczka i uśmiechnęła się pięknie - swoją dziecięcą, lekko pyzatą buzią, a
w jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lusia - wyszeptała dziewczynka cichutko. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, słońce? - odrzekła, pozwalając, by filigranowe rączki objęły jej twarz. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Bszydko. - Zmarszczyła brwi, czując dotyk drobnych paluszków na ciemnych oprawkach. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Okulary? - Mała kiwnęła głową. - Tak wiem, kochanie. Ciocia nic nie
poradzi - dodała, i jakby chcąc zaprezentować swoją niemoc, wzruszyła
przesadnie ramionami. </div>
<div style="text-align: justify;">
-
Za to ja mogę coś poradzić. - Zza jej pleców rozległ się dość
diaboliczny śmiech. Przełknęła ślinę, rzucając się do ucieczki,
odkładając wcześniej chrześnicę. Już ona wiedziała, co Natalia miała na
myśli.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kilka minut
później leżała, przerzucona przez pufę, wierzgając nogami i rękoma,
przez co Natalka musiała podduszać ją lekko łokciem - co by nie dostać w
twarz, i darła się wniebogłosy, gdy czarnowłosa próbowała wcisnąć do
jej oczu... <i>Soczewki.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
- Złaź ze mnie! </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Coś się rozbiło.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ludmiła, cholera!</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Coś zatrzeszczało.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Maxi, obładowany zakupami - ponieważ, jak stwierdził po kilku godzinach przebywania z dwoma (pardon, trzema) kobietami naraz: <i>Przebieranki to nie jego pole bitwy,</i>
i obiecał, że jeszcze przed wyjazdem Lusi (jak pieszczotliwie nazywał
ją w ślad za córką), które miało nastąpić o dwudziestej; spojrzał na
zegarek... <i>osiemnasta trzydzieści, </i>przygotuje ("lekkostrawną!" to
słowo brzmiała niezwykle dziwacznie, jednak tamtego dnia pani Ponte
używała go nad wyraz często) kolację, i przerażony widmem armagedonu,
gdy tylko zza zamkniętych drzwi dobiegł go dźwięk szamotaniny, wkroczył
do środka. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jakież było
zdziwienie niskiego bruneta, gdy zamiast oblicza śmierci i pożogi
dostrzegł swoją małą, gaworzącą słodko córeczkę, rozłożoną na dywanie,
gdzie tuż obok trwała zaciekła walka między dwoma (wydawałoby się
dorosłymi - phi, pozory!) kobietami. <i>Soczewki poszły w ruch!,</i> wykrzyknął mężczyzna w myślach, <i>zrozumiale.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
- Maxi! - krzyknęła głośno, <i>błagalnie.</i>
Jednakże, to nie było zbyt mądre posunięcie, bo właśnie w tym momencie
nieuwagi odsłoniła się za bardzo, co Natalia wykorzystała, z triumfalnym
uśmiechem na twarzy, wpychając jej jedno ze "szkiełek", wprost do
lewego oka. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Moje oko! - Zawyła. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Uuu. - Brunet wydał z siebie współczujący dźwięk, gdy kobieta
krzyknęła ponownie - jego Natalka była szczwaną bestią, w trakcie
poprzedniego lamentu złotowłosej, wepchnęła do prawego oka - tę drugą. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ponte odstawił zakupy na stolik i opadł na miejsce obok córki. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Gupie? - zapytała Ani, wskazując paluszkiem nieruchomą "ciotkę" i
matkę, która właśnie opadła na ziemię, dysząc ciężko, zupełnie jak po
przyciągnięciu maratonu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zdecydowanie, ale ciii - szepnął, starając się nie narazić żadnej z nich. Mała zachichotała. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz? - Rozległ się zdziwiony głos blondynki. - To wcale nie jest
takie złe. - Potaknęła radośnie głową, odkładając okulary, wcześniej
dość brutalnie potraktowane przez Natalkę, do futerału. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Hah, hah. - Brunetka wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, padając na wznak. - No co Ty nie powiesz! </div>
<div style="text-align: justify;">
Maxi zaśmiał się, przy zawtórowaniu własnej pociechy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Podeszła do lustra, stwierdzając z ulgą, że jej oczy wciąż miały
naturalny, bursztynowy kolor, a nie jakiś całkiem niestworzony -
czerwony czy fioletowy, do czego Natalia mogła się z całą pewnością
posunąć, w ramach tej dziwacznej zemsty (czy jak sama zainteresowana
twierdziła - odwetu), którą prowadziła już od jakiegoś czasu, za <i>całkiem przypadkowe</i>
pofarbowanie jej włosów na perłowy blond (nie jej wina, że w drogerii
się pomylili, prawda?!), a jednak... uśmiechnęła się promiennie w jej
stronę. </div>
<div style="text-align: justify;">
I nagle coś
zrozumiała; w końcu - po tylu latach, nie miała na sobie okularów.
Przyjrzała się swojej, nieosłoniętej niczym, twarzy; ciche <i>"wow"</i> opuściło jej usta, gdy zdała sobie sprawę, że teraz wygląda całkiem inaczej, że jest, że jest...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja... - wyrwało jej się, lecz równie szybko umilkła. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś piękna - dokończyła zamiast niej Natalia, stając za nią i
oparłszy głowę o jej ramię, rozpuściła blond włosy, wypinając z głowy
przyjaciółki srebrną spinkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jasne kosmyki opadły długimi kaskadami, rozsypując się po nagich,
mlecznobiałych ramionach. Duże, bursztynowe oczy zerkały zdziwione,
jednak, jakby... <i>ufne?</i> Pełne usta rozpostarły się w szerokim, pięknym uśmiechu, a wysokie kości policzkowe nabrały koloru. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Teraz jeszcze tylko makijaż, sukienka i <span class="st">voila</span>!,
księżniczka jak się patrzy - szeptała podekscytowana Natalka, jednak
ona nie zwracała uwagi na jej słowa, zbyt pochłonięta widokiem,
roztaczającym się przed sobą.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A co Ty się tak napaliłaś na ten bankiet, kochana? - Coraz śmielsza harce żony przerwał Maxi. - To nie Ty na niego idziesz. </div>
<div style="text-align: justify;">
- No właśnie! - Uniosła oskarżycielsko palec. - Bo ktoś tu nigdzie mnie
nie zaprasza. - Założyła ręce na piersi, niczym - dogłębnie obrażone,
dziecko. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Aw,
kochanie. - Mężczyzna pojawił się tuż za Natalią, obejmując jej talię. -
Jeśli tak bardzo chcesz, możemy jutro pójść na kolację, we dwójkę.
Tylko Ty i Ja. - Mówiąc to wszystko, zbliżał się coraz bardziej, aż w
końcu ich usta złączyły się w delikatnym, acz namiętnym pocałunku,
spragnionych siebie ciał. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Hej! - Przerwała im. - Ktoś tu miał robić kolację. - Łypnęła na
bruneta, który zaśmiał się tylko, wystawiając ku jej osobie język,
jednak posłusznie wykonał polecenia, biorąc małą na ręce i udając się w
stronę, przedzielonej zaledwie ścianką, kuchni. - A znowu ktoś inny,
miał mi pomóc. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wybacz, kochana. - Młoda matka udała skruszoną, podchodząc do szafy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnęła, wcale nie była zła, raczej zdenerwowana wizją zbliżającego
się spotkania; miała wrażenie, że zaraz oszaleje. Mimo, że - między nią,
a Hernandezem nic nie było wyjaśnione, a w pracy wciąż udawali zupełnie
niezależnych od siebie znajomych (zamienili ze sobą tylko kilka słów
odnośnie wspólnego wypadu, a mianowicie te dotyczące godziny spotkania,
etc, etc.), to jednak sama myśl o mężczyźnie, tak blisko, <i>w smokingu?,</i> przyprawiała ją o szybsze bicie serce, przesadną potliwość dłoni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Szlag,</i> czuła się zupełnie jak zakochana, głupiutka nastolatka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W co by Cię tu ubrać, hmm - szeptała ciemnooka bardziej do siebie,
niż do niej. Opadła na kanapę. - To nie. - Na podłogę spadło coś
czerwonego. - To też nie. - Tym razem niebieska, niesamowicie szeroka
sukienka śmignęła obok ucha. - A może... - Nastała dłuższa chwila
ciszy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To? - Chwyciła
się za serce, gdy, tuż przed jej nosem, pojawiła się (znikąd!)
rozanielona Natalia, trzymając w dłoniach, zupełnie czarny, połyskujący
lekko, materiał. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przyjrzała się uważnie. <b><i>Mała czarna,</i></b>
sapnęła wewnątrz z niedowierzaniem. Pamiętała zakup tej sukienki, choć
nigdy jej nie ubrała, ponieważ, jak sama stwierdziła, była zbyt... <i>wyzywająca,</i> i kupiła ją tylko ze względu na namowę, <i>przebojowej, jak mawiali,</i> koleżanki ze studiów - Camili. </div>
<div style="text-align: justify;">
Rudowłosa na drugim roku opuściła internat, a po uniwersytecie dość szybko rozniosła się plota o jej domniemanej ciąży. <i>No to pobalowała,</i> pomyślała z mściwą satysfakcją. Cóż, nigdy jej nie lubiła. </div>
<div style="text-align: justify;">
W każdym razie, po swoim stwierdzeniu zakopała sukienkę głęboko w
szafie, i zapomniała. Właściwie nie zdziwiłaby się, gdyby okazało się,
że zaginęła gdzieś podczas przeprowadzki z akademika do wynajętego - jej
obecnego lokum, mieszkania. <br />
- Jest genialna - stwierdziła przyjaciółka, bez owijania w bawełnę. - Ubieraj. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pokręciła głową. </div>
<div style="text-align: justify;">
- No nie bądź taka. Mówię Ci, ten cały Hernandez oszaleje. - Zaśmiała
się głośno, gdy brunetka poruszyła zabawnie brwiami. Szybko jednak
spoważniała. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Coś mi
się nie wydaje. - Westchnęła i, moim wszystko, wyrywając ubiór z
zachłannych dłoni Natalii, skierowała się do jasnej, wyłożonej płytkami
łazienki. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jej
mieszkanko - choć małe, było przytulne i wspaniale urządzone. Wzruszyła
ramionami; po prostu, nie potrzebowała kolejnych metrów kwadratowych,
skoro i tak mieszkała sama.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wciągnęła na siebie materiał, wygładzając sukienkę w okolicach ramion,
płaskiego brzucha. Spojrzała w lustro - okej, może wyglądała <i>zabójczo,</i>
gdyż czarna, zupełnie gładka (oprócz delikatnych, perełkowych zdobień
na krańcach rękawów) sukienka sięgała zaledwie ud, owalny dekolt
odsłaniał tyle ile powinien - nie za dużo, nie za mało, a długie rękawy,
idealnie przylegające do ciała (tak jak całe odzienie), nadawały jej
postaci eleganckiego, bardziej dystyngowanego wyrazu, <i>ale...</i> nie,
tym razem nie miała żadnego "ale" w zanadrzu. Co jest nieco śmieszne,
bo zawsze była zakompleksioną osobą, już od najmłodszych lat swojego
życia, kiedy to rodzice najpierw zamieszkali osobno, wymigując się przed
nią separacją, a potem rozwiedli - zostawiając ją samą, po środku. <i>Między przysłowiowym młotem, a kowadłem, co?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Wyszła z łazienki, pukając - odwróconą tyłem, Natalię w nagie ramię.
Wysokie, czarne szpilki, z odkrytymi palcami, sprawiały, że sama
blondynka była dużo wyższa niż zazwyczaj, a jej zgrabne nogi wyglądały
na jeszcze dłuższe.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O matko. - Tylko tyle była w stanie wykrzesać z siebie, o kilka miesięcy starsza, przyjaciółka, gdy ją zobaczyła. </div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiechnęła się niepewnie. - Może być?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy może, czy może?! Luśka wyglądasz cudownie! - wykrzyknęła
brunetka, używając nawet jej słodkiego, nadanego przez Anastazję,
przezwiska, którego tak samo - jak i ona, nie znosiła. - Uh, coś czuję,
że nie odpędzisz się od adoratorów - dodała i uśmiechając zalotnie,
powachlowała się dłonią. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przestań. - Zachichotała, uderzając ją w ramię. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Teraz jeszcze tylko Cię umalujemy. - Mówiąc to, Natalia sięgnęła w
stronę kosmetyczki i wyciągnęła z niej kilka - najbardziej istotnych,
rzeczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przejechała po
jej ustach czerwoną szminką, a oczy podkreśliła czarną maskarą.
Delikatny róż rozświetlił policzki, choć jak stwierdziła czarnowłosa...
wcale tego nie potrzebowała:<i> "Ty już błyszczysz"</i>, i była jej za
te, w pewien sposób pokrzepiające, słowa naprawdę wdzięczna, bo cóż,
chyba nigdy nie była zdenerwowana bardziej niż teraz, w tej chwili. <i>W całym swoim dwudziestoczteroletnim życiu!</i><br />
<i> </i>Pół
godziny później wskazówki zegara przesunęły się, zahaczając o godzinę
dziewiętnastą trzydzieści. Odchyliła się niedbale na krześle,
spoglądając na roześmianą dwójkę przyjaciół oraz Ani, która siedząc na
kolanach ojca wierciła się na wszelkie możliwe strony. Mała była
prawdziwym, nieskończonym niemal, wulkanem energii.<br />
Zaśmiała się, kręcąc głową; zaraz jednak jej usta wygiął przygaszony, na krańcach, uśmiech. Czasem patrząc na nich, <i>żałowała. </i>Zazdrościła. <i>Dlaczego ona nie ma rodziny, dlaczego nie ma nikogo, kto mógłby ją pokochać? - </i>To
najczęstsze z pytań, które sobie w takich momentach zadawała. A potem,
jak na zawołanie, przypominała sobie słowa ciemnowłosego przyjaciela: <i>"My jesteśmy twoją rodziną"</i>.<br />
Potrząsnęła głową, w takim razie ma najlepszą rodzinę pod słońcem.
Pomocną, świetlistą, o nieskończonej, wciąż buchającej niczym płomień,
miłości. Ją też pragnęli objąć, pochłonąć w te zdradliwe - <i>bo nie ma odwrotu,</i> lecz tak bardzo pożądane, odmęty. <i>Czy im na to pozwoli?</i><br />
Maxi był genialnym kucharzem - w swoim wieloletnim, <i>owocnym</i>
związku z brunetką, to właśnie brązowooki zajmował się takimi sprawami,
podczas gdy Natalia studiowała prawo, jednakże nie mogła zmusić się na,
chociażby tknięcie smacznie wyglądającej potrawy. Ponte spojrzał
podejrzliwie.<br />
- Myślałem, że lubisz moją kuchnie. - W jego głosie spostrzegła lekki wyrzut.<br />
- Bo to prawda - odpowiedziała szybko, nie chcąc niepotrzebnie urazić mężczyzny. - Po prostu nie jestem głodna.<br />
- Denerwuje się, to oczywiste. - Swoje trzy grosze wtrąciła Natalia.<br />
Zgromiła ją wzrokiem; przyjaciółka uwielbiała to robić, ale nie mogła
mieć tego kobiecie za złe... To właśnie te drobne szczegóły - <i>choć nieraz irytujące wszystkich wokół,</i> tworzyły Pontównę. I mimo wad, nie zamieniłaby czarnowłosej na nikogo innego. <i>Bo, w końcu, kto ich nie ma?</i><br />
- Może troszeczkę. - Wypuściła powietrze przez nos, z niewinnym uśmiechem. Wyłamała palce.<br />
Natalia zachichotała, kręcąc głową i wróciła do konsumowania przyrządzonej przez męża sałatki.<br />
<br />
O równej dwudziestej rozległ się dzwonek do drzwi. Uśmiechnęła się
lekko; Hernandez nie tolerował spóźnień, więc oczywistym było, iż sam
jest nad wyraz punktualny. <br />
Obciągnęła sukienkę, nagle martwiąc
się, że może pokazywać trochę za dużo, i wymieniając uściski z każdym po
kolei (tylko, śpiącą już, małą ucałowała w czółko), porywając jeszcze
po drodze czarną, maleńką kopertówkę, którą pożyczyła od kuzynki - Lary,
podeszła w stronę drzwi.<br />
Odetchnęła głęboko; ostatni raz - coś
czuła, że przy nim zabraknie jej oddechu, i pociągnęła za klamkę.
Oczywiście - miała rację, i zdała sobie z tego sprawę, gdy tylko za
drzwiami spostrzegła jego wyprostowaną sylwetkę. Diego miał na sobie
(jak wcześniej przypuszczała) czarny smoking, idealnie skrojony -
dopasowany, równie czarną muchę pod szyją, która o dziwo nadawała mu
zabawnego, swobodnego wyrazu, dokładnie wystylizowane włosy, i ledwo, bo
ledwo, ale jednak widoczny zarost.<br />
Mężczyzna uśmiechnął się - w
ten sposób, w który tylko on potrafił, a pod nią ugięły się kolana. Po
chwili, zmierzył jej całą postać - od stóp do głów, uważnym spojrzeniem i
sam zdębiał.<br />
- Ludmiła. - W jego ciemnych oczach dostrzegła niedowierzanie, zachwyt, <i>podziw?</i><br />
- Diego. - Odparła, witając się. Zaśmiała się w duchu, na widok jego skołowanej miny.<br />
- Wyglądasz... - Urwał i zarumienił się... <i>wściekle?</i> Czy wzrok, aby jej nie myli? - Pięknie. - Dokończył, już pewniej, odchrząknąwszy wcześniej.<br />
- Aw, dziękuje. - Zachichotała, mrugając zalotnie rzęsami, a gdy zdała
sobie sprawę z tego co robi, zaczerwieniła się równie mocno, co
mężczyzna, chwilę temu. - Ty też niczego sobie. - Wybrnęła, odzyskując
nagle zdolność mówienia, uderzając go lekko w ramię. <i>Jak kumpla? </i><br />
Dobra, może nieco bardziej niż <i>"niczego sobie"</i>,
ale tego wiedzieć nie musiał. W końcu, czy to nie On powiedział
niedawno, że może mieć każdą? (A przynajmniej tak zinterpretowała jego
słowa) W takim razie, czy była dla niego jakimkolwiek wyzywaniem? Nie, <i>była pod ręką.</i> Prychnęła.<br />
- Coś się stało? - zapytał brunet, marszcząc brwi.<br />
- Nie, nie - zaprzeczyła, uśmiechając się słodko, a na przystojnej
twarzy Diego pojawił się grymas; dostrzegł nieszczerość jej uśmiechu -
podczas dwóch miesięcy wspólnej pracy miał sporo czasu na obserwowanie
blondynki, i cóż, korzystał z tego prawa <i>bardzo często,</i> ale o tym wiedzieć nie powinna... <i>Prawda?</i><br />
- W takim razie, chodźmy - zaproponował po chwili, z rozbrajającym
uśmiechem, a ona - drugi raz tego samego dnia, zapomniała jak właściwie
ma na imię. Przyjęła jego ramię.<br />
- Nie czekajcie! - krzyknęła jeszcze, obracając się w stronę zaszokowanych przyjaciół. Wzruszyła ramionami, <i>ciekawe, o co im chodzi...</i><br />
Wyszli na zewnątrz, przed zadbaną kamienicę, a jej ramiona owiał
mroźny, jednakże, w tej chwili niezwykle przyjemny, wietrzyk. Bo choć
nie chciała przyznać sama przed sobą, dotyk Hiszpana <i>palił.</i>
Czuła, że płonie, rozgrzewana każdym - najmniejszym nawet, ukradkowym
spojrzeniem. Zawadiackim uśmiechem. Cóż, przynajmniej miała
wytłumaczenie na wciąż nieblaknące rumieńce. (Całkiem mroźno, prawda?)<br />
Podeszli do czarnego, zaparkowanego na podjeździe BMW, tak świetnie kobiecie znanego z ich ostatniej, wspólnej <i>przejażdżki. </i>Ilekroć wracała wspomnieniami do tamtego wydarzenia, <i>chwili,</i> jej oczy nieznacznie gasły.<br />
Mężczyzna otworzył jej drzwi, jak na dżentelmena przystało, i okrążając
samochód, zasiadł na miejscu kierowcy. Usadowiła się wygodnie,
odkładając kopertówkę na tylne siedzenie, i zapięła pasy. Odprężyła się,
już po chwili, w takt spokojnego, wysyłającego wzdłuż jej kręgosłupa -
przyjemny dreszcz, głosu Johna Lennona sączącego się wolno z głośników.
Radio okazało się być jedynym (głośniejszym) towarzyszem ich podróży.
Hernandez zbyt pochłonięty był drogą, ona - nie chciała mu przeszkadzać.
<i>Milczeli.</i><br />
Pół godziny później zajechali pod, równie
wielką - co ich własnej firmy, nieznaną jej dotąd, siedzibę "Markizo
Corporation", chociaż, to ona sama przecież, brała udział w tworzeniu
poszczególnych paragrafów umowy. <i>Praca zobowiązuje,</i> pomyślała, chichocząc.<br />
Mężczyzna, jak poprzednio, otworzył drzwi, ofiarował ramię. Podeszli do
oszklonego, rozsuwanego wejścia i wstąpili do środka. Uderzył w nią
powiew ciepła, szum rozmów, zapach drogich, szykownych perfum, <i>wody kolońskiej. </i>Razem z inną grupą wpakowali się do windy, z zamiarem wjechania na ostatnie - <i>trzydzieste piętro,</i>
gdzie mieścił się olbrzymi taras, sala konferencyjna, i jak się okazało
- właśnie tamte pomieszczenia postanowiono wykorzystać, podczas
organizacji bankietu.<br />
Spojrzała po pozostałych, z którymi
zaszczyt było jej dzielić windę, i bardzo szybko zauważyła, że każdy
mężczyzna ma na sobie smoking, a kobieta ubrana jest elegancko - prawie,
że wytwornie... Spojrzała z uśmiechem na swoje ubranie; <i>to jednak był dobry pomysł,</i> dodała w myślach. W małej czarnej prezentowała się niezwykle <i>szykownie. </i><br />
Zaparło jej dech w piersiach, a usta opuścił cichy okrzyk zdziwienia, <i>podziwu?,</i>
na co mężczyzna bez oporów zachichotał, zgarniając ją do środka, gdy
tylko dostrzegła wnętrze sali, w której przyjdzie im spędzić najbliższe
kilka godzin.<br />
Pomieszczenie miało owalny kształt, w jednym kącie
mieściły się stoły z przekąskami, napojami, na środku stał bar, wokół
którego mieściło się mnóstwo roześmianych gości, mężczyzn stawiającym
zarumienionym kobietom drinki, a znowu w przeciwległym, od pierwszego
zakątku, mieściło się podwyższenie, coś w rodzaju sceny, z ciemnoskórym
DJ'em za konsolą.<br />
Wszystko przystrojone było tysiącem,
pachnących pięknie, kwiatów - gdzieniegdzie po prostu w roli wazonów,
indziej - spływającym ku ziemi girland. A także połyskujących, jasnych
lampeczek zwieszonych od jednego kąta do drugiego, i tak przez całą
długość, szerokość. Srebrno-złote serpentyny spływały z sufitu,
zahaczając co rusz, o ich włosy, ramiona.<br />
Jednak tym, co wyryło
na niej największe wrażenie był ogromny, kryształowy żyrandol,
mieszczący się na samym środku, i chybotający wesoło na boki. Miliony
kryształów odbijało kolorowe światła otulając całą sale mnóstwem
promieni, tęczowymi refleksami.<br />
Sapnęła z zachwytu.<br />
- Podoba Ci się? - zapytał Diego, z rozczuloną miną.<br />
Kiwnęła tylko głową, jednak szybko spuściła głowę, <i>zażenowana.</i>
Cóż, w przeciwieństwie do Hiszpana, nie często miała okazję bywać w
takich miejscach. Właściwie, z ręką na sercu, była na tego typu imprezie
pierwszy raz. <i>Zabawne?</i><br />
Przez następne pół godziny
zaczepiani byli przez gości, jakieś ważne osobistości, dlatego musieli
stać, uśmiechać się ładnie i wymieniać formy grzecznościowe. Hernandez
za każdym razem przedstawiał ją jako swoją "asystentkę", i gdy przy
okazji nadmieniał jak "świetną" pomocnicą była, po jej ciele, w
okolicach serca, rozlewało się przyjemne ciepło. W końcu cała sprawa
zaczęła ją nudzić, mężczyznę chyba też, bo jego mina na chwilę przybrała
wyraz cierpiętnika, gdy w ich stronę podeszła kolejna para snobów.<br />
<br />
Popijała właśnie przyniesiony przez Hiszpana poncz, gdy coś ciemnego
mignęło jej przed oczyma i wpadło w rozpostarte ramiona. Rozszerzyła
zaszokowana oczy, dostrzegając roześmianą Francescę, w równie czarnej,
co jej sukience, jednak nie przylegającej, a rozkloszowanej u dołu,
sięgającej przed kolana. <i>Wyglądała pięknie.</i><br />
- Ludmiła. -
Włoszka kiwnęła głową z uznaniem, okrążając ją dookoła. - Wyglądasz...
inaczej - podrapała się po brodzie. - Soczewki?<br />
Przytaknęła głową, zmieszana.<br />
- A więc Natalii w końcu się udało? - Zachichotała Francesca.<br />
Mimo, iż ciemnowłosa piękność nie znała jej przyjaciółki, w ciągu tych
(teraz już ponad) dwóch miesięcy zdążyły się zżyć na tyle, by wiedzieć o
sobie bardzo dużo, <i>jak nie wszystko.</i> W czasie przerw, to właśnie
z Włoszką odwiedzała wszelkiego rodzaju kawiarnie, restauracje, co by
napić się kawy, czy zjeść porządny obiad. <i>Oprócz tamtej, jednej sytuacji,</i> zamajaczyło gdzieś w podświadomości, a przed jej oczyma, <i>bez udziału woli,</i> stanęła scena, kiedy to pijąc kawę, i opierając ramieniem o kanapę, wesoło gawędziła z Hernandezem. <br />
- Tak - wyszeptała zarumieniona, odgarniając zagubiony kosmyk blond
włosów za ucho. Nie mogła normalnie funkcjonować, gdy obiekt jej <i>skrytych</i> (naprawdę? Jesteś pewna?) westchnień, wodził za nią uważnym spojrzeniem czekoladowych tuneli.<br />
Francesca kiwnęła, z aprobatą. - Mówiłam, że to dobry pomysł.<br />
Posłała jej niewymuszony, szczery uśmiech. - A właściwie, Fran. - Upiła kolejny łyk. - Dlaczego tutaj jesteś?<br />
- A! Właśnie! - wykrzyknęła kobieta, z poszerzonymi w zrozumieniu źrenicami, i ślad po niej zaginął.<br />
Zamrugała oczyma, a kiedy spojrzała na Diego ten wzruszył ramionami. Ciemnowłosa zawsze była nieco, ekhm... <i>roztrzepana. </i><br />
Panująca między nimi, nagle niezręczna, cisza nie trwała jednak zbyt
długo. Z tłumu ponownie wyłoniła się Włoszka, ciągnąc za sobą wysokiego,
zielonookiego blondyna, o przystojnej twarzy i szerokim uśmiechu.<br />
- To jest Leon, mój narzeczony. - Odezwała się kobieta podniosłym,
jakby lekko patetyczny, tonem. Zachichotała. - Jego rodzina prowadzi
dość sporą firmę deweloperską, zupełnie jak Diego (mimo wszystko, z
szefem, większość osób była na "Ty"), dlatego przyszłam tu z nim. <br />
Przyjrzała się mężczyźnie i nagle coś zaświtało. - Ah, więc to jest ten
sławny pan, o którym tak wiele słyszałam? - Francesca spłonęła
rumieńcem.<br />
Leon zaśmiał się; to był bardzo przyjemny dźwięk.<br />
- Najwyraźniej. - Przemówił, łapiąc jej wolną dłoń. - Leon Verdas, miło mi. - Pochylił się i ucałował jej wierzch. <br />
Zarumieniła się mocno. - Ludmiła Ferro, mnie również.<br />
- Ekhm. - Ktoś odchrząknął.<br />
Wybałuszyła oczy, gdy wspomnianym "ktosiem" okazał się Diego, z dość
nietęgą miną. Spłonęła rumieńcem, chrząkając coś na kształt <i>"Oh",</i>
gdy okazało się, że zielonooki wciąż nie puścił jej dłoni. Wyrwała się
delikatnie, co by przypadkiem blondyna nie spłoszyć, i uśmiechnęła
lekko.<br />
- Uuu. - Francesca objęła szyję ukochanego. - Widzę, że
ktoś tu się polubił. Tylko wiesz, żebyś mi go czasem nie podkradła. -
Pokiwała jej prześmiewczo palcem. Cała trójka wybuchnęła szczerym
śmiechem.<br />
Spojrzała na bruneta, po swojej lewej, który
wymamrotał coś pod nosem i zacisnął usta w wąską kreskę. Uniosła
wydepilowaną brew. <i>Zazdrosny?,</i> przebiegło jej przez myśl, lecz
szybo zepchnęła dziwne słowo na dno, kręcąc szybko głową, gdy zdała
sobie sprawę z jego absurdalności.<br />
Włoszka zamilkła, gdy szef
łypnął na nią złowrogo, i unosząc na chwilę wyżej brwi, coś zrozumiała, a
przynajmniej tak jej się wydawało, bo nagle uśmiechnęła się złośliwie -
uśmiechem triumfalnym, jakby wszystko wiedzącym i powiedziawszy: -
Dobrze, my już pójdziemy. - Odeszła z narzeczonym w stronę parkietu. <br />
Mrugnęła - <i>raz, drugi,</i>
jednak wiedząc, że i tak nigdy nie uda jej się zgłębić tajników
psychiki kobiety, pokręciła zrezygnowana, lecz rozbawiona, głową.
Zerknęła niepewnie w stronę starszego, bo o cztery lata, mężczyzny.<br />
Uśmiechnął się - delikatnie, bo zaledwie kącikiem ust, jednakże to
wystarczało, by wzdłuż jej pleców przebiegł elektryzujący dreszcz. <br />
- Ludmiła. - Zaczął, a głos miał tak pociągający i niski, że jej serce podjechało niesamowicie blisko gardła - <i>zupełnie jak kiedyś, za pierwszym razem,</i> tym razem nie ze strachu, a z jakiegoś innego, niezidentyfikowanego uczucia.<br />
Przełknęła ślinę, obserwując delikatny ruch jego dłoni, która szybko spoczęła na jej policzku. Zarumieniła się, <i>zaledwie centymetry?</i><br />
- Oh, Hernandez, tu jesteś! - Za nimi rozległ się tubalny głos, <i>a czar prysł,</i> gdy Diego westchnął głośno, i odwracając spojrzenie od jej zamglonych tęczówek, zerknął na przybysza. <br />
- Pan Markizo, witam. - Przywitał się brunet uprzejmie, choć w jego głosie dostrzegła zgryzotę. Odeszli na bok.<br />
Odetchnęła głośno, dotykając płonącego policzka. W miejscu, gdzie
spoczęła, a chwilę później zniknęła jego duża, silna dłoń, odczuwała
przyjemne mrowienie, <i>ciepło.</i> Jęknęła zła, wręcz zrozpaczona. Spuściła głowę, <i>dlaczego?</i><br />
Wyrwała się z przykrego letargu i ruszyła w stronę wyjścia na taras (czy tam balkon); <i>potrzebowała odrobiny świeżego powietrza. </i>
Łokciami oparła się o żelazną barierkę i rzucając jedno, szybkie
spojrzenie niebu, które zewsząd pokryte było gwiazdami, ukryła
zarumienioną twarz w dłoniach.<br />
<i>Głupia,</i> wyklęła się w myślach. <i>Wariatka.</i><br />
Zadrżała z zimna. Ten stan nie trwał jednak dostatecznie długo, by
mogła porządnie zamarznąć, bo zaraz poczuła coś ciepłego i gładkiego,
opadającego i opatulającego jej ramiona. Uniosła wzrok, spoglądając na
uśmiechniętą twarz Hernandeza. Oddał jej swoją marynarkę. <i>Ścisnęła materiał. </i><br />
- Dziękuje. - Hiszpan ledwo zrozumiał jej wypowiedź, tak cicha była.<br />
- Nie ma za co. - Wzruszył jeszcze ramionami. - Jest całkiem chłodno,
prawda? - Spojrzał na nią, opierając się - tak samo jak ona, obok. <br />
Kiwnęła głową. Chwilę trwali w ciszy, lecz pierwszy raz od
niepamiętnych dziejów (czyli tygodnia) nie była ona niezręczna, a wręcz
pożądana.<br />
- Wiesz. - Poluzował delikatnie muszkę. - Nigdy nie lubiłem tego typu imprez.<br />
Zaśmiała się, może tylko trochę <i>za głośno.</i> Kto jak kto, ale mężczyzna nie miał sobie równych w <i>rozluźnianiu</i> atmosfery.<br />
- Racja. - Przytaknęła śmielej. - Są nudne.<br />
Tym razem to ciemnooki wybuchł głośnym śmiechem. - I właśnie dlatego
Cię lubię. - Spojrzał na nią, a jego tęczówki przeszyły ją na wskroś. -
Wiedziałem, że zabierając Cię, będę mógł się wyluzować. W sumie, to
wyjaśnia powód, dla którego to zrobiłem.<br />
Zamarła na chwilę,
niezdolna nawet do zaczerpnięcia oddechu, a co dopiero wypowiedzenia,
czy tam sformułowania, jakiegokolwiek słowa, zdania. Szybko jednak
odzyskała rezon. Spojrzała nań kątem oka; mężczyzna, nie pozostawał
dłużny, uważnie przyglądając się jej poczynaniom, spod przymrużonych
powiek.<br />
- Naprawdę? - Obróciła się tak, by spojrzeć brunetowi
prosto w oczy. W jej głosie pobrzmiewała ostra nuta. - A nie dlatego, że
nie było już wystarczająco dużo czasu, by szukać zastępstwa?<br />
Na chwilę zamarł, <i>zlękniony. </i><br />
- Ja... - Chyba sam nie wiedział, do czego zmierza, jak się wytłumaczyć, <i>wybrnąć, </i>bo umilkł równie szybko, co w ogóle zaczął.<br />
- Spokojnie. - Dotknęła jego ramienia, uśmiechając się delikatnie, choć
jej głos ociekał smutkiem. - Nie musisz nic mówić. - Dokończyła i
ściągnęła marynarkę, wciskają mężczyźnie w dłonie. Obróciła się na
pięcie z zamiarem odejścia; <i>w jej oczach zalśniły pierwsze łzy. </i><br />
Przystanęła w miejscu, gdy Diego złapał jej nadgarstek i pociągnął w swoją stronę. Utonęła w jego spojrzeniu.<br />
- Posłuchaj mnie, Ludmiła... - Nie dokończył, gdyż w tle, z zadymionego
pomieszczenia dobiegły ich pierwsze nuty znajomego utworu.<br />
- Uwielbiam tę piosenkę. - Wyrzucili z siebie jednocześnie, a kiedy zdali sobie z tego sprawę, wybuchnęli śmiechem. <i>W głos.</i><br />
- W takim razie... - przemówił mężczyzna z uśmiechem; w świetle
księżyca wyglądał tak pięknie, wręcz nierealnie. - Nie pozostaje mi nic
innego, jak zaproponować Ci wspólny taniec. - Zachichotała, gdy
puszczając jej nadgarstek, skłonił się nisko. - Mogę prosić?<br />
Uśmiechnęła się szeroko, zapominając na chwilę o troskach, niedomówieniach - panujących między nimi. <i>Tylko chwila,</i> szepnął cichy głosik, tuż obok ucha. <i>Kusił?</i><br />
- Ależ oczywiście - odszepnęła podobnym, podniosłym tonem i podała
mężczyźnie swoją dłoń. Uderzyło ją niewiarygodne ciepło, gdy ich skóry
otarły się o siebie, a palce zetknęły. <i>Wyładowania elektryczne?</i><br />
Weszli do środka, zmierzając w stronę parkietu, gdzie niejedna para
przygotowywała się już do spokojnego, rozbujanego tańca. Gdzieś w tym
tłumie dostrzegła rozanieloną Francescę, z Leonem przy boku.<br />
Nagle pokręciła głową, <i> gwałtownie, </i>w duchu pytając: <i>Co ja właściwie robię?,</i>
jednak szybko zapomniała o wątpliwościach, a konkretnie w momencie, gdy
Diego ułożył jedną ze swoich dłoni na jej talii. Dotknęła wolnymi
opuszkami palców jego ramienia. Uniosła oczy.<br />
<br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=uqv5b0UjR4g" target="_blank"><i>MUZYKA*</i></a><br />
<br />
<b>Wise men say only fools rush in </b><br />
<br />
<b> </b>Ruszyli. Tańczyli powoli, bujając się lekko, w takt muzyki; słów - ukochanego wokalisty jej matki.<b> </b><br />
<br />
<b>But I can't help falling in love with you </b><br />
<br />
<b> </b>Jeden
obrót, drugi. Mężczyzna odepchnął ją od siebie delikatnie, tylko po to,
by zaraz przyciągnąć jej ciało z powrotem, splatając ramiona na jej
piersi.<br />
<b><br /></b>
<b> Shall I stay?</b><br />
<b> Would it be a sin,</b><br />
<b>
If I can't help falling in love with you?</b><br />
<br />
<b> </b>Nie
pamiętała, kiedy ostatnio tańczyła walca - chyba na weselu Natalii i
Maxiego, gdzie właściwie była świadkiem, jednak była pewna, że brunet
robił to dość często, ponieważ miała wrażenie, że na parkiecie czuję się
nad wyraz pewnie. <i>Jak w domu?,</i> pomyślała i zaśmiała się cichutko.<br />
Wiedziała, że trzymając się jego dłoni, wytycznych, <i>nie zgubi kroku. </i><br />
<i> </i>I choć nie miała pojęcia na czym stoją, dotyk i ciepło jego ramion, <i>czułe objęcie,</i> sprawiło, że zapomniała o bożym świecie. <i>Lecz strach pozostał. </i><br />
<br />
<b>Like a river flows surely to the sea <br />
Darling so it goes </b><br />
<br />
<b> </b>Zarumieniła się mocno, dostrzegając pewne, świdrujące spojrzenie ciemnych tęczówek, na swojej, nagle - płomiennej, twarzy.<i>Jeszcze jeden obrót,</i> wpadła wprost w silne ramiona.<br />
<br />
<b> Some things are meant to be <br /> Take my hand, take my whole life too </b><br />
<br />
<b> </b><i>I kolejny, kolejny.</i><b><i> </i></b>Zapomniała
już, w którym miejscu kończy się rzeczywistość, a gdzie zaczyna granica
- niedostrzegalnego okiem, snu. Ktoś wypuścił konfetti; złote opiłki
zawirowały w powietrzu i opadły, wplatając się niczym gwiazdy w jej
długie, delikatnie pofalowane włosy.<br />
- <b>Bo nic nie mogę poradzić na to, że się w Tobie zakochuję. </b>-
Zaśpiewał mężczyzna, zlewając swój głos z tym należącym do Presleya,
tuż przy jej uchu, a ją przeszedł, jeden z, najprzyjemniejszych, jakie
przyszło kiedykolwiek jej czuć, niekontrolowanych dreszczy.<br />
Najlepsze, że nawet kiedy śpiewał jego głos pozostawał głęboki, pełen żaru, z lekką, acz wyczuwalną chrypką. <br />
<i>Zbyt pochłonięta,</i> nie dostrzegła nawet momentu, kiedy to mężczyzna zbliżył się na tyle blisko, by ich usta zetknęły się w delikatnym pocałunku. <i>Zupełnie jak muśnięcie skrzydeł motyla. </i><br />
Zamarła, wpatrując się w przymknięte powieki. Bez zastanowienie podjęła decyzję - <i>nie mogła, o nie.</i>
Wyrwała się, nie zwracając uwagi na prośby Hernandeza o zatrzymanie
się, i przepychając przez, zbitych ciasno, ludzi, dopadła do windy.<br />
Załkała głośno, wciskając się - wprost w objęcia ciasnego
pomieszczenia. Drzwi zasunęły się. Oszalała wcisnęła guziczek, opatrzony
cyferką "0", i oparłszy plecami o ścianę, odetchnęła głośno. <i>Wołała o oddech.</i><br />
<br />
<b> Like a river flows surely to the sea <br />
Darling so it goes </b><br />
<br />
<b> </b>Zatkała uszy; nie chciała nic słyszeć, tylko... <i>zapomnieć? </i><br />
Uciekła?<br />
<i>Racja.</i><br />
Jak tchórz?<br />
<i>Zupełny. </i><br />
Płacz wezbrał na sile. <i>Bo co miałam zrobić?</i> Czekać, aż mężczyzna odsunie się i przeprosi za chwilę zapomnienia, <i>nieuwagi,</i>
która dla niej była najpiękniejszą z możliwych chwil, choć podszyta
grubą nicią goryczy? A może, aż stwierdzi, że to tylko kolejny, głupi
żart, i zabawnie było obserwować jej skołowaną, rozanieloną minę? <i>Nie chciała tego. </i><br />
<br />
Ktoś zaśmiał się na górze. Nie, nie na piętrze, czy tarasie. <i>Wyżej.</i><br />
Wiesz, jaki był ich największy problem?<br />
<i>Nieporozumienie.</i><br />
<br />
<b>Some things are meant to be </b><br />
<br />
Wyszła z windy, a niechciany, <i>w tej chwili, </i>głos Elvisa, pobiegł w krok za nią. Zaklęła siarczyście pod nosem, <i>przecież to niemożliwe.</i> <i>Wariuję?</i><br />
<i> </i>Dobiegła
do oszklonych drzwi i zaraz znalazła się na zewnątrz, przeklinając w
myślach własną głupotę. Na dworze było wyjątkowo zimno, <i>na minusie? </i>Opatuliła się ciaśniej ramionami, zauważając nagle brak torebki - pokręciła głową,<i> czy to teraz ważne?,</i> i ruszyła przed siebie.<i> </i><br />
<i> </i>Kolorowe
światła tętniącego życiem miasta oświetlały jej drogę. Jednak nie
zdążyła postawić nawet kilku stanowczych kroków, bo ktoś dość brutalnie
chwycił ją za ramię, odwracając w przeciwną stronę. Stanęła twarzą w
twarz ze swoim oprawcą.<br />
- Co Ty do cholery wyprawiasz? - syknął
mężczyzna; wyglądał na złego. Jednakże (na ich nieszczęście), jego
wściekłość zadziała na blondynę zupełnie tak, jak czerwona płachta
działa na byka.<br />
Uśmiechnęła się złośliwie. - Co ja wyprawiam? Chyba Ty. Zastanów się, co mówisz.<br />
Prychnęła, unosząc wysoko głowę, z nagłym zamiarem odejścia
(zniknięcia?), jednakże uścisk jego dłoni okazał się zbyt mocny, by
mogła uciec. <i>Ponownie.</i><br />
- No nie wiem. - Diego skrzyżował
ręce na piersi, i dziwnym trafem - nie ruszyła się z miejsca, mimo
zwolnienia nadgarstka. - To nie ja uciekłem jak tchórz. - Spojrzenie
ciemnych oczu było zimne, wręcz lodowate. <i>Zadrżała.</i><br />
<i> </i><br />
<i> </i><b>Take my hand, take my whole life too</b><i> </i><br />
<br />
- A co innego miałam zrobić? - rzekła, po chwili ciszy. Oczy mężczyzny
złagodniały, wyraz twarzy też, gdy dostrzegł jej niepewność, kruchość. -
Czekać aż mnie wyśmiejesz?<br />
Zamrugał zszokowany oczyma. - Dlaczego miałbym to zrobić?<br />
- Bo nic do mnie nie czujesz? - podsunęła uprzejmie, a na przystojnej
twarzy dostrzegła wahanie; zignorowała je jednak, zaliczając szybko do
listy mar, wynikających z, otulającego ją zewsząd, zmęczenia. - Ah,
rozumiem. - Brunet zmieszał się, słysząc nagłą pewność w jej głosie.
Zaśmiała się gorzko. - Podobam Ci się taka, prawda? - zapytała,
wskazując swoją sukienkę, włosy, twarz. - Wyglądam lepiej, więc
postanowiłeś traktować mnie lepiej, co?<br />
Ciemnooki o mało nie zapowietrzył się, słysząc te słowa. - O czym Ty, do cholery, mówisz?<br />
- Nie udawaj - sarknęła, krzywiąc się mocno. - Najwyraźniej, wcale nie
pomyliłam się, gdy na początku powiedziałam, że jesteś zwykłym krety...<br />
Zamilkła jak zaklęta, gdy, chcąc ukrócić jej przytyki, mężczyzna
zamknął jej karminowe wargi namiętnym (kolejnym już) pocałunkiem.
Oderwała się po chwili, bardziej niż zmroczona, gdy obojgu zabrakło
powietrza.<br />
- Co Ty...?<br />
- Posłuchaj mnie, wariatko -
fuknął Diego, a ona prychnęła. Musiała go nieźle zdenerwować. - Nie
wiem, co sobie ubzdurałaś, ale nie, nie jestem typem mężczyzny, który wykorzysta i zostawi. Nie przerywaj mi! - warknął, widząc jak ta otwiera
usta. - I nie, nie traktuje Cię lepiej przez zmianę wyglądu. Ludmiła,
cholera! Za kogo Ty mnie masz? - Potarł twarz dłonią. - Już pod oprawą
tych grubych, ciemnych okularów dostrzegłem twoją piękną twarz. - Chyba
trafił w odpowiedni punkt, bo blondynka zupełnie zdębiała. - Ale nie ona
była najważniejsza, o nie. To twój uroczy, lekko niepewny uśmiech.
Wibrujący, zawsze radosny śmiech. Sposób w jaki zaciskasz dłonie, gdy
się zdenerwujesz, i ten - w jaki je rozluźniasz, gdy okaże się, że
wszystko poszło zgodnie z planem. I ten, w jaki segregujesz dokumenty -
kolorystycznie, bo sama jesteś jak każdy najdrobniejszy kolor, tak
zmienna, nieuchwytna. To fakt, że kubek z kawą zawsze stawiasz po
lewej, bo dziwnym trafem jesteś i prawo, i leworęczna. Te wszystkie
rzeczy tworzą prawdziwą Ciebie. - Stała tam, z rozdziawioną nieelegancko
buzią, wysłuchując Jego, teraz już spokojnych, słów.<br />
<br />
<b>For I can't help falling in love with you </b><br />
<br />
<b> </b>-
I kurcze. - Mężczyzna zaśmiał się nerwowo, pocierając kark. - Naprawdę
nie potrafię nic poradzić na to, że się w Tobie zakochuję.<b> </b><br />
<b> </b>Zapadła
cisza. Dziwna, bo wcale nie dusząca, ale nie na tyle komfortowa, by
mogli czuć się swobodnie. Brunet już powiedział, co czuję, <i>teraz kolej na nią?</i><br />
- Ale. - Zaczęła, jakby niepewnie, w końcu odzyskując głos. Od razu na
nią spojrzał. - Dlaczego w takim razie powiedziałeś, że bierzesz mnie ze
sobą, żeby nie szukać nikogo na siłę? - Dokończyła groźnie, opierając
dłonie na biodrach.<br />
- A co miałam powiedzieć, hm? - zapytał, nagle równie zdenerwowany. Szybko się jednak zreflektował; <i>odetchnął.</i>
- "Ludmiło, skradłaś moje serce, za pierwszym razem, gdy Cię ujrzałem,
zgodzisz się mi towarzyszyć?" Jakby to zabrzmiało? - Jęknął głośno, z
oburzeniem. A ona wybuchnęła śmiechem.<br />
Mężczyzna prychnął, marszcząc brwi. - I z czego się śmiejesz?<br />
- Z Ciebie - odparła prosto, niepewnie dotykając skóry na jego policzku. Pod opuszkami palców wyczuła delikatny zarost.<br />
Stali chwilę w milczeniu, mierząc się zaciekłymi spojrzeniami.
Zdeterminowani, by dostrzec wszystko, prawdziwe emocje - każdą, <i>nawet tę najmniejszą, najdrobniejszą? </i><br />
<i> </i>- Naprawdę skradłam twoje serce? - zapytała, po dłuższej chwili, wodząc palcem po jego brodzie.<br />
- Tak. - Odetchnął mężczyzna, trącając jej klatkę piersiową palcem wskazującym. <i>Zaczepnie.</i> - Złodziejka.<br />
Zaśmiała się najszczerzej jak tylko potrafiła, odrzucając głowę do
tyłu, a brunet nie czekając, tylko wykorzystując zaistniałą sytuację,
pocałował ją mocno.<br />
Oplotła ramionami jego szyję, wplatając
palce w miękkie, ciemne kosmyki, i przyciągnęła jego głowę bliżej.
Całowali się szybko, nagląco, stojąc na, lekko oblodzonym od szronu,
chodniku, otoczeni przez tysiące błyskających świateł. Zapomnieli kim
są, po co są. Ważna stała się tylko ta chwila, ten moment, gdy ich usta -
tak blisko, ocierały się o siebie, przynosząc im obu ulgę, utęsknione
spełnienie. <br />
<i>Tak długo na to czekali?</i><br />
<br />
<b>For I can't help falling in love with you*</b><br />
<br />
<i>Za ich głowami, nad niedawno opuszczonym budynkiem korporacji, wybuchły fajerwerki.</i><b><i> </i></b><br />
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: center;">
<i>dwa lata później</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Siedziała przy rozległej, kuchennej wysepce, na jednym z barowych
krzeseł, gdy nagle, tuż pod jej nosem - w ramach dziwnego rytuału,
którego przestrzegali od dnia, gdy tylko zamieszkali razem (to jest
jakieś półtorej roku temu), w ogromnym domu mężczyzny, który dla jednej
osoby wydawał się być zbyt duży, <i>pusty,</i> dla dwóch - <i>w sam raz,</i> wylądowały dwa kubki. <strike>Oba</strike> z kawą - czarną, bez cukru, ich ulubioną. <strike>Nie,</strike> teraz tylko <u>jeden.</u> Drugi - niebieski w białe grochy, który upatrzyła sobie zaraz po przeprowadzce, wypełniał marchewkowy soczek. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyła brwi, patrząc w stronę męża (jak to brzmi... nierealnie? Pięknie?) - tak, teraz już niemal od roku, <i>błagalnie. </i>Przygryzła wargę, próbując zastosować, tak zwaną <i>szczenięcą minkę.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Choć zazwyczaj ten sposób działał na Diego wyjątkowo świetnie, to... <i>nie tym razem.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>- No już, nie nabzdyczaj się tak - powiedział, pstrykając ją w czoło. Warknęła. Brunet stanął za jej plecami<i> </i>i
obejmując jej talię, przejechał kciukiem, po lekko zaokrąglonym
brzuszku. - Dobrze wiesz, że Ci nie wolno - wymruczał wprost do jej
ucha, drażniąc nosem zaróżowiony policzek. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Czasem Cię nienawidzę, wiesz? - zapytała, kiedy mężczyzna w końcu
usiadł, z prawej, chwytając kubek - czarny jak noc, wypełniony po brzegi
aromatycznym napojem. Spojrzała z powątpiewaniem na naczynie w swoich
dłoniach; łyknęła - <i>nie taki zły.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
- Aw, oczywiście - odparł Hiszpan rozczulony, opierając twarz na,
podpartej w łokciu, dłoni. - Prawie tak mocno, jak mnie kochasz, prawda?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Możliwe. - Zarządziła z uśmieszkiem, opróżniając pozostałości kubka jednym, zdecydowanym łyknięciem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ciemnooki pokręcił zrezygnowany głową. Uśmiechnęła się - mimo swoich,
skończonych niedawno, trzydziestu lat Diego wciąż wyglądał młodo. <i>Gorąco i przystojnie też, zwłaszcza w garniturze,</i>
jeśli już chcecie wiedzieć. Zachichotała, spoglądając na swój brzuch.
Czasem, całymi dniami, zastanawiała się jak to będzie z ich dzieckiem -
nie znali płci, stwierdzili, że chcą mieć niespodziankę, ale coś
nieustanie podpowiadało jej - <i>matczyny radar?</i>, że ich pociecha okaże się chłopczykiem, czy odziedziczy więcej po niej, a może po nim? </div>
<div style="text-align: justify;">
- O czym tak myślisz? - zapytał brunet, przejeżdżając opuszką kciuka po
jej szyi. Zadrżała; oczywiście, znał każdy z jej słabych punktów, i za
każdym razem - <i>umiejętnie go wykorzystywał.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
- O dziecku, o Nas - odparła, wzruszając ramionami. Pokiwał głową na
znak, iż rozumie; ostatnio myślała o tego typu sprawach bardzo często. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja za to. - Diego przerwał, szukając odpowiednich słów; spojrzała nań
kątem oka, nie odwracając jednak całkowicie wzroku od, otulonego w
materiał flanelowej pidżamy, z każdym dniem, coraz bardziej wypukłego
brzuszka. - Zastanawiam się, gdzie za kilka miesięcy znajdę drugą, tak
cudowną, sekretarkę, w ramach zastępstwa... - Jęknął; <i>na pierwszy rzut
oka widać, że cierpi.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ha, ha, ha. - Zaśmiała się głośno, gardłowo, uderzając go mocno w ramię. - Kretyn, no kretyn. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Może. - Mężczyzna zmrużył zaczepnie oczy, dotykając jej policzka. <i>Utonęła w słodkiej czekoladzie.</i> - Ale tylko Twój - wyszeptał przy jej szyi, a ją przeszedł przyjemny dreszcz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Racja. - Objęła ramionami jego szyję, wpakowując mu się na kolana. - I
nigdy o tym nie zapominaj - ostrzegła, grożąc mężowi palcem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie śmiałbym - powiedział i zamknął jej usta delikatnym, przepełnionym jednak uczuciem, pocałunkiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Kocham Cię.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja Ciebie też.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Od autorki: Witajcie, mili! xo Jeśli jesteście w tym miejscu (nie, bez
opuszczania treści! ;D), to przyjmijcie moje gratulację! I szczere,
najszczersze podziękowania. Nawet jeśli nie pozostawicie po sobie
komentarza, wiedźcie, że jestem Wam dozgonnie wdzięczna. Zdaję sobie
sprawę, że ten oneshot (zamówienie) był bardzo długi, więc rozumiecie
mój entuzjazm, jeśli ktoś rzeczywiście przeczytał, w całości! Może nie
jest najlepszy, trochę nudnawy (ale czy ja kiedyś napisałam coś innego?)
- taka ot, zwykła obyczajówka, to naprawdę się nad nim napracowałam... Z
ciekawości policzyłam nawet ilość słów, chcecie wiedzieć? Około 10
tysięcy (pobiłam rekord, juhu! Ostatni wynosił prawie 9 ;D) Haha, jestem
niemożliwa, no wiem. Przepraszam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Olivio, chyba jakoś przebrnęłaś, prawda? Starałam się trzymać
umówionych wytycznych, a więc masz Ludmiłę jako asystentkę/sekretarkę
Diego, haha. Mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci wątek Naxi czy Leonesci
- nie były one aż tak widoczne, aczkolwiek istotne dla historii
(zwłaszcza pierwszy)... Nooo, po prostu taka koncepcja zrodziła się w
mojej głowie, po pierwszym przeczytaniu twojej propozycji na fabułę, i
proszę! Marzę, byś tylko nie była zła. Czuję się winna zaznaczyć to w
tym miejscu, a także u góry w opisie, gdyż cóż, zapis zamówienia nie
zawierał żadnych, dodatkowych par :)</div>
<div style="text-align: justify;">
To tak... na koniec, zapraszam do czytania poprzednich OS, zamówień, a
także komentowania, jeśli ktoś chciał, a wciąż nie miał ku temu okazji -
dziewczyny są świetne, najlepsze! Zasługują na uznanie (: ♥</div>
<div style="text-align: justify;">
Co jeszcze? Za kilka dni pojawia się kolejny OS/Zamówienie, tym razem - Kasi i Marceli, czekajcie, bo ja wiem, że warto ;></div>
<div style="text-align: justify;">
Kocham Was wszystkich, dziękuje za poświęcony czas i przepraszam za jego zabranie (;c), Edyta ♥</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">* - Elvis Presley - Can't Help Falling In Love </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
PS: Widzimy się ponownie, stosunkowo niedługo, bo dokładnie za dwa tygodnie. Do zobaczenia! ♥ <br />
<span style="color: red;">EDIT!</span> (Jeju, zapomniałam o.o To przez tę nieludzką porę XD) PS.2: Naprawdę cieszy mnie fakt, iż dzisiejszego dnia udało mi się coś dodać - może nie na swojego indywidualnego bloga, ale JSM, bo cóż, dzisiaj trzeci, czyli, co za tym idzie, kolejny - siódmy już, miesiąc Waszego obcowania z moją osobą. Jak to znosicie? XD Hahaha. No nic, dziękuje za wszystko! ♥ </div>
</div>
</div>
</div>
Eddie Nhttp://www.blogger.com/profile/12800539509562051610noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-62451488230015522082014-07-31T23:30:00.000+02:002014-08-01T10:18:34.490+02:00{Zamówienie 007} Leonesca, Lurco || "Czara miłości" - Alexandra Comello i Katniss Parker <div style="text-align: center;">
<i>Tytuł: "Czara miłości" </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Para: Leonesca ( Leon & Francesca), Lurco ( Ludmiła & Marco )</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Gatunek: Fantasy, Romans, Dramat,</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Crossover ( Harry Potter i Czara Ognia )</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Przedział wiekowy: T</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br></i>
<br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjc3mr8nwIt6cRPIdMIFvwWsxkX5rVTcuIRRNSidDjpIMQnGYiEpQXTTKS7EruTSIBsz1lP8ai9H2Uk4CQfJMwyDgL_FgYfF9O2VzTjMnx8do4-Rvs6CY6V6qibK0XV_qJqrGTwz4nPMBE/s1600/Atak_na_Hogwart.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjc3mr8nwIt6cRPIdMIFvwWsxkX5rVTcuIRRNSidDjpIMQnGYiEpQXTTKS7EruTSIBsz1lP8ai9H2Uk4CQfJMwyDgL_FgYfF9O2VzTjMnx8do4-Rvs6CY6V6qibK0XV_qJqrGTwz4nPMBE/s1600/Atak_na_Hogwart.gif" height="140" width="320"></a></div>
<i><br></i></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<b><i><br></i></b>
<b><i>Dla Lady.voldemort <3</i></b><br>
<b><i>mamy nadzieje, że się spodoba!</i></b><br>
<br>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wcale nie zauważyła, gdy blond czupryna pływała w pomarańczowej zupie w czasie uroczystego obiadu, na którym Dumbledore miał wygłosić jakąś ważną - dla niej wciąż mało znaczącą - informacje. Co jakiś czas wpychała do ust kęs jagodowej babeczki, nadal zajmując się księgą czarów, która dla niej była istnym błogosławieństwem. Nie lubiła być gorsza od innych, a sama wieść o tym, że nie jest pełnym czarodziejem, bo jej matka - mugolka - rozkochała w sobie jej ojca, wcale nie poprawia humoru, wręcz przeciwnie, teraz musi starać się jeszcze bardziej. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W sali słychać głuchy szum, potem wrzaski, oklaski, krzyki radości, jakieś niekontrolowane napady śmiechu, jednak ją i tak nic nie obchodzi. Zagląda coraz głębiej w każdą stronę, doszukuje się drugiego dna każdego zaklęcia, słonej prawdy. Po kilku minutach dochodzi do wniosku, że są tu słowa napisane zupełnie innym językiem, analizuje wszystko od początku, by nie pominąć czegoś ważnego, jednak nawet to, nie jest w stanie wytłumaczyć jej dlaczego eliksir miłosny nie działa na wdowców, albo zaklęcie na szybki wzrost roślin czasem działa inaczej, a my następnego dnia budzimy się z bujną czupryną rockmena. Przeczesuje oczami każdy najdrobniejszy element; nawet kropki, choć to zapewne z desperacji. Już ma czytać wspak, kiedy rozlega się głośny trzask, a koleżanka obok mdleje na ławce. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Obraca się i widzi grupę mężczyzn ubranych w grube, brunatne futra dzikich zwierząt. Jeden z nich - ten najwyższy - miał wyraz twarzy dość poważny, oschły, a nienormalnie długie wąsy wiły się po brodzie, jak węże na wodzie, w tańcu. Chłopaki obok - znacznie młodsi - skaczą, uderzając wielkimi kijami o gładką posadzkę. Iskry rozbryzgują się wokoło, a najwyraźniej odbijają się w oczach czarnowłosego. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>On natomiast idzie z uniesioną głową, dumny, wyprostowany, nauczony dobrych manier. Ciągle nie rozumie co oni tutaj robią, albo co ona robi - patrzy się bez cienia wstydu, nachalnie. Twardo stąpa w rytm jakiś pieśni, ogień kręci się wokół niego, a prezentuje się idealnie. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nagle wzrok spuszcza na nią i po raz pierwszy się uśmiecha, nie wytrzymuje, czerwieni się szybko. Po chwili wypada z amoku i słucha przemowy pana mroku z wielkimi gąsienicami na brodzie. Udaje przecież, bo ciągle przygląda się jemu, chłopcu o włosach ciemniejszych niż szata Snypa. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Uśmiechnął się - tym razem szerzej. </div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Już nie wie co tu robi. Nie wie też o czym była przemowa, ani o tym, że połowa jej włosów jest koloru pomarańczy. Ponoć miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje - sama tak mówiła. </div>
<div style="text-align: left;">
<br></div>
<div style="text-align: left;">
<br></div>
</div>
<div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Wielka, kamienna czara stojąca na środku Wielkiej Sali przyciągała
spojrzenia wszystkich uczniów. Słychać było francuskie szepty
panienek ze szkoły Beauxbatons. Ze stołu obok dobiegały potężne,
bułgarskie głosy młodzieńców z Durmstrangu. Wszystko to jednak
zagłuszały głośne rozmowy uczniów Hogwartu, którzy nawet nie
zwracali uwagi na biegającego wokoło pana <span style="font-weight: normal;">Flitwicka
próbującego uspokoić rozentuzjazmowanych czarodziejów. </span>
</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Cisza! - Po pomieszczeni rozległ się głośny, niezachwiany głos
profesora Dumbledobra. Wszystkie głosy natychmiast ucichły, a każdy
uczeń, bez wyjątku skierował swoją głowę w kierunku dyrektora
szkoły. - Proszę o ciszę. - Nie było słychać żadnego dźwięku.
Tylko gdzieś przy pod stołem brzęczała jakaś natrętna mucha. Po
momencie jednak zamilkła, zgnieciona dłonią jednego z Bułgarów.
- Za kilkanaście sekund czara wyrzuci ze środka trzy kartki z
nazwiskami reprezentantów poszczególnych szkół. Znacie zasady.
Trzy osoby staną się uczestnikami turnieju. I od tego nie ma
żadnych odstępów. To ostateczna decyzja. Mam nadzieję, że w
głowach tych, którzy wrzucili swoje nazwiska do czary, nie
narodziły się żadne wątpliwości.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Zamilkł. Wolnym krokiem podszedł do kamiennej czary. Nikt nie
ośmielił się wydać żadnego dźwięku, nawet jeden z chłopców z
Slytherin'u zdusił w sobie chęć głośnego kaszlnięcia.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Profesor stanął na środku Sali. Czara Ognia zaświeciła się,
zabulgotała, zabłysła. Błysk ten poraził oczy wszystkich
zebranych, jednak nikt nie zdecydował się zasłonić wrażliwych
oczu. Wszyscy z niecierpliwością czekali na finał.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Dumbledore wyciągnął pomarszczoną rękę w kierunku czary.
Napięcie sięgnęło zenitu. Wszyscy wstrzymali oddechy w
oczekiwaniu na pierwszą kartkę z nazwiskiem. Po chwili
rzeczywiście, mały, zwęglony zwitek papieru wyleciał w powietrze.
Profesor otworzył dłoń, aby za chwilę zacisnąć ją na tym małym
- jednak tak ważnym - skrawku.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Reprezentantka Beauxbatons - Na moment podniósł wzrok i
skierował go w stronę dziewcząt w szykownych, niebieskich
strojach, po chwili jednak znów przeniósł go na kartkę -
Francesca Cauviglia!</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Rozbrzmiały oklaski i podekscytowane piski Francuzek. Średniego
wzrostu dziewczyna z uśmiechem wstała od stołu, i pewnym krokiem
ruszyła w kierunku dyrektora. Z wdzięcznością uścisnęła jego
dłoń, po czym wzrokiem przelatując po wszystkich uczniach z domu
Gryfindora - a zatrzymując go dłużej na poznanym przed Wielką
Salą chłopakiem o imieniu Leon - skierowała się w kierunku
wskazanym jej przez czarodzieja.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Ten znów podniósł rękę do góry. Czara ponownie zabłysła. Tym
razem nie trzeba było długo czekać na kartkę z nazwiskiem; w
dłoni profesora znalazła się już po kilku sekundach. Rozwinął
ją.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Reprezentant Durmstrangu - Jak poprzednio, swój wzrok przeniósł
najpierw na uczniów danej szkoły, a później z powrotem na skrawek
papieru w swojej ręce - Marco Tavelii!</div>
<div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<span style="font-weight: normal;">Głośne, potężne okrzyki
chłopców z Bułgarii zagłuszyły nawet oklaski. Z drewnianej ławki
podniósł się wysoki młodzieniec z kręconymi włosami i brązowymi
oczami. Szybkim krokiem skierował się w stronę Dumbledora. Z całej
siły uścisnął jego dłoń, a on przyjacielsko klepnął go w
ramię, po czym wskazał na jedne z kilkunastu drzwi. Po chwili
czarodziej zniknął z punktu widzenia.</span></div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Dyrektor szkoły nawet nie zorientował się, kiedy czara wystrzeliła
kolejną, spaloną na krawędziach karteczką. Upadła ona na ziemię.
Starzec z łatwością schylił się, by ją podnieść. Spojrzał na
nią uważnie, i nawet z końca sali można było dostrzec uśmiech,
który zagościł na jego twarzy po przeczytaniu nazwiska.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Reprezentant Hogwartu - zaczął, tym razem jednak spojrzał na
konkretnego ucznia - Leon Verdas!</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Zabrzmiały entuzjastyczne krzyki i oklaski, a od stołu domu
Gryfindora odłączył się równie wysoki co jego poprzednik,
chłopak. Ruszył długim przejściem w stronę dyrektora swojej
szkoły, swoim czarującym uśmiechem obdarzając każdego, na kogo
spojrzał. Cóż, był zadowolony, zapewne jak jego przeciwnicy w
turnieju.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Od tej chwili, oni trzej stali się swoimi rywalami. I mimo że w
dalszym ciągu chodziło o zacieśnianie więzów między szkołami,
to w głowach uroczej Francuzki, odważnego Bułgara i przystojnego
Amerykana tliła się jedna i najważniejsza myśl. Wygrać.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<br></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.98cm;">
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie czuła się zbyt dobrze, wręcz niewygodnie, a sukienka, koloru dojrzałej brzoskwini, która zresztą była kupiona przez jej matkę, uwierała ją w okolicach szyi. Małe cekinki mieniły się w świetle dyskotekowej kuli, całkiem dobrze dopasowując się do ozdobnej kolii, przesadnie napchanej przeróżnymi świecidełkami. Przyglądała się swoim lekko pokręconym włosom, przy których grzebała dobre kilkadziesiąt minut, teraz zupełnie oklapły. Bez wyrazu.<i> Prawie jak ja? </i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Uczniowie bawili się przy muzyce jakiegoś zespołu, którego wcale nie znała i najchętniej po prostu wróciłaby do dormitorium, gdzie dalej mogłaby pogrążać się w zakazanej księdze czarów, którą niedawno zwinęła z biblioteki, oczywiście przypadkiem. Jednak to oczy pewnego przystojniaka wpędziły ją w pewną ślepą uliczkę i nie pozwalały się z niej wydostać, chyba się zakochałam.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chwilę, a może raczej kilkanaście minut obserwuje każdy jego ruch. To, jak chudymi palcami przeczesuje burzę czarnych loków, starannie przyklepując ją na po lewej stronie, a ilość brylantyny psuje cały efekt - choć tak naprawdę, jej to wcale nie przeszkadza. To, jak dobrze posługuje się swoim gadulstwem, by nawiązać jakikolwiek kontakt z Dumbledorem, mało kto tak potrafi. To, jak obsesyjnie poprawia bordowy krawat, by nie sterczał bardziej w lewą stronę. To, że patrzy się w jej oczy i nadal nie ucieka. Chwila, co? </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="line-height: 24px; white-space: pre;"> </span><span style="line-height: 24px;">Nie chce nawet rozumieć, dlaczego nie odwraca wzroku, bijąc się na spojrzenia, ma wrażenie, że pożera ją całą. Patrzy w obsydianowe, bezdenne oczy, jakby widzące jej wnętrze, oceniające wygląd. Szybko poprawia się na krześle, zarzuca nogę na nogę i prostuje plecy, by pokazać swoje wdzięki. Wygląda sztucznie; krzywi się nieco przez swoją głupotę, ale natychmiast uśmiecha, próbuje kusić. Szybko, przejeżdża palcami wzdłuż łydki, masując obolałe od szpilek nogi. Sapie, gdy widzi, że idzie - wciąż nie zrywają kontaktu, to chyba <i>wyzwanie</i>. Ciemny garnitur, nowy, wcale niesprany, błyszczy się, idealnie pasuje do jej kreacji - myśli natarczywie, ale zaraz się za to karci. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="line-height: 24px; white-space: pre;"> </span><span style="line-height: 24px;">- Wyglądasz oszałamiająco - mruczy z uśmiechem, kolana jej miękną, kiedy muska ustami jej palce. - Nie spodziewałem się, że...</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Że przyjdę? - przerywa mu, niewychowana.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="line-height: 24px; white-space: pre;"> </span><span style="line-height: 24px;">- Że ktoś może wyglądać lepiej ode mnie - poprawia jej słowa i utwierdza w przekonaniu, że jej wysiłki nie poszły wcale na marne, jak i również nauka chodzenia na szpilkach wczorajszego wieczoru. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Och - rumieni się. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="line-height: 24px; white-space: pre;"> </span><span style="line-height: 24px;">- To co, zatańczymy? - Tavelli entuzjastycznie wskakuje w stronę parkietu, na którym tańczy spora część uczniów oraz nauczycieli. Nawet Filch podgyruje nogą gdzieś w kącie sali, trzymając na rękach panią Norris, której obon kołysał się we wszystkie strony. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie, ja nie umiem tańczyć - płoszy się, cofa lekko. On obnaża zęby w łagodnym uśmiechu kładąc dłonie na własnych biodrach.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To co zamierzasz robić?</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><br></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><i>Patrzeć na Ciebie...</i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><i><br></i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="line-height: 24px; white-space: pre;"> </span><span style="line-height: 24px;">- Podziwiać Hagrida tańczącego z madame Maxime. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że on się tak rusza - papla trzy po trzy, byleby ominąć temat wspólnego baletu. Potem przypomina jej się o ponczu, który kusi zapachem świeżych truskawek i eliksiru, którego działania jakoś niespodziewanie zapomniała. - Napijesz się? </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jasne, ale najpierw... - chwyta jej nadgarstki. - Zatańczymy. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie - protestuje.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Spokojnie, już prawie.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ale ja nie chce - jęczy przez zęby.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A ja jestem Marco, miło mi. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- No proszę - błaga, chyba przesadza. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Jesteśmy - rozgląda się, są na balkonie, a muzyki prawie nie słychać.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nigdy tu nie byłam, jak Ty to...</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Czary, uwierzysz? </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="Apple-tab-span" style="line-height: 24px; white-space: pre;"> </span><span style="line-height: 24px;">Jeszcze chwile śmieją się z żartu, a później jej wzrok pożera miliony kwiatów, tych zwisających, stojących , płynących i latających. Trafił w samo sedno jej serca i to dwa razy. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><br></span></div>
</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Mogę prosić do tańca? - Podniosła głowę i przed sobą
zobaczyła wysokiego chłopaka, tego samego, którego poznała przed
Salą, zanim dyrektor Hogwartu wyciągnął z czary trzy kartki, w
tym jedną z jej nazwiskiem, tego samego, na którego spojrzała w
drodze do jednej z komnat, i tego samego, który miał stanąć
przeciwko niej w Turnieju Trójmagicznym. - Taka piękna dziewczyna
jak ty nie powinna siedzieć smutna. Tym bardziej przed tym, co ją
czeka za kilka dni.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Uśmiechnęła się do niego. Jakoś nie miała ochoty na taniec;
nowe buty, które założyła, obcierały ją niemiłosiernie i z
trudnością stawiała kolejne kroki. Ale to mogła być idealna
okazja, aby dowiedzieć się, jak groźny jest jej przeciwnik, i czy
rzeczywiście ma się czego obawiać. W końcu mógł być z niego
naprawdę utalentowany czarodziej. A madame Maxime kilka godzin
wcześniej powiedziała jej, że jeśli jest szansa, aby dowiedzieć
się czegoś więcej o swoim przeciwniku, to należy tą szansę
wykorzystać. A ona zawsze słuchała swojej nauczycielki. - Z
chęcią.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Zacisnęła zęby i stanęła na nogi. Włożyła dłoń w jego dłoń
i razem z nim ruszyła na środek parkietu. Położyła jedną rękę
na jego karku, a on w jej talii. Uśmiechnął się.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Jakie wrażenia po zwiedzeniu naszej szkoły? - spytał, chcąc
nawiązać rozmowę.</div>
<div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<span style="font-weight: normal;">- Bardzo dobre - odparła, próbując
nie myśleć o bólu, który odczuwała stawiając kolejne kroki -
Podobać mi się te obrazy na korytarzach. One być naprawdę...
dobre. Ciekawie wyglądać. My w Beauxbatons nie mieć takich. Ale
my mieć takie same... sto... stopnie jak wy. Nasze też się ruszać.</span></div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Z jego gardła wydobył się czarujący śmiech. - Mówisz o
schodach? Potrafią płatać niezłe figle, o obrazach nie wspomnę.
Czasami nie możemy dostać się do pokoju wspólnego, bo Gruba Dama
często idzie odwiedzać innych - przerwał na moment. - Masz
problemy z angielskim. Nie mówię za szybko?</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Zaprzeczyła ruchem głowy i uśmiechnęła się. - Nie, dobrze. Ja
rozumieć wszystko, czasami nie umieć jednak... powiedzieć. Ja
woleć słuchać, mi być ciężko mówić. Ja nie lubić angielski.
Woleć francuski. - Wzruszyła ramionami. - Może... ty mówić, ja
słuchać, dobrze?</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Ponownie zaśmiał się, pokiwał jednak potakująco głową.
Piosenka zmieniła się, na wolniejszą, bardziej spokojną, cichą.
</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Może opowiem ci trochę o szkole i o mnie - zdecydował w końcu.
- Wiesz, jak tylko Dumbledore powiedział, że w Hogwarcie odbędzie
się Turniej Trójmagiczny, wiedziałem, że chcę brać w nim
udział. Swoje nazwisko wrzuciłem do czary tego samego wieczoru.
Przez chwilę nawet myślałem, że to dlatego mnie wybrała. -
Uśmiechnął się, co odwzajemniła. - Czuję się tak jakby...
zobowiązany. Mam wrażenie, że jeśli nie wygram, zawiodę
wszystkich, z Dumbledorem na czele. - W tym momencie Leon wydał jej
się bezczelny. Do czasu. - Ale wiem, że nie mam żadnej przewagi,
bo wy również jesteście genialni, z tego co słyszałem. Jestem
tylko ciekawy jakie zadania dla nas wymyślą. Z jednej strony wiem,
że to nie będzie nic, czego nie potrafilibyśmy zrobić, bo
Dumbledore by na to nie pozwolił, ale z drugiej strony ten Turniej
ma sprawdzić nasze umiejętności, i to nie w formie testu
pisemnego... W sumie, nie wiem co mam o tym myśleć. W dodatku, gdy
słyszę jak ty, dziewczyny z twojej szkoły i wasza nauczycielka
rozmawiacie w swoim języku, mam wrażenie, że knujecie jakiś
spisek, żeby wykluczyć mnie i Marco z turnieju. I tak samo mam,
kiedy on rozmawia ze swoim nauczycielem. Tylko my nie mamy przewagi,
bo wy umiecie angielski, i rozumiecie wszystko. - Zaśmiała się
uroczo. - Mam tylko nadzieję, że przetrwam przynajmniej do
pierwszego zadania.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Nie dowiedziała się niczego szczególnego. Doszła jednak do
wniosku, że Leon nie jest aż tak dużym zagrożeniem, jakiego na
początku się spodziewała. Mógł oczywiście nosić maskę, którą
zdejmie dopiero przed turniejem, ale w to jakoś nie za bardzo
wierzyła. I podobno ludzi nie ocenia się po pozorach, ale... ale
ona nie potrafiła inaczej. Tak naprawdę, to już miała wyrobioną
opinię na temat swojego rywala. Drugi z nich również nie był jej
obcy - udało jej się poprowadzić z nim krótką rozmowę, z której
jednak nie dowiedziała się za wiele. Cóż, przynajmniej nie była
zdana na niewiadomą. W pewnym sensie.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<div style="text-align: center;">
*</div>
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.98cm;">
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">Miarka się przebrała, kiedy do pierwszego zadania pozostało zaledwie kilka minut, tych najkrótszych dla człowieka, a najdłuższych dla niego - czarodzieja. Miał wystąpić jako ostatni, przygotować się, dopracować taktykę, bo przecież nie mógł czarować, beznadziejna sprawa. Wszystko byłoby nawet znośne, bo doskonale wiedział jak walczyć ze smokami, znał także każdy ich słaby punkt i wiedział, że nie można patrzeć bestii prosto w oczy, wtedy już jesteś stracony, jednak to, co stało się przed godziną odmieniło jego pogląd na przyszłość - tą pewną wygraną. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">Marco miał już w zanadrzu kilka chwytów, mniej lub bardziej dozwolonych i zgodnych z regulaminem konkursu, jednak w tym przypadku wszystko się posypało. A stało się to wtedy, kiedy wyciągnął z woreczka małą, szarą figurkę najgorszego potwora. Nie od dziś wiadomo, że Rogogon to najbardziej przerażający, ziejący ogniem gad w świecie czarów, gdzie ponoć nie ma rzeczy niemożliwych. Słyszał też różne legendy o tym stworze, jak dzielni magowie o najpotężniejszych mocach i czarodzieje sprytniejsi i zwinniejsi od strugi światła, po prostu ginęli pod jego szponami. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">Przerażała go perspektywa kąpieli w ognistym żarzę, czy pożarcie przez mitologicznego towarzysza rycerzy z bajek, a najbardziej jednak bał się wstydu, jakiego mogłaby mu przynieść przegrana. Ojciec mógłby skazać go na wieczną hańbę, którą otrzymał jego brat, jakoś kilka lat wcześniej. Podobnie jak on, trafił do Turnieju Trójmagicznego i już odpadł na pierwszym zadaniu, gdyż smok - wcale nie taki znowu groźny - odgryzł mu nogę. Panu Tavelli'emu nie podobało się to, że jego syn, pochodzący z najlepszej rodziny w kraju, tak bardzo się poniżył. Zrzekł go jakichkolwiek praw, a wszystko, co przypadało jego bratu, zyskał on sam. Teraz gdyby przegrał, mógłby umrzeć. I tak przecież nic by mu nie zostało. Chyba się mylił. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">- Czas na ostatniego uczestnika! Marco Tavelli, reprezentant Durmstrangu!</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">Jeszcze przed wyjściem poprawił kołnierzyk wiśniowej szaty, którą dostał od dumnej matki. Wziął kilka wdechów, w zasadzie to siedem, bo to była jego ulubiona liczba i wyszedł na arenę. Wokół słyszał tylko oklaski i piski jego nastoletnich fanek, które zgodnie zasiadły w pierwszych rzędach na widowni, by dobrze przyglądać się jego silnej i zaciętej walce. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">Nie spodziewał się takiej ciszy. Szedł po ostrych, ogromnych kamieniach w stronę głównego punktu, tam też dostrzegł złote jajo, umieszczone na samym szczycie szarego głazu, przyodzianego w bujny zielonkawy mech. Zacisnął dłonie, był przecież całkowicie bezbronny i jakby samiusieńki? Pierwszy krok - cisza. Drugi, również. Jeszcze kilka kolejnych, na siódmym się zatrzymał, coś podcięło mu nogi w łydkach, auć. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">Teraz leżał na ziemi, wbity w kolczaste kamulce niemal do kręgosłupa, prawie się połamał. Skóra na dłoniach zdarta, krew leje się, spływa aż do samej ziemi, strugi magicznej czystości - duma rodziny teraz miesza się w błotem. Czuje się potwornie, a smok patrzy mu w oczy - ma zupełnie żółte tęczówki, jak trucizna. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">Pełznie, chowa się tuż za głazem, wszędzie tylko one, jak w najgorszym śnie. Syczy, dyszy, sapie - do końca nie wie czy on, czy bestia. Wyciera rękawem spocone czoło, spogląda na gapiów nico wyżej, wystraszeni, prawie bardziej od niego. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">Oczy ma zamglone, całkiem pozbawione życia, a jednak ją dostrzega. Siedzi wygodnie obok grubej pani w fioletowym płaszczu i zakrywa usta - chyba się martwi. Jej blond włoski kręcą się wokół jasnego szalika, a oczy jakby zapłakane. To go pobudza, staje na równe nogi i podgląda stwora - grzebie w ziemi. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">Niczym struś pędziwiatr, ale bezszelestnie, biegnie w stronę najwyższej ze skał, nie spuszczając oka z Rogogona. Napiera na tył zimnej szarej, ściany. Trzęsie się, bardziej niż zwykle. Ma zaledwie kilka sekund na zdobycie jaja. Wspina się, już prawie dochodzi do kamiennego horyzontu, co widzi? Złoto, choć to wcale nie jest pożądana zdobycz. Jaszczur trąca go ogonem, rozdrapuje szaty, rozszarpuje skórę na plecach. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">Smok najwyraźniej wcale nie chce ruszyć się z miejsca, nie zabija go. Wielkie ślepia skaczą po jego ciele, jakby bawiło je cierpienie, podłe zagrania wcale na niego nie działały. Chciał go dopaść, ale jednocześnie chronić jaj. Nie umiał się zdecydować, miotał skrzydłami, wzlatywał lekko w górę i zaraz opadał, niemal machinalnie. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><i>Bał się, jego? </i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">Marco wiedział jak sobie poradzić, okrążył smoka, szybko, zwinie i na paluszkach, choć i to było wcale niepotrzebne. Złapał łańcuch trzymający bestie przy ziemi i owinął wokół głazu, tego od lewej. Naprężył całość, poszedł w górę, nadal kurczowo trzymając srebrną stal. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">- Chodź tu... - woła, krzyczy. - Chodź tu, jaszczurze!</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">Smoczysko zerwało się, gdy dostał w prawe oko niewielkim kamieniem. Potrząsnął łbem i rzucił się na chłopaka, choć wcale nie ruszył się z miejsca. Padł na wznak, tuż przed wiotkim ciałem nastolatka, a ten nie czekając - miał zaledwie kilka sekund - rzucił się w pogoń za jajem. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">Już prawie je miał, dotknął, trzymał. Potem poczuł tylko strumień ognia uderzający w jego plecy. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><i>Tłum wzdycha.</i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><br></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">- Gdzie jestem? - szepce półprzytomnie. - Co z konkursem? </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">- Wygrałeś pierwszą konkurencje - odpowiada pani Pomfray. - Jednak zostałeś troszkę poparzony, nic wielkiego. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">- Rozumiem - uśmiecha się dumnie.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">Już nie wie czy do siebie, czy blondynki, która stała obok jego łóżka z pudełkiem fasolek wszystkich smaków, które tak bardzo<i> uwielbiał.</i> </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><br></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;">Zaciągnęła ją tu wola samodoskonalenia, a właściwie bardziej sama ciekawość i nuda, którą kochała zapełniać nauką. Ludmiła była ambitną dziewczyną, o obszernych planach na przyszłość, jak i równie wielkiej wyobraźni. Chyba nawet kochała to, że jest inna, punktualna, dokładna, zawsze przygotowana i wyuczona, nie lada gratką było słyszeć same pochwały od nauczycieli. Sama też ciężko pracowała, zarywała noce, wakacje, ferie, a nawet przerwy pomiędzy lekcjami, by nauczyć się czegoś nowego. Ktoś pomyślałby, że za dużo bierze na siebie, w końcu to krucha, drobniutka dziewczynka, jednak była silna i pomocna, nawet za bardzo. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Jakoś tak przed drugim zadaniem, podajże to była sobota, poprosił ją o rade ktoś, o kim pomyślałaby dopiero na końcu. Marco nigdy nie był dobry z eliksirów, czy innych magicznych wywarów, zawsze odkładał to na potem, a jak wiadomo, to "potem" jakoś nigdy nie nadeszło. Aż tu naglę, pojawiło się pewna zagadka, która nie tylko potrzebowała rozumu, ale i sprytu. Panna Ferro rozwiązała ją w niecałą godzinę, gdzie Tavelli mocował się z tym dwa, albo trzy dni - nie pamiętał. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wszystko szło w dobrą stronę, najpierw zarwali jedną noc, by odnaleźć coś, co pomogłoby Marco oddychać pod wodą, a później opuścili też drugą, by dorwać potrzebne składniki na dany eliksir. Nietrudno zgadnąć, że musieli zajrzeć do tajnego składzika Snypa, umieszczonego w lochach, poszło im bezbłędnie, a pani Norris wcale ich nie przyłapała. Trudniej było z Księgą Eliksirów, którą teraz muszą oddać do biblioteki na siódmym piętrze, och zgrozo. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Idą wzdłuż korytarza, obrazy uśpione, oczy zamknięte, tylko jeden - pan o białych włosach - nie śpi, czytając książkę przy stawie. Trochę się wydziera, światło różdżki oślepia jego wymalowane oczy, zakrywa je dłonią, skowycze. Później już wszystkie się budzą, marudzą, jakby ktoś obdzierał je z ramy. Marco przewraca oczami - nie lubi sztuki. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chodź, to tutaj - stoi na wprost wielkich drzwi, drewnianych, przy których zwisała kłódka. - Alohomora!</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Na pewno wiesz co robisz? - stoi tuż za nią, dygocze; nigdy przecież tutaj nie był. - Nie mam zamiaru skończyć jako pokarm dla tego potwora, czy jak mu tam. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- To Kot, Głupcze - przewraca oczami. - Ciesz się, że Ci w ogóle pomogłam.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Pomogłaś, bo chciałaś pomóc - uśmiecha się zawadiacko. - A teraz odkładaj to coś i dajże mi spać, kobieto. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- A może, by chociaż dziękuje, hmm? - przechodzi ostrożnie między półkami. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Zrobiłaś to z miłości - szepcze do jej ucha, chce być romantyczny. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Chciałbyś.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Rozgląda się, szuka odpowiedniego regału, z którego kilka dni wcześniej porwała książkę. Miesza jej się nieco wszystko, zagląda jeszcze raz do środka, w nadziei, że znajdzie numer - w mugolskich książkach zawsze były - jednak tutaj zostaje bez niczego, a właściwie prawie. Na ogonie siedzi jej maruda, która nie potrafi czego sama zrobić. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przechodzą przez kolejne sterty książek, półki, regały, czy inne takie, które prowadzą ich do niczego, sama ciemność, a wkład świeczki prawie się kończy, jeszcze trochę, a będą zmuszeni chodzić po ciemku. Wreszcie udaje jej się znaleźć odpowiednie miejsce; wzdycha z ulgą. Jeszcze raz spogląda na książkę, przejeżdża po jej grzbiecie, a później wypycha pomiędzy inne.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Już? Skończyłaś romansować z tą stertą papierów? </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Daruj sobie, jasne? - warczy groźnie. - Ta sterta papierów pomogła Ci w konkursie. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Wiem przecież, mówiłaś kilka razy - mówi to tyłu jej głowy; stoi obrażona. - Hej, jeszcze nie zdążyłem Ci za to podziękować.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nawet się do tego nie garniesz - odpowiada nieczule. </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Bo jeszcze się za to solidnie nie zabrałem - całuje ją, ale czule. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ile tam stoją? Kilka minut, dla nich to wieczność. Nie zauważają kiedy świeca gaśnie, a pani Norris stoi tuż obok, czekając na swojego właściciela, któremu zdążyła już przekazać, że uczniowie grasują po bibliotece w środku nocy. </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="line-height: 24px;">*</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="line-height: 24px;"><br></span></div>
</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- I jak? Strach przypadkiem nie obleciał? - Głos, który tak bardzo
dobrze znała, bo w końcu zaczepiał ją kilka razy dziennie,
zabrzmiał przy jej uchu.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Nie - odparła twardo, mimo że w głębi duszy bała się, czy
eliksir, który samodzielnie przygotowała aby na pewno jest
odpowiedni i będzie w stanie pomóc jej pod wodą. - A ty?</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Prychnął. - Nigdy. Ze smokami sobie poradziłem, to z tym też dam
sobie radę. Mam sprawdzoną taktykę. Ty za to niekoniecznie dobrze
czułaś się z tym potworem, prawda? Długo zajęło ci
przechwycenie jaja.</div>
<div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<span style="font-weight: normal;">Przygryzła wargę. To prawda, że
pierwsze zadanie ukończyła z najgorszym wynikiem, ale po prostu
obleciał ją strach. Była w końcu dziewczyną, miała do tego
prawo. Verdasowi poszło o niebo lepiej, był najlepszy mimo tego, że
wylosował jednego z większych smoków. Ale wcale mu nie współczuła,
kiedy ten prawie zmiażdżył go swoim wielkim ogonem. Należało mu
się. Miała rację; maska Leona spadła na chwilę przed pierwszą
konkurencją. </span><i><span style="font-weight: normal;">Albo po
prostu dopiero ją założył, aby nie okazać, że się boi? </span></i><span style="font-style: normal;"><span style="font-weight: normal;">Już
nie był tym samym chłopakiem, z którym tańczyła na balu. Ale
Madame Maxime powiedziała jej, że on może po prostu nie chce
pokazać jej i innym swojego strachu. I w głębi serca jej wierzyła.</span></span></div>
<div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<span style="font-style: normal;"><span style="font-weight: normal;">-
Nie pomyśleć żeby... </span></span><i><span style="font-weight: normal;">accio
miotła </span></i><span style="font-style: normal;"><span style="font-weight: normal;">-
broniła się. - Ja nie wpaść na to. Ty nie czepiać się i odejść,
dobrze?</span></span></div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Jak sobie życzysz. Mam tylko nadzieję, że znalazłaś odpowiedni
sposób, żeby wytrzymać pod wodą. Połamania nóg.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Zostawił ją samą. Przymknęła na chwilę oczy, aby się
skoncentrować. W środku ciągle powtarzała sobie, że da radę, że
musi dać radę. Była w końcu jedną z lepszych uczennic w swojej
szkole i nie wątpiła w swoje zdolności. No, może czasami. Na
przykład teraz. Nie lubiła pływać. Miała jednak szczęście, że
jej ojciec nauczył ją tej sztuki, bo gdyby tego nie zrobił, teraz
po prostu nie mogłaby wykonać tego zadania. Chyba, że jakimś
magicznym sposobem znalazłaby eliksir, który ruszałby za nią
rękami i nogami. Jakoś nigdy o tym nie słyszała.
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Zawodnicy na start! - Rozległ się głośny głos dyrektora
Hogwartu. - Zaczynacie na wystrzał armaty!</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Szybko odkręciła fiolkę, którą trzymała w dłoni i jednym tchem
wypiła zielony, śmierdzący eliksir. Zakaszlała lekko,
odchrząknęła, i odrzuciła szkło gdzieś na bok, nawet nie
patrzyła gdzie.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Strzał.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Rozbrzmiały wołania, oklaski, a ona odbiła się od drewnianego
podestu i skoczyła do wody. Zanurkowała. Była już pod
powierzchnią, zdziwiona tym, że może normalnie oddychać. Widziała
obok siebie Marco, który dopiero wpychał do ust jakieś zielone
rośliny, i Leona, który już tylko w części przypominał tego
chłopaka, z którym przed chwilą rozmawiała. Od pasa w górę
przeobraził się w rekina, nogi pozostawały takie jak wcześniej.
Nim się obejrzała, on już zniknął, podobnie jak Tavelli, u
którego ze zdziwieniem zauważyła płetwy, zamiast stóp.</div>
<div style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<span style="font-style: normal;"><span style="font-weight: normal;">Nie
zastanawiając się dalej, ruszyła przed siebie. Mimo, że pływać
nie lubiła, to wychodziło jej to bardzo dobrze, i to był chyba
jedyny plus całej tej sytuacji. Pewna siebie, odpychała się rękami
i nogami, brnąc do przodu. Nie musiała martwić się tym, że pod
wodą nie ma powietrza - mikstura, którą wykonała działa bez
zarzutu. </span></span>
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<br></div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<i>Szukaj nas tam tylko, gdzie słyszysz nasz głos,</i></div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<i>Nad wodą nie śpiewamy, taki już nasz los,</i></div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<i>A kiedy będziesz szukał, zaśpiewany tak:</i></div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<i>To my mamy to, czego tobie brak.</i></div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<i>Aby to odzyskać,masz tylko godzinę,</i></div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<i>Której nie przedłużymy, choćby i o krztynę. </i>
</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<i>Po godzinie nadzieję przyjdzie ci porzucić,</i></div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<i>A to, czego tak szukasz, nigdy już nie wróci.</i></div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<br></div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Ta sama piosenka, którą słyszała, kiedy otworzyła złote jajo
pod wodą, wskazywała na to, że nie jest tak daleko celu. Odgarnęła
włosy lecące jej na twarz, zebrała w sobie wszystkie możliwe siły
i popłynęła przed siebie.
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Poczuła, jak coś chwyta ją za nogę. Odwróciła się gwałtownie.
Za sobą zobaczyła jedną z Druzgotek, od których pewnie roiło się
w tym jeziorze. Próbowała się wyszarpnąć.
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Nie w tą stronę - warknęła szkarada, w końcu rozluźniając
uścisk.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Nie rozumiała. Szła przecież za głosem, tak, jak to miała robić.
Ale... madame Maxime ostrzegała ją przed Druzgotkami. To podobno
chytre i podstępne stworzenia.
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Zamrugała szybciej oczami. Ryby już nie było. Przez chwilę
jeszcze wahała się, czy aby na pewno w dobrym kierunku płynie, po
momencie jednak porzuciła wszystkie wątpliwości i ruszyła w
stronę, skąd dobiegała ta piękna piosenka.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
I wtedy ich zobaczyła. Jej oczom ukazały się trzy osoby.
Rozpoznała blondynkę z Hogwartu - widziała ją parę razy w
towarzystwie Leona, a ostatnio również słyszała jej rozmowę z
Tavelli z Durmstrangu. Druga z osób do złudzenia przypominała
Verdasa. A trzecia osoba... w trzeciej osobie natychmiast rozpoznała
swoją przyjaciółkę, która również starła się o uczestnictwo
w turnieju. To ona powiedziała jej o eliksirze, dzięki któremu
mogła oddychać pod wodą. Podpłynęła bliżej niej. Chwyciła ją
za rękę i już chciała odpłynąć, ale coś skutecznie
uniemożliwiało jej zabranie dziewczyny z tego miejsca. Dopiero po
chwili zauważyła jasne, zlewające się z otoczeniem sznury,
najpewniej zaczarowane, aby nie było ich widać. Zdeterminowana
oderwała z podwodnego krzaka rosnącego obok ostrą gałąź, i
kilkoma sprawnymi ruchami uwolniła swoją przyjaciółkę z więzów.
Zacisnęła dłoń na jej nadgarstku i razem z nią popłynęła ku
powierzchni.
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Kiedy tylko wynurzyły się z wody, do jej uszu dotarły radosne
krzyki, oklaski i nawoływania. Spojrzała na Caroline, która
najwidoczniej już się ocknęła. Dziewczyna zarzuciła jej ręce na
szyję, a Francesca chwyciła ją mocno i z całej siły przytuliła
do siebie.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Drugie zadanie miała zaliczone. I miała tą satysfakcję, że tym
razem była lepsza od swoich przeciwników. Że była lepsza od
Leona.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; text-align: center;">
*</div>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zamknął na chwilę oczy, by zapomnieć o całym świecie, który wokół niego wrzał, dudnił, grał - na nerwach. Przez chwile przelatuje przez jego ciało strach, jak wtedy, gdy był jeszcze małym dzieckiem, a koledzy namówili go na zwiedzenie opuszczonego domu, cieszącego się dość beznadziejną opinią. Brednie, powtarzał otwierając wielkie, skrzypiące drzwi na oścież. Tamtego dnia pozbył się czegoś, co krążyło nad nim, aż do dzisiaj. Na zawsze to jednak pojęcie względne.</span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Dookoła było słychać tylko krzyki, szaleństwo młodszych roczników zagłuszane wiwatami tych starszych, doświadczonych. W tej chwili nawet zaczął żałować swojej decyzji, no i wszystko byłoby całkowicie na miejscu, gdyby nie ona i francuskie oczy przypominające kolory jesieni - jego ulubionej pory roku. Nie potrafił zaakceptować tego, że od dłuższego czasu czerwieni się na jej widok, ale tylko wtedy, kiedy się uśmiecha, albo trzepocze zalotnie rzęsami w jego stronę, jakby chciała go uwieść, bez rezultatów - był twardym mężczyzną i chciał wygrać, choćby za wszelką cenę. </span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pomachała mu nieco płochliwie, jakby z obawą, tak żeby nikt tego nie zauważył, oprócz nich - rzecz jasna. Zauważył też rumieńce na bladej cerze, lekki uśmiech i przerażone piwne punkciki uciekające przed nim, przed zadaniem, światem? Potarł różdżkę w prawej dłoni, piękne zdobienia, pióro feniksa - ponoć szlachetne, jednak wcale w to nie wierzył. Już za chwilę, dosłownie za momencik miał wejść do labiryntu, ciemnego, cuchnącego zgnilizną, martwymi ciałami? Oby nie. Teraz już podeszła bliżej, nieco zatroskana - chyba to wszystko widziała. Położyła drobną rączkę wsparcia na jego ramieniu, a później zatonął w szczenięcych oczach najcudowniejszego stworzenia - chyba. </span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ty być zdenerwowany? - szepce, chyba chce mu pomóc, pomoże? Nie ma na to czasu. Dyrektor ogłosił rozpoczęcie konkursu, niemal jak na zawołanie. Naciska mocniej; tłamsi go. - Ty być dobrej myśli, dobrze?</span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Och, nie kłam, że nie zależy Ci na wygranej - wyrywa się szybko, niespodziewanie. Już nawet sam nie wie co robi, spłoszony wrażeniami z przeszłości, jakby trochę bał się przyszłości. Jeszcze chwilkę nie może zebrać się w sobie stojąc jak słup na środku skażonego trawnika, zachowuje się chaotycznie, niemalże nie jak Leon, który od zawsze bał się ciemności. - Przepraszam, ponosi mnie. Chyba uderzyła mi woda sodowa do głowy. Ech. </span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nic nie szkodzi - kręci głową. - Ja chcieć Ci tylko życzyć powodzenia.</span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Niepotrzebne - odpowiada z przekąsem, macha ręką. - Za to tobie na pewno. Mam nadzieje, że się nie zgubisz, szkoda byłoby gdybyś... - ledwo zauważa, że zmienia tor wymiany zdań z wroga na coś w rodzaju nijakiego podrywu, gdy przerywa ton chłodny, ale nadzwyczaj spokojny. Zbyt pewny siebie Marco, który dziarsko obejmował jakąś blondynkę, chyba nawet ją kojarzył z lekcji zielarstwa - podobno kochała kwiaty. </span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Nie przeszkadzaj sobie Tavelli, my tylko rozmawiamy - gorycz przeplatana słodkością ironii; chyba nie zrozumiał. - Mam nadzieje, że dobrze wykułeś wszystkie czary. Wczoraj widziałem, jak zawzięcie czytałeś książkę od Samoobrony pod stołem w Wielkiej Sali. </span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Powtarzałem - coś drapie go w gardło, czyżby kłamstwo? - Poza tym, my w Durmstrangu uczymy się naprawdę wiele. Nie potrzebujemy korepetycji, ani litości innych zawodników - znacząco spogląda w stronę Francesci. - Po prostu jesteśmy najlepsi. </span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Sugerujesz, że Hogwart to beznadziejna szkoła? - zaciska pięści. Marco jedynie zanosi się gromkim śmiechem, a gdy już prawie dochodzi do kolejnych bombardowań nieokrzesanymi zdaniami, które zapewne nie miałyby żadnego sensu, przerywa im Dumbledore.</span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Panie i Panowie! Za chwilę rozpocznie się długo oczekiwany trzeci, a zarazem ostatni etap Turnieju Trójmagicznego, który ogłosi zwycięzce. Zawodnicy tym razem muszą pokonać długi labirynt, pełny przeróżnych niespodzianek. Przypominam, że pan Verdas i Tavelli idą łeb w łeb, a panna Cauviglia jest tuż za nimi - płoszące krzyki okrążyły arenę, budząc zarośla do życia. - A więc zaczynamy turniej! Życzę powodzenia - ostatnie słowa zostały wypowiedziane znacznie ciszej, tylko dla nich. Gdy spojrzenie Dyrektora doszczętnie zniknęło za siedzącym obok Hagridzie, natychmiastowo pojawił się Bagman, którego chaotyczne wrzaski nie mówiły zbyt wiele. </span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Ty - wskazuje na oszołomionego Leona. - Pójdziesz pierwszy. </span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chwyta go za materiał koszulki i ciągnie w stronę wejścia do Labiryntu. Miga mu przed oczami obraz rozjuszonego tłumu, całującego się Marco i Francesci, trzymającej końcówkę ciemnego kucyka, miętoliła pod palcami ciemne pukle w obawie o niego siebie. </span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Odliczanie Bagmana trwało w nieskończoność. Przy trójce jego ręce zaczęły się trząś, jednak uważał, że z zimna - twardziel. Dwójka nie była wcale taka straszna, tylko może gdyby nie to, że jest tuż przed... No i po jedynce wystartował. Wysoki żywopłot ciągnął się kilkanaście metrów do przodu, a na samym końcu rozwidlenie. Wybrał oczywiście stronę lewą, chyba z przyzwyczajenia, a w międzyczasie wyciągnął różdżkę i wyszeptał zaklęcie Lumosa, by oświetlić drogę. </span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zielone, miejscami czarne liście wiły się w spazmie na widok nowej, żywej duszyczki, która byłaby całkiem niezłą ofiarą. Kilka razy ominął jakieś natrętne badyle, wystające z oddychających ścian, słysząc przy tym dwa kolejne gwizdki, oznajmiające, że reszta zawodników weszła już do labiryntu. Trochę obawiał się ponurej ciszy i pustki - nic nie widział. Wydawało mu się, że krąży w koło, zatacza okrąg wokół tych niezabezpieczonych żadnymi pułapkami korytarzy, że chodzi bez sensu zamiast ruszyć się w do przodu. Momentalnie się załamał, stracił panowanie, a później przekonał się, że z tego już nie ma wyjścia, a on nie może się poddać, to byłoby hańbiące. </span><br>
<span style="line-height: 24px;"><br></span>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Słyszy krzyki.</span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Słyszy szmery.</span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Słyszy oddechy. </span><br>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>A przecież jest sam.</span><br>
<span style="line-height: 24px;"><br></span>
<span style="line-height: 24px;"><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Łapie się za głowę, krzyczy - w duchu, boi się głośniej, a później dostrzega coś, czego nie widział wcześniej. Te "coś" żyje i wie, czego się boi. Różdżka zgasła. </span><br>
<span style="line-height: 24px;">Pomocy? </span><br>
<span style="line-height: 24px;"><br></span>
<span style="line-height: 24px;">To jednak tylko <strike>sen.</strike></span></div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.98cm;">
<br></div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Szedł spokojnie przez zielony labirynt, w ręce kurczowo ściskając
drewnianą różdżkę. Na swojej drodze napotkał już kilka
przeszkód, ale ze wszystkimi sobie poradził - z jednymi było
łatwiej, z drugimi gorzej. Czuł, jak pot spływa mu z czoła, jak
serce łomoce mu z emocji. Gdzieś w oddali usłyszał głośne
<i>„</i><i>Expelliarmus”</i> wypowiedziane kobiecym głosem co
oznaczało, że Francesca miała najpewniej bliskie spotkanie z
Marco. Zaśmiał się pod nosem.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Musiał przyznać, że ta dziewczyna była niesamowita. Swoim uporem
potrafiła dokonać niemal wszystkiego. Zadziwiała go swoimi
umiejętnościami, zaklęciami, jakie potrafiła rzucać, a których
on nawet nie znał. Od kilku osób wiedział, że jestem mistrzynią
w przyrządzaniu eliksirów, i sama przygotowała substancję, którą
wypiła przed drugim zadaniem. Poza tym... podobała mu się.
Podobała mu się i to bardzo. Znali się przecież niecałe dwa
tygodnie, a on czuł się, jakby spędził z nią już całą
wieczność. Jak ten szczeniak dogryzał jej, kiedy dotarło do
niego, że zaczyna coś do niej czuć. Ale teraz już nie mógł
zaprzeczyć.
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- <i>Expelliarmus!</i></div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Siła zaklęcia odrzuciła go do tyłu. Odleciał kilka metrów i
zatrzymał się na wysokiej ścianie żywopłotu. Różdżka wypadła
mu z ręki i wylądowała w sporej odległości od niego.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Zza zakrętu wyłoniła się Cauviglia. W ręku trzymała swoją
ciemną różdżkę. Celowała nią prosto w niego. - Nie ruszać się
- wysyczała.
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Wtedy dopiero zauważył, w jakim była stanie. Włosy miała
rozczochrane, ubrania brudne, potargane i poniszczone w paru
miejscach, a jej twarz umazana była czymś czarnym. Dyszała ciężko.
Dostrzegł nawet kilka rozcięć na jej dłoniach.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Francesca... co jest? - Chciał się podnieść, ale ona mu na to
nie pozwoliła.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- <i>Cru...</i></div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Nie dokończyła zaklęcia niewybaczalnego, bo ktoś wytrącił jej
różdżkę z ręki. Odwróciła się gwałtownie. Przed nią stał
Marco. Leon pośpiesznie podniósł się z ziemi, podniósł swoją
różdżkę, jednocześnie doskakując do Francuzki i zabierając jej
ten cenny kawałek drewna spod nóg. Dziewczyna drgnęła, kiedy
Tavelli zrobił krok w jej kierunku. - Nie ruszaj się - rozkazał.
Przystawił różdżkę do jej szyi. - Nikt ci nie powiedział, że
za użycie <i>Cruciatusa</i> ląduje się w Azkabanie?</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Przygryzła wargę. Nie miała odwagi się ruszyć, bo bała się, że
może rzucić w nią jakimś zaklęciem. Ponownie drgnęła, a on
podszedł jeszcze bliżej niej. Verdas chwycił mocno obydwie różdżki
i obserwował ich z uwagą.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- A wy możecie, tak? - spytała cicho. - Dobrze to sobie wymyślić.
Najpierw <i>Silencio</i>, a później <i>Crucio</i>? Może od razu
<i>Imperius</i>, żeby ja nie być zagrożenie, co? Kto z was mnie
zaatakować?</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- O czym ty mówisz? - zapytał zdezorientowany Leon.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
I dopiero teraz dotarło do niego, że Francesca nie rzucała
zaklęciem rozbrajającym z Marco. Że Tavelli wyszedł z innego
przejścia; nie z tego samego, co dziewczyna. Cauviglia broniła się
przed kimś innym.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Madame Maxime zawsze powtarzać mi, że nie miotać zaklęciami w
plecy przeciwnika. To brak szacunku!</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Verdas spojrzał uważnie na Bułgara. - Zaatakowałeś ją?</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- <i>Cruciatusem</i>? W życiu. Nie jestem takim zwyrodnialcem. -
Przeniósł wzrok na Francesce i powoli, ale stanowczo opuścił
różdżkę. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i cofnęła się o krok,
zapewne odruchowo. - Ktoś cię potraktował zaklęciem
niewybaczalnym?</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Ktoś być w tym labiryncie - powiedziała. - Jeśli to nie wy
<i>Crucio. </i>Ktoś iść za mną. Ktoś mnie śledzić. Ktoś...</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Leon dotknął uspokajająco jej ramienia i oddał ją różdżkę,
którą natychmiast schowała za plecami. - Może nauczyciel? -
zaproponował.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Tavelli zaśmiał się z ironią. - Nauczyciel nigdy nie torturowałby
ucznia, Verdas, czy ty słyszysz co mówisz? Wasz Dumbledore za nic
by na to nie pozwolił.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Usłyszeli szelest. Odwrócili się w gwałtownie w kierunku, skąd
on dochodził. Automatycznie wycelowali swoje różdżki w tamtą
stronę. Francesca wymruczała pod nosem jakieś francuskie
przekleństwo, Marco zaklął po bułgarsku, tylko Leon powstrzymał
się od wyrażania swoich emocji, bo oni mogli go zrozumieć, a
chciał przynajmniej udawać dobrze wychowanego chłopaka.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Trzeba zawołać któregoś nauczyciela - odezwał się cicho
Tavelli.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Nie - wtrąciła Cauviglia. - Chwilę poczekać. Może ktoś robić
sobie żarty tylko.
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Chłopak ponownie się zaśmiał. - Ktoś cię uciszył i torturował,
a ty mówisz, że ktoś robi sobie żarty? Nie wiem czy w waszej
szkole o tym kiedykolwiek mówili, ale połowa Azkabanu jest
zapełniona zwyrodnialcami, którzy pozbawili czarodziei i mugoli
zmysłów, torturując ich <i>Cruciatusem. </i>
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Możecie skończyć swoją bezsensowną wymianę zdań? - spytał
Leon. Jakoś nie miał ochoty wysłuchiwać ich kłótni. - To i tak
nic nie pomoże. - Spojrzał na Francesce. - Jak ty się w ogóle
czujesz?</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Spojrzała na niego. - Dobrze. Ale nie przejmować się mną, ktoś
być w labiryncie. Ktoś może być niebezpieczny.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Głośny trzask praktycznie ich ogłuszył, co wydawało się być w
gruncie rzeczy niemożliwe. Odskoczyli do tyłu, wpadając
jednocześnie na ścianę żywopłotu. Nie mieli pojęcia, że ta
krótka chwila na zawsze zmieni ich życie.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Usłyszeli głośny, gardłowy śmiech, a ktoś wyłonił się zza
zakrętu. Zachłysnęli się powietrzem. Francesca upuściła swoją
różdżkę, natychmiast jednak schyliła się i podniosła ją,
żałując, że nie może cofnąć się jeszcze dalej. Próbowałby
nawet się teleportować, ale wiedziała, że na terenie Hogwartu nie
jest to możliwe.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Voldemort... - szepnął Marco.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Nie wymawiać! - dziewczyna podniosła głos.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać powrócił. Stał przed nimi
w całej swojej okazałości. Wyglądał jak człowiek. Oprócz tej
strasznej, bladej twarzy.
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Leon wyciągnął swoją różdżkę do góry, najpewniej z zamiarem
zawołania pomocy.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- <i>Perri...</i></div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<i>- Expelliarmus!</i></div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Różdżka wystrzeliła w powietrze i przeleciała przez ścianę
labiryntu. W tym momencie Verdas pozostał bez szans.
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Czarny pan ponownie zaśmiał się i wycelował różdżkę w ich
stronę. - Wiedziałem, że dobrym posunięciem będzie wtargnięcie
tutaj. Turniej Trójmagiczny, prawda? Sporo o nim słyszałem, nawet
marzyłem, żeby wziąć w nim udział, widocznie jednak nie było mi
to dane. - Z każdym krokiem był bliżej nich. - Żałuję, że nie
mogłem oglądać was od początku. Zobaczyłbym wtedy, czy jesteście
godnymi przeciwnikami. Jakie było pierwsze zadanie? - Cisza. Nie
spuszczali z niego wzroku. - Ach tak, rozumiem. Nie odpowiecie.
Boicie się, tak? Nie zaprzeczam, macie się czego bać.
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- My się nie bać - wysyczała Francuzka, choć doskonale wiedziała,
że nie było to prawdą.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Spojrzał na nią. - Och, uwielbiam słuchać, gdy ktoś kaleczy nasz
piękny angielski. Nie jesteś Amerykanką? No tak, w końcu w
Turnieju Trójmagicznym chodzi o integrację szkół z innych państw.
Nie będę zgadywać skąd pochodzicie. Ale ty - wskazał na Leona -
jesteś z Hogwartu, prawda? Poznaję cię. Z domu Godryka
Gryffindora, jeśli się nie mylę. Cóż, zawsze uważałem, że
czarodzieje z tego domu nie zasługują na to miano. Trafiają tam
praktycznie same szlamy, nie to, co do Slytherinu. Ale pretensje
można mieć wyłącznie do Dumbledora. To w końcu on postanowił
„dać dzieciakom z mugolskich rodzin szansę do poznawania magii.”
Same brednie.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Tavelli zacisnął rękę na swojej różdżce. - Czego chcesz? - Bał
się jak nigdy wcześniej. Karkarov wielokrotnie powtarzał im, że
jeśli czegoś naprawdę się chce, to da się to zdobyć. Można
pokonać wszystkich bez względu na to, czy jest się czarodziejem
pełnoletnim, czy nie.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Dawno nikogo nie zabiłem. - Uśmiechnął się, odsłaniając
swoje spróchniałe zęby. - Nie miałem możliwości, nie miałem
własnego ciała. A teraz? Gdy tak patrzę na was to zastanawiam się,
z którym pierwszym skończyć. No, może zacznę od tego najmniej
szkodliwego.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Verdas drgnął. Tylko on nie miał różdżki. Francesca i Marco
byli uzbrojeni, razem mieli szansę pokonać Voldemorta, a on? On nie
mógł zrobić nic. Chwycił Francesce za ramię, nachylił się nad
nią i szepnął ciche „Kocham cię”. Miał pewność, że
nadchodzi jego koniec. Chciał chociaż by ta niedawno poznana
dziewczyna wiedziała, co do niej czuje, by nie odszedł nie
wyznawszy jej wcześniej swoich uczuć.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- <i>Avada keda...</i></div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<i>- Expelliarums!</i></div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<i>- Drętwota!</i></div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<i>- Petrificus totalus!</i></div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Zaklęcia posypały się jedno za drugim. Padło nawet tak rzadkie
„<i>Sectumsembra”</i>, które niestety również chybiło. Ale
dwójka dopiero uczących się czarodziei nie potrafiła dać sobie
rady z Czarnym Panem.
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Kolejne zaklęcie oszałamiające odrzuciło Tavelli i Cauviglie do
tyłu. Na środku został tylko nieuzbrojony Verdas. Widział, jak
Voldemort podnosi czarną różdżkę do góry. Słyszał, jak
wypowiada najgorsze z zaklęć niewybaczalnych. Zamknął oczy. W
ostatniej chwili poczuł, jak ktoś odpycha go do tyłu. Gwałtownie
podniósł powieki. Ostatnim, co zdołał zarejestrować jego mózg,
było oślepiające zielone światło, przerażający dziewczęcy
krzyk i Francesca padająca bez życia na ziemię.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<br></div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.98cm;">
<br></div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Otworzył oczy. Czuł, że ktoś trzyma go za lodowatą rękę.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Leon? - Usłyszał głos swojej blondwłosej przyjaciółki. -
Leon?</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Przełknął wielką gulę w gardle. Nie wiedział co się dzieje.
Nie miał pojęcia gdzie jest, wiedział tylko, że na pewno wyszedł
z tego przerażającego labiryntu, którego najprawdopodobniej żadne
z nich nie zdołało ukończyć. - Co się stało?</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Nie bój się. Już jesteś bezpieczny. Jak się czujesz?</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Nie mógł myśleć w tym momencie o sobie. - Co z... z nimi?
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Widział zakłopotanie Ludmiły. Odgarnęła włosy z twarzy i
poprawiła szatę opadającą jej na ramię. - Marco opuścił
skrzydło szpitalne dzisiaj rano.
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- A Francesca? Voldemort...</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
- Wiem - przerwała mu dziewczyna. - Dumbledore o wszystkim nam
powiedział. Ale Voldemort jak na razie zniknął.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Zacisnął rękę na jej dłoni. - Co z Francescą? - powtórzył,
przypominając sobie niewyraźne obrazy z labiryntu. - Ludmiła? -
Nie dostał odpowiedzi. - Czy ona...?</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Przygryzła wargę i pokiwała powoli głową. - Próbowali ją
ratować, ale to nie miało sensu. Potraktował ją <i> Avadą
Kedavrą, </i>nie miała szans... przykro mi.</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Nie potrafił tego zrozumieć. Pierwszy raz pokochał jakąś
dziewczynę. Pierwszy raz nie była to tylko pusta laleczka
zapatrzona w siebie. Pierwszy raz. A teraz? Teraz... teraz jej już
nie ma. Odeszła.
</div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
Na zawsze.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.98cm;">
<div style="font-style: normal;">
<br></div>
<div style="font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.98cm;">
Symboliczna minuta ciszy skończyła się, jednak nikt nie odważył
się odezwać. Wszyscy bardzo przeżywali śmierć jednego z
uczestników turnieju tym bardziej, że była to tak sympatyczna i
dobra dziewczyna. Koleżanki z jej szkoły na czele z madame Maxime
płakały całym głosem, chłopcy z Durmstrangu siedzieli ze
spuszczonymi głowami, a uczniowie Hogwartu w większości wpatrywali
się w jeden punkt, czasami tylko prowadząc rozmowy między sobą.
Na podwyższenie wszedł dyrektor szkoły.</div>
<div style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.98cm;">
<div style="font-style: normal;">
- Ponieśliśmy dzisiaj ogromną stratę - zaczął. - Z naszego
grona odeszła osoba, która swoją obecnością na pewno czyniła
świat lepszym. Odważna dziewczyna, która przezwyciężyła strach
i poświęcając swoje życie, uratowała swojego przeciwnika w
turnieju mimo że mogła po prostu stanąć z boku i przypatrywać
się jego śmierci, zginęła ze świadomością, że robi coś nad
podziw mądrego i dobrego. Nie zapominajcie o niej, a uczcicie
czarownicę, która doskonale wiedziała co należy zrobić, aby
otrzymać wieczny szacunek i na zawsze pozostać w pamięci innych
ludzi.</div>
<div style="font-style: normal;">
<i><b> </b></i></div>
<div lang="zxx" style="font-weight: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.01cm;">
<div style="font-style: normal;">
<span style="font-size: small;"><i><b>Od autorek: </b></i><i>Moi drodzy, kurde XD Mam
nadzieję, że znajdą się tutaj jacyś Potterhead i fajnie będzie
im się czytać tego parta ;)) Ja sama jestem wielką fanką HP,
Marta zresztą chyba też XD No, lubi go bardzo, tyle wiem :P No i
któregoś dnia (to chyba sobota była), w każdym razie było to po
tym jak w TVN puścili Czarę Ognia XD, próbowałyśmy z Marcią
obgadać parta, ja pomyślałam, że możemy się wzorować na
Turnieju Trójmagicznym i w tym samym momencie Marciak mi napisała,
że może napiszemy coś na podstawie 'tego takiego konkursu' jak to
ona określiła XD No i jest. Moje części standardowo są
beznadziejne, także przepraszam, jeśli ktoś oślepnie. Marcia
oczywiście napisała wspaniale, czytać mi <33333 - Alexandra
Comello.</i> </span>
</div>
<div style="font-style: normal;">
<span style="font-size: small;"><i><br></i></span></div>
<i>Hejciak, tu Marcia. Niestety dodałam późno... żal. Mój komputer mnie nie kocha i nie zapisał praktycznie niczego, więc dziś pisałam wszystko jeszcze raz. Wiem, że wygląda to strasznie (tylko moje części), ale zachwycajcie się kawałkami Oli <3 Naprawdę się postarała :D Kocham HP i mam nadzieje, że wy też. Przepraszam Olu, że no... tak późno i was też. </i><br>
<i>Zapraszam za 3 dni na OS naszej kochanej Edzi <3 jest cudowny! Daje słowo! </i><br>
<i>PS: Wiem, że żal... ja nie umiem pisać.</i><br>
<i>PS2: WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO DLA NASZEJ ASI, KTÓRA MA URODZINY <3</i><br>
<i>KOCHAMY CIĘ! <3 - Katniss Parker </i></div>
</div>
</div>
<i></i></div>
Alexandra Comellohttp://www.blogger.com/profile/15474442497676287100noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-77840410410461865852014-07-28T01:45:00.000+02:002014-07-31T01:36:25.607+02:00{Zamówienie 006} Marcundo || ''My heart will go on'' - Little Liar<div style="text-align: center;"> <i>Tytuł: ''My heart will go on''</i><br />
<i>Para: Marcundo (Marta + Facundo)</i><br />
<i>Gatunek: dramat, romans</i><br />
<i>Przedział wiekowy: M</i><br />
<span style="color: red;">UWAGA! TO ZNISZCZY WAM MÓZGI NIEODWRACALNIE, UPRZEDZAM, JEŻELI KTOŚ NIE CZUJE SIĘ NA SIŁACH PROSZĘ O OPUSZCZENIE TEJ STRONY!</span><br /> </div>
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg88qtdThm9FMWuRulLFOw3yaF0nIWahOqKCudB7zrZhq1S56aD874uLqzOe6NyLz2hLJOTAa_UfSKplq3FVvOuhrcMLQvRDcJ6qhJBtVTcBPFYBAi7F1t5qLpDQCx1dcEiqVKw7yD06BQ/s1600/93b0c2ef0008d1b550cb5978.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg88qtdThm9FMWuRulLFOw3yaF0nIWahOqKCudB7zrZhq1S56aD874uLqzOe6NyLz2hLJOTAa_UfSKplq3FVvOuhrcMLQvRDcJ6qhJBtVTcBPFYBAi7F1t5qLpDQCx1dcEiqVKw7yD06BQ/s1600/93b0c2ef0008d1b550cb5978.gif" height="178" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<b>Zamówienie dla mojego Kochanego Anonima <3 </b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<b>(znanego też jako Karo)</b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Siedziała na łóżku z ponurą miną, beznamiętnie gryząc parówkę i maczając ją w ketchupie. Dzisiaj mijał drugi rok, odkąd uczyła się języka hiszpańskiego, ślęcząc nad książkami dniem i nocą. Mimo to, do tej pory go nie spotkała. Gdy nikt nie widział, w nocy zamykała się szczelnie w pokoju i płakała w poduszkę, zerkając na jego zdjęcia wiszące na ścianie. Za każdym razem wtedy uśmiechał się, ukazując rząd białych, równych zębów. Nigdy nie była powierzchowna ale Facundo Parufka Bufon Gambande był z pewnością najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego w życiu widziała. Pragnęła go tak bardzo, że coraz częściej nie wiedziała co ze sobą zrobić. Pragnęła jego i jego miłości. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Wstała, zarzucając na ramiona pseudo skórzaną kurtkę i biorąc do ręki karmę dla kotów, skierowała się do ogrodu. Uwielbiała te małe czworonożne futrzaki, sama nie wiedziała dobrze dlaczego. Może z tego powodu, że zawsze chodziły własnymi drogami, podobne jak i On? Wzięła na ręce małego kotka Maxiego i przymknęła oczy, wsłuchując się w jego mruczenie.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Kiedy usłyszała kroki za sobą nie odwróciła się, sądząc że to znowu Sara ją nachodzi chcąc bawić się w policjantów i złodziei. </div>
- Idź sobie. - mruknęła, kiedy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.<br />
- Przepraszam. - usłyszała niski, tak dobrze znany jej głos, na dźwięk którego jej serce zaczęło bić tak szybko jak nigdy. - Chciałem tylko zapytać, czy tą ulicą dojdę do Częstochowy?<br />
Otworzyła oczy, wpatrując się w jego uśmiechniętą twarz. Wciąż nie mogła uwierzyć. Stał tutaj, przed nią, w jej rodzinnym domu. On, gwiazdor najpopularniejszego serialu dla młodzieży i ona, zwykła dziewczyna z polski.<br />
- Fa... Facundo? - wyszeptała, wyciągając przed siebie drżącą dłoń by przekonać się, czy obraz ten na pewno jest prawdziwy.<br />
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, ujmując jej dłoń w swoją.<br />
- W rzeczy samej. Widzę, że w tym pięknym kraju żubrówki również jestem rozpoznawalny?<br />
Kiwnęła głową mrugając gwałtownie, kiedy zdała sobie sprawę że wgapia się w niego z otwartymi ustami. Wzięła kilka głębokich oddechów.<br />
- Uwielbiam 'Violettę'. Uwielbiam ciebie. - wydusiła, spoglądając w jego czekoladowe tęczówki.<br />
Zaśmiał się, kiwając głową.<br />
- Polska to moja druga ojczyzna. Mój dziadek się stąd wywodził, wiesz?<br />
Nie wiedziała. Nigdy nawet nie przypuszczałaby, że jej ukochany może mieć coś wspólnego z jej ojczystym krajem.<br />
- Jestem Marcia. - wydusiła, wyciągając przed siebie rękę.<br />
Uśmiechnął się czarująco, chwytając ją i unosząc do swoich ust.<br />
Zadrżała.<br />
- Mówią też na mnie Marciak. - dodała niepewnie, nie chcąc by zauważył jej skrępowanie.<br />
Przytaknął, poprawiając swoją torbę na ramieniu.<br />
- Dobrze, panno Marciaku. Przyjechałem tutaj, bo chciałem trochę oderwać się od aktorstwa. I odpocząć od całej załogi 'Violetty', wiesz, sława bywa męcząca. - mówiąc to, zawadiacko odgarnął grzywę z czoła. - Chcę tutaj zająć się swoją drugą pasją. Malarstwem.<br />
Zamarła po raz kolejny. Nigdy przenigdy nie sądziła, że jej ukochany interesuje się również malowaniem.<br />
- Oh. - wydusiła. - A co malujesz?<br />
Rozejrzał się dookoła, oddychając świeżym, polskim powietrzem.<br />
- Lubię rysować naturę, pejzaże. Ale teraz najchętniej namalowałbym twój portret. - dodał z czarującym uśmiechem. Marcia poczuła, jak uginają się pod nią kolana. Jedną ręką oparła się o drzewo, nie chcąc by zauważył że cała drży.<br />
- Powiesz mi, gdzie trafiłem? Czy to Częstochowa?<br />
Pokręciła przecząco głową, wciąż nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Marzyła od tym od dwóch lat a teraz, kiedy stał tutaj, przed nią, nie wiedziała jak się zachować. Nagle zdała sobie sprawę że ma na sobie stare spodnie dresowe i bluzę. Gdyby wiedziała że go spotka, ubrałaby piękną, wieczorową suknię i wykonała odpowiedni makijaż, a tak...<br />
- Nie. - odparła cicho. - To Mała Wieś przy Drodze.<br />
- Aha. - podrapał się po głowie, mierząc ją spojrzeniem. - A jak się nazywa?<br />
- Mała Wieś przy Drodze. - powiedziała, rozglądając się dookoła. - Oprowadzić cię?<br />
Obdarzył ją najpiękniejszym uśmiechem, jaki w życiu widziała.<br />
- Z miłą chęcią.<br />
Kiwnęła głową spuszczając wzrok i ruszyła przed siebie, wskazując mu ruchem ręki na drzwi swojego domu. Facundo uśmiechnął się delikatnie, po czym gdy weszli na werandę, przepuścił ją w drzwiach. Marcia dziękowała w duchu niebiosom za to, że jest sama w domu, nikt poza kotami nie był im w stanie teraz przeszkodzić a wiedziała, że te małe futrzaste stwory rozumieją ją jak nikt inny na świecie. Zagryzła wargi, uważnie lustrując mężczyznę wzrokiem. Był niezwykle pociągający i z trudem nad sobą panowała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że czekała na niego całe swoje życie. Zrobiła krok do przodu chcąc zmiejszyć odległość między nimi jednak zatrzymała się, gdy ujrzała wyraz jego twarzy. Nie znał jej. Była dla niego obcą osobą.<br />
- To... Marciaku... - zaczął niepewnie, wciąż nie spuszczając z niej wzroku. - Miałbym małą prośbę. Czy moja wizyta tutaj mogłaby pozostać tajemnicą? Taką wiesz, naszą? Gdyby fani <i>V</i> się dowiedzieli...<br />
- Wiem. - przerwała mu, utrzymując kontakt wzrokowy. - Nie martw się. - powiedziała spokojnym, stabilnym głosem o jaki w tej chwili na pewno by się nie podejrzewała. - To zostanie między nami.<br />
Kiwnął głową, gładząc ręką swój nowy lub wyprany w perwolu sweter.<br />
- Nie chciałbym ci przeszkadzać ani nic...<br />
- Nie przeszkadzasz. - odpowiedziała momentalnie wchodząc mu w słowo. Czuła się jak na haju, działała, poruszała się, mówiła i myślała jednak do końca nie dotarło jeszcze do niej to, że przystojny Facu Parufka Bufon Gambande jest w Polsce, mówi do niej w jej ojczystym języku i znajduje się trzy kroki od jej sypialni.<br />
Uśmiechnął się delikatnie, podpierając się ręką o brodę. Jej serce zaczęło bić jeszcze szybciej niż przed chwilą choć nie podejrzewałaby, że to możliwe. Zrobiło jej się gorąco. Chciała go. Tutaj. Teraz. Zacisnęła zęby i dopiero kilka sekund później zdała sobie, że przegryzła wargę do krwi. Musiała nad sobą zapanować. Musiała.<br />
- To świetnie. Czy mogłabyś w takim razie pokazać mi kilka fajnych miejsc tutaj? Chciałbym je namalować. - dodał, wskazując na swój bagaż.<br />
Kiwnęła głową, nawet nie wiedząc kiedy. Zadrżała pod wpływem jego spojrzenia. Zbliżył się do niej i z zatroskaną miną dotknął jej wargi.<br />
- Krew ci leci... - wyszeptał, ścierając czerwone kropelki palcem. Cała się trzęsła, teraz wiedziała że dłużej już nad sobą nie zapanuje. Kiedy nie spuszczając z nią wzroku oderwał dłoń od jej twarzy ścisnęła ją, chwiejąc się na nogach.<br />
- Zaparzę herbaty. - wydusiła, kiedy jakimś cudem udało jej się otrząsnąć.<br />
Kiwnął głową, wskazując mu ruchem ręki na drzwi od swojej sypialni. Gdy za nimi zkinął oblała twarz zimną wodą, usiadła na blacie i gwałtownie zaczerpnęła powietrza.<br />
'Uspokój się!' - powtarzała sobie w myślach jak mantrę, jednak to zdanie cały czas zostawało zagłuszane przez cichy głosik podpowiadający jej 'Facundo Parufka Bufon Gambande jest w twojej sypialni'.<br />
Upuściła filiżankę, a kiedy ta się roztrzaskała nerwowo odłożyła czajnik i wyjęła kubek z szafki. Położyła na tacy kilka parówek - berlinek, swoich ulubionych, po czym z łomoczącym sercem skierowała się w stronę pokoju. Siedział na jej łóżku - Stefanie, trzymając w dłoni ramkę z jej zdjęciem. Trzymała na nim na kolanach swoją jamniczkę, świętej pamięci Malinę.<br />
- Piękna. - powiedział cicho, spoglądając na nią i odkłądając ramkę z powrotem na stolik obok łóżka.<br />
Niepewnie kiwnęła głową, stawiając obok niego tacę z jedzeniem.<br />
- Malina? Tak, była wyjątkowym psem.<br />
Pokręcił przecząco głową, robiąc jej miejsce obok siebie.<br />
- Nie. Ty.<br />
Zarumieniła się, modląc się by tego nie zauważył.<br />
- Oh. - wydusiła cicho, po czym wzięła do ręki tacę, chcąc czymś je zająć. W innym wypadku mogłaby rzucić się na niego bez opamiętania.<br />
- Nie wiem czy lubisz ale nic innego nie miałam w lodówce. Jem tylko to. - powiedziała, podając mu tace z parówkami. Ze zdumieniem zauważyła, że na widok tego mięsnego przysmaku gałki oczne niemalże wyszły mu z orbit.<br />
- Skąd wiedziałaś, że... uwielbiam parówki? - wyszeptał, biorąc jedną i maczając ją w keczupie.<br />
Wzruszyła ramionami.<br />
- Nie wiedziałam. Po prostu ja je uwielbiam.<br />
Pokiwał głową, wpychajac sobie całą parówkę do ust. Kiedy skonsumował wszystkie osiem które mu przyniosła, odłożył talerz na biurko i wziął do ręki swój plecak.<br />
- Chciałbym trochę poprawić swoje szkice. Masz ochotę zerknąć?<br />
Przytaknęła, nie mogąc spuścić z niego wzroku ani na chwilę. Każdy jego ruch wyrażał siłę, męskość i precyzję. I coś, czego ona pragnęła ponad wszystko.<br />
Z plecaka wyjął dużą, ciemną teczkę. Otworzył ją i położył sobie na kolanach plik kartek.<br />
- To w mojej Argentynie. Buenos Aires nocą. - wyszeptał jej do ucha, pokazując niedokończony szkic przedstawiający małą kafejkę.<br />
Zadrżała słysząc jego cichy, matowy głos. Poczuła na policzku jego oddech.<br />
- A to - kontynuował, wyciągając kolejny obraz - są Włochy. Chciałbym tam jeszcze kiedyś pojechać.<br />
Przyglądała się przez chwilę szkicowi. Był piękny, idealny niemalże. I wyszedł spod jego ręki.<br />
- Moja przyjaciółka niedługo wyjeżdża do Włoch. - wyrwało jej się, kiedy pomyślała o Marceli, która była zdetermionowana by odnaleźć Rugga.<br />
Coż. - powiedział głosem jeszcze niższym niż przedtem. - Jeśli będzie miała takie widoki jak ja teraz to z pewnością będzie zachwycona.<br />
Drżącą dłonią doktnęła jego dłoni, nie mogąc dlużej się hamować. Nie do końca jeszcze dotarł do niej sens wypowiedzanych przez niego słów ale jedno wiedziała na pewno: wyjątkowo ciężko jej było się konrolować, a on swoim zachowaniem z pewnością nie ułatwiał sprawy.<br />
Ścisnął jej dłoń i przycisnął do swoich ust co sprawiło, że zrobiło jej się ciemno przed oczami. Modliła się by nie zapomieć jak się oddycha, w tym momencie świat przestał dla niech istnieć. Liczył się tylko on.<br />
- A to Francja. - powiedział, pokazując jej kilka szkiców. Na każdym z nich przedstawiona była prówka, jedna w keczupie, inna w musztardzie, jeszcze inna na talerzu, nadgryziona. - Francuskie parówki. Najlepsze.<br />
Przyglądała się uważnie rysunkom z coraz to większym podziwem. Nigdy by się nie spodziewała, że jej ulubione danie można ukazać w tak różnorodny sposób.<br />
Portretowałeś kiedyś ludzi? - spytała wyrywając się z zamyślenia. Sama nie wiedziała nawet, dlaczego to powiedziała.<br />
Uśmiechnął się, po czym przecząco pokręcił głową.<br />
- Nie miałem okazji.<br />
Spojrzała na niego zadzwiająco pewnym wzrokiem. Poczuła przypływ nagłej determinacji.<br />
- Namaluj mnie. Tak jak swoje francuskie parówki.*<br />
Dostrzegła, jak jego wargi zadrżały, a oczy rozbłysły nieznanym dotąd blaskiem.<br />
- Przygotuj ketchup.<br />
**<br />
Leżała w salonie otoczona pięćdziesięcioma czterema butelkami ketchupu Pudliszki, obserwując każdy jego ruch. Co chwila zerkał na nią, po czym ponownie przenosił wzrok na kartkę.<br />
- Gotowe. - powiedział w końcu, podchodząc do niej i pokazując jej swoje dzieło. Zadrżała gdy znalazł się tak blisko niej, starając się tego nie okazać spojrzała na kartkę.<br />
Westchnęła, wpatrując się w najpiękniejszy szkic jaki w życiu widziała.<br />
- To chyba najlepsze twoje dzieło. - wyszeptała po chwili.<br />
Pokiwał głową.<br />
- Zdecydowanie. Nie miałabyś nic przeciwko, gdybym go zatrzymał?<br />
Uśmiechnęła się, mimowolnie przysuwając się do niego.<br />
- Nie. - wyszeptała i nie wiedząc kiedy zetknęła się z nim ustami. Nigdy by siebie o coś takiego podejrzewała jednak On, On był jedyną osobą któa wyzwalała w niej takie, nieznane dotąd instynkty.<br />
Jeszcze dwie godziny wcześniej rozmyślała o nim, marzyła, rozpaczała nad tym że nigdy go nie spotka. A teraz był tutaj, przy niej i całowali się, w Małej Wsi przy Drodze. W tym momencie, kiedy wiedziała że dłużej już nie będzie umiała ani musiała się powstrzymywać, przyszło jej do głowy zdanie wypowiadziane przez jedną z jej psiapsiółek, z nadmiaru emocji nie pamiętała już czy była to Kasia czy Karolina, na pewno któraś na <i>K:</i> 'jeżeli facetowi na tobie zależy, zawsze ma przy sobie durexy'. Nie przeszkadzało jej, że z zza okna dochodziło zawodzenie kota, którego prawdopodobnie jeden z sąsiadów próbował potraktować piłą mechaniczną. Kiedyś stwierdziła nawet, że powinni to nagrywać i sprzedawać w sklepach jako dodatek do płyt z muzyką relaksacyjną, z pewnością dokonałaby takiego zakupu. Czuła, że cała ta sytuacja nie skończy się na zwykłym pocałunku, zastanawiała się nawet czy nie pobiec do kredensu i nie wyjąć z niego wielkiej, diamentowej kolii jednak po chwili stwierdziła, że to byłaby już lekka przesada.<br />
- Facu... - wyszeptała na sekundę odrywając się od niego, bo tylko na tyle było ją teraz stać. - Czy to nie za szybko? Znaczy... na pewno chcesz, ze mną?<br />
Kiedy spojrzał jej w oczy z trudem odsuwajac się od niej o milimetr, poznała odpowiedź. Ból w jego oczach spowodowany nagłym zaprzestaniem wykonywania uprzedniej czynności wyrażał więcej niż tysiąc słów.<br />
- Rozbierz mnie... - powiedział zachrypniętym głosem, takiego go jeszcze nie słyszała, brzmiał jak człowiek opętany, który postradał zmysły. - Jak parówkę z folii.*<br />
Jak w amoku pokiwała głową, ściągając nożyczki z komody i rozcinając mu sweter.<br />
- Mam w kieszeni durexy... przedziurawisz je... - wydusił, spoglądając na nią pełnym przerażania i za razem pożądania wzrokiem.<br />
Pokręciła przecząco głową, słowa chłopaka ledwie do niej docierały. Szumiało jej w głowie i uszach bardziej niż wtedy, kiedy upiła się Jackiem Danielsem.<br />
- Nie będą potrzebne. Prawo fizyki nie przewiduje dodatkowych, zbędnych ciał między tymi dwoma, które się przyciągają.<br />
Nie myślała w tej chwili racjonalnie. Wiedziała, że jedna z jej BFF, Zuzka by ją za to zabiła, obiecała jej że zawsze będzie myśleć dwa razy zanim coś zrobi albo nawet i trzy, w jej przypadku. Teraz jednak liczył się tylko on. On i jego naga klata w kolorze orzecha laskowego.<br />
- Mówiłam ci już kiedyś, jak bardzo jesteś przystojny? - wypaliła, mocując się z zamkiem jego spodni.<br />
Pokręcił głową, nie odrywając od niej swoich rąk. To działo się, naprawdę się działo, była o cal od spędzenia najgorątszego popołudnia swojego życia z samym Facundo Parufką Bufonem Gambande, jeszcze wczoraj było to zaledwie jej sennym marzeniem. Nie była do końca pewna czy oby nie śni, czy jej mózg ponownie nie robi sobie z niej żartów, w końcu zdarzało się to już wielokrotnie ale on tutaj był tak realny, jego słowa, jego dotyk i oddech na jej twarzy, wszystko to przyprawiało ją o dreszcze.<br />
- Zimno ci? - wyszeptał, otaczając ją ramieniem jeszcze mocniej niż przed chwilą, co wywołało u niej kolejną falą dreszczy. - Mam wziąć koc?<br />
Zaprzeczyła, przyciągając go do siebie najmocniej jak potrafiła. Jedyny koc jaki miałą w domu był utkany z futra jednego z jej świętej pamięci kotów i nie wyobrażała sobie robić <i>tego</i> pod nim.<br />
Kiedy zakończyli bezsensowną - według niej - wymianę zdań na temat temperatury jej ciała, nie pamiętała już nic z tego jak własnoręcznie zdzierała z niego za duże o rozmiar jeansy. Bała się żeby nie zemdleć, wszystko w jej umyśle podpowiadało jej że traci świadomość i że lada chwila odpłynie w nicość, schowana w jego ciasnych ramionach.<br />
Nie chcąc przegapić ani chwili tego co się działo i za chwilę miało się wydarzyć zacisnęła swoje wargi na jego, jak najbardziej próbując skoncentrować się na chwili obecnej. Liczyło się tylko tu i teraz. Nic więcej.<br />
**<br />
Obróciła się na drugi bok, kładąc głowę na jego ramieniu. W jednej dłoni trzymał miętowego papierosa, a drugą szczelnie ją obejmował, jakby bał się że zaraz mu ucieknie, odfrunie. Nigdy nie spodziewała się, że doczeka tej chwili. Że zrobi <i>to</i> właśnie z nim, z księciem ze swoich sennych marzeń. Ze słynnym aktorem popularnego serialu młodzieżowego. I było cudownie. Czuła się jak w bajce, jedyne czego żałowała to to, że nie zapamiętała każdego szczegółu tego wszystkiego, była zbyt zajęta przeżywaniem swoich wewnętrzych emocji by skupić się na detalach. Był taki jakiego sobie wymarzyła, sprawił by czuła się bezpiecznie, dbał o jej uczucia i potrzeby.<br />
- Kocham cię. - szepnęła, po czym zaraz zagryzła wargi i odwróciła wzrok w drugą stronę. Nie wiedziała dlaczego to powiedziała i natychmiast tego pożałowała, nie chciała go wsytraszyć, znał ją zaledwie od dwóch godzin, nie wiedziała nawet czy z jej strony była to miłość właśnie taka jaką opisywali w książkach, bo jakaś na pewno była, nie wiedziała czy powiedziała to pod wpływem emocji, zaistniałej sytuacji czy zwyczajnie wyznała mu prawdę.<br />
Kiedy dostrzegła jego zatroskane spojrzenie poczuła tak bolesne uczucie w sercu jak nigdy dotąd. Teraz do niej dotarło, jak była naiwna. Nie spodziewała się nawet że odzwajemni jej uczucia, tego nie ale łudziła się że choć trochę coś do niej poczuł. A przecież to był Bufon. Sławny gwiazdor. Idol nastolatek na całym świecie. A kim ona była? Zwykłą dziewczyną, w dodatku kolegowała się z idiotkami pokorju Kaśki, Aśki, Sarny, czy Karolci. Była dla niego tylko przygodą, zgodziła się więc czemu miał nie skorzystać, skoro akurat przebywał na urlopie?<br />
- Marciaku... - powiedział cicho, zauważyła jak uważnie myśli nad tym co zaraz ma powiedzieć. Wiedziała że dostanie wymówkę, usprawiedliwienie, być może przeprosiny. 'Cóż' - przeszło jej przez myśl. To koniec. 'Przynajmniej miałaś szczęście przeżyć z nim coś takiego, to chyba coś więcej niż zwykłe wzdychanie do swojego idola.'<br />
- To było najwspanialsze doświadczenie w moim życiu.<br />
Jej serce ponownie zabiło szybciej. Tym razem z radością. Nadzieją.<br />
- Naprawdę? - weszła mu w słowo, spoglądając prosto w te czekoladowe tęczówki. Te, które jeszcze kilkanaście minut temu patrzyły na nią jakby była wszystkim, całym światem. Tak jej się przynajmniej wydawało.<br />
Zadrżała w oczekiwaniu na odpowiedź. Odruchowo i jednoczeście dotknęli się dłońmi, splatając ze sobą swoje palce. Teraz już była spokojniejsza. Znów napawała się jego bliskością.<br />
- Naprawdę. Jesteś... nie do końca potrafię to określić. - powiedział, zataczając palcem koła na jej dłoni. - Naprawdę niesamowita. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem.<br />
Zakręciło się jej w głowie, ponownie. Zagryzła wargi jak zwykle gdy chciała przywrócić się do porządku dziennego.<br />
- Nie rób tak. - usłyszała jego cichy szept. - Zrobisz sobie krzywdę.<br />
Poczuła jak przyciska swoje wargi do jej, ciepło bijące od niego zalało ją całą, nie mogła się powstrzymać przed westchnieniem.<br />
Kiedy się od siebie odsunęli i zapanowała cisza, postanowiła jej nie przerywać. Nie chciała znów się ranić ani psuć atmosfery między nimi. Nawet jeśli miało być to tylko tu i teraz, chciała wspominać to jak najlepiej.<br />
Oparła się o niego, przymykając powieki i wdychając zapach jego wody kolońskiej. Wiedziała, że pozostanie to w jej pamięci na zawsze. <br />
- Media nie piszą o wszystkim. - odezwał się po chwili, mocniej ją do siebie przyciskając jednak odwracajac wzrok w przeciwną stronę.<br />
Odwróciła głowę.<br />
- Co masz na myśli? - spytała, słysząc w swoim głosie wyraźny niepokój.<br />
- O tym, że jestem tak jakby w oficjalnym związku z Tinką.<br />
Zakręciło się jej w głowie. Odsunęła się od niego o cal, przez chwilę zastanawiała się czy zupełnie nie wyrwać się z jego objęć jednak dotarło do niej, że niczego sobie nie obiecywali. Niczego.<br />
- Jak to? - wydusiła. - Czemu?<br />
Niepewnie wzruszył ramionami, ponownie zmiejszając odległość między nimi.<br />
- Jest ładna. Sławna. Potrzebuję takiej dziewczyny.<br />
Zabolało. Nie była tak światową dziewczyną jak Tinka, nie mogła pomóc mu w promocji płyty ani wspinaczce na dalsze szczeble kariery. Była tylko dziewczyną zamieszkującą Małą Wieś przy Drodze.<br />
- Rozumiem. - powiedziała po chwili. - Dobrze się między wami układa?<br />
Przekręcił się lekko na bok w jej stronę, jednak wciąż nie spoglądał w jej oczy.<br />
- Chyba tak. Znaczy, zawsze jak mnie całuje zostawia na mnie osad z różowej szminki, to lekko irytujące. Diego myślał, że przesadziłem z różem do policzków. I nie kocham jej ale... jesteśmy przecież młodzi. To zabawa, tak?<br />
Miała wrażenie, że jej serce przebił sopel zimnego lodu. Jakby bloeśnie zderzyła się z ogromną górą lodową, na której nie było ani jednej parówki.<br />
- Czyli wszystko co robisz jest dla ciebie bez znaczenia? - spytała cicho, choć wcale nie planowała tego powiedzieć. Spuściła wzrok, opierając dłoń na jego ramieniu. Chciała zapamiętać dotyk jego rozgrzanej skóry najlepiej jak potrafiła.<br />
Nie, nie wszystko. - odparł po chwili. - To ma znaczenie. - dodał pewnym, stabilnym głosem i pochylił się, ponownie sięgając jej ust. Kiedy zarzuciła mu ręcę na szyję i dostrzegła w tym jego entuzjam wiedziała, że na tym się nie skończy. I bała się. Bała się swoich uczuć, bała się Tinki.<br />
- Nie zrań mnie. - szepnęła, po czym ponownie pozwoliła sobie się zatracić.<br />
<br />
<br />
<i>[dwa miesiące później]</i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
Minęły trzy tygodnie odkąd wyjechał i zostawił ją samą, z wciąż żywymi wspomnieniami i krawawiącym sercem. I tydzień, od kiedy zaczęły nawiedzać ją przypadkowe mdłości, zawroty głowy i omdlenia. Gdy za namową przyjaciółki (a właściwie, Kasia zaciągnęła ją tam siłą) poszła do lekarza, werdykt był jasny: była w ciąży. Nosiła w sobie dziecko. Jego dziecko. Z gabinetu lekarza wyszła jak otępiała, gdyby nie to że Kasia ją poddtrzymawała, nie doszła by do domu. Raz nawet upadła potykając się o kamień, gdy jej przyjaciółka akurat SMSowała z jednym ze swoich partnerów, Diego. Nie wiedziała nawet, kto podniósł ją z ziemi, prawdpodobnie Sarna przybyła z odsieczą i powiozła ją na swoim grzbiecie prosto do domu, do Stefana. Leżała w miękkiej pościeli z pustym wzrokiem wbitym przed siebie. Nie wiedziała co teraz. Facundo Parufka Bufon Gambande zostawił po sobie w jej życiu więcej, niż się spodziewała. Chciała zapomnieć. Chciała zapomnieć bo kochała go bardzo, najbardziej, bardziej niż kiedykolwiek kogokolwiek, dotarło to do niej z ogromną siłą bo jego wyjeździe. A z drugiej strony, chciała pamiętać. Chciała pamiętać najpiękniejsze chwile spędzone wraz z ukochanym, chciała móc do nich wracać w tych gorszych momentach, chciała by były dla niej swojego rodzaju ostoją.<br />
- Sarna, spadaj... - mruknęła, słysząc zwinne kroki dzikiego zwierzęcia. - Idź do Sebka, nie mam nastroju.<br />
Zwierzyna tupoczącymi łapami okrążyła ją dookoła, po czym zwinnie wskoczyła na łóżko.<br />
- Byłam. Wypolerowałam mu poroże. - odparła cicho, bojąc się reakcji przyjaciółki. - Marciak... - zaczęła, jednak dziewczyna z impetem zepchnęła zwierzę z łóżka.<br />
Nie chciała rozmawiać, z nikim. Wolała być sama, z dzieckiem Facundo które teraz stanowiło jej nieodłączną część. Zerknęła na wyświetlacz telefonu. Stos nieodebranych połączeń. Kasia groziła że jeśli się nie odezwie to naśle na nią zaprzyjaźnionego wampira, Zuzia prosiła by jak najszybciej się odezwała bo jej odwiecznym marzeniem było zostać chrzestną dziecka przyjaciółki a Karolina chciała wpaść na obiad bo mikrofala jej się zepsuła a zimne parówki to niedobre parówki. Przejrzała stos wiadomości nieznaczną uwagę poświęcając nadawcom, gdyż wiedziała że żaden z nich nie jest Nim.<br />
Kiedy usłyszała natarczywe pukanie do drzwi niechętnie zwlekła się z łóżka, spodziewając się że Sebek szukając Sarny ponownie zaczepił się porożem o klamkę. Gdy otworzyła drzwi zrobiła krok do tyłu i przymknęła oczy, gdyż zalała ją natychmiastowa fala różu. W życiu czegoś takiego nie widziała, róż prażył jej w oczy niczym ostre promienie słońca, dopiero po chwilu udało jej się dostrzec ludzkie konutry w różowej poświacie. Dziewczyna miała rozwiane blond włosy od wiatru, żuła gumę, jej usta były pokryte brokatem w kolorze pastelowgo różu.<br />
- Tinka Stoessel jestem. - mruknęła, wyciągając w jej stronę rękę.<br />
Poznała ją. Dopiero po chwili ją poznała i poczuła, że po raz kolejny zakręciło się jej w głowie. Była w ciąży, musiała unikać zbyt silnych i skrajnych emocji a tymczasem największa gwiazda nastolatek stała przed nią, w jej domu, w małej Wsi przy Drodze. Przeszło jej przez myśl, że niedługo do jej wioski zjadą się Brad i Angelina ze wszystkimi podpopiecznymi, wystraszyła się że jeżeli ktoś się dowie o pobycie Tinki tutaj zaraz zjadą się media i telewizja. Niewiele myśląc, chwyciła przerażoną gwiazdę za rękę i wciagnęła do swojego domu, szczelnie zamykając za nimi drzwi.<br />
- Hej! - warknęła oburzona, otrzepując rękę i poprawiając włosy. Marcię zdziwiła jej znajomość języka polskiego, doszła do wniosku że Facundo musiał ją nauczyć.<br />
- Czego... czego ty tutaj szukasz? - wydusiła, wpatrując się w metr siedemsiesiąd różu stojącego przed nią.<br />
Tinka westchnęła rozlglądając się dookoła, po czym wygładziła mini różową spódniczkę i spojrzała na nią wojowniczym wzrokiem.<br />
- No tak. Spodziewałam się, że akurat ty nie poprosisz mnie o autograf. - warknęła. - Jestem tu w sprawie mojego chłopaka, Facundo Parufki Bufona Gambande, znasz może? Zresztą, po co ja się pytam, oczywiście że znasz.<br />
Wbiła w nią wzrok, po czym podparła się ręką o ścianę, starając się pohamować zawroty głowy. 'To szkodzi dziecku' - powtarzała sobie w myślach, próbując się opanować.<br />
- Nie, nie znam. - powiedziała lekceważącym tonem i rzuciła jej najbardziej obojętne spojrzenie na jakie było ją stać. Chciała, by ta różowa kukła jak najszybciej opuściła jej dom. Bufon zdradził ją, wykorzystał, rozkochał w sobie jeszcze bardziej niż dotychczas i zostawił. I chciała się od tego odciąć, usilnie próbowała, chciała wychować swoje dziecko sama, najlepiej jak potrafiła.<br />
- To zaskakujące. - odparła, robiąc krok w jej stronę i stukając różowymi szpilkami o posadzkę. - Gdyż on zerwał ze mną bo zakochał się w tobie. Czyżbyś mu się przyśniła?<br />
Przez chwilę zastanawiała się czy nie przywalić jej patelnią*, jedyne o czym w tej chwili marzyła to to, by pozbyć się fali różu ze swojego domu. Nie potrafiła pojąć, dlaczego i jakim prawem po tym co jej zrobił, nachodzi ją jego różowa dziewczyna i oczekuje nie wiadomo czego.<br />
- Być może. Nie odpowiadam za to. Pilnuj go bardziej w nocy. - warknęła, jednak dopiero po chwili dotarł do niej sens słów wypowiedzianych przez Różową. Bufon zerwał ze swoją sławną dziewczyną. Zerwał z nią, bo... czy to możliwe, że to co się wydarzyło przed dwoma miesiącami mogło mieć dla niego jakieś znaczenie? Zamarła, a serce zaczęło bić jej szybciej. Otrząsnęła się na widok groźnego spojrzenia rywalki,<br />
odciągnęła swoje myśli od Bufona uświadamiając sobie, że jego była dziewczyna stoi w jej domu, ociekając różem i spoglądając na nią morderczym wzrokiem.<br />
- Tinka... - zaczęła spokojnie, bojąc się reakcji różowej i robiąc krok do tyłu. - Ja naprawdę... nie wiem o co ci chodzi, nie chciałabym być niemiła...<br />
- Trzeba było pomyśleć o tym zanim poszłaś do Stefana z moim przyszłym narzeczonym! - zawołała, wyciągając z kieszeni kurtki różowy pistolet. Marcia zdążyła zauważyć, że cały jest wysadzany cekinami.<br />
Sparaliżowana strachem wpatrywała się w różowy sprzęt wycelowany prosto w nią, ocknęła się dopiero po chwyli i niewiele myśląc chwyciła leżące za nią żelazko i z całej siły cisnęła nim o Tinkę. Zadrżała, bała się że jeśli zaraz nie złapie się czegoś, upadnie. Właśnie znokautowała sławną byłą swojego nieodszłego faceta, która mierzyła do niej z różowego pistoletu. Próbując myśleć trzeźwo chwyciła ją za racice i schodami w dół wciągnęła do komórki. Kiedy szczelnie zaryglowała Tinkę w swoim podziemnym pomieszczeniu, szybkim krokiem skierowała się w stronę łazienki i ochlapała twarz zimnę wodą. Nigdy wcześniej nie czuła się tak zdezorientowana, bała się co będzie dalej, kiedy świat się dowie, kiedy Tinka się obudzi i będzie musiała stanąć z nią twarzą w różową twarz, kiedy On się dowie... Gdy usłyszała stukanie do drzwi, jej serce na dobrych kilka sekund zamarło. Prasa, telewizja, policja... Wszyscy przyciągnęli się tutaj za Tinką, tego była pewna. Blada z przerażenia, chwiejnym krokiem ruszyła w stronę drzwi powtarzając sobie, że musi swtawić temu czoła, że nie ucieknie. Kiedy nacisnęła klamkę i przestraszona zrobiła krok do tyłu, jej serce wykonało zdecydowanie zbyt wiele uderzeń na minutę, poczuła zawroty głowy i runęła do tyłu zatapiając się w czekoladowych tęczówkach, jednak lądowanie było zdecydowanie bardziej miękkie niż się spodziewała.<br />
- Cześć. - powiedział niskim głosem, spoglądając na nią z taką czułością, jakiej nie widziała w niczich oczach jeszcze nigdy. - Tęskniłaś?<br />
Zadrżała w jego ramionach, z trudem przywołując się do porządku. Nie wiedziała czy umysł płata jej figle, czy to stres, emocje, czy może hormony związane z ciążą. Wyciągnęła dłoń przed siebie i kiedy spoczęła ona na jego policzku, na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. To był on. Bufon. Tutaj, przy niej.<br />
- A więc to prawda... - dodał, przenosząc wzrok na jej brzuch. - Jesteś w ciąży.<br />
W jego oczach dostrzegła lekki niepokój. Przestraszyła się, bała się że zaraz ucieknie, zostawi ją, znowu, że przerośnie go odpowiedzialność. A z drugiej strony przecież wrócił tutaj, do niej. Czuła bicie jego serca tuż przy swoim, coś co koiło ją i pobudzało jednocześnie.<br />
- Jestem. - zdołała odpowiedzieć, ledwo słyszalnie. - Wróciłeś. - dodała, starając się zapanować nad swoim głosem. O ile to się jej udało, momentalnie pod powiekami zaczęły zbierać się jej łzy. Ponownie zakręciło się jej w głowie kiedy zbliżył dłoń do jej policzka i otarł kilka łez. Otaczający ją świat przestał istnieć, w tym momencie liczył się tylko on, on i ciepło które od niego biło, jego oczy i pełen ciepła uśmiech, którym ją obdarzał.<br />
- Nie powinienem był w ogóle wyjeżdżać. - szepnął, pochylając się nad nią i zbliżając swoje usta do jej. Wstrzymała oddech, czekała na tę chwilę, od ich rozstania czekała tylko na to. Przymknęła oczy i czekała, czuła jego ciepło, jego ręce oplotły ją ciaśniej, kiedy głośny huk przywołał ją do porządku dziennego. Bufon zadrżał wciąż mocno ją ściskając, kiedy na niego spojrzała dostrzegła, że jego oczy również były teraz szeroko otwarte. Gdy obróciła głowę zobaczyła stojącą na przeciwko nich Tinkę. Różowa musiała jakoś się uwolnić, teraz jej włosy były w nieładzie, ubranie było podarte a spod doczepianych rzęs biła wściekłość.<br />
- Odsuń się. - usłyszała jego cichy głos, po czym zasłonił ją sobą i wyszedł naprzeciw byłej dziewczynie. Zacisnęła zęby, obejmując go w pasie i modląc się, by wyszli cało z tej konfrontacji. Teraz, kiedy już go odzyskała, gdy czuła bicie jego serca i stała tak blisko przy nim, gdy mogła się do niego przytulić, nie wyobrażała sobie ponownie go stracić.<br />
- Tinka, proszę... - wyszeptała tak cicho, że sądziła iż różowa nawet tego nie usłyszy, jedynie Bufon pod wpływem jej słów zadrżał i spiął się bardziej. Wyczuła, że jest niezadowolony z tego że się odezwała. Poczuła ukłucie w sercu. Bał się. Bał się o <i>nią</i>. Tinka przeniosła wzrok na nią, najpierw jej twarz wyrażała jedynie wściekłość, później na jej różowych wargach pojawił się uśmiech.<br />
- Słucham cię, skarbie. Masz mi coś do powiedzenia?<br />
Zadrżała, przygryzając wargę i wbijając wzrok w podłogę. Bała się odezwać, bała się ją rozwścieczyć. Teraz, kiedy poczuła że wreszcie może zaznać szczęścia. życie jej i najważniejszej dla niej osoby było zagrożone.<br />
- Słucham. - z jej ust zszedł uśmiech, mierzyła ją wściekłym spojrzeniem. Marci przeszło przez myśl że jest opętana, że potrzebuje pomocy.<br />
Kiedy ruszyła pędem w jej stronę poczuła tylko jak Bufon szybkim ruchem przejmuje cios Tinki na siebie. Upadła. Jedyne co pamiętała to migocząca jej w oczach ciemność.<br />
**<br />
Poczuła ciepły dotyk dłoni na policzku. Zamrugała kilka razy, próbując sprawić by obraz stał się mniej rozmazany. Skoncentrowała się na jednym punkcie, którym był jej ukochany pochylający się nad nią. Dostrzegła na jego twarzy uśmiech pełen ulgi, szczęścia i miłości.<br />
- Obudziłaś się... - wyszeptał, po czym schylił się bardziej i pocałował ją w usta. Wreszcie naprawdę, wreszcie nikt im nie przerwał. Nie zdołała nawet odwzajemnić pocałunku, jednak poczuła nagły przypływ ciepła i euforii. Był tutaj, przy niej. - Uderzyłaś się, dość mocno... - dodał, widąc jej zdezorientowaną minę. - Tinka jest zamknięta, zabrali ją, spokojnie. Próbowała... - zaczął, jednak głos uwiązł mu w gardle. Wytężyła wzrok, czym raczej nie dodała mu pewności siebie. - Próbowała nas postrzelić. - dokończył. - Nie udało jej się, zdążyłem ją obezwładnić i zawiadomiłem policję. Okazało się, że od dłuższego czasu ma problemy psychiczne... jest teraz pod stałą obserwacją.<br />
W głowie miała mętlik, natłok myśli przytłoczył ja bardziej niż mogłaby się spodziewać. Tinka, najsławniejsza nastolatka na całym świecie, zamknięta w zakładzie psychiatrycznym i obezwładniona bo... próbowała JĄ zaatakować? Zastrzelić? Z zazdrści, ze strachu? Przestała się na tym koncentrować kiedy poczuła że<br />
pochyla się nad nią i całuje ją w czoło.<br />
- Cieszę się, że się ocknęłaś. Bardzo się o ciebie bałem.<br />
Serce ponownie zaczęło bić jej jak szalone, to co jej przed sekundą powiedział brzmiało w jego ustach niemalże jak wyznanie miłości.<br />
- Kocham cię. - wyszeptała, z trudem wydobywając z siebie głos. Teraz już nie mówiła tego pod wpływem emocji, nie obawiała się tego - wiedziała że tak jest i chciała by znał prawdę, niezależnie od tego jak jego odpowiedź mogła zabrzmieć.<br />
Jego twarz rozjaśnił uśmiech jeszcze szerszy niż przed chwilą. Kucnął przy niej i zacisnął palce na jej dłoni.<br />
- A ja ciebie. Bardziej niż myślisz.<br />
Zamrugała jeszcze kilka razy przywołując się do porządku, unosząc się na łokciach i próbując odpędzić od siebie wszystkie myśli, zarówno te negatywne jak i pozytywne. Po prostu go pocałowała. Teraz żyła chwilą. I nie chciała przestać.<br />
- Zabiorę cię teraz do domu, chcesz? - zapytał, kiedy oderwali się od siebie.<br />
Odpowiedziała mu uśmiechem. Wszystko aż krzyczało w niej że wreszcie jest szczęśliwa.<br />
<br />
<i>[pół roku później]</i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
Dotknęła swojego mocno już zaokrąglonego brzucha, uśmiechając się i spoglądając na swojego męża. Wydarzenie sprzed kilku godzin było najpiękniejszym wydarzeniem w jej życiu - łącznie z ich pierwszym razem - kolejne miało nastąpić własnie w tej chwili. Rozejrzała się dookoła i odwzajemniła pocałunek swojego ukochanego, wyślizgując mu się z objęć i rozglądając po małej jaskini, w której znajdowało się piękne jeziorko, zwane księżycowym. Do ostatniej chwili nie chciał powiedzieć, gdzie zamierza zabrać ją w podróż poślubną, Australia jednak okazała się być genialnym pomysłem.<br />
- To miejsce nazywa się Mako. - wyszeptał jej do ucha, wskazując ręką na skąpaną w blasku księżyca wodę. - Podobno jest magiczne.<br />
Jak zahipnotyzowana przyglądała się falom, kołysały się jakby w rytm muzyki. Muzyki, która rozbrzmiewała w jej sercu i duszy.<br />
- Chodź. - powiedział wyrywajac ją z zamyślenia i pociągnął w stronę jeziorka. Przez chwilę się opierała, miała ochotę stać i wpatrywać się w niesamowity krajobraz, miała ochotę chwycić go za rękę, oprzeć głowę na jego ramieniu i zatrzymać czas, już na zawsze. Chciała, by wskazówki wszystkich zegarów na świecie stanęły w miejscu, własnie teraz, kiedy była najszczęśliwszą osobą na całej kuli ziemskiej. W całym wszechświecie. Pozwoliła wziąć mu się na ręce i szybkim ruchem zdjęła z nóg białe szpilki. Usiadła na jego kolanach zanurzając stopy w wodzie, odwzajemniając pocałunki i wraz z nim stopniowo ześlizgując się do wody. Kiedy znaleźli się już w jeziorku, przymknęła oczy chcąc dokładnie zapamiętać dotyk ciepłej wody na skórze. Nigdy nie przepadała za basenami czy morzem, a w tym momencie czuła się wręcz idealnie, nie tylko ze względu na obecność swojego męża. Gwałtownie zaczerpnęła chłodnego powietrza kiedy poczuła jego dłonie na swoich ramionach, za każdym razem gdy znajdował się blisko niej brakowało jej tchu a co dopiero wtedy, gdy jej dotykał. W tym momencie zdała sobie sprawę, że serce kobiety to ocean pełen ketchupu, a Facundo Paruffka Bufon Gambande ocalił ją od tej codziennej melancholii, którą przeżywała zanim go spotkała. Kiedy jej suknia ślubna opadła na dno jeziorka, zajęła się jego garniturem. Nie chciała tego przedłużać, pragnęła tej chwili tak bardzo jak teraz niczego innego, wreszcie mogli uprawiać tirentiren jako małżeństwo, jako para która zdeklarowała się ze swoją miłością i która właśnie spodziewała się dziecka.<br />
- Bufonie... - szepnęła, przymykając oczy i powstrzymując potok słów. Nie przypominała sobie kiedy ostatnio czuła się tak niesamowicie, tak... magicznie? Słyszała bicie własnego serca i czuła jego oddech na swojej skórze. Westchnęła. To była ich chwila. Nagle poczuła dziwne wibrowanie, jej ukochany odskoczył od niej, przestraszonym wzrokiem wpatrując się w księżyc, który świecił prosto na nich. Z przerażeniem i fascynacją patrzyła, jak Bufonowi stopniowo zaczynają zanikać nogi i na ich miejsce pojawia się majestatyczny, ciemnofioletowy ogon.<br />
- Jeżuniu. - wyszeptała, zakrywając usta dłonią. - Facu, co...<br />
Przerwał jej łapiąc ją za rękę i opływając dookoła. Wyglądał na zdumionego i jednocześnie szczęśliwego.<br />
- Czyli to prawda... - powiedział, ciągnąc ją za sobą. - Mówili, że to miejsce jest magiczne, naprawdę magiczne.<br />
Myśli w jej głowie ponownie zaczęły kłębić się jak szalone, najcudowniejsza noc w jej życiu zmieniła się w film fantasy.<br />
- Facu... - zaczęła, odrywając swoją szyję od jego ust. - Ty jesteś syreną!<br />
- Syrenem, skarbie. - poprawił ją, mrugając.<br />
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza i uszczypnęła się w rękę chcąc się przekonać, czy to oby na pewno jest prawdziwe. Za nic w świecie nie chciałaby obudzić się teraz sama w Stefanie, choć ogon jej męża nieco ją przerażał. Nigdy nie wierzyła w zjawiska nadprzyrodzone ale też nigdy nie wierzyła w przeznaczenie, cuda, a jej małżeństwo z Bufonem, to że codziennie przed snem uprawiali tirentiren z pewnością było cudem i przeznaczeniem w jednym. Kiedy spojrzała na ogon swojego ukochanego poczuła swojego rodzaju dumę. Był jak tryton, dumny, piękny i okazały w każdym calu. Gdy podpłynął do niej i bez słowa przycisnął swoje wargi do niej, nie protestowała. Nie chciała myśleć logicznie, analizować, po prostu zatraciła się w tej chwili. Ona i jej przystojny, niesamowity <strike>chłopak </strike>mąż. Kiedy tylko na chwilę oderwała się od niego by zaczerpnąć powietrza, zawsze gdy ją całował brakowało jej tlenu w płucach, poczuła jak jej nogi zaczynają się mienić i unosić do góry. Kiedy na nie spojrzała poczuła, jak zaczyna się jej kręcić w głowie. Wstrzymała oddech kiedy na miejscu jej nóg pojawił się mały, fioletoworóżowy ogon.<br />
- Jeżu. - wydusiła, starając się opanować. - Czy ja... na parufkę... ja jestem rybą...<br />
Zacisnęła powieki starając się uspokoić, modliła się w duchu by zaraz nie zemdleć choć wiedziała, że wtedy na pewno by ją ocucił, co nie wydawało się być takim złym rozwiązaniem.<br />
- Kochanie, nie... - powiedział cicho, przyciągając ją do siebie i dotykając jej twarzy. - Jesteś syreną. Jesteśmy mitycznymi stworzeniami, wiesz? To miejsce... naprawdę jest niezwykłe. Słyszałem pogłoski ale nie przypuszczałem że taż tak.<br />
Zadrżała, obejmując się ramionami. Mimowolnie spusciła wzrok, spoglądając w miejsce syreniego ogona, to samo gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się jej nogi.<br />
- Marciaku... - szepnął, podpływając do niej i całując ją w usta. Jej myśli ponownie odbiegły od syreniego świata, zatraciła się w uczuciu które towarzyszyło jej tylko wtedy, gdy jej mąż był blisko. - Jesteś zła?<br />
Zacisnęła wargi przez chwilę zastanawiając się nad jego pytaniem, po czym pokręciła przerząco głową. Była w ogromnym szoku ale jednocześnie zbyt bardzo go kochała by być zła.<br />
- Jestem panem świata. - wyszeptał jej do ucha, okrążając ją. - I mam ogon.<br />
- Obyś tylko nie rozbił się o jakąś górę lodową. - wyrwało jej się, po czym natychmiastowo przywołała na twarz uśmiech i chwyciła jego wyciągniętą dłoń, płynąc za nim w kierunku jednej z raf kolarowych. Przez ostatnie kilka miesięcy w jej życiu działo się dużo, zdecydowanie za dużo a mimo to była najszczęśliwszą osobą na świecie, bała się jedynie by nadmiar emocji nie zaszkodził dziecku. Nie do końca mogła uwierzyć w to że pływa posiadając ogon w towarzystwie swojego syreniego męża ale rónież wcześniej nie mogła uwierzyć w to, że słynny Facundo Paruffka Bufon Gambande poszedł z nią do Stefana robić tirentiren. Przeszło jej przez myśl, że cuda najwyraźniej się zdarzają i nie ma sensu by dłużej nad tym debatowała, postanowiła zwyczajnie cieszyć się swoim szczęściem i upajać tą niezwykłą, niecodzienną chwilą.<br />
- Przygotowałem coś dla nas. - powiedział i pociągnął ją w stronę brzegu. Z trudem udało im się wyjść z wody, wynurzając ogony na powierzchnię, jednak gdy tylko znaleźli się na lądzie rybia część ciała znikła i zastąpiły ją nogi.<br />
- Oddychaj. - usłyszała szept pochylającego się nad nią Bufona. - To niezwykłe, wiem. Widzisz, kiedyś oglądałem taki program dokumentalny o trzech syrenkach, głównie chodziło o to że miały tajemnicę swą i magiczną moc. Od początku miałem pewność, żw w tym miejscu dzieją się niezwykłe rzeczy.<br />
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę że odetchnęła z ulgą odzyskując nogi. Spodobała jej się zabawa w karpia ale w życiu codziennym nie wyobrażała sobie siebie spędzającej cały czas w wodzie.<br />
- Musimy tylko teraz unikać wody. - wyjaśnił, ruchem ręki wskazując na czerwony koc leżący kilkanaście kroków dalej. Marci przypomniało się, gdy wraz ze swoimi psychopsiapsiółkami umówiła się na randkę z tajemniczym nieznajomym w lesie, miał zabrać on ze sobą właśnie koc jednak z ich planów nic nie wyszło, przystojniak je wystawił gdyż okazało się, że woli młodsze. Odgoniła od siebie te myśli koncentrując się na tym co jest teraz - na najprzystojniejszym mężczyźnie na ziemi kroczącym u jej boku, ze świadomścią że należy właśnie do niej, tylko do niej.<br />
- Siadaj. - powiedział, robiąc jej miejsce na kocu i wskazujac na leżący na nim koszyk. - Patrz co zabrałem.<br />
Rzuciła mu badawcze spojrzenie, po czym zajrzała do koszyka. Doznała niemalże euforii wyciągając z niego paczkę berlinek, najlepszych parówek gdyż jak sądziła, było w nich aż piętnaście procent mięsa.<br />
- Jesteś niesamowity. - szepnęła, pochylając się w jego stronę i zahaczając ustami o jego policzek. - Naprawdę pomyślałeś o wszystkim.<br />
Ten gest wyraźnie mu się spodobał, gdyż przyciągnął ją do siebie i zatrzymał na nieco dłużej.<br />
- Ketchup też jest na dnie. Taki jak lubisz. - dodał, odgarniając jej kosmyk włosów za ucho. Spojrzała na niego z uwielbieniem, po czym ponownie zajrzała do koszyka, wyjmując z niego dużą butelkę ketchupu pudliszki.<br />
- Zwariuję przez ciebie, skarbie. - powiedziała z wyraźnią aprobatą w głosie, rzucając się na niego a drugą ręką sięgając po parufkę. Była pewna, że tę chwilę zapamięta na zawsze, podobnie zresztą jak każdą inną spędzoną w jego towarzystwie, cieszyła się że nie muszą stosować durexów, zbyt dużo pieniędzy pochłaniało ich dzienne zapotrzebowanie na prezerwatywy, reklamówki z biedronki okazały się być o wiele bardziej ekonomiczne i miała nadzieję, że będą równie skuteczne, obiecała sobie że zaraz po porodzie się o tym przekonają.<br />
<br />
<br />
[<i>dwa tygodnie później]</i><br />
<i><br /></i>
Wyłożyła się wygodniej na szpitalnym łóżku, próbując poprawić sobie poduszkę pod głową. Byla wściekła. Skurcze pojawiały się coraz częściej, jeden po drugim, a jej męża wciąż jeszcze nie było. Tłumaczył się tym, że ciężko jest dojechać do Małej Wsi przy Drodze jednak ona wiedziała swoje.<br />
- Kochanie... - wydusił, wbiegając do sali szpitalnej i podpierając się rękoma o poręcz jej łóżka. - Wybacz, te korki, przebiegłem na czerwonym i mnie zatrzymali, jak się...<br />
- Jasne. - warknęła, rzucając mu wściekłe spojrzenie. - Przyznaj się, masz głęboko w poważaniu rodzącą żonę lężącą w szpitalu!<br />
- Serdelku... - wykrztusił, podbiegając do niej i łapiąc ją za rękę. - Przecież wiesz że jesteś dla mnie ważna, najważniejsza, spieszyłem się bardziej niż...<br />
- Pani za kasą w Biedrze też była dla ciebie ważna, bo się do ciebie uśmiechnęła, tak!?<br />
Przewrócił oczami, widziała jak nerwowo splata ze sobą palce, wyczuła że bał się ją zdenerwować.<br />
- Potrzebne nam były reklamówki, wiesz po co. - powiedział spokojnie, miala wrażenie że uważnie zastanawia się nad każdym słowem. - Nerwowa atmosfera tutaj panuje... no rodź już.<br />
Wyrwała swoją dłoń z jego, obracając głowę w drugą stronę.<br />
- Próbuję, palancie! - syknęła, i już chwyciła do ręki leżącą nieopodal poduszkę kiedy do sali wpadła Sarna z Sebkiem oraz Zuzka z Fiodorkiem.<br />
Nie do końca była jej to na rekę, tęskniła za przyjaciółkami jednak nie chciała by widziały ją w takim stanie.<br />
- Fiodorek wrócił! Przywiózł mi zawieszkę z wieżą Eiffla, widzisz?! - zawołała radośnie ta na <i>z</i>, podbiegając do niej i machając jej breloczkiem przed oczyma.<br />
Zmierzyła wzrokiem wysokiego blondyna, po czym przeniosła spojrzenie na Zuzkę.<br />
- Widzę. - mruknęła. - I rodzę sobie właśnie.<br />
Sarna zastukała kopytkami, wymijając Sebka i podbiegając do łóżka.<br />
- Cześć... - wydusiła, zaciskając zęby i próbując znieczulić się na ból, po czym pogłaskała zwierzę po łebku. - Sebek, ładnie dziś wyglądasz. - zwróciła się do dumnego jelenia, który kroczył tuż za swoją narzeczoną.<br />
Sebek już chciał coś odpowiedzieć, kiedy Marcia zacisnęła zęby chcąc powstrzymać krzyk. Jedno wiedziała. Zaczęło się...<br />
**<br />
- Śliczna, prawda? - szepnęła, spoglądając na swoją małą córeczkę. Za nią stał Bufon, obejmował je obie, widziała łzy szklące się w jego oczach. Na korytarzu zebrała się masa słynnych par takich jak Serra, Fiuzia, Ruggela, Diesiedyta, Leonia, Germasia, Napolka, Jorgolina czy Aciurzyn. Wszyscy chcieli zobaczyć długo wyczekiwane dziecko syreniej pary.<br />
- Ma takie ciemne oczy... - powiedział Bufon, dotykając dłonią policzka córki. - Ciemniejsze niż ja. I włosy.<br />
- Chyba jest emo. - odparła, całując córeczkę w czubek głowy.<br />
Bufon obrócił ją w swoją stronę i otarł łzy z jej oczu.<br />
- Nazwiemy ją Martynka, co ty na to?<br />
Przytaknęła. Teraz już mieli być szczęśliwi na zawsze. Tylko oni - państwo Paruffka Gambande oraz ich córeczka, Martynka.<br />
<br />
<br />
<span style="color: red;">UWAGA! PRZED WAMI ALTERNATYWNE ZAKOŃCZENIE AUTORSTWA ZUZKI!!</span><br />
<br />
<br />
<div>
Bufon tak bardzo dostojny. Wow. Marcia syrena bardzo. Wow. Uszanowanko dla ogonów!</div>
<div>
TRYTONEŁ.<br />
<div>
... i tirenowali długo, namiętnie, aż oboje umarli z wyczerpania. Szafirowe wody pochłonęły ich nagie, splecione w miłosnym uścisku ciała. A tam zajęły się nimi ryby i koralowce, które obgryzły mięso z ich kości, pozostawiając perłowobiałe szkielety.</div>
<div>
<br />
<br />
___________________________________________________________<br />
<br />
<br />
<div class="MsoNormal">
Ktoś dobrnął do końca? Cóż, mam nadzieję że tak. Otóż, moi
kochani, cytaty oznaczone gwiazdką, najlepsze cytaty z tego cudownie
patologicznego shota wymyśliła Zuzia której bardzo dziękuję i którą bardzo
kocham, kocham też moją Sarenkę której pragnę podziękować że była przy mnie
przez ten cały czas pisania, kocham też Karo bo ją kocham, kocham też Kasię bo
jest moim ciołem, kocham Marcelę bo jest równie głupia co ja, kocham Edziaka bo
ona wie dlaczego ją kocham, kocham też Lilkę bo jest tak samo zajebista jak ja
(moja skromność, udzieliło mi się od Sarenki) i kocham też oczywiście moją
jedną drugą Marcundo (tą lepszą) i ona
dobrze o tym wie i wie że jest zajebista i wie że jest moim ciołem i wie że ją
kocham i… wspominałam, że ją kocham? Tak. :D Wiec mam nadzieję że wasza psychika
jeszcze jakoś się trzyma, nie chciałam nikogo naumyślnie zdemoralizować,
dedykuję to wszystko moim wyżej wymienionym kretynkom oraz reszcie ekipy JSM,
wszystkim czytelnikom i oczywiście mojej kochanej Hani, kocham Was bardziej niż
Sarna samą siebie, całusy, ciocia Asia pozdrawia <3</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
PS. To nadaje się bardziej na przemówienie na galę Oscarową
a nie zwykły komentarz pod shotem ale… wybaczcie, to ta moja miłość do
Marcundo. Prawda, że oni są wspaniali? KTO TUTAJ JEST MARCUNDONATOR? Kochajcie
ich tak jak my ich kochamy!</div>
</div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-62230401282296181012014-07-25T00:38:00.000+02:002014-07-25T00:38:17.245+02:00{Zamówienie 005} Femiła || "Bez końca" Carmen E. <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Tytuł: Bez końca</span></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Para: Fedemiła (Federico & Ludmiła) </span></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Gatunek: Dramat, romans, obyczajowy</span></div>
<div class="" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Przedział wiekowy: K</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-FfMqoCEgESY/U8-9nmqc65I/AAAAAAAACek/pgjwiLBISVY/s1600/44e8ef6d000c6302534c133a.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-FfMqoCEgESY/U8-9nmqc65I/AAAAAAAACek/pgjwiLBISVY/s1600/44e8ef6d000c6302534c133a.gif" height="128" width="320" /></span></a></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<div align="RIGHT" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: 11pt;"><i>Dla
Anonimka :3</i></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">Zazwyczaj
w powieściach znamy początek historii i zatrzymujemy się w jej
pewnym momencie, nie zastanawiając się, co było dalej - koniec nam
wystarcza, jeżeli tylko jest szczęśliwy. Nie rozstrząsamy
dalszej części, nie negujemy jej. A to przecież koniec jest
bardziej istotny - on wieńczy wszystko. Nie początek, który wcale
o niczym nie świadczy. I dlatego niektóre historie powinno się
opowiadać od końca. Przewińmy więc jedną z nich. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;"><i>Piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii....
</i></span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">Umarła.
</span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">Osiemdziesięcioletnia
staruszka właśnie opuściła świat żywych - nikogo nie powinno to
dziwić, wszyscy powinni być na to gotowi. A jednak nie byli. Płacz
wypełnił korytarz, kiedy mężczyzna w białym fartuchu
poinformował rodzinę o tym, że nigdy więcej jej nie zobaczą. Jej
dzieci, wnuki i trójka prawnuków zasmuceni siedzieli jeszcze przez
chwilę w szpitalu, rozpamiętując poszczególne momenty z nią
spędzone - a może myśląc o tym, że kiedyś ich też spotka
śmierć - by niedługo później go opuścić. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">I
to był właśnie koniec tej historii. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /><br />
</span></div>
<div align="CENTER" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;"><u>2
miesiące wcześniej: </u></span>
</span></div>
<div align="CENTER" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-Babciu,
nie chcę żebyś nas zostawiała - powiedziała jej prawnuczka,
dwunastoletnia Priscilla, tuląc policzek do jej nieruchomej dłoni.
Chciała coś odpowiedzieć, jednak nie miała już na to siły.
Życie wyczerpało ją doszczętnie - ale też uszczęśliwiło i
obdarowało najwspanialszą rzeczą, jaką może tylko posiadać
człowiek - rodziną. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: 11pt;">-Pris,
daj babci odpocząć - w pokoju pojawiła się matka dziewczyny i
delikatnie wyprowadziła ją, popychając za ramiona. Martwiła się
o córkę, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że taka jest kolej
rzeczy - ktoś umiera, ktoś za nim płacze, ktoś nowy pojawia się
na świecie. Niesprawiedliwy system, rytuna, której ludzie bali się
najbardziej na świecie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">Została sama, z własnymi
myślami, które ledwo dawała radę utrzymać w swej głowie -
gotowe były odlecieć, gdyby tylko na dłuższa chwilę zamknęła
oczy. Ale ona nie chciała spać. Wiedziała, że to ostatnie dni czy
tygodnie jej życia. I pragnęła po prostu wspomnieć wszystkie
dobre i złe chwile, które miały w nim miejsce. By celebrować dar
jakim było przebywanie na tym świecie - dar, którego tak wielu nie
doceniało. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">Nie
czuła się tak osamotniona od śmierci swojego męża. Jednak
wiedziała, że oni nie potrafią jej zrozumieć. Nawet jeżeli by
chcieli. Dzieliła ich różnica pokoleń i - przede wszystkim - lata
doświadczeń, których oni nie mogli sobie dopisać, a ona nie mogła
ich wymazać. Została więc sama, bez osoby, która byłaby w stanie
do niej dotrzeć. Czuła miłość, która ją otaczała, jednak
zdawała się nie wdzierać do środka niej. Omijała ją niczym
rwąca rzeka. Płyneła dookoła, stykała się z nią, jednak nie
docierała do środka jej ciała. I nikt nie mógł na to nic
poradzić. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /><br />
</span></div>
<div align="CENTER" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: 11pt;"><u>2
lata wcześniej:</u></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-Nie
chcę go żegnać! - oznajmiła staruszka siedząca na wyniszczonym,
wiklinowym fotelu. Nie płakała. Nie okazywała w ogóle żadnych
emocji. Powtarzała tylko wszystkim, że pożegnanie oznacza koniec
czegoś - więc powie mu tylko 'do widzenia', co zrobiła w szpitalu,
gdy umierał, i nawet nie pojawi się na pogrzebie. Bo pogrzeby są
tylko dla żywych. Co niby za różnicę robi osobie umarłej to, czy
przyjdzie się z nią pożegnać dwie osoby czy pięćset? Gdy
iskierka jego życia gaśnie już więcej nic dla niego się nie
liczy. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-Mamo,
proszę... - blondwłosa kobieta z twarzą prawie bez żadnej
zmarszczki zaprotestowała, jednak nie gwałtownie. Zdawała sobie
sprawę z tego, że jeżeli jej rodzicielka coś postanowi to
dyskusję z nią są całkowicie bezsensowne. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-Oj,
już tu mi nie strzelaj fochów. Idźcie jeżeli chcecie. Mnie dajcie
spokój – kiedy jej córka wycofała się nieco z pokoju krzyknęła
jeszcze za nią – Ale mogłabyś mi przynieść krzyżówki i
herbatę! Najlepiej brzoskwiniową … - dodała po chwili
zastanowienia. Młodsza kobieta wyszła z pokoju podziwiając hardość
ducha matki. Nie wiedziała, jak poradziłaby sobie ze stratą
Javiera, czy którejkolwiek ze swoich córek. Nie wiedziała tylko,
że starsza kobieta cierpi, kryjąc ból w sobie. Straciła osobę z
którą spędziła sześćdziesiąt jeden lat życia i nie umiała
się z tym pogodzić. Zdawała sobie tylko sprawę, że w końcu
nadejdzie i na nią czas, a wtedy znów spotka swojego Federico –
młodego i przystojnego. Takiego, jakiego znała jeszcze za czasów
liceum. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">Dotknęła
swojego policzka. Obwisła skóra uciekała jej pod policzkami.
Uśmiechnęła się sama do siebie wiedząc, że to nie potrwa długo.
Nie będzie długo tęskniła. Jest już stara... </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /><br />
</span></div>
<div align="CENTER" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: 11pt;"><u>Dwanaście
lat wcześniej:</u></span></div>
<div align="CENTER" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-Pośpieszcie
się! - zawołała podekscytowana Marika, okrywając matkę płaszczem
i pomagając ojcu dźwignąć się z fotela. Ludmiła odsunęła jej
ręce, cicho prychając. Nie lubiła jak ktoś jej pomagał. Czuła
się całkowcie sprawna i – póki mogła – chciała radzic sobie
sama. Różwnież nie podobało jej się to, że własna córka ją
pośpiesza. Rozumiała, że ma urodzić jej się zaraz pierwsza
wnuczka i zostanie babcią pierwszy raz w życiu, jednak granice
rozsądku powinny jej podyktować, jak zachowywać się
inteligentnie. Niestety, albo stety, Marika odziedziczyła po ojcu
włoską krew, włoską namiętność i włoską pobudliwość. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-Chodź,
Lu, zostaniemy pradziadkami – poczuła rękę męża w swojej dłoni
i uśmiechnęła się do niego delikatnie. Martwiła się o niego, ze
względu na ciągłe choroby, jednak nie dawała po sobie tego poznać
– wiedziała, że on tego nie chce, tak jak i ona by nie chciała. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">Wyszli
z domu na podwórko, gdzie ich zięć czekał już w samochodzie.
Również był podekscytowany, jednak nie rozgłaszał tego naokoło,
jak jego żona. Siedział spokojnie na fotelu kierowcy i przypatrywał
się teściom, idącym spokojnie dróżką i nie śpieszącym się
tylko po to, by dogryźć córce. Javier uśmiechnął się pod nosem
marząc o tym, żeby jemu i Marice też tak dobrze ułożyło się
przyszłości – żeby tak jak ta para nigdy nie przestali się
kochać. Byli jego wzorem do naśladowania, jeżeli chodzi o miłość
i podziwiał ich, jak nikogo innego. Tym bardziej, że sam pochodził
z rozbitej rodziny. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-Jedziemy!
- zarządziła ich córka, zatrzaskując drzwi za rodzicami i
siadając obok swojego męża. Przez całą drogę obgryzała
paznokcie, czego nie robiła od kiedy skończyła dwanaście lat.
Ludmiła uśmiechnęła się porozumiewawczo do Federico. Na
szczęście droga nie była długa, więc końcówki paznokci Mariki
zdołały przetrwać. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">Kobieta
praktycznie wbiegła do szpitalu, przepychając się korytarzami.
Później było tylko czekanie na jakieś wieści. Długie
czekanie... Tylko po to, by kilka godzin później usłyszeć: </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-Gratulacje,
zostaliście pradziadkami – i zobaczyć pierwszy raz ukochaną
prawnuczkę – Priscillę. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /><br />
</span></div>
<div align="CENTER" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: 11pt;"><u>Pięćdziesiąt
dziewięć lat wcześniej:</u></span></div>
<div align="CENTER" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-I
ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz
że Cię nie opuszczę aż do śmierci – usłyszała z ust swojej
najlepszej przyjaciółki słowa skierowane do jej partnera, którego
zdawała się kochać nad życie. Ludmiła wiedziała, że zaraz
nadejdzie i jej kolej na złożenie przysięgi – jednak była
spokojna, opanowana – pewna swojej decyzji – jak niczego innego
wcześniej. Spojrzała w oczy Federico i dosłownie się rozpłynęła.
Zdało jej się, że to właśnie w jego oczach zakochała się
najpierw. Patrzyły na nią wtedy tego dnia, gdy się poznali, z
bardzo bliska. I ta odległość jej nie przeszkadzała, chociaż
wtedy w ogóle się nie znali. Uśmiechnęła się, wiedząc, że
teraz wszyscy zgromadzeni w kaplicy będą zastanawiali się o co
chodzi, jednak nie zwróciła na to uwagi. Była taka szczęśliwa...
Że chyba bardziej już nie mogła. Położyła jedną dłoń, prawie
niewidocznie, na swoim brzuchu – jeszcze płaskim. Jednak Fede
zauważył jej ruch i uniósł pytająco brwi. Skinęła głową,
zastanawiając się, jaka będzie jego reakcja. Diego i Natalia
skończyli wymawiać przysięgę, kiedy rzucił się w jej stronę i
chwycił w ramiona, by złożyć na jej ustach pocałunek, nie
zwracając uwagi na księdza, który próbował go powstrzymać i
wyjaśnić, że takie rzeczy dopiero po przysiędze. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-Kocham
Cię – wyszeptał jej jeszcze do ucha, zanim Diego zdążył go od
niego odciągnąć, śmiejąc się z przyjaciela. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-Wiem...
- odpowiedziała szeptem, którego nie mógł usłyszeć. Jednak to
nie było ważne. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /><br />
</span></div>
<div align="CENTER" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: 11pt;"><u>Sześćdziesiąt
lat wcześniej:</u></span></div>
<div align="CENTER" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-Zgadnij
kto? - poczuła palce na swoich powiekach. Jednak nie musiała długo
się zastanawiać – zbyt dobrze znała ten głos i ten dotyk, by
się pomylić. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-Fede,
przestań się wygłupiać – powiedziała i poczekała aż
przeskoczy ławkę i usiądzie obok niej, by go pocałować. Czuła,
że nigdy jej się to nie znudzi. Że mogłaby to robić w
nieskończoność.. Mężczyzna odsunął się od niej na
wyciągnięcie ręki i uśmiechnął się rozbrajająco, jakby coś
przeskrobał. Chciała go zapytać o co chodzi, jednak nie zdążyła.
</span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-Diego
i Natalia się dzisiaj zaręczyli – blondynka ucieszyła się
szczerze, ta dwójka kochała się od dłuższego czasu. Poza tym
uwielbiała swoją przyjaciółkę i dzieliła z nią każdą radość
i smutek. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-Diego
coś wspominał kiedyś, że ten moment się zbliża, ale nie
wiedziałam, że to już. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-Lu...
- Fede dotknął jej policzka opuszkami palców i spojrzał jej w
oczy – Też chciałem zadać Ci pewne bardzo ważne pytanie... -
poczuła, jak serce podskoczyło jej gardło, czekając co nastąpi
dalej, gdy chłopak uklęknął obok ławki i z kieszeni wyjął małe
pudełeczko. </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">-Wyjdziesz
za mnie? </span>
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: 11pt;">A
to był jej początek. Może nie historii ich miłości – bo miłość
pojawiła się wcześniej – ale etapu ich życia, który spędzili
razem. Nie cofniemy się dalej w przeszłość, gdyż ona nie ma
większego znaczenia. Liczy się to, że spełnili obietnicę. Żyli
ze sobą w miłości do samej śmierci. Darząc się szacunkiem.
Będąc sobie wiernymi. I nie potrzebując niczego więcej poza sobą
nawzajem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 11pt;">I
chociaż sensem tej historii było jej zakończenie to jedno jest
pewne - pomimo śmierci ich miłość będzie trwała. </span>
</span></div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: 11pt;">Bez
końca. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: 11pt;"><br /></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif; font-size: 11pt;">______________________________<br />I to by było chyba na tyle :D Wybaczcie opóźnienie, zwyczajnie nie miałam internetu ;/ Femiła miała być patologiczna, a w końcu zmieniłam zdanie i oto jest - całkiem normalna ^^ Oczywiście zapraszam na wszelkie poprzednie, jak i przyszłe OSy, które sa i będą genialne *o*</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px;">Do zobaczenia przy kolejnym OSie</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px;">Kocham Was <3</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 115%; margin-bottom: 0.35cm;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 15px;">Carmen E. </span></span></div>
</div>
Anonymousnoreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-63060423602631293732014-07-22T18:54:00.000+02:002014-07-22T18:54:07.743+02:00{Zamówienie 004} Marcetta || "Nigdy nie pozwól mi odejść" - Scarlett Walker<div style="text-align: center;">
<i>Tytuł: "Nigdy nie pozwól mi odejść"</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Para: Marcetta (Marco & Violetta)</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Gatunek: Romans, Dramat, Pamiętnik</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Przedział wiekowy: K</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4QwXwE3O4GCIssUGUVR5t9zoiTgW0lNwfwBudr75czxi7dMAl27BxWCGODL70-YerhT3BzuyFdCKsjBhNCiODgMXsojcA7wzYo8X5ii8Z5R2hobfECeIddhG01NjkcAsDx8wd52q6-tw/s1600/delena-3-damon-and-elena-31673396-500-281.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4QwXwE3O4GCIssUGUVR5t9zoiTgW0lNwfwBudr75czxi7dMAl27BxWCGODL70-YerhT3BzuyFdCKsjBhNCiODgMXsojcA7wzYo8X5ii8Z5R2hobfECeIddhG01NjkcAsDx8wd52q6-tw/s1600/delena-3-damon-and-elena-31673396-500-281.gif" height="179" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><b>Dla kochanej Martyny Blanco. <3 </b></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Zamknął za sobą mahoniowe drzwi, które pod wpływem silnego wiatru głośno trzasnęły. Zostawił ją na korytarzu samotną, stała niczym słup roniąc gorzkie łzy jedną po drugiej. Jej wargi drżały niemiłosiernie, próbując niemo wypowiedzieć jedno słowo. <i>Zostań... </i>Błagalnym wzrokiem wpatrywała się w drzwi z nadzieją, że zaraz wróci i już jej nie opuści. Złudne pragnienia. Podeszła bliżej okna, by móc spojrzeć na świat ze szklanej perspektywy. Dotknęła dłonią chłodnej szyby i przejechała po niej próbując schwytać krople deszczu. Po zmroku nadchodziła rzeczywistość. Zmieniało się wszystko. Wszystko oprócz jej uczuć do niego. Zatajał to tak długo i doskonale, że nie spostrzegł, kiedy zranił ich oboje. Życie nie zawsze jest sprawiedliwe. Podrzuca nam kłody pod nogi, by sprawdzić naszą wytrzymałość. Kiedy zaczynamy cierpieć, los, który dotąd tylko z nas drwił śmieje się jeszcze głośniej. Wysysa z naszych ciał resztki chęci do życia. Przekształca miłość w nienawiść. Potrzebowała go bardziej, niż wcześniej, pragnęła, by wrócił i nie chciał jej zostawić. To było tylko marzenie nie do spełnienia. Odszedł, pozostawiając po sobie ogromną ranę w sercu dziewczyny. Potrafiła mu wybaczyć wszystko, nawet najgorsze przewinienie i to, że ciągle ją oszukiwał. Kochała go mimo popełnionych przez niego błędów, wad i bólu, który jej zadał. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Wróciła do swojego pokoju na piętrze, opadając bezwiednie na łóżko. Czuła wielki ciężar na barkach. Udźwignęła zbyt dużo, by teraz się poddać, ale nie miała siły do walki. Byli skazani na porażkę. Wszystko, co dotychczas osiągnęli przemieniło się w proch i ulotniło wraz z wiatrem. Przeminęło, choć w sercu pozostało. Zabrała z szafki nocnej pamiętnik, otwierając na pierwszej stronie. Przewinęła kilka kartek do przodu, aż wreszcie doszła do dnia dwudziestego siódmego kwietnia. Otarła łzę z polika i ucałowała jego zdjęcie. Zamknęła notes, zgasiła lampkę nocną i okryła się grubą kołdrą, próbując odpocząć choć na chwilę od niepowodzeń. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
Zasnęła.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>27.04.2015</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><b>Chciałabym, żeby on też mnie pokochał.</b></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i> - Violetta, zaczekaj! - zaczął pogoń za dziewczyną, krzycząc wniebogłosy. Uciekała, próbowała zapomnieć, ale nie potrafiła. Wiatr rozwiewał jej złote loki, zasłaniając widoczność. Przyspieszyli tempo, żadne z nich nie miało zamiaru zatrzymać się, by dać sobie choć chwilę odpoczynku. Leon powoli doganiał dziewczynę, ta jednak mimo swojej słabej kondycji nie przestawała biec. <u>Walczyła dalej.</u> Potknęła się; po raz pierwszy. Podniosła się, wciąż się nie zatrzymuje. Próbuje udowodnić sobie, że potrafi bez niego żyć. To jak ucieczka z zamkniętego domu bez klucza, z którego, pomimo wielkiego wysiłku, nigdy nie wyjdziesz. Powoli brakowało jej tchu, wreszcie się poddała. Wiedziała, że i tak nie da rady. W końcu i tak by ją dopadł i omamił do końca. Kiedy był już dostatecznie blisko, wyjął dłoń i chwycił Violettę za nadgarstek. Przyciągnął do siebie; stykali się ciałami, co postawiło dziewczynę w niezręcznej sytuacji. Wszelkie próby ucieczki nie miały żadnego sensu, szamotała się bez skutku. </i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i>- Violu... Kochanie...</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i>- Nawet tak do mnie nie mów - zaprotestowała. Nie puścił jej ani na chwilę, wręcz przyciągał jeszcze bliżej siebie. Był brutalny, tak jak nigdy. Po raz pierwszy nie poznała <strike>swojego</strike> Leona. On już <u>nie jest jej.</u> - Myślisz, że zrobisz maślane oczka i od tak ci wybaczę, po tym, co widziałam? Zapomnij.</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i>- To był przypadek, przysięgam - próbował się bronić żałosnymi tłumaczeniami.</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i>- Ja nie wierzę w przypadki, Leon. Ostrzegali mnie przed tobą, zanim pojawiłam się w Studio. Trzy stracone lata, jaka ja byłam głupia... - zaśmiała się ironicznie pod nosem, nie przestając kończyć wypowiedzi. - Nie wystarczyłam ci, co? Musiałeś szukać pocieszenia u swojej byłej, tak? Ludmiła nie jest w niczym ode mnie lepsza, rozumiesz? - z każdym nowo wypowiadanym słowem podnosiła ton głosu. Chłopak ścisnął jeszcze mocniej jej dłonie, wpatrując w oczy dziewczyny, które dosłownie mogły służyć za laser. - Trzeba było się z nią nie całować!</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i>- Uspokój się, kicia - musnął wargami polik Violetty, wprawiając ją we wściekłość. Czuła niepohamowaną chęć do przywalenia temu bufonowi z nadętym ego, ale miała jeszcze swoją godność. Nie próbował uspokoić blondynki, wręcz na odwrót; z każdą sekundą drażnił ją jeszcze bardziej. Była na skraju wytrzymałości. Przecież do niedawna wszystko szło tak doskonale, kochali się, byli dla siebie oparciem i co najważniejsze - ufała Leonowi bezgranicznie. Dopiero teraz zrozumiała, jaki ogromny błąd popełniła. </i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i>- Przestań mnie dotykać, bo inaczej zacznę wrzeszczeć - ostrzegła. Dosłyszał się w jej głosie nutki strachu, co tylko napędzało go do wykonywania dalszych ruchów. Nie wytrzymała. - Pomocy! Ratunku! On mnie...</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i> Nie dokończyła, czując jak jej policzek staje się gorący, piekł i bolał równocześnie. Sama nie wiedziała, co było gorsze. Wreszcie dał jej wolność. Dotknęła niemalże bez wyczucia czerwonego śladu na twarzy. Z bólu serca i cielesnego nie dało się wtedy uciec. Uroniła kilka słonych łez. <strike>Ale dla niego nawet nie warto.</strike></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i>- Ty... - nie miała zamiaru wypruwać z siebie resztek sił dla kogoś, kto okazał się najgorszym człowiekiem w jej życiu. Utykając na lewą nogę uciekła z parku, nie zważając na krzyki Leona, któremu najwyraźniej jeszcze nie znudziła się ta chora gra, w której nie miała zamiaru uczestniczyć. <strike>Kolejny pionek w zabawie.</strike> Nim spostrzegła, stała już pod drzwiami domu przyjaciela.</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i>- Violu, co ci się stało?! - zareagował niemalże natychmiast, gdy zobaczył, w jakim stanie się znajduje. Nic nie mówiąc wtuliła się w niego, kryjąc twarz w jego ramionach. </i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i>- Marco, obiecaj mi, że chociaż ty nigdy nie odejdziesz... że będziesz już zawsze, nie oszukasz mnie... - co chwilę przerywała, próbując zaczerpnąć powietrza do płuc, którego zaczynało brakować. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Mocniej objął dziewczynę, by dać jej poczucie bezpieczeństwa, choć na kilka marnych sekund.</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i>- Dla ciebie zawsze będę - nie do końca był pewien swoich słów. Gdyby teraz zranił Violettę, wszystko byłoby skończone. Wtedy, tamtego dnia przyrzekł sobie, że dotrzyma obietnicy. <strike>Cholerne obiecanki.</strike></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<b> </b>Otworzył swoje ociężałe podkrążone oczy, stając do pionu. Podszedł do lustra, przeglądając się w nim. Chwycił w dłoń wodę kolońską i rozpylił ją na swoim gołym torsie. Zdjął z wieszaka jedną ze swoich ulubionych koszul i starannie zapiął wszystkie guziki. Ułożył swoje rozczochrane włosy, a po chwili był gotowy na kolejny dzień zmierzania się ze światem. Opuścił swoje mieszkanie, udając się do parku na wyznaczone spotkanie. Przemierzał kolejne alejki, aż wreszcie dotarł we właściwe miejsce. Wolał nie słyszeć niczego, prócz odgłosów natury. Tylko tak potrafił się wyluzować i zrelaksować. Doszły go jednak inne głosy, niekoniecznie najprzyjemniejsze. Znał go doskonale. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
- Wiedziałem, że to ty - mruknął, odwracając się do tyłu. Ujrzał swojego byłego przyjaciela, Leona, stał naprzeciw, a jego fałszywy uśmiech nie chciał zejść z twarzy. Zrobił kilka kroków w przód, nadal bacznie obserwując mężczyznę.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
- Jedyne, do czego zmierzam, to pytanie. Dałeś jej spokój? - spytał z nienawiścią w głosie. Nigdy nie sądził, że staną się dla siebie aż tak obcy. Nie podejrzewał, że ich przyjaźń rozsypie się w drobny mak, tak samo, jak jego niedoszły związek z Violettą. Był tak blisko, chociaż musiał się ukrywać. To nic nie znaczyło, to nie miało prawa się zdarzyć.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
- Nie ma już nas. Mnie i Violetty. Myślę, że jesteś zadowolony. A teraz daj mi spokój - odepchnął go, próbując odejść. Był już wystarczająco daleko, lecz zatrzymał się, słysząc głos Leona.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
- Marco, dziękuję.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
- Ależ nie ma za co - odburknął ironicznie pod nosem, uciekając z tamtego miejsca.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<br /></div>
Zapalił świece na stole w jadalni. Zgrabnym ruchem rozłożył sztućce i poprawił krzywy obrus. Wszystko było prawie gotowe. Tego wieczoru spodziewał się gościa. Zerknął na zegar ścienny, wybijał ósmą wieczorem. Z niecierpliwością czekał na przyjście dziewczyny, lecz ta nie chciała się pojawić. Juliet olała całkowicie jego zaproszenie. Usiadł na krześle, opierając łokieć o oparcie. Pochylił głowę w dół, zamykając powoli oczy. Siedział tak kwadrans, dopóki nie doszedł do jego uszu odgłos dzwonka. Wstał z miejsca i ruszył w kierunku korytarza. Zatrzymał się przy drzwiach, nie spoglądając przez wizjer. W progu stała Violetta, miała poważną minę. Zaniepokoiło go trochę jej najście, tym bardziej, że wczorajszego dnia wyszedł od niej pokłócony. Stanęła z nim twarzą w twarz, ujrzawszy gęsią skórkę przechodzącą przez całe jego ciało. Zrobiła stanowczy krok w przód, znajdując się w niebezpiecznie bliskiej odległości od niego.<br />
- Marco, możemy porozmawiać? - spytała bezuczuciowo. Mężczyzna tylko kiwnął głową i zaprowadził ją do salonu. Panował w nim półmrok, jedynym oświetleniem były cztery świece i lampka stojąca na komodzie w rogu pokoju. Blondynka przyjrzała się dokładnie zastawie, dotykając opuszkami palców jednego z ram krzeseł.<br />
- Czekasz na kogoś? - zachowywała się tak, jakby właśnie zdradzał ją z kimś innym. W rzeczywistości nie miała prawa nawet tak pomyśleć, przecież nic ich nie łączyło.<br />
- Byłem umówiony z moją przyjaciółką - westchnął, nie spoglądając jej w oczy. - Nie przyszła. Zjesz ze mną? - wyskoczył nagle z propozycją. Nie mogła mu odmówić, chciała tego wieczoru wszystko naprawić. Zajęła miejsce naprzeciwko niego, nalewając sobie białego wina. Siedziała z nim trzymając go w dłoni. Tkwili w ciszy przez dłuższą chwilę, żadne z nich nie chciało jej przerwać.<br />
- Jesteś głodna? - wstał z krzesła i podszedł do niej z tacą. Nie miała aktualnie na nic ochoty, grzecznie odmówiła i wróciła do konsumowania wina. Między dwójką trwała napięta nić, której żadne nie chciało przerwać. Oboje bali się wykonać jakikolwiek krok. Violetta stawała się coraz bardziej niecierpliwa, aż wreszcie nie wytrzymała i wybuchła, wyrzucając z siebie resztki złości.<br />
- Marco, dlaczego mnie oszukiwałeś?! Dobrze się czułeś z tym faktem? Dawało ci to satysfakcję? - podniosła się z impetem z miejsca, upuszczając lampkę wina. Szkło potłukło się na tysiące drobnych kawałeczków, robiąc niemały huk, lecz nie zainteresowała się tym. Wrzeszczała dalej, dając wreszcie upust swym emocjom. - Bawiłeś się moimi uczuciami, co? Uwielbiasz patrzeć na moje cierpienie - przełknęła głośno ślinę, opierając dłoń o kant stołu. - Dlaczego... dlaczego to zrobiłeś? - spojrzała na niego z pretensją. Ten tylko wstał z miejsca i podbiegł do niej.<br />
- Bo cię kocham - rzucił się na jej drobne ciało, złączając ich usta w pierwszym pocałunku, najpiękniejszym, jak i najbardziej gorzkim dotychczas. Szybko jemu uległa, gdyż wiedziała, że z nim nigdy nie wygra. Toczyła się między nimi wojna o dominację. Kto lepszy, ten dostanie wszystko, czego zapragnie. Zaczynało im brakować tchu. Na chwilę oderwali się od swoich ciał, by kilka sekund później jeszcze bardziej się do siebie zbliżyć. Całował każdy najmniejszy kawałek skóry na jej odsłoniętej szyi. Przekręciła głowę w bok, cicho stękając. Pragnęła więcej i więcej... Chwilę później znaleźli się w jego sypialni. Nie przestawali się całować, nie chcieli przerywać tej przyjemności. Oparł jej ciało o ścianę, napierając na nie cały swój ciężar. Powolnym ruchem przejechał dłonią od jej ramion aż po biodra, delikatnie kołysząc się w lewo i prawo. Byli blisko osiągnięcia swojego pragnienia, lecz złośliwie przerwał im dźwięk wibrującego telefonu mężczyzny. Skończył, zostawiając dziewczynę w osłupieniu. Zerknął na wyświetlacz smartfona i odrzucił połączenie, po czym wrócił do Violetty. Chwycił jej twarz w ręce i ucałował czule czoło.<br />
- Przepraszam - wyszeptał do ucha. Nie miała mu tego za złe. Czuła wreszcie, że między nimi jest dobrze. Nie wszystko zostało wyjaśnione, lecz zmierzało dobrą drogą. Nie bała się zakrętów i tego, co tam spotka, kiedyś wreszcie trzeba pójść wyboistą ścieżką. Jednak jej koniec będzie piękny, wiedziała.<br />
Została tylko jedna kwestia.<br />
Leon.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>09.10.2015</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i><b>I znowu jest jak w niebie.</b></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><b><br /></b></i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<b> </b><i><b> </b> </i>Gorący żar lał się z nieba. Słońce ogrzewało całą Argentynę, nie dając odsapnąć ani na chwilę. Było po siedemnastej, ale godzina nie grała tutaj największej roli. Ludzie uciekali, jakby bali się promieni słonecznych. Dlaczego? Jeżeli piękny dar natury jest obcy człowiekowi, to co z nimi? Znają się? Wiedzą kim są? Nikt jeszcze nie rozszyfrował ludzkiego umysłu. Serca głęboko ukryte, bijące w tym samym rytmie. Drżące dłonie na ramionach swych. Nastał wieczór.</div>
<div style="text-align: left;">
- Puść ją - rzucił pospiesznie. Stał trzy metry od nich, mężczyzna dotychczas trzymający dziewczynę popchnął ją naprzód, skazując na bolesny upadek. Przewróciła się, okaleczając kolano. Jęknęła cicho z bólu, dotykając krwi cieknącej po opuchniętej nodze. Na sam widok zemdliło ją. Marco podbiegł do Violetty, pomagając jej wstać. O własnych siłach stanęła do pionu, przewieszając dłoń za ramię chłopaka. Spojrzał z nienawiścią w stronę Leona. Krzyżując dłonie na piersi uśmiechał się niczym czarny kot, po którym nie wiadomo, czego się spodziewać. Bał się o nią, mężczyzna był nieobliczalny. Violetta tylko sapała, nie mając siły na dalsze funkcjonowanie. Opadła bezsilnie pod korę najbliższego drzewa w lesie, trzymając się kurczowo za nadgarstek. Był cały posiniaczony. Nie mogła znieść widoku kłócących się Leona i Marco, lecz skazana była na cierpienie patrząc na cały cyrk. Zamykając oczy wyobrażała sobie gorszy obraz ich bitwy. Nie wygrał żaden. </div>
<div style="text-align: left;">
- Ona jest moja - warknął w stronę swego wroga, popychając go.</div>
<div style="text-align: left;">
- Violetta nie jest niczyją rzeczą - zaczął bronić Marco. Ze zdwojoną siłą uderzył Leona, zadając mu cios prosto w brzuch. Nie wytrzymał. Upadł na chłodną ziemię. Bolał niemiłosiernie. Gorzej, niż dwa dni temu. Mamrotał pod nosem niezrozumiałe dla nikogo słowa, powoli podnosząc się do góry. Kiedy wreszcie stanął na nogi, bez zbędnych tłumaczeń odszedł z tamtego miejsca. Przegrał.</div>
<div style="text-align: left;">
- Violu, chodź, pomogę ci... - rzucił się na ratunek. Chwyciła się jego dłoni, wstając. Wziął ją na ręce po tym, jak zauważył, że utyka na prawą nogę. Nie była ciężka. Zaprowadził do swojego domu, kładąc delikatnie na łóżko. Wygrzebał z szafki nocnej wodę utlenioną i bandaż. Szybko uwinął się z raną i zakażeniem. Siedziała mu na kolanach, opierając głowę o jego ramię. Czuł jej gorący oddech na swoim poliku. Jednym ruchem przeniósł rękę na szyję dziewczyny.</div>
<div style="text-align: left;">
- Dziękuję, Marco - uśmiechnęła się, nie odkrywając swoich zębów. Wyglądała na zmęczoną. Położył ją wyżej, okrywając miękką kołdrą. Zbliżył się do jej twarzy, muskając delikatnie wargi dziewczyny. </div>
<div style="text-align: left;">
- Śpij spokojnie - dodał na odchodne, gasząc światło.</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>13.10.2015</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i><b>Mój i tylko mój.</b></i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b>Od Autorki: </b>Witajcie Kochani! Przepraszam Was za to coś u góry, kompletny misz-masz, masakra, tandeta, nie wiem, co jeszcze. </i><br />
<i>Wystąpił wypadek losowy, Sarenka dziś nie mogła dodać swojego OS'a, dlatego się z nią zamieniłam. Myślę, że nie jest to problemem, a tymczasem pozdrawiam Sarę xD </i><br />
<i>(gdyby nie <a href="https://www.youtube.com/watch?v=zMBTvuUlm98" target="_blank">ta</a> piosenka, ten oneshot by chyba nie powstał) Może chociaż w jednym procencie się komuś spodoba. Wybacz Martynko, powinnam się wstydzić. :c No ale dobra, życie toczy się dalej, czytajcie OS'y, genialne zamówienie Zuzi, takie piękne. <3</i><br />
<i>Nie wiem, co jeszcze powiedzieć, zapraszam póki czas na konkurs! Zakładka po prawej stronie, wciąż czekamy na Wasze genialne prace, od których dech nam w piersi zamiera. </i><br />
<i>Pozdrawiam wszystkich i życzę miłych wakacji. <3</i><br />
<i>Karol. ;></i></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/15693102938005135298noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-43353662254752082742014-07-19T13:25:00.002+02:002014-07-25T10:02:24.620+02:00{Zamówienie 003} Pablangie || "Drzazga" - Tears in Heaven<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>Tytuł: "Drzazga"</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>Para: Pablangie. (Pablo & Angie)</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>Gatunek: Dramat, psychologiczny, romans </i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>Songfic (Deep Purple - "Perfect Strangers")</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>Przedział wiekowy: T</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVIPPG655PPghlqOhR8QTRykyef7VZvBSqBFabFtKwYKepO4_soBqOgg_tEBbxgU5JiRsqy0yEfJazwFZVd5-ur5DHRWmiGwx4t4I-X7gYN32FkVnDPvQ36bgObDRPkgLMnK8nBkEwvOg/s1600/original.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVIPPG655PPghlqOhR8QTRykyef7VZvBSqBFabFtKwYKepO4_soBqOgg_tEBbxgU5JiRsqy0yEfJazwFZVd5-ur5DHRWmiGwx4t4I-X7gYN32FkVnDPvQ36bgObDRPkgLMnK8nBkEwvOg/s1600/original.gif" height="318" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><b><u>Dla Laverne.</u></b></span></i></div>
</div>
<br />
<i><br /></i>
<i> Zapisana w gwiazdach, opleciona srebrnymi nitkami domysłów, krucha jak szkło.</i><br />
<i><strike>Jest.</strike></i><br />
<i> Po dziecinnemu naiwna i śmiertelnie poważna.</i><br />
<i><strike>Była.</strike></i><br />
<i> Płynąca pod skórą, wypalona w krwiobiegu, wtłoczona aż do serca.</i><br />
<i><strike>Będzie.</strike></i><br />
<br />
- Spróbuj nazwać, czym jest <i>miłość -</i> nie używając fachowych określeń. Spróbuj z prostych słów stworzyć jej definicję.<br />
<i>- Sensem?</i><br />
<i><strike>Bywa nieracjonalna.</strike></i><br />
<i>- Celem?</i><br />
<i><strike>Nie zawsze warto do niej dążyć.</strike></i><br />
<i>- Poszukiwaniem?</i><br />
<i><strike>Ale ona sama znajduje.</strike></i><br />
<i>- Szczęściem?</i><br />
<i><strike>Od kiedy szczęście utożsamia się z bólem?</strike></i><br />
<br />
<b>- Drzazgą.</b><br />
<strike>Milknie zaskoczony.</strike><br />
<strike><br /></strike>_________________________________________________________________________________<br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Często słucham, jak deszcz układa na szybach drżące melodie. Uderza w szkło tysiącami kropel, wiążąc ich delikatne jęki w brzęczący, monotonny lament. Po przezroczystej scenie pląsają samotne diamenty, rozpaczliwie wijące się między innymi, by przetrwać jak najdłużej; prędzej czy później wszystkie spływają na sam dół, wsiąkając w czarne fugi białych ram jak łzy.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Czerń i biel, <i>jak nasza miłość? </i>Kiedyś była najjaśniejszym diamentem, odbijającym światło pod każdym kątem. Teraz - mglistym wspomnieniem, czarnym jak węgiel.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Nie była.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Nadal j e s t.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<br />
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">"Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki. Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko."</span></i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">~Pieśń nad Pieśniami~</span></i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Dlaczego pozwoliłeś jej upaść?</span></i></div>
<div>
<i><strike><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Diamenty nie pękają, ale serca tak.</span></strike></i></div>
<div>
<i><strike><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></strike></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Uważaj!</span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Słyszy wołanie, ale nie zwraca na nie uwagi. Zaciska tylko mocniej brudne ręce na szorstkim włóknie sznura, który zostawia na delikatnej skórze czerwone ślady. I leci, leci w przestworza, próbując dotknąć krawędzi nieba, kołyszącego się nad głową.</span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Angie, spadniesz. - Przez troskę w jego głosie przebija złość, ale ona nie lubi rozkazów. Nigdy nie lubiła.</span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Nie spadnę. - Wychyla się jeszcze bardziej w tył, w przód. Huśtawka wznosi się niemal do poziomu, oddala od ziemi coraz bardziej. Trochę już kręci jej się w głowie, ale na przekór jemu kołysze się dalej na stojąco.</span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Uważaj! - woła jeszcze raz, a potem zrezygnowany staje w bezpiecznej odległości, patrząc na jej wygłupy. Zabawa znudziła się jej już dawno, więc wreszcie postanawia ją zakończyć. Wyłapuje moment, w którym jest najmocniej wychylona do przodu - i wypuszcza sznurki z rąk, leci - wpadając prosto w jego wyciągnięte ramiona. Siła upadku odbiera im obojgu oddech, przez dłuższą chwilę więc leżą na trawie, zastygli w tej niezręcznej pozie. Nie jest ciężka, ale chłopak pod nią długo nie umie wykrztusić ani słowa, oszołomiony nagłym uderzeniem. </span></i><br />
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Wreszcie zaczynają się śmiać, a on zamiast zganić - przytula ja do siebie mocniej, nie bacząc na kościste łokcie wbijające mu się w żebra. Głaszcze jasne, rozsypane w nieładzie włosy, składa na czubku jej głowy ostrożny pocałunek. A ona wtula się w niego kompletnie odruchowo i leży - z lśniącymi oczami, z urywanym oddechem i buzią zaczerwienioną z wysiłku.</span></i><br />
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">I jest im dobrze.</span></i><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><i><br /></i><i><br /></i>Czasem spoglądam w nocne niebo, szukając konstelacji, które kiedyś nazywaliśmy po swojemu. Nasz Skorpion nie pokrywał się z prawdziwym Skorpionem, ale za to miał prawdziwe szczypce i ogon z kolcem jadowym. Razem wytyczaliśmy szlaki, rysowaliśmy niewidzialne niteczki, rozpięte pomiędzy jedną gwiazdą a drugą. Razem wymyślaliśmy nowe nazwy, odkrywaliśmy bezmierną przestrzeń po kawałeczku - palcami i wyobraźnią zamiast cyrkla i mapy nieba. I znaliśmy je lepiej, niż niejeden doświadczony astronom.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">W jedną z tych ciepłych nocy, kiedy mieliśmy jeszcze po osiemnaście lat, zabrał mnie do nieba - <i>prawdziwego. </i>Pokazał mi je z bliska, pozwolił dotknąć gwiazd, zanurzyć dłonie w kosmicznym pyle i wybuchnąć razem z jakąś supernową. Zatańczyć odblaskiem w jego oczach, zapłonąć prawdziwym, jasnym ogniem w środku ciemnej przestrzeni.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">A potem - odszedł. Zostawił wielką czarną dziurę w miejscu, gdzie kiedyś były nasze roześmiane twarze i splecione palce. I ona mnie wciąga, dzień po dniu - wysysa całą radość, pozostawia pustkę. Próżnię.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span>
<br />
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">"Miłość nigdy nie ustaje,</span></i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,</span></i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">albo jak dar języków, który zniknie,</span></i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">lub jak wiedza, której zabraknie."</span></i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">~1 List do Koryntian~</span></i><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><i><br /></i>
</span><br />
<div style="text-align: left;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Dlaczego pozwoliłeś jej odejść?</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><strike><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Gwiazdy żyją miliardy lat, ale złamane serce boli o wiele dłużej.</span></strike></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><strike><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></strike></i></div>
</div>
<div style="text-align: right;">
<div style="text-align: left;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Muszę tam pojechać, Angie.</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Żadne "muszę". Dlaczego? Ja nie chcę. Nie pozwalam ci!</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Nie mam wyjścia - szepcze z bólem, ściskając jej drobne dłonie. Wyrywa mu się, płacze. - Nie mam wyjścia - powtarza, a to zdanie za każdym razem brzmi tak samo beznadziejnie.</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Nie możesz, dlaczego nikt się mnie nie spytał o zdanie? Dlaczego, dlaczego, dlaczego?</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Wyjeżdżam i nie ma już żadnej dyskusji, musimy to oboje przyjąć do wiadomości.</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">- Ale ja nie mogę bez ciebie żyć! Nie mogę, nie umiem i nie chcę! - krzyczy, drze się przeraźliwie, macha rękami, traci rozum. Przygarnia ją do siebie, ale ona gwałtownie jego ręce odtrąca, szarpie się, tłucze go pięściami. On nie zważa ani na to, ani na jej krzyki. Trzyma mocno, aż wreszcie opada z sił i tylko szlocha na jego ramieniu. Gładzi ją po plecach, mruczy jakieś ciepłe słowa.</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Które okażą się kłamstwem...</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">A czas wcale nie leczy ran. Tylko pomnaża tęsknotę.</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Bardzo rzadko oglądam nasze zdjęcia. Mam parę albumów, a w nich udokumentowaną historię naszego domku na drzewie, pogrzebu mojego psa Hectora, wyścigów rowerowych. Jestem ja, przeraźliwie chuda, piegowata i nieuczesana. Jest on, roześmiany beztrosko mimo potężnego guza na czole. Całkiem mali i trochę więksi, w pierwszej klasie i na balu maturalnym. Zawsze razem, nierozłączni, prawie jak brat i siostra - a nawet bliźniaki. Znamy się dosłownie całe życie. Urodziliśmy się tego samego dnia, w tym samym szpitalu, a nasze matki zajmowały sąsiednie łóżka.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">Nie mam ochoty wspominać starych, dobrych czasów. Obecne są złe, ale świadomość, że kiedyś było lepiej, wcale nie poprawia sytuacji.</span><br />
<span style="font-family: Trebuchet MS, sans-serif;">... A pamięć? Pamięć bywa zdradliwa, ale pewne punkty pozostają w niej wytłoczone tak mocno, że nawet po latach wyczuwa się je pod palcami - choć starte już przez czas, dotykane tysiące razy. Istnieją - bez względu na to, czym są. Nazwij je bliznami. Albo piętnami, śladami, rysami, znamionami, jeśli chcesz. To nie ma znaczenia. <u>One s ą.</u></span><br />
_________________________________________________________________________________<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><i>czy pamiętasz, pamiętasz me imię</i></span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><i>gdy przepływam przez twoje życie</i></span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><i>tysiące oceanów, które przemierzyłem</i></span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><i>i zimnych duchów lodu</i></span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><i>całe moje życie</i></span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><i>jestem echem twojej przeszłości</i></span></b></div>
<br />
<br />
- O czym tak myślisz? - Czuje za plecami uderzenie ciepła, a chwilę później silne ramiona obejmują ją w talii. Od jego dłoni bije gorąco, promieniujące przez materiał bluzki. Tłumi westchnienie.<br />
- O niczym.<br />
- Zawsze lubiłaś bujać w obłokach - oznajmia z czułością, a w niej się coś burzy.<br />
<i>Jakie z a w s z e, do cholery? Czemu próbujesz udawać, że znasz mnie od zawsze?</i></div>
<div style="text-align: left;">
Zaciska delikatne palce na jego przedramionach, gładzi je lekko. Uśmiecha się smutno, jakoś tak <i>gorzkawo.</i><br />
- Masz rację, German. Zawsze - powtarza jak automat, patrząc na swoją dłoń. Jedna z gwiazd przykleiła się do jej palca serdecznego.<br />
<i>Jedna za to, że muszę iść dalej.</i><br />
<i>Jedna za to, że bez ciebie.</i><br />
<i>Jedna dla ciebie. Ciekawe, czy gdzieś tam spada ci z nieba, przypominając o mnie?</i><br />
<i>Jedna dla mnie. Smutna, ale potrzebna.</i><br />
<i><strike>Jedna dla nas. Bo zapaliliśmy ją razem, prawda?</strike></i><br />
<i><strike>I nie zgasła.</strike></i><br />
<i><strike><br /></strike></i>
- Kocham cię.<br />
<i>Tylko jedna. A o jedną za dużo.</i><br />
- Ja też cię kocham - mówi, odwracając głowę. Jej usta są zimne. Żar wypalił się dawno.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">powracam, echo miejsca w czasie</span></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">i odległe lśniące twarze</span></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">tysiące wojowników, których znałem</span></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">i śmiech pojawiający się jak duch</span></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">całe twoje życie</span></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">cienie innego dnia</span></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><br /></span></i></b></div>
<div style="text-align: left;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><br /></span></i></b></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Wyciąga rękę w niedowierzaniu. I zaraz ją cofa.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Mruga.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Zwilża suche usta, zaciska trzęsące się dłonie.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Wschodzące słońce pełznie ślamazarnie po niebie, zostawiając krwawe ślady na załamaniach obłoków. Powoli przeistacza się w kroplę płynnego złota, wbrew wszystkim regułom podpływającą - do góry. W tym ciepłym świetle jego oczy mają najpiękniejszy odcień brązu.</span><span style="font-family: inherit;"> </span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>To jakaś cholerna fatamorgana?</i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Jestem - oznajmia po prostu, bez ckliwych wstępów, bez patosu. Nie zjawia się na rumaku z lśniącą grzywą ani pośród grzmiących fanfar i pieśni. Zwyczajnie, jak mleczarz albo listonosz, stoi - ściskając w ręku poranną gazetę, w starych jak świat conversach mokrzuteńkich od rosy i dżinsowej kurtce, połatanej akurat tak samo niedbale jak zawsze.</span></div>
<div style="text-align: left;">
Ma ochotę cofnąć się, wejść do domu i zapomnieć o tej zjawie, ale zamiast tego jej trzęsąca się dłoń trafia na jego ramię, a w podkrążonych z niewyspania oczach zapala się światło.<br />
Nie znajduje słów, co jest kompletnie nie w jej stylu.<br />
Dalej stoi, gapiąc się na niego.<br />
Czas płynie gdzieś poza nimi.<br />
-... jeden dzień - dobiega spoza ścian ciszy.<br />
- Jeden? - powtarza, czując w gardle coś dziwnego.<br />
- Miałem nadzieję, że spędzisz go ze mną - dopowiada cicho, a ona wyrywa się z tego zawieszenia i obejmuje go - mocno, rozpaczliwie, wciskając twarz w podkoszulek z jakimś rockowym zespołem. Twarze muzyków spoglądają na nią posępnie.<br />
<i>Jeden za to, że się zjawiłeś.</i><br />
<i>Jeden za to, że znowu odejdziesz.</i><br />
<i>Jeden dla ciebie - ze mną.</i><br />
<i>Jeden dla mnie - z tobą.</i><br />
<i><strike>Jeden dla nas. Jak dawniej.</strike></i><br />
<i><strike><br /></strike></i>
- Tęskniłam - szepcze wreszcie z wysiłkiem.<br />
<i>Jeden. Tylko jeden. Za mało o całą wieczność.</i><br />
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><br /></span></b></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">i jeśli słyszysz jak mówię na wietrze</span></b></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">musisz zrozumieć</span></b></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><br /></span></b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- ...Pamiętasz ten mostek? - Wyciąga się jak długi na ciepłych deskach, wychylając się i spoglądając w głębię zamulonego strumyczka, wijącego się brunatnym wężykiem między zielonymi plamami pól. - Wrzucaliśmy patyki z jednej strony, wypływały z drugiej.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- ...Pamiętasz tamtą łąkę? Tak świetnie się tam puszczało latawce.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- ...Pamiętasz to?</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- ... Pamiętasz tamto?</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i><strike>- ...A pamiętasz, jacy byliśmy szczęśliwi?</strike></i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>- </i>I to drzewo. - Zatrzymuje się, zadzierając jasną głowę. Wygodnie rozłożone, szerokie gałęzie zawsze aż się prosiły o domek. Teraz zostało z niego tylko kilka desek i kawałek sznura. - Ciekawe, czy jeszcze... - Chwyta drobnymi dłońmi za wysunięty konar, próbuje się podciągnąć. Czuje jego pomocne ramiona, już po chwili oboje siedzą na gałęziach jak dzieci.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- A jak załamie się pod nami? - Zerka w dół, macha nogami w wytartych dżinsach.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- To spadniemy razem. - On jak zwykle traktuje ją ze stoickim spokojem i żartobliwą ironią jednocześnie. Wśród zielonych liści jego sylwetka wygląda tak znajomo, jakby nigdy stąd nie schodził. Jakby przez wszystkie te lata siedzieli tu, kryjąc się przed światem, zamiast szukać szczęścia na dwóch różnych kontynentach.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Jesteś szczęśliwy? - wyrywa jej się, nim zdąży pomyśleć.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- W tym momencie? Czy tak w ogóle? - Odwraca wzrok.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Czyli to dwie różne odpowiedzi. - Kiwa głową, choć przecież powinna się tego spodziewać.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Angie...</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Nie umiem o tym zapomnieć. - Zeskakuje, chce odejść. Staje obok niej, łapie ją w ramiona. Jak dawniej zanurza ręce w jej włosach, głaszcze szyję, rozchyla jej usta swoimi, roznieca dawny ogień. Rozdmuchuje żarzące się węgielki, osłania je przed wiatrem. Jeden płomień.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Jeden, bo rozpalony raz.</i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Jeden, bo na zawsze.</i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Jeden dla mnie, żeby roztopił lód odległości.</i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Jeden dla ciebie, żeby spopielił te głupie bariery.</i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i><strike>Jeden dla nas, żeby spalił nas raz jeszcze, pochłonął.</strike></i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i><strike><br /></strike></i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Deszcz uderza w nich z zaskakującą siłą, jakby celowo chciał ich rozdzielić.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Chodź, jedziemy do domu - udaje jej się wyszeptać pośród szumu kropel.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Jeden. Jak jeden dom. Mój. Nie nasz wspólny...</i></span></div>
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><i>musimy pozostać</i></span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><i>Zupełnie Obcymi Ludźmi</i></span></b></div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i><br /></i></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><i>- </i>Zatrzymałeś się w hotelu? - pyta głosem bez wyrazu, ale nawet na niego nie patrzy. Wie, że skinie głową.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Ale on jest... - przerywa, obraca się niespokojnie na fotelu.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Jeden - powtarza jak w dziwnej malignie.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- ... w drugą stronę - kończy, za oknem jej samochodu majaczy już znajoma dzielnica.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Wiem o tym, Pablo. - Parkuje przed swoim domem, wyjmuje kluczyki ze stacyjki. - Chodź.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Angie...</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Chodź - powtarza, wychodząc na deszcz. Podąża za nią, biegnącą przez rosnące kałuże.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
Wiesza kurtkę na haczyku, spogląda na kobietę. Wilgotne, poskręcane włosy opadają jej na kark. Biały podkoszulek klei się do mokrej skóry, mocuje się z nim w milczeniu. Wreszcie dziecięcym gestem wyciąga ręce do góry, patrząc na niego błagalnie. Podchodzi, wsuwa dłonie po materiał, uwalnia ją i jednocześnie wydaje wyrok na samego siebie.</div>
<div style="text-align: left;">
Całuje ją, ale inaczej niż wtedy. Delikatnie, ledwie muskając jej słonawe usta. Ostrożnie, jakby robił to po raz pierwszy.</div>
<div style="text-align: left;">
I z ociąganiem, jakby po raz ostatni.</div>
<div style="text-align: left;">
Przerywa, patrzy jej w oczy. Błąka się w nich pragnienie - to, którego nie ugasi woda, tylko ogień.</div>
<div style="text-align: left;">
Sekunda, nie więcej.</div>
<div style="text-align: left;">
<i>Niżej. Dalej.</i> Odchyla głowę, żeby dać mu dostęp do szyi.</div>
<div style="text-align: left;">
Nie śpieszy się kompletnie. Ale nie tak, jakby się bał odkrywać skrawki jej ciała. Bardziej jakby chciał zatrzymać tę ulotną chwilę na dłużej. Jakby przerażała go sama myśl o jej końcu.</div>
<div style="text-align: left;">
Mylą się ci, którzy myślą, że kobietę zdobywa się brutalnością. To działa w drugą stronę.<br />
Im wolniejsze i bardziej czułe stają się jego pocałunki, tym bardziej doprowadzają ją do szału. A wyraźnie nie zamierza tego zmienić, krąży i znów zawraca. Dotyka kącika jej ust, tam, gdzie kiedyś uderzyła ją huśtawka - do teraz została mała, szorstka blizna. I znów przebiega po skroniach, szyi, ramionach. A ona chyba zaraz zwariuje.<br />
Szarpie go za włosy, przyciąga znów do ust, zagłębia w nie mocniej, bardziej chciwie. Gładzi jego kark, przykłada dłoń do policzka, ściera uciekającą łzę. Jedna.<br />
<i>Jedna za to, że wciąż cię kocham.</i><br />
<i>Jedna za to, że nie mogę cię kochać.</i><br />
<i>Jedna za to, że chcę cię kochać.</i><br />
<i>Jedna dla mnie, bez powodu.</i><br />
<i>Jedna dla ciebie, bez powodu.</i><br />
<i><strike>Jedna dla nas, już za późno.</strike></i><br />
<i><br /></i>A ogień trawi ich ciała, nic nie zdoła już go powstrzymać - krople deszczu na ich ciałach, pot, ślina, łzy. <i>Skóra przy skórze</i>, coraz głębiej w płomienie, słone, palące, pełne iskier i jęków, pełne żarliwych szeptów, płynących wzdłuż kręgosłupa.</div>
<div style="text-align: left;">
Szarpnięcie wymywa z ich oczu cień lęku.<br />
Wyrywają się z nich dzieci, łapiące się za ręce i biegnące po schodach - do nieba. Szklane stopnie uginają się pod ich stopami, słońce świeci już pod nimi, obłoki owijają się wokół kostek, a dookoła rozlewa się struga tęczy.<br />
Są wysoko, najwyżej. W miejscu, skąd najłatwiej spaść.<br />
<i><br /></i>
<i>"- Uważaj!"</i><br />
<i><br /></i>
<i><strike>Rozkołysana huśtawka.</strike></i><br />
<i><strike><br /></strike></i>
<i>"- Nie spadnę."</i><br />
<i><br /></i>
<i><strike>Niebo pod palcami.</strike></i><br />
<i><strike><br /></strike></i>
<i>I jest im tak dobrze...</i><br />
<i><br /></i>
<i><strike>Będzie?</strike></i><br />
<i><br /></i>
<i>"- Spadniesz."</i><br />
<i><br /></i>
<br />
Roztrzaskuje się na kawałeczki o twardą ziemię, rozsypuje w pył - wirujący jeszcze przez chwilę w promieniach jak kurz - i zaraz jednoczący się z mrokiem, wpełzający na samo dno.<br />
Krzyczy. Łapie powietrze, dławi się szlochem, błaga. Prosi. Płacze.<br />
Ale nie ma nieba, nie ma schodów,<i> nie ma ich.</i> Nie ma już niczego.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Pablo głaszcze ją po włosach, całuje ich długie, jasne pasma. On też płacze.<br />
Płaczą razem. Rozpaczliwie sami pod pustym, bezlitosnym niebem. <i>W tę jedną noc.</i><br />
<i>Jedna. Ostatnia.</i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">wiem, że muszę pozostać we wnętrzu tej ciszy</span></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">studni smutku</span></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><br /></span></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">brzeg srebrnej zasłony rozpostarty na niebie</span></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">wzruszający bardziej niż ci się wydaje</span></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">głos rozsądku w twojej głowie</span></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">cierpiący wraz ze śmiercią nocy</span></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">wartościowe życie (twoje łzy giną w padającym deszczu)</span></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><br /></span></i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><br /></span></i></b></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Budzi się. Otwiera oczy, na piersi czuje ciężar. Ten najpiękniejszy, najprzyjemniejszy.</div>
<div style="text-align: left;">
Włosy rozsypały się na wszystkie strony, ramiona obejmują go ufnie. Pod jasną skórą rysują się delikatne obrzmienia żył - maleńkie tunele, niosące krew w stronę jej zapadniętych policzków i kolorujące sny, które drzemią pod drżącymi zasłonami rzęs. Oddycha tak spokojnie. Gdzieś tam, pod powiekami, błądzi teraz w światach kruchych jak lód marzeń, które rozpadną się wraz z otworzeniem oczu.</div>
<div style="text-align: left;">
Z czułością przesuwa palcami po jej dłoni. Dobrze wie, że ten czerwony ślad nie jest przypadkiem, tylko miejscem po pierścionku, który zapewne leży w jednej z szuflad, wrzucony w pośpiechu, by ukryć go przed jego wzrokiem.</div>
<div style="text-align: left;">
Uśmiecha się smutno.<br />
Słońce wpada przez zasłony i maluje na skórze jej pleców złote pręgi. Mosty, łączące piękną przeszłość z teraźniejszością, która przecież też mogłaby być piękna.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Budzi się. Wdycha zapach, który utulił ją do snu - mokrej trawy, zielonej herbaty i jakiejś nieokreślonej goryczki, przypominającej dym z ogniska. Dziwne perfumy.</div>
<div style="text-align: left;">
Zapach - i nic więcej. Wzrok natrafia na pustkę. Tylko ślad na poduszce i rozsunięte zasłony w oknie dowodzą, że to nie był sen.</div>
<div style="text-align: left;">
Wzdycha ciężko. Zeszłej nocy wyczerpała już wszystkie łzy.</div>
<div style="text-align: left;">
<br />
Ze zrezygnowaniem sięga do szafki, wyjmuje ten cholerny sygnet i przez moment się zastanawia, czy wyrzucenie go przez okno byłoby dobrym wyjściem. Ale w szufladzie jest coś jeszcze. Jakaś kartka.<br />
<i><b>Kochany Promyczku</b>, </i>a jednak nie wyczerpała. Już pierwsze słowa rozmazują się na papierze.<br />
<i><b>Przepraszam Cię za wszystko. Przepraszam, że zjawiłem się jak tchórz i jak tchórz odchodzę. Przepraszam, że nie mogę dać Ci tego, na co zasługujesz. Przepraszam, że nie wybuduję dla Ciebie zamku ze szkła, że nie uczynię Cię jego królową. </b></i><br />
<i><b>Przepraszam, że złamałem Ci serce.</b></i><br />
<i><b>Przepraszam, że zgasiłem Twoje gwiazdy.</b></i><br />
<i><b>Przepraszam, że wszystko zniszczyłem.</b></i><br />
<i><b>Nie mogę kraść Twojego szczęścia, nie mogę wymagać, żebyś mi je oddawała dobrowolnie. Nie mogę być psem ogrodnika ani żądać, żebyś zadowoliła się niczym. Bo ja nie mam nic, więc nie mogę dać Ci nic. Kompletnie nic.</b></i><br />
<i><b><br /></b></i>
<i><b>Ale za to on może, prawda?</b></i><br />
<i><b><br /></b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b>Bądź szczęśliwa, Promyczku. Łap każdą małą radość i nawlekaj na nitkę jak koralik, uzbieraj ich jak najwięcej. I nie myśl o mnie. Myśl o sobie, bo to od Ciebie zależą przyszłe dni. Proszę, obiecaj mi, że nie będziesz smutna. Wiesz, że tego nie chcę.</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b>Nie mówię: nie kochaj mnie. Wiem, że to niewykonalne. Ta Miłość w nas zostanie jak <u>drzazga</u>, która zbyt głęboko utkwiła w skórze, by ją wyjąć. Nie boli. Ale jest. I będzie, prawda?</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b>Nie mówię: zapomnij. Też się nie da.</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b>Ale mówię: idź dalej. Po prostu.</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b>Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Zrób go. Tylko jeden.</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b>Jeden jak jeden dzień.</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b>Jeden jak jedna noc.</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b>Jeden jak jedna gwiazda.</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b>Jeden jak jedna łza.</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b>Jeden jak jeden płomień.</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b><strike>Jeden jak jedna drzazga w naszych dwóch sercach.</strike></b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b><br /></b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b>Życie też masz tylko jedno, nie zmarnuj go. <u>Żyj.</u></b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b><br /></b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b>Kocham Cię, Promyczku. Najbardziej.</b></i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
Słońce świeci już bardzo jasno, zapala w oczku pierścionka tęczowe błyski. Obraca dłonią, łapie te refleksy, przygląda się im w skupieniu. A potem wstaje i idzie zaparzyć kawę.<br />
W kuchni skreśla na kalendarzu ten dzień. Jeden dzień. Kolejny dzień.<br />
Zwykły. Najzwyklejszy. Jedna kratka, wypełniona cyfrą.<br />
Skreśla i liczy - do ślubu z Germanem jeszcze tylko dwa tygodnie.<br />
<i>Czy można to uznać za pierwszy krok?</i><br />
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><br /></span></b></i>
<i><b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">And if you hear me talking on the wind</span></b></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">You've got to understand</span></b></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">We must remain</span></b></i></div>
<b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><i></i></span></b><br />
<div style="text-align: center;">
<i><b><span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">Perfect Strangers...</span></b></i></div>
<span style="font-family: inherit;">____________________________________________________________________</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;"><i><b>Od autorki:</b> Witajcie po raz drugi! Znowu napisałam coś dziwnego, ale to typowe dla mnie. Miejmy nadzieję, że nie uciekniecie w popłochu po przeczytaniu tego - bo gdybyście uciekli, to stracilibyście okazję do przeczytania cuda od Sarenki, które pojawi się już wkrótce i na pewno nie będzie tak dołujące jak wypociny jej siostry bliźniaczki.</i></span></div>
</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
</div>
</div>
</div>
Tears in Heavenhttp://www.blogger.com/profile/09449795858261445249noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-70546027108376956592014-07-16T21:36:00.000+02:002014-07-16T21:36:09.114+02:00{016} Leonetta || "Każdy zasługuje na drugą szansę" - Dulce<br />
<div style="text-align: center;">
<span class="Apple-style-span" style="font-style: italic;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Tytuł: "Każdy zasługuje na drugą szansę"</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Para: Leonetta</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Gatunek: Romans</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Przedział wiekowy: K</i><br />
<i><br /></i>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://c.wrzuta.pl/wi17568/74d0e2d800195c9d500ba7f4/biala_roza" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://c.wrzuta.pl/wi17568/74d0e2d800195c9d500ba7f4/biala_roza" height="215" width="320" /></a></div>
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<b>Dedykuje całej załodze JSM, bo bycie jej częścią to dla mnie zaszczyt <3</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<br />
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Tamtego dnia byłam szczęśliwa. Właściwie od dawna nie czułam się tak, jak wtedy. Ale zawsze gdy wydaje nam się, że jesteśmy spełnieni i niczego nam nie brakuje, ten stan nie utrzymuje się długo. Złośliwość losu? Możliwe. Ciekawe, czy los dobrze się bawi niszcząc nam życie. Rujnując wszystko, co do tej pory było <i>nasze</i>. Każąc zapomnieć, że jeszcze przed chwilą mieliśmy to<i> wszystko</i>. Czy tak zawsze musi być? Cierpienie jest nieodłącznym elementem ludzkiej egzystencji, to zrozumiała, choć bolesna prawda. W końcu jak ktoś, kto nigdy tego cierpienia nie zaznał, miałby być naprawdę szczęśliwy? Cierpienie jest potrzebne, jakkolwiek to brzmi, ale dlaczego zawsze musi pojawiać się w tych <i>nieodpowiednich </i>momentach? Nieodpowiednich? Też coś. Przecież nigdy nie będzie <i>odpowiedni </i>moment aby cierpieć.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Wracając. <i>Tamtego dnia byłam szczęśliwa. </i>Tak, kluczowe jest tutaj słowo - <i>byłam</i>. Bo rzecz jasna, to moje szczęście nie mogło trwać zbyt długo. I nie trwało. Ukoronowaniem tego dnia był cios prosto w serce wymierzony mi przez <i>niego. </i>Ból fizyczny jest tak naprawdę o niebo lepszy, niż ten zadany sercu. Nad fizycznym można zapanować. Leki przeciwbólowe, opatrunki - przynoszą ukojenie. Z sercem jest gorzej - nie istnieje żadne lekarstwo na rany jemu zadane...</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Nie płakałam. Choć każde słowo zadawało ból. Ten najgorszy, którego nie można opanować. Zaczynający się w sercu i rozchodzący po całym ciele. Było to odwrotnym uczuciem do tego, które zawsze czułam w <i>jego</i> obecności. I o ile zawsze cieszyłam się na <i>jego</i> widok, o tyle w tamtym momencie nie chciałam go już nigdy więcej oglądać. Tak mi się przynajmniej <i>wtedy</i> wydawało. Czy naprawdę tak myślałam? Czy na pewno tego właśnie chciałam? Nie wiem. A może właśnie problem polega na tym, że wiem aż za dobrze, choć nie chcę dopuszczać tego do świadomości? Zranił mnie. Tak, jak jeszcze nikt inny wcześniej. Więc jak wytłumaczyć, że i tak o nim myślę? To dosyć <strike>zabawne</strike> irracjonalne. Pozbawione wszelkiego sensu. Życie jest dziwne, miłość jest dziwna. Niezrozumiała. Jest czymś niesamowicie skomplikowanym, choć objawia się często w zwykłych, błahych rzeczach, które pozornie nie mają większego znaczenia. Wiem, że powiedział to w s z y s t k o w złości, ale to ani trochę mnie nie pociesza, ani wcale nie zmniejsza bólu. Jedyne czego nie wiem, a co chciałabym wiedzieć w tej sytuacji to<i> czy on rzeczywiście tak myśli?</i> Czy tak myśli? Czy myśli tak o mnie? Ta niewiedza wpędza mnie szaleństwo. Próbuje wytłumaczyć sobie to wszystko na tysiące różnych sposobów. <strike style="font-style: italic;">Bronić go.</strike> Znaleźć swoją winę w tym wszystkim. Znaleźć ukojenie dla serca, spokój dla duszy, równowagę dla umysłu. Nie jest to łatwe. Jest cholernie trudne.</span><br />
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: 12px; line-height: 15px; text-align: start;"></span><br />
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: 12px; line-height: 15px; text-align: start;"><b>I really shouldn't miss you, but I can't let you go</b></span></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: 12px; line-height: 15px; text-align: start;"></span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<br />
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">________________________________________________________________________________________</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Złapała w dłonie rozgrzany kubek z gorącym napojem. Oplotła go przemarzniętymi palcami, próbując choć trochę je rozgrzać. Rozsiadła się wygodniej w fotelu, opatulając szczelniej ciepłym, wzorzystym kocem. <i>Błędem było wychodzenie na dwór przy takiej pogodzie,</i> teraz nie miała co do tego żadnych wątpliwości. A przecież jej matka ją ostrzegała. <i>Musisz zawsze mieć rację?</i></span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Rozgrzałaś się choć trochę? - troskliwy głos matki dochodzący z kuchni. </span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Trochę - odpowiada beznamiętnie. Wzdycha. </span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Pośpiesznie upija łyk herbaty. Zaraz tego żałuje, czując, że poparzyła język. Odkłada ulubiony kubek na ławę przed sobą. Potem, jakby pozbawiona życia, opada z powrotem na fotel. Chowa pod koc niemal całą twarz. Chce się ukryć.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><b>Przed</b> <b>całym</b> <b>światem</b>.</span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Wpatruje się w ogień palący się w kominku. Bije od niego przyjemne ciepło. I łuna światła delikatnie rozświetlająca jej twarz. Przygląda się językom ognia wirującym w dziwnym tańcu. Płomieniowi, który żarzy się raz mocniej, raz słabiej. Przysłuchuje cichym trzaskaniom drewna. Myśli. Oddycha spokojnie, miarowo. Mruga powoli lub przez dłuższą chwilę wcale. Słyszy ciche skrzypienie podłogi. Nie porusza się jednak nawet o milimetr. Czuje rękę na prawym ramieniu. Wciąż ani drgnie. W oczach na moment pojawiają się łzy. Przegania je, kilka razy szybko mrugając.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Co jest, skarbie? - słyszy cichy, kojący głos rodzicielki.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Powoli odwraca się w jej stronę. Spogląda w jej oczy. Nic nie mówi. Tylko patrzy. Zagryza dolną wargę. Nie chce płakać. Chowa się w objęciach matki jak wtedy, gdy miała pięć lat.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">To było tak dawno temu.</span></i><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i>Znów się przewróciła. Miała obdarte kolano. Płakała. Maria spojrzała z troską na swoje jedyne dziecko. Uśmiechnęła się delikatnie. Przytuliła ją do siebie. Tak jak teraz. Uścisk matki przyniósł jej ukojenie, zupełnie jak wtedy. Tak wiele rzeczy się zmieniło. Nie była już tym samym drobnym, przestraszonym dzieckiem. Właściwie wszystko się zmieniło... Ale ciepło i spokój bijący od matki - nie. I ta troska w oczach. To jedno nie zmieniło się nigdy.<i> </i>I nigdy się nie zmieni. Była tego pewna. Chyba tylko tego.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i><i>- </i>Co się stało, kochanie? - Patrzy na nią zmartwiona. Odgarnia niesforny kosmyk z twarzy córki.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- To już koniec. - Jej głos drży. - Mamo, ja n-nie chce. - Maria wciąż nie rozumie. Marszczy brwi.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Czego nie chcesz? - pyta miękko.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- N-nie chcę g-go stracić.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">* * *</span></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i>Zbiega ze schodów. </i>Znów się spóźnię, <i>myśli. Wchodzi do kuchni. Szuka czegoś do zjedzenia przez drogę. W końcu chwyta jedno z wielu jabłek leżących na blacie w kuchni. Wychodzi na korytarz. Zarzuca na siebie cienką kurtkę. Wsuwa buty, jeden po drugim. Bierze pierwszy kęs owocu trzymanego w dłoni, jednocześnie chwytając za klamkę.</i></span><br />
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Wychodzę - mówi tylko, trzaskając drzwiami. Zbiega po stopniach z ganku. </span></i><br />
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Czekałem na ciebie. - Słyszy za sobą lekko rozbawiony głos. Odwraca się. I odwzajemnia jego uśmiech. Dogania ją. Idą razem, jedno obok drugiego. Ale żadne z nich nic nie mówi. Nie muszą. </span></i><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i><i>Docierają na miejsce. Spoglądają na siebie znacząco. </i></span><br />
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Widzimy się później? - pyta, choć zna odpowiedź. </span></i><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i><i>Zawsze jest twierdząca. I tym razem również tak właśnie było. Violetta kiwa tylko głową. Uśmiecha się do niej. Odchodzi. </i></span><br />
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Stchórzył. Kolejny raz. Znów się nie zapytał, znów zabrakło mu odwagi. Chce zawrócić. Ale strach wygrywa. Nie porusza się. Gdy w końcu bierze się w garść i odwraca głowę - jej już tam nie ma.</span></i><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i><i>Zawsze tak szybko znika.</i></span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i><i>Kolejny raz zawiódł się na sobie. Obiecywał, że zrobi to dzisiaj. I nic. Nie potrafił. Nie wiedział, co mówić. Nie wiedział, jak zacząć. Prawda była taka, że przy niej niczego nie wiedział. I niczego nie był pewny. No może z jednym, małym wyjątkiem. </i></span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i><i>Uczucia, jakim Cię darzę. Tylko tego jestem pewny.</i></span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i><i>Nie wiedział kiedy to się stało. Kiedy zaczęło mu zależeć na niej bardziej niż na zwykłej koleżance. Po prostu któregoś dnia to zrozumiał. Ot, tak - i tyle.</i></span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i>Od jakiegoś czasu myślał o niej o wiele częściej. I dłużej. Na początku było to zwyczajne: </i>ciekawe, co teraz robi. <i>Ale z czasem jego myśli obrały inny kierunek: </i>czy ona też myśli o mnie, od czasu do czasu?</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i><i>W drodze powrotnej rozmawiali bez przerwy. Nawet nie zauważyli kiedy znaleźli się pod drzwiami jej domu. Uśmiecha się do niego wchodząc na ganek. </i></span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i><i>- Do jutra. - Żegna się łapiąc za klamkę.</i></span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i><i>Jeszcze sekunda i będzie za późno...</i></span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i><i>- Vilu? - zaczyna niepewnie. Ta odwraca się i ściąga dłoń z klamki. </i></span><br />
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Patrzy na niego wyczekująco. Marszczy brwi, a następnie unosi je. Już otwiera usta żeby go ponaglić.</span></i><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i><i>- Zostaniesz moją dziewczyną?</i></span><br />
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">* * *</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Patrzy na swoją córkę i widzi w niej siebie sprzed kilkunastu lat. I nie chodzi tutaj o podobieństwo, choć to jest uderzające. Widzi w niej siebie. Zranioną, zagubioną nastolatkę. Dziewczynę, która napotkała kolejną z przeszkód na drodze do swojego szczęścia, już na samym początku tej długiej, krętej ścieżki. Przygląda się jej. Śpi tak spokojnie. Niemal w ogóle się nie rusza. Tylko klatka piersiowa powoli unosi się do góry, by za chwilę znów opaść. Wygląda tak niewinnie. Tak bezbronnie. Odgarnia kosmyk kasztanowych włosów z jej twarzy. Przykrywa kocem. Odnosi kubek do kuchni, na palcach wychodząc z salonu. Słyszy cichą melodię i idzie za jej dźwiękiem, aż dochodzi do źródła. Wyciąga telefon córki z jej kurtki. Spogląda na wyświetlacz. León. Odbiera. </span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Tak?</span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Dobry wieczór. Mogę porozmawiać z Vilu? - pyta niepewnie.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Niestety, teraz nie może rozmawiać. Dobranoc, León. - Odwraca się. </span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Violetta stoi oparta o framugę. Patrzy na nią. Nie jest zła. Raczej smutna. Nie przez nią. Przez niego. Ta wyciąga do niej rękę z telefonem i oddaje jej go. Violetta bierze go do ręki, po czym wciska ikonę czerwonej słuchawki. Jeszcze chwilę przygnębiona przygląda się ekranowi telefonu. Następnie bez słowa kieruje się schodami do swojego pokoju. Otwiera drzwi. Zapala światło. Wchodzi rozglądając się po nim. Jasne, wesołe kolory ścian. Dwie żółte, <i>jak słońce. </i>Dwie ciemnozielone, <i>w kolorze trawy. </i>Wszędzie pełno pamiątek, figurek, fotografii. Wszystkiego, co było i jest dla niej ważne. Wszystko, co wywołuje u niej uśmiech, wszystko, co kojarzy się jej z radością. Bo taka właśnie zawsze była. Wiecznie roześmiana. Jej pokój też był wesoły, ale w tamtym momencie wcale nie pasował do jej nastroju. Jednak nie miała ochoty stąd wyjść. To była tylko jej przestrzeń. Jej cztery ściany. Zamyka za sobą drzwi. Wchodzi w głąb pokoju i ciężko siada na łóżku. Bierze do ręki telefon. Otwiera skrzynkę. Widzi tyle wiadomości. Wszystkie od Niego.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: right;">
<b><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">22/05/2014 17: 30</span></b></div>
<div style="text-align: right;">
<b><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Od: León</span></b></div>
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Tęsknię za Tobą.</span></i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Wzdycha.<i> Na początku było tak cudownie. </i>Nie wie dlaczego, ale spogląda na komodę na przeciwko. Oprócz tysiąca innych rzeczy, dostrzega na niej ramkę ze zdjęciem. <i>Nasze wspólne zdjęcie.</i> Podchodzi i bierze je do ręki. Przejeżdża po fotografii kciukiem, prawie się uśmiecha. Przygląda się dwójce młodych ludzi, niemal zapominając.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><b>Że</b> <b>to</b> <b>byliśmy</b> <b>my</b>.</span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Tacy szczęśliwi, uśmiechnięci, zakochani...</span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Znów<i> </i>spogląda<i> </i>na<i> </i>telefon<i>, </i>który<i> </i>trzyma<i> </i>w<i> </i>lewej<i> </i>dłoni<i>. </i>Drżącym palcem krąży nad jego ekranem. W końcu z wahaniem otwiera kolejną wiadomość. </span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: right;">
<b><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">23/05/2014 18: 23</span></b></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><b>Od<i>:</i></b><i> </i><b>León</b></span></div>
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Kocham Cię.</span></i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Szklą się jej oczy. Jedna, samotna łza spływa po jej policzku. Szybko ociera ją koniuszkami palców. Przesuwa nimi po dolnej wardze. Czuje słony smak łzy. Zamyka oczy. Widzi <i>jego </i>twarz<i>. </i>Mówi on te dwa słowa. Wtedy była szczęśliwa. Teraz, wspomnienie tej chwili - <i>boli. </i></span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i><i>Mówiłeś</i>, <i>że</i> <i>mnie</i> <i>kochasz</i>. <b><i>Kłamałeś</i></b><i><b>?</b></i></span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i>Kładzie się na łóżku. Przegląda kolejne wiadomości. Na ostatniej zatrzymuje się na dłużej. Po chwili rzuca telefonem w kąt. Zamyka oczy. Nie myśli, nie wspomina. Po prostu leży. Próbuje zasnąć. Próbuje znaleźć ukojenie w objęciach Morfeusza. Nie chce myśleć o tym, co miała i co straciła. Nie chce myśleć o <i>nim</i>. Nie chce.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">* * *</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i>Stoi przed lustrem w korytarzu. Poprawia włosy. Nerwowo spogląda na zegar. Wskazuje on za pięć szóstą. </i>Zaraz tu będzie. <i>Rzeczywiście po kilku minutach słychać rozchodzący się dźwięk dzwonka.</i></span></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Ja otworzę - mówi i otwiera drzwi.</span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Cześć, gotowa? - Uśmiecha się do niej promiennie. </span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Tak - odpowiada krótko i wychodzi do niego, zamykając za sobą drzwi.</span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i>Spacerują po parku, rozmawiają. Gdy dochodzą na miejsce Violetta nie kryje zaskoczenia ani radości. Zabrał ją na plac zabaw. Do miejsca, gdzie przychodzili jako dzieci. Do miejsca, które zawsze kojarzyło się im tylko ze szczęściem. Do miejsca, w którym nic nie miało znaczenia. Żadne problemy nigdy nie były tam ważne. Wspomnienie dzieciństwa, beztroskość. Szczęście, radość. Tyle pozytywnych emocji w jednym miejscu. Violetcie przeszło przez myśl, że nie mógł wybrać lepszego miejsca na ich spotkanie. </i>A może to była randka? <i>Jak na znak oboje podbiegają pod dwie huśtawki. Nie były one niczym specjalnym. Ot, kilka desek złączonych ze sobą i powieszonych na dwóch nieco solidniejszych łańcuchach. Nic takiego, a potrafiło tak ucieszyć, tyle radości sprawić. Nie wiedzieli ile czasu tak spędzili: na wspólnej zabawie, jak za dawnych lat, i długich rozmowach. Od około godziny, </i>może dwóch?,<i> niebo rozświetlało już tylko kilka gwiazd. Jednak czym jest czas w takich chwilach? Cieszyli się sobą nawzajem, nic innego nie miało znaczenia. Byli szczęśliwi.</i></span></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Od jakiegoś czasu panowała między nimi cisza. Ale nie ta niezręczna. Czuli się w swojej obecności swobodnie, mogli powiedzieć sobie wszystko. Między nimi od zawsze istniało porozumienie. Od zawsze coś ich łączyło. Nagle, bez słowa, Violetta kładzie się na trawie. Jej towarzysz przez krótką chwilę przygląda się jej, po czym dołącza do niej. Leżą tuż obok siebie, wpatrują się w gwiazdy. </span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Cieszę się, że jesteśmy właśnie tutaj. To miejsce zawsze kojarzyło mi się ze szczęściem - urywa na chwilę. Zastanawia się przez sekundę, by za chwilę powiedzieć te słowa, jakby trochę niepewnie ich znaczenia: </span></i><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i><i>- Teraz, teraz jestem szczęśliwa. - Uśmiecha się delikatnie. </i></span></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Ja też jestem teraz szczęśliwy - odpowiada on po dłuższej chwili milczenia. Kącik jego ust wędruje do góry. - I cieszę się, że jestem tutaj z tobą. </span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Odwraca głowę w jej kierunku. Czeka. Czeka na jej reakcję, na jej odpowiedź. Nic już nie mówi. Tylko na nią patrzy, tylko czeka. A ona wciąż wpatruje się w niebo, w gwiazdy. Jakby nic nie usłyszała. Oddycha spokojnie, ale jej serce niebezpiecznie przyśpieszyło. W końcu odwraca się w jego kierunku. Spogląda w jego oczy. </span></i><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i><i>Błyszczą jak te gwiazdy. Tam, na niebie. A może nawet bardziej?</i></span></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- <b>Kocham</b> <b>cię</b> - szepcze szatyn. Ona przygląda mu się z zaciekawieniem i znów promiennie uśmiecha.</span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Ja ciebie też kocham - mówi prawie bezgłośnie, ale on słyszy. </span></i><br />
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i>
<br />
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<b><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="background-color: white; font-size: 12px; line-height: 15px; text-align: start;"><div style="text-align: right;">
Cause we belong together now</div>
<div style="text-align: right;">
Forever united here somehow</div>
</span><span style="background-color: white; font-size: 12px; line-height: 15px; text-align: start;"><div style="text-align: right;">
You got a piece of me</div>
</span><span style="background-color: white; font-size: 12px; line-height: 15px; text-align: start;"><div style="text-align: right;">
And honestly</div>
</span><span style="background-color: white; font-size: 12px; line-height: 15px; text-align: start;"><div style="text-align: right;">
My life would suck without you</div>
</span></span></b></div>
<div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">* * *</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Słyszy hałas. Podnosi się do pozycji siedzącej. Wstaje z łóżka. Znów ten dźwięk. Wychodzi na balkon. Jest ciemno, niewiele może zobaczyć. Po dłuższej chwili dostrzega zarys postaci. <i>Złodziej? </i>Wytęża wzrok. León. <i>W sumie niewiele się pomyliłam... </i></span></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Bo Ty ukradłeś <b>moje</b> <b>serce..</b>.</span></i></div>
<div>
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Zabrałeś je tak bez pytania, bez ostrzeżenia. Jakby<b> zawsze było Twoje</b>.</span></i><br />
<i><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></i></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Wchodzi z powrotem do pomieszczenia, a następnie wychodzi z pokoju i kieruje się schodami na dół. Okrywając się swetrem wychodzi na zewnątrz, <i>do niego. </i>Otwiera drzwi i zamyka je za sobą. Przez chwilę przyglądają się sobie w ciszy. Żadne z nich, nie wie co powiedzieć. W końcu odzywa się Violetta.</span><br />
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="background-color: white; font-size: 12px; line-height: 15px; text-align: start;"><div style="text-align: right;">
<span style="background-color: transparent; text-align: justify;"><span style="text-align: start;"><b>Guess this means you're sorry</b></span></span><br />
<span style="background-color: transparent; text-align: justify;"><span style="text-align: start;"><b>You're standing at my door</b></span></span><br />
<span style="background-color: transparent; text-align: justify;"><span style="text-align: start;"><b>Guess this means you take back</b></span></span><br />
<span style="background-color: transparent; text-align: justify;"><span style="text-align: start;"><b>All you said before</b></span></span><br />
<span style="background-color: transparent; text-align: justify;"><span style="text-align: start;"><b>(...)</b></span></span><br />
<span style="background-color: transparent; text-align: justify;"><span style="text-align: start;"><b>Said you'd never come back</b></span></span><br />
<span style="background-color: transparent; text-align: justify;"><span style="text-align: start;"><b>But here you are again</b></span></span></div>
<div style="font-weight: bold; text-align: right;">
<span style="text-align: start;">*</span></div>
</span></span><br />
<br /></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Co tutaj robisz? - Stara się aby jej głos brzmiał obojętnie, <i>choć niecierpliwie czeka na odpowiedź.</i> Nerwowo poprawia sweter, który zsunął się z jej ramienia.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Przyszedłem porozmawiać - odpowiada spokojnie. <i><strike>Zbyt spokojnie?</strike></i></span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Violetta unosi jedną brew do góry, czego chłopak zważywszy na późną porę i brak jakiegokolwiek oświetlenia - poza księżycem i gwiazdami na niebie - nie widzi. Ona nie rozumie, po co mógł przyjść, o czym chce rozmawiać. Ostatnio powiedział wystarczająco. Nie chce słuchać więcej. A może właśnie chce, bo niby dlaczego by do niego wyszła? Mogła przecież go zignorować. Chce, ale boi się tego, co on może jej powiedzieć.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Nie mamy o czym. - Jej ton miał być wręcz oskarżycielski, ale brzmi raczej niepewnie.</span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- To naprawdę ważne - przekonywał niemal błagającym tonem. </span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- <i><strike>Inne rzeczy też są ważne. Nawet ważniejsze. To może poczekać...</strike></i></span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i>- </i>Niech będzie. Mów. - Decyduje się go wysłuchać.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- To, co ci wtedy powiedziałem... Ja... Ja wcale tak nie myślałem. Żałuję, że do tego doszło, że musiałaś to wszystko usłyszeć. Naprawdę nie chciałem tego. - Wierzy mu, choć nie do końca chce. Mimo, że głos rozsądku podpowiada aby teraz weszła do domu i pożegnała się z nim. Żeby dała sobie czas, przemyślała wszystko, nie wierzyła od razu w każde słowo. Ale serce wychodzi mu na przeciw. Serce wierzy. Chce wyrwać się do niego, <i>teraz. </i>Serce - <b>wybacza mu</b>.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Zacznijmy od początku - mówi, spoglądając głęboko w jej oczy, a ona czuje się jakby mógł on przeczytać każdą jej myśl, każdy powód niepewności, zawahania, każde zmartwienie. Każdą emocję. <i><strike>Możesz przestać?</strike></i></span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- <i><strike>Musimy to skończyć. Tak będzie lepiej.</strike></i></span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Nic nie mówi. Znów odzywa się León, choć sam właściwie nie wie, co ma powiedzieć.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Kocham cię i chcę być z tobą. I wierzę, że może nam się udać. Spróbujmy jeszcze raz.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- <i><strike>To nie ma sensu. Znów będziemy tylko cierpieć.</strike></i></span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><strike><br /></strike></i>Czeka na jej odpowiedź. Stoją dłuższą chwilę na przeciwko siebie w milczeniu. Violetta bije się z myślami. Nerwowo rozgląda się, choć niewiele widzi. A on czeka, <i>wpatrzony w nią. </i>Jej wyraz twarzy nic mu nie mówi. Nie wie, czy to dobrze, czy wręcz - przeciwnie. Jego serce przyśpiesza. </span></div>
<div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- <b>Każdy zasługuje na drugą szansę</b>, prawda? - mówi w końcu ona, lekko rozpromieniając się. León czuje ulgę. Przygląda się jej. </span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Robi krok w jej kierunku.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Pierwszy, <i>niepewny, </i>powoli. Jednak z każdym kolejnym jest coraz pewniejszy, z każdym kolejnym jest <i>coraz bliżej Niej.</i></span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i><br /></i><i><br /></i>_______________________________________________________________________________________</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: x-small;">* Kelly Clarkson - "My Life Would Suck Without You"</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><b>Od autorki: </b>Taak, witam wszystkich! ;D Z tej strony Tyśka. Ktoś mnie jeszcze pamięta? XD Jak mijają Wam wakacje? :)</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Co do mojego OS... tak oto prezentuje się najsłabszy part na tym blogu. Myślę, że dłuższy komentarz jest zbędny. Nie przejmujcie się, reszta dziewczyn pisze o niebo lepiej. Zapraszam do lektury<i> </i>tych cudownych partów (do których mój niestety się nie zalicza, ale co zrobić? - życie xd)</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Oficjalnie powracam po jakże długiej przerwie. Nie żeby kogoś to cieszyło - nie oszukujmy się xD Uporałam się z pewnymi sprawami; zakończyłam, co miałam zakończyć... i jestem.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Kocham Was, miśki :D</span></div>
</div>
</div>
</div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-63503165208985086282014-07-13T00:12:00.001+02:002014-07-13T00:12:52.949+02:00{015} Cares || ''Niebezpieczne uczucie'' - Ag<div style="text-align: center;">
<i>Tytuł; ''Niebezpieczne uczucie''</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Para; Cares ( Camila i Andres)</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Gatunek; Romans, Dramat, Tragedia</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Przedział wiekowy; T</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-Jo6vE3frHOM/U7vEPriDhwI/AAAAAAAABE0/kBeW0h3XJ4o/s1600/tumblr_mrdbufkedc1sa2i8vo1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-Jo6vE3frHOM/U7vEPriDhwI/AAAAAAAABE0/kBeW0h3XJ4o/s1600/tumblr_mrdbufkedc1sa2i8vo1_500.gif" height="170" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Dedykowane mojej Natalce i Marcie <3</div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<div style="text-align: left;">
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:TrackMoves/>
<w:TrackFormatting/>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:DoNotPromoteQF/>
<w:LidThemeOther>PL</w:LidThemeOther>
<w:LidThemeAsian>X-NONE</w:LidThemeAsian>
<w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
<w:SplitPgBreakAndParaMark/>
<w:DontVertAlignCellWithSp/>
<w:DontBreakConstrainedForcedTables/>
<w:DontVertAlignInTxbx/>
<w:Word11KerningPairs/>
<w:CachedColBalance/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
<m:mathPr>
<m:mathFont m:val="Cambria Math"/>
<m:brkBin m:val="before"/>
<m:brkBinSub m:val="--"/>
<m:smallFrac m:val="off"/>
<m:dispDef/>
<m:lMargin m:val="0"/>
<m:rMargin m:val="0"/>
<m:defJc m:val="centerGroup"/>
<m:wrapIndent m:val="1440"/>
<m:intLim m:val="subSup"/>
<m:naryLim m:val="undOvr"/>
</m:mathPr></w:WordDocument>
</xml><![endif]--></div>
<div style="text-align: left;">
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="true"
DefSemiHidden="true" DefQFormat="false" DefPriority="99"
LatentStyleCount="267">
<w:LsdException Locked="false" Priority="0" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Normal"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="heading 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 7"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 8"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 9"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 7"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 8"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 9"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="35" QFormat="true" Name="caption"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="10" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Title"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="1" Name="Default Paragraph Font"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="11" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtitle"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="22" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Strong"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="20" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="59" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Table Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Placeholder Text"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="No Spacing"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Revision"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="34" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="List Paragraph"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="29" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Quote"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="30" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Quote"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="19" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="21" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="31" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Reference"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="32" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Reference"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="33" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Book Title"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="37" Name="Bibliography"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" QFormat="true" Name="TOC Heading"/>
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:"Calibri","sans-serif";
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:"Times New Roman";
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;}
</style>
<![endif]-->
</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Czasami wolałabym, abyś nie przeżył tego wypadku - szepnęła, spoglądając na
swojego narzeczonego, który od dwóch tygodni był w śpiączce. Siedziała przy
jego szpitalnym łóżku codziennie, tak jakby liczyła na to, że w końcu go
pokocha. Błąd. Nigdy nie kochała Sebastiana. Sebastian, nigdy nie dawał jej
szczęścia. Była z brunetem tylko dlatego, bo jej ojciec tak chciał. Miała
poślubić mężczyznę z dobrego domu. Jej mężem, nie mógł być pierwszy lepszy
facet - tak uważał jej ojciec. Skoro ona wywodziła się z dobrej rodziny, to jej
przyszły mąż musiał posiadać, dokładnie taki sam status majątkowy jak ona. -
Nie kocham cię, wiesz? - tym razem słowa, które wydobyły się z jej ust,
zabrzmiały bardziej stanowczo. Kiedy patrzyła na niego, z jej oczu biła czysta
nienawiść. Nienawidziła Sebastiana. Nienawidziła swojego ojca. Nienawidziła
swojego życia. Nie chciała być, jak jej młodsza siostrzyczka - prawdziwy ideał.
Tylko problem, tkwił w tym, że jej młodsza siostra była naprawdę szczęśliwa.
Miała kochającego męża, który był zakochany w niej do szaleństwa. Oni tworzyli,
naprawdę szczęśliwą rodzinę - wręcz idealną. A ona? Miała za trzy miesiące,
zostać żoną człowieka, którego nienawidziła i, który nienawidził jej. Sebastian
też jej nie kochał. Udowadniał to każdą zdradą. Był z nią, dokładnie z takich
samych powodów, jak ona z nim; bo ojciec, tak chciał. Ich związek od samego
początku, to fikcja. Czysta fikcja. Wszystko, zaplanowane i ukartowane. Ślub ma
być idealny. Ich życie ma być idealne. I oczywiście ma pojawić się wnuk, który
kiedyś zostanie, spadkobiercą rodzinnej firmy. - I pomyśleć, że żyjemy w
dwudziestym pierwszym wieku.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
A ty tu nadal siedzisz i udajesz idealną narzeczoną? - doskonale znała ten
głos. Wiedziała do kogo należy. Nie musiała się nawet obracać, aby wiedzieć,
kto za nią stoi i próbuje wyprowadzić z równowagi. Był jeszcze gorszy od jej
narzeczonego i ojca. Dopiero on działał jej na nerwach. Prowokował ją, jak mało
kto. - Kocie, po co to robisz? - pochylił się nad nią i opuszkiem placów
dotknął jej policzka. Zawsze był pewny siebie. Zawsze wiedział czego chce. Znał
swoją wartość. Widział, jak działa na kobiety, jak doprowadza je do obłędu. Nie
widziała jeszcze kobiety, która przeszłaby koło niego obojętnie. Dla wielu, był
ideałem. Ciemne, głębokie oczy, które były jak tabliczka ciemnej czekolady.
Włosy, zawsze postawione na żelu. Czterodniowy zarost, który dodawał mu
męskości i sprawiał, że jeszcze bardziej działał na kobiety. I ta cholerna
pewność siebie... Był przeciwieństwem, swojego młodszego brata. Byli, jak ogień
i woda. Jak deszcz i słońce. Jednak, było coś, co łączyło obu braci;
bezczelność. Sebastian był bezczelny, jego brat również. Oboje, mieli ludzi za
nic. Uważali się za ósmy cud świata, za najlepszą partię w Buenos Aires, a
nawet w całej Argentynie. - Dobrze wiem, że go nie kochasz. - usiadł na
szpitalnym łóżku i zilustrował ją od góry do dołu. A ona? Robiła wszystko, aby
tylko nie spotkać się z jego spojrzeniem.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Prawda!</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Jej
umysł krzyczał; masz rację!</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Przecież
ona nie kochała Sebastiana. Nie chciała za niego wychodzić. Na samą myśl o
ślubie z Sebastianem, miała ochotę się zabić. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Nie
pasowali do siebie. Ona potrzebowała adrenaliny, szukała przygody. A Sebastian?
Najważniejsza była dla niego, jego kariera. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Przyszły
pan prokurator i kobieta, która kocha szybkie samochody? Nie. To nie ma prawa
bytu! To małżeństwo, na pewno się nie uda!</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Kocham, Sebastiana - skłamała, mimo że on doskonale wiedział, jaka jest prawda.
Spuściła głowę na dół, aby ukryć łzy, które spływały po jej policzkach. Modliła
się, aby nie zauważył jej łez. Nie chciała, okazywać swoich słabości. Rzadko
płakała. Nie płakała nawet wtedy, kiedy przyłapywała Sebastiana na kolejnych
zdradach. Po co miała płakać? Przecież, jej na nim nie zależało. Nie kochała
go. Sama nawet myślała o tym, aby go zdradzić. Odwet za odwet. Skoro on ją
zdradza, to ona może zrobić, dokładnie to samo jemu. I tak nie będzie
szczęśliwa w tym małżeństwie. Po co ma się oszukiwać? Ona nigdy nie pokocha
jego, a on nigdy, nie pokocha jej. Ale nie miłość była tutaj najważniejsza.
Najważniejsze były pieniądze i szczęście jej ojca. Skoro tak chciał jej ojciec
- to ona nie ma nic do gadania. Była marionetką, własnego ojca. Javier,
dyrygował nią, jak chciał. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Kocie, nie bądź żałosna - wstała gwałtowanie z krzesła i popchnęła go na
ścianę. Uśmiechnął się zadziornie. Kiedy uderzył o ścianę, chwycił ją za
nadgarstek i przyciągnął do siebie. Czuł, jak napiera na jego ciało. Byli
bardzo blisko siebie. Niebezpiecznie blisko. Jej nierówny oddech, delikatnie
muskał jego szyję. Do jego nozdrzy, dotarł zapach jej delikatnych perfum. -
Jesteś taka pociągająca, kiedy się złościsz - szepnął jej do ucha i spojrzał w
brązowe oczy. Widział w jej oczach mord. Chciała go zabić. Była na niego
wściekła, ale nie przejmował się tym. Uwielbiał, kiedy była zła. Zresztą,
kochał kobiety, które udawały niedostępne, a tak naprawdę miały na niego, taką
samą ochotę, jak on na nie. - Masz na mnie ochotę, przyznaj się. - uśmiechnął
się zadziorne i zaczął zbliżać się do jej ust. Pragnął ją pocałować. Jego
dłonie, zjechały na jej biodra. Obrócił ją tak, że teraz ona była oparta o
ścianę. Jego usta, były coraz bliżej jej ust.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Nie
wyczuł jednak, jej intencji. Kilka sekund później, poczuł dłoń na swoim
policzku. Camila uciekła. A on? Mimo że dostał od niej w twarz, był jeszcze
bardziej nią zachwycony. Nie przejmował się nawet tym, że wszystko działo się
koło jego brata, który nadal leżał nieprzytomny.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
W
tej chwili postawił sobie jeden cel - chciał zdobyć Camilę, mimo że była dla
niego zakazanym owocem. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Miała
wiele tajemnic. Nikt, nie widział o niej wszystkiego. W domu udawała grzeczną,
ułożoną córeczkę, a tak naprawdę była kobietą, która kochała niebezpieczeństwo.
Pociągała ją adrenalina. Nie znosiła siedzieć w miejscu i nic nie robić. Nawet
kolor włosów, idealnie odzwierciedlał jej charakter. Była spontaniczna,
żywiołowa, brała udział w nielegalnych wyścigach samochodowych. Kochała zapach
benzyny - taka właśnie była prawdziwa Camila. Tylko wśród prawdziwych przyjaciół
była prawdziwą Cami. W rodzinnym domu była taką dziewczyną, jaką wymarzył sobie
jej ojciec; grzeczną i poukładaną. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
A
jej towarzystwo? To sami mężczyźni. Na torze samochodowym poznała swoich dwóch
najlepszych przyjaciół; Alvaro i Nacho. Byli jej kompanami, od dobrych paru
lat. To oni sprawili, że zakochała się w samochodach, a jej największą pasją,
stały się wyścigi samochodowe. Kto by pomyślał? Dziewczyna z dobrego, bogatego
domu, bierze udział w nielegalnych wyścigach; dobre sobie. A najlepsze w tym
wszystkim było to, że była najlepsza. Wygrywała każdy wyścig, nie miała sobie
równych, a każdy facet na dźwięk jej imienia, uciekał i rezygnował z wyścigu. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Dźwięk
silników. Zapach benzyny. Adrenalina. Niebezpieczeństwo. Właśnie znalazła się w
niebie. Była w raju. Tor, gdzie trenowali, przed nocnymi wyścigami był jej
prawdziwym domem. Tylko tutaj czuła się szczęśliwa. Związała swoje długie, rude
włosy, usiadła na betonowym murku i zaczęła podziwiać, jak jej przyjaciele,
trenują przed dzisiejszymi zawodami. A ona? Dzisiaj, po raz kolejny chciała
pokazać, kto jest najlepszy. Jedna kobieta i trzynastu mężczyzn. Kto wygra?
Wierzyła, że po raz kolejny, ona okaże się najlepsza. Od dwóch miesięcy była
niepokonana. Teraz też tak będzie. Zapisze na swoim koncie, czternaste
zwycięstwo. Tylko, kiedy wsiadała do ukochanego samochodu, była pewna siebie.
Tylko wtedy, wiedziała czego chce. Za kółkiem, czarnego BMW, czuła, że może
osiągnąć wszystko. Samochód był jej najlepszym przyjacielem. Czarna maszyna,
zastępowała jej ojca. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
To jak, zapiszesz dzisiaj na swoim koncie czternaste zwycięstwo? - Nacho usiadł
koło niej i przytulił ją mocno do siebie. Camila położyła głowę na jego
ramieniu i mocniej wtuliła się w przyjaciela, który był dla niej, jak starszy
brat. Nacho i Alvaro byli zupełnym przeciwieństwem, jej narzeczonego; silni,
wysportowani, męscy, pewni siebie - jak dla niej idealni. Ale to byli, jej
najlepsi przyjaciele. Nic więcej. Ona nadal czekała na mężczyznę, który
przyjedzie po nią granatowym Lamborghini i przeżyją razem, niebezpieczną
przygodę. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Nocą
Buenos Aires, było jeszcze piękniejsze niż zza dnia. Żaden z mieszkańców, nie
był świadomy tego, co działo się tutaj, kiedy na niebie pojawiał się księżyc.
Nie słyszeli warkotu silników, nie czuli zapachu benzyny. Kto by pomyślał, że
słoneczna stolica Argentyny w nocy może być, aż tak niebezpieczna. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Dojechała
do linii mety. Pokonała kolejnego faceta. Po raz kolejny dojechała do mety,
jako pierwsza. Został już jej tylko finał. Ona i tajemniczy nieznajomy. Nie wiedziała
z kim zmierzy się w finale. Wysiadła z samochodu...</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Nagle...</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Wszystkie,
maszyny ucichły.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Każdy
facet, skierował swój wzrok na nią. Nikt, nie mógł, oderwać od niej wzroku.
Swoim wyglądem sprawiła, że każdemu zaczęło brakować powietrza. Długie, rude włosy.
Czerwone, jak krew usta. Czarne, skórzane spodnie. Wysokie szpilki, które nie
przeszkadzały jej w prowadzeniu samochodu. Czarny podkoszulek i tego samego,
koloru skórzana kurtka - wyglądała obłędnie. Nocą, w ogóle nie przypomniała
dziewczynki z dobrego domu, która studiuje prawo. Zza dnia była idealną
studentką, a nocą zakładała skórzaną kurtkę, wsiadała do samochodu i brała
udział w nielegalnych wyścigach. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Gotowa na kolejne zwycięstwo? – obróciła głowę i ujrzała Alvaro, który z
założonymi rękami, stał oparty o maskę, jej czarnego samochodu. Uśmiechnęła się
do niego czarująco i podeszła bliżej. Gdyby nie fakt, że jest jej najlepszym
przyjacielem, pewnie by się w nim zakochała. Brunet, kilkudniowy zarost,
brązowe oczy, które hipnotyzowały, każdą kobietę i ten najważniejszy aspekt –
kochał, szybkie samochody. Dokładnie, tak jak ona. – Wygrasz dzisiaj? –
przyciągnął ją do siebie, a ona dzięki temu, mogła jeszcze lepiej poczuć, woń
jego niesamowitych perfum. – Gdyby nie fakt, że kocham cię jak siostrę, to
pewnie bym cię poderwał – zaśmiał się i uderzył ją w ramię. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Wygram, zobaczysz – odpowiedziała pewnie i oparła się o maskę samochodu, który
był największą miłością jej życia. Na dzień dzisiejszy żaden facet, nie
miał prawa się równać z jej samochodem. – Wiesz, z kim się zmierzę?</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Nie mam pojęcia – westchnął i przyciągnął Camilę do siebie tak, że stała teraz
naprzeciwko niego. – Nie ważne z kim się zmierzysz i tak wygrasz. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Gotowa? – koło dwójki przyjaciół pojawił się Nacho, który trzymał w ręku kurtkę
dziewczyny i jej skórzane rękawice. – Wyścig, czas zacząć – pomógł ubrać
przyjaciółce kurtkę, a na jej drobne dłonie nałożył, czarne jak węgiel
rękawice. – Mała, wygrasz dzisiaj, wierzę w ciebie. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Chłopaki, świętujemy dzisiaj! - powiedziała pewnie i wsiadła do swojego
samochodu, który dzisiejszego wieczoru, miał pomóc wygrać jej, czternasty
wyścig w karierze. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Cholera, jasna! - krzyknęła wściekła. Wyszła z samochodu i z całej siły
trzasnęła drzwiami. - Nie, to niemożliwe! Nie wierzę, ja po prostu w to nie
wierzę! - zdenerwowana, kopnęła nogą w oponę samochodu, a swoje czarne
rękawice, rzuciła na ziemię. Jej delikatna twarz, przybrała teraz odcień
czerwieni. Nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało; przegrała swój
pierwszy wyścig. Była na siebie wściekła. Była zła na swój samochód, który w
najważniejszym momencie wyścigu, odmówił jej posłuszeństwa. Jak to się stało,
że przegrała wyścig? Przecież ona, nigdy nie przegrywa. Zawsze wygrywa. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Przegrałaś. Tym razem, ja okazałem się lepszy - zamarła, kiedy usłyszała ten
głos. Nie! To nie możliwe, aby ona przegrała z nim. On? Naprawdę? Bała się
odwrócić. Obawiała się, że kiedy obróci głowę, sen okaże się prawdą, i stanie
największym koszmarem. Jak to możliwe, aby on brał udział w nielegalnych
wyścigach? Nie, to nie możliwe. - Co ty na to, abyś to ty była moją wygraną? -
podszedł do niej bliżej, objął w pasie i przyciągnął do siebie. Znowu poczuła
perfumy, które doprowadzały ją do obłędu - działał na nią. Działał, jak
cholera. Kiedy był blisko, nie potrafiła się skupić. Był czarujący, przystojny
i kochał samochody. Był ideałem? Nie! Jak najszybciej, odegnała od siebie tą
myśl. Nie mógł jej się podobać. Straszy brat jej narzeczonego? Śmieszne. Nawet,
bardzo śmieszne. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Nie
czekając na jego dalsze ruchy, z całej siły uderzyła go w brzuch i wyrwała się
z jego silnych objęć. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Okazał
się szybszy. Chwycił ją za nadgarstek i znowu przyciągnął do siebie. Uśmiechnął
się zadziornie, kiedy jej usta były blisko jego ust. Widział przerażenie w jej
oczach. Bała się. Zaznała strachu. Po raz pierwszy w życiu, czegoś się bała.
Obawiała się mężczyzny, który jej się podobał. Podobał się, jak cholera. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Uwielbiam, kiedy się złościsz - wyszeptał wprost do jej ucha, a przez jej ciało
przeszedł przyjemny dreszcz. Nagle poczuła, jak w jej brzuchu latają motyle.
Dziwne uczucie? Jak dla niej, bardzo dziwne. Nigdy, czegoś takiego nie czuła.
Przy Sebastianie, nigdy nie poczuła czegoś takiego. - Wiesz, że nasz
związek byłby niebezpieczny, tak bardzo, jak nasz dzisiejszy wyścig? - szepnął
do jej drugiego ucha. A ona czuła jak się topi. Rozpływa się pod wpływem jego
głosu, czarującego uśmiechu. W tej chwili, robił z nią, co chciał. Poddała się.
Nie potrafiła się mu sprzeciwić.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Delikatnie
musnął jej usta.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Oddała
pocałunek.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Poczuła,
dokładnie taki sam przypływ adrenaliny, jak podczas każdego wyścigu. On nią
kierował. Ona była samochodem, a on był jej kierowcą. Był jej panem. Nagle,
stał się jej właścicielem. Stała się jego maszyną. Tylko jego.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Kocham niebezpieczeństwo, a ty? - spytał, kiedy oderwał się od jej
krwistoczerwonych ust. Nie spuszczał z niej wzroku. Swoją urodą, przyćmiła
nawet jego samochód. Była dla niego idealna. <i>Idealna. </i></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<i>-
</i>Uwielbiam, kiedy robi się niebezpiecznie - powiedziała cicho. Była pewna
siebie. Cholernie, pewna siebie. Nie była tą samą dziewczyną, którą widział,
dzisiaj w szpitalu. Po tamtej Camili, nie zostało ani śladu. Stała przed nim
zadziorna, pewna siebie kobieta. Uwielbiał takie. Nie znosił słodkich,
grzecznych dziewczynek, które chodziły w kolorowych spódniczkach i były
słodkie, jak wata cukrowa. Takie kobiety, przyprawiały go o mdłości.<i> </i>Panna
Torres była inna. Zupełnie inna. Pachniała benzyną. Miała na sobie czarną,
skórzaną kurtkę. Demon, nie kobieta.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Pragnął
jej, coraz bardziej.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<i> Całuj
mnie to taka piękna gra. Całuj mnie, ja ci to wszystko dam. </i>*</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Kolejne
spotkanie, jeszcze bardziej niebezpieczne. Numer spotkania? Chyba dwudziesty
piąty. Przestali liczyć po siódmym. Stała się, jego narkotykiem. Nagle, w
niewyjaśniony dla niego sposób, stała się dla niego wszystkim. Jak to możliwe,
aby on pokochał kogoś, bardziej od swojego samochodu? Cuda się zdarzają? Chyba
tak. Właśnie się o tym przekonał; <i>zakochał się. Pokochał ją. </i>Stała się
dla niego najważniejsza. Nie potrafił bez niej funkcjonować. Gdyby musiał
wybierać między Camilą, a wyścigami, wybrałby; Camilę. To ona od kilku dni
nadawała jego życiu, jeszcze większy sens. Była jego księżycem. Nie rozumiał,
jak jego młodszy brat, nie mógł doceniać takiej kobiety jak Camila. Przecież
ona była idealna. Perfekcyjna w każdym calu. Kochała samochody, adrenalinę,
niebezpieczeństwo, bardzo często była wysmarowana czarnym smarem. Jej rude
włosy, pachniały benzyną. <i>Idealna.</i> </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Stał
oparty o maskę swojego samochodu i cierpliwie czekał, aż przyjdzie. Kolejne
spotkanie, w tajemnicy przed całym światem. Ukrywali się przed wszystkimi. Ich
romans, nie mógł ujrzeć światła dziennego. Została im tylko noce. Noce, stały
się jeszcze bardziej niebezpieczne. Nielegalne wyścigi, połączone z gorącymi
pocałunkami? Istne szaleństwo. Ale nadal ryzykowali. Nie rezygnowali z
adrenaliny, która towarzyszyła, każdemu ze spotkań.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Nie
mógł się doczekać, kiedy przyjdzie. Tak bardzo za nią tęsknił. Teraz już był
pewny, że się uzależnił. Uzależnił się od niej. Jej pocałunki były jak
narkotyk. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Słyszał.
Słyszał jej kroki. Zbliżała się do niego. Była coraz bliżej. Ale coś mu się nie
podobało. Nie wyczuł zapachu benzyny. Jego Camila, podczas spotkań z nim,
zawsze pachniała benzyną.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Podeszła
do niego. Miała załzawione oczy i cała się trzęsła. Coś było nie tak; przecież
jego Camila nie płacze. Jego Camila jest silna, nie wie, co to strach i
doskonale wie, czego chce.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Kocie, czemu płaczesz? - spytał i zamknął ją w swoich ramionach. Wyglądała, jak
mała bezbronna myszka, która ucieka przed wielkim kocurem. Stała przed nim,
biedna, wystraszona dziewczynka, która boi się świata. Nie miała na sobie
czarnej, skórzanej kurtki, wysokich szpilek, a jej usta nie były pomalowane na
czerwono. Jego Camila gdzieś zniknęła. Pragną odzyskać swoją Cami. Podobała mu
się nawet w tej kwiecistej sukience, którą miała na sobie, ale chciał, aby
stała przed nim, ta pewna siebie kobieta, która skradła jego serce.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Sebastian się obudził, jeśli dojdzie do siebie, za miesiąc bierzemy ślub -
wyszeptała łamiącym się głosem. Rozpłakała się i mocniej wtuliła w Andresa. Nie
chciała tego ślubu. Nie chciała wychodzić za człowieka, którego nie kochała.
Nie czuła do Sebastiana nic. Kompletnie nic. To Andres skradł jej serce. Teraz
była tego pewna. To z nim pragnęła być, ale zdawała sobie sprawę z tego, że ich
związek nie ma prawa bytu. Jej ojciec, nigdy nie zgodzi się na ich związek. Nie
wyrazi zgody, aby jego starsza córka, spotykała się z mechanikiem samochodowym.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Niebezpieczeństwo.
Ryzyko. Strach. Adrenalina. Wszystko unosiło się nad ich głowami. Ich uczucie,
stało się jeszcze bardziej niebezpieczne. Oboje, brali teraz udział w
nielegalnym wyścigu. Adres był kierowcą. Camila stała się pilotem. Tylko, czy
mają szansę wygrać w tym wyścigu bez poniesienia żadnych ran?</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Ja nie chcę za niego wychodzić. Andres, kocham ciebie. Tylko ciebie.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Przysięgam ci, że zrobię wszystko, aby wygrać z twoim ojcem, moim bratem wyścig
o ciebie. Wygram. Przysięgam.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<i>Miesiąc
później.</i></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Biała
suknia, długi piękny welon. Wyglądała przepięknie, jednak brakowało jednej
rzeczy. Brakowało uśmiechu. W dniu swojego ślubu, nie była szczęśliwa. Jej
serce, pękało na tysiące malutkich kawałeczków. Krzyczała w duchu. Płakała. Nie
chciała tego ślubu. Nie chciała zostać, żoną mężczyzny, którego nie kochała.
Jednak, klamka już zapadła. Nie było odwrotu. Nie potrafiła sprzeciwić się
ojcu. Nie umiała powiedzieć; nie. Pozwoliła sobą dyrygować. Zgodziła się na to,
aby ojciec, kierował jej życiem. Tym razem, nie wybrała niebezpieczeństwa.
Musiała zrezygnować z ukochanej adrenaliny. Musiała zrezygnować z niego<i>. </i>Nie
rozmawiali od dwóch tygodni. Od czternastu dni, nie złożył na jej szyi ani
jednego pocałunku. Nie szeptał jej do ucha czułych słówek. Nie potrafił się
pogodzić z jej decyzją. Nie mógł zrozumieć, czemu wybrała Sebastiana, skoro
kochała jego.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Na
ślub nie przyszedł. Miał zostać świadkiem Sebastiana. Zrezygnował. Nie mógł
patrzeć, jak ukochana kobieta, wychodzi zza innego mężczyznę - jego młodszego
brata.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Wesele,
miało odbyć się wieczorem - tak zażyczył sobie ojciec dziewczyny. Jego starsza
córka, w świetle gwiazd i księżyca miała złożyć przysięgę małżeńską Sebastianowi.
<i> </i></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Złożyła
ją. Nikt z zebranych, nie sprzeciwił się.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<i>Z</i>ostała
żoną Sebastiana.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<i>Kiedy
słońce śpi, a księżyc i gwiazdy oświetlają drogę.</i></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Przebrała
się w czarne spodnie, skórzaną kurtkę i wymknęła się ze swojego ślubu. Dzisiaj,
odbywał się kolejny wyścig. Po raz ostatni, chciała wziąć w nim udział. Nie
towarzyszył jej strach. Nie bała się przepaści i niebezpiecznych
zakrętów. Pragnęła znowu poczuć adrenalinę. <i> </i></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Musiała
zrezygnować z niebezpiecznego uczucia. Musiała zrezygnować z nielegalnych
wyścigów. Musiała zrezygnować ze wszystkiego, co kochała; bo ojciec, inaczej
widział jej przyszłość. Życie okazało się niesprawiedliwe. Cholernie
niesprawiedliwe.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Poczuła
to. Poczuła adrenalinę. Do jej nozdrzy, dotarł zapach benzyny. Nie widziała
tylko jego. Andres nie pojawił się dzisiaj. Nie brał udziału w wyścigu.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Daj mi kluczyki! - krzyknęła wściekła w stronę przyjaciela</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
-
Camila, nie! Hamulce są zepsute, chcesz zginąć?!</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Nie
słuchała dalej Nacho. Wyrwała mu kluczyki i nie patrząc na konsekwencje,
wsiadła do samochodu. Odpaliła silnik, a adrenalina, która unosiła się w
powietrzy zwiększyła się.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Była
w raju. Czuła się szczęśliwa. Była sobą. Robiła to, co kocha.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Jeden
zakręt.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Drugi
zakręt.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Trzeci
zakręt.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Czwarty
zakręt, jej ostatni zakręt w życiu. Wypadła z trasy, doskonale wiedziała, co
się teraz stanie. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Nie
żałowała swojej decyzji. Zamknęła oczy i czekała.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Nie
ukończyła swojego wyścigu. Już nigdy, nie dojechała do mety. Jej metą, okazała
się śmierć.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
A
Andres? Kiedy dowiedział się o śmierci ukochanej, nigdy już nie wsiadł do
samochodu. Kiedyś kochał samochody, teraz ich szczerze nienawidził.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
*Piersi
- Całuj mnie. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Kochani, dobry wieczór!</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
I tak oto, Agnieszka dodała Parta, którym się skompromitowała po całości. Jest beznadziejny, to mało powiedziane. Natalko, Marciu przepraszam, że dedykuje Wam takie coś. Jestem zła i okropna wiem. Przepraszam każdego, kto psuje sobie wzrok tym czymś.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Przepraszam za błędy, poprawię je jutro. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Zapraszam Was do konkursu.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
Zapraszam także na Parta Dulce, który pojawi się 16.07</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 14.2pt;">
To ja już się bardziej nie kompromituję. </div>
</div>
Anonymousnoreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-40572910556352531022014-07-10T00:22:00.000+02:002014-07-10T01:58:34.173+02:00{014} Dienaty || "Tracę tlen'' - Kathrina<div style="text-align: center;">
<span style="font-style: italic;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Tytuł: ,,Tracę Tlen''</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Para: Dienaty</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Gatunek: Dramat, Pamiętnik, Romans, Tragedia, Psychologiczny</i><br />
<i>Przedział wiekowy: T</i></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCfdPIrtFgY-ehX8OUXzJ9g1AJLHKqpkkaVw4qePXeGonN4vX0ZZqeh25LOn0KvnVShyWI4KtMD2aXyM6YOGPDVhxSBc5k5tIFJskqldW267VhEIl9CO_n5fnczsmQU-tP-Lr-BkDIFA/s1600/tumblr_n6rky8IyOA1r1r499o1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCfdPIrtFgY-ehX8OUXzJ9g1AJLHKqpkkaVw4qePXeGonN4vX0ZZqeh25LOn0KvnVShyWI4KtMD2aXyM6YOGPDVhxSBc5k5tIFJskqldW267VhEIl9CO_n5fnczsmQU-tP-Lr-BkDIFA/s1600/tumblr_n6rky8IyOA1r1r499o1_500.gif" height="195" width="400" /></a></div>
<br />
<i>Dla mojej kochanej <b>Sary.</b></i><br />
<i>Za to, że jesteś, że mnie wspierasz, kiedy innych nie ma.</i><br />
<i>Za to, że jesteś moją przyjaciółką, mogę Ci ufać i bardzo Cię kocham. </i><br />
<i>Dziękuję za wszystko, co dla mnie robisz.</i><br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*****</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: center;">
Każdy z nasz ma w swoim życiu okres czasu w którym opanowuje go smutek. Nie ma wtedy nikogo. Owijamy się w bańkę, której nie da się przebić za wszelką cenę. Chociaż nie zdajemy sobie sprawy z tego, że gdzieś tam, jest jeszcze ktoś komu na nas zależy. Jest taka siła, która jest niewidoczna dla oka, ale przyciąga i odciąga od nas ludzi, nikt oczywiście tego nie czuje ani nie widzi. Ona po prostu jest, sama sobie. Na niektórych również nam zależy, tak bardzo, że jesteśmy nimi wręcz zaślepieni.</div>
<div style="text-align: center;">
Niestety los często chce, dla nas źle, wtedy trafiamy na fałszywych przyjaciół, na złe osoby, które mącą nam w głowie i psują wszystko co mamy. Mieszają nam w głowie, zmuszają do wielu złych czynów. Wykorzystują, po czym zostawiają z otwartym sercem. Na tym właśnie opiera się nasz świat.</div>
<div style="text-align: center;">
Na bólu...</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*****</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Jeden dzień. 24 godziny. 1440 minut. 86400 sekund. Tak niewiele, tak krótko, ale ile można przez ten czas stracić. Można kogoś skrzywdzić. Można bezlitośnie zostawić. Pogardzić nim. Dać się poddać.</div>
<div style="text-align: left;">
Dać odejść. Świat jest niesprawiedliwy. Czasami czujemy, jakbyśmy truli się tym cholernym powietrzem. Jakbyśmy tracili tlen. Ten cenny, niezbędny do życia. Nie chcemy dopuścić do siebie tego, że możemy już nigdy nie być blisko tej osoby...</div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>*****</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Samotność.</i><br />
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>13.04.2014r.</i><br />
<i><b>W zaufaniu...</b></i><br />
<br />
<div style="text-align: left;">
Sama, ale nie samotna. Ironia losu pędzi ironię. Tęsknię za starym życiem, za rodziną. I tak nigdy nie będzie tak samo, wierząc w to, pokazuje swoją głupotę.<br />
<br />
<br />
<i>Tęsknota.</i><br />
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: left;">
<i><b><br /></b></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>18.07.2014r.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><b>Zrobić na przekór...</b></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<br />
Zemścić się na świecie, zapomnieć o tym co było. Iść przed siebie, bez różnicy co będzie, ile dni zdołamy tak przeżyć. Tańczyć w deszczu, słuchać tylko wiatru, uciekać...<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: left;">
<i>Przeszłość.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>23.10.2014r.</i></div>
</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: center;">
<i><b>Umieranie...</b></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><b><br /></b></i></div>
<div style="text-align: left;">
Ten moment w którym wszystko powraca, ze zdwojoną siłą. Chociaż chcemy zapomnieć, nie możemy. Nasz mózg do tego wraca. Umieram w tym świecie...</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Powroty.</i><br />
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: center;">
<i>02.11.2014r.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><b>Kuszenie...</b></i></div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br />
Wzloty i upadki dnia codziennego. Męczy i dręczy. Wierci tak zwaną ''dziurę'' w brzuchu. Nie umiesz podjąć decyzji, psują Cię. Nie mam już pojęcia co robić z życiem.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
****</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: center;">
<i>Wcześniej - Styczeń 2014 roku.</i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<br />
<br />
Spokojnie siedziała wpatrując się bezradnie w chmury. Czekała spokojnie na ukochanego. Czas gnał jak dziki. Ukochany natomiast nie pojawiał się. Zrywała kolejne kwiaty, które kwitnęły tuż przy kocu, na którym spoczęła. Wykonywała kolejne połączenia do Diego, a jej serce biło mocniej z każdą sekundą, która wybijała na zegarze. Tik, tak, tik, tak. Zaczęła słyszeć ciche głosy w swojej głowie, niepokoiła się. Zawsze wydawało się, że tworzą idealny związek, ale chyba jej zmysły, tak jak i reszta otaczających jej ludzi miała rację. On nie był dla niej? Zimny drań, cwaniaczek chodzący w skórzanej kurtce, którego nie obchodzili inni, ale fakt, że ten drań tak bardzo na nią działał i był cholernie przystojny wygrywał. Miał przewagę nad Natalią. Jego perfumy stawały się uzależnieniem dla dziewczyny. Mogła chłonąć je całymi dniami, leżąc przytulona do jego ramienia. To było magiczne. W sumie, to była nim zaślepiona. Nie wiedziała co było tego powodem, ale tak się działo. Gdy tylko zobaczyła Hiszpana, coś w środku pękało, chciało jej się skakać ze szczęścia. Znów to robił. Pogrywał jej uczuciami.<br />
<i>Umiał czarować, chociaż nie był czarodziejem.</i><br />
Był. A jednak nie. Był. Tworzył magię z jej delikatnych uczuć. Nadal czekała na cholerną wiadomość, która nie chciała przychodzić. Uporczywie sprawdzała, raz po razie, czy oby na pewno miała dobry zasięg.<br />
Wszystko grało. Znów ją wystawił. Był wobec niej okrutny. Nawet nie rozumiał ile takie spotkania dla niej znaczą.<br />
<i>Halo? Jest tu ktokolwiek? </i></div>
<div style="text-align: left;">
Nie chciała wierzyć, że on mógłby ją notorycznie oszukiwać. Wciskać słodkie kłamstwa, później kazać tańczyć jak jej zagra. Jej myśli wirowały.<br />
<i>Kolejne godziny, kolejny dzień.</i><br />
Znów byli umówieni, znów nie przyszedł. Zaczęły się podejrzenia. Cholerna zazdrość, która przysłaniała jej oczy i zakrywała trzeźwe myślenie nad całą sytuacją. Zbiegła po schodach na dół, o mało co nie zabijając się. Złapała kurtkę i kluczyki od samochodu po czym pośpiesznie ruszyła w stronę domu Hernandeza.<br />
Całą drogę nie mogła się skupić. Przejechała na czerwonym świetle, o mało nie potrąciła dziecka wchodzącego na pasy. Była chodzącym kłębkiem nerwów. Chciała dowiedzieć się prawdy o chłopaku, ale jednak się jej bała. Mijała powolnie kolejne uliczki. Niemiłosierny czas. Podjeżdżając pod dom ukochanego przejrzała się jeszcze raz w lusterku, zobaczyła w swoich oczach wściekłość. Wyjęła paczkę tabletek z torebki i powoli połknęła jedną, a następnie kolejną.<br />
<i>Żegnaj delikatności. Witaj rzeczywistości.</i><br />
Nacisnęła klamkę od drzwi domu. Wparowała szybko do środka. W kuchni zastała siedzącego Diego. Niezauważenie spojrzała na niego i przysłuchała się rozmowie, którą właśnie toczył z kimś przez telefon.<br />
-Tak, tak. Dzisiaj wieczorem? Tylko musimy być dyskretni nikt nie może się dowiedzieć o naszym spotkaniu. Dobrze. Będę.- W tym momencie nie pozostało jej nic oprócz wbijanego noża w plecy. Całe jej ciało było rozpalone. Ledwo co trzymała się na nogach, ale musiała silnie podejść do sytuacji.<br />
-Natalia.. Co Ty tu robisz...?- Zawahał się gdy tylko ujrzał ją w progu.<br />
-Powinnam zadać lepiej pytanie, co to wszystko ma znaczyć. Okłamywałeś mnie przez ten cały czas i jeszcze dajesz radę patrzeć mi w oczy? Jak mogłeś. - Poczuła jak pojedyncza łza spływa po policzku. Nie dała jej jednak popłynąć przez całą twarz, tylko zgrabnie otarła.<br />
-Słowiku, to nie tak jak myślisz. - Złapał ją za ramiona i spojrzał głęboko w oczy. Tak głęboko jakby miał w nich zobaczyć jej duszę. - I've been feeling everything, from hate to love. From love to lust, from lust to truth<br />
I guess that's how I know you. So I hold you close to help you give it up.*- Wiedział jakie słowa nadal na nią działają. Wiedział co zrobić, aby mu wybaczyła. Gdzie dotknąć, co powiedzieć, co zrobić w danym momencie. Tak jakby miał instrukcję obsługi brunetki.<br />
<i>To już nie działa, kochanie.</i><br />
Przypatrzył się jej ustom, przyłożył do nich palca, tak jakby kazał nie używać żadnych słów. Dotknął jej podbródka palcami i nachylił się do pięknych, pełnych ust, jednak dziewczyna oparła się urokowi.<br />
-Nie jestem tak słaba jak inne.- Powiedziała złośliwie po czym wyrwała się z uścisku i opuściła dom, trzaskając drzwiami.<br />
Chłopak oparł się o ścianę po czym powolnie po niej opadł. Zatopił głowę w kolanach i zaczął swoje melancholijne przemyślenia. Każde bolało coraz bardziej. Jak żyć w bezsilności? Gdy każdy kolejny dzień jest bardziej przygnębiający od poprzedniego...<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>****</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>13 Listopada 2014 rok</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
Światło rażące jej twarz, oczy już łzawiące od ciągłego przyglądania się nastawionej na nie lampy. Już wiedziała, że to koniec.</div>
<div style="text-align: left;">
-Co wiesz o śmierci Diego Hernandeza z dnia 21 marca 2014 roku?- Pytała policjantka po raz setny na przesłuchaniu. Nigdy nie sądziła, że skończy aż tak marnie. Siedziała na komisariacie i była pytana o śmierć swojego byłego. </div>
<div style="text-align: left;">
<i>Pierwsze oskarżenia.</i></div>
<div style="text-align: left;">
-Mów!- Krzyknęła centralnie nad uchem Natalii. - Czy to Ty przecięłaś hamulce w jego samochodzie, przez co spowodował wypadek wpadając w przepaść? Mów! </div>
<div style="text-align: left;">
-Nic nie wiem. - Zaprzeczała wszystkiemu co się jej mówiło. </div>
<div style="text-align: left;">
<i>,,Czy jest tam ktoś, bo tu coraz trudniej i trudniej oddychać...'' **</i></div>
<div style="text-align: left;">
-Mów prawdę, bo zaczniemy używać drastycznych środków.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ale gdy ja jestem niewinna! - Krzyknęła.</div>
<div style="text-align: left;">
-Dobrze, odprowadźcie dziewczynę. Masz dwadzieścia cztery godziny przerwy, później masz się tu stawić i spróbujemy od nowa zrobić przesłuchanie. </div>
<div style="text-align: left;">
Dwóch mężczyzn rozpięło kajdanki, uwalniając już czerwone ręce dziewczyny, po czym odstawili ją pod dom.</div>
<div style="text-align: left;">
<i>Pościg o wolność.</i></div>
<div style="text-align: left;">
Zatrzasnęła drzwi po czym zamknęła je na klucz. Pobiegła do swojego pokoju, zabrała wszystkie zdjęcia, które w nim leżały. Wyciągnęła z kieszeni zapalniczkę, którą podpalała powolnie fotografie. Oparzała swoje ręce raz po razie, ale czuła, że nic jej już nie może zranić, żaden ból nie był tego warty. </div>
<div style="text-align: left;">
Już jutro zostanie skazana, już jutro ją zabiorą. </div>
<div style="text-align: left;">
<i>Była winowajczynią. </i></div>
<div style="text-align: left;">
Zemsta jest słodka, ale nie zawsze popłaca. Była nawet na pogrzebie chłopaka, ale stała z dala. Dopiero gdy wszyscy odeszli podeszła i pochyliła się nad miejscem w którym był pochowany. Zapewne jej widok był żałosny. Pragnęła ponownie odwiedzić cmentarz. Zebrała siły w sobie i wyruszyła. </div>
<div style="text-align: left;">
<i>Miejsce bólu i prawdy.</i></div>
<div style="text-align: left;">
Znów pochyliła się nad nagrobkiem, dokładnie jak w dniu pogrzebu. Przypomniała sobie teraz jego twarz, zapach, ciepło. Wszystko to, o czym nie pamiętała gdy była zaślepiona zemstą. </div>
<div style="text-align: left;">
<i>Życie pozagrobowe. </i></div>
<div style="text-align: left;">
Nie chciała skończyć za kratami, nie oglądając tego piękna, które dzieje się na świecie. Musiała coś zrobić. Usiadła na ławce koło grobu Hernandeza, po czym wyjęła z kurtki scyzoryk. </div>
<div style="text-align: left;">
Jeden ślad, dwa ślady. Zawyła z bólu. </div>
<div style="text-align: left;">
<i>Początek końca.</i></div>
<div style="text-align: left;">
Opadła na ziemię. Straciła cały tlen z płuc. Jej ciało po kilku godzinach przybrało inny kolor. </div>
<div style="text-align: left;">
<i>Inny świat.</i></div>
<div style="text-align: left;">
Teraz była już po drugiej stronie. Mogła jako duch oglądać swoje ciało. Mimo wszystko nie mogła już powrócić. Ktoś stanął koło dziewczyny. Już jako cień. Podał jej niewidzialną dłoń i wspólnie ruszyli ku zachodowi słońca, po schodach do bram.<br />
<i>Stare uczucia ożyły na nowo, chociaż ciała były martwe.</i></div>
<div style="text-align: left;">
<br />
***************************************************************<br />
Hej kochani! Jeju, mój pierwszy One Shot, szczerze to myślałam, że się nie wyrobię Ciutkę się denerwuję, ale już po wszystkim, na szczęście :3 Mam nadzieję, że Wam się spodobał, chociaż nie był za radosny :c<br />
Ale cóż, czasami tak w życiu bywa. Mam nadzieję, że macie wspaniałe wakacje :)) Mi lecą jakoś tak, wolno dość, w sumie to ich jeszcze nie czuję, poczuję zapewne w ostatnim tygodniu xd<br />
Dobra, już kończę :D Mam nadzieję, że moja praca nie jest taka najgorsza i Wam się podoba <3<br />
<br />
*<span style="line-height: 15px;"><span style="font-family: inherit; font-size: x-small;">Wszystko już czułem, od nienawiści do miłości, </span></span><span style="font-family: inherit; font-size: x-small; line-height: 15px;">Od miłości do żądzy, od żądzy do prawdy. </span><span style="font-family: inherit; font-size: x-small; line-height: 15px;">Chyba właśnie taką cię znam.</span><span style="font-family: inherit; font-size: x-small; line-height: 15px;">Więc obejmę cię mocno, by pomóc ci się poddać. - Ed Sheeran -Kiss Me</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: x-small; line-height: 15px;">**Maroon 5 ,,Harder to Breath''</span></div>
</div>
</div>
</div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-45883538867342315592014-07-07T22:00:00.000+02:002014-07-07T22:00:27.862+02:00{Zamówienie 002} Naxi || "Wata cukrowa" - Sapphire i Katniss Parker <div style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: inherit;">Tytuł: "Wata cukrowa"</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: inherit;">Para: Naxi (Natalia i Maxi)</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: inherit;">Gatunek: Komedia, Psychologiczny, Romans</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: inherit;">Przedział wiekowy: T</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: inherit;"><br /></span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<img src="https://31.media.tumblr.com/tumblr_ly5xy7zrvU1qikj44o1_400.gif" /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br />
<div style="text-align: center;">
<i><b>Dla Niki Lambre :) </b></i></div>
<br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Nić światła wplątuje się w jej
włosy, niczym wstążka oplatając je słońcem. Zanurza dłoń w przejrzystej tafli
wody, czując przyjemny chłód, stopniowo otulający jej ciało. Patrzy na
świetlistą kulę, powoli wytapiającą się z morza, jeszcze chwilkę pogrążonego w
śnie. Uśmiecha się.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Na moment zapomina o strachu, o
sztuce, w której na ślepo grała przeznaczoną jej rolę. Ukojenie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Ale to wciąż tylko moment…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: inherit;">Panie, zamień mnie w wodę, bym mogła płynąć nieskończenie.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: inherit;">Panie, zamień mnie w powietrze, bym była dla kogoś tlenem.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: inherit;">Panie, zamień mnie w ogień, bym dawała ciepło światu.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: inherit;">Panie, zamień mnie w wiatr, bym wszędzie doleciała.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: inherit;">Panie, zamień mnie w piosenkę, bym wskazywała sercu drogę.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: inherit;">Panie, zamień mnie w nieskończoność.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: inherit;">Tylko nie pozwalaj mi odejść.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">To wydaje się zbyt trudne.
Niepojęcie błądzimy po kolejnych etapach życia, potykamy się, wstajemy,
cierpimy, poznajemy radość, biegniemy dalej – a potem wszystko przemija, by
zgasnąć wraz z ostatnim zamknięciem oczu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Smutną prawdą jest to, że każda
rzecz ma swój koniec. Piosenka, podróż, książka… Wszelkie treści lądują gdzieś
na strychu duszy, zostawiając po sobie ślady, które i tak umrą wraz z biegiem
czasu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<b><i><span style="font-family: inherit;">Po co więc żyję?<o:p></o:p></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: inherit;">Po to, by spełniać marzenia.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<b><i><span style="font-family: inherit;">I tak znikną.<o:p></o:p></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: inherit;">Po to, by dawać z siebie wszystko.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<b><i><span style="font-family: inherit;">I tak straci to znaczenie.<o:p></o:p></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: inherit;">Po to, by poznać fantastycznych ludzi.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<b><i><span style="font-family: inherit;">I tak odejdą.<o:p></o:p></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: inherit;">Po to, by ktoś z miłością trzymał mnie za rękę.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<b><i><span style="font-family: inherit;">I tak umrz…<o:p></o:p></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<b><i><span style="font-family: inherit;">Zaraz, czy miłość umiera?<o:p></o:p></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Rezygnuje. Żegna się z morzem na
parę godzin, postanawia wrócić do pensjonatu i dokończyć książkę. Może chociaż papierowi
bohaterzy wreszcie wygrają w niewdzięcznej grze o szczęście.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Musi w końcu przyznać, iż cały sęk
w tym, że niekiedy koniec nadchodzi zbyt szybko. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<div style="text-indent: 0px;">
Głośny łoskot karuzeli, przeraźliwe piski radości, zapach skoszonej trawy, waty cukrowej i dopiero co pogrzanego fast-foodu, który leżał otulony kruchym lodem, kilka tygodni w zamrażarce. Brud, opakowania po chipsach i ten nieznośny dźwięk ogłaszający promocje w pobliskim sklepie z pamiątkami. To wszystko wyglądało jeszcze gorzej, gdy otworzyła oczy. Szaleńcza paranoja.</div>
<div style="text-indent: 0px;">
Tak bardzo nie lubiła Wesołych Miasteczek. Przerażała ją ta cała fascynacja olbrzymimi maszynami, które już niejednemu odebrały życie, ale i obrzydliwymi klaunami z wielkimi czerwonymi nosami oraz pomarańczową czupryną na białej jak ściana główce - koszmary dzieciństwa. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
Wzdrygnęła się, kiedy jakaś dwójka ubabranych na twarzy dzieci, wpadła na nią, przepychając się pod samym wejściem i krzycząc coś o "największym torze wyścigowym". Pomasowała obolałe ramie i podniosła wskazujący palec z dość wyraźnym celem nakrzyczenia na chłopców o najczarniejszych oczach jakie kiedykolwiek mogła spotkać; w diabolicznej ciemności widziała tylko siebie. Nawet nie zdążyła się odezwać, kiedy jeden w pasiastej koszulce pokazał swój fioletowy od lodów język i uciekł wraz z towarzyszem w stronę rodziców. O ile parę w skórzanych kurtkach, pod którymi kłębiła się masa mięśni i tłuszczu, gdzie praktycznie każda część ciała była pokryta dziarami, a na twarzy aż połyskiwała kolorowymi światłami od srebrnych kręgów poprzyczepianych to do nosa, to do ucha. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
Patrzyli na nią tępym wzrokiem, mierząc jej drobną wątłą sylwetkę, która aż prosiła się o brak uwagi. Machnęła raz, drugi w pokojowych celach, posłała parze niepewny uśmiech i już chciała uciekać, kiedy ktoś rzucił się na nią z energią jakiegoś dzikiego zwierzaka.</div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Patrz, co mam! - blondynka skakała z radości, wymachując ciemno-różowymi karteczkami na prawo i lewo, piszcząc wniebogłosy jak rozwydrzona nastolatka. - Zdobyłam je! </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Co zdobyłaś? Pokaż, nic nie widzę - wydarła koleżance malinowe prostokąciki, pozwalając na dalszą fascynacje swoim łupem. - To bilety na karuzele. - powiedziała cicho; bez krzty entuzjazmu. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Poprawka, bilety na najlepszą karuzele na świecie - machnęła nonszalancko palcem, wskazując na najdłuższą atrakcję, mieniącą się tysiącami wszelakich barw, a kolejka do niej ciągnęła się niemal do samej plaży. - Widzisz, kochana, Ci ludzie to idioci - zarzuciła prawe ramie na jej bark i kiwnęła w stronę wężyka osób, które z cierpliwością wyczekiwały swojej pierwszej i zapewne ostatniej jazdy na "Wirze śmierci". - Stoją w kolejce od dwóch godzin i nie zdają sobie sprawy, że bilety można kupić właśnie tutaj, omijając przy tym tą całą kolejkę - Sonia uśmiechnęła się z satysfakcją i pociągnęła ją w stronę wielkiej maszyny. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
Nie miała czasu się nawet sprzeciwić. Znała Sonie już dobrych kilka tygodni, gdy ta wprowadziła się naprzeciw niej, robiąc przy okazji z jej spokojnego życia prawdziwy rollercoaster. Natalia przyzwyczaiła się jej już do wybuchowego i zbyt energicznego charakteru sąsiadki, która uczepiła się jej już pierwszego dnia, wpadając na integracyjny obiad. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
Zaś zamiłowanie blondynki do szybkiej i niezbyt bezpiecznej jazdy poznała jakoś niedawno, gdy w środku nocy wyciągnęła ją na przejażdżkę jej nowym samochodem. Oczywiście, tamtego dnia Natalia przysięgła sobie, że będzie zamykać dom na cztery zamki i już nigdy nie wsiądzie do auta z osobą, której oczy szklą się na widok przerażającej paniki pasażerów. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Nie, nie, nie - protestowała, hamując nogami, odpychając się, wyrywając. - Nie mam zamiaru wsiadać na to coś! </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Natka, nie denerwuj się, a przy okazji nie denerwuj też mnie - nie zwraca uwagi na skomlenie dziewczyny. -Czekałam na to dobre kilka miesięcy i nie mam zamiaru odpuścić - tupie sandałkiem w ogołoconą z trawy ziemie i zakłada ręce na piersi. - Nie rań mej duszy. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Ja naprawdę nie mam ochoty - spogląda na brudne sznurówki swoich granatowych trampek, które już od dłuższego czasu były rozwiązane; chce ominąć szczenięcy wzrok przyjaciółki. - Nie możemy zacząć od czegoś, co nie zabiło więcej osób niż Titanic? </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Od czego niby? </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Może od... Może od tego? - wodzi palcem, zatrzymując się na "Diabelskim młynie". - Wygląda dość ciekawie i wcale nie tak bezpiecznie. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Naprawdę? - ramiona Sonii opadają, a mina zrzedła jeszcze bardziej. - Chcesz się przejechać kolejką dla staruchów? </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Tak - kiwa kędzierzawą główką i kieruje się pod wielkie koło, gdzie z ziemi sięgało niemal chmur. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Czekaj! - blondynka dogania ją, dysząc okropnie i przeklinając brak kondycji - Dobrze, ale później idziemy na "Wir śmierci". Umowa stoi? </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Stoi - odwzajemnia uśmiech i wpycha się na koniec kolejki, która składała się z dziesięciu, może dwunastu osób. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
Stały kilka minut nie odzywając się do siebie ani słowem. Być może ktoś mógłby zabrać je za koleżanki, gdyby nie fakt, że Sonia znalazła sobie lepsze towarzystwo do rozmów pozwalając Natce na chwilę oddechu. Facet, z którym prawiła o samochodach wyścigowych miał nieco ponad dwa metry i grał zawodowo z koszykówkę. W półmroku dostrzegła zielone oczy, kilka piegów na bladej twarzy i czuprynę jasnych, miodowych włosów, które przypominały grube źdźbła trawy. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
Teraz była ich kolej by wsiąść na dwuosobową kanapę i polecieć daleko w górę, by obejrzeć całe wybrzeże z lotu ptaka. Ta myśl trzymała ją w pewnego rodzaju niecierpliwości i wcale nie skrywała uśmiechu, kiedy jeden z pracowników otworzył żelazną furteczkę i kazał zająć sobie miejsce na zgnito-zielonym siedzeniu. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
Bez ociągania wpakowała się na miejsce po prawej stronie i spojrzała na Sonię, która nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że powinna wsiadać. Dalej pokazywała zielonookiemu wielkoludowi zdjęcia jej czerwonego kabrioletu na komórce, odpowiadając na dziwne, niezrozumiałe dla niej pytania. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
<i>Halo, Sonia, pora wsiadać! Gdzie nasza umowa?</i></div>
<div style="text-indent: 0px;">
Miała już zacząć krzyczeć, kiedy znagla na horyzoncie pojawił się osobnik w niebieskiej bluzie i usadowił się wygodnie na miejscu jej przyjaciółki, nawet na nią nie spoglądając.</div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Hej! To miejsce jest zajęte! - pomyślała na głos, po czym zatkała usta z niedowierzaniem; potworna wtopa.</div>
<div style="text-indent: 0px;">
-No tak. Zajęte przeze mnie - uśmiechnął się łobuzersko i włożył ręce za głowę, czekając z spokojem na ruszenie kolejki. - Jak się masz? - pyta, jak gdyby nigdy nic. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Jak się mam? - powtarza pytanie ze zdenerwowaniem w głosie. - Gdyby nie pewien pan z kiczowatej bluzie, który nie wepchnąłby swojego szanownego tyłka na miejsce mojej przyjaciółki, to miałabym się całkiem dobrze. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Jaka zadziorna - zatrzepotał uwodzicielsko brwiami - A mama Ci nie mówiła, że kolejki w Wesołym Miasteczku należą raczej do Wesołego Miasteczka, a nie do ślicznych dziewczyn z pięknymi oczami? - nie zauważyła nawet kiedy wszedł na drażliwy temat rodziców, bo całą swoją uwagę skupiła na ostatnich słowach; rumieńce wyskoczyły tak jakoś nagle. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
Karuzela ruszyła zostawiając Sonie przybitą do ziemi, a wznosząc ku górze ją i chłopaka, który swoim wielkim ego, mógłby śmiało zająć obydwa miejsca, a jeszcze by go brakowało. Wiedziała, że nigdy go nie polubi, ale nie zastanawiała się dłużej nad tym, bo była świadoma także tego, iż już nigdy go nie spotka. To miało trwać zaledwie kilka minut, kiedy diabelskie koło zatoczy się pięć czy siedem razy, by pan w czarnym podkoszulku mógł ją wypuścić i spytać, czy dobrze się bawiła. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Jak Ci się podoba? - spytał, prawie krzycząc jej do ucha, gdyż maszyna pracowała zbyt głośno, by dało się prowadzić jakąkolwiek rozmowę; stare kołatki brzęczały i piszczały jak szalone. - Jechałem już na niej kilka razy ale muszę przyznać, że dopiero teraz jest czym cieszyć oczy - zlustrował ją ciemnymi jak noc tęczówkami.</div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Ty próbujesz mnie poderwać? - odkrzyknęła, zaciskając palce na poręczy, jakby się bała. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Nie, ja po prostu... </div>
<div style="text-indent: 0px;">
Nie dokończył, gdyż zgrzyt maszyny był tak głośny, przeraźliwie przeszywający, że nie umiał odszukać własnych myśli pod naporem jego hałasu. Zatkał uszy dłońmi i skrzywił usta w niesmacznym grymasie. Maszyna zatrzymała się, a oni zawiśli na samym jej szczycie, kołysząc się to w tył, to w przód, jak na huśtawce. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Co jest grane? - spojrzała w dół z przerażeniem, od razu tego żałując. Przypomniało jej się, że ma lęk wysokości w chwilach krytycznych. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Chyba coś się zepsuło - powiedział prawie normalnie; nie przejmował się tym.</div>
<div style="text-indent: 0px;">
-No przecież widzę - wysyczała, kuląc się gdzieś w kącie. - Co ty robisz? </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Patrz jacy są mali - śmieje się, machając do ludzi, którzy obserwowali całe zajście z dołu. Wagonik kołysał się coraz mocniej za każdym razem, gdy brunet się wychylał, by nazywać wszystkich "małymi mrówkami".</div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Przestań, idioto! Bo zaraz spadniemy! - ciągnie go za materiał bluzy na prawym ramieniu, przerażenie zdejmuje maskę nieśmiałej, tymczasowo. - Uważaj, dobrze? - Poprawia się nieco, chcąc sprostować swoje zachowanie.</div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Tylko mnie czasem nie pobij - unosi ręce, a uśmiech nadal nie zszedł z jego twarzy. - Chociaż, w sumie mógłbym zostać pobity przez tak piękną kobietę. To musi być fajne uczucie. - kiwa głową, przysuwając się bliżej jej zimnego ciała; trzęsła się. - Zimno Ci? </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Nie - kłamie, pocierając lekko delikatną skórę ramion, wzdychając jakoś niemrawo. - Długo jeszcze będziemy tutaj tak sterczeć? </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Jak ostatnio była akwaria to trwała zaledwie kilka godzin - wzruszył ramionami, uśmiechając się zawadiacko, a jego oczy, koloru brązowego porcelanowego pieska stojącego na parapecie w pokoju, iskrzyły zdrowym blaskiem. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Co? - rozszerzyła powieki - Nie mam zamiaru z siedzieć tutaj kilka godzin i to jeszcze z Tobą. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-A ja już myślałem, że się lubimy - posmutniał, był całkiem szczery. - Spokojnie, to zapewne jest tylko drobna usterka, więc nie potrwa długo jej naprawa - patrzy się na nią, nie odrywając wzorku ani na moment. - Za chwilę zjedziemy na dół, a ty będziesz mogła zrobić wszystko, co tylko będziesz chciała. Na razie jednak podziwiaj te piękne widoki. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Ty też mógłbyś zrobić to samo. Nadal się na mnie patrzysz - peszy się, nie wie co ma robić, w gardle drapie ją niemiłe uczucie suchości, a ona sama wygląda jak dojrzały pomidor. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Uwierz mi, ja mam lepsze widoki od Ciebie - nadal stawia na swoim, rozpinając zamek szafirowej bluzy. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Co ty za cyrki odstawiasz? Nie mów, że będziesz się rozbierał? - zakrywa oczy, prosząc Boga o cofniecie czasu. Teraz z chęcią poszłaby z Sonią na "Wir śmierci" i to właśnie ona, tym razem, przepychałaby się w kolejce. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
Poczuła ciepło zmechaconego materiału i zapach męskich perfum pomieszany z wonią świeżo uprażonego popcornu. Niebieska bluza zwisała niedbale z jej chudych, śniadych ramion, otulając ją grubym puchatym meszkiem. A on znów patrzy się na nią, podziwiając jak czarne loczki wtapiają się w zagłębie jego kaptura. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Dziękuję - mamrocze; obraca się lekko, naciągając ją na siebie. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
-Oj, nie wiedziałem, że potrafisz wypowiedzieć jakieś miłe słowo - przemawia grubiańskim tonem, cmokając na koniec. - Chcąc nie chcąc posiedzisz tu ze mną jeszcze troszkę, a ja opowiem Ci pewną historie. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
Nie liczyła minut, ale na oko wisieli w powietrzu około godzinę, no ewentualnie trzy. Wciąż nie mogła uwierzyć, że wytrzymała z nim tyle czasu na jednym siedzeniu i po kilkunastu sekundach nie skoczyła, powodując przyspieszenie spotkania z ponurym kosiarzem. Wsłuchiwała się w szum morza, wiercenie jakiegoś urządzenia i w gadaninę chłopaka z koszulką jej ulubionego zespołu. Już miała pytać się jaka jest jego ulubiona piosenka, ale zrezygnowała, gdyż bała się, że w końcu znajdą wspólny temat. To skończyłoby się źle. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
Gdy już ich stopy dotknęły ziemi, zostali przeproszeni przez pana w czarnym podkoszulku, który tłumaczył coś niedokręconej śrubie. Sonia rzuciła się na nią, ściskając i dziękując Bogu za to, że żyje. Natomiast chłopak o brązowych, szczenięcych oczach zniknął. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
Niestety nie na długo. </div>
<div style="text-indent: 0px;">
Tego wieczoru spotkała go jeszcze kilka razy, a on triumfalnie psuł jej zabawę jakimiś zalotnymi tekstami. Chyba go nawet polubiła, albo raczej nie go, tylko jego bluzę, która towarzyszyła jej już do samego końca, gdy ze zmęczeniem na twarzy położyła się do łóżka. </div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Szedł wolnym krokiem, przeklinając
w myślach nieprzespaną noc i chmarę komarów dla towarzystwa. Gdy minęła
czwarta, doszedł do wniosku, że nie ma sensu podejmować bezowocnych prób
zapadnięcia w sen, dlatego też wsunął na nogi lekko przybrudzone trampki,
postanawiając, że choć raz w życiu obejrzy wschód słońca, czyli przesadnie
kiczowaty widok przeznaczony głównie dla nastolatek z marzeniami. Zmierzał w
kierunku plaży, coraz bardziej żałując swojej decyzji, czując jak jego ciało
odmawia posłuszeństwa. Jedna siła ciągnęła go w stronę plaży, druga nagle
zapragnęła, by wrócił do ciepłego łóżka, gdzie czekało na niego stado
zaprzyjaźnionych komarów. Ostatnia perspektywa ostatecznie spędziła mu sen z
powiek, także dalej dzielnie maszerował, wymachując rozwiązanymi sznurowadłami.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Okna pozamykanych sklepów kryły
się za żaluzjami, skutecznie zdmuchując jego ostatnie nadzieje. Jedynie
sympatyczna staruszka z sąsiedniego pensjonatu od wczesnego rana stała na
skrzyżowaniu, rozkładając swoje niezawodne stoisko ze słodyczami. W drodze
wyjątku, zdecydował się na watę cukrową. Zapłacił, grzecznie podziękował, by
już po chwili zejść ze stromych schodów i przywitać się z pogrążoną w krótkim
spoczynku plażą.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Świat jeszcze drzemał w ciepłych
ramionach świtu, słońce wciąż kąpało się w morzu, powoli szykując się na lot ku
górze. Dwie mewy zjadały resztki posiłków pozostawionych przez plażowiczów,
trzecia siedziała na skarpie przyglądając im się jakby sennie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Spacerując wzdłuż brzegu,
dostrzegł skuloną postać, zamkniętą pod kloszem wschodu, śpiącą wraz z morskimi
falami. Zupełnie wygasła; prócz kruczoczarnych loków, które zdawały się żyć
własnym życiem, zaplątując się w siebie z każdym podmuchem wiatru. Smętnie
błądziła dłońmi po piasku, przesypując go między palcami. Jak pod wpływem
kołysanki.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Być może nie
zachował się najładniej, ale to go całkiem nie skreśla, prawda? Wokół kręciło
się mnóstwo niebrzydkich kobiet, jednak ona zdawała się prezentować zupełnie
inną ligę. Tej wyniosłej i eleganckiej aż do przesady pozbył się od razu.
Skryta, zamyślona – ale podobno to tacy ludzie mają w sobie najwięcej
potencjału, uczuć barwnych, jak w kalejdoskopie. Mógł powiedzieć, że go
pociągała, ale nie wiązał z nią większych nadziei.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Masz, to dla ciebie. – Siada koło niej, podsuwając jej
pod nos watę cukrową. – Na poprawę nastroju.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Przyjmuje podarunek z lekkim
uśmiechem, wciąż wymownie milcząc. Skubie kawałek waty, beznamiętnie
przeżuwając go w karminowych ustach. Siedzą w ciszy, przerwanej jedynie kojącym
dźwiękiem fal bezkreśnie uderzających o brzeg. Stara się nie zaczynać rozmowy,
choć tyle pytań kłębi mu się w głowie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 35.4pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Dziewczyna spostrzega to,
natychmiast cicho westchnąwszy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 351.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-O co chcesz mnie zapytać?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 351.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Uśmiecha się. – Obojętnie.
Chociażby o imię.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 351.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Natalia. – Cofa dłoń, nieufnie
patrząc w jego oczy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 351.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Na długo przyjechałaś?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 351.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Na całe wakacje, a jest dopiero
połowa lipca – urwała, po chwili dorzuciwszy. – Choć jest szansa, że zostanę tu
już do końca życia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Uznał, że odbierze to jako żart, w
końcu inne zabarwienie nie miałoby sensu. Chociaż jej grobowa mina pozostawiała
wiele do życzenia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Bardzo jesteś smutna?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Nie. Raczej zdziwiona faktem, że uczepiłeś się mnie, jak
rzep psiego ogona i to bez żadnej konkretnej przyczyny.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Wiesz, tak poznaje się większość ludzi. Dążą do odkrycia
siebie – mruga porozumiewawczo. – Mam na imię Maxi, dotrzymywałem ci towarzystwa w
chwili śmiertelnego zagrożenia na karuzeli, dałem watę cukrową – efektowny
wstęp mamy już za sobą.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Na jej
ustach maluje się dyskretny uśmieszek. Bacznie się im przygląda, zanurza w
barwie delikatnej czerwieni. Wygląda na swój sposób komicznie. Jakby żywcem
wyrwana z jakiegoś wiersza, czy tragicznego romansu. Drobna, lekko
przygarbiona, z pięknymi ustami i smutnymi oczami.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Siada
wygodniej, nie spuszcza z niej łakomego wzroku.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Chce ci się tu przyłazić tak wcześnie? Normalni ludzie
śpią o tej porze.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Tak, a ty siedzisz tu ze mną. Sugerujesz coś?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Przystopuj, Natalko – unosi dłonie w geście obronnym. –
Gdyby nie to, że komary chciały wejść ze mną w bliższe relacje, z pewnością
spałbym jeszcze dobre, parę godzin.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Kręci głową
z powątpieniem. Sprawia jej to radość, jednak wciąż sprawia wrażenie
zdziwionej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Jeszcze nigdy nie rozmawiał z tobą tak cudowny obiekt jak
ja?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Wybucha
śmiechem, a on prycha z oburzeniem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Teraz ty coś sugerujesz, Natalko?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Nie mów do mnie „Natalko”. – Wzdryga się, wciąż rżąc ze
śmiechu. – Patrząc na twój sposób bycia, z pewnością nie jesteś cudem świata,
ale da się przeboleć.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Ciekawe. Mów dalej. Jak wrażenia zewnętrzne?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Nie oceniam ludzi po wyglądzie, jednak…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-To możemy sobie oszczędzić – przysuwa się bliżej,
odrobinę ją płosząc. – Co? Nagle przestałaś dominować? Chciałbym tylko
wynagrodzić ci wczorajszy wieczór. Z pewnością przekonałabyś się, że jestem
wart twojej zacnej uwagi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Przygryza
wargi, mocno się nad czymś zastanawia. Patrzy na nią ze stoickim spokojem,
pewny ostatecznego werdyktu. Pomyślał, że ta siła działa w obie strony. Pobędą
chwilę razem, będzie ciekawie, a potem wakacje się skończą.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Okej. To co będziemy robić?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Przeszywa go
satysfakcja, czuje, jak ją onieśmiela. I może do końca zaabsorbowałby się swoją
dobrze rozegraną partią, gdyby nie niewyjaśniony smutek w jej obłędnych,
czekoladowych oczach.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<div>
Ciągle zastanawiał się co też chodzi po jej główce, o czym tak naprawdę myśli, czego pragnie, co chciałaby zrobić. Chyba po raz pierwszy w życiu przejmował się kimś bardziej niż własną osobą, która swoją drogą emanowała narcystycznym uosobieniem na kilometr. Nie umiał zrozumieć dlaczego patrzy na niego inaczej niż wszyscy, że pomimo tak wielkiej niechęci wciąż z nim rozmawia i czasem śmieje się z jego mało zabawnych żartów. </div>
<div>
Już zdążył zauważyć, że jak się denerwuje to zawija na palcu czarny pukiel swoich pachnących włosów i odpowiada monosylabami, unikając przy tym kontaktu wzrokowego. Czasem świadomie patrzył na nią dłużej niż normalnie, nie mogąc oderwać wzroku od pełnych truskawkowych ust, dekorujących jej na pozór pogodną, delikatną twarzyczkę. </div>
<div>
Zdarzyło się też kilka razy, że dotknął jej dłoni, po czym ona natychmiast ją odsuwała, jakby jego skóra parzyła, a ona była lodem w swojej własnej krainie. Nie odpowiadała na jego pytania, uciekała od nich, omijała, zmieniając temat, przeskakując z wzmianki o rodzinie na dość nużącą rozmowę o książkach. Tutaj była jak najbardziej otwarta. Udało mu się nawet zapamiętać, że jej ulubioną powieścią jest historia o dźwięcznym tytule "Wichrowe wzgórza", o której opowiadała z takim zapałem, z jakim on pochłaniał jedzenie o drugiej w nocy, grając w "Pogromców Zombie" na Playstation. </div>
<div>
Szli wzdłuż brzegu, maczając swoje stopy w przypływie ciepłego oceanu, a biała pijana pozostawała jeszcze trochę na ich skórze; gdzieś w okolicach kostki. Miała tam tatuaż, napisany w nieznanym dla niego języku. Kilka szlaczków, krążących u dołu łydki, które tworzyły dość przyjemną dla oka całość. I, kolejny raz, zastanawia się jak jeszcze dużo rzeczy o niej nie wie. </div>
<div>
-Co tam pisze? - wskazuje palcem na jej nogę; przygryza wargę, chyba znów ominie ten temat. - Wiesz, jesteś tajemnicą. A ja wprost uwielbiam je odkrywać - znów wykonuje ten charakterystyczny gest brwiami, a minę ma poważną, zdradzieckie spojrzenie wkrada się jej oczu.</div>
<div>
-Nie powinieneś tak mówić - rzuca szybko, ale ostrożnie, stąpa po cienkim lodzie. </div>
<div>
-Ty nie powinnaś być sama. Gdzie ukrywasz ten wianuszek facetów, który pragnie się z Tobą umówić? Hmm? - rozgląda się, kręcąc się wkoło z uniesionymi w górę rękoma. - Nie okłamuj mnie, wiem, że gdzieś tutaj są.</div>
<div>
-Gdyby był tu jakikolwiek inny mężczyzna, to na pewno odpuściłabym sobie tą przyjemność spędzania z Tobą czasu - stwierdziła prędko, idealnie tonując każde wypowiedziane słowo.</div>
<div>
-Teraz to ja się obrażę - odwraca się na pięcie, chce ocucić jej zimne nastawienie - specjalnie. </div>
<div>
-To się obrażaj, a ja idę do domu.</div>
<div>
-Nie zaczekaj - w napadzie emocji chwyta jej dłoń, zaciska palce. - Już nie dam Ci odejść, wiesz? Teraz będziesz musiała mnie znosić do końca swego życia. </div>
<div>
-To chyba nie potrwa zbyt długo - otrząsa się myśląc o śmierci, po czym uwalnia swoją dłoń. - Chciałeś mnie gdzieś zabrać...</div>
<div>
-Ach, tak! - wzdycha, zawieszając swoje ramie wokół jej szyi. - Myślę, że Ci się spodoba. </div>
<div>
-Będzie znacznie lepiej jak zabierzesz swoją łapę - strąca jego nadgarstek; chce go odpędzić. - Najlepiej udawaj, że mnie nie znasz. </div>
<div>
-Natalko, przesadzasz. Ze mną można się naprawdę nieźle zabawić - mruczy pod nosem, przejeżdża palcami w dół po jej ramieniu. - Nie musisz się mnie bać.</div>
<div>
-Nie bałam, ale powoli zaczynam - mierzy go wzrokiem, znów ten sam błysk rozjaśnia ciemne tęczówki. - Żartowałam przecież, ale już więcej mnie nie dotykaj - uśmiecha się; ulga. - Gdzie ty mnie w ogóle prowadzisz? </div>
<div>
-Zobaczysz, kochanie. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Szli mijając zaledwie kilka przechodniów, którzy biegli po betonowej ścieżce uprawiając ten męczący, ale iście wytrwały rekreacyjny sport. Nie znała tak dobrze tych ścieżek jak on, nie mieszkała tu zbyt długo, nie poszukiwała znajomych na mieście. Jedyne co odwiedzała, to stara księgarnia będąca istną kopalnią dobrych książek, w której pracowała matka Sonii. Na pierwszy rzut oka nigdy nie pomyślałaby, że są spokrewnione. </div>
<div>
Nie byli rozgadani, nawet on. Jeszcze wczoraj nawijał jak najęty, maltretując ją swoimi niebywałymi przeżyciami, które - jak mówił - idealnie nadawałyby się do jego biografii, do której wynająłby najlepszego pisarza w Argentynie. </div>
<div>
Może potrafiłaby się śmiać razem z nim, opowiedzieć mu coś o sobie, uśmiechnąć się i podtrzymać rozmowę jakimś żartem. Wolała jednak schować się w cieniu jego osobowości, udawać całkowicie niedostępną. być osobą o wysokich wymaganiach; zaczęła grzebać w jego sercu.<br />
Milutki powiew porannej bryzy bujał namiętnie jej długimi lokami, które podskakiwały i wiły się jak małe, dzikie węże. Promienie słoneczne padały wprost z jej oczu, zabijając blask słońca, wyrzucać go na pewną niełaskę damy z piwnymi oczami, promiennymi jak dzisiejsze lato. Gdzieś, tam głęboko w jej serduszku, chowała jeszcze całe ciepło, którego nie mogła ujawnić.<br />
<br />
Gdzieś tak w połowie drogi zakrył jej oczy twierdząc, że pod żadnym pozorem nie może podglądać, bo chce aby to była niespodzianka. Dłuższą chwile mnie mogła się zdecydować, ale w końcu poddała się wodzy szaleństwa i oddała swoje cenne, krótkie życie w ręce chłopaka, który wciąż prawił o grach komputerowych. Jak się okazało... Nie miał jednak duszy romantyka. Zaproponował jej przejażdżkę karuzelą, na której się poznali, a żeby odpłacić cały swój grzech, zabrał ją na popcorn i wygrał na loterii pluszowego kota, którego później przez przypadek wrzucił go kałuży.<br />
Mimo wszystko, bawili się <b>cudownie </b>w swoim towarzystwie.<br />
<br />
Chude nóżki zwisały z molo, kilka metrów nad pobudzonym oceanem, igrały z żywiołem. Prażyła się w falach zachodzącego słońca, zaciskając lekko blade powieki. Plaża świeciła pustkami, a po złocistym piasku biegał kudłaty, bezpański pies, goniąc za wiatrem, a wolność poruszała jego długimi uszami. Był szczęśliwy, tak jak ona. Może zachodzące słońce rozsiewa jakąś tajemniczą magie?<br />
-Proszę.<br />
Siadł tuż obok niej, podając kubek mrożonego soku truskawkowego z kolorową słomką. Wciągnęła kilka łyków napoju, jednak za szybko. Po kilku sekundach gardło zaczęło ją piec, a ona nie zwracała na to najmniejszej uwagi.<br />
Spoglądają w chmury.<br />
-"Żyj, jakby jutra miało nie być" - szepce wprost do jego ucha.<br />
-Hmm?<br />
-Tatuaż na kostce, pytałeś się o niego. "Żyj, jakby jutra miało nie być" - uśmiecha się, przechylając twarz w stronę zachodzącego słońca. </div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Kolejne tygodnie mijały, kolejne
słowa wypływały z ich ust, kolejne spotkania zapełniały grafik pozostałych dni.
To tak niewiele. Mogłaby wziąć w garść te parę chwil, które z dziwnych przyczyn
wydawały jej się nieskończonością; wiecznością skrytą w dwóch, brązowych
tęczówkach patrzących na nią nagląco tak, że serce zamierało na każde ich
spojrzenie. <i>Tak piękne.</i><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Powiedziała mu więcej, niż
powinna. Wiedział już, że panicznie boi się świerszczy, nienawidzi lodów
pistacjowych i skrycie wzdycha do Adama Sandlera. Oczywiście były to drobnostki,
niby nikomu niepotrzebne, a jednak należały do całości.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Ale pozostałą część pełniły te
większe puzzle, odznaczające się głównie bólem i masą nieprzespanych nocy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Opowiedziała o rodzicach, którzy
zginęli w wypadku, kiedy miała siedemnaście lat.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Opowiedziała o Lenie, która
odwróciła się od niej dość dawno temu, pozostawiając po sobie jedynie
wspomnienia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Opowiedziała o Leonie, który
wyjechał do ojczystego Meksyku. I już nie wrócił. <i>Bo nie chciał, nie tęsknił za nią, nie była dla niego nawet skrawkiem
tej mdłej miłości, która miłości nie przypominała.<o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Opowiedziała mu o Federico, którym
była niemożliwie zafascynowana od gimnazjum, który miał orzechowe oczy, który miał
cudowny <strike>sztuczny</strike> uśmiech. I który prosto w twarz powiedział jej, że jest
brzydka. Wówczas jest nastoletnie serce popadło w psychozę, zaczęło tonąć we
własnych, niewidzialnych łzach.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">A teraz On scałowywał je z tych
złączonych, dwóch połówek, kojąc te gorsze momenty, zamykając ostatnie drzwi.
Nie lubił żadnych wzmianek o Federico.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-To nieludzkie oceniać kogoś po wyglądzie. – Zapeszył się,
bo dobrze wiedziała, że był niemalże identyczny jak dawny obiekt jej
westchnień. – Poza tym: nie masz się, czym przejmować. Jesteś piękna –
roześmiała się w środku. – I myślę, że jak się kogoś kocha, to za wszystko. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Od kiedy wpadłeś na tak wyjątkowo inteligentne sentencje?
– Lekko szturchnęła go w bok. – Zaczynam się martwić.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-To ta twoja obecność. Od razu staję się mądrzejszy –
zamyślił się chwilę. – Przydałabyś mi się wcześniej na maturze.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Maxi wiedział o wiele za dużo. A
mimo to, wysłuchiwał kolejne historie z krzywym uśmiechem na ustach, by potem
jedynie z wielkim entuzjazmem stwierdzić, że życie lubi się tak po prostu
pieprzyć. I zabierał ją na watę cukrową.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Za dużo o mnie wiesz – stwierdziła, niezdarnie
przemieszczając się po piasku.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Prawie wszystko – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Nie
ukrywam, że bardzo mi to na rękę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> <b><i>Prawie
</i></b><i>robi wielką różnicę.<o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><i> </i>Wiedziała, że o Tym mu nie powie. Pocieszała się, iż
wakacje się skończą, a on w końcu zapomni i nie będzie szukał bolesnych
odpowiedzi. O siebie się nie martwiła. Bo nawet gdyby Maxi chciał zatrzeć po
sobie wszystkie ślady, a ona rozpaczała z powodu zbytecznego nadmiaru uczuć
swojego serca i tak koniec przekreśliłby to wszystko za jednym zamachem. Niedawno
pocieszała się, że to nic. Ale to właśnie te kilka dni uczyniły z niego kogoś
ważnego, wręcz niezbędnego w jej życiu. <i>Tak
kruche.</i><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Na rękę?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Przecież wiesz. Boisz się? – Staje przed nią, niby
przypadkiem muskając palcami jej nadgarstek. – Natka?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Niby czego?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Tego, że się we mnie zakochasz. – Odpowiada z figlarnym
uśmiechem, po czym wybiega naprzód, zostawiając ją w tyle.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: inherit;">Nie, Maxi.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: inherit;">Boję się, że to Ty
zakochasz się we mnie.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<div>
Duchota oplatująca jej ciało zbierała się na sile wtedy, kiedy do pomieszczenia wchodziły nowe zupełnie jej nie znane osoby. Czuła się, jakby pływała w gorącej zupie, zapach tanich męskich perfum mieszał się z odorem potu, skraplał na rozgrzanych ciałach. Imprezowicze bujali biodrami na parkiecie, wlewając sobie nawzajem do ust alkohol lub coś, co na alkohol wyglądało. Słoneczna barwa trunku rozpływała się po podłodze, ubraniach, a miejscami, w chwilach nadmiernej energii, lądowała nawet na suficie, upiększając go szarymi łatkami. Obskurna nora w dole miasta, do której trafiła całkowicie przypadkiem, o ile przypadkiem jest dwugodzinne błaganie pomarańczowego cymbała. Pająki zwisały z narożników, a karaluchy pełzały w tę i we tę po kątach, chwytając resztę porozrzucanego jedzenia. </div>
<div>
Przetarła wierzchem dłoni spocone czoło, opierając się o tynkowaną ścianę, w której było więcej dziur niż gwiazd na niebie, a przynajmniej ona tak uważała. W tej ciemności, gdzie światełko lampek choinkowych nie sięgało zbyt daleko, trudno było cokolwiek zobaczyć, poza Maxim, który kręcił się pomiędzy plastikowymi stolikami, szukając swojej cytrusowej bluzy, podświetlając sobie drogę ekranem telefonu. </div>
<div>
Z wyśnioną czułością patrzyła, jak z desperacją przyczepioną do wesołej twarzyczki, poszukuje swojej własności, przystając co chwila i drapiąc się po głowie w zamyśleniu. Niezdarność była umieszczona wysoko w hierarchii jego nadludzko pozytywnego uosobienia. Kiedy tylko ujrzała, gdzieś w głębi pomieszczenia, jak jego oczy cieszą się na jej widok, serce zabolało w najgorszy sposób, wywiercając dziurę w samym środku.</div>
<div>
Tyle łez przepłynęło w zaciszu jej pokoju, kiedy stojąc w oknie machała mu na pożegnanie. Nie potrafiła uwolnić się od wspomnień zapełnionych jego zaczepnym uśmiechem, lub wrażliwością z jaką oglądał komedie romantyczne, narzekając później na zbyt oczywiste i przewidywalne zakończenie. </div>
<div>
-Coś się stało? - chwycił jej nadgarstki, kołysząc niezdarnie w powietrzu. -Wyglądasz jakoś niewyraźnie. </div>
<div>
-Po prostu źle się czuje. - zawahała się, ale postanowiła kontynuować. - Chyba wrócę domu. Nie przepadam za tak odlotowymi imprezami - objęła wzrokiem grupkę osób grających w rozbieranego pokera. -Poza tym jestem zmęczona i strasznie chce mi się spać. - nie zauważa kiedy masuje kciukiem jego knykcie; peszy się, rumieni. </div>
<div>
-Może chora jesteś? - przyłożył chłodną dłoń do czoła, potem musnął prawy policzek, lewy, absolutnie skupiając się na jej oczach. - Faktycznie jesteś lekko rozpalona. Może skombinuje Ci jakieś leki? Apteka już tuż za rogiem...</div>
<div>
- Nie! - krzyknęła szybko, bo nowo puszczona muzyka uniemożliwiała konwersacje. - Pójdę już, dobrze? Podziękuje ode mnie Samuelowi i powiedz, że bawiłam się świetnie - uniosła oba kciuki do góry, po czym przepadła. Wchodząc ostatni raz trzasnęła wielkimi, drewnianymi drzwiami, które ledwo trzymały się na starych zawiasach. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wciąż nie mogła się uwolnić od dudniącej w uszach muzyki, która wydawała się nie być nawet o decybel ciszej i z całą pewnością przeszkadzała sąsiadom w wieczornych czynnościach, nieważne jak daleko mieszkali od opuszczonego domu. Na zewnątrz wyglądał jeszcze gorzej niż w środku. Brudne, oblepiona na brzegach zielonkawym mchem, ściany, które swoją biel straciły już pewnie wieki tematu, odpychały bardziej niż jednooki krasnal stojący na środku nierównego trawnika, a jego wściekło czerwona czapka mieniła się w świetle gwiazd. </div>
<div>
Bezchmurne niebo, a na samym środku grafitowego bóstwa usadowił się sporej wielkości łaciaty księżyc, który zdawał się ją wyzywać od tchórzy i słabiaków. Wciąż czekała aż los się do niej uśmiechnie, pogłaszcze po kędzierzawej główce i powie "Trzymaj się, wszystko będzie dobrze. Już ja się o to postaram". Zbyt wiele wymagała od innych, samej siebie, a jeszcze więcej od życia, którego posiadała już znacznie mniej. Wszystko toczyło się melancholijnym tempem, jakby każdy dzień chciał istnieć jak najdłużej i nie pozwalał na swoje odejście, a gdy zasłabł, noc była jedynie wstawką w momentach totalnie bezradności, kiedy chce się popatrzeć na gwiazdy i zapomnieć o o całym świecie. </div>
<div>
-Hej wy! - krzyczy, wymachując palcem w górze; wyraźnie wskazuje na niebo. - To wasza wina, że teraz wyglądam tak, jak wyglądam! - nadyma policzki, wypuszczając powoli powietrze. - To wasza wina, nie moja. Podłe świecące chochliki. - mruczy pod nosem. </div>
<div>
-Ej, ej, ej! - podbiega zarzucając na barki pomarańczową bluzę. - Bo wywołasz deszcz meteorytów tymi swoimi jękami - pomaga jej opuścić ręce. - Co się z tobą do cholery dzieje? </div>
<div>
-Nic - wzrusza ramionami, jakby obojętna. </div>
<div>
-To nie jest poprawna odpowiedź - cmoka pod nosem marszcząc brwi. - Natuśka, stoisz na środku chodnika i gadasz do siebie, albo do tego krasnala, który swoją drogą mógłby się tak mnie nie gapić. To nie jest normalne. - kręci baranią główką, podwijając rękawy bluzy.<br />
-Nieważna - warknęła ponuro, a pulsujący ból głowy postanowił napaść ją właśnie w tej chwili; prawie krzyczy. - Możesz odwieźć mnie do domu? Nie mam ochoty wlec się do domu przez pół miasta.<br />
-Nie ma sprawy, kochanie. Tylko znajdę kluczyki - zawzięcie grzebie to w głębokiej zmechaconej kieszeni bluzy, to w wąskiej kieszonce szortów.<br />
-Nie mów do mnie "kochanie" - burzy się.<br />
-Dobrze, kocha... a mamy problem - krzywi się, macając materiał ubrań. - Chyba zgubiłem kluczyki.<br />
-Nie-na-widzę wszystkiego - jęczy, wyje, ciągnie kruczoczarne końcówki, a on patrzy się na nią tępym wzrokiem. - Nienawidzę tego, że tak daleko mieszkam. Nienawidzę, gdy gwiazdy sobie ze mnie żartują. Nienawidzę listonosza, który specjalnie wkłada listy do skrzynki sąsiadki, żebym codziennie rano czekała, aż ona stoczy się ze schodów, by mi je podać. Nienawidzę Ciebie i równocześnie kocham. No i nienawidzę tych cukierków musujących, które...<br />
-Zaczekaj! - przerywa jej. - Powtórz to ostatnie.<br />
-No cukierki musujące, nigdy nie jadłeś? One tak fajnie gilgoczą w język...<br />
-A nie gadaj głupot, tylko chodź tu do mnie moja Rybko.<br />
Przyciąga ją do siebie i już po chwili zatapia swoje usta w łakomym pocałunku, rozkoszując się smakiem jej warg, który był pragnieniem od kilku dobrych tygodni. Delikatnie głaszcze lśniące, ciemne pukle, wdychając zapach bananowego szamponu. Dziewczyna bez opamiętania wiesza mu się na biodrach, obejmując szczupłymi nogami miednice. Tuli ją do piersi, odrywając się na chwilę, by złapać oddech.<br />
-Mówiłem, że się we mnie zakochasz - dyszy; znów się uśmiechają. - Tak długo na to czekałem. </div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Przemierza
ulicę, w ręku ściska telefon; na prostokątnym ekraniku majaczy treść wiadomości
od Naty. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">„Chcę się z Tobą pożegnać. Kocham Cię.”<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Drży; krew
pulsuje mu w żyłach, powietrze staje się cięższe, <i>truje</i>.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Z trzaskiem
otwiera drzwi, widzi ją, zamiera.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: inherit;"> To tak boli, kochanie.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><b><i> *</i></b><b><i><span lang="EN-US">If
I die young bury me in satin <o:p></o:p></span></i></b></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<b><i><span lang="EN-US"><span style="font-family: inherit;">Lay
me down on a bed of roses<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Dlaczego? – Jego usta drzemią na jej szyi, dłonie
przylegają do brzucha. – Dlaczego mi nie powiedziałaś, Naty?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Nie wiesz, kim miałam być? Ulotną chwilą – szepce słabym
głosem. – Nie mogłeś się we mnie zakochać. Dlatego.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Dlaczego? – Powtarza jak zaklęty, rozpaczliwie całuje jej
dłonie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Białaczka.
Sądny wyrok.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<b><i><span lang="EN-US"><span style="font-family: inherit;">Sink
me in the river at dawn <o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<b><i><span lang="EN-US"><span style="font-family: inherit;">Send
me away with the words of a love song<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Wiedziałam, że umrę. To było łatwe, wiesz? Nie było przy
mnie nikogo, nikomu nie zatruwałam życia moją chorobą. Odmówiłam leczenia, bo to
i tak nie miało sensu. Boli – jęczy, przewraca się na drugi bok. – Lena, León…
To nie było do końca prawdą. Próbowali się skontaktować, dawali jakieś znaki…
Ja milczałam. Nie chciałam, żeby przeze mnie cierpieli. Nie chciałam, żeby
ktokolwiek uronił łzę z mojego powodu – zawiesza na nim spojrzenie pełne winy. –
Kocham cię, Maxi. Ale ty nie powinieneś tego czuć. Nie powinieneś, naprawdę. Za
bardzo cię kocham, żebyś ty mógł kochać mnie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> <i>Oboje płaczą.<o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: inherit;"> <b>The
sharp knife of a short life, well <o:p></o:p></b></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<b><i><span style="font-family: inherit;">I’ve had just enough time<o:p></o:p></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Jestem okropna, bo z nikim nie chcę podzielić się moim
szczęściem. To strasznie egoistyczne, prawda? Ale widzisz, Maxi, dałeś mi
wszystko, co w całej kruchości istnienia najpiękniejsze i przez wieczność
pozostanę wdzięczna za to, że ktoś z miłością trzymał mnie za rękę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Naty…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Nie martw się, ja jestem całkowicie spokojna. Poza tym,
że ciebie to gnębi… Ale nie przejmuj się. Ja nie miałam żadnych planów. Nigdy. Nawet
starsi ludzie czerpią z życia jak najwięcej, a ja - przybłęda - siedziałam i
czekałam na tą śmierć, bo nic innego mi nie pozostało. Ale z każdym twoim
spojrzeniem czuję, że dostałam rozgrzeszenie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Naty…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Czyżbyś pamiętał tylko jeden wyraz? Jest okej. Jest okej. Naprawdę okej –
powtarza, nagle zanosząc się śmiechem.<b><i><o:p></o:p></i></b></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<b><i><span lang="EN-US"><span style="font-family: inherit;">There’s
a boy here in town says he’ll love me forever <o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<b><i><span lang="EN-US"><span style="font-family: inherit;">Who
would have thought forever could be severed<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Gdzie będziesz?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Nie wiem. Ale nie widzę wokół żadnych aniołów. Nie mam
pojęcia, jak to się odbywa. – Chichocze, naraz zanosząc się suchym kaszlem. –
Nadal nic.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Zaczekasz na mnie?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Nie wolałbyś obdarować innej dziewczyny swoją wyjątkowo
nachalną osobowością? – patrzy na jego zbolały wyraz twarzy, mięknie. – Hm. Nie,
to nie. Nie musisz się tak na mnie patrzeć. Nie wiem, kiedy się zobaczymy, więc
możemy się jeszcze pośmiać, nie?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Mimo, że
gada jak najęta, jej usta pozostają bez życia i nawet kiedy Maxi wtula w nie swoje
wargi, słabo oddają muśnięcie. Stara się; chce, by żył najlepiej jak potrafi.
Ale bez niej się nie da.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Wiesz co, Natka?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Tak?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Dwa miesiące też mogą być wiecznością.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b><i><span lang="EN-US"><span style="font-family: inherit;"> The ballad
of a dove <o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b><i><span lang="EN-US"><span style="font-family: inherit;"> Go with
peace and love<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Ściśle
trzyma twarz Naty w ramionach; znagla przybrała wagę piórka. I ma przed oczami
jej biedną, zmęczoną buzię – <i>wciąż piękną</i>.
Krzyczy gdzieś w środku, jego mdłe prośby wędrują do Boga. Prosi, by mu jej nie
zabierał. By pozwolił mu dać jej szczęście, o które przecież nigdy sama nie
poprosiła.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Czas mija,
radość z jej oczu powoli zapada w sen.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Jeszcze jestem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Wiem, Naty. Wiem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Całuje jej
czoło, pojedyncza łza skapuje na jej policzek. Patrzy na niego z czułością i
uśmiecha się.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Nie bój się być szczęśliwy. Myślę, że w głębi duszy
zawsze będziesz tylko mój, ale nie bój się. Nie czekaj aż przyjdzie na ciebie
czas. Nie popełniaj moich błędów, a nawet jeśli, to każdy taki smutny człowiek
kiedyś utknie z przeznaczeniem na karuzeli.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> <i>Tak bardzo ją kocha.<o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b><i><span lang="EN-US"><span style="font-family: inherit;"> Gather up
your tears, keep ‘em in your pocket <o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b><i><span lang="EN-US"><span style="font-family: inherit;"> Save them
for a time when your really gonna need<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Nadal nie widzisz aniołów?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Nie. Widzę coś innego.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Ostatnia
godzina.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Co, Naty?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Wieczność – uśmiecha się przez sen.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Taką jak naszą?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Większą. Jak moje uwielbienie do Adama Sandlera.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Śmieje się przez łzy. – Kocham cię.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">-Wiem. Dlatego nie martw się. Ta wieczność jest dobra. I
zawsze będzie na nas czekać. – Szepnęła, po czym zapadła w sen, ten ostatni i
nieodgadnięcie piękny.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: inherit;"> A jej uśmiech zawsze będzie kojarzyć mu
się z bliskością, wiecznością i watą cukrową.</span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: inherit;"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: inherit;"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit; font-size: x-small;">*The Band Perry - If I die young </span><i style="font-family: Verdana; font-size: 11pt;"><o:p></o:p></i><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit; font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;"><b>Od autorek:</b> Cześć szafirki <3 Kiedy piszę moją końcową przemówkę, Marta zapewne zmaga się z brakiem prądu - taki prezent na nasze wspólne urodziny. Mam nadzieję, że przymknięcie oko na moje fragmenty - po gimbusiarsku: wieje od nich bulem i rzalem. Dziękujemy za wszystkie piękne życzenia i każdemu z was życzymy spotkania bufona na karuzeli :)</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Hejo, Myszaki. Tak, to ja jestem ta spóźnialska. Mam nadzieje, ze OS wam się podobał. Nie jestem tak dobra w pisaniu jak Acia, a jeśli chodzi o komedie, to już całkowicie odpadam. Mam nadzieje, że przebrniecie przez moje kiczowate fragmenty, bo zaraz zanurzyć się w mądrościach Aciaczka. :3 </span><br />
<span style="font-family: inherit;">Przepraszam, że tak późno. Znów mi prąd zabrali XD to znak żebym nie pisała... </span><br />
Zachęcam do udziału w naszym konkursie. Wciąż czekamy na zgłoszenia <3<br />
<br />
Kochamy i pozdrawiamy,<br />
Te Dziwne </div>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07564423589647436482noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-44403378479280814302014-07-04T23:58:00.002+02:002014-07-05T00:57:48.530+02:00{013} Leonesca || ''Adore You'' - Little Liar<div style="text-align: center;">
<i>Tytuł: ''Adore You''</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Pary: Leonesca, trochę Lenarico i Malary</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Gatunek: dramat, romans</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Przedział wiekowy: T</i></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Dedykacja: <i>Marciakowi, za to że... po prostu za to że jesteś i za to że Cię kocham :D <3 Wybacz, że dedykuję Ci coś takiego ale wiesz, że z moją weną ostatnio gorzej. Oraz dla mojej ekipy Bufony +18, hyhy ;></i></b></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1_Gkc9-ug1TfCtqkWOT4YiXsirDixeaMzr6qqdxoY0bV-uhDnmagj1hxfJb9VWhajbxiRuebURLTpD1yNx2gSlRxffy2o11B8txFyXgiAYTc88HEsxa5ld4GR1MeiJWnl9n6kxFUcgvI/s1600/tumblr_m9czr1Koad1rutbklo1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1_Gkc9-ug1TfCtqkWOT4YiXsirDixeaMzr6qqdxoY0bV-uhDnmagj1hxfJb9VWhajbxiRuebURLTpD1yNx2gSlRxffy2o11B8txFyXgiAYTc88HEsxa5ld4GR1MeiJWnl9n6kxFUcgvI/s1600/tumblr_m9czr1Koad1rutbklo1_500.gif" height="138" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i>10 czerwca, 2017 rok</i></div>
<br />
Naukę w elitarnej szkole wokalno - aktorskiej ukończył trzy lata temu. Idąc w dorosłość nie spodziewał się, że tak często będzie wracał pamięcią do wydarzeń z przeszłości, kiedy odbierał świadectwo i zamykał za sobą duże, mahoniowe drzwi wydawało mu się, że na zawsze kończy ten jeden rozdział, który wbrew jego złudzeniom teraz wciąż pozostawał niezamknięty. Na prośbę rodziców porzucił marzenia o byciu wokalistą i zajął się studiowaniem ekonomii, czymś co w niedalekiej przyszłości miało pomóc mu wspiąć się na najwyższe szczeble kariery zawodowej. Rzucił książki na bok, zamykając się w swoim pokoju i po raz kolejny wbijając wzrok w wyświetlacz swojej komórki. Federico, jeden z jego najlepszych przyjaciół z czasów liceum zapraszał go na spotkanie całej ich grupy. Z jednej strony ciągnęło go tam bardzo a z drugiej, wiedział że wszyscy jego dawni przyjaciele realizują się w muzyce, aktorstwie, on jako jeden z nielicznych wybrał inny kierunek. Bał się, że ludzie - niegdyś najbliżsi mu na świecie, teraz okażą się zupełnie obcy, że zabraknie im wspólnych tematów. Zdawał sobie sprawę że tak może być jednak wolał żyć złudzeniami, wolał ich zapamiętać takich, jakimi byli jeszcze trzy lata temu o tej porze. Była jeszcze jedna rzecz której panicznie się bał, od której uciekał przez cały ten czas. Nie wiedział, jak zachowa się gdy ponownie zobaczy Francescę a co gorsza - nie wiedział jak zachowa się ona.<br />
**<br />
<br />
<i>14 kwietnia, 2014 rok</i><br />
<i><br /></i>
- Leon, poczekaj! - zawołała za nim wysoka szatynka, biegnąc w jego stronę i potykając się po drodze o innych ludzi. W dłoniach trzymała stertę papierów, chłopak domyślił się że były to fragmenty tekstów piosenki, nad którą właśnie pracowała.<br />
- Mówiłaś, że skończysz to wieczorem. Violetta, obiecaliśmy, że na jutro będziemy mieć całą gotową choreografię do tego!<br />
Spuściła wzrok i zaczęła nerwowo przestąpywać z nogi na nogę, jak zawsze gdy była zdenerwowana. Uśmiechnął się mimowolnie. Nie potrafił się długo na nią złościć, choć często go irytowała zaliczała się do grona jego najlepszych przyjaciół.<br />
- Dobra, chodźmy do sali z instrumentami, pomyślimy co dalej z tym zrobić. - odezwał się, obejmując ją ramieniem i i kierując się w stronę schodów.<br />
Violetta spojrzała na niego z wdzięcznością., z jej twarzy znikło zakłopotanie i pojawił się dobrze znany mu uśmiech.<br />
- Andres z Fede robią jutro imprezę w tym klubie niedaleko domu twojego kuzyna, wiesz gdzie, prawda?<br />
Skinął głową nie odzywając się, nie miał ochoty tłumaczyć się dlaczego woli uniknąć tym razem tego typu zlotu.<br />
- Będziesz? - spojrzała na niego z miną szczeniaczka, jak zwykle gdy próbowała coś wymusić bądź przekonać go do swoich racji.<br />
Z westchnieniem pokręcił głową, po czym kiedy znaleźli się przed pomieszczeniem nacisnął klamkę do drzwi.<br />
- Zobaczę.<br />
**<br />
Zamknęła za sobą drzwi łazienki, mając nadzieję że Lara i Lena tutaj jej nie dopadną. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać i choć szczerze uwielbiała spędzać czas z dziewczynami, po ostatniej sprzeczce ze swoim chłopakiem coraz bardziej ceniła sobie samotność. Ją i Leona ciągnęło do siebie od zawsze, choć przyjaźnić zaczęli się dopiero, gdy jego przyjaciel, Andres zaczał spotykać się z Camilą, z którą to z kolei ona była blisko. Zostali parą dopiero wtedy, gdy Leon przypadkiem podłuschał jak opowiadała o nim Larze, wtedy sądziła, że jeśli odwzajemnia jej uczucia wszystko będzie idealnie. Nie wzięła jednak pod uwagę ogromnej rozbieżności charakterów, oboje posiadali wybuchowy temperament i często zdarzało się, że nie zgadzali się ze sobą w najprostszych rzeczach. Zaczerpnęła powietrza po czym powtarzając sobie w myślach że musi wziąć się w garść wyszła z pomieszczenia, kierując się w stronę sali tanecznej. Gdy była już prawie u celu, poczuła jak ktoś od tyłu chwyta ją w pasie, a potem mocno oplata wokół niej ramiona. Przymknęła oczy, wdychając tak dobrze znany jej zapach wody kolońskiej.<br />
- Przepraszam. - wyszeptał prosto do jej ucha sprawiając, że nogi stopniowo zaczęły się pod nią uginać. - Nie chciałem się zdenerwować.<br />
Zacisnęła swoje dłonie na jego, powoli kiwając głową. Jeszcze kilkanaście minut temu była na niego wściekła, teraz jednak wyleciał jej z głowy nawet powód ich sprzeczki.<br />
- Ja również przepraszam. Nie powinnam była tak na ciebie krzyczeć.<br />
Obrócił ją w swoją stronę, kiedy dostrzegła uśmiech na jego twarzy pochyliła się zarzucając mu ręce na szyję i stykając się z nim ustami.<br />
- Kocham cię, Fran. - wyszeptał chwilę później, gdy oderwali się od siebie. - Najbardziej na świecie.<br />
Uśmiechnęła się, opierając głowę na jego ramieniu.<br />
- Ja ciebie też. Bardzo. <br />
<br />
<i>15 kwietnia, 2014 rok</i><br />
<i><br /></i>
- Gotowa? - spytała Lara, stając za nią i przyglądając się, jak odkłada prostownicę na półkę w łazience. - Nie chcę się spóźnić, Fran.<br />
Westchnęła mierząc przyjaciółkę wzrokiem, dokładnie wiedziała o co tak naprawdę jej chodziło.<br />
- Marco nie zając, nie ucieknie. - odparła, zarzucając marynarkę na ramiona i wymijając Larę w drzwiach. - Idziemy?<br />
Szatynka kiwnęła głową, a Fran zamknęła za nimi drzwi od pokoju. Była zła na Leona, obiecał przyjechać po nią pół godziny wcześniej a do tej pory nie dawał znaku życia, w efekcie czego musiała zabrać się z Larą.<br />
Kiedy dotarły na miejsce impreza dopiero się rozpoczynała, jej przyjaciółka natychmiast zniknęła w tłumie prawdopodobnie w poszukiwaniach Marco, Francesca z kolei usiadła przy barze, prosząc kelnera by nalał jej drinka. Po raz kolejny została sama. Czasami naprawdę miała serdecznie dość nieodpowiedzialności Leona. Ludzi z czasem przybywało coraz więcej, jego wciąż nie mogła dostrzec w tłumie. Zamówiła drugiego drinka, a potem kolejnego i kolejnego. Nie wiedziała po którym humor znacznie się jej poprawił, wstała i ruszyła na parkiet, przepcyhając się przez tłumy ludzi, niektórych z nich widziała pierwszy raz w życiu, przynajmniej tak się jej wydawało. Kiedy jeden z uczniów jej szkoły którego imienia nie znała poprosił ją do tańca, nie odmówiła. Wydał się jej całkiem przystojny, poza tym miała ochotę się zabawić. Ostatnimi czasy zbyt wiele swoich nerwów poświęciła na kogoś, kto najwyraźniej na to nie zasługiwał.<br />
**<br />
Po raz kolejny próbował uruchomić swój telefon, jednak bateria wyczerpała mu się do reszty. Zamówił taksówkę wracając z warsztatu samochodowego, w którym chwilę wcześniej musiał zostawić swoje auto, gdy po raz kolejny stanęło na środku skrzyżowania. Droga do klubu dłużyła mu się strasznie, nie czuł nawet jak w nerwach wbija sobie paznokcie w skórę, nie chciał znowu kłócić się z Francescą a wiedział, że teraz będzie to pewnie nieuniknione. Gdy taksówkarz zaparkował przed budynkiem, wcisnął mu do ręki banknot po czym wysiadł z auta i szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi.<br />
Gdy znalazł się w środku uderzyła go głośnia muzyka, zacisnął zęby i wytężył wzrok, starając się dostrzec ją w tłumie. Zrobił kilka kroków do przodu przeciskając się między ludźmi, kiedy zobaczył ją stojącą przy barze. Zamrugał kilka razy nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Jego dziewczyna zajęta była całowniem jakiegoś faceta, oplatał ją dłońmi w pasie, co najwyraźniej jej nie przeszkadzało. Wpatrywał się w nich chwilę, po czym lekceważąc bolesne ukłucie w sercu ruszył w ich stronę, odciągając od niej chłopaka i popychając go prosto na jeden ze stolików.<br />
- Leon... - wyszeptała, jednak odwrócił wzrok, szybkim krokiem kierując się w stronę drzwi i wybiegając z pomieszczenia. Bał się, że zaraz zwariuje. Potrzebował świeżego powietrza.<br />
**<br />
Wybiegła za nim, starając się zachować równowagę i nie zwracać uwagi na alkohol szumiący jej w głowie.<br />
Kiedy zamknęła za sobą drzwi budynku zadrżała z zimna. Zaciskając zęby pobiegła przed siebie, bacznie rozlądając się dookoła. Dostrzegła go pod jednym z drzew, nerwowo przestępował z nogi na nogę, palcąc papierosa. Chwiejnym krokiem ruszyła w jego stronę, krople deszczu przyprawiały ją o gęsię skórkę. Kiedy ją zauważył rzucił papierosa na ziemię, wbijając w nią ostre spojrzenie. Zakręciło się jej w głowie.<br />
- Leon... - wydusiła, nie wiedząc jak zacząć rozmowę, było jej głupio, czuła wyrzuty sumienia choć wciąż była na niego wściekła. Miała wrażenie, że lekceważy ją od dłuższego czasu. - Ja ci to wszystko wyjaśnię.<br />
Zaśmiał się, robiąc krok w jej stronę. Włosy miał całe mokre od deszczu tak jak wtedy, gdy dwa miesiące temu pocałował ją po raz pierwszy.<br />
- Co mi wyjaśnisz? Potknęłaś się i przypadkiem wpadłaś na pana czy może szukałaś dodatkowej atrakcji?<br />
Zacisnęła pięści, starając się nad sobą panować i zachować trzeźwość umysłu.<br />
- Jesteś niesprawiedliwy. - powiedziała najspokojniejszym tonem, na jaki było ją stać. - Wystawiłeś mnie Leon, po raz kolejny. Lekceważysz mnie non stop, a ja nie jestem twoją cholerną zabawką!<br />
Widziała, jak oczy zapłonęły mu z wściekłości.<br />
- Czy ty siebie w ogóle słyszysz?! - warknął. Nie przypominała sobie, by widziała go kiedyś w takim stanie. - To ty zabawiłaś się moimi uczuciami, puściłaś się z pierwszym lepszym i twierdzisz, że to ja traktuję cię przedmiotowo, tak?<br />
Zrobiła krok do przodu, zaciskając pięści. W głowie jej huczało, nie do końca docierał do niej sens wypowiedzianych przez niego słów. To nie był jej Leon, nie ten, w którym się zakochała.<br />
- Jesteś żałosny. - powiedziała, po chwili wybuchając śmiechem. - Mały, żałosny chłopiec któremu wydaje się, że zawojuje świat. Mam prawo do swojego życia kiedy ty mnie ignorujesz, wiesz? Powinnam była pomyśleć o tym wcześniej, a nie tracić czas z rozpieszczonym, niedojrzałym bachorem!<br />
Kiedy tylko wypowiedziała te słowa, poczuła na policzku uderzenie zimnej dłoni, co przywołało ją do porządku. Zatoczyła się i upadła, przymknęła powieki starając się zagłuszyć ból i pieczenie na twarzy.<br />
Kiedy kilkanaście sekund później otworzyła oczy, obraz był rozmazany. Stał w tej samej odległości co przedtem, wpatrując się w nią z przerażeniem na twarzy.<br />
- Nienawidzę cię. - wyszeptała, wbijając w niego ostre spojrzenie.<br />
<i>When you say you love me...</i><br />
Zacisnęła zęby, wbijając paznokcie w ziemię.<br />
<i>Know I love you more</i><br />
Naprężyła mięśnie, próbując się podnieść.<br />
<i>And when you say you need me,</i><br />
Wstała, odtrzepując sukienkę z ziemi i chwiejnym krokiem ruszyła w przeciwną stronę.<br />
<i>Know I need you more</i><br />
Obróciła głowę rzucając mu ostatnie spojrzenie.<br />
<i>Boy I adore you</i><br />
Szybkim krokiem ruszyła przed siebie, mając nadzieję że nie będzie go musiała już nigdy więcej go oglądać.<br />
<i>I adore you.</i><br />
<i>**</i><br />
<i><br /></i>
<i>19 czewrca, 2017 rok</i><br />
<i><br /></i>
Zarzucił na siebie skórzaną kurtkę, długo stojąc przed drzwiami budynku i wpatrując się w jeden punkt.<br />
Obrócił głowę, kiedy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu.<br />
- Wchodzisz? - usłyszał głos Federico. Jego przyjaciel spoglądał na niego ciepłym wzrokiem i uśmiechał się zachęcająco. Był jedną z nielicznych osób, z którymi Leon utrzymywał kontakt, od czasu pamiętnego wydarzenia odciął się od wszystkiego co związane było z <i>nią</i>.<br />
- Francesca już tam jest? - spytał, niepewnie spoglądając na przyjaciela. Federico pokiwał głową.<br />
- Lena mi napisała, że przyjechała niedawno. Jesteś gotowy?<br />
Zagryzł wargi, starajac się zapanować nad drżącymi nogami.<br />
- Bardziej nie będę. - doparł po chwili, po czym zrobił krok przed siebie.<br />
**<br />
Uśmiechnęła się na widok Lary, siedzącej z głową opartą na ramieniu Marco. Od zawsze miała nadzieję że będą razem, według niej byli parą wręcz idealną - zakochaną w sobie i co najważniejsze, zgodną.<br />
- Cześć. - Lena pocałowała ją w policzek, ciągnąc za rękę Fede. - Jak się czujesz? Natalia i Maxi już są?<br />
Uśmiechnęła się na widok przyjaciółki, po czym przyciągnęła ją do siebie i objęła.<br />
- Cześć, Lenka. Nie, nie widziałam ich. Naty pisała mi wczoraj, że stawią się na pewno. - dodała z uśmiechem. Długo wahała się czy przyjść ale dziewczyny ostatecznie ją przekonały, poza tym miała ochotę spotkać się z dawnymi przyjaciółmi, tłumaczyła sobie, że jej życie w liceum nie kręciło się w końcu tylko wokół Leona. Bała się go spotkać, bała się i chciała tego jednocześnie. Wiele razy wyobrażała sobie, jakby to było. Wymieniliby uśmiechy i zwroty grzecznościowe, po czym każde poszłoby w swoją stronę. A może wyrzuciłaby mu wszystko albo przeprosiła go za to, co wtedy zrobiła?<br />
Upiła łyka zimnej wody, starając się odgonić od siebie te myśli.<br />
- Proszę. - odezwała się Lena, podając jej do ręki małą, białą karteczkę. To zaproszenie na ślub mój i Fede. Za dwa miesiace.<br />
Ze zdziwienia szerzej otworzyła oczy, przypatrując się małym literkom oznajmiającum, że 24 sierpnia Lena Navarro i Federico Pasquarelli zawrą święty związek małżeński.<br />
- Gratuluję. - powiedziała cicho, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - Dziękuję, na pewno będę.<br />
Lena odzwajemniła uśmiech.<br />
- Nie ma czego. To idiota ale go kocham. Założył się kiedyś z Diego że mnie poderwie i mu się udało, naprawdę nie wiem jakim cudem. Cóż, przynajmniej jego kumpel wisi nam pięć zgrzewek wódki. Alkohol na wesele mamy załatwiony.<br />
Roześmiała się, wciąż nie mogąc uwierzyć jak to wszystko się poukładało, kiedy jej wzrok zatrzymał się na mężczyźnie stojącym w drzwiach.<br />
Lena na widok jej twarzy obróciła głowę do tyłu, po czym szybko się ulotniła mrucząc coś w stylu 'to ja was zostawię samych'.<br />
Zacisnęła zęby i zachęciła Leona uśmiechem, a on zrobił kilka kroków w jej stronę.<br />
- Cześć. - zagadnął pierwszy, odwzajemniając uśmiech. Widziała, jak ze zdenerowania drżą mu ręce. - Ładnie wyglądasz.<br />
Wzięła głęboki oddech, starając się zachować spokój. Wielokrotnie wyobrażała sobie tą chwilę. I prawdę mówiąc, spodziewała się wszystkiego poza zwykłym 'cześć'. Sama jednak nie potrafiła się zdobyć na nic innego.<br />
- Dziękuję. - odparła powoli, spoglądając to na niego, to na swoje buty. - Co u ciebie?<br />
- Studiuję ekonomię. Nic ciekawego. - dodał, machając ręką. - A ty? Jak sobie radzisz?<br />
Westchnęła, siadając na krześle i dając mu znak, by poszedł w jej ślady.<br />
- Gram w teatrze. Pracuję nad solową płytą. Na razie nic istotnego.<br />
Pokiwał głową. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, wodząc wzrokiem po sali.<br />
- Fran... - zaczął po chwili z niepewnym wyrazem twarzy. - Tak sobie myślę... co ty na to, żebyśmy po tej całej imprezie poszli na kawę? Tak na spokojnie pogadać?<br />
Wpatrywała się w niego, analizując każde jego słowo. Przed oczami ukazały jej się wszystkie ich wspólne chwile. Pierwsze spotkanie, pierwszy wspólny występ na scenie. Wycieczka w góry wraz z gronem przyjaciół, pierwszy pocałunek, wyznanie miłości, kłotnie, jego wzrok gdy zobaczył ją z innym i mocne uderzenie na policzku. Przygryzła dolną wargę. Wciąż go kochała, choć po tym wszystkim była zdania, że sama miłość nie wystarczy.<br />
- Dobrze. - odparła po pewnym czasie. - Bardzo chętnie.<br />
_____________________________________________________<br />
<br />
Witajcie, Kochani. Wiem że liczyliście na shota Marciaka i Aci ale niestety, nastąpił wypadek losowy, Marta od południa nie miała prądu, nie miała jak dodać, mam nadzieję że nam to wybaczycie. Jest to ostatnie pięć minut należące do naszych cudownych jubilatek więc wykorzystam tę okazję i jeszcze raz życzę Wam wszystkiego co najlepsze! <3Unknownnoreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-6655630695957659487.post-2428991920061809282014-07-03T18:22:00.002+02:002014-07-03T18:31:38.382+02:001# Organizacyjny Witamy!<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Oto nasz pierwszy post organizacyjny, w którym chciałybyśmy wypowiedzieć się o kilku bardzo istotnych sprawach. Zaczniemy od konkursu, a skończymy na "ulepszeniach" naszego bloga. Mamy nadzieje, że dotrwacie do końca notki, bo <u>każda</u> informacja będzie ważna i może poniekąd wpłynąć na rozwój całego JSM. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zacznijmy od <b>spraw konkursowych</b>. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział... od kilku dni można odwiedzać podstronę, na której są ogólne zasady konkursu na Oneshota. Zapraszamy! -<a href="http://juntos-somos-mas-oneshot.blogspot.com/p/konkurs.html"> KLIK.</a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>1.</b> Dziś, kilka godzin temu, wpłynęła do nas pewna praca, której treść niesamowicie przypominała Oneshota naszej kochanej Agnieszki. Mówiąc "przypominała", mamy na myśli to, że była absolutnie skopiowana. Nie zamierzy przejść obok tego obojętnie dlatego też, ta osoba zostaje zdyskwalifikowana, a jeśli powtórzy się ta sytuacja to zrezygnujemy z konkursu. Nie będziemy przyjmować kogoś, kto jest na tyle zdesperowany żeby kopiować pracę i wysyłać nam ją na konkurs. Mało tego, ta praca należała do jednej z nas, co nas nie tyle co zszokowało, a zdziwiło. Jak widać, głupota ludzka nie zna granic. Proszę następnym razem się pilnować i NIE KOPIOWAĆ CUDZYCH PRAC!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
O całej tej strawie możecie przeczytać na blogu Agi, a oto link:<br />
<a href="http://esperanza-ultima.blogspot.com/2014/07/jest-taki-dzien-kiedy-ludzie-kopjuja.html">http://esperanza-ultima.blogspot.com/2014/07/jest-taki-dzien-kiedy-ludzie-kopjuja.html</a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>2.</b> Druga sprawa, która może również doprowadzić do zatrzymania konkursu, to wyzwiska i różne tego typu pierdoły, którymi bezpodstawnie nas oskarżacie. A oto jedne z nich: </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>"myślę, że w tym waszym konkursie i tak wybierzecie kogoś kto jest najbardziej znanym blogerem. np. nikoletta, teddy, lub ktoś tego typu. dziewczyny które prowadzą bloga i mają mało wyświetleń mało czytelników i komentatorów, ale super piszą macie pewneie w dupie"</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
albo:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>"dlaczego zawsze są tutaj te najpopularnejsze blogerki? ossoba która bedzie miała bloga z np. 2000 wyświetleń pewnie i tak nie wygra tego konkursu -,- i pewnie będziecie glosować po znajomości..."</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Po pierwsze:</b> Nie wiem czy niektórzy nie potrafią czytać, ale wyraźnie jest napisane, że przyjmujemy pracę od osób, które nie posiadają bloga, ani nawet konta na bloggerze. Dlaczego uważacie, że przyjmiemy osobę, która ma popularnego bloga? Nie zależy nam na kimś, kto ma tysiące wejść i piszę z takimi błędami, że aż oczy bolą, ale szukamy osoby, która potrafi i kocha pisać. Niezależnie od tego czy ma bloga, czy też go nie ma. Owszem, jeśli wymienione wyżej dziewczyny wyślą pracę i akurat najbardziej spodoba nam się właśnie ich Oneshot to wygrają i nie będzie tu żadnych oszustw czy innych podstępów. Jak już wspominałyśmy wygra <u>najlepszy! </u></div>
<div style="text-align: justify;">
<u><br /></u></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Po drugie:</b> Marzymy by odkryć osobę, która jeszcze nie miała swojego debiutu na bloggerze, a bardzo chciałaby się wykazać. Nie zależy nam na gwiazdkach blogspotu. Poszukujemy nowych talentów, więc zależy nam na zgłoszeniach od osób anonimowych. Nie trzeba się bać, my nie gryziemy ;D</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Po trzecie: </b>W konkursie będzie oceniać tylko dziesięć bloggerek za względu na słaby kontakt, wakacyjne wyjazdy i brak czasu oraz chęci. Głosy będą jak najbardziej sprawiedliwe i <u>nie po znajomości.</u> Gdyby wszystko było po znajomości, to nie zorganizowałybyśmy konkursu, tylko po prostu zaprosiłybyśmy wyznaczone osoby. Proste, prawda? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Po czwarte: Wyjaśnienia od Marceli: </b> No więc pozostała jeszcze jedna sprawa, którą należało poruszyć już wcześniej. Teraz <u>Marcela</u> musi coś wyjaśnić. Jak wiadomo, Nikoletta <u>nie znajduje </u>się na JSM, <u>ale nie jest to wina tego, że jej nie lubimy czy słabo pisze</u> - bo tak nie jest a tak nam co poniektóre osoby zarzucają. <u><i><span style="color: red;">Wina leży tutaj tylko i wyłącznie po mojej stronie.</span></i></u> Zawaliłam po całości, doskonalę zdaję sobie z tego sprawę. Gdy powstawał blog, miałyśmy się jakoś zebrać, miałam dać znać Nikolettcie, ale...zapomniałam. Wiem, to po prostu nie mieści się w głowie i jest nie do wybaczenia, ale bolały mnie te wszystkie hejty które otrzymywaliśmy i które otrzymywała Nika. Zorientowałam się, jak bardzo zawiodłam w chwili, gdy ktoś napisał na naszym asku. Gdy chciałam wszystko naprawić, było już za późno. Blog już sprawnie pracował, nie można było nic zrobić, ale jest konkurs. Tak jak pisała Marta powyżej, <u>nie mamy zamiaru w nim oszukiwać</u>, żadna z nas. Choć bardzo bym chciała, żeby Nikoletta znajdowała się na tym blogu, to <u>oceniamy sprawiedliwie, nie możemy dać innym przepustki do bloga, jeśli Os okaże się być totalną porażką.</u> Pracę można jeszcze wysyłać przez długi czas. Ale musiałam powiedzieć prawdę. Mam nadzieję, że nie będziecie przez to na mnie źli. A tym bardziej Nikoletta. To też mi nie daje spać. Strasznie, cholernie źle się z tym czułam i dobrze, że wreszcie mogłam to z siebie wyrzucić. Więc nie życzę sobie jakichkolwiek niemiłych uwag na asku Nikoletty ani proszę nie atakować dziewczyn, bo to nie jest ich wina, tylko i wyłącznie moja. Przepraszam, Marcela. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie osądzajcie nas i nie wyżywajcie się na innych bloggerkach, które nie należą do JSM. Konkurs jest otwarty dla każdego i jeśli pojawią się kolejne takie sytuacje to zostanie on najzwyczajniej zamknięty. Nie będziemy tolerować więcej waszego zachowania i wyzwisk, które są dalekie od prawdy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>3.</b> Jeżeli chodzi o sam konkurs... Dużo osób nie chce się do nas zgłosić, gdyż nie wierzą we własne możliwości. Nie bójcie się! My czekamy na wasze pracę z niecierpliwością (o ile jest ona całkowicie samodzielna) i gwarantujemy, że damy szanse każdemu. Nie zwracajcie uwagi na nasze style. Wszyscy jesteśmy inni i może akurat najbardziej spodoba nam się praca właśnie twojego autorstwa? Więc nie czekaj tylko <b>bierz się za pisanie</b>! Życie jest zbyt krótkie na wszystkie "za" czy "przeciw". ;) </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
_ _ _</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przejdźmy do rzeczy ogólnych. Zabierzmy się za <b>bloga.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
1. Jedną z najbardziej denerwujących rzeczy jest: "O! Ta ma więcej talentu, ta mniej". Nie wiemy czym się kierujecie, ale to całe gadanie zaczyna się robić już bardzo męczące. Każda z nas ma absolutnie inny styl, wyobraźnie i charakter. Nigdy nie będziemy pisać tak samo, ani nigdy też nie będziemy pisać od siebie gorzej. Cała siedemnastka ma swój własny i niepowtarzalny styl. Nie powinniście porównywać jednego Oneshota z drugim, ani też jednej bloggerki z drugą. Z pisaniem jest jak ze śpiewem. Czy według was każdy piosenkarz ma ten sam głos? No właśnie. A jednak kochamy różnorodność :) </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
2. Na blogu piszą te dziewczyny, które przed założeniem miały dobry kontakt z założycielkami. Kierowałyśmy się sympatią, niczym innym. To, że kilka bloggerek zostało pominiętych, nie oznacza, że nie posiadają talentu i nie nadają się do pisania. Cały wybór był kwestią dwóch-trzech dni i nie myślałyśmy o nikim innym, tylko o znajomych, dobrze znanym nam pisarkach, które nigdy w życiu by nas nie zawiodły. Osoby, które u nas nie piszą, a według was powinny, są nam po prostu obce, żadna w tym filozofia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
3. Co do naszej rozpiski. Ostatnio zaszły pewne komplikacje i Domi wraz z Dulce nie mogły dodać swoich Oneshotów. Na pewno w niedalekiej przyszłości pojawi się OS o Leonettcie, co do Domi nie jesteśmy pewni, gdyż wyjechała na wakacje, ale myślimy, że także będziecie mieli szanse na przeczytanie historii o Fedenesce. Póki co zapraszamy was na OS naszej kochanej Zuzki -<a href="http://juntos-somos-mas-oneshot.blogspot.com/2014/07/012-pablangie-srebro-i-awenturyn-tears.html"> KLIK.</a> </div>
<div style="text-align: justify;">
Mamy nadzieje, że teraz wszystko pójdzie już zgodnie z rozpiską, ale musicie pamiętać, że my nie jesteśmy robotami, a wszystko co robimy jest z myślą o was. Przepraszamy za opóźnienia, ale zrozumcie, że mamy własne życie :)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
_ _ _</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dobrze, a teraz może troszkę milsze rzeczy :D Przejdźmy do<b> ulepszeń bloga.</b> </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
1. Jak ostatnio zauważyliście, zakładka "zamówienia" została na chwilę obecną zablokowana. Dostałyśmy około 30 zamówień i musimy teraz jakoś z tego wybrnąć. Dlatego też, na razie zrezygnowałyśmy z przyjmowania jakichkolwiek zamówień do czasu, gdy przynajmniej 3/4 waszych próśb o historie zostanie spełnionych.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie, nie będziecie czekać kilka miesięcy, gdyż połowę lipca i cały sierpień chcemy przeznaczyć na zamówienia. Będą one dodawane z 3 albo 2-dniową częstotliwością, dzięki czemu na naszym blogu nie będzie pusto. Gdy już pozbędziemy się wszystkich zamówień albo większości z nich, to na nowo otworzymy zakładkę, ale tym razem z zupełnie nowymi zasadami. Mamy nadzieje, że wam się spodobają!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
2. Od dnia dzisiejszego wprowadzamy do naszego bloga nową etykietę tzw. "<b>crossover</b>". Będzie ona polegała na przemieszczeniu postaci z Violetty do innego serialu, książki lub filmu, np. Leonetta przeniesie się w magiczny świat Harrego Pottera, albo do dość fantazyjnej opowieści nawiązującej do książki Tolkiena "Władca Pierścieni". Reasumując, połączymy coś zwykłego z czymś zupełnie z innej beczki. Mamy nadzieje, że wam się spodoba.<br />
Dodamy również etykietę "<b>obyczajowy</b>" (historie opierające się na prostych wątkach, sprawach życiowych, które nie będą potrzebowały zbyt wielu przemyśleń), by każdy mógł znaleźć coś dla siebie :) </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
3. Zachęcamy do głosowania w ankiecie po prawej stronie oraz do obserwowania naszego bloga. Sprawdźmy ile was tam jest! ;)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kończąc ten dość nudny wywód, chciałybyśmy dodać, że cały blog powstał z myślą o was, naszych czytelnikach. Mamy nadzieje, że zostaniecie z nami jak najdłużej, podobnie jak my zostaniemy z wami. Cieszymy się, że nasz blog z tak krótkim czasie zyskał sławę i popularność o jakiej żeśmy nawet nie myślały. Od 17 maja, czyli dnia założenia, przybyło nam 86 obserwujących i ponad 31 tysięcy wyświetleń. Sukces jak się patrzy, prawda? :D </div>
<div style="text-align: justify;">
Dziękujemy z całego serca i pamiętajcie RAZEM MOŻEMY WIĘCEJ!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z wyrazami miłości,</div>
<div style="text-align: justify;">
- Załoga JSM </div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/07564423589647436482noreply@blogger.com3